Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie psujcie sobie przyjemności, jest święta! - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nie psujcie sobie przyjemności, jest święta! - ebook

Nie, przyjemność seksualna nie jest tabu w wierze katolickiej. I może być święta. Pragnienie fizyczne stanowi ważną sferę chrześcijańskiego małżeństwa, które nie ogranicza się do prokreacji. Książka "Nie psujcie sobie przyjemności, jest święta"otwiera horyzonty, które mogą zaskakiwać i szokować. Olivier Florant – chrześcijański doradca i seksuolog z odwagą rozmontowuje uprzedzenia wobec stanowiska Kościoła, który osądzany jest jako zacofany i wpędzający w poczucie winy, już z powodu samych tylko myśli.

„Wiele małżeństw wciąż jeszcze opiera się przyjęciu wulgarnej wizji seksualności proponowanej przez popkulturę i mass-media. Zarówno dla tych małżeństw, jak i dla wszystkich rozczarowanych i oszukanych przez obietnice rewolucji seksualnej książka Oliviera Floranta może być ważną pomocą, źródłem otuchy i inspiracji”. o. Jarosław Kupczak OP

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7906-180-8
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wiemy o tym, że fallus jest kolumną krwi, która
wypełnia dolinę krwi kobiecej. Wielka rzeka męskiej
krwi dotyka samej głębi wielkiej rzeki krwi kobiecej,
a mimo to żadna z nich nie przekracza swych
granic. Jest to najgłębsza z wszystkich komunii,
jak wiedzą w praktyce wszystkie religie. I jest to jedna
z największych tajemnic, w rzeczy samej największa,
jak pokazuje niemal każda inicjacja, ukazująca
najwyższe spełnienie mistycznego małżeństwa.
Właśnie tym jest akt seksualny: tą komunią,
zetknięciem dwóch rzek, Eufratu i Tygrysu,
otaczających kraj Mezopotamii, gdzie znajdował się
Raj lub ogród Eden, w którym człowiek miał swój
początek. Tym właśnie jest małżeństwo, obiegiem
dwóch rzek, komunią dwóch strumieni krwi. Jest tym
i niczym więcej, jak wiedzą wszystkie religie.

D.H. Lawrence o Kochanku Lady ChatterleyWstęp

W końcu! W końcu książka, która ośmiela się bronić chrześcijańskiej wizji seksualności i mówić jasno i pięknie o przyjemności! W końcu chrześcijański doradca i seksuolog – ponieważ tacy istnieją – odważa się bez ogródek rozmontować uprzedzenia wobec stanowiska Kościoła, który osądzany jest jako zacofany i wpędzający w poczucie winy, już z powodu samych tylko myśli. Czy jest to książka polemiczna? Z pewnością nie. Nawet jeśli, przy okazji, uczciwie wypunktowuje tych, którzy winą za wszelkie zło i zacofanie obarczają społeczeństwo judeochrześcijańskie. Nie, jest to książka udokumentowana, zrównoważona… uroczysta, otwierająca drogi do bajecznej rzeczywistości, której pragnie Bóg: ludzkiej seksualności.

Udokumentowana: oczywiście są już książki, które z powodzeniem zajęły się tematem seksualności, takie jak niedawno wydane dzieła Xaviera Lacroix lub Michela Rouche’a, a przede wszystkim teksty Jana Pawła II dotyczące teologii ciała. Ale Olivier Florant, dzięki swej zadziwiającej erudycji, przytacza pasjonujące detale na temat złożonej historii seksualności w różnych czasach i kulturach. Ponadto, dzięki formacji seksuologicznej, odbytej pod kierunkiem dr. Jacques’a Waynberga – seksuologa, którego kompetencje i szlachetność są powszechnie znane – daje nam interesujące studium naukowe na temat mechanizmów seksualnych, których znajomość może skutecznie pomóc parom przeżywającym trudności. Niektórym czytelnikom pewne określenia lub oparcie na interpretacjach tekstów Pisma Świętego mogą wydać się „mocne”. Ale w społeczeństwie, które popisuje się korzystaniem z przyjemności, temat ten długo stanowił tabu; jest zatem stosowne, by znaleźć słowa, które „nazwą rzeczy po imieniu”! Oraz skonstruują kładkę między tym, co cielesne, a tym, co boskie.

Zrównoważona: wiemy, jak często fenomen popadania z jednej skrajności w drugą, doskonale znany z historii obyczajowości, odgrywał rolę w seksualności. Epoki pruderyjne przeplatały się z okresami swobodnych i nieokiełznanych zasad seksualnych. Olivier Florant tworzy szczęśliwą syntezę, godzącą przyjemność z wymogami moralnymi, cielesność z duchowością, zachowując właściwy dystans między seksualną swobodą a odrzuceniem seksu. Przyjemność odnajduje tu właściwe miejsce. Nie szukając jej obsesyjnie – dobrze jest kultywować ją w wyobraźni lub przez rozsądne podniety, tak aby służyła rozkwitowi małżeńskiej miłości.

Uroczysta: tutaj rozumowanie autora sięga wyżyn. Nie zadowala się uprawomocnieniem przyjemności, ale posuwa się o wiele dalej, czyniąc z niej liturgię. Prawdą jest, że ciało, które zostało poddane działaniu duchowego lasera, nie zostaje przez to zanegowane lub zniszczone, ale pomnożone i przemienione. Jestem w rzeczy samej przekonany, że tylko osoby „duchowe” mogą być wspaniale cielesne; ponieważ to wymiar mistyczny, tak samo zresztą jak miłość, czyni możliwym opiewanie przyjemności cielesnych, w sposób znacznie przekraczający reakcje czysto fizyczne. Przyjemność potrzebuje rytuału, który objawia i pozwala na „pierwszeństwo sensu nad potrzebami biologicznymi”. Miłość jest sztuką, która nie może być pozostawiona jedynie ocenie biologów, dostrzegających przede wszystkim jej materialny, a wręcz weterynaryjny obraz!

Ludzka miłość, mimo iż nie wolno jej sakralizować, tak jak czyniły to religie pogańskie, jest tym, co najlepiej może otworzyć na świat sacrum i pozwolić przeczuć splendor chrześcijańskich dogmatów. I odwrotnie, prawdy wiary rzucają światło, które jest bardzo potrzebne rzeczywistościom cielesnym: jeśli ten sam dobry Bóg stworzył człowieka, miłość, seksualność, przyjemność i natchnął Ewangelię i Kościół, wszystko to musi ze sobą współgrać!

Dziękuję Olivierowi Florantowi za przypomnienie nam, że byłoby po prostu skandaliczne, aby chrześcijanie, posiadający religię wcielenia, Boga, który stał się ciałem (!), mogli pogardzać cielesnością i nie posługiwać się nią, by oddawać chwałę Stworzycielowi. Czy i św. Paweł nie mówił w ukryty sposób o liturgii ciała, kiedy pisał do Koryntian: „Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” (1 Kor 6,20)?

Ojciec Denis Sonet„Liturgia seksualności”. Czy ten podtytuł jest prowokacyjny?

Tak. Inaczej nie czytalibyście teraz tej książki. Jest tysiące książek o seksualności, których autorzy pozostają nieznani. W każdym razie przyjemność, a nawet orgazm oraz sacrum sprawiają, że nie pozostajecie obojętni, nawet jeśli słowo „liturgia” wydaje się wam dziwnym wtrąceniem do tej intymnej materii.

Tysiące par odczuwa potrzebę nadania swoim związkom sensu: sensu, który podkreśliłby ich znaczenie i lepiej ich zjednoczył – i czują, że seks odgrywa tu zasadniczą rolę, co wiedzą wszystkie religie, od zarania ludzkości.

Nasza epoka stwarza pozory tego, że również o tym wie. Tyle tylko, że wiedza ta jest fałszywa. Miesza to, co zasadnicze, z tym, co obsesyjne. Spójrzcie na kioski z gazetami i programy telewizyjne, przeszukajcie Internet: wszystko zalane jest seksualnymi wywiadami i poradami. Temat świetnie się sprzedaje; monopolizuje okładki ilustrowanych czasopism, mnoży kwestionariusze, które niby to mają pomóc czytelnikowi w usytuowaniu się wobec średniej: tak jakby ważniejsze było pozostanie w zgodzie z normami niż bycie sobą, co tyczy się zarówno osoby, jak i pary małżeńskiej.

Nie wiem, czy XXI wiek będzie wiekiem duchowości; ale pewne jest, że XX wiek okazał się przegadany i przepełniony seksem. Stał się symbolem domniemanej rewolucji – a wręcz następujących po sobie sukcesywnie rewolucji.

A mimo to, globalnie, życie małżeńskie w krajach europejskich nie stało się bardziej przyjemne. Seksualna aktywność również. Seksuolodzy i statystycy odnotowują ogólne obniżenie pożądania, przy jednoczesnym poszukiwaniu pobudzenia za wszelką cenę, we wszystkich środowiskach. Pornografia przeszła ze stadium rzemieślniczego do masowo przemysłowego. Gwałtownie wzrosły wskaźniki rozpadu związków konkubenckich. Rozwód dotyka średnio jedną parę na dwie; dwie na trzy pośród kadry pracowniczej, jeszcze więcej, jeśli chodzi o kadrę zarządzającą, wolne zawody, prezesów firm… Ponowne śluby po rozwodzie stały się coraz rzadsze.

Króluje seksualna ponurość, której towarzyszy orszak neuroz i społecznych porażek. A przecież obiecywano nam seksualny raj!

Trzydzieści lat temu pojawiły się wyniki badań, zatytułowane „L’union de plaisir” autorstwa W. Mastersa i V. Johnson – światowych autorytetów w dziedzinie studiów nad seksualnymi reakcjami mężczyzny i kobiety. Dzieło to zapowiadane było jako efekt wielu lat poszukiwań, które miały wyjawić nam sekret długoterminowego korzystania z seksualnych przyjemności; trochę tak jak w przypadku Alexandra Fleminga, który dał nam penicylinę.

Ale owoce nie spełniły oczekiwań wzbudzanych przez kwiaty. W roku 2005 w ankietach seksuologicznych większość francuskich kobiet deklarowało odczuwanie niewielkiej przyjemności seksu­alnej.

W roku 2003 z włoskich badań przedstawionych na antenie radia Europe 1 wynikało, że połowa Włoszek nie jest zbytnio, a nawet zupełnie zadowolona ze swojego życia seksualnego.

Nieustanne zajmowanie się seksem nie wydaje się gwarantować partnerom stabilności. Niektórzy zalecają wręcz niewierność, aby zaradzić nudzie i… „uratować małżeństwo”!

Krótko mówiąc, podczas trzydziestu lat towarzyszenia małżeństwom lub osobom z problemami w relacjach i w życiu seksualnym, zadowolenie miłosne naszych współczesnych nie odnotowało wzrostu stopy dyskontowej. Była to raczej recesja.

A przecież rewolucja seksualna miała przynieść masom zmianę; stało się raczej tak, że masy spuściły z tonu. Otrzymały prawo do należnej porcji pornografii na skalę przemysłową – drukowanej, telewizyjnej czy wręcz w obrazach 3D, ale seksualność przestała już nawet spełniać funkcję reprodukcji gatunku! Niski wskaźnik reprodukcji przeciętnych Europejczyków kazałby przepowiadać wyludnienie kontynentu, gdyby nie wkład imigrantów i ich zapał do życia.

A miłość? Od lat siedemdziesiątych XX wieku presja medialna – której wpływu nie należy lekceważyć – ustanowiła nowe normy: „Ile razy?”, „W jakiej pozycji?”. Na takim rynku zachowań przemysł medyczny i farmaceutyczny nie przestaje powiększać swych wpływów; sprzedając pigułki, dzięki którym sformatujemy swoje libido, oraz pigułki, które już sformatowały naszą reprodukcję. Erotyzm, który miał być poezją, zaczyna równać do standardu – to znaczy do tego, co powszechne, do totalnego telewizyjnego oglądactwa, koniecznego i komercyjnego. Erotyzm nie jest już sztuką wykraczania, przekraczania limitów znanego (przekraczania w górę – ku miłości mistycznej lub w dół – ku rozwiązłości). Zejście z drogi sprowadziło nas jedynie na błota pobocza.

Jak wrócić na przejezdną drogę?

Może wydawać się dziwne, że tak wiele małżeństw nie odnajduje w sobie potrzebnych zasobów do dobrego przeżywania bliskości. Ale nie jest to dziwne. To wynik zbiorowego błędu.

Miłości się uczy!

Błędem jest wierzyć, że miłość zostanie nam wlana, a „dobre” zachowanie pojawi się samo z siebie.

Seksualność z pewnością posiada sporą część automatyczną, zarówno w reprodukcji, jak i uczuciach, które za sobą pociąga; część, którą dzielimy z innymi naczelnymi. Jednak to, co jest cechą specyficznie ludzką, nie ma w sobie nic instynktownego.

Jak każdej szlachetnej ludzkiej aktywności (chodzenia, mówienia, tańczenia, nauki matematyki, muzyki lub budowania ścian), miłości trzeba się nauczyć. Nauczyć się kochać to nauczyć się budować relacje wzajemnego zaufania i poszanowania. Jest to równie trudna nauka w małżeństwie, jak i społeczeństwie…

Blaise Pascal podkreślał: Człowiek nie jest ani aniołem, ani byd­lęciem, nieszczęście w tym, iż kto chce być aniołem, bywa bydlęciem; człowiek nie jest bydlęciem, ale jest on, jak mówił Arystoteles, zwierzęciem społecznym.

I aby móc tę zwierzęcość przekroczyć, nie powinniśmy jej ignorować. Mimo że nasza seksualność jest bardziej wyrafinowana niż seksualność szympansów, jej korzenie tkwią cały czas w naszej zwierzęcości i możemy uczynić ją „ludzką” – trwałą i rozkwitającą – jedynie za cenę długotrwałego wysiłku.

Większość dzisiejszych par młodych ludzi, małżeńskich lub nie, wyobraża sobie (na początku ich związku), że będzie on szczęśliwy bez wkładania w niego wysiłku. Unoszą się na pierwotnej idyl­licznej chmurze. Ale tacy socjolodzy jak John Gottman 1 oceniają, że możemy w 90% przewidzieć, czy młoda para rozstanie się przed upływem dziesięciu lat, w zależności od jej aktualnego zachowania podczas kłótni.

Kiedy opowiadam o tym podczas konferencji, audytorium niezmiennie dopytuje o to, czy możliwe jest zapobieżenie porażce i oszukanie przeznaczenia. Odpowiedź brzmi „tak”, oczywiście. Inaczej nie napisałbym tej książki! Jeśli młoda para przejdzie solidne przygotowanie do małżeństwa, podczas którego wytłumaczone zostanie jej trwałe funkcjonowanie więzi małżeńskiej, to ryzyko rozstania jest trzy do sześciu razy mniejsze niż u par pozbawionych tego rodzaju przygotowania.

Oznacza to, że prawdziwe przygotowanie ciągle jeszcze jest rzadko spotykane – nawet pośród tych, którzy zawierają ślub kościelny, pomimo nacisku biskupów katolickich w tej kwestii.

Jeśli chodzi o pary żyjące w konkubinacie bądź posiadające ślub cywilny, niezwykle rzadkie są te, które miałyby szansę na takie nauki.

Skąd bierze się ten ogromny niedostatek? Mają na niego wpływ liczne czynniki, które zostaną rozpatrzone w tej książce.

Jednym z nich jest ukryta pruderia, która popycha nas do unikania jakiejkolwiek poważnej rozmowy na temat seksualności… W ten sposób utrzymujemy niedopowiedzenia, które staną się w relacji powodem nieporozumień i frustracji.

Skąd bierze się to krępujące milczenie?

Szybko przypisuje się je słynnemu „judeochrześcijańskiemu tabu”, które jak się uważa, ciąży na seksualności. Ale zobaczymy dalej, że kwestia ta nie jest aż tak prosta; ponieważ nasze błędy, bierność i lenistwo – psujące małżeńskie życie – nie wynikają ani z błędu drugiej osoby, ani ze zrządzenia losu, ani z kultury odziedziczonej po przodkach.

W każdym razie nauka prawdziwej miłości albo nie istnieje u nas wcale, albo istnieje w bardzo małym stopniu: a niechrześcijanie nie są w tym temacie wybrańcami losu w porównaniu z chrześcijanami. Ci ostatni byliby zdziwieni, gdyby wiedzieli, co katolicyzm w rzeczywistości mówi o tej kwestii. Ale się im o tym nie mówi: jest bardzo mało książek, które na przykład dokonują syntezy psychologii małżeństwa i chrześcijańskiej wizji seksualności.

A jest przecież wiele do odkrycia w tej dziedzinie, wystarczy wsłuchać się w teksty Tradycji. Proponuję wam tego rodzaju syntezę: połączenie mojego doświadczenia życiowego (zdobytego jako doradca małżeński i praktykujący seksuolog) oraz studiów z teologii i seksuologii.

Jak zostaje się seksuologiem, będąc chrześcijaninem?

W mojej rodzinie nie miałem przykładu żyjącego w jedności małżeństwa. Musiałem więc poszukać modeli gdzie indziej.

Przykład Świętej Rodziny (matka dziewica, syn jedynak, ojciec, o którym nie usłyszymy więcej słowa, po tym jak syn wyparł się go jako ojca w wieku trzynastu lat) nie mógł być użyteczny do przeżywania codzienności małżeństwa i wychowania dzieci. Zwłaszcza jeśli chodzi o pożądanie i seksualną przyjemność…

Równocześnie miałem szansę spotkania kilku chrześcijan. Byli księżmi, zakonnikami. Lub świeckimi. Potrafili pokazać mi chrześcijaństwo wymagające, a więc pociągające. Odkryłem również rzeczywistość szeroko pojętego braterstwa w skautyzmie, który był radością moich nastoletnich lat. Poznając tę, która została moją żoną, Marie-Noël, spotkałem się z radykalną dla mnie nowością całkowitego zjednoczenia, definitywnego i owocnego, jakim jest małżeństwo z perspektywy katolickiej. Cztery miesiące po ślubie, w 1970, odkryliśmy Équipes Notre-Dame ojca Cafferela i uznaliśmy, że ich zasady wyrażają to, co chcieliśmy przeżywać. Myślimy tak również i dziś, kiedy jesteśmy już rodzicami piątki dzieci i dziadkami jedenaściorga wnuków.

To dzięki zaangażowaniu w Équipes Notre-Dame moja żona i ja zostaliśmy doradcami małżeńskimi. Jeden z moich kolegów z Europejskiej Szkoły Biznesowej (HEC) przewodniczył stowarzyszeniu rodzin; poprosił nas o utworzenie serwisu pomocy parom przeżywającym trudności. Pamiętam, że pomyślałem wtedy, iż jest to jak mrugnięcie okiem do mojego dzieciństwa z rodzicami będącymi w separacji, po czym zaangażowaliśmy się w tę drogę. Marie-Noël i ja przeszliśmy formację doradców małżeńskich i rodzinnych w CLER 2, zdobywając jednocześnie licencjat z teologii.

Następnie otworzyliśmy w Paryżu gabinet konsultacji seksuologicznych (nie lekarskich). Przychodzą do nas osoby lub pary przeżywające trudności. Często ich prośba zbacza w kierunku duchowym i poszukiwania sensu życia, znacznie wykraczając poza początkowe powody, które przyszli z nami skonsultować.

Z naszego doświadczenia zrodziła się ta książka.

O czym mówimy?

Chcielibyśmy spróbować zrozumieć najpierw, skąd bierze się pogarda dla ciała, ciągle jeszcze obecna u chrześcijan, gdy tymczasem tego rodzaju pogardy brak jest w Ewangelii oraz w tysiącach małżeństw, które żyją wiarą chrześcijańską i czynią ze swojego małżeństwa sakrament właśnie przez seksualność.

Następnie odkryjemy, co wiara chrześcijańska przynosi życiu seksualnemu pary małżeńskiej: radość współuczestniczenia w dziele Stworzenia.

To, o czym będę mówił, może wydać się ciężkie. Ale temat jest tego wart. Minimum znajomości seksuologii, antropologii (i doktryny chrześcijańskiej) jest niezbędne, aby po pierwsze wyrobić sobie zdanie na ten temat, po drugie – odnośnie do tych, których dotyczy – we właściwy sposób zarządzać seksualnością. Zbyt wiele par padło ofiarą własnej ignorancji w tej dziedzinie; i odwrotnie, zacytuję również w książce konkretne przypadki, sytuacje małżeńskie, w których lepsze postrzeganie tego, co dzieje się między małżonkami, pozwoliło obojgu przywrócić bądź odnaleźć szczęśliwsze przeżywanie seksualności.

Czy tytuł książki, łączący słowo „święta” ze słowem „przyjemność” i ideę liturgii z funkcją fizyczną i organiczną (seksualność), wydaje się szokujący? Sprecyzuję, w jakim zdumiewającym, a wręcz bulwersującym sensie seksualność może łączyć się z liturgią.

Zobaczmy wpierw, co mówią słowniki: słowo „liturgia” w starożytności nie odnosiło się przede wszystkim do ceremonii religijnej, ale oznaczało zrytualizowaną organizację publicznego i obywatelskiego nabożeństwa. Była to misja sprawowana przez obywateli. Co prawda ludzka relacja seksualna – o której będziemy mówić – nie jest już publiczna, jak w czasach rzymskich, i ogranicza się do dwojga bohaterów, zobaczymy jednak, dlaczego i jak relacja ta zyskuje wymiar rytualny.

Zobaczymy również, że dwoje bohaterów zaczyna rozumieć, że ich relacja seksualna nie angażuje jedynie uczestniczących w niej bezpośrednio i w danej chwili: angażuje ona przyszłość. Angażuje nawet cały wszechświat. To dlatego seks zmienia się w liturgię, nie tylko naturalną, ale nadprzyrodzoną.

Wiele osób, poza Kościołem lub w Kościele, szczerze wierzy, że rozwinięta seksualność sprzeczna jest z „katolickimi wierzeniami”. Wiem, że nie ma w tym za grosz prawdy, przynajmniej jeśli dokładnie się temu przyjrzymy, i postaram się to wykazać. Niech ci, którzy w to wątpią – a są fanami Kochanka Lady Chatterley – upewnią się w tym raz jeszcze, czytając cytat rozpoczynający książkę, który zaczerpnąłem od D.H. Lawrence’a.

Niech przeczytają również cytat słynnego agnostyka Gregory’ego Batesona, któremu wiele zawdzięcza psychoterapia ogólna i etnologia:

Podczas pierwszego wykładu skupiłem się na podaniu krótkiej definicji słów „sakrament” i „entropia”… Miałem przedstawić studentom kluczowe pojęcia dwóch i pół tysiąca lat rozważań na temat religii i nauki. Byłem przekonany, że ponieważ mają zostać lekarzami ludzkich dusz, trzeba, aby poznali każdą ze stron starożytnego rozumowania: musieli więc oswoić się z podstawowymi pojęciami religii i nauki 3.

Jednak motyw przewodni tej książki oparty jest na dużo starszym tekście, jakim jest poemat Pieśń nad Pieśniami 4, zaczerpnięty z żydowskiej Biblii uznawanej przez chrześcijan. Te czcigodne linie są silnie erotyczne, a ich erotyzm pochodzi od Tego, który od zarania dziejów mówi nam o miłości.

Chciałbym, aby Pieśń nad Pieśniami posłużyła jako iluminacja mojego własnego tekstu.

„Iluminować” oznacza przynieść światło: chodzi więc o zrozumienie, dlaczego tak bardzo podkreślam to, że zdrowe zarządzanie pożądaniem i seksualną przyjemnością nie może obyć się bez rytuału. Potrzeba go, w rzeczy samej, aby uwolnić nas od seksualnych przyzwyczajeń odziedziczonych po prymitywnych początkach ludzkiego gatunku.

Zacytuję również wielokrotnie dr. Jacques’a Waynberga, u którego Marie-Noël i ja szlifowaliśmy swoją wiedzę. Założyciel wydziału seksuologii i zdrowia publicznego na uniwersytecie Paryż-VII (wydział medycyny Lariboisière – St. Louis), dr Waynberg był zdeklarowanym agnostykiem: i właśnie dlatego użyteczne wydało mi się przedstawienie jego nauczania. Praktyka kliniczna doprowadziła go do wielu przemyśleń na temat seksualności, podzielanych przez takich chrześcijańskich myślicieli jak ojciec d’Heilly, ojciec Denis Sonet czy papież Jan Paweł II. Teologia seksualności jest chrześcijańskim skarbem, którego istnienie chrześcijanie zazwyczaj ignorują, gdy tymczasem jest ona obecna we wszystkich listach, tekstach biblijnych i nauczaniu Kościoła rzymskiego.

Tak więc piszę również dla tych, których zadręcza myśl o tym, że ich życie potoczy się utartym trybem poprzednich pokoleń: nie wiedzą, że pokolenia te poszły złą drogą pod presją jansenizmu, który zaraził wiarę chrześcijańską.

Epidemia jansenizmu pojawiła się w Europie w XVII wieku, jako powrót starego ideologicznego wirusa, który okresowo wyrządzał straty w historii religii (nie tylko w historii chrześcijańskiej). Wirus ten niesie ze sobą ideę, według której ciało i seks są złe. Zrodził się w starożytności. W XII wieku pojawił się na nowo w formie kataryzmu. W epoce klasycyzmu ukazał się pod dwiema zmutowanymi formami: jansenizmu w Kościele katolickim i purytanizmu w krajach protestanckich. Ich następstwa obecne są do dziś.

Skąd bierze się ten cykliczny powrót do nienawiści ciała?

Moje doświadczenie kliniczne pokazuje, że im mocniej jakaś osoba manifestuje rygoryzm seksualny, tym bardziej symptomy te świadczą o jej nieopanowanym przywiązaniu do „demonów” seksualności – tych „demonów”, które niegdyś nazywane były sukkubusami, a ich ulubione miejsce było pod łóżkiem: skąd ich, pochodząca z łaciny, nazwa.

Ta psychiczna sprzeczność dręczy rygorystów. Prowadzi ich najczęściej do zachowania typu jo-jo, podobnie jak w przypadku diet odchudzających: posępna walka, nieustannie przegrana, między „dobrymi” intencjami – którymi wybrukowane jest sukkubusowe piekło – i rozpaczliwymi upadkami…

Prawdziwa sztuka chrześcijańskiego życia nie ma nic wspólnego z tą neurozą. Nie chodzi o to, aby parom zabronić przyjemności orgazmu lub na nią zezwolić – tak jakby miały czekać na pozwolenie pochodzące z zewnątrz, od Boga lub moralnego eksperta!

Już na początku chrześcijaństwa św. Paweł dał nam kunsztowny klucz do przeżywania przyjemności, zawarty w formule: „Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść” (1 Kor 10,23).

Chodzi więc o to, aby zrozumieć, dlaczego w przeżywaniu seksualności pewne praktyki są „korzystniejsze” od innych, z punktu widzenia osoby wierzącej i z punktu widzenia seksuologii.

Dla chrześcijanina Boży dar w dziedzinie seksualności nie może być niczym innym jak dobrą nowiną i okazją do aktu dziękczynienia, chyba że mielibyśmy wyobrazić sobie Boga jako sadystę znajdującego przyjemność w karaniu bytów, które stworzył – jak wierzono zbyt często w historii ortodoksyjnych religii i herezji.

Za każdym razem, kiedy słyszymy powtarzane nieustannie oskarżenie: Współczesny człowiek nie może spokojnie cieszyć się seksualnością z powodu judeochrześcijańskiego tabu! – czujemy, że jest w tym coś fałszywego.

Co mówi dzisiejsza nauka?

Co mówi doświadczenie naszych przodków?

Co mówi Słowo samego Boga, kiedy w biblijnej księdze przybiera tony tak erotyczne, że tłumacze nie zawsze ośmielają się posłużyć właściwym wyrazem, krążą dookoła i zaciemniają przekład?

Książka ta pragnie odpowiedzieć właśnie na te pytania. Skierowana jest do wszystkich, lecz zwłaszcza do tych, których sytua­cja małżeńska lub orientacja seksualna są źródłem trudności. Jeśli wszystko idzie raczej dobrze, tym lepiej. Jeśli nie, myślę, że lektura tej książki dostarczy wam wielu ważnych szczegółów, by lepiej przeżywać wiarę i seksualność. Nie proponuję przepisów na „bycie średniakami”; chciałbym pokazać, jak i dlaczego język ciała jest zasadniczą częścią życia pary. Pary rozumianej jako małżeństwo: to znaczy – odważmy się posłużyć tym słowem – jako sakrament, znak, znak sensu, który nas wyzwala i napełnia.

Takie przeżywanie związku nie tylko nadaje relacji sens: dodaje mu również soli.

1 Założyciel instytucji o nazwie Love’Lab, emerytowany profesor psychologii uniwersytetu w Waszyngtonie.

2 CLER – Centre de liaison des équipes de recherche, jest organizacją pożytku publicznego służącą parom i rodzinom, założoną przez chrześcijan w 1961 roku. Od ponad trzydziestu lat wydaje miesięcznik CLER, opiekuje się osobami przeżywającymi trudności w małżeństwie i rodzinie oraz gromadzi wiele setek edukatorów życia rodzinnego i doradców małżeńskich.

3 La nature et la pensée, Seuil, coll. „Recherches anthropologiques”, 1984, s. 15.

4 Cytaty biblijne zaczerpnięte z Biblii Tysiąclecia, wersja online, Poznań 2003.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: