Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nienasycenie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Grudzień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nienasycenie - ebook

Było PragnienieKuszenieSpełnienie. Była i Ekstaza.
Cóż jeszcze pięknego, zmysłowego i romantycznego może się wydarzyć w studiu filmowym Quantum?


Ellie Godfrey należy do elity Hollywood i obraca się wśród najwspanialszych mężczyzn, wymarzonych przez wszystkie kobiety świata, ale całe życie marzyła o tym jedynym, z którym będzie bezpieczna, z którym będzie mieć prawdziwy dom. Wciąż jednak nie znajduje swojego księcia z bajki. Nie zamierza czekać dłużej. Obmyśla plan…
Jasper Autry, nagrodzony Oscarem operator filmowy, zawsze pragnął tej kobiety i zawsze była dla niego niedostępna. Teraz wreszcie ma okazję się do niej zbliżyć i nie powstrzyma go nawet to, że Ellie jest siostrą jego przyjaciela i partnera w interesach, filmowego gwiazdora Flynna Godfreya.
Jasper zgadza się przystąpić do realizacji jej „tajnego projektu”, ale stawia warunek. To on rządzi – przynajmniej w sypialni. Po najgorętszej nocy w swoim życiu Ellie zbyt późno zdaje sobie sprawę, że zawarła prawdziwy pakt z diabłem. Ale nie zna jeszcze całej prawdy o mężczyźnie, który może stać się spełnieniem jej marzeń…

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6159-1
Rozmiar pliku: 925 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Ellie

W środku wszyscy świętują zaręczyny Addie i Haydena po burzliwym spotkaniu Addie z ojcem, który wreszcie uznał swojego przyszłego zięcia. Ja tymczasem wymykam się bocznymi drzwiami. Chcę zaczerpnąć świeżego powietrza. Cieszę się ich szczęściem. Są razem fantastyczni, a Hayden potrzebuje kogoś takiego jak Addie, kto umie trzymać go w ryzach. Po tym, co przeszedł w dzieciństwie, należy mu się wreszcie, by spróbował prawdziwej miłości.

Okrążam basen przy domu mojego brata w Meksyku i idę w najdalszy kąt tarasu. Patrzę na rozpościerające się pode mną morze i zastanawiam się, czy i do mnie kiedyś uśmiechnie się szczęście. Widok Flynna, który kompletnie stracił głowę dla Natalie, a teraz Haydena i Addie, którzy od jednego spontanicznego pocałunku na gali rozdania Oscarów przeszli do zaręczyn, wzbudza we mnie tęsknotę i rozgoryczenie. Obie moje siostry już dawno wyszły za mąż za wspaniałych facetów, sama bym im lepszych nie wybrała. Przez długi czas ja i Flynn byliśmy ostatnimi Godfreyami do wzięcia, ale on też przeszedł już na ciemną stronę mocy.

Tak naprawdę to na pewno nie ciemna strona; wskazuje na to szczęśliwy, głupkowaty uśmiech, który nie schodzi mu z twarzy, widać jasno, że miłość i małżeństwo mu służą. Natalie jest dla niego idealną kobietą i życzę im obojgu jak najlepiej. Dawniej często niepokoiłam się, że nigdy nie uda mu się znaleźć kogoś szczerego i autentycznego w tym zmanierowanym hollywoodzkim sosie, w którym żyje, ale Natalie jest tak naturalna, jak tylko można to sobie wyobrazić. Uwielbiam ją. Wszyscy w rodzinie ją uwielbiają. Wszyscy są szczęśliwi.

I tak zostałam jedynym singlem w rodzinie. Na ślubie Flynna słyszałam, jak mama mówi komuś, że jest dumna z tego, jak rozwijam się w pracy. Moje siostry też odnoszą sukcesy zawodowe – Aimee prowadzi szkołę tańca, a Annie jest prawnikiem. A oprócz tego obie mają jeszcze wspaniałe rodziny. Zachowują się, jakby to nie było nic wielkiego, ale wiem przecież, że nie jest im łatwo.

Annie i Hugh są ze sobą od liceum, a Aimee i Trent poznali się na studiach. Niedługo po szkole Flynn ożenił się na krótko z Wiedźmą Valerie, jak na nią mówiłyśmy we trzy między sobą, bo niemal udało jej się zrujnować naszemu drogiemu braciszkowi życie.

A ja? W moim przypadku nigdy nie było mowy o małżeństwie. Właściwie to nigdy nie było mowy nawet o miłości.

Mężczyźni są dla mnie zagadką. Każdy, nawet z pozoru idealny facet zawsze ma jakiś feler. Trafiali się przystojni i czarujący, którzy mówili mi wszystko, co chciałam usłyszeć, po czym okazywało się, że te same rzeczy mówili i wielu innym kobietom. W tym samym czasie. Miałam też do czynienia z mrukami, co jest nie mniej frustrujące. Taki typ, co to wszystko trzeba mu wydzierać z gardła siłą, bo sam nic nigdy nie powie.

Spotykałam się z niesfornymi chłopcami, których niesforność, choć z początku przyjemnie ekscytująca, szybko traci swój urok i staje się wręcz żałosna. A także z mężczyznami, co jak ognia unikają wszelkich zobowiązań i z miejsca zapowiadają, że nie interesuje ich żaden stały związek. Pewnie. Po co się angażować, skoro zamiast tego mogą co wieczór umawiać się z nową dziewczyną?

A ostatnio, kiedy już myślałam, że zaczynam się w tym w miarę orientować, pech chciał, że odkryłam całkiem nowy typ. Wiecie, co taki ma w głowie, poza tym, co wszyscy? Poznać mojego sławnego brata. Tak… Kiedy zrozumiałam, że facet posłużył się mną tylko po to, żeby dotrzeć do Flynna, nieźle to mną wstrząsnęło i na dobre zniechęciło do randkowania. Już wolę na zawsze zostać sama niż dać się wykorzystywać, bo ktoś chce dotrzeć do mojej sławnej rodziny.

Tak sobie powtarzam w każdym razie. Ale kiedy patrzę na przesłodkie maluchy moich sióstr, to jajniki mało mi nie eksplodują z tęsknoty za własnym dzidziusiem i przypominam sobie, że mój zegar tyka nieuchronnie. Niedługo skończę trzydzieści sześć lat i, chociaż daleko mi do starości, to na dzieci nie zostało mi zbyt wiele czasu.

I tu dobra wiadomość.

Zamierzam urodzić sama. W końcu, dlaczego nie? To przecież dwudziesty pierwszy wiek i znam mnóstwo dziewczyn, które to zrobiły. Jedna z moich koleżanek ze studiów urodziła bliźnięta, a dwa lata później poznała pewnego samotnego ojca. Dzisiaj są po ślubie i wspólnie wychowują całą gromadkę.

Nie chcę przez to powiedzieć, że dziecko pomoże mi potem znaleźć odpowiedniego partnera. Po prostu dość mam czekania na coś, co pewnie nigdy się nie wydarzy, i nie chcę obudzić się pewnego dnia, gdy już będzie za późno, żeby zostać matką.

Zaczęłam się już dowiadywać, co i jak, a moja ginekolog jest jak najlepszej myśli. Po powrocie z Meksyku mam u niej wizytę i na samą myśl czuję dreszcz podekscytowania, strachu i setki innych emocji. Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, nawet moim siostrom, które zwykle wiedzą o mnie wszystko, ale będę musiała jednak wtajemniczyć rodziców, zanim faktycznie to zrobię.

Wyobrażam sobie, że ni stąd, ni zowąd pojawiam się u nich w Beverly Hills, trzydziestosześcioletnia, bez faceta, ale za to z brzuchem, i zaczynam się śmiać sama do siebie.

– Co cię tak bawi, najdroższa? – słyszę za plecami męski głos. I to nie byle jaki głos, ale absolutnie zniewalający głos z seksownym brytyjskim akcentem, od którego za każdym razem miękną mi kolana. Kiedyś uprosiłam go, żeby przeczytał nam wszystkim na głos W noc wigilijną tylko po to, żeby posłuchać jak znajome zwrotki zabrzmią w jego ustach. Nie mogłam sobie potem darować, że tego nie nagrałam.

Odwracam się do Jaspera, bliskiego przyjaciela i wspólnika mojego brata, który stał się także moim przyjacielem, odkąd pracuję w Quantum jako menedżer produkcji. Jasper… Wysoki, jasnowłosy, świetnie zbudowany, chociaż bardzo szczupły, nieprzyzwoicie piękny, niesprawiedliwie zdolny i nie bez przyczyny rozchwytywany przez kobiety z najwyższej półki. Działa na nie jak magnes i wydaje się, że przyciąga je równie naturalnie, jak nabiera powietrza. Skoro mowa o facecie, który nigdy nie zwiąże się na stałe z jedną kobietą, mogąc mieć je wszystkie, Jasper Autry pasuje tu jak ulał.

– Coś mi się przypomniało – odpowiadam, bo przecież nie powiem mu, że tak dla rozrywki rozmyślam sobie o biologicznych zegarach i cyklach owulacyjnych.

– Opowiesz?

– E, to jedna z tych sytuacji z dzieciakami, które nie są śmieszne, jak je potem opowiadać.

– Rozumiem. – Podaje mi jeden z dwóch kieliszków mimozy, które wyniósł na dwór.

– Dziękuję.

– Proszę. – W jego złotobrązowych oczach zawsze żarzą się tajemnicze iskierki, jakby miał mi jakiś wielki sekret do wyznania. Tak się przynajmniej wydaje. Teraz też migocze w nich ogień. – Co powiesz na tę historię naszego starego Haydena i uroczej Addie? Muszę przyznać, że nie spodziewałem się zobaczyć go tak… oswojonego.

– Jest szczęśliwy – odpowiadam ostrzej, niż zamierzałam. – Nie ma w tym nic złego.

Na mój ton Jasper unosi brew do góry. Nie jest przyzwyczajony, żeby kobiety odzywały się do niego w ten sposób. Te, które go otaczają, nie pozwalają sobie na burkliwość, tylko z miejsca rzucają mu majtki do stóp.

– Nie, to prawda, nie ma w tym nic złego.

– Przepraszam. Chciałam tylko powiedzieć, że miło na nich popatrzeć. To wszystko.

– Możesz mi wierzyć lub nie, ale zgadzam się w stu procentach. Chociaż moi kumple padają ostatnio jak muchy.

– Boisz się, że dla ciebie zostanie do picia tylko sama woda?

– Picie wody to ostatnia rzecz, jaką bym polecał w Meksyku.

Wybucham śmiechem; nic dziwnego, bo Jasper zawsze umie mnie rozbawić. Jego lekko kpiarskie podejście do życia to jedna z wielu rzeczy, które mnie w nim urzekają.

– Zauważyłem, że stoisz tutaj całkiem sama, zapatrzona w bezkresny błękit oceanu i nieobecna myślami. Coś cię gryzie, najdroższa?

Nagle mam ochotę powiedzieć mu o wszystkim. Mam ochotę powiedzieć o tym komuś, więc dlaczego by nie Jasperowi, bliskiemu przyjacielowi, co do którego mam absolutną pewność, że się nie wygada? Nie jest nikim z rodziny. Nie jest żadną z moich koleżanek, które starałyby się odwieść mnie od mojego planu, zapewniając, że ten jedyny czeka tuż za rogiem. Trudno o lepszego powiernika w mojej sytuacji.

– Jeżeli ci powiem, obiecujesz, że nie piśniesz nikomu ani słowa, a zwłaszcza Flynnowi?

– Ma się rozumieć. Nie zapominaj, że ty też mogłabyś nieźle mnie pogrążyć tym, czego dowiedziałaś się o mnie w ciągu ostatnich lat.

– To prawda.

Ujmuje mnie za ramię i prowadzi do rozłożystych leżaków nad basenem.

– Przejdźmy do mojego gabinetu. Pierwsza sesja gratis, ale tylko dla dobrych znajomych.

– Ta wzruszająca dobroć kiedyś cię zgubi.

– Moja matka mówi to samo. Jak dotąd wychodziła mi tylko na dobre.

Przewracam oczami na taką bezczelność, zwijam się wygodnie na leżaku i pociągam z kieliszka spory łyk dla dodania sobie odwagi.

– No, mów, co tam ukrywasz, bo spłonę z ciekawości.

Nagle dopada mnie silne zdenerwowanie. Pierwszy raz mam to otwarcie wyznać komuś bliskiemu.

– Zastanawiam się… Nie, czekaj, to nieprawda. Już się nie zastanawiam. Naprawdę mam zamiar to zrobić.

Brwi podjeżdżają mu do góry i przysięgam, że wstrzymuje oddech.

– Zamierzam urodzić dziecko.

– Dziecko…? – Jego wzrok ześlizguje się na mój płaski brzuch. – W sensie… Jesteś… A. No to świetnie.

Nie mogę powstrzymać śmiechu z tej nieporadnej reakcji.

– Nie, jeszcze nie jestem w ciąży, ale mam nadzieję, że niedługo będę.

– Nie chcę się wydać przesadnie drobiazgowy, ale trudno nie zauważyć, że uparcie występujesz solo. Więc kto jest tym farciarzem, któremu będzie dane zostać szczęśliwym ojcem?

– Tego jeszcze nie wiem. To jedna z decyzji, którą muszę podjąć po powrocie do Los Angeles. Mam tysiące kandydatów do wyboru i muszę zdecydować, czy przedłożyć wygląd nad intelekt, czy odwrotnie, a może będę miała szczęście i uda mi się znaleźć dawcę, który ma jedno i drugie.

Zamyka oczy i wypuszcza powoli powietrze.

– Ellie… – Otwiera oczy, patrzy prosto na mnie i mówi: – Na miłość Boga i wszystkich świętych naraz, ty naprawdę nie musisz się uciekać do banku spermy, żeby znaleźć ojca dla swojego dziecka.

Na to ogarnia mnie gniew.

– Jak się jest samotną kobietą, która chce mieć dziecko, to tak, trzeba „się uciekać” do banku spermy.

– Ależ kochana, akurat ty ze wszystkich możesz mieć każdego gościa, jakiego sobie zażyczysz.

– To nieprawda. Dla kobiet to tak nie działa. My nie możemy tak sobie skakać z kwiatka na kwiatek, nie rujnując sobie przy tym doszczętnie reputacji. Zwłaszcza gdy ma się brata i rodziców na pierwszych stronach gazet. Wcale nie jest tak łatwo, jak ci się wydaje.

– Fakt, nie patrzyłem na to od tej strony. Rozumiem, że odblask sławy może stanowić przeszkodę. PS.: My „nie skaczemy sobie z kwiatka na kwiatek”, jak mówisz.

– Nie? A jakbyś to ujął? – przekomarzam się żartobliwie.

Na twarz wypływa mu rozbrajający uśmiech.

– Korzystamy z uroków życia?

– Już tego próbowałam. I niewiele było w tym uroku, jeżeli chcesz wiedzieć. Dosyć mam czekania na grom z jasnego nieba. Chcę mieć dziecko, a czas mi się kończy. Zrobię to.

Zabawne, jak w którymś trudnym do uchwycenia momencie moje nieśmiałe zamysły przekształciły się w Meksyku w niepodważalny plan.

– I jesteś pewna, że chcesz to zrobić w ten sposób?

– Jestem pewna, że to jedyny sposób w moim niezmiennie pojedynczym życiu.

– To nie jest jedyny sposób.

Nie mam odwagi podnieść na niego oczu, ale kiedy to robię, pod jego wymownym spojrzeniem na całej powierzchni skóry czuję palące mrowienie.

– Co masz na myśli?

– Mogłabyś na przykład zwrócić się do starego przyjaciela, który jest jednocześnie przystojny i niebywale inteligentny, nie mówiąc już o uroku osobistym, z prośbą o dostarczenie „kapitału zakładowego” potrzebnego do realizacji twojego przedsięwzięcia.

Jestem całkowicie zszokowana tym, co sugeruje, ale nie chcę dać nic po sobie poznać. Mogłoby się okazać, że tylko sobie żartuje.

– Gdybym tylko znała kogoś takiego.

Jego gardłowy śmiech brzmi zmysłowo i pociągająco.

– Ależ znasz. Znasz po prostu idealnego kandydata.

Serce zaczyna walić mi w piersi tak mocno, że boję się, że zemdleję.

– I ten kandydat zgodziłby się dostarczyć „kapitał zakładowy” do takiego projektu?

– Pod pewnymi warunkami.

Po długiej chwili milczenia pytam:

– Jakimi?

– Wszystko odbywa się tradycyjnie. Żadnych laboratoriów, zakraplaczy i probówek, tylko bezpośredni, fizjologiczny, nieograniczony przepływ środków.

Pod wpływem obrazów, jakie momentalnie stają mi przed oczami, moje ciało ogarnia ogień. Jasny gwint. Czy ja kompletnie postradałam rozum, czy też Jasper Autry mówi mi, że chce się ze mną kochać? Lepiej, że chce dać mi dziecko!

– Mówisz teraz poważnie?

– Moja droga Ellie, nigdy w życiu nie byłem tak poważny. – Nachyla się bliżej ku mnie, tak blisko, że przestaję oddychać. – Powiedz „tak”.

Z wysiłkiem przełykam ślinę.

– Jeszcze jakieś warunki?

– Tylko kilka.

– Zamieniam się w słuch.

– Kiedy jesteś ze mną, jesteś tylko ze mną.

– I wzajemnie.

Kiwa głową i mówi:

– Dobrze. I robimy to tak, jak ja chcę albo wcale.

– Co to znaczy? – pytam cienkim głosem.

– W łóżku ja decyduję.

Niespodziewanie robię się tak podniecona, że ze strachem zastanawiam się, czy nie zostawię na leżaku mokrej plamy.

– A co, jeżeli mi to nie odpowiada?

– To nie ma umowy.

Chwilę to trwa, zanim udaje mi się przetrawić jego słowa. Czyli ma w łóżku dominujące skłonności. Matko Boska. Odkasłuję i mówię:

– A co w kwestii praw do owoców twojej inwestycji?

Uśmiecha się i mówi:

– Przejmujesz całość, z zastrzeżeniem prawa do sporadycznych wizyt dla wnoszącego wkład.

– Czy ono będzie wiedziało, kto wniósł ten wkład?

– To już zależy od ciebie.

– I byłbyś skłonny podpisać z wyprzedzeniem zobowiązanie prawne wyszczególniające te wymogi?

Ujmuje mnie pod brodę i zmusza, żebym spojrzała mu w oczy.

– Jestem skłonny podpisać wszystko, co pozwoli mi zaciągnąć do łóżka przepiękną i nieosiągalną Ellie Godfrey.

Na swoje usprawiedliwienie podkreślam, że to jest wypowiedziane ze zniewalająco seksownym brytyjskim akcentem. Teraz wszystko jasne, prawda? Co innego mogłabym powiedzieć oprócz:

– Zgoda.

– Zgoda, że co?

– Umowa stoi.

W odpowiedzi dostaję ten zabójczy uśmiech, który uczynił ze zdjęciowca celebrytę.

– Jakoś nagle spieszno mi wracać do domu.2. Ellie

Dwa dni po tym, jak uzgodniliśmy z Jasperem warunki naszej „umowy” zaczynam uświadamiać sobie, że zawarłam pakt z diabłem. Przygląda mi się non stop, osacza mnie spojrzeniem, chociaż nie jest to zupełnie nieprzyjemne. Taki sam dziki głód musi malować się w oczach geparda, kiedy zasadza się na antylopę. No proszę, właśnie porównałam siebie do antylopy. A w filmach przyrodniczych zawsze antylopa zostaje na końcu pożarta, więc moja analogia nie odbiega zanadto od prawdy.

Na całe szczęście nikt z naszych znajomych nie dostrzega tej naszej zabawy w polowanie. Przyznam, że trochę deprymuje mnie to nagłe zainteresowanie, choć pewnie nie powinno. W końcu kiedy w miarę atrakcyjna kobieta oferuje mężczyźnie nieograniczony dostęp do swojej waginy w celu spłodzenia dziecka, musi chyba liczyć się z pewnym zainteresowaniem z jego strony.

Tyle że zainteresowanie a drapieżna żądza to dwie różne rzeczy i dlatego jestem trochę skołowana. Przez wiele lat znajomości, w ciągu których skrycie rozpływałam się nad nim i jego urzekającym akcentem, ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że on też mógłby mieć do mnie słabość. Naturalnie lubi mnie jako kumpelę, koleżankę z pracy, siostrę swojego dobrego przyjaciela, przyjaciółkę, przed którą może poużalać się na inne kobiety. Ale jako partnerkę seksualną? Niemożliwe.

Jednak od rozmowy tamtego poranka wszystko się zmieniło. Jego uwaga ogniskuje się na mnie do tego stopnia, że jestem nieustannie ożywiona i nabuzowana, i najchętniej od razu wzięłabym się do rzeczy. Gdy pomyślę, że już niedługo mogłabym zostać matką, coś, o czym marzę od tak bardzo dawna, przeżywam huśtawkę emocji – podniecenia, niepokoju, radości i strachu. Trudno to wszystko ukryć przed czujnym okiem tych, którzy razem ze mną wylegują się nad basenem ostatniego dnia pobytu w Meksyku.

Wszyscy są wciąż pod wrażeniem zapowiedzi Haydena i Addie i nawet dwa dni później nie przestają rozprawiać o planowanym ślubie. Addie promienieje, a Haydenowi uśmiech nie zszedł z twarzy ani na chwilę. Nigdy nie widziałam najlepszego przyjaciela Flynna tak rozanielonego. Zazwyczaj przypomina raczej gotujący się wulkan gotowy eksplodować w każdej chwili. Krwisty temperament okazał się przydatny w karierze zawodowej, ale odbił się na jego życiu prywatnym.

Związek z Addie osadził jego zapędy i pomógł mu się wyciszyć. Bardzo się z tego cieszę. Hayden jako drugi z naszego towarzystwa przymierza się do małżeństwa – po moim bracie, który całkowicie oszalał na punkcie swojej czarującej żony. Tyle razy znikali nam z oczu w trakcie tego urlopu, że żarciki o wzywaniu oddziałów poszukiwawczych są na porządku dziennym.

Cieszę się, że mogę spędzić z Flynnem i Natalie kilka godzin dziennie, kiedy wreszcie zjawiają się wśród nas. Życie mojego brata upływa w nieustannym świetle reflektorów. Zanim poznał Natalie, miał już na swoim koncie wiele głośnych ról, rzesze wielbicieli i nieudane małżeństwo, po którym postanowił iść przez życie samotnie do czasu, gdy pojawiła się Natalie i zmieniła jego pogląd na wiele spraw.

Muszę przyznać, że jestem ociupinkę zazdrosna o mojego brata, który, tak jak nasze pozostałe siostry, znalazł prawdziwą miłość i towarzyszkę życia. Od niedawna coraz częściej rozmyślam o swoim życiu i dochodzę do wniosku, że jeżeli nie obniżę wymagań wobec mężczyzn, to nie znajdę nikogo, z kim byłabym w stanie wytrzymać, i już zawsze będę sama jak palec.

To już chyba dość nisko postawiona poprzeczka, co? Kogoś, z kim byłabym w stanie wytrzymać. Jak widać jestem wyzutą z romantyzmu realistką, która, po tym, jak spotykała się już chyba z każdą ropuchą na ziemi, jest gotowa wziąć pierwszego, który jej nie odstręcza. Nie mam najmniejszych złudzeń, że mój układ z Jasperem ograniczy się wyłącznie do wymiany DNA i może kilku przyjemnych doznań seksualnych przy okazji.

Tymczasem muszę jednak zabrać się do poszukiwania faktycznego ojca dla mojego niepoczętego malucha. Lubię uważać się za kobietę postępową i niezależną, ale pod tą pozą nowoczesności kryje się w gruncie rzeczy tradycjonalistka. Wychowałam się w pełnej rodzinie, tak samo dorastają dzieci moich sióstr i tego też chcę dla mojego dziecka. Potrzebuję mężczyzny, który będzie chciał się ustatkować, dojrzałego i spełnionego, pewnego siebie, ale nie pyszałka. Kogoś, kto umie na siebie zarobić i nie będzie próbował wykorzystywać mnie lub mojej popularnej rodziny do swoich prywatnych celów. No i jeszcze gdyby był miły i przystojny… No więc nie jestem chyba zbyt wymagająca. Znam kobiety, które nie umówią się z facetem z powodu krzywego zęba, choćby był najbardziej sympatycznym, przystojnym i czarującym mężczyzną pod słońcem. Krzywy ząb całkowicie go w ich oczach dyskwalifikuje.

Ja tak nie uważam. Nikt nie jest doskonały, a już na pewno nie ja, więc jakim prawem miałabym oczekiwać tego od innych? Nie szukam ideału, ale byłoby fajnie związać się z kimś, z kim mogłabym rozmawiać o rzeczach, które mnie interesują, kto śledziłby to, co się dzieje wokół i troszczyłby się o to, na czym mnie zależy – rodzinę, przyjaciół, wspólnotę i szeroko pojęty świat.

Chyba nie żądam zbyt wiele, prawda? A jednak, w całym Los Angeles, czy wręcz w dużej części południowej Kalifornii, nie sposób znaleźć faceta, który spełniałby chociaż połowę moich niewygórowanych kryteriów. Jak już trafił się jakiś przystojny i w miarę rozgarnięty, to najczęściej był już wcześniej żonaty trzy razy i ma na plecach wszystkie byłe żony i gromadkę dzieci, każde z inną kobietą. Jednym słowem – dramat. Nie, dziękuję. Mam wystarczająco dużo dramatów w mojej pracy, dość się ich naoglądałam w dziale produkcji Quantum.

Przeżywam też każdy dramat w życiu mojego brata gwiazdora i naszych sławnych przyjaciół. Nie potrzebuję tego w swoim związku.

Wprawdzie czasem udaje się znaleźć dojrzałego faceta, pewnego siebie, ale nie zarozumialca, który nigdy nie był żonaty. I co z tego? Szybko okazuje się, że nie potrafi sam siebie utrzymać albo od lat nie rozmawia z matką, albo ma jeszcze inny niepotrzebny minus, który wszystko psuje.

To potwornie nużące. Gdyby chodziło tu wyłącznie o mnie, rzuciłabym to w diabły i dała sobie spokój z szukaniem zwyczajnego, sympatycznego faceta. Ale nie mogę skazywać mojego dziecka na dorastanie bez ojca tylko dlatego, że mi się znudziło. To by było nieuczciwe wobec istoty, którą pragnę powołać na świat, i dlatego muszę kogoś znaleźć.

Po powrocie do Los Angeles zrobię coś, czego, jak zawsze mówiłam, w życiu bym nie zrobiła niezależnie od okoliczności. Za radą mojej bliskiej przyjaciółki Marlowe Sloane zgłoszę się do ekskluzywnej agencji matrymonialnej, która pomaga znaleźć partnerów tym, którzy z jakichś powodów nie mogą po prostu zamieścić ogłoszenia w sieci. Mimo to zamierzam posłużyć się dodatkowo fałszywym nazwiskiem, żeby już na pewno nikt się nie domyślił. Jeżeli uda mi się znaleźć faceta, który zainteresuje się mną, Ellie, a nie córką Godfreyów, to będzie sukces nie lada. A gdyby trafił się taki, co jest gotów przyjąć moje nienarodzone dziecko jak swoje, to już byłby najprawdziwszy cud. Na razie liczę na cud.

Addie rozkłada ręcznik na leżaku koło mnie i wyciąga się, wystawiając do słońca już i tak pięknie opalone ciało. Ja ukrywam się pod parasolem, bo w uszach dźwięczą mi złowrogie przepowiednie Estelle Flynn, że, jak nie przestanę się smażyć, to dorobię się zmarszczek jeszcze przed czterdziestką. Myślenie o mojej wspaniałej matce z jej alabastrową skórą to ostatnia rzecz, jakiej mi potrzeba na meksykańskich wakacjach.

– Nie mów mi, że pracujesz? – pyta, wskazując mój iPad.

– Nie, tylko przeglądam pocztę na szybkości. – Jestem szefową działu logistyki produkcji, który zawsze pracuje na dwa, trzy filmy do przodu w stosunku do innych. Wybieramy lokalizacje i pozyskujemy niezbędne pozwolenia na zdjęcia, czasem w bardzo oddalonych miejscach. Odpowiadamy też za organizację podróży, zakwaterowanie i wyżywienie dla całej ekipy. – Wygląda na to, że mój zespół dobrze sobie radzi.

– Główny plus wyjeżdżania z szefem na wakacje polega na tym, że mój zespół też jest na wakacjach – mówi Addie. – Ooo, jak przyjemnie.

– To niesprawiedliwe – odpowiadam. – Ja też jestem na wakacjach z szefem, a i tak ciągle muszę mieć na wszystko oko.

– Masz absolutną rację. Szczególnie że jesteś siostrą jednego z głównych szefów.

– Prawda? Muszę poprosić brata o spotkanie.

– Tylko poczekaj z tym do przyszłego tygodnia. Jego asystentka jest na zasłużonym urlopie.

Wybucham śmiechem, który jednak zamiera na widok paskudnego siniaka na przegubie Addie.

– Co ci się stało?

Addie przysłania sobie oczy dłonią.

– Gdzie?

– Masz całkiem posiniaczony nadgarstek. To wtedy, kiedy upadłaś? – Kilka dni temu pośliznęła się podczas burzy i mało brakowało, a spadłaby z wysokiej, stromej skarpy. Na szczęście Hayden i Flynn szli tuż za nią i zdołali w porę ją pochwycić.

Addie przekręca rękę i przygląda się siniakowi, jakby sama zobaczyła go dopiero teraz.

– A tak, pewnie tak. – Wciąż przykładając drugą rękę do czoła, mówi: – Czy ja zwariowałam, czy jest tu pewien Angol, który gapi się na ciebie, jakby chciał cię zjeść na kolację?

Nie wiem, co zrobić z oczami, czy spojrzeć na Jaspera, który siedzi z chłopakami po drugiej stronie basenu, czy wszędzie, tylko nie tam.

– Nie wiem, o czym mówisz… – Jedno, co pewne, to że mój brat i pozostali w Quantum nie mogą się dowiedzieć o mojej umowie z Jasperem. To nasza prywatna sprawa i ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję, to ogólnofirmowa burza mózgów w tej kwestii. Na samą myśl przebiegają mnie ciarki.

– Mogę sobie bez trudu wyobrazić ciebie i Jaspera.

Parskam śmiechem.

– To chyba tylko ty, bo ja nie. Ja i nasz nadworny playboy! Jasne.

– Wiesz przecież, że nie trzeba wierzyć we wszystko, co się słyszy. Chyba znasz go już wystarczająco dobrze.

– Wiem na pewno, że zmienia kobiety jak rękawiczki.

Temu nie może zaprzeczyć, mówi jednak:

– Hayden i Flynn bardzo go cenią. To chyba o czymś świadczy.

– Oczywiście, że tak. Ja też bardzo go cenię. Ale znam go zbyt dobrze, żeby po głowie chodziły mi takie myśli, jak tobie. – Przy czym cenię go jednak na tyle, żeby mieć z nim dziecko. Ale o tym nikt spośród naszych wspólnych znajomych czy kolegów z pracy nigdy się nie dowie. Na samą myśl o faktycznym „robieniu” dziecka z Jasperem robi mi się gorąco. – Idę do wody. Masz ochotę popływać?

– Dzięki. Wolę się trochę zdrzemnąć, póki Hayden jest na zebraniu z Flynnem i z Nat.

Podnoszę się i zdejmuję chustę, odsłaniając bikini, które wydawało się całkiem przyzwoite, zanim nie omiotło mnie spojrzenie Jaspera. Teraz mam wrażenie, że jestem całkiem naga, i nie czuję się z tym komfortowo.

– Zebranie? Na wakacjach?

– To nieformalne spotkanie. Dzięki czemu mogę wygrzewać się beztrosko tutaj, zamiast robić notatki. Rozmawiają o scenariuszu do filmu o Nat. Flynn znalazł kogoś odpowiedniego i chciał to omówić z Haydenem, zanim się zdecydują.

– Naprawdę chcą zrobić ten film, co?

– Flynn się niesamowicie zapalił, a wiesz, co to znaczy.

Śmieję się, bo tak, wiem, jak uparty umie być mój brat, kiedy sobie coś wbije do głowy. Pod tym względem nie różnię się od niego. Postanowiłam, że chcę mieć dziecko, i mniej niż dwa tygodnie po podjęciu decyzji mam już kandydata na ojca i jasny plan działania. To wspólna cecha Godfreyów. Wszyscy mamy osobowość A, czyli ludzi, którzy nie spoczną, aż zdobędą to, co sobie założą. Kiedy wchodzę do wody, czuję na sobie wzrok przyszłego tatusia. Świdrujący wzrok.

Jasper

Patrząc na nią w tym skąpym bikini pozostawiającym tak niewiele dla mojej wybujałej wyobraźni, przeżywam prawdziwe męczarnie. Gdybym miał opisać ideał dziewczyny z południowej Kalifornii, to byłaby Ellie Godfrey – długie nogi, pełny biust, płaski, gładki brzuch i autentycznie jasne włosy opadające falami na plecy, niemal do jędrnego tyłeczka.

Z całych sił staram się nie ślinić, kiedy patrzę, jak w brzoskwiniowym kostiumie znika pod wodą i wynurza się, niczym nimfa morska. Jest jak mokry sen i na samą myśl o tym, że spłodzę z nią dziecko, mój John Thomas natychmiast się budzi. Niech go szlag. Tego mi tylko brakowało, żeby Emmett i Sebastian siedzący po moich bokach albo Kristian dalej, za Sebem coś zauważyli. Na szczęście są zajęci czytaniem, spaniem i słuchaniem muzyki i nie zwracają uwagi na moje podekscytowanie.

To by dopiero było, gdyby powiedzieli Flynnowi, że stanął mi na widok jego siostry w wodzie! Bóg zapłać za ciemne okulary. Gdyby nawet zauważyli wybrzuszenie w moich kąpielówkach – swoją drogą, czemu mieliby w ogóle tam patrzeć – to przynajmniej nie będą mogli stwierdzić, co, lub kto, je wywołało.

Od naszej rozmowy rozmyślam wyłącznie o seksie z Ellie Godfrey. Wcześniej, zanim nastąpił kluczowy kwadrans w moim życiu, nie było możliwości, żeby się do niej zbliżyć, i wszelkie kosmate myśli przelatujące mi natrętnie przez głowę pozostawały w sferze dalekich, nierealnych fantazji. Coś jak: „A niech mnie, ależ Ellie dziś ponętnie wygląda”, albo: „Ciekawe, jak by to było mieć ją u siebie w łóżku”, albo: „Chryste, dałbym wszystko, żeby sprawdzić, czy jej piersi są tak samo soczyste, jak na to wyglądają”. To ostatnie już mogę potwierdzić. Nikłe bikini nie pozostawia cienia wątpliwości: jej piersi są tak rozkoszne, jak wydają się pod ubraniem. To mi nie pomaga ugasić ognia w kroczu.

Jasny gwint. Ślinię się na widok siostry mojego przyjaciela i partnera w interesach. Gdybym nie był na wpół zamroczony słońcem i tequilą, może mógłbym sobie przemówić do rozsądku. Tyle że mój rozsądek najwyraźniej zanikł w chwili, kiedy wyznała, że bardzo chce zostać matką, a ja zaproponowałem jej swoje usługi. Musimy do tego wrócić gdzieś na osobności, bo czasem zdaje mi się, że wszystko to sobie wyśniłem.

Ale nie, to się zdarzyło naprawdę. Oszałamiająca Ellie Godfrey powiedziała mi, że marzy o dziecku, a ja zaoferowałem, że zostanę ojcem, o ile zrobimy to drogą tradycyjną. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że przystanie na moją ofertę, a jej gotowość to najlepszy znak, jak bardzo jej na tym zależy.

W ciągu kilku dni, które nastąpiły po tej przełomowej wymianie, przyszło mi do głowy jeszcze kilka rzeczy. Po pierwsze i najważniejsze, nikt, a zwłaszcza nikt z mojej rodziny w Anglii nie może się nigdy dowiedzieć, że spłodziłem dziecko z powodów, o których Ellie nie ma bladego pojęcia. Po drugie, muszę porozmawiać z Emmettem o kwestiach formalnych, a Ellie musi uprzedzić swojego prawnika. Trzeba będzie to zrobić jak należy.

Jeszcze mi tylko brakowało procesu z którymkolwiek Godfreyem. Sukcesy i wpływy, jakie udało mi się osiągnąć dzięki współpracy z Flynnem przekraczają moje najśmielsze marzenia, nie mówiąc już o tym, jak bardzo cenię jego przyjaźń. Za nic nie chciałbym tego stracić, nawet za cenę upragnionego romansu z czarującą Ellie. Ale żadne obawy o moje relacje z Flynnem nie staną mi na przeszkodzie, żeby zrobić dziecko jego siostrze.

Jest dorosłą kobietą, która sama o sobie decyduje, i postanowiła wyświadczyć mi ten zaszczyt i pozwoliła zostać ojcem jej dzidziusia. Nie mogę i nie chcę wycofać się z propozycji, a już na pewno nie dopuszczę, żeby korzystała z tych nieludzkich usług banków spermy. Bóg jeden wie, z czym się to w ogóle wiąże. Na samo wyobrażenie robi mi się zimno.

Nie, z największą radością pomogę jej to zrobić po bożemu i pozwolę jej wychować nasze dziecko tak jak sama uważa. Będzie wspaniałą matką. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Sama ma wspaniałą matkę. Prawdę mówiąc, platonicznie kocham się w Stelli Flynn, podobnie jak większość znajomych Flynna. Chcę spełnić marzenie Ellie i nie wątpię, że będę miał z tego wiele przyjemności. Bardzo lubię i podziwiam Ellie, ale nigdy nie mógłbym z nią być na poważnie. Jest dla mnie zbyt delikatna i zbyt waniliowa.

Mogę być delikatny i waniliowy na tyle, żeby spłodzić dziecko. Ale na dłuższą metę? Nie ma szans. Mam prawie trzydzieści siedem lat i już dawno przekonałem się, że w seksie nie wystarcza mi czułość i troskliwość. Ja lubię gorący, brudny, hardcorowy seks. Potrzebuję go tak samo, jak inni nie potrafią żyć bez kofeiny. Na pewnym etapie człowiek nie chce już rezygnować z niektórych rzeczy. Mój styl życia nie podlega dyskusji i już jakiś czas temu pogodziłem się z myślą, że bardziej prawdopodobne, że będę do końca życia kawalerem niż że mógłbym związać się z jakąś miłą, zwyczajną dziewczyną, która prędzej dostałaby zawału, niż dała się związać, chłostać, karać i ruchać na wszystkie strony przez kilka dni pod rząd.

Mimo największych starań nie potrafię sobie wyobrazić, żeby Ellie Godfrey dała się podporządkować mnie lub komuś innemu. Nie jest niewolnicą, ja za to jestem Władcą. Ponieważ jednak chciałbym dożyć swoich następnych urodzin, nie będę dominował siostry Flynna w łóżku, niezależnie od tego, jak bardzo chciałbym wyzwolić drzemiącą w niej dziką bestię. Bestia pozostanie uśpiona pod przykryciem podczas naszych starań o dziecko, którego tak strasznie pragnie.

Poza wszystkim, ile to może potrwać? Miesiąc, może dwa? Jak tylko zajdzie w ciążę, będę mógł wrócić do moich zwykłych praktyk, a to oznacza dziesiątki różnych kobiet tak samo rozwiązłych jak ja, jeżeli nie bardziej. W ogólnym rozrachunku tak będzie znacznie prościej, chociaż wizje czegoś więcej niż tylko zapłodnienia Ellie przebiegły mi przez głowę nie raz w ciągu ostatnich dni. To jednak nie wchodzi w grę i czuję się przez to dziwnie rozżalony.

Rozglądam się i widzę, że Emmett odłożył książkę, Seb leży z zamkniętymi oczami i słuchawkami w uszach, a Kristian chrapie tak, że obudziłby umarłego, jak zawsze, kiedy przesadzi trochę z whisky.

– Znajdziesz dla mnie chwilę w poniedziałek rano? – pytam Emmetta.

– Pewnie. A o co chodzi?

– Sprawa osobista. – Może i rozsądniej byłoby w tej akurat kwestii znaleźć sobie innego przedstawiciela, ale boję się ryzykować, skoro matką dziecka ma być siostra Flynna Godfreya. Nie mam pewności, czy prawnik spoza firmy nie pokusiłby się raczej o sprzedaż tej historii szmatławcom, zamiast występować w moim interesie. Szukanie kogoś innego zajęłoby też czas, a ja nie chcę czekać. Boję się, że Ellie może zmienić zdanie. Jako wspólnik w Quantum mam częściowy wpływ na wypłatę Emmetta, więc nie muszę się niepokoić o jego dyskrecję. Nie mam najmniejszych obaw, że mógłby się z czymś zdradzić, chociaż coś mi mówi, że nie będzie tym wszystkim specjalnie zachwycony.

– Coś nie tak? – pyta teraz jako przyjaciel, nie jako adwokat.

– Nie, wszystko okej, stary. Potrzebuję tylko, żebyś rzucił okiem na pewną drobną sprawę.

– Od tego jestem.

Ellie wychodzi z basenu. Jej złota skóra iskrzy się od kropelek wody, a brodawki przeobraziły się w twarde guzołki wyraźnie widoczne pod cienkim materiałem staniczka. Zaciskam zęby, żeby nie rzucić się na nią tu i teraz. A ponieważ nie ma takiej możliwości, obiecuję sobie jak najszybciej załatwić wszystkie formalności, żebyśmy mogli wreszcie przejść do działania.3. Ellie

Wesoła, wypoczęta i opalona ekipa wraca z Meksyku w niedzielę wieczorem. Chcieliśmy zostać najdłużej, jak się da, i dlatego lądujemy w Los Angeles dopiero dziesięć po dziesiątej. Flynn i Hayden mają umówione spotkania jutro o dziewiątej, ale ja muszę być w biurze jeszcze przed siódmą, żeby przejrzeć milion mejli, które nazbierały mi się w czasie urlopu. O dziewiątej trzydzieści spotykam się z moim zespołem, żeby się zorientować, jak ze wszystkim stoimy. Brrr!

Pakuję rzeczy, czując na sobie palące spojrzenie Jaspera. Nie spuszczał ze mnie oczu przez kilka ostatnich dni i powoli zaczynam oswajać się z tym, że gdy tylko spojrzę w jego stronę, praktycznie rozbiera mnie wzrokiem. Antylopo, poznaj, oto gepard. Moje ciało wibruje pod tym żarłocznym spojrzeniem, szczególnie babskie partie. Jeżeli potrafi doprowadzić mnie do takiego wrzenia samym tylko wzrokiem, co będzie, kiedy rozpoczniemy starać się o dziecko?

– El? – Stojący za mną Kristian wskazuje brodą wyjście z samolotu.

– A, przepraszam.

– Ciągle jesteś w Meksyku? – pyta ze śmiechem.

– Coś w tym rodzaju. – Nie mogę przecież powiedzieć, że fantazjuję o ognistym seksie z Jasperem. Rany, do niczego jeszcze nie doszło, a już ta historia wytrąciła mnie kompletnie z równowagi. Wystarczy, że odezwie się do mnie z tym zabójczym, brytyjskim akcentem, a już mam wilgotne majtki.

Mógłby czytać mi jadłospis chińskiej restauracji, a tak samo bym się rozpłynęła. W rodzinie ciągle pamiętają, jak namówiłam go do przeczytania W noc wigilijną tylko po to, żeby usłyszeć ten wiersz z jego ust. Nie wiedzą jednak, że potem wróciłam do domu i dokończyłam się Petem, największym wibratorem, jaki mam, ciągle mając w uszach ten zniewalający głos recytujący niewinne, przyjazne wersy.

Nawet dzisiaj, kiedy słyszę słowa „Działo się to w Wigilię…”, miękną mi kolana, bo od razu słyszę jego głos.

Nie pamiętam, na jakim poziomie baterii zostawiłam Pete’a. Mam nadzieję, że zostało w nich jeszcze trochę życia, bo dzisiaj zdecydowanie muszę rozładować to nieznośne napięcie, które narasta we mnie, odkąd doszliśmy z Jasperem do porozumienia. W każdej komórce ciała czuję pulsowanie i, gdy wsiadamy do samochodów, przemyka mi przez głowę, że mogę go zobaczyć jeszcze dziś wieczorem.

Na myśl o tym, że pojawiłby się u mnie w domu, zanim będę gotowa, wpadam w panikę. Muszę się ogolić, wydepilować i… zrobić się na bóstwo. Nie mogę mu się tak oddać prosto z marszu. Zanim będziemy mogli wprowadzić nasz plan w czyn, potrzebuję się przygotować, a także upewnić, że jest czysty.

Widać wyczuwa mój popłoch, bo kiedy rzucam mu kolejne gorączkowe spojrzenie, patrzy na mnie z uniesioną pytająco brwią. Podchodzi do nowej, srebrnej tesli Kristiana od strony pasażera, podczas gdy ja otwieram moje czerwone BMW cabrio. Wymownym gestem wskazuje swój telefon, a ja szybko potakuję głową i wsiadam do samochodu.

„Zadzwonię za godzinę”, czytam jego esemes.

„Okej”.

Rozmowę telefoniczną dam radę jakoś przeżyć, ale nie mogłabym znieść spotkania twarzą w twarz. Jeszcze nie. Wyjeżdżam z lotniska i kieruję się drogą SR 1 na północ w stronę Venice. Nie wiem, czy Jasper jedzie do swojego mieszkania w mieście, czy do domu na plaży w Malibu, ale to bez znaczenia. Gdy zadzwoni za pięćdziesiąt siedem minut, powiem mu, że dzisiaj jestem zajęta i możemy porozmawiać jutro.

Czuję naprężenie, jakby moja skóra skurczyła się w czasie wyjazdu. Musiałam przesadzić ze słońcem. Tylko jak wytłumaczyć stojące na baczność brodawki i wrzenie między nogami za każdym razem, gdy myślę o naszym projekcie? Nie wystarczy powiedzieć, że zastrzelił mnie swoją gotowością do pomocy przy zachodzeniu w ciążę. Nawet w najśmielszych snach nie podejrzewałam, że mogłabym się mu zwierzyć, a co dopiero przyjąć jego ofertę „współpracy”.

Wszystko odbywa się tradycyjnie. Żadnych laboratoriów, zakraplaczy i probówek, tylko bezpośredni, fizjologiczny, nieograniczony przelew środków.

Matko Boska, na samo wspomnienie tych słów bezwiednie dociskam gaz, tak mi spieszno do Pete’a. Wjeżdżam do Venice Beach, mijając słynne molo, zatłoczone nawet w niedzielny wieczór. Mój brat i jego znajomi cenią sobie wyrafinowany styl Malibu, ale ja wolę bardziej niepokorną, artystyczną atmosferę Venice. Mieszkam o jedną przecznicę od plaży, w trzypokojowym parterowym domu z werandami, który urządziłam całkiem sama, od a do zet. Ukończyłam kurs technologii robót wykończeniowych, od hydrauliki i elektryki po płytkarstwo i gipsowanie ścian.

Nie ma jednej rzeczy w moim uroczym gniazdku, która nie byłaby dziełem moich rąk, i tak mi się to spodobało, że nie mogę się już doczekać, kiedy będę miała kolejny nowy dom do zagospodarowania. Pytanie, po jakie licho taka hollywoodzka księżniczka jak ja babrze się przy remoncie domku w Venice Beach, kiedy może sobie do tego nająć profesjonalną ekipę? To prawda, mogłabym. Moi rodzice są bajecznie bogaci – oboje zrobili zawrotną karierę w show-biznesie. Cały świat zna Maksa Godfreya i Estelle Flynn, a ich cudowne dziecko, Flynn Godfrey, jest wielkim gwiazdorem ekranu na globalną skalę.

Ale ja jestem Ellie, wprawdzie córka celebrytów i siostra idola, ale żyję po swojemu, na miarę własnej, więcej niż zadowalającej pensji. Rodzice założyli każdemu z nas fundusz powierniczy przechodzący na nas w dniu dwudziestych piątych urodzin. Moje siostry wykorzystały część tych pieniędzy na zakup domów, ale ja jeszcze swojego nie ruszyłam i domyślam się, że Flynn też nie. Nie ma takiej potrzeby, tak samo jak ja.

Mam wszystko, czego mi trzeba w moim przytulnym domku dwa kroki od plaży i mola Venice Beach. Na werandę od frontu dociera słony zapach morza, mieszanka smażonego jedzenia i olejku do opalania, a czasami także wyziewy nieco zbyt licznych aut i motocykli.

Pod moją nieobecność rodzice zajmowali się moim psem, Randolphem, i jutro pojadę do Beverly Hills odebrać go od „dziadków”. Naprawdę tak o sobie mówią w odniesieniu do mojego sierściucha. Myślę, że nie spodziewają się po mnie żadnych innych wnucząt, więc traktują Randy’ego z niebywałą czułością. No to się jeszcze zdziwią!

Bez Randy’ego w domu wita mnie dziwna cisza i lekko stęchły zapach niewietrzonego od tygodnia wnętrza. Otwieram okna, żeby wpuścić do środka chłodny, morski wiaterek wydymający zasłony. Ich akurat sama nie zrobiłam, chociaż szycie znajduje się na mojej liście rzeczy, których mam zamiar jeszcze się nauczyć. Staję w drzwiach pokoju w głębi holu i zapalam światło, błądząc wzrokiem po pustym pomieszczeniu, do którego mam nadzieję niedługo wstawić kołyskę, stół do przewijania i wszystko, co potrzebne bobasowi, o którym tak strasznie marzę.

Serce zaczyna mi drżeć na myśl o tym, że mam już konkretny plan, żeby to wreszcie spełnić. Zrobimy z Jasperem pięknego dzidziusia. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Nie wiem tylko, jak dam radę wytrzymać prawie rok, zanim moje maleństwo pojawi się na świecie. Wzdycham niecierpliwie, gaszę lampę i idę do swojej sypialni.

Mimo że myśl o Pecie nie opuszcza mnie od czasu lądowania, odwlekam nasze spotkanie, spodziewając się, że Jasper zadzwoni lada chwila. Wyjmuję ubrania, które uprałam jeszcze w Meksyku, przebieram się w piżamę, myję twarz i zęby, po czym wchodzę do łóżka i podłączam ładowarkę do telefonu. Moja skóra jest napięta i wrażliwa, jakby coś się miało wydarzyć. Jeżeli daję się tak nakręcić czekaniem na głupi telefon…

Komórka dzwoni na dziesięć minut przed upływem godziny, przez co serce omal nie wyskakuje mi z piersi.

– Na litość boską – mruczę do siebie, po czym odbieram telefon, przyjmując beztroski ton z kategorii „wcale mi nie zależy, kiedy tak naprawdę strasznie mi zależy”. – Cześć.

– Witaj, najdroższa. – W jego rozkosznym wykonaniu brzmi to jak „najdroooższa”, a czułość w jego głosie przyprawia mnie o zawroty głowy i osuwam się na poduszki.

– Siema. – Rany, co za romantyczna odzywka po jego słodkim „najdroooższa”.

– Cóż – mówi – przez te ostatnie dni udało ci się skutecznie mnie rozochocić. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę.

– Proszę? Że co ja niby zrobiłam?

– Mam zacząć od spektaklu wczoraj przy basenie?

– Jakiego znowu spektaklu? – pytam autentycznie zdezorientowana.

– Pomarańczowe bikini, strużki wody na skórze, stwardniałe brodawki, nogi do samej szyi, mokre włosy… Mam mówić dalej?

– Ja… Ty…

Na dźwięk jego głębokiego, gardłowego śmiechu robi mi się słabo.

– Od naszej rozmowy wtedy, tamtego ranka, myślę tylko o tym, kiedy przejdziemy do akcji.

– O. Ty… Naprawdę? – To ostatnie słowo wypada bardziej jak miauknięcie niż odpowiedź z natury raczej elokwentnej kobiety. To ten akcent. Jest dla mnie jak kryptonit. Mogłabym umrzeć szczęśliwa tu i teraz, byle tylko słuchać tego głosu.

– Owszem. Ty nie?

– Cóż, przyszło mi to do głowy. Raz czy… milion razy.

Rany, ten śmiech staje się moją drugą ulubioną rzeczą w tym facecie.

– Czyli jesteś podekscytowana? – pyta niskim, poufałym tonem, którego nigdy wcześniej u niego nie słyszałam. To zresztą zrozumiałe, nigdy dotąd nie byłam z nim na poufałej stopie.

Zaciskam uda, jakby to miało pomóc mi opanować pulsowanie w centrum.

– Tak, bardzo, że będę miała dziecko.

– A co z samym procesem poczynania? Też cię to ekscytuje?

– No… tak, to też.

– Aj!

– Nie, czekaj! Nie to chciałam powiedzieć! Po prostu nie masz pojęcia, jaka to dla mnie ulga, że nie muszę przechodzić przez ten kliniczny proces. Oddajesz mi wielką przysługę i jestem ci bardzo wdzięczna.

– Hm, w rzeczy samej, to niemałe poświęcenie z mojej strony. – Mówi tak brytyjsko, że straciłabym grunt pod nogami, gdybym nie była w łóżku. – Ale mam nadzieję, że uda mi się przetrwać.

– Żartujesz sobie, prawda?

– Tak, najdroższa, żartuję.

– Ach. – Z ust wyrywa mi się nerwowy śmiech, zupełnie nie jak mój. – To dobrze.

– Za to nie żartuję, mówiąc, że przed podjęciem dalszych kroków musimy dopracować szczegóły naszego przedsięwzięcia.

– Co masz na myśli? – Chodzi mu o rzeczy w stylu „u ciebie czy u mnie” czy co?

– Po pierwsze, kwestie prawne. Ze względu na naszą przyjaźń, a także moją przyjaźń i współpracę z twoim bratem, powinniśmy zadbać o wszelkie formalności, zanim się zabawimy. Żeby potem nie było żadnych nieporozumień.

– W porządku.

– Masz kogoś, kto mógłby cię reprezentować?

Od razu przychodzi mi do głowy przyjaciółka z dzieciństwa, Cecily St. James, która pracuje w prywatnej kancelarii w Los Angeles.

– Tak.

– Gdybyś mogła podesłać mi dane, to mógłbym poprosić Emmetta o wyznaczenie spotkania.

– Emmetta? Nie mówisz chyba o Emmetcie Burke’u od nas z firmy?

– Mówię o Emmetcie Burke’u, który pracuje pode mną jako dyrektor ds. prawnych w Quantum.

– Ale… On jest przyjacielem Flynna, jego adwokatem, jest…

– Ellie, stój! Weź głęboki oddech. Mam do niego pełne zaufanie i robię to, żeby chronić tak ciebie, jak i mnie.

– Niby w jaki sposób?

– Obowiązkiem Emmetta jest działać w jak najlepszym interesie nas wszystkich. Nigdy nie pisnąłby słowa o naszych zamiarach. Co do innych prawników nie mam takiej pewności, a muszę mieć całkowitą pewność. Ty na pewno też.

Cóż, patrząc na to z tej strony…

– No, tak, oczywiście. Prześlę ci namiary mojego prawnika.

– Doskonale. Uwiniemy się z tym raz-dwa i możemy się brać do roboty, tak?

– Powiedziałeś: „po pierwsze”. Co jeszcze miałeś na myśli?

– Zakładam, że ty też możesz mieć jakieś wymogi?

– W sumie, to… Nie weź tego do siebie, ale zastanawiam się, skąd mogę mieć pewność, że jesteś… no wiesz, czysty?

– Bardzo rozsądnie. Dostarczę stosowne zaświadczenie lekarskie. Spodziewam się, że ty zrobisz to samo?

Powtarzałam sobie, że nie powinnam czuć się urażona w razie, gdyby poprosił, ale mimo wszystko doznaję niemiłego ukłucia.

– Ma się rozumieć. – Mam wizytę u doktor Breslow we wtorek, więc mogę to przy okazji załatwić. A ponieważ od ostatniego badania nie uprawiałam seksu, nie mam się czego bać.

– No to świetnie. Szybko to załatwimy i możemy przechodzić do rzeczy.

– Tak się to u ciebie eufemistycznie określa?

– Tak się wszędzie eufemistycznie określa to, co mam na myśli.

Jego złowieszczy śmiech budzi we mnie ogień, który rozpala mi twarz i inne kluczowe partie.

– To co, widzimy się jutro?

– Tak, do zobaczenia. – Kończę połączenie, odkładam telefon na bok i sięgam do szafki przy łóżku, gdzie Pete czeka cierpliwie, żeby przynieść mi ulgę. I wtedy przypominam sobie, że zapomniałam kupić nowe baterie. Mam nadzieję, że pociągnie na tym, co zostało, bo jest mi dziś bardzo potrzebny.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: