Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewierna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niewierna - ebook

To, co czujemy, nie zawsze jest tym samym, co – jak sądzimy – powinniśmy czuć.

Amelia Widomska jest początkującą pisarką, która właśnie zadebiutowała na rynku wydawniczym. Mieszka pod Olsztynem i wiedzie – zdawałoby się – szczęśliwe życie. Przynajmniej dopóki na jej drodze nie pojawia się Piotr Kownacki – wzięty aktor, który przyjechał do Olsztyna wystawiać sztukę teatralną. Przypadkowe spotkanie prowadzi do narodzin wzajemnej fascynacji Amelii i Piotra, jednak na drodze do ich szczęścia stają wyrzuty sumienia. Mąż Amelii nie jest zachwycony, kiedy w plotkarskim magazynie pojawia się zdjęcie jego żony w towarzystwie celebryty, tymczasem na powrót Piotra do Krakowa czeka jego żona, Renata.

Niewierna to pierwszy tom cyklu Siostrzane dusze, a ja już mam ochotę na więcej! Wciągająca, poruszająca, pozostawiająca w sercu ślad. Serdecznie polecam!

K.N. Haner, autorka m.in. cykli Mafijna miłość i Miłość w rytmie rocka

Niewierna to pierwsza część cyklu Siostrzane dusze, opisującego losy sióstr pochodzących z dysfunkcyjnej rodziny, rozdzielonych przez wydarzenia z przeszłości. Każda z nich boryka się z własnymi życiowymi problemami, ale wszystkie je łączy jedno – pragną miłości, niekiedy za wszelką cenę.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66217-69-0
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zapadł już zmierzch, gdy Piotr Kownacki opuścił budynek teatru. Próba przeciągnęła się o godzinę z powodu humorzastej aktorki grającej wraz z nim główną rolę w spektaklu. Był zły. Nie dlatego, że miał plany na dzisiejszy wieczór. Po prostu nie lubił, gdy ktoś z uporem maniaka zgrywał wielką gwiazdę zamiast robić, co do niego należy.

Padał drobny śnieg. Piotr wziął głęboki haust mroźnego zimowego powietrza, które momentalnie rozgoniło czerwoną mgiełkę wściekłości, i uśmiechnął się pod nosem. Mimo że nie przepadał za tą porą roku, kiedy sytuacja na polskich drogach przyprawiała go o ból głowy, od jakiegoś czasu, zwłaszcza w okolicach świąt Bożego Narodzenia, zimowa aura przestała mu przeszkadzać. Co prawda nadal klął na czym świat stoi, gdy musiał przemieścić się z jednego końca Polski na drugi, zmieniając plany filmowe i deski teatralne, ale już nieco mniej.

Piotr skończył szkołę aktorską ponad dziesięć lat temu, lecz dopiero ostatnie trzy sprawiły, że stał się rozpoznawalny. Ni stąd, ni zowąd dostał najpierw główną rolę w filmie, kolejne w dwóch serialach i po tym worek z ofertami się rozwiązał. Reżyserzy często sami wychodzili z propozycjami zatrudnienia go. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz brał udział w jakimś castingu. I tak jak kiedyś był wdzięczny za każdą małą, epizodyczną rolę, tak teraz mógł przebierać w ofertach do woli. Co nie oznaczało, że to robił. Jeśli tylko scenariusz i postać, która miała być przez niego grana, przypadały mu do gustu, podpisywał umowę. Niewiele propozycji odrzucał. W tak niepewnym zawodzie jak aktorstwo nie mógł sobie pozwolić na to, by nie wykorzystać swoich pięciu minut, które nagle się pojawiły. Wiązało się to naturalnie z chronicznym brakiem wolnego czasu, który mógłby poświęcić sobie i swojej żonie, ale sądził, że jest w stanie udźwignąć ten ciężar.

Renata początkowo go wspierała. Ona także była aktorką i rozumiała, że musiał skorzystać z nadarzających się okazji. Jednakże ostatnimi czasy zaczęła coraz częściej wspominać o stabilizacji, domu z ogrodem i dzieciach. Piotr dobrze wiedział, że zwalniając tempo, może spowodować, że za chwilę wszystkie otwarte przed nim drzwi zamkną się z hukiem. W ostatnich miesiącach okazało się, że jednak Renata miała mu to za złe i zaczęła na każdym kroku manifestować swoje niezadowolenie. Doszli w końcu do takiego momentu, że ciężko im było nawet zamienić kilka prostych zdań, bo każda rozmowa kończyła się gigantyczną kłótnią i cichymi dniami.

Tak niestety było teraz. Gdy dwa dni temu wyjeżdżał z Krakowa do Olsztyna, gdzie przez tydzień miał wraz z ekipą krakowskiego teatru wystawiać sztukę, Renata pożegnała go trzaśnięciem drzwiami do sypialni. Podejrzewał, że pod pozorami dążenia jego żony do sielankowego życia rodzinnego kryła się zwyczajna, ludzka zazdrość. Podczas gdy on robił karierę, ona szukała angażu, wędrując z castingu na casting, zadowalając się w międzyczasie jednorazowymi drugo– i trzecioplanowymi rolami.

Jego rozmyślania przerwał wibrujący w kieszeni telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Ze zdjęcia przypisanego do kontaktu uśmiechała się do niego Renata. Pamiętał, że zrobił je jakoś na początku ich wspólnej drogi. Westchnął głośno i odebrał.

– Halo.

– No wreszcie. Próbuję się do ciebie dodzwonić od dobrej godziny. – Kobieta nie kryła wyrzutu.

– Próba się przeciągnęła – odpowiedział spokojnie. – Nie miałem na to żadnego wpływu, przepraszam.

Usłyszał po drugiej stronie westchnięcie i uśmiechnął się z satysfakcją. Wymyślona ostatnio strategia spokojnej pacyfikacji żony, odnosiła zamierzone skutki. Kłótnia została stłumiona w zarodku.

– Stało się coś? – zapytał z troską, grając dalej rolę ugodowego męża.

– Można tak powiedzieć… Dostałam angaż! – wykrzyknęła radośnie. – Główną rolę w spektaklu Korczyńskiego.

Piotr gwizdnął z uznaniem. Wiktor Korczyński był uważany za najlepszego reżysera w Polsce.

– Gratuluję, kochanie. – Autentycznie się ucieszył. – Musimy to uczcić.

– Liczę na to. – W głosie Renaty nie został już nawet najmniejszy ślad wcześniejszych pretensji. Brzmiał niezwykle zmysłowo. Dokładnie tak jak wtedy, gdy dopiero zaczynali się spotykać.

– Jak tylko wrócę, wybierzemy się, dokąd zechcesz – obiecał.

– Dobrze – zgodziła się. Porozmawiali jeszcze chwilę o czekającym ją wyzwaniu zawodowym i się rozłączyli.

Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Większość sklepów była jeszcze otwarta, a on postanowił zrobić Renacie niespodziankę. Postawił kołnierz płaszcza i zszedł po schodach. Przez chwilę rozglądał się po okolicy, po czym skierował się do centrum handlowego Sigma znajdującego się nieopodal.

– Niech to szlag! – zaklęła po raz kolejny, klucząc po podziemnym parkingu w poszukiwaniu miejsca. Że też dała się namówić mężowi na zamianę swojej małej zgrabnej toyoty na jego terenowe auto. – Jak nic się spóźnię.

Po kilku minutach znalazła dość wolnego miejsca, na którym mogła zaparkować zwalisty samochód, i popędziła w stronę wejścia do centrum handlowego. Biegiem pokonała ruchome schody, co było nie lada wyczynem, zważywszy na to, że tego dnia założyła kozaki na szpilce – kolejny poroniony pomysł, który wyrzucała sobie w duchu – i wypadła na korytarz. Od księgarni dzieliło ją jakieś sto metrów.

Zaraz jestem – napisała SMS-a do swojej opiekunki z wydawnictwa i już miała kliknąć „wyślij”, gdy zderzyła się ze ścianą, boleśnie lądując na plecach. Telefon wypadł jej z dłoni i rozpadł się na trzy części

– Kurwa! – zaklęła głośno, zapominając, że znajduje się w miejscu publicznym. Przekręciła się na kolana i zaczęła zbierać części nieszczęsnego urządzenia.

– Przepraszam.

Usłyszała męski głos i drgnęła, ujrzawszy przed sobą wyciągniętą dłoń. Spojrzała nieco wyżej. Ściana, na którą przed chwilą wpadła, miała na sobie markowe jeansy i sięgający kolan czarny, wełniany płaszcz.

– Powinienem bardziej uważać – kajała się dalej ściana.

– Spoko – mruknęła, przyjmując pomoc w odzyskaniu pozycji pionowej.

Dopiero teraz spojrzała w twarz przeszkody, która nagle wyrosła na jej drodze. Mężczyzna uśmiechał się do niej nieśmiało, a zielone oczy, ukryte za szkłami okularów w modnej, szerokiej oprawce, przyglądały się jej uważnie. Miał bujne, ciemne włosy i nosił kilkudniowy zarost. Wygląda bardzo pociągająco – podsumowała w myślach i natychmiast się zarumieniła.

– Nic się pani nie stało? – zapytał mężczyzna z troską.

– Nie, raczej nie – odparła, nerwowo otrzepując płaszcz z piasku i soli naniesionej przez klientów centrum. – Chociaż rzadko kiedy mam okazję froterować podłogi w ten sposób.

Mężczyzna uśmiechnął się, ukazując rząd równych białych zębów. Zmrużyła oczy, przyglądając mu się. Kojarzyła tę twarz, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, do kogo należy.

– Zapłacę za pranie. – Wskazał na jej płaszcz.

– Nie, nie trzeba. – Jeszcze raz przeciągnęła dłonią, usuwając resztę brudu. – To także moja wina. Powinnam patrzeć, gdzie idę.

Skinął głową, a ona nagle drgnęła, przypominając sobie, że się śpieszy.

– Przepraszam. Udanych zakupów – rzuciła i wyminęła go, nie czekając na odpowiedź. Szybkim krokiem podążyła w stronę księgarni.

– Wzajemnie – odpowiedział Piotr, lecz już go nie usłyszała.

Odprowadził ją wzrokiem, przypatrując się, jak idzie z rozwianymi ciemnymi włosami i powiewającymi połami płaszcza.

– Obejrzyj się – wyszeptał, zastanawiając się, czy zrobił na niej takie wrażenie, jak ona na nim. Mimo że był żonaty i wierny Renacie, wiedział, że podoba się kobietom. A to był jeden ze sposobów sprawdzenia tego i połechtania męskiego ego.

I zrobiła to – odwróciła się tuż przed tym, zanim zniknęła za przeszklonymi drzwiami Empiku. Ich spojrzenia się spotkały, a Piotr był niemalże pewien, że powietrze zgęstniało naładowane elektrycznością. Gdy zniknęła mu z oczu, westchnął, uśmiechając się pod nosem. Wracając do rzeczywistości, skierował się do sklepu jubilerskiego, by kupić Renacie prezent z okazji angażu.

– Szanowni państwo, mam ogromną przyjemność przedstawić państwu Amelię Widomską, autorkę „Leśnych demonów”, które znalazły się na pierwszym miejscu listy najlepszych debiutów roku.

Marlena Kozłowska, przedstawicielka wydawnictwa i opiekunka Amelii, a prywatnie jej najlepsza przyjaciółka, zaanonsowała jej przybycie, jednocześnie rozpoczynając pierwsze ze spotkań autorskich, jakie ją czekały. Rozległy się oklaski, a ona skłoniła się lekko, będąc pod wrażeniem ilości przybyłych.

– Witam serdecznie. Bardzo się cieszę, że mogę się dziś z państwem spotkać i porozmawiać – zaczęła Amelia, pozbywając się tremy. – Bardzo chętnie odpowiem na państwa pytania i liczę, że odpowiedzi będą satysfakcjonujące. Proszę tylko nie odpytywać mnie z tabliczki mnożenia i historii. Nie mam pamięci do liczb i dat – zażartowała, czując, że opada z niej napięcie, które towarzyszyło jej przez cały dzień.

Swoją pierwszą książkę napisała w ciągu trzech miesięcy i rozesłała do kilku wydawnictw. To, co stało się później, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Dostała nie jedną, a kilka ofert wydawniczych, co jest rzeczą niesłychaną, jeśli chodzi o debiutantów. Wybrała według niej najlepszą i tak oto dziś siedzi w Empiku przed gronem swoich czytelników i bawi ich rozmową.

– Pani Amelio. – Jako pierwszy z pytaniem wyrwał się około dwudziestoletni chłopak. – Czy możemy liczyć na kontynuację „demonów”?

Uśmiechnęła się. Jej pierwszy wieczór autorski rozpoczął się na dobre.

Piotr wybrał jedną z rozłożonych przed nim bransoletek, która jego zdaniem powinna spodobać się Renacie.

– Zapakować na prezent? – zapytała sprzedawczyni, posyłając mu firmowy uśmiech.

– Tak, poproszę.

Po kilku chwilach trzymał w ręku przewiązane wstążeczką puzderko. Zapłacił i już miał wychodzić, gdy usłyszał sprzedawczynię.

– Przepraszam, panie Piotrze, że ośmielam się w takiej sytuacji… To bardzo nieprofesjonalne, ale jestem pana wielką fanką, czy mogłabym prosić o autograf? – wydukała kobieta i czerwieniąc się, położyła na przeszklonej ladzie kartkę i długopis.

– Naturalnie – uśmiechnął się. – Dla kogo?

– Dla Katarzyny.

Zamaszystym ruchem napisał dedykację i złożył swój podpis.

– Dziękuję. – Sprzedawczyni odebrała kartkę, rumieniąc się jeszcze bardziej.

– Proszę. – Kiwnął głową i rzucając krótkie „do widzenia”, opuścił salon.

Rozejrzał się po centrum. Miał wielką ochotę na kawę, ale ostatecznie z niej zrezygnował, uświadamiając sobie, że nie będzie mu dane wypić jej w spokoju. Coraz więcej osób zaczynało zwracać na niego uwagę. Jego wzrok spoczął na witrynie Empiku i nim zdążył pomyśleć, co robi, nogi same poniosły go w stronę księgarni, za drzwiami której zniknęła mu z oczu kobieta, która na niego wpadła.

Siedziała przy stoliku w towarzystwie innej kobiety i z mikrofonem w dłoni odpowiadała na pytania zadawane przez zgromadzonych ludzi, uśmiechając się co chwilę. Stanął pomiędzy półkami, dyskretnie się jej przyglądając. Miała modnie przystrzyżone, długie, ciemne włosy. Tak jak on nosiła okulary, których czerwone oprawki dodawały twarzy charakteru. Ubrana była w niebieską sukienkę miło opinającą się na piersiach. Nie była szczupła, ale też nie przesadnie otyła. Piotr uznał, że ma świetną figurę – przyjemnie zaokrągloną tu i ówdzie. Kiedy wyobraził ją sobie w samej bieliźnie, poczuł miłe mrowienie w dole brzucha.

Po kilku minutach spotkanie się zakończyło i wszyscy jak jeden mąż ruszyli w jej stronę z książkami w dłoniach, przysłaniając mu tym samym widok. Zerknął na okładkę egzemplarza trzymanego przez stojącą nieopodal kobietę, po czym przeszukał wzrokiem najbliższe półki. W sekcji oznaczonej napisem – „kryminały/thrillery” znalazł interesującą go pozycję. Sięgnął po nią i skierował się do kasy. Wiedział już, jak spędzi dzisiejszy wieczór.

– Proszę. – Amelia podpisała książkę i oddała ją stojącemu przed nią mężczyźnie. Spotkanie trwało godzinę, a czuła się tak zmęczona, jakby odbywało się przez cały dzień. Zrzuciła to na karb stresu, który towarzyszył jej od samego rana. Gdy tylko mężczyzna się oddalił, westchnęła głośno.

– Widzisz, mówiłam ci, że nie będzie tak źle. – Marlena poklepała ją przyjaźnie po plecach. – Pierwsze koty za płoty.

– Nie było źle, to prawda, ale dopiero teraz całe napięcie puszcza – przyznała.

– Z każdym spotkaniem będzie lepiej. Już teraz poradziłaś sobie bardzo dobrze. Jeszcze chwila, a całe to celebryctwo wejdzie ci w krew.

– Wątpię. – Skrzywiła się i przeczesała palcami włosy. – Jestem odporna na sodówkę.

– I bardzo dobrze. Nie ma nic gorszego niż pisarz, który po spłodzeniu jednego dzieła uważa się za nie wiadomo kogo.

– Rozumiem, że miałaś już do czynienia z kimś takim.

– Kochana, w tej branży co drugi autor to według własnego mniemania mistrz pióra i inkaustu.

Amelia roześmiała się.

– Sporo osób dziś się zjawiło – stwierdziła, podnosząc się z miejsca. – Nie spodziewałam się aż takiej frekwencji.

– Uwierz mi, będzie jeszcze więcej. – Marlena również wstała i podeszła do wieszaka, na którym wisiały ich płaszcze. – Ale w najśmielszych snach nie spodziewałabym się tego, kto nas dziś jeszcze odwiedził. Szok.

Widomska popatrzyła na przyjaciółkę znad okularów.

– Któż taki? – zapytała.

– Piotr Kownacki – wyszeptała tamta konspiracyjnie, podając jej płaszcz.

– Dziękuję. – Amelia obrzuciła odzienie krytycznym wzrokiem. Było na nim jeszcze trochę piasku. – Kto?

– Piotr Kownacki – powtórzyła. – Ten aktor. Swoją drogą bardzo przystojny.

– Nie kojarzę.

Marlena sięgnęła po telefon i uruchomiła internet. Po chwili podsunęła jej pod nos zdjęcie nikogo innego, jak ściany, z którą Amelia się zderzyła i dzięki czemu odbyła bliskie spotkanie z wyłożoną kafelkami podłogą.

– Hmm… – mruknęła, lekko się czerwieniąc na samo wspomnienie żenującej sytuacji.

– Stał między półkami i przyglądał ci się intensywnie. Chyba wpadłaś mu w oko.

Amelia wzruszyła ramionami.

– Pewnie chciał sprawdzić, czy nie doznałam jakiegoś większego uszczerbku tuż po tym, jak na niego wpadłam i wyłożyłam się jak długa. – Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła części telefonu. – Uprzedzę twoje pytanie. Oprócz dumy i tego nieszczęsnego urządzenia nikt nie ucierpiał.

Złożyła swojego samsunga w całość i wcisnęła klawisz, modląc się, aby zadziałał. Po chwili ekran rozświetlił się i pokazał ikonkę nieodebranego połączenia. Jej mąż – Artur, próbował się z nią dwukrotnie skontaktować.

– No proszę. Ja tu przekazuję ci ciekawe newsy, a okazuje się, że ty dysponujesz jeszcze lepszymi. Rozmawiałaś z nim? – Marlena była żywo zaciekawiona ich spotkaniem. – Poprosiłaś o autograf?

– Cóż… Po pierwsze to nawet nie wiedziałam, dzięki komu wywinęłam orła, a po drugie ciężko jest prosić o autograf, leżąc na zimnej podłodze w pozycji horyzontalnej.

Marlena roześmiała się serdecznie i pokręciła głową. Porozmawiały jeszcze chwilę, umówiły się na telefon w sprawie kolejnego spotkania i pożegnały.

Amelia, wychodząc, wybrała numer męża. Był nie mniej zestresowany jej pierwszym spotkaniem z czytelnikami niż ona. Od rana wypytywał, jak długo będzie trwało i nalegał, aby wyjechała z domu co najmniej godzinę wcześniej, by nie utknąć w korkach. Posłuchała jego rady, ale i tak trafiła na spory zator drogowy i niemal się spóźniła. Następnym razem będzie musiała wziąć pod uwagę jeszcze jedną, dodatkową godzinę rezerwy, bo piekielnie nie lubiła się spóźniać. Po krótkiej rozmowie wstąpiła jeszcze do baru z sushi i wzięła dwa duże zestawy na wynos. Postanowiła, że romantyczną kolacją we dwoje uczczą jej dzisiejszy sukces.

Piotr wrócił do pokoju hotelowego. Pośpiesznie pozbył się płaszcza i butów, zrobił drinka i wyciągnął się na łóżku z nowo zakupioną książką. Przez chwilę skupił się na tylnej okładce, czytając opis. Powieść zapowiadała się całkiem ciekawie. Już nie pamiętał, kiedy czytał dobry thriller. W sumie to w ogóle nie pamiętał, czy w przeciągu kilku ostatnich miesięcy przeczytał cokolwiek oprócz podsyłanych mu scenariuszy. Otworzył książkę i na skrzydełku zauważył zdjęcie autorki z krótką notką biograficzną:

„Amelia Widomska, urodzona w 1985 r. w Brodnicy. Z zawodu ekonomista, z zajęcia właściciel firmy, z miłości żona, z pasji pisarka”.

Przy słowie „żona”, nie wiedzieć czemu, poczuł lekkie ukłucie zawodu. Spojrzał na jej zdjęcie. Amelia uśmiechała się wprost do niego. Nieco tajemniczo i wręcz zachęcająco. Bezwiednie przesunął opuszkami palców po twarzy uwiecznionej na fotografii. Przez chwilę żałował, że nie może poczuć ciepła i miękkości jej skóry.

Dzwonek telefonu wyrwał go z transu.

– Co ja wyprawiam? – mruknął i odrzucił książkę na bok.

Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił jego agent – Sławek Niemojski. Od kilku lat przyjaźnili się i mówili sobie niemal o wszystkim, ufając w męską solidarność. On opowiadał mu o swoich problemach z Renatą, a Sławek, jako wieczny Piotruś Pan, raczył go opowieściami o kolejnych podbojach damskich serc.

Tym razem nie było inaczej. Po krótkiej wymianie informacji kto i jaki scenariusz przesłał Piotrowi lub jaką złożył propozycję, Sławek rozpoczął opowieść o swojej najnowszej „zdobyczy”, niejakiej Sylwii, podobno bardzo ponętnej, młodej i dobrze zapowiadającej się aktorce. Kownacki, znając upodobania co do urody potencjalnych partnerek swojego przyjaciela, podejrzewał, że tajemnicza kobieta jest po prostu bardzo biuściastą blondynką z małym rozumkiem. Nie żeby miał coś przeciwko blondynkom. Ich stereotyp powielony przez żenujące dowcipy, wymyślane podobno z zazdrości przez brunetki, budził w nim niesmak.

Nie pomylił się jednak w swoim osądzie. Ze zdjęcia przesłanego mu przez Sławka po zakończonej rozmowie spoglądała na niego rzeczywiście biuściasta blondynka, z ustami złożonymi zgodnie z ostatnią modą w tak zwany „dzióbek”. Pokręcił głową ze śmiechem, po czym włożył buty oraz marynarkę i zszedł do hotelowej restauracji, by zjeść kolację.

Na dole, ku swojej rozpaczy, spotkał Iwonę Rucińską – humorzastą aktorkę, z którą grał główną rolę w przedstawieniu. Oboje wcielali się w małżeństwo będące na skraju rozstania. Prywatnie nie darzył jej zbytnią sympatią, lecz na obsadę niestety nie miał wpływu. Za to ona fascynowała się nim w sposób wręcz niezdrowy. Za każdym razem, gdy spotykali się na deskach teatru, robiła wszystko, by pobyć z nim, chociaż chwilę, sam na sam. Szczytem impertynencji było wparowanie do jego garderoby w kusym szlafroczku, pod pozorem przećwiczenia sceny. Owszem, była bardzo pociągającą kobietą, lecz jej nachalny sposób bycia sprawiał, że dla niego stała się wręcz odpychająca.

Teraz, nie zważając na jego niezadowoloną minę, przysiadła się do stolika. Momentalnie odeszła mu ochota na stek z sosem pieprzowym, który zdążył zamówić.

– Ależ nas dzisiaj Kossowski przemaglował – westchnęła, bawiąc się w dość sugestywny sposób nóżką kieliszka, który kelner pośpiesznie napełnił czerwonym winem. Przesuwała po niej palce w górę i w dół.

– Nie wydaje mi się – mruknął Piotr w odpowiedzi. – Gdyby wszyscy robili, co do nich należy, zamiast gwiazdorzyć, wszystko poszłoby dużo szybciej i sprawniej.

– Ja mimo wszystko jestem strasznie zmęczona – stwierdziła, najwidoczniej nie rozumiejąc przytyku. – Dobrze, że jutro zaczynamy grać dopiero o dwudziestej – dodała, po czym jednym haustem opróżniła kieliszek i kiwnęła na kelnera, prosząc o jego uzupełnienie. – Nie zdążyłabym odpowiednio wypocząć. Zawsze rano cierpię na migreny i później jestem nie do życia. Pół dnia dochodzę do siebie. I nie wiem, jak temu zapobiec. Konsultowałam się już z tyloma lekarzami i żaden nie potrafi mi pomóc – poskarżyła się wystudiowanym, płaczliwym głosem.

– Na początek radziłbym ograniczyć to. – Piotr wskazał kieliszek, który po raz drugi w błyskawicznym tempie został opróżniony.

– Ach, to… – roześmiała się głośno. – Wino pomaga mi zasnąć.

– I zapewne powoduje twoje migreny – skwitował, odkładając sztućce.

Mimo że mięso było wyśmienite, nie miał ochoty dokończyć dania. Podziękował i szybko się pożegnał. Z ulgą opuścił restaurację i wrócił do swojego pokoju.

Wziął długi gorący prysznic, podczas którego jego myśli mimowolnie znów powędrowały w stronę kobiety, na którą dzisiaj wpadł. Po raz kolejny poczuł miłe mrowienie w dole brzucha i natychmiast zmniejszył temperaturę wody, by nieco ochłonąć. Wychodząc z łazienki, spojrzał na odrzuconą wcześniej książkę. W samym ręczniku rzucił się na łóżko i sięgnął po nią. Jeszcze raz spojrzał na zdjęcie autorki, po czym zagłębił się w lekturze, ciekawy jej treści.

Amelia weszła do sypialni w kusej, półprzezroczystej koszulce. W miłej atmosferze zjadła z Arturem kolację, świętując pierwsze spotkanie autorskie, i miała nadzieję, że wieczór zakończy się równie przyjemnym akcentem w łóżku.

Nie pamiętała już, kiedy po raz ostatni się kochali. Minione miesiące spędzili na ciągłym rozmijaniu się. Nie mogła powiedzieć, że Artur był złym mężem. Wręcz przeciwnie. Dbał o nią i wspierał na każdym kroku. Jednak ostatnimi czasy czuła jakby ta namiętność, żar, które towarzyszyły im od pierwszych chwil, kiedy się poznali, wypaliły się. Jakby coś pomiędzy nimi umarło.

W sprawach zawodowych osiągnęli już pewną stabilizację i Amelia stwierdziła, że przyszedł czas, aby w ich życiu pojawił się ktoś jeszcze. Jednakże podjęcie ostatecznej decyzji w tej kwestii ciągle odkładali na później. Artur tłumaczył jej, że obecnie znajdują się na tak zwanym „dorobku” i nie jest to najlepszy moment na pojawienie się nowego członka rodziny. Milczała, ze spokojem przyjmując jego argumentację.

Sama pochodziła z ubogiej wielodzietnej rodziny, w której ciągle brakowało pieniędzy na wszystko. Miała cztery siostry i ojca, który był alkoholikiem. Przez jego nałóg wszystkie pięć panien Podolskich nie miało ani łatwego dzieciństwa, ani startu w dorosłość. Jednak każda z nich, jakby na przekór wszystkiemu i wszystkim, ukończyła studia. Trzymały się zasady, że odpowiednie wykształcenie pomoże im w życiu i przysłoni piętno pochodzenia z patologicznej rodziny. Studia, i w późniejszym etapie dobrze płatna praca, miały nie pozwolić na to, by wiodły życie podobne do życia ich rodziców.

Kiedyś były ze sobą bardzo zżyte. Klara, najstarsza z nich, zastępowała im matkę, gdy ta gnała z jednej pracy do drugiej, by zarobić na przysłowiowy chleb, podczas gdy ojciec upijał się sam, zamknięty w swoim pokoju, lub z kolegami pod wiejskim sklepem.

Amelia była drugą z sióstr. Pojawiła się na świecie rok po Klarze i zawsze czuła się w obowiązku jej pomagać. Następna była Liliana, Bianka i Laura, która jako najmłodsza, obecnie prawie osiemnastoletni podlotek, została przy matce i ojcu. Na przestrzeni kilku ostatnich lat łączące je więzi poluźniły się, ograniczając jedynie do zdawkowych SMS-ów lub e-maili ze świątecznymi życzeniami. Wiedziała, że Klara rozstała się z mężem, który okazał się agresywnym alkoholikiem, Bianka została wdową po dwóch latach małżeństwa, Liliana, jako zagorzała feministka, postawiła na karierę i twierdziła, że mężczyźni nie są jej do niczego potrzebni, a Laura, jak to nastolatka – buntowała się przeciwko całemu światu, przyprawiając matkę o kolejne siwe włosy.

Owszem, Amelii chwilami brakowało tego siostrzanego wsparcia i miłości i być może dlatego tak bardzo przywiązała się do męża, który stał się dla niej całym światem. Bardzo liczyła się z jego zdaniem i chciała, aby ich dziecko, albo i dzieci, miały wszystko co najlepsze. Więc jeśli Artur mówił, że teraz nie jest na to odpowiedni moment, może miał rację. Mimo to, gdzieś w jej głowie dzwonił dzwonek. Nie była przecież coraz młodsza, a po trzydziestce szanse zajścia w ciążę malały z każdym miesiącem. Postanowiła, że po raz kolejny poruszy ten temat przy najbliższej nadarzającej się okazji i tym razem nie ustąpi tak łatwo.

Z uśmiechem podeszła do łóżka i wślizgnęła się pod kołdrę.

– Kotku… – wymruczała, przytulając się do męża i wsuwając rękę pod gumkę jego spodni od pidżamy. Odpowiedziało jej głośne chrapnięcie i Artur przekręcił się na brzuch. I to by było na tyle, jeśli chodzi o upojną noc – pomyślała i szybko zamrugała, odganiając napływające do oczu łzy.

Wstała z ciężkim westchnieniem, wyciągnęła z szafy stary, rozciągnięty T-shirt, który służył jej za pidżamę, i przebrana wróciła do łóżka. Pogłaskała jeszcze męża po plecach, licząc, że się obudzi i wieczór skończy się tak, jak zaplanowała. Niestety nie odniosło to skutku. Czuła, że rozczarowanie długo nie pozwoli jej zasnąć. Sięgnęła więc po laptop, leżący na stoliku nocnym. Otworzyła plik z tekstem drugiej części powieści. Przez moment zastanawiała się nad kontynuacją rozpoczętej sceny, lecz zamiast zacząć pisać, otworzyła przeglądarkę internetową i wpisała w wyszukiwarkę: „Piotr Kownacki”. Chciała sprawdzić, co jest w nim tak intrygującego, że Marlena wręcz rozpływała się z zachwytu.

Pobieżnie przejrzała dość imponującą listę filmów, spektakli i seriali, w których brał udział. Kilka z nich widziała, ale dopiero teraz skojarzyła grane przez niego postacie. Przeczytała krótką notkę biograficzną, z której wynikało, że jest od niej o pięć lat starszy i od czterech lat szczęśliwie żonaty. Następnie umyślnie ignorując linki z portali plotkarskich, próbujące przekierować ją do artykułów o nim, weszła w grafikę.

Przez chwilę oglądała jego zdjęcia. Zatrzymała się na jednym, które najbardziej przykuło jej wzrok. Spoglądał z niego mężczyzna z błąkającym się na ustach nieco tajemniczym uśmiechem. Niebieskie oczy skierowane wprost na nią zdawały się rzucać wyzwanie, intrygować. Zupełnie bezwiednie przesunęła palcem po konturze jego ust.

Chłód monitora przywrócił ją do rzeczywistości. Pokręciła głową i zamknęła przeglądarkę. Odsunęła myśl o przypadkowym spotkaniu ze znanym aktorem i skupiła się na zakończeniu sceny i kolejnego rozdziału.

W jej świadomość niczym świder wdzierał się jakiś bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Z trudem podniosła powieki i przez chwilę leżała, powoli wracając do rzeczywistości. Dźwięk ucichł, a po chwili rozległ się ponownie. Amelia przewróciła się na bok i spojrzała na dzwoniący telefon. Nie miała ochoty odbierać. Wpadła w wir pracy i zasnęła dopiero około czwartej nad ranem. Na dokładkę śnił się jej Kownacki i sytuacja z centrum handlowego. Telefon umilkł i znów się rozdzwonił. Ktoś nie dawał za wygraną.

– Halo – mruknęła półprzytomnie do słuchawki.

– Mela! No w końcu! – Po drugiej stronie rozległ się rozentuzjazmowany głos Marleny. – Nie mów, że jeszcze śpisz.

– Śpię. Pisałam do późna.

– Normalnie pochwaliłabym cię i dała rozgrzeszenie na dalsze spanie, ale niestety nie dziś. Zbieraj się z betów.

– Coś się stało? – zaniepokoiła się i usiadła.

– Owszem. Za godzinę bądź gotowa do wyjścia.

– Ale co się dzieje?

– Dostaliśmy od prezydenta Olsztyna dwa dwuosobowe zaproszenia na premierę „Piekielnego małżeństwa” Kossowskiego i oczywiście na popremierowy bankiet.

– Ale… – Amelia próbowała jej przerwać.

– Nie ma żadnego „ale”. Na dziesiątą umówiłam nas do kosmetyczki i fryzjera. Musimy też kupić jakieś kiecki. No i poinformuj Artura, że czeka go wielka gala dziś o dwudziestej – poinformowała ją Marlena, udowadniając po raz kolejny, jak dobrą jest organizatorką czasu. Zwłaszcza czasu Amelii.

– Jasne. Tylko nadal nie wiem skąd? Dlaczego? Po co?

– Mela, daj spokój i zacznij się przyzwyczajać. Za chwilę będziesz zasypywana zaproszeniami na podobne imprezy.

Amelia westchnęła głośno, licząc na to, że Marlena usłyszy.

– Dobrze. Już się zbieram.

– A, i jeszcze jedno… – Marlena na chwilę zawiesiła głos. – Główną rolę gra twój wielbiciel.

– Wielbiciel?

– Kownacki. – Marlena się roześmiała.

– On nie jest…

– Dobra, dobra. Rusz tyłek. Za godzinę jestem u ciebie – rzuciła i rozłączyła się.

Amelia spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma. Spała niecałe cztery godziny. Naturalnie nie zastała już Artura w łóżku. Zapewne wstał niedługo po tym, jak ona zasnęła. Od dawna jego wstawanie „wraz z kurami” stanowiło pomiędzy nimi kość niezgody. Sprawy firmy, którą wspólnie prowadzili, nie wymagały takiego nakładu pracy, by musiał zrywać się z łóżka skoro świt. A ona, budząc się sama, czuła się tak, jakby mąż po prostu przed nią uciekał. Jeśli doliczyć do tego sporadyczne uprawianie seksu, wszystko łączyło się w dość nieciekawą całość.

Przeciągnęła się i wstała. Postanowiła nie robić mu dziś z tego powodu wyrzutów, skoro mieli iść razem na premierę i dobrze się bawić. Wzięła szybki prysznic, by się obudzić do końca, i po kilku chwilach weszła z kubkiem kawy do gabinetu, w którym pracował jej mąż.

– Cześć, kochanie. – Podeszła i ucałowała go w czubek głowy.

– Mhmm… – mruknął w odpowiedzi, skupiony na pisaniu wiadomości e-mail.

Usiadła przed nim po drugiej stronie biurka.

– Mamy zaproszenie na dziś wieczór na premierę i bankiet.

Odwrócił wzrok od monitora i uniósł brwi.

– Na premierę?

Pokiwała głową i upiła łyk kawy. Była mocna i słodka. Taka, jaką lubiła. Podobno ludzie dzielą się na inteligentnych i tych, co słodzą kawę, ale ona miała w nosie obiegowe opinie. Czuła, jak ciepły płyn spływa do jej żołądka, przyjemnie rozgrzewając i budząc do życia.

– Wolałbym zostać dziś w domu. Mam trochę pracy. – Wskazał na komputer.

Spodziewała się takiej odpowiedzi. Wspólne wyjścia musieli planować z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem, ponieważ Artur zawsze miał coś do zrobienia. Nie wiedziała, czy jest tak w rzeczywistości, czy to zwykła wymówka. Większość dnia spędzał zamknięty w gabinecie, a ona go nie kontrolowała.

– Zaproszenia dostaliśmy od samego prezydenta Olsztyna – powiedziała i ujrzała błysk w jego oku. – Podejrzewam, że zjawią się tam same znane osobistości.

– Na którą to przedstawienie?

Uśmiechnęła się. Wiedziała, że nie odpuściłby możliwości spotkania się z lokalnymi władzami, która stanowiła świetną okazję, by nawiązać znaczące kontakty.

– Na dwudziestą. – Wstała i podeszła, by go pocałować. – Za chwilę przyjedzie po mnie Marlena. Wybieramy się na zakupy.

– Dobrze – odpowiedział i odwrócił się do komputera.

Amelia musiała zadowolić się całusem w pokryty kilkudniowym zarostem policzek.

– Kupić ci coś? – zapytała jeszcze, zatrzymując się w drzwiach.

– Kup to, co uważasz za stosowne. – Wzruszył ramionami, stukając przy tym w klawiaturę.

Popatrzyła na niego przez chwilę. Niby był ciągle tym samym facetem, którego poznała na jednym z portali randkowych i z którym spędziła trzy lata, z czego dwa jako jego żona, jednak były takie chwile, kiedy w ogóle go nie poznawała. Czuła się coraz bardziej osamotniona w tym małżeństwie.

– Cholera! – zaklął Piotr, nerwowo przeglądając zawartość pokrowca na garnitur, a następnie walizki.

Nie zabrał krawata i spinek do mankietów. Sam się pakował i mógł mieć pretensje tylko do siebie. Nie do pomyślenia było pojawienie się na popremierowym bankiecie niekompletnie ubranym. Spojrzał na zegarek. W teatrze miał być na siedemnastą, więc zdąży zrobić szybkie zakupy. Wezwał taksówkę i zszedł do holu.

Zasnął dopiero nad ranem, gdy skończył czytać książkę tajemniczej autorki. Musiał przyznać, że miała lekkie pióro i przyjemnie się ją czytało. W jego głowie cały czas dźwięczał jej głos. Niski, zmysłowo zachrypnięty. Poniekąd czuł się tak, jakby to ona sama czytała mu swoją powieść. Historia była bardzo intrygująca i nie pozwalała się od niej oderwać. Po skończeniu lektury zastanawiał się, czy zamiast pójść spać nie wybrać się na krótką przebieżkę, która rozbudziłaby go i naładowała baterie na cały dzień, lecz po chwili namysłu stwierdził, że kilka godzin snu będzie lepszym rozwiązaniem.

– Sama nie wiem. – Amelia z powątpiewaniem przejrzała się w lustrze.

– Artur dostanie zawału, jak cię zobaczy. Zejdzie z zachwytu – uśmiechnęła się Marlena, przeglądając kolejne sukienki na wieszakach.

– Chyba ze śmiechu – mruknęła, odwracając się i spoglądając na przyjaciółkę. – Nie jestem do niej przekonana.

Marlena wybrała dla niej długą, tiulową, czarną sukienkę bez ramion, odcinaną pod biustem szeroką niebieską szarfą.

– Wyglądasz świetnie. Masz spore cycki, więc ma się na czym trzymać. Kupujemy i wracamy – zadecydowała Kozłowska.

Amelia skrzywiła się. Nigdy nie była zadowolona ze swojej figury. Jak to określiła Marlena – „spore cycki” oraz szerokie biodra od zawsze były jej kompleksem. Swoje niedoskonałości próbowała tuszować luźnymi ubraniami, przez co wyglądała na jeszcze większą, niż była w rzeczywistości.

Dopiero mąż uświadomił jej, że jest piękna taka, jaka jest i nie musi się chować w przepastnych workach. Uwielbiał każdy skrawek jej ciała, o czym nie wstydził się głośno mówić. Jednak ostatnio przestał i Amelia gryzła się tym, jak i innymi jego niespotykanymi dotychczas zachowaniami. Pokręciła głową, odganiając od siebie natrętne myśli. Zamierzała dzisiejszego wieczoru dobrze się bawić i chociaż na chwilę odsunąć od siebie problemy, które zaczęły się pojawiać w ich małżeństwie. A może sama je sobie wymyśliła i wszystko jest tak, jak być powinno?

– Jeszcze nie. Muszę kupić Arturowi koszulę, krawat i może nowe spinki – powiedziała, znikając na powrót w przebieralni.

– Jasne. Nie może przecież odstawać od swojej pięknej żony. Chociaż i tak błyszczeć będziesz ty. On będzie tylko dodatkiem.

Po kilku chwilach Marlena wzięła przebraną już Amelię pod rękę i objuczone torbami ruszyły na dalsze zakupowe łowy.

– Poproszę ten. – Piotr wskazał czarny, jedwabny krawat.

– Oczywiście. Już pakuję. – Sprzedawca uśmiechnął się usłużnie. – Czy jeszcze mogę panu w czymś pomóc?

– Tak. Potrzebuję także spinek do mankietów. – Rozejrzał się bezradnie po podświetlonych witrynach.

– Oczywiście. Zapraszam. – Mężczyzna pokierował Piotra w głąb sklepu.

Roześmiane weszły do jednego z ulubionych sklepów Artura. Amelia zatrzymała się przed wystawą z koszulami. Po krótkim namyśle wybrała dwie – bladoniebieską i grafitową. Artur nie lubił, jak narzucała mu, w co ma się ubrać, więc nauczona doświadczeniem postanowiła zostawić mu wybór. Poprosiła sprzedawczynię o odpowiedni rozmiar i dobrała do nich krawaty w podobnych, nieco ciemniejszych odcieniach. Mimo modnych obecnie muszek jej mąż był wierny swojej krawaciarskiej tradycji. Następnie poprosiła o pokazanie spinek do mankietów. Miał ich całą kolekcję, ale liczyła na to, że uda jej się znaleźć jakieś wyjątkowe i sprawić mu tym samym przyjemność.

Tym razem to on na nią wpadł. Co prawda obyło się bez wycierania garderobą podłogi, ale znalazły się na niej zakupy.

– Bardzo przepraszam! – wykrzyknęła Amelia i rzuciła się do zbierania rozrzuconych rzeczy w tym samym momencie co Piotr.

Ich dłonie się spotkały, gdy oboje sięgnęli po pudełeczko ze spinkami. Amelia drgnęła, jakby przeszył ją prąd. Uniosła głowę i spojrzała wprost w oczy Kownackiego. Rozchyliła usta w zdumieniu.

– To pan… – wyszeptała i zaczerwieniła się gwałtownie.

– Ja… – odpowiedział równie cicho, zaskoczony, że ponownie się spotykają.

Przez chwilę patrzyli na siebie jak zahipnotyzowani. Pierwsza ocknęła się Amelia i zabrała dłoń.

– Przepraszam – powtórzyła, tym razem już głośniej, i podniosła się.

– Nic się nie stało. – Piotr również wrócił do pozycji pionowej. – To chyba pani. – Podał jej kupioną przed chwilą męską koszulę.

– Melka? Stało się coś? – zapytała Marlena, podchodząc do nich pośpiesznie, wiedziona bardziej ciekawością niż troską.

– Nie, nic. Po prostu wpadłam na pana – odpowiedziała zażenowana Amelia. – Jeszcze raz bardzo przepraszam.

– Nie szkodzi – uśmiechnął się szeroko. – Wygląda na to, że jesteśmy kwita w tej kwestii.

– Panie Piotrze… – zaczęła Marlena, próbując zwrócić jego uwagę na siebie.

– Przepraszam, muszę już iść – przerwał jej. – Do widzenia.

Szybko się pożegnał i skierował do wyjścia.

– Gbur – mruknęła.

Amelia odprowadziła go wzrokiem. Czuła, jak jej policzki wręcz płoną, a serce bije w przyśpieszonym tempie. Potrząsnęła głową, w duchu nakazując sobie spokój. Była równocześnie zdumiona, jak i nieco przerażona swoją reakcją na innego mężczyznę. Na mężczyznę, który nie był jej mężem.

Szedł otumaniony. Odniósł wrażenie, jakby głębokie spojrzenie niebieskich oczu przeniknęło do jego duszy. Nadal czuł zapach jej perfum. Delikatny i zmysłowy. Spojrzał na swoją dłoń. Mrowienie wywołane jej dotykiem wręcz paliło. Wyszedł na zewnątrz i dopiero mroźne powietrze go otrzeźwiło. Zamrugał szybko, jakby wybudzony z głębokiego snu. Przetarł dłonią twarz.

Co się z nim działo? Dlaczego tak reagował na tę kobietę?

Nie wezwał taksówki. Postanowił wrócić do hotelu pieszo. Spacer na pewno pomoże mu pozbyć się tych dziwnych emocji i wrócić do rzeczywistości oraz racjonalnego myślenia. Tym bardziej że musiał się teraz skupić na jak najlepszym odegraniu swojej roli.

– Melka?

– Hmm…? – Głos Marleny wyrwał ją z zamyślenia.

– Wszystko w porządku? – Przyjaciółka spojrzała na nią z niepokojem.

– Tak, tak – zapewniła szybko, odrywając wzrok od widoku za oknem samochodu. – Dlaczego pytasz?

– Hmm… No nie wiem? Może dlatego, że z reguły trajkoczesz jak najęta, a teraz milczysz. Mam zacząć się martwić?

Amelia roześmiała się.

– Nie, nie musisz. Wszystko jest okej.

Marlena pokiwała głową i uśmiechnęła się pod nosem. Coś wisiało w powietrzu. I to poważnego. Intuicja nigdy jej nie zawiodła, a tu podszeptywała, wręcz krzyczała o romansie stulecia. Marlena szybko przekalkulowała w myślach korzyści z takiego obrotu sprawy i ujrzawszy oczyma wyobraźni wynik, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Przedstawienie zrobiło na Amelii ogromne wrażenie. Dawno nie widziała tak dobrze napisanej sztuki. Również gra Kownackiego i towarzyszącej mu kobiety była imponująca. Po spektaklu wszyscy przenieśli się do sali bankietowej. Wejście aktorów przywitano burzą oklasków. Amelia w towarzystwie męża rozmawiała właśnie z prezydentem Olsztyna i jego żoną. Artur był w swoim żywiole. Brylował w towarzystwie, bawił rozmową, uśmiechał się. Co chwilę gdzieś rozbłyskiwał flesz aparatu. Dziennikarze zaproszeni na bankiet nie chcieli przeoczyć żadnego momentu, który mógłby później pojawić się w artykule konkurencji, więc robili masowo zdjęcia.

– Uśmiechnij się – szepnęła półgłosem Marlena, która pojawiła się znienacka, w towarzystwie wysokiego, przystojnego blondyna.

– Paweł – przedstawił się, posyłając jej uśmiech rodem z reklamy pasty do zębów.

– Amelia.

– Jutro te zdjęcia pojawią się na portalach internetowych, a w poniedziałek w ogólnopolskiej prasie codziennej i wszystkich magazynach plotkarskich – kontynuowała Marlena. – To jego obecność sprawiła, że zjawiło się aż tylu dziennikarzy. – Dyskretnie wskazała palcem Kownackiego, otoczonego teraz wianuszkiem kobiet i mężczyzn w wieczorowych strojach.

– Nie pomagasz. – Amelia rozejrzała się nerwowo, wypatrując w tłumie obiektywów skierowanych w jej stronę. Cały czas była spięta, pilnując się, by nie popełnić jakiejś gafy, z której jutro mogło śmiać się pół Polski.

– Spokojnie. Musisz się nauczyć bywać.

– Łatwo ci mówić. Przepraszam was na chwilę – rzuciła i skierowała się w stronę szatni. Odebrała płaszcz i wyszła na zewnątrz.

Była na widowni. Zauważył ją od razu. Jej widok go nieco rozproszył i nieopatrznie zmienił swoją kwestię, jednak profesjonalizm wziął górę i dalej zagrał najlepiej, jak tylko potrafił. Chciał zrobić na niej wrażenie, zaimponować jej. I zupełnie nie wiedział dlaczego. A teraz patrzył, jak wychodzi.

Wyglądała zjawiskowo w prostej, czarnej sukni i z upiętymi wysoko włosami. Niczym jakaś mroczna mitologiczna bogini. Niewiele się namyślając, ruszył za nią. Zniknęła mu z oczu w labiryncie teatralnych korytarzy. Odnalazł ją dopiero na zewnątrz. Stała przy bocznym wejściu i próbowała odpalić papierosa. Sięgnął do kieszeni i zacisnął dłoń na srebrnej, żarowej zapalniczce. Palił sporadycznie, ale zawsze nosił ją przy sobie. Należała do jego ojca i na swój sposób stanowiła amulet.

– Proszę. – Podał jej ogień.

Odpaliła papierosa i dopiero po chwili na niego spojrzała.

– To pan.

– Ja – odpowiedział i roześmiał się. – Oryginalne powitanie.

– Fakt – potwierdziła. – Tyle tylko, że tym razem nikt ani nic nie ląduje na podłodze. Amelia Widomska – przedstawiła się i wyciągnęła rękę, którą on pośpiesznie uścisnął, przytrzymując nieco dłużej, niżby wypadało.

– Piotr Kownacki.

Znowu poczuł to dziwne mrowienie, jakby ukłucia maleńkich wyładowań elektrycznych.

– Śledzisz mnie? – zapytała wprost, zabierając dłoń i chowając ją do kieszeni płaszcza.

Zmieszał się.

– Przeczytałem twoją książkę.

– Miło mi.

– W jedną noc – dodał.

– Imponujące.

– I jestem pod ogromnym wrażeniem twojego pióra – powiedział z uznaniem. – Poprosiłbym cię o autograf, ale książka została w hotelu.

Tym razem to ona się roześmiała.

– Ty mnie? To chyba ja raczej powinnam poprosić o autograf ciebie. Wschodząca gwiazda polskiego kina – zacytowała tytuł jednego z artykułów, który rzucił jej się w oczy podczas nocnego researchu po sieci.

– To może się wymienimy? – zaproponował i widząc jej uniesione brwi, dodał szybko – Kawa? Jutro?

Amelia zastanawiała się przez chwilę. W końcu to tylko kawa, a on ją intrygował. Wypadałoby dowiedzieć się dlaczego i raz na zawsze pozbyć się tego dziwnego uczucia, które towarzyszyło jej za każdym razem, gdy go spotkała.

– Zgoda. Jutro o czternastej w Staropolskiej na Starym Mieście.

Dopiero teraz zorientował się, że czekał na jej odpowiedź, wstrzymując oddech. Nie wiedzieć czemu bardzo zależało mu na tym, aby się zgodziła.

Widomska przykucnęła i zgasiła papierosa w śniegu, po czym niedopałek wyrzuciła do pobliskiego kosza.

– Wracamy? – zapytał.

Skinęła głową, a on zaproponował jej ramię. Po chwili wahania przyjęła je. Tłumaczyła sobie, że szpilki i oblodzona powierzchnia nie są najlepszym zestawieniem, a ona nie chciałaby po raz kolejny wywinąć orła w jego obecności. Lecz tak naprawdę to chciała po raz kolejny go dotknąć i poczuć to przyjemne mrowienie.

Wyprostował się jak struna, gdy jej palce zacisnęły się na jego ramieniu. Ogarnęło go przyjemne ciepło promieniujące z jej dłoni. Zapach damskich perfum, zmieszany teraz z lekką nutą papierosowego dymu, stanowił odurzające połączenie. Oddawszy na powrót płaszcze szatniarzowi, wrócili na salę bankietową.

– Co u diabła? – wysyczała Amelia i nieco mocniej zacisnęła palce na jego ramieniu.

Spojrzał najpierw na nią, a później w miejsce, w które wpatrywała się ze zmrużonymi oczyma i zaciśniętymi ustami. Mężczyzna, który jej towarzyszył, stał teraz w towarzystwie Iwony Rucińskiej, jego partnerki ze sceny. Oboje co chwilę wybuchali śmiechem, a aktorka trzymała dłoń na jego przedramieniu.

– Przepraszam. Muszę wracać do męża. – Amelia puściła Piotra i pośpiesznym krokiem oddaliła się, nie odwracając.

Podeszła do pogrążonej w rozmowie dwójki i władczym gestem położyła dłoń na ramieniu męża. Ten drgnął, jakby zaskoczony jej pojawieniem, a Iwona szybko cofnęła rękę.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: