Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nasze wczoraj - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
8 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nasze wczoraj - ebook

Daniel nie spodziewał się, że pojawienie się w jego życiu Łucji, zmieni wszystko.
Była dla niego zakazana. Wszyscy to wiedzieli. On, ona i każdy, kto miałby cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie. Jednak jego serce nie chciało słuchać rozumu. Nie chciało słuchać nikogo, nawet jego samego.

Łucja wiedziała, że to był zły pomysł. Uczucie, którym darzyła Daniela, było zakazane. Ale jak można zapomnieć o kimś, kogo się kocha? Jak można przestać myśleć o kimś, kto jest tak blisko i daleko jednocześnie? Był dla niej zakazany. Wszyscy to wiedzieli. Ona, on i każdy, kto miałby cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie. Jednak jej serce nie chciało słuchać rozumu. Nie chciało słuchać nikogo, nawet jej samej.

Stąpają po cienkiej linii.
To niemożliwe, żeby utrzymali równowagę.
Ktoś musiał spaść.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8178-166-4
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Pamiętam dzień, w którym moja mama powiedziała, że w jej brzuchu śpi moja przyszła siostrzyczka. Wtedy nie wiedziałem, jak ugryźć to stwierdzenie. Dziecko w brzuchu? Co ona, zjadła to dziecko? Ale jako trzylatek nie miałem większego pojęcia o niczym, co się wokół mnie działo. Ważne, że raz w roku przychodził Mikołaj, że tata co sobotę zabierał mnie na boisko pokopać piłkę, a mama zrobiła na obiad pomidorową. Bez marchewek. Wieczór, kiedy położyła moje ręce na swoim brzuchu, był dziwny. Powiedziała, że niedługo wyjdzie z niego moja młodsza siostrzyczka, a ja będę starszym bratem, który będzie musiał się nią opiekować, bronić jej i dbać, żeby nic złego jej się nie stało.

Wtedy nie wiedziałem, jak bardzo ta wiadomość zmieni moje życie. I jak bardzo je spieprzy...

Powiedziała mi, że mogę jej pomóc wybrać imię dla siostrzyczki. Sama chodziła z nosem w notesie, zapisując zasłyszane imiona albo takie, które znalazła w jakiejś książce. Też chciałem wziąć w tym udział, ale gdy proponowałem jej imiona superbohaterów z kreskówek, tylko się śmiała perliście, mówiąc, że to nie pasuje do dziewczynki. Nie wiedziałem, co znaczy dziewczyńskie imię. W przedszkolu rzadko kiedy zadawałem się z dziewczynami, bo były nieznośne, szczególnie gdy bawiły się w dom i rządziły całą salą. Byłem cholernie zawiedziony, że nie potrafiłem pomóc mamie. Może faktycznie do mojej siostrzyczki nie pasowało imię jakiegoś robota albo gadającego psa. I wtedy przypomniałem sobie o książkach. Naszym cowieczornym rytuałem było czytanie bajek, kiedy leżałem już w łóżku. Jakiś czas temu zaczęliśmy czytać Opowieści z Narnii, a tam jedną z głównych bohaterek była Łucja. Prawdomówna. Dobra. Łaskawa. Odważna. Zawsze radosna. Chciałem, żeby moja siostrzyczka też taka była.

Mama z wrażenia przysiadła na łóżku, nie wchodząc pod kołdrę, co zazwyczaj robiła, tuląc mnie mocno do siebie podczas lektury.

– To bardzo piękne imię – powiedziała zdumiona, a jej wzrok pomknął w stronę okładki. – Królowa Łucja Mężna? – zachichotała pod nosem, a ja jej zawtórowałem.

Nie wiedziałem, czy spodobała jej się moja propozycja, bo otworzyła książkę i zaczęła czytać, odrzucając na bok czerwoną zakładkę.

Niemniej pół roku później na świat przyszła Łucja Słowikowska.

Coś wam powiem. W prawdziwej miłości nie ma nic romantycznego. Ona rani. Ona sprawia ból. Niszczy...

Kochając, wyrzekłem się dawnego siebie. Teraz w niczym nie przypominam tamtego chłopaka z dawnych lat. Nie mam rodziców. Nie mam siostry... Jestem sam. Wszystko przez to, że się zakochałem. W Łucji.

Mojej siostrze.

Mojej wielkiej miłości.

Miłości zakazanej.Rozdział 1

Baby you’re all that I crave

Tell me how many days do I have to chase you?

Do I have to chase?

Before I taste you

Before I can say

I can escape you

I cannot escape

Baby you’re way too good to be true.

The Vamps & Danny Avila feat. Machine Gun Kelly,
Too Good To Be True

Łucja

– Daniel, ani mi się waż iść beze mnie! – zawołałam ostro wkurzona, pospiesznie wrzucając zeszyty i książki do torby.

Robił to specjalnie, byłam tego pewna! Jeszcze niedawno spał do ostatniej chwili, a teraz pierwszy wyrywał do szkoły, nie czekając na mnie.

Odgarnęłam długie blond włosy za ramię i narzuciłam na siebie kurtkę, bo wrześniowy poranek był wyjątkowo chłodny. Zerknęłam na budzik na szafce nocnej, który tkwił w brzuchu tak brzydkiego i szkaradnego kota, że w ostatecznym rozrachunku nie szło go nie pokochać. Był to prezent na moje dziesiąte urodziny od brata, który w ten sposób chciał mi zrekompensować to, że rodzice nie zgadzali się na obecność jakiegokolwiek zwierzaka w naszym domu.

– Wychodzę! – usłyszałam gburowaty, nieco piskliwy głos, gdy próbował przekrzyczeć relaksacyjną muzykę, którą mama puszczała w salonie podczas swoich porannych sesji jogi.

Porwałam z łóżka plecak, zarzucając go na ramię, kiedy zbiegałam ze schodów. Przy drzwiach zmieniłam buty i rzuciłam mamie poranno-pożegnalne „cześć!”. Wybiegłam z domu, w rekordowym czasie pokonując drogę do przystanku autobusowego, który od domu dzieliło kilkanaście metrów. Sapnęłam, tupiąc zawzięcie nogą, nigdzie nie widząc Daniela.

– Masz śniadanie? – dosłyszałam głos zza pleców.

Obróciłam się na pięcie wkurzona, ściągając brwi. Znowu to zrobił.

Daniel stał oparty o przydrożne drzewo, z rękami założonymi na piersi. W ostatnim czasie sporo urósł ku rozpaczy mamy, która nie nadążała z kupowaniem mu nowych ciuchów i butów. Nie mówiąc już o stroju sportowym. Jakby w odpowiedzi na moje myśli Daniel podrzucił torbę treningową na ramieniu, a z bocznej kieszeni wyciągnął plastikowy pojemnik.

– Trzymasz moje śniadanie między swoimi spoconymi skarpetkami? – Skrzywiłam się z odrazą.

Uniósł wysoko czarną brew, tak że niemal zniknęła pod czupryną ciemnych włosów. Jego zielone, kocie oczy błysnęły psotnie.

– Spoko. Jak dla mnie możesz dzisiaj nie jeść. Więcej dla mnie. – Wzruszył ramionami, otwierając pojemnik z moim śniadaniem.

Szybko skoczyłam, wyszarpując mu je z ręki. Wiedziałam, że chłopcy w okresie dojrzewania szybciej rosną, więcej jedzą i przeżywają coś zwanego mutacją, ale Daniel burzył wszelkie możliwe statystyki. Rósł w oczach, a jedzenia pochłaniał tyle, że praktycznie na każdej przerwie w szkole widziałam go z kanapką.

– No i tak powinnaś zrobić od razu – parsknął, zapinając torbę.

Odgarnął przydługą grzywkę, która opadała na jego zbyt prosty nos.

– Mam być ci wdzięczna? Przez ciebie moje jedzenie zostało skażone! – fuknęłam, wciskając pojemnik do torby, nie zauważając, że Daniel podszedł bliżej. Dopiero gdy zaczął czochrać mi włosy, odskoczyłam od niego jak oparzona, zawodząc niczym upiór.

– Nadal myślę za ciebie, Łuska – zarechotał, starając się, by jego głos zabrzmiał nisko.

– Spadaj, piszczałko. – Wytknęłam mu język.

Daniel spochmurniał. Nie lubił, gdy nabijałam się z jego świdrującego głosu. I wiedziałam, jak to się zaraz skończy. Ruszył w moim kierunku, mrużąc groźnie oczy.

– Daniel, nie... Sorry, poważnie! – Wyciągnęłam przed siebie ręce, pochylając się i przyjmując w ten sposób pozycję obronną.

Ale nic to nie dało. Daniel był zwinny jak wąż. Przez cholerne treningi piłkarskie, gdzie grał jako napastnik, nie było możliwości, żebym mu się wywinęła. Zmylił mnie, odbijając w prawo, a wtedy ja się odwróciłam, zupełnie się przy tym odsłaniając. Korzystając z okazji, wystrzelił w lewo, łapiąc mnie pod kolana i jednym płynnym ruchem zarzucając sobie na ramię.

Piszczałam, waląc go po plecach, ale równie dobrze mogłam uderzać w drzewo, o które wcześniej się opierał. Na nic grożenie, że powiem mamie albo że następnym razem nie upiekę dla niego jabłecznika, kiedy będzie mnie o niego błagał. Wierzgnęłam mocno, wyswobadzając jedną z nóg, którą w coś kopnęłam. Dopiero zduszony jęk sprawił, że wciągnęłam ze zgrozą powietrze. Daniel ostrożnie pochylił się, pozwalając, bym ześlizgnęła się po jego barku. Trzymając się za prawe kolano, mocno zacisnął szczękę.

– Ja... przepraszam! Nie chciałam, naprawdę...

Uniósł jedną rękę, drugą wciąż rozmasowując obolałe miejsce.

– Spoko – przerwał, zaciskając zęby, by zamaskować grymas bólu. – Moja wina.

Zaproponowałam, że wezmę jego torbę treningową, a nawet plecak, jednak on tylko na mnie spojrzał i z krzywym uśmiechem pokręcił głową. Może wyglądałam niepozornie, ale naprawdę byłam silna. Przykucnęłam przy nim, przygryzając wargi.

– Bardzo boli?

Rzucił mi szybkie spojrzenie. Cień bólu przeciął jego twarz, gdy mocniej zacisnął szczęki, a jego policzki pokrył szkarłat.

– Wytrzymam.

– To może nie idź dzisiaj na trening? – podsunęłam, jakby ten genialny pomysł miał wymazać moje winy. – Jeśli bardzo cię boli...

– Mówiłem, że dam radę – warknął nagle. Widząc, jak się nerwowo wzdrygam, rzucił mi speszony półuśmiech. – Dzięki, ale nie martw się, Łuska. Jest dobrze.

Przytaknęłam smutno, nie zawracając sobie głowy tym, że przezwał mnie najmniej lubianą ksywką, którą gnębił mnie od początku podstawówki.

Treningi Daniela były wyjątkowo intensywne, a i tak brał na siebie więcej, niż powinien. Na przykład codziennie rano przed szkołą biegał pół godziny, wieczorem godzinę, a trzy razy w tygodniu chodził na siłownię z kolegami z drużyny. Ledwo rozpoczął się rok szkolny, a już w planach mieli mecz w następny weekend. Jeśli z mojej winy będzie miał opuchnięte kolano...

Nerwowym gestem oblizałam usta. Już chciałam coś powiedzieć, ale poczułam mocne szturchnięcie w plecy, od którego runęłam do przodu. Gdyby nie szybka reakcja Daniela, pewnie ległabym jak długa w błocie. Silne ramiona zacisnęły się wokół mnie, a twarzą uderzyłam w jego klatkę piersiową. Rozmasowując nos, poczułam bijącą od Daniela woń perfum, antyperspirantu oraz ciepło. Czyżby przesadził z podnoszeniem mnie? Jego serce biło tak nierówno... Chciałam mu podziękować, ale w tej samej chwili odciągnął mnie od siebie na długość ramienia. Zmieszany podrapał się po szyi.

– Jak zwykle grzeszysz delikatnością, Pola – rzucił zgryźliwie do mojej przyjaciółki.

Stojąca za mną Pola wyszczerzyła się, mrugając intensywnie. Coś jej wpadło do oka czy jak?

– Więc dobrze, że stałeś obok, prawda? – zachichotała, wychylając się do przodu.

Daniel przytaknął z lekko zakłopotanym uśmiechem i, poklepując mnie po ramieniu, odszedł na drugi koniec przystanku. W tę stronę już biegli Horacy i Olaf, kumple z jego drużyny, którzy mieszkali w tej samej okolicy co my. Przywitali się, głośno przybijając sobie piątki, a do mnie pomachali, szczerząc się głupkowato.

Wywróciłam oczami, odwracając się do Poli, która oblizywała usta, odgarniając krótko obcięte włosy. Maślany wzrok utkwiła w plecach Daniela, a z jej gardła wydobył się przeciągły skowyt.

– Ten twój brat to niezłe ciacho! – pisnęła, uwieszając się na moim ramieniu.

Znudzona westchnęłam głęboko. Tak, mój brat był przystojny, a nawet seksowny, jeśli wierzyć słowom moich koleżanek i innych dziewczyn ze szkoły. Pola nie była wyjątkiem. I ją Daniel oczarował, chociaż nie musiał wkładać w to wiele wysiłku. Widocznie ignorowanie piszczących dziewczyn sprawiało, że te nakręcały się jeszcze bardziej. Nic z tego nie rozumiałam. Może dlatego, że miałam dopiero trzynaście lat i sprawy damsko-męskie były dla mnie nieznaną galaktyką. Moje koleżanki już dawno miały swoje sympatie, zakochiwały się i odkochiwały, a nawet zdążyły już mieć pierwszych chłopaków. A ja? Wielu chłopców nie chciało mieć na pieńku z Danielem, więc po prostu mnie ignorowali. Ostatecznie po wymianie z którymś zaledwie kilku zdań niepostrzeżenie podkradał się Daniel, który mrużąc oczy w ten swój groźny sposób, sprawiał, że wszyscy zainteresowani koledzy uciekali, gdzie pieprz rośnie. Więc tak, nie mam zielonego pojęcia, jak to jest w kimś się zakochać i poczuć motylki w brzuchu. Zostały mi tylko nauka i malarstwo. I chyba z tego cieszyli się tylko rodzice.

Pola trąciła mnie łokciem, kiedy na przystanek podjechał autobus. Wspięłyśmy się po wąskich schodkach i odbiłyśmy kartę miejską, po czym zajęłyśmy nasze stałe miejsce na przodzie autobusu. Daniel z resztą chłopaków usiedli na samym końcu, gdzie wszyscy mogli się pomieścić razem ze swoimi ogromnymi torbami treningowymi.

– Przez wakacje znalazł sobie dziewczynę? – spytała rzeczowo Pola.

– Nie, no coś ty. Dla niego liczy się tylko piłka. I jedzenie. Dużo jedzenia.

– Lubi jeść? To może oddam mu swoje śniadanie? – zaproponowała niezdrowo podniecona, okręcając się, by zerknąć w stronę chłopców. – Myślisz, że wtedy ze mną pogada?

Skonsternowana rzuciłam Poli powątpiewające spojrzenie. Właśnie poważnie zastanawiałam się nad tym, co ta dziewczyna miała w głowie. Dobra, wiedziałam, że od pewnego czasu Daniel był głównym tematem naszych rozmów, ale tego było zdecydowanie za wiele. Jej fascynacja przerosła moje oczekiwania.

– Pola, co ty odwalasz?

– No co? – Wzruszyła ramionami, poprawiając się na siedzeniu. – Podoba mi się. I chciałabym, żeby w końcu przestał widzieć we mnie dzieciaka, a ujrzał młodą, pełną życia kobietę.

– Jak dla mnie to jeszcze jesteśmy dzieciakami – zauważyłam trzeźwo, odpinając plecak, by wyciągnąć z niego podręcznik do biologii. – Pola, masz trzynaście lat i nawet stanika nie nosisz! A z tego, co wiem, Daniel jest w wieku, w którym dla chłopaków liczą się tylko piersi.

Chyba moje słowa przywołały ją do porządku. I w sumie mnie też. Obie spojrzałyśmy po sobie. No tak, jeszcze nie za bardzo miałyśmy czym się popisać. Byłyśmy chyba ostatnimi dziewczynami w klasie, które na razie nie mogły pochwalić się żadnym zarysem biustu. Ku radości mojego taty, dla którego byłam małą córeczką. Wedle niego nigdy nie powinnam stać się kobietą. Z kolei ja marzyłam o jakimkolwiek rozmiarze. Wzięłabym nawet miseczkę B, bylebym mogła nosić stanik inny od sportowego.

Pokręciłam głową, żeby odegnać głupie myśli, i otworzyłam podręcznik od biologii, bo miałyśmy zapowiedzianą kartkówkę.

– Chyba masz rację. – Pola stęknęła ciężko, wykrzywiając twarz w grymasie. – Ale on jest taaaki seksowny.

– Jestem jego siostrą. Wierz mi, siostry nie rozumieją takich rzeczy. – Machnęłam ręką, podstawiając jej książkę pod nos. – Uczyłaś się? Dzisiaj mamy...

– Po co ja w ogóle z tobą gadam! – fuknęła zła, odpychając od siebie podręcznik.

Zła Pola to zgryźliwa Pola. Opadła niżej na siedzeniu i, splatając ręce na ramionach, naburmuszyła się, wydymając usta jak małe dziecko. To tyle, jeśli chodzi o naszą rodzącą się kobiecość.

Objęłam ją ramieniem, całując szybko w policzek, przez co skrzywiła się jeszcze bardziej.

– Bo jestem twoją BFF – zaintonowałam śpiewnym głosem, szczerząc się bezczelnie.

Rzuciła mi przeciągłe spojrzenie i niepocieszona pokiwała głową.

– Racja. Jesteśmy best friends forever – dodała markotnym tonem i uśmiechnęła się jakby od niechcenia. – To co z tą biolą?

Daniel

Z końca autobusu miałem idealny widok na moją siostrę i jej przyjaciółkę. Ich dziecinne przekomarzania wkurzyły Polę, która się obraziła, osuwając zaraz na siedzenie. I jak zwykle to Łucja musiała załagodzić sytuację, przymilając się do niej. Teraz obie pochylały się nad podręcznikiem, a moja siostra tłumaczyła swojej przyjaciółce jakieś zagadnienie.

Nie żebym był ślepy. Wiedziałem, że podobam się Poli i kilkunastu innym dziewczynom ze szkoły, ale nic sobie z tego nie robiłem. I nie rozumiałem dlaczego. Moi kumple już dawno przestali być prawiczkami, ci ostatni w ubiegłe wakacje. Zostałem tylko ja. Niespecjalnie interesowały mnie dziewczyny i nawet byłem bliski założenia, że jestem gejem, ale to nie było to. Nie żebym to sprawdzał. Po prostu nic nie czułem, patrząc na chłopaków z drużyny ani gadając z koleżankami z klasy. Parę razy na szkolnych dyskotekach udało mi się porozmawiać z którąś sam na sam i pocałowaliśmy się na próbę, jednak nic nie poczułem. Może nie powinno się czuć niczego specjalnego? Ponoć uderzenia gorąca, jakieś dreszcze i inne mniej lub bardziej fizyczne aspekty były wskazane. Może to ze mną było coś nie tak?

Moją uwagę przykuł wybuch Poli, która śmiejąc się perliście, w jednej chwili skupiła na sobie uwagę całego autobusu. Zerknąłem szybko na Łucję starającą się schować za kurtyną długich, prostych blond włosów. Na jej policzkach zauważyłem delikatny rumieniec, a końcówka ołówka zniknęła pomiędzy jej czerwonymi nieumalowanymi wargami...

I wtedy to poczułem. Dreszcz przeciął mój kręgosłup i jednocześnie zrobiło mi się cholernie gorąco. Dlaczego? Ściągnąłem z siebie kurtkę. Może za ciepło się ubrałem? Kurtka i bluza pod koniec września nie były przesadą. Olaf nawet miał czapkę i szalik, a przecież nie było aż tak zimno.

– Wracając do tematu... – ciągnął Horacy, rozwalając się na dwóch siedzeniach pod oknem. – Jak tam ma się nasza Lucy?

Zmroziłem go nienawistnym wzrokiem. Mogłem niemal poczuć, jak moje siekacze wysuwają się groźnie zza warg. Nie lubiłem, jak moi kumple poruszali temat siostry. Automatycznie włączał mi się tryb wściekłego psa, który pogryzłby każdego, kto tylko rzuci w jej kierunku chociażby spojrzenie.

– A co ma z nią być? – warknąłem nieprzyjaźnie.

Horacy wywalił oczy na wierzch, podciągając się na siedzeniu.

– To ty nic nie wiesz?

Teraz to ja zdębiałem. Obróciłem się w poszukiwaniu pomocy do Olafa, ale ten patrzył na mnie szczerze rozbawiony.

– Stary, on serio nic nie wie!

– Ranking, koleś, ranking gorących pierwszoklasistek! – zarechotał Horacy, przybijając sobie z Olafem piątki nad moją głową.

– O czym wy pieprzycie?

Horacy najwyraźniej nie posiadał instynktu samozachowawczego, bo ciągnął temat z błyszczącymi z podniecenia oczami. Widocznie tocząca się z mojego pyska piana nie była wyraźnym znakiem, że ma zamknąć jadaczkę.

– Nie no, na jakiej planecie ty żyjesz? Proteinowe batoniki zatkały ci dopływ tlenu do mózgu czy jak?

– Dobra, więc sprawa wygląda tak... – Olaf przejął pałeczkę. Znał mnie na wylot, więc starał się uważniej dobierać słowa. – Po weekendowym sparingu, na którym była prawie cała szkoła, ktoś wymyślił, żeby zrobić ranking najseksowniejszych pierwszoklasistek.

Wydawało mi się, że kierowca autobusu podkręcił temperaturę do maksimum.

– Że co? – rzuciłem wściekle.

– No i twoja siostrzyczka znalazła się w czołówce – dodał markotnie Olaf, krzywiąc się, gdy zauważył mój wkurw.

Tylko Horacy wzruszył ramionami, poprawiając plecak na ramieniu.

– W sumie mnie to nie dziwi. Robi się z niej ślicznotka.

– Pojebało was.

Zerwałem się z siedzenia, przeciskając do wyjścia. Miałem gdzieś moich kumpli, szczególnie Horacego, który albo lubił mnie wkurzać, albo był na tyle głupi, żeby zaczynać przy mnie temat dotyczący fizycznych walorów mojej siostry.

– Czekaj!

Nie czekałem. Prosto z przystanku ruszyłem przed siebie, nawet się nie oglądając na chłopaków, ale nie byłem doszczętnie głuchy. Słyszałem ich rozmowę, którą prowadzili, idąc kilka metrów za mną.

– Cholera, obraził się. Masz syndrom starszego brata czy o co chodzi?! – wykrzyknął w moją stronę Horacy, jednak tego typu zaczepki spływały po mnie jak woda po kaczce.

– Ona ma dopiero trzynaście lat! – warknąłem, odwracając głowę. – To jeszcze dzieciak!

– Taaa, ale sam przyznasz, że robi się z niej niezła sztuka. Pamiętasz, jak w wakacje nocowałem u was po obozie treningowym? Cholera, wygląda zajebiście gorąco w tej swojej słodkiej piżamce! Szorty i koszulka...

Chwilę później przyciskałem gnoja do pobliskiego drzewa. I dobrze, że rosło za jego plecami, bo inaczej zbierałby resztki swojego pustego łba z mokrej kostki brukowej. Furia w kolorze krwistej czerwieni zalała mi oczy. Nie widziałem nic i nie czułem, jak Olaf próbował odciągnąć mnie od przygłupa, którym był ten debil Horacy. Liczyło się tylko to, że podniosłem kolesia za szmaty, a ten zaczął się krztusić, ostro wystraszony. Zacisnąłem szczęki, poddając się szarpiącemu mnie za ramię Olafowi. Puściłem Horacego, który wypieprzył się na tyłek, z trudem łapiąc powietrze. Stałem nad nim z zaciśniętymi pięściami, zastanawiając się, czy to wystarczyło, czy może powinienem mu pomóc zrozumieć zdanie „temat mojej siostry to temat zamknięty” za pomocą pięści.

– Ej, Daniel! Wyluzuj!

Olaf chwycił mnie za łokieć, jakby domyślił się, co planowałem właśnie zrobić. W tym czasie Horacy dźwignął się na nogi, spluwając na bruk. Zacisnąłem palce tak mocno, że czułem, jak paznokciami przebijałem skórę.

– Co ci odjebało?!

– Zamknij, kurwa, mordę – syknąłem, dźgając go groźnie palcem.

– Przecież nie na poważnie! Opanuj się – warknął Horacy, popychając mnie do tyłu.

Prawie się zatoczyłem, jednak nie oddałem mu. Tym razem. Widziałem, jak go przestraszyłem i wkurzyłem tym, że niemal skopałem mu dupę przed szkołą. Nie obchodziło mnie, co inni sobie pomyślą. Byliśmy naładowanymi testosteronem i hormonami nastolatkami i tylko to nas tłumaczyło. Poza tym jako trzecioklasiści mieliśmy pewną pozycję w szkole, więc nie było mowy, żeby któryś z uczniów poleciał po nauczyciela.

Odwróciłem się od kumpli, pochylając się, żeby podnieść z ziemi plecak i torbę treningową, zanim całkowicie nasiąkną wodą.

– Nieważne – rzuciłem twardo. – Mówicie o mojej siostrze.

– Dobra, przegięliśmy, rozumiemy – przytaknął Olaf, starając się załagodzić sytuację. – Uspokój się.

Zerknąłem na mojego kumpla, którego znałem od dzieciaka. Byliśmy ze sobą od przedszkola aż do teraz. W każdej klasie dzieliliśmy ławkę, ale nasza przyjaźń znaczyła coś więcej. Był dla mnie jak brat i wiedział, jak drażliwy temat stanowiło dla mnie mówienie o Łucji w ten sposób. Cholera, to nie on powinien teraz przepraszać.

Chyba zauważył, że gryzło mnie sumienie, a krew znowu zaczęła dopływać do mojego mózgu, bo uśmiechnął się krzywo, poprawiając na nosie okulary.

Pochyliłem głowę, a przydługa grzywka opadła mi na oczy.

– Sorry. Nie wiem, co mi odwaliło – wymamrotałem przytłumionym głosem.

Nie miałem zamiaru przepraszać Horacego. Jemu po prostu się należało. Musiał wiedzieć na przyszłość, że Łucja to świętość. Jest nietykalna, a każdemu, kto myśli inaczej, trzeba po prostu obić mordę, żeby dogłębnie zrozumiał temat. Było mi po prostu głupio, że to Olaf musiał mnie przywołać do porządku. Jak starszy brat.

Horacy przywlekł swoje dupsko i nic nie mogłem poradzić na to, że zmierzyłem gnoja spojrzeniem.

– Spoko, rozumiemy – powiedział Olaf, trącając mnie łokciem w żebra. – Ale na przyszłość opanuj się. Chyba że zamierzasz osobiście wyperswadować oddanie głosu na Łucję każdemu gościowi z naszej szkoły.

Czułem, jak moje usta automatycznie wyginają się w ironicznym uśmiechu.

– A to by było trudne – skomentował Horacy, znowu mi się narażając.

Przekrzywiłem głowę, mrożąc go spojrzeniem.

– Ale nie niemożliwe.

Widziałem, jak przestraszony przełknął ślinę i pośpiesznie odwrócił wzrok. Olaf znowu popisał się swoim szóstym zmysłem, zapobiegawczo stając między nami, jakby chciał rozdzielić dwa wściekłe psy, zanim te skoczą sobie do gardeł.

– Dobra, nie gadajmy już o tym.

Podrzuciłem plecak na ramieniu i ruszyłem w stronę szkoły. Olaf został z Horacym, próbując mnie odrobinę wybielić.

– Może nie mam młodszej siostry, ale wierz mi, nie każdy starszy brat tak się nakręca.

– Musisz się do tego przyzwyczaić, Horacy. Już w podstawówce miał na jej punkcie totalnego kręćka.

– No nie wiem, stary. Jak tak dalej pójdzie, to Łucja skończy jako żelazna dziewica.

I już wiedziałem, że na dzisiejszym treningu będę ćwiczyć w parze z Horacym.

Przeoram nim całe boisko.Rozdział 3

There’s something in the way you roll your eyes

Takes me back to a better time

When I saw everything is good

But now you’re the only thing that’s good

P!nk, Walk Me Home

Daniel

Jakiś czas później, kiedy zdołałem opanować emocje i wszystkie pierdoły, które oblepiły mi mózg, zwlokłem się na dół. Mama kończyła przygotowywać późny obiad, a Łucja kręciła się wokół stołu, rozkładając głębokie talerze. W ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Poczułem tępe ukłucie w okolicy żołądka, jakby ktoś walnął mi z pięści w splot słoneczny. Było jasne, że mnie unikała.

Obok mnie przystanął tata, który dopiero co wrócił z pracy. Mogłem to zauważyć po rozpiętej koszuli i rękawach, które właśnie podwijał. Klepnął mnie zawadiacko po ramieniu, gdy mnie mijał, żeby usiąść przy stole. Mogłem się założyć, że za każdym razem, gdy tak robił, unosił rękę wyżej niż zwykle. Mamę przerażało to, jak szybko urosłem w ostatnim czasie.

– Cześć, synku.

Oparł łokcie na stole, wzdychając głucho. W ciągu ostatnich lat jego ciemne włosy przyprószyła siwizna, a na twarzy pojawiły się zmarszczki. Miał stresującą pracę, która zmuszała go do nieustannej aktywności, jednak lubił to, co robił. Nigdy nie słyszałem, żeby narzekał na nadmiar obowiązków. Ślęczenie do późnej nocy nad notowaniami giełdowymi było jego konikiem.

– Ciężki dzień? – zagaiłem, czując, że krępująca cisza, jaka panowała w kuchni, świdruje mi w uszach.

Zerknął na mnie, ale jego uśmiech był dziwnie przytłumiony.

– Nie najgorszy, ale dzięki, że pytasz.

Mama postawiła na środku stołu garnek z żółtawą mazią, która zapewne była zupą kukurydzianą. Cicho pocieszałem się w myślach, że przynajmniej nie były to kotlety sojowe, których nie znosiłem.

– Siadajcie, nakładajcie – zachęcała nas ochoczo, wsuwając się na krzesło obok taty.

Nadstawiłem talerz, na który mama nalała mi dwie nabierki zupy, i nim zdążyłem zaprotestować, posypała obficie pietruszką. Kukurydza i pietruszka. Świetnie. W dodatku grubo siekana. Będę wydłubywał ją spomiędzy zębów przez resztę wieczoru.

Łucja przyniosła koszyczek z tostami, który od razu podała tacie. Z nisko pochyloną głową usiadła naprzeciwko mnie, równie cicho jak mama.

– I jak tam w szkole, dzieciaki? – rzucił tata, merdając łyżką w grudkowatej zupie.

Wzruszyła ramionami, przełykając.

– Fajnie – odpowiedziałem.

– Spoko – przytaknęła Łucja, pomiędzy porcjami zupy.

– Proszę was – sarknął tata, przewracając oczami. – Nie zasypujcie mnie takim gradem słów. Głowa mi pęknie.

Zerknąłem na niego, uśmiechając się półgębkiem, natomiast Łucja parsknęła cicho. Tata w ciągu całego dnia był niezwykle skupiony na pracy i praktycznie nie istniał wtedy dla świata, jednak dopiero przy obowiązkowej rodzinnej kolacji łapał odrobinę oddechu. I dało się to odczuć w jego kiepskich żartach.

Łucja nadal nie była w nastroju do zwierzeń, więc pokrótce streściłem intensywne przygotowania do meczu. I w sumie to byłoby na tyle. Nie byłem aż takim debilem, żeby mówić im o przepychance, którą zaliczyłem, jeszcze nim zadzwonił szkolny dzwonek. I w tej kwestii mogłem też zaufać siostrze. Jeszcze nigdy nie poleciała ze skargą do rodziców, nawet jeśli moje metody perswazji odbiegały odrobinę od normy zwanej konstruktywną rozmową.

Mama upuściła łyżkę na talerz, klaszcząc z ekscytacji.

– Właśnie! Zapomniałam ci powiedzieć. – Chwyciła tatę za przedramię. – We wtorek byłam u dzieciaków na wywiadówce.

– I? – zawiesił groźnie głos, spoglądając na nas z ukosa. – Ściągać pas?

– Bardzo śmieszne. – Trąciła go zadziornie w bok, przewracając oczami.

I mamy to. Padł drugi suchar taty.

Co jak co, ale nawet jeśli odrobinę za dużo pyskowałem na zajęciach i zarobiłem za to jedną lub dwie uwagi, rodzice nigdy nie dali mi klapsa, nie mówiąc już o biciu pasem, ale za to musiałem przepraszać nauczyciela przy całej klasie. A takie upokorzenie dla nastolatka to masakryczna kara.

– Możemy być dumni. – Mama wyprostowała się, wyciągając rękę w stronę Łucji, żeby pogłaskać ją po włosach. – Łucja jest pilną uczennicą i jeśli utrzyma dobre oceny do końca semestru, to może być najlepsza w klasie. W każdym razie ten pierwszy miesiąc był dla niej bardzo dobry, więc i prognozy są całkiem obiecujące. Daniel ma minimalny problem z chemią i fizyką, ale to da się naprawić – dodała, patrząc na mnie znacząco.

Super, pomyślałem kwaśno, bo to oznaczało zarywanie nocy nad książkami. Po prostu wyśmienicie.

– Natomiast twój wychowawca mówił mi, że namawia cię na olimpiadę – dokończyła.

Czy ktoś jeszcze chciał mi umilić dzień? Dodatkowe godziny z fizy, a teraz jeszcze zakuwanie do olimpiady. Mogłem założyć się o następny mecz, że teraz ojciec tak łatwo nie odpuści tematu. Nie gdy na horyzoncie pojawiło się widmo dodatkowych punktów na koncie rekrutacji do liceów.

Łucja odezwała się po raz pierwszy od momentu, gdy wyszła z mojego pokoju. Mrugała szybko, więc chyba była zaskoczona, że w ogóle mój angielski był na tyle dobry, żeby zaproponować mi olimpiadę.

– Z anglika?

– No raczej – sarknąłem, unosząc ironicznie brew. – A kto niby jest moim wychowawcą? Chyba nie chemica.

Przewróciła oczami, nadymając wargi, a na jej policzki wpłynął szkarłatny rumieniec. Chrząknąłem, czym prędzej odwracając wzrok od jej zawstydzonej twarzy. Tak jak sądziłem, tata żywo zainteresował się możliwościami, jakie otworzył przede mną wychowawca.

– I co o tym myślisz? – zapytał, na moment przestając jeść.

Wzruszyłem ramionami, skupiając się na łamaniu chleba.

– No, nie powiem, punkty przydałyby się do świadectwa, ale nie wiem, czy znajdę czas na przygotowanie.

– Zawsze możesz ograniczyć treningi – odpowiedział swobodnie, wracając do zupy.

Zamarłem. I chyba coś mi przeskoczyło w szczęce. W jednej chwili poczułem, jakbym wszedł do chłodni. Treningi. Piłka. Mecze... Były dla mnie wszystkim. To nie bzdurne hobby czy zapychacz czasu, ale moje życie i moje marzenia. Spróbowałem odrobinę rozluźnić szczękę, żeby aż tak głośno nie zgrzytać zębami.

– Tato, chyba nie mówisz poważnie – odezwała się Łucja, cicho sapiąc. – Daniel kocha piłkę...

– Może masz rację – przerwałem jej natychmiast.

Mama coś szepnęła do taty, a Łucja wykorzystała ten moment, żeby kopnąć mnie w kostkę.

Zerknąłem na nią. Gapiła się na mnie z otwartymi ustami i roziskrzonymi w gniewie oczami. Wiedziałem, że chciała mnie obronić, bo przecież była córeczką tatusia, dla której zawsze znalazł czas, ale ja wiedziałem, że to z góry przegrana sprawa. Już kiedyś przebąkiwał, że szkolny klub piłki nożnej to tylko zajęcia pozalekcyjne. Zabawa. Sposób na zabicie czasu. Nigdy nie traktował mojego kopania piłki poważnie. Dla niego ambitnym zajęciem byłoby zaliczanie każdej możliwej olimpiady, a nie ganianie po błotnistym boisku w krótkich szortach.

Więc to jest ten moment – pomyślałem gorzko.

Tata uciszył mamę jednym gestem i znowu zwrócił się w moją stronę.

– Musisz myśleć o przyszłości, synu – kontynuował, splatając ręce nad talerzem. – Kopanie w piłkę zawsze możesz traktować jako coś, co będziesz robił w wolnym czasie, ale trzeba mieć papierek w ręku. W przyszłości nikt nie będzie traktował cię poważnie, jeśli trafisz do przeciętnego liceum. Musisz mieć takie, które dobrze przygotuje cię na studia.

– Ale... – wtrąciła znowu Łucja, gotując się na krześle.

– Przestań – syknąłem w jej stronę, mając nadzieję, że tym razem trafnie odczyta, że po prostu ma się zamknąć. – Masz rację, tato. Powinienem to przemyśleć – dodałem, mimo że język odmawiał mi posłuszeństwa.

Wyraźnie zdziwiony, że całkiem sprawnie poszło mu przemówienie mi do rozumu, uniósł z uznaniem brwi.

– Cieszę się, że to mówisz – rzekł, poklepując mnie po ramieniu. – Iga, co do następnego weekendu...

Już ich nie słuchałem.

Więc tak to się miało skończyć? Jakaś bzdurna olimpiada miała pokrzyżować moje marzenia? Jeśli to, co mówił trener, było prawdą, miałem zadatki na całkiem dobrego piłkarza. Musiałem tylko znaleźć fundusze, bo ponoć interesował się mną miejski klub młodzików. Cholera, dzisiaj chciałem o tym pogadać z ojcem. Gdyby dał mi jeszcze rok, może wtedy... Co ja pieprzyłem. Jaki rok? Przecież za chwilę kończę gimnazjum. Za kilka miesięcy czekają mnie testy, które zaważą na tym, do jakiego liceum będę mógł startować. To jasne, że właśnie teraz przyszedł czas na otrzeźwienie.

Ale ja nie mogłem żyć bez piłki. To było moje powietrze, mój tlen, moja...

Przełknąłem gorzką pigułkę, starając się opanować wzbierające pod powiekami łzy. Nie mogłem się poryczeć jak ostatnia baba. Nie przy mamie i Łucji. Gdyby to zobaczyły, na pewno starałyby się pogadać z ojcem i jakoś go przekonać do zmiany decyzji. Ale po co? Przecież byłem facetem. Czas schować marzenia do pudełka i zacząć przygotowywać plany na życie.

Gdy rozluźniłem zaciśnięte pięści, na resztki zupy posypały się okruchy z tosta. W skupieniu obserwowałem pojawiającą się na wnętrzu dłoni czerwoną pręgę oraz małą kropelkę krwi. Czy to możliwe, żebym w jednej chwili stracił czucie w całym ciele? Bo naprawdę niczego nie czułem. Za to w środku... W środku łamałem się na kawałki. Powoli. Boleśnie.

Nigdy wcześniej nie pragnąłem, żeby nasza rodzinna kolacja zakończyła się najszybciej, jak to możliwe.

– Czemu to powiedziałeś?

Zostanę przyszłym wróżbitą Maciejem. Poważnie.

Zabrałem od Łucji talerze, które opłukiwała pod bieżącą wodą, a moim zadaniem było umieścić je w zmywarce. Zostaliśmy sami. Rodzice zaraz po późnym obiedzie poszli do sypialni, natomiast do nas należał rytuał sprzątania. Konsekwentnie starałem się unikać wwiercającego się spojrzenia Łucji.

– Nie wiem, o co ci chodzi – zbyłem ją, pochylony nad koszem.

– Przecież kochasz grać – stwierdziła prosto, jakby wyjaśniała mi najbardziej oczywistą rzecz na świecie.

Znowu wzruszyłem ramionami, starając się nie myśleć o tym, co chwilę temu usłyszałem przy kolacji. Postanowiłem, że do momentu, w którym nie zamknę się w pokoju, nie będę się nad sobą użalać. I nawet to spojrzenie mojej siostry tego nie zmieni.

– Co to zmienia? – odparłem, nie patrząc na nią.

– To twoje marzenie i nie mów mi, że gadam głupoty. Przecież ty...

– Łuska, daj już spokój. Tata ma rację. Muszę pomyśleć o dobrej szkole. Piłka to nic ważnego – dodałem obcym głosem.

– Nie wierzę, że to mówisz.

Sam nie dowierzałem, ale co miałem zrobić. Zawsze słuchałem się rodziców, nawet jeśli do końca się z nimi nie zgadzałem. Bo właśnie nimi byli. Moimi rodzicami. Chyba tak to funkcjonowało w każdej normalnej rodzinie, prawda? Po prostu chcieli dla mnie dobrze. Tylko dlaczego po raz pierwszy miałem ochotę się zbuntować, walnąć pięścią w stół i powiedzieć im prosto w twarz, żeby się wypchali?

Wkurzony na tę całą sytuację, zbyt mocno trzasnąłem drzwiczkami zmywarki.

– Jak sobie chcesz – skomentowała gorzko, wycierając ręce w ręcznik, który później rzuciła mi prosto w twarz. – Skończyłam. Idę spać.

– Dobranoc, Łucja – wypaliłem cicho. Mogłem to zwalić na przyzwyczajenie, ale to byłoby kłamstwo. Tak naprawdę chciałem ułagodzić jej gniew.

Wyczułem, że zatrzymała się na progu, walcząc ze sobą. Z chęcią odejścia bez słowa a zwyczajowym odpowiedzeniem mi szybkim uściskiem. Zerknąłem na nią niepewnie. Łucja zacisnęła palce na bluzie, ze wzrokiem wlepionym w podłogę. W końcu podniosła głowę, a jej zielone oczy zalśniły smutno. Jeśli to miało służyć temu, bym poczuł się jak ostatni dupek, to spisała się doskonale.

– Dobranoc – odpowiedziała w końcu miękkim szeptem.

Starałem się zmusić mięśnie twarzy, by wykrzesały z siebie ostatnie pokłady energii i moje usta rozciągnęły się w coś na kształt uśmiechu. I chyba mi się udało, bo Łucja niemrawo odpowiedziała mi tym samym. Kiedy usłyszałem, że wdrapuje się po schodach na piętro, pozwoliłem sobie głośno wypuścić powietrze.

Przełknąłem łzy.

Miałem ochotę coś rozwalić. Chyba tak się czuje człowiek zmuszany do rezygnacji z marzeń, nie? Ale zamiast tego pozwoliłem sobie na chwilę słabości. Usiadłem na podłodze pod rzędem białych szafek i, opierając głowę o szufladę, przykryłem oczy przedramieniem. Nie chciałem nawet przyjąć do wiadomości, że mogłem płakać. A jednak. Ostatni raz płakałem, kiedy Łucja rozwaliła mi mój zdalnie sterowany samochód, prezent na dziesiąte urodziny, o którym tak marzyłem. Tym razem coś innego zostało zniszczone.

Moje marzenia.

Moje ja.

A najgorsze było to, że sam miałem je zniszczyć.

Łucja

Byłam wkurzona. Totalnie. Co tata sobie myślał, mówiąc, żeby Daniel zrezygnował z grania w klubie? Przecież on był rewelacyjny! Na boisku po prostu wymiatał! Kiedy oglądał wszystkie filmiki z meczów Daniela, był z niego niewyobrażalnie dumny i za każdym razem gratulował mu udanej akcji czy podania. Jak on teraz mógł mu powiedzieć, żeby dobrowolnie odszedł z drużyny? Zrezygnował z marzeń i pasji? I to w imię czego? Papierka na studia? Mnie też powie za dwa lata, żebym odeszła z klubu plastycznego i skupiła się na zaliczaniu kolejnych olimpiad? W tej chwili szczerze zastanawiałam się nad pogorszeniem ocen i chwilowym olaniem szkoły tylko po to, żeby zrobić tacie na złość i trzymać front Daniela.

Przechodząc obok sypialni rodziców, zauważyłam, że zostawili uchylone drzwi. Usłyszałam strzępy rozmowy i w pierwszej chwili wzruszyłam ramionami, jednak kiedy wymienili imię brata, przystanęłam, zmuszając się do bezruchu i wstrzymując powietrze.

– Czemu nie mówiłaś wcześniej? – usłyszałam pełen pretensji głos ojca.

– Nie chciałam mówić przy Danielu – odpowiedziała cicho mama.

Tata sapnął przeciągle, jakby spadło na niego za dużo informacji naraz.

– Nie wszystko uda nam się ukryć – odpowiedział przytłumionym głosem, jakby mówił zza przyciśniętej do ust dłoni. – Czasami geny mają znaczenie. Czy ta nauczycielka z nim już rozmawiała?

– Ponoć tak, ale Daniel nie wziął jej na poważnie. Dla niego to tylko jakieś bohomazy, które namalował na poczekaniu, żeby zaliczyć dobrą ocenę. Ale, Aleks, jeśli... Jeśli on faktycznie...

– Iga, nie myśl o tym – uciął tata, a na sam dźwięk jego twardego głosu poczułam dreszcz na karku. – Dla Daniela najważniejsza jest teraz nauka. Nie jest jak ona – dodał dobitnie.

Przełknęłam ślinę, czując dziwną pustkę w głowie. Co za „ona”? Mówił o naszej nauczycielce plastyki? I Daniel potrafił malować? Zawsze się śmiał z moich rysunków, a tu chwali go nauczycielka? I to przed rodzicami?

Nagle otworzyły się drzwi, rzucając na mnie pasmo jasnego światła, od którego musiałam przymknąć oczy. Podniosłam wzrok na stojącego na progu tatę, który wyglądał, jakby zobaczył ducha.

– Łucja? – wydukał na wydechu. – Skończyliście już? – spytał mniej sztywno, rzucając spojrzeniem w dół korytarza, jakby spodziewał się zobaczyć depczącego mi po piętach Daniela.

– Tak – odpowiedziałam, niezbyt rozumiejąc jego zdenerwowanie. – Daniel wynosi śmieci.

Widocznie moja odpowiedź go usatysfakcjonowała, bo wypuścił z siebie drżące powietrze i, poklepując mnie po głowie, wskazał na mój pokój.

– Dobrze. Kładź się już.

– Dobranoc, tato.

– Dobranoc, córciu.

Poszłam do siebie, ale nim zamknęłam za sobą drzwi, zauważyłam, że tata odprowadza mnie wzrokiem, a na jego twarzy ponownie zagościł ten dziwny wyraz. Od razu padłam na łóżko. Nie spieszyło mi się do łazienki. Może i dzieliłam ją z Danielem, ale on zazwyczaj brał prysznic zaraz po przyjściu z treningów. Mama dałaby mu do wiwatu, gdyby śmierdzący usiadł do kolacji. Potarłam dłońmi twarz. Nie rozumiałam taty. Zawsze nam mówił, żebyśmy rozwijali swoje talenty i pasje, byśmy szli pod prąd. A teraz co miała znaczyć jego „sugestia”, żeby Daniel odszedł z klubu i skupił się na nauce? Wiedziałam lepiej niż ktokolwiek inny, że Daniel myślał poważnie o zawodowstwie. Byłam ciekawa, czy postawi się tacie, ale sądząc po tym, jaki potulny był podczas kolacji, nic na to nie wskazywało.

Było mi żal brata, bo wiedziałam, że te marzenia były dla niego wszystkim. Nie wyobrażałam sobie, żeby mógł z nich zrezygnować, i to dobrowolnie. Ale to miała być jego decyzja, więc cokolwiek postanowi, będę go wspierać. Do końca.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------

Już wkrótce!

Nasze jutro

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: