Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niki i Tesla. Pojedynek tajnych agentów - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
15 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niki i Tesla. Pojedynek tajnych agentów - ebook

Po schwytaniu gangu porywaczy i pokonaniu armii robotów jedenastoletnie rodzeństwo – Niki i Tesla Holt – marzą o krótkim wypoczynku. Czeka ich jednak trzecia zagadka. Okazuje się bowiem, że w domu ich ukochanego (i nieco szalonego) wujka Newta pojawił się szpieg! Kto wie, może chce wykraść rodzinne tajemnice?! Czy jest nim nowy asystent pracujący w laboratorium? Tępiciel insektów? Sprzątaczka? A może ktoś zupełnie nieoczekiwany? Aby odkryć tożsamość tajnego agenta, Niki i Tesla będą musieli stworzyć niesamowite gadżety, od maszyn kodujących i proszku do badania odcisków palców po kamery szpiegowskie i alarmy przeciwwłamaniowe. Co najważniejsze, instrukcje dotyczące ich budowy dołączono do książki, więc i ty możesz je skonstruować. 

Niki i Tesla to seria książeczek o sympatycznym rodzeństwie, które ma talent do eksperymentów naukowych i pakowania się w wielkie kłopoty!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7773-811-5
Rozmiar pliku: 4,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

UWAGA!

Pro­jek­ty opi­sa­ne na stro­nach Niki i Te­sla kon­stru­ują wy­ko­rzy­stu­ją elek­trycz­ność, sub­stan­cje tok­sycz­ne i ła­two­pal­ne, znaj­du­ją­ce się cza­sa­mi pod ci­śnie­niem, a tak­że ostre na­rzę­dzia. Za­nim przy­stą­pisz do za­ba­wy, po­proś ko­goś do­ro­słe­go o do­kład­ne prze­stu­dio­wa­nie in­struk­cji. Nie­kie­dy mu­sisz po­pro­sić o po­moc ko­goś do­ro­słe­go tak­że przy przy­go­to­wa­niu opi­sa­nych eks­pe­ry­men­tów.

Choć wie­rzy­my, że są one bez­piecz­ne i przy­ja­zne dla ro­dzi­ny, ostrze­ga­my, że wy­pad­ki cho­dzą po lu­dziach. Ni­ko­mu nie mo­że­my za­gwa­ran­to­wać bez­pie­czeń­stwa. Dla­te­go wła­śnie au­to­rzy i wy­daw­cy nie po­no­szą od­po­wie­dzial­no­ści za ja­kie­kol­wiek szko­dy wy­ni­ka­ją­ce z wy­ko­rzy­sty­wa­nia, wła­ści­we­go czy nie­wła­ści­we­go, in­for­ma­cji za­war­tych w tej książ­ce. Pa­mię­taj, że ist­nie­nie szcze­gó­ło­wych in­struk­cji nie zwal­nia cię z ko­rzy­sta­nia z ro­zu­mu!Rozdział 1

To ona! – stwier­dził Niki. – Na pew­no jest szpie­giem.

– Kto? – zdzi­wi­ła się Te­sla i ro­zej­rza­ła do­oko­ła.

Sta­li z bra­tem na po­dwór­ku za do­mem wuj­ka i szy­ko­wa­li się do te­stu szy­bow­ca ob­rę­czo­we­go, nad któ­rym pra­co­wa­li od rana. W za­się­gu wzro­ku była tyl­ko jed­na oso­ba: na oko czter­dzie­sto­let­nia ko­bie­ta klę­czą­ca przy grząd­ce be­go­nii, ja­kieś dwa­dzie­ścia me­trów od nich. Ubra­na w zwy­kłe dżin­sy, ko­szul­kę z krót­kim rę­ka­wem oraz brud­ne rę­ka­wi­ce ogrod­ni­cze. Na gło­wie mia­ła prze­po­co­ną ban­dan­kę.

We­dług Te­sli nie wy­glą­da­ła na szpie­ga.

– Masz na my­śli Ju­lię Cas­ser­ly? – upew­ni­ła się.

Chło­piec kiw­nął gło­wą i zer­k­nął po­dejrz­li­wie na są­siad­kę.

– Prze­cież sta­le nas ob­ser­wu­je – przy­po­mniał. – Cią­gle zer­ka w na­szą stro­nę.

– Oczy­wi­ście, że zer­ka. A ty byś nie zer­kał, gdy­byś miesz­kał obok wuj­ka New­ta?

Wu­jek z pew­no­ścią był nie­zwy­kłym wy­na­laz­cą, czło­wie­kiem wy­bit­nym i po­my­sło­wym. Nie­ste­ty był rów­nież skle­ro­ty­kiem wiecz­nie po­grą­żo­nym w swo­ich my­ślach, w do­dat­ku ma­ją­cym nie­bez­piecz­ne kon­cep­cje. W cią­gu tych dwóch ty­go­dni, któ­re spę­dził z dzie­cia­ka­mi, jego sza­lo­ne wy­na­laz­ki nie raz nisz­czy­ły klom­by Ju­lii. Do tego zma­sa­kro­wa­ły jej kra­sna­la ogro­do­we­go, pod­pa­li­ły traw­nik oraz unu­rza­ły jej kota w pięt­na­stu ki­lo­gra­mach pap­ki ze zgni­łych ba­na­nów.

Męż­czy­zna był prze­ko­na­ny, że zdo­ła wy­bu­do­wać od­ku­rzacz wy­ko­rzy­stu­ją­cy sil­nik kom­po­sto­wy, jed­nak na ra­zie uda­ło mu się zło­żyć je­dy­nie cuch­ną­ce bom­by ze­ga­ro­we.

Być może Ju­lia zdo­ła­ła­by za­po­mnieć o swo­jej awer­sji do wy­na­laz­cy oraz po­lu­bić ro­dzeń­stwo, gdy­by byli zwy­kły­mi dzie­cia­ka­mi. Nie­ste­ty oni też ko­cha­li wy­na­laz­ki i zbyt czę­sto po­ja­wia­li się na po­dwór­ku, żeby prze­te­sto­wać nowe po­jaz­dy la­ta­ją­ce, ba­lo­ny ra­kie­to­we i ro­bo­ty.

No i szy­bow­ce ob­rę­czo­we, tak jak dziś.

– Co tam ma­cie? – za­wo­ła­ła są­siad­ka, wi­dząc, że dziew­czyn­ka przy­go­to­wu­je mo­del do prób­ne­go lotu. Po­tem unio­sła wzrok znad be­go­nii i po­sła­ła jej ostrze­gaw­cze spoj­rze­nie. – Zdal­nie ste­ro­wa­na włócz­nia?

Dziew­czyn­ka spoj­rza­ła na wy­na­la­zek. Skła­dał się z dwóch pa­pie­ro­wych ob­rę­czy wy­ko­na­nych ze sztyw­ne­go pa­pie­ru, mniej­szej z przo­du i więk­szej z tyłu, po­łą­czo­nych słom­ką.

– Nie – od­po­wie­dzia­ła.

– To elek­tro­nicz­ny oszczep? – Ko­bie­ta się nie pod­da­wa­ła.

– Nie.

– Sa­mo­wy­strze­li­wu­ją­ca strza­ła?

– Nie.

– Ro­dzaj po­ci­sku?

– Nie.

– To szy­bo­wiec – za­koń­czył za­ba­wę Niki.

Ju­lia zmru­ży­ła oczy.

– I co on niby robi?

– On… szy­bu­je! – wy­ja­śni­ła Te­sla.

Ko­bie­ta prze­chy­li­ła gło­wę i uśmiech­nę­ła się sar­ka­stycz­nie.

– Uwa­żaj, bo uwie­rzę! – rzu­ci­ła i pod­nio­sła się z ko­lan. Po­wo­li ru­szy­ła w stro­nę domu. – Za­nim go wy­strze­li­cie, po­zwól­cie mi się scho­wać. Nie chcę być tu­taj, kie­dy wasz „ga­dżet” wy­śle ko­goś do szpi­ta­la.

Po chwi­li znik­nę­ła za ro­giem bu­dyn­ku.

– Nie jest zbyt od­waż­na jak na szpie­ga – stwier­dzi­ła dziew­czyn­ka.

– Może to taka przy­kryw­ka – mruk­nął Niki. – W każ­dym ra­zie bierz­my się do ro­bo­ty. Prze­tes­tuj­my wresz­cie ten sa­mo­lot!

Te­sla unio­sła szy­bo­wiec i na wszel­ki wy­pa­dek usta­wi­ła się tak, aby nie wy­lą­do­wał w ogro­dzie Ju­lii. Na­stęp­nie wzię­ła za­mach i wy­pu­ści­ła go z rąk. Po­fru­nął przed sie­bie za­ska­ku­ją­co szyb­ko, uno­sząc się wy­so­ko po­nad traw­ni­kiem wuj­ka. Lek­ko skrę­cał w lewo.

– Łał! Zo­bacz, jak da­le­ko leci! – za­chwy­cił się chło­piec.

– Leci i leci! – przy­tak­nę­ła Te­sla.

Spo­dzie­wa­ła się, że sa­mo­lo­cik spad­nie po kil­ku me­trach. Tym­cza­sem prze­fru­nął kil­ka­na­ście met­rów i wciąż uno­sił się nad zie­mią. W do­dat­ku nie zwal­niał, lecz po­wo­li wzbi­jał się wy­żej, kie­ru­jąc się w stro­nę drzew ro­sną­cych po dru­giej stro­nie dział­ki. Ist­nia­ło ry­zy­ko, że opu­ści jej te­ren!

– Hej, dzie­cia­ki! – roz­legł się ra­do­sny głos. – Co sły­chać?

Dru­gi są­siad wy­na­laz­cy, pan Jo­nes, wła­śnie po­ja­wił się na pa­tio.

Brzu­cha­ty, si­wie­ją­cy męż­czy­zna pod­cho­dził do po­my­słów New­ta z na­le­ży­tą re­zer­wą – co było zro­zu­mia­łe – lecz mimo to za­wsze uśmie­chał się i przy­jaź­nie ma­chał ro­dzeń­stwu.

Nie­ste­ty wy­brał nie naj­lep­szy mo­ment na uśmie­cha­nie się i ma­cha­nie.

– Pa­nie Jo­nes! – za­wo­łał Niki. – Uwa­ga!

– Waga? Gdzie?

Męż­czy­zna ro­zej­rzał się do­oko­ła.

Szy­bo­wiec prze­fru­nął mię­dzy drze­wa­mi i ude­rzył go pro­sto w nos.

Star­szy pan za­to­czył się do tyłu. Ro­dzeń­stwo rzu­ci­ło mu się na po­moc, jed­nak zdo­łał wstać o wła­snych si­łach.

– Gdzie po­dzia­ła się ta waga? – za­py­tał oszo­ło­mio­ny.

Po­tem zo­ba­czył szy­bo­wiec le­żą­cy tuż obok drzwi.

– Ach, no tak! – wes­tchnął.

– Bar­dzo nam przy­kro, pa­nie Jo­nes – po­wie­dział Niki.

– Nie wie­dzie­li­śmy, że tak da­le­ko po­le­ci – do­da­ła Te­sla.

Męż­czy­zna po­tarł dło­nią swój ol­brzy­mi no­chal, któ­ry wy­dał się te­raz jesz­cze więk­szy i znacz­nie bar­dziej czer­wo­ny niż za­zwy­czaj.

– Nic się nie sta­ło – oświad­czył.

Nie za­brzmia­ło to jed­nak szcze­rze. Rów­nież uśmiech, któ­rym ob­da­rzył ro­dzeń­stwo, od­da­jąc szy­bo­wiec, wy­da­wał się wy­mu­szo­ny.

Po chwi­li pan Jo­nes za­trza­snął za sobą drzwi, wspo­mi­na­jąc coś o zim­nym okła­dzie.

– Cu­dow­nie – wes­tchnę­ła dziew­czyn­ka, kie­dy wró­ci­li na po­se­sję wuj­ka New­ta. – Je­dy­ne­go mi­łego są­sia­da, ja­kie­go mamy, tra­fia­my szy­bow­cem w nos…

– Prze­cież to był przy­pa­dek – przy­po­mniał jej Niki. – Poza tym kto po­wie­dział, że pan Jo­nes jest miły?

– Co?

Te­sla spoj­rza­ła na bra­ta. Uzna­ła, że żar­to­wał. Ale prze­cież ostat­nio rzad­ko to ro­bił. A już na pew­no nie w ta­kich spra­wach.

– To on – stwier­dził. – On jest szpie­giem.

– Pan Jo­nes? Prze­cież on ma, no ja wiem, z dwie­ście lat.

– Szpie­dzy sta­rze­ją się tak jak inni lu­dzie. – Chło­piec zer­k­nął po­dejrz­li­wie za sie­bie. – A ten gość cią­gle nas ob­ser­wu­je. I bez prze­rwy się uśmie­cha.

– Czy­li by­cie mi­łym czy­ni go po­dej­rza­nym?

– Być może. Pa­mię­tasz, co mama po­wie­dzia­ła?

Te­sla oczy­wi­ście pa­mię­ta­ła.

Wo­la­ła­by jed­nak za­po­mnieć.

Ro­dzeń­stwo mia­ło od­wie­dzić Di­sney­land. Mia­ło brać lek­cje te­ni­sa. Mia­ło tak­że oglą­dać fil­my skła­da­ją­ce się w 99 pro­cen­tach z efek­tów spe­cjal­nych oraz eks­plo­zji. Mia­ło pić zbyt wie­le Kool-Aid, cho­dzić nad staw po­pły­wać i co­dzien­nie spo­ty­kać się z przy­ja­ciół­mi.

Mia­ło cie­szyć się z nor­mal­nych wa­ka­cji.

Za­miast tego spę­dza­ło u wuj­ka naj­dziw­niej­sze lato swo­je­go ży­cia.

Ro­dzi­ce Ni­kie­go i Te­sli byli na­ukow­ca­mi, spe­cja­li­zo­wa­li się w rol­nic­twie i pra­co­wa­li dla rzą­du. Dwa dni po za­koń­cze­niu roku szkol­ne­go oświad­czy­li, że zo­sta­li nie­ocze­ki­wa­nie we­zwa­ni do Uz­be­ki­sta­nu, żeby przyj­rzeć się lo­kal­nym, nie­zwy­kle sku­tecz­nym me­to­dom upra­wia­nia soi. A przy­naj­mniej tak twier­dzi­li, kie­dy pa­ko­wa­li dzie­cia­ki do sa­mo­lo­tu le­cą­ce­go do Ka­li­for­nii. Za­fun­do­wa­li im bo­wiem po­byt u eks­cen­trycz­ne­go wuj­ka, któ­re­go ro­dzeń­stwo pra­wie nie zna­ło, a po­tem przez dwa ty­go­dnie się nie od­zy­wa­li.

Aż w koń­cu na­de­szła wia­do­mość. Na­gra­nie gło­so­we od ich mat­ki.

– Te­sla! Niki! Chcia­ła­bym wam tak wie­le po­wie­dzieć, ale nie ma na to cza­su! Wszyst­ko oka­za­ło się… bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne, niż my­śle­li­śmy! Wy­sła­li­śmy was do wuj­ka, bo są­dzi­li­śmy, że bę­dzie­cie tam bez­piecz­ni. Tak nie jest. Lu­dzie, przed któ­ry­mi chcie­li­śmy was ukryć, wpa­dli na wasz trop. Mogą być w po­bli­żu. Co­kol­wiek po­sta­no­wi­cie, nie ufaj­cie…

Po­tem usły­sze­li trzask, a na­stęp­nie jed­no­staj­ny sy­gnał. I ci­sza.

Ro­dzeń­stwo bez koń­ca od­twa­rza­ło tę wia­do­mość. A kie­dy ich wu­jek wró­cił do domu, spró­bo­wa­ło od­słu­chać ją jesz­cze raz.

Tym ra­zem jed­nak w słu­chaw­ce roz­le­gło się nie: „Te­sla! Niki! Chcia­ła­bym wam tak wie­le po­wie­dzieć…”, lecz me­cha­nicz­ny głos mó­wią­cy: „Nie ma no­wych wia­do­mo­ści”.

– Co? – jęk­nął chło­piec, pa­trząc na te­le­fon, jak­by ten go wła­śnie ugryzł.

– Pew­nie na­ci­sną­łeś nie­wła­ści­wy gu­zik – pod­po­wie­dzia­ła Te­sla.

– Nie ma mowy! Je­stem tego pew­ny!

Po­tem za­czął na­ci­skać ko­lej­ne gu­zi­ki, prze­glą­da­jąc licz­ne opcje pocz­ty gło­so­wej.

Wu­jek Newt ziew­nął. Zro­bi­ło się już póź­no i miał wiel­ką ocho­tę po­ło­żyć się do łóż­ka.

– Nie ma no­wych wia­do­mo­ści – oświad­czył po­now­nie me­cha­nicz­ny głos.

– Och, nie… Mu­sia­łeś ją ska­so­wać! – jęk­nę­ła dziew­czyn­ka.

– Na pew­no nie! – wark­nął.

– Może przy­pad­ko­wo…

– Nie!

– Więc co się z nią sta­ło?

Niki znie­ru­cho­miał na chwi­lę. Po­tem otwo­rzył sze­ro­ko oczy.

– No ja­sne! Ska­so­wał ją!

– On?

– Albo ona.

– Ona?

– Albo oni.

– Oni? O kim ty mó­wisz?

– A jak są­dzisz? O szpie­gach!

– Co? O kim? Że jak? – zdzi­wił się wu­jek i uniósł gło­wę znad sto­łu w ja­dal­ni.

Chciał dać od­po­cząć swo­im oczom, lecz po pro­stu za­snął. Nie spał dłu­go, a mimo to zdo­łał na­ba­wić się po­waż­nych kło­po­tów z fry­zu­rą (jak za­wsze po wsta­niu z łóż­ka). Jego si­wie­ją­ce wło­sy za­zwy­czaj ster­cza­ły we wszyst­kie stro­ny, ale te­raz wy­glą­da­ły, jak­by wło­żył pa­lec do kon­tak­tu.

– Nie mo­że­my od­two­rzyć wia­do­mo­ści – oświad­czy­ła Te­sla. – Ktoś ją ska­so­wał.

– Cie­ka­we, ja­kim cu­dem – do­dał zło­wróżb­nym to­nem Niki.

– Och, nie przej­muj­cie się tym – stwier­dził męż­czy­zna. – Prze­cież opo­wie­dzie­li­ście mi to, co naj­waż­niej­sze. „Mam wam tyle do po­wie­dze­nia”, „spra­wy się skom­pli­ko­wa­ły”, „nie roz­ma­wiaj­cie z ob­cy­mi”. Mat­ki za­wsze tak mó­wią.

– Co? – jęk­nął za­sko­czo­ny chło­piec.

– Oczy­wi­ście, że tak. Wa­sza bab­cia bez prze­rwy zo­sta­wia­ła mi po­dob­ne wia­do­mo­ści. „Nie za­po­mnij zjeść”. „Je­śli nie zro­bi­łeś pra­nia, kup so­bie przy­naj­mniej nową bie­li­znę”. „Może nie po­win­ni­śmy prze­cho­wy­wać tylu che­micz­nych od­pa­dów w piw­ni­cy?”. Bar­dzo się mar­twi­ła. Jak to mat­ki!

Nie­ocze­ki­wa­nie wu­jek wy­prę­żył się i prze­chy­lił gło­wę, jak­by zo­ba­czył coś nie­po­ko­ją­ce­go za oknem.

– Co się sta­ło? – za­py­tał Niki.

– Wła­śnie coś so­bie przy­po­mnia­łem! – stwier­dził wu­jek. – Mu­szę so­bie ku­pić nową bie­li­znę!

Wstał zza sto­łu i ru­szył w stro­nę scho­dów pro­wa­dzą­cych na pię­tro.

Naj­wy­raź­niej za­mie­rzał po­ło­żyć się spać.

– Ale mama była na­praw­dę zde­ner­wo­wa­na. I za­su­ge­ro­wa­ła, że gro­zi nam nie­bez­pie­czeń­stwo!

– Ona wca­le tego nie za­su­ge­ro­wa­ła – prze­rwał jej brat. – Ona ja­sno to po­wie­dzia­ła!

– No do­brze, już do­brze – wes­tchnął wu­jek i za­krę­cił się na pię­cie, ob­ra­ca­jąc się w stro­nę tyl­nej ścia­ny bu­dyn­ku. – Upew­nię się, czy wszyst­kie drzwi i okna są za­mknię­te. Uru­cho­mię też sys­tem an­tyw­ła­ma­nio­wy. Poza tym, je­śli ktoś we­drze się do środ­ka, na­ra­zi się na sza­leń­czy atak mo­je­go kota obron­ne­go.

– Je­eee. Su­per! – wes­tchnę­ła Te­sla.

„Sys­te­mem prze­ciw­wła­ma­nio­wym” była lamp­ka na gan­ku z tyłu domu (w tej z przo­du prze­pa­li­ła się ża­rów­ka). A za kota obron­ne­go ucho­dzi­ła Eu­re­ka, bez­wło­sy, po­marsz­czo­ny zwie­rzak, zdol­ny za­ata­ko­wać wy­łącz­nie je­dze­nie znaj­du­ją­ce się na ku­chen­nym bla­cie. Dziew­czyn­ka wi­dzia­ła kie­dyś, jak tuż przed jej no­sem prze­mknę­ła my­sia ro­dzi­na. Kot na­wet nie drgnął, bo był za­ję­ty po­że­ra­niem pącz­ka z na­dzie­niem owo­co­wym.

– Ko­lo­ro­wych snów – po­wie­dział wu­jek i za­czął się wspi­nać po scho­dach.

– Tia. Ja­sne – jęk­nął Niki.

Tej nocy chło­piec nie spał zbyt do­brze. Nie spał też nie­do­brze. Po pro­stu nie spał. Prze­wra­cał się z boku na bok i za­sta­na­wiał nad od­po­wie­dzią na jed­no je­dy­ne py­ta­nie: kto?

Prze­glą­dał w my­ślach li­stę po­dej­rza­nych – wy­jąt­ko­wo krót­ką, bo ra­zem z Te­slą zna­li może z tu­zin osób w mie­ście – i ba­wił się wi­sior­kiem w kształ­cie gwiazd­ki. Ro­dzi­ce po­da­ro­wa­li im po bły­skot­ce w dniu ich wy­lo­tu do Ka­li­for­nii. Niki po­dej­rze­wał, że wi­sior­ki były w rze­czy­wi­sto­ści urzą­dze­nia­mi na­mie­rza­ją­cy­mi. To ro­dzi­ło ko­lej­ne py­ta­nie: dla­cze­go? Para na­ukow­ców spe­cja­li­zu­ją­cych się w ro­śli­nach wy­jeż­dża na dru­gi ko­niec świa­ta, żeby przyj­rzeć się ho­dow­li soi, i przed wy­jaz­dem wci­ska „plu­skwy” swo­im dzie­ciom? Bez sen­su! Oczy­wi­ście pod wa­run­kiem, że to, co ro­dzeń­stwo wie­dzia­ło o ro­dzi­cach, było choć w czę­ści praw­dzi­we…

Te­sli nie­co le­piej po­szło od­po­czy­wa­nie i za­po­mi­na­nie o pro­ble­mach. Jako star­sza i bar­dziej do­świad­czo­na była po pro­stu od­waż­niej­sza.

Niki miał je­de­na­ście lat, pięć mie­się­cy, dwa ty­go­dnie, sześć dni, dwa­dzie­ścia go­dzin i pięt­na­ście mi­nut.

Jego sio­stra mia­ła na­to­miast je­de­na­ście lat, pięć mie­się­cy, dwa ty­go­dnie, sześć dni, dwa­dzie­ścia go­dzin i dwa­dzie­ścia sie­dem mi­nut.

Przez dwa­na­ście mi­nut była je­dy­nym dziec­kiem w ro­dzi­nie, a tego ro­dza­ju do­świad­cze­nie czy­ni czło­wie­ka sil­niej­szym.

Oczy­wi­ście dziew­czyn­ka wie­dzia­ła, co to strach. Tyl­ko głu­piec nie bał­by się, gdy­by do­stał po­dob­ną wia­do­mość od mat­ki (wu­jek był tu aku­rat wy­jąt­kiem). Cóż jed­nak ro­dzeń­stwo mo­gło zro­bić? Je­dy­nie za­cho­wać czuj­ność i smut­no zwie­sić gło­wę.

To lu­dzie, przed któ­ry­mi ro­dzi­ce sta­ra­li się ich ukryć, mu­sie­li wy­ko­nać pierw­szy ruch.

Te­sla gwał­tow­nie się prze­bu­dzi­ła. W po­nu­rym świe­tle po­ran­ka do­strze­gła wi­szą­cy nad sobą kształt.

Za­ci­snę­ła dłoń w pięść i przy­go­to­wa­ła się do wy­pro­wa­dze­nia cio­su.

– Sier­żant Fe­if­fer – po­wie­dział kształt gło­sem jej bra­ta. – To on jest szpie­giem!

– Rany, nie strasz mnie tak! – jęk­nę­ła dziew­czyn­ka, zwal­cza­jąc chęć wy­pró­bo­wa­nia pię­ści na Ni­kim. – Od jak daw­na tak nade mną ster­czysz?

– Ja­kieś pięć czy dzie­sięć mi­nut – wy­ja­śnił. – Czy wiesz, że chra­piesz, kie­dy śpisz na ple­cach?

– Nie, nie wiem, po­nie­waż wte­dy śpię. I na­dal chcia­ła­bym to ro­bić!

Od­wró­ci­ła się na bok i za­mknę­ła oczy.

Po paru se­kun­dach po­now­nie prze­wró­ci­ła się na ple­cy.

Niki wciąż nad nią stał.

– Po­wie­dzia­łeś, że sier­żant Fe­if­fer jest szpie­giem? – upew­ni­ła się.

Sier­żant Fe­if­fer był je­dy­nym po­li­cjan­tem w mie­ście. Wy­rę­czy­li go już dwu­krot­nie, roz­pra­wia­jąc się z po­ry­wa­cza­mi oraz miej­sco­wym zło­dzie­jem. Co praw­da na Te­sli nie zro­bił wra­że­nia czło­wie­ka kom­pe­tent­ne­go, ale rów­nież i zło­wiesz­cze­go.

Jej brat po­ki­wał gło­wą.

– To wła­śnie o nim mama mó­wi­ła, kie­dy po­pro­si­ła nas, że­by­śmy ni­ko­mu nie ufa­li – po­wie­dział. – Czu­ję to w trze­wiach.

– A masz ja­kiś do­wód?

– Nie. Ale chy­ba mia­ło­by to sens, nie są­dzisz? Prze­cież on re­pre­zen­tu­je miej­sco­we wła­dze. Gdy­by ci źli go ku­pi­li, by­li­by­śmy zda­ni na jego ła­skę.

– To, że coś ma sens, jesz­cze nie ozna­cza, że jest praw­dą – przy­po­mnia­ła Te­sla. – To zna­czy… tyle samo sen­su mia­ło­by twier­dze­nie, że li­sto­nosz jest szpie­giem. Prze­cież od­wie­dza nas prak­tycz­nie co­dzien­nie. Dzię­ki temu może mieć na nas oko!

– Jej, masz ra­cję! – stwier­dził za­sko­czo­ny Niki.

– To był tyl­ko przy­kład! Nie są­dzę, aby li­sto­nosz był szpie­giem!

– A je­śli jest? Za­wsze nam się przy­glą­dał, kie­dy przy­cho­dził z pocz­tą, a my ba­wi­li­śmy się na po­dwór­ku. Ma­chał do nas. Py­tał, jak się mamy.

– Bar­dzo po­dej­rza­ne…

Choć mó­wiąc to, Te­sla wy­wró­ci­ła ocza­mi, jej brat tego nie za­uwa­żył.

– Wiem – po­wie­dział. – A nie mó­wi­łem?

– Aaaagrr!

Dziew­czyn­ka ze­rwa­ła się z łóż­ka.

– Wiesz, co czu­ję w trze­wiach? – za­py­ta­ła, kro­cząc w stro­nę drzwi.

– Co?

– Nic!

I ze­szła na dół na śnia­da­nie.

Kie­dy po chwi­li Niki do­tarł do ja­dal­ni, go­to­wy był przy­znać, że za­cho­wał się głu­pio. Nikt o zdro­wych zmy­słach nie po­dej­rze­wał­by li­sto­no­sza, zwłasz­cza że, jak oświad­czył, szpie­giem była nowa przy­ja­ciół­ka New­ta, dok­tor Hi­ro­ko Sa­ku­rai.

Gdy­by grzan­ka Te­sli nie była taka smacz­na, rzu­ci­ła­by nią w bra­ta.

– Za­sta­nów się! – za­wo­łał, kie­dy zo­ba­czył jej minę. – Ja­kiś ty­dzień temu nie­spo­dzie­wa­nie po­ja­wi­ła się w mie­ście. W do­dat­ku bez prze­rwy krę­ci się przy na­szym wuj­ku!

Wska­zał dło­nią za­ku­rzo­ne sta­re kom­pu­te­ry pię­trzą­ce się w rogu po­ko­ju, daw­ny strój do nur­ko­wa­nia, te­le­skop oraz wy­pcha­ne­go bia­łe­go niedź­wie­dzia w ko­ry­ta­rzu, wresz­cie cho­in­kę o brą­zo­wych igłach, któ­ra świe­ci­ła się przez dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny na dobę, choć było lato. Tu i ów­dzie ze ścian wy­sta­wa­ły ka­ble, pod­ło­ga usła­na była zaś po­rzu­co­ny­mi płyt­ka­mi dru­ko­wa­ny­mi, ser­wo­me­cha­ni­zma­mi, pra­są na­uko­wą oraz ba­na­na­mi opa­no­wa­ny­mi przez musz­ki (te owo­ce nie były jesz­cze dość zgni­łe, żeby wy­ko­rzy­stać je do na­pę­dza­nia sil­ni­ka od­ku­rza­cza).

– Spójrz­my praw­dzie w oczy – za­koń­czył Niki. – Nasz wu­jek nie jest ide­al­nym kan­dy­da­tem na chło­pa­ka.

– Ale to nie ozna­cza, że Hi­ro­ko jest szpie­giem.

– Ale nie ozna­cza też, że nim nie jest.

– Co za po­kręt­ne my­śle­nie!

– To my­śle­nie typu „wie­my, że ktoś na nas po­lu­je, ale po­nie­waż nie mamy po­ję­cia kto, ni­ko­mu nie ufa­my”.

Te­sla wes­tchnę­ła.

– Wiem, cze­go po­trze­bu­jesz – po­wie­dzia­ła.

– Ochro­nia­rzy?

– Nie. Ode­rwa­nia się.

Je­dy­nie pro­jek­to­wa­nie wy­na­laz­ków po­chła­nia­ło jej bra­ta bar­dziej niż mar­twie­nie się. Niki – po­dob­nie jak Te­sla – uwiel­biał kon­stru­ować od­lo­to­we ga­dże­ty o nie­sa­mo­wi­tych moż­li­wo­ściach. W efek­cie znaj­du­ją­ce się w piw­ni­cy la­bo­ra­to­rium wuj­ka za­gra­ca­ły nie tyl­ko wy­na­laz­ki na­ukow­ca. Ro­dzeń­stwo mia­ło swój wkład w zre­ali­zo­wa­ne tam po­my­sły.

Jak na ich moż­li­wo­ści szy­bo­wiec ob­rę­czo­wy nie na­le­żał do skom­pli­ko­wa­nych urzą­dzeń. Dla­te­go wła­śnie tak bar­dzo spodo­bał się Te­sli. Po­trze­bo­wa­ła ga­dże­tu, któ­ry da się skon­stru­ować na tyle szyb­ko, aby Niki nie przy­po­mniał so­bie o swo­jej ob­se­sji na punk­cie szpie­gów. Jed­no­cze­śnie mu­siał być na tyle atrak­cyj­ny, żeby wy­cią­gnąć chłop­ca z domu.

Dzień za­po­wia­dał się bo­wiem tak pięk­ny, jak tyl­ko pięk­ne po­tra­fią być dni w pół­noc­nej Ka­li­for­nii. Sło­necz­ny, lecz nie­zbyt go­rą­cy – głów­nie dzię­ki de­li­kat­nej bry­zie znad od­le­głe­go o ki­lo­metr oce­anu.

– Jest cu­dow­nie – oznaj­mi­ła, uśmie­cha­jąc się do bez­chmur­ne­go nie­ba.

– Czy to dron? – za­py­tał brat, spo­glą­da­jąc w stro­nę czar­nej krop­ki, któ­ra za­pew­ne była wro­ną.

Dziew­czyn­ka spoj­rza­ła na nie­go krzy­wo.

– Chodź­my stąd – po­wie­dzia­ła i po­cią­gnę­ła chłop­ca w stro­nę traw­ni­ka.

Mi­nu­tę póź­niej, po nie­zbyt przy­jem­nej roz­mo­wie z Ju­lią Cas­ser­ly, wy­pu­ści­ła szy­bo­wiec, któ­ry bły­ska­wicz­nie opu­ścił po­se­sję wuj­ka i ude­rzył pana Jo­ne­sa w nos.

– Za­ufaj mi – po­wtó­rzył chło­piec po dro­dze do domu. – Pan Jo­nes jest szpie­giem. Na­praw­dę czu­ję to te­raz w trze­wiach.

– Wiesz co? Za­mknij się ra­zem ze swo­imi głu­pi­mi trze­wia­mi! – wark­nę­ła dziew­czyn­ka. – Czy jest ktoś, kto we­dług cie­bie nie jest szpie­giem?

Przez traw­nik tuż przed nimi prze­bie­gła wie­wiór­ka.

Te­sla wska­za­ła ją pal­cem.

– Uwa­żaj, szpieg!

– Daj spo­kój, Tes. Aż tak źle ze mną nie jest.

W od­da­li za­trą­bił sa­mo­chód.

Dziew­czy­na przy­ło­ży­ła rękę do ucha.

– Kryj się! Szpieg!

– Okej, okej, ro­zu­miem. Tro­chę prze­sa­dzi­łem.

Te­sla wska­za­ła sie­bie.

– O rety! Szpieg. Tuż obok cie­bie!

– Rany, Tes. Po­wie­dzia­łem, że ro­zu­miem!

W koń­cu jego sio­stra roz­po­go­dzi­ła się.

– To do­brze. Wia­do­mość od ro­dzi­ców rze­czy­wi­ście była nie­po­ko­ją­ca, ale nie ma co wpa­dać w pa­ni­kę. Z pew­no­ścią sy­tu­acja nie jest taka zła, jak nam się wy­da­je. No bo jaki szpieg miał­by ocho­tę mar­no­wać czas na parę je­de­na­sto­lat­ków?

Niki zwie­sił gło­wę. Wca­le nie wy­glą­dał na prze­ko­na­ne­go.

Te­sla sama nie była prze­ko­na­na, ale nie za­mie­rza­ła tego oka­zy­wać.

– Zmień­my słom­kę w szy­bow­cu i prze­te­stuj­my go po­now­nie – za­pro­po­no­wa­ła. – I żad­nych ga­dek o szpie­gach. Umo­wa stoi?

– Stoi – wes­tchnął jej brat.

Prze­szli przez pa­tio i we­szli tyl­nym wej­ściem do domu.

Wy­so­ki męż­czy­zna w tren­czu i ka­pe­lu­szu typu fe­do­ra cze­kał już na nich w kuch­ni. W pra­wej ręce miał coś dłu­gie­go, błysz­czą­ce­go i bar­dzo ostre­go.

– Wresz­cie się spo­ty­ka­my – po­wie­dział głę­bo­kim gło­sem o dziw­nym ak­cen­cie. – Mam do was kil­ka py­tań. Dla jego do­bra udziel­cie pra­wi­dło­wych od­po­wie­dzi…

– Tes? – sap­nął Niki. – Zry­wam umo­wę!

Kool-Aid – po­pu­lar­ny ame­ry­kań­ski słod­ki na­pój owo­co­wy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: