Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O wojnie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lutego 2022
Ebook
62,00 zł
Audiobook
59,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
62,00

O wojnie - ebook

Klasyczny podręcznik strategii wojskowej do dziś używany na wojskowych uczelniach. Książka, która zmieniła oblicze świata. Od dziesiątków lat inspiruje strategów, budzi niezdrowe emocje u liderów o zapędach dyktatorskich i stanowi niewyczerpane źródło inspiracji dla ambitnych biznesmenów. Przepełniona brutalną mądrością i koncepcjami bezkompromisowych rozwiązań rodem z bitewnych pól, jest lekturą, do której wielokrotnie chce się powracać.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-16479-6
Rozmiar pliku: 5,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NOTATKI AUTORA DOTY­CZĄCE DZIEŁA _O WOJ­NIE___

Notatki autora
doty­czące dzieła _O woj­nie_

W spu­ściź­nie ręko­pi­śmien­nej po gene­rale Clau­se­witzu pozo­stały trzy notatki autora, wyja­śnia­jące metodę pracy nad dzie­łem _O woj­nie_. Pierw­sza z nich, bez daty, pocho­dzi praw­do­po­dob­nie z lat 1816–1818, kiedy to autor w Koblen­cji dopiero przy­stę­po­wał do pisa­nia tego dzieła, druga nosi datę 1827 roku, kiedy główny trzon dzieła był już opra­co­wany, a ostat­nia, rów­nież jak i pierw­sza, bez daty, ale pocho­dząca nie­wąt­pli­wie z ostat­nich lat życia gene­rała, świad­czy o zamie­rzo­nej prze­zeń prze­róbce cało­ści w kie­runku nada­nia roz­wa­ża­niom jak naj­więk­szej pre­cy­zji i głębi.

Ze względu na nie­zmienną waż­ność tych nota­tek dla zro­zu­mie­nia genezy dzieła i metody pracy autora przy­ta­czamy treść ich w cało­ści.

I

W zapi­sa­nych tu zda­niach poru­szone są zasad­ni­cze, według mnie, sprawy two­rzące tzw. stra­te­gię. Uwa­ża­łem je jesz­cze tylko za mate­riały, ale uzy­ska­łem już moż­ność sto­pie­nia ich w jedną całość.

Mate­riały te bowiem powstały bez uprzed­niego planu. Zamia­rem moim z początku było: bez oglą­da­nia się na sys­tem i ści­sły zwią­zek, napi­sać w zupeł­nie krót­kich, ści­słych, zwar­tych zda­niach to, co o naj­waż­niej­szych punk­tach tego przed­miotu stało się dla mnie zupeł­nie jasne.

Przy­cho­dzi mi przy tym na myśl spo­sób opra­co­wa­nia przed­miotu zasto­so­wany przez Mon­te­skiu­sza. Sądzi­łem, że takie krót­kie, afo­ry­styczne roz­działy, które pier­wot­nie chcia­łem nazwać ziar­nami, pocią­gnę­łyby ludzi inte­li­gent­nych zarówno przez to, co się da z nich wywnio­sko­wać, jak i przez to, co same stwier­dzają; myśla­łem przy tym o czy­tel­niku inte­li­gent­nym, już obe­zna­nym z przed­mio­tem. Natura moja jed­nak, która zawsze skła­nia mnie do wnio­sko­wa­nia i sys­te­ma­ty­zo­wa­nia, przy­szła i tu wresz­cie do głosu. Przez czas pewien zdo­by­wa­łem się na to, aby z roz­wa­żań pew­nych zagad­nień, które zapi­sy­wa­łem w celu uświa­do­mie­nia ich sobie i ugrun­to­wa­nia, wypro­wa­dzić tylko naj­waż­niej­sze wnio­ski i w ten spo­sób całą treść sku­pić w nie­wiel­kim tomie, póź­niej jed­nak wła­ści­wość mego cha­rak­teru owład­nęła mną cał­ko­wi­cie, zaczą­łem wyja­śniać, ile się dało, z myślą już teraz, oczy­wi­ście, o czy­tel­niku nieobe­zna­nym z przed­mio­tem.

Im wię­cej zaś pra­co­wa­łem, tym bar­dziej pod­da­wa­łem się duchowi bada­nia, tym wię­cej skła­nia­łem się ku sys­te­mowi, i tak stop­niowo dorzu­ca­łem roz­działy jeden za dru­gim.

Naj­now­szym moim zamia­rem było teraz jesz­cze raz wszystko przej­rzeć, we wcze­śniej­szych roz­dzia­łach nie­jedno bar­dziej umo­ty­wo­wać, w póź­niej­szych nato­miast wycią­gnąć może z nie­któ­rych ana­liz kon­kretne wnio­ski i w ten spo­sób zro­bić z tego wszyst­kiego zno­śną całość, mającą two­rzyć mały tom o for­ma­cie ósemki. Ale i w tym wypadku sta­ra­łem się uni­kać wszel­kich rze­czy zwy­czaj­nych, zro­zu­mia­łych samych przez się, setki razy wypo­wie­dzia­nych i wszę­dzie przy­ję­tych; gdyż ambi­cją moją było napi­sać taką książkę, która by nie była zapo­mniana po dwóch lub trzech latach i którą by każdy inte­re­su­jący się danym przed­mio­tem mógł wziąć do ręki w każ­dym razie czę­ściej niż jeden raz.

II

Pierw­sze sześć ksiąg, które są już w czy­sto­pi­sie, uwa­żam za dość nie­kształtną jesz­cze masę, która bez­względ­nie musi być jesz­cze raz opra­co­wana. W tym nowym opra­co­wa­niu uwy­dat­nią się wszę­dzie znacz­nie sil­niej dwa rodzaje wojny, a przez to wszyst­kie myśli nabiorą bar­dziej wyraź­nego sensu, okre­ślo­nego kie­runku, bliż­szego zasto­so­wa­nia. Te dwa rodzaje wojny są nastę­pu­jące: albo celem wojny jest poko­na­nie prze­ciw­nika (czy to przez znisz­cze­nie poli­tyczne, czy też obez­wład­nie­nie go i zmu­sze­nie w ten spo­sób do pokoju za wszelką cenę), albo też dąży się do jakiejś zdo­by­czy na gra­ni­cach wła­snego pań­stwa czy to dla posia­da­nia jej na stałe, czy też dla uzy­ska­nia cen­nego przed­miotu wymien­nego przy zawie­ra­niu pokoju. Formy przej­ściowe mię­dzy tymi dwoma rodza­jami muszą się z koniecz­no­ści zda­rzać, ale cał­ko­wi­cie odmienne natury obu tych dążeń prze­ni­kają wszę­dzie i powo­dują, że dąże­nia te, jako nie dające się pogo­dzić, wyod­ręb­niają się zawsze.

Poza tą istotną róż­nicą dzie­lącą wojny należy jesz­cze usta­lić wyraź­nie i ści­śle rów­nież prak­tycz­nie nie­zbędny punkt widze­nia, że wojna jest tylko dal­szym cią­giem poli­tyki pro­wa­dzo­nej innymi środ­kami. Ten punkt widze­nia, prze­strze­gany wszę­dzie, nada roz­wa­ża­niom naszym dużo wię­cej jed­no­li­to­ści i wszystko da się wtedy łatwiej wyło­żyć. I cho­ciaż ten punkt widze­nia znaj­dzie swe zasto­so­wa­nie głów­nie dopiero w księ­dze ósmej, to jed­nak powi­nien być już w księ­dze pierw­szej kom­plet­nie wyja­śniony i uwzględ­niony w nowym opra­co­wa­niu sze­ściu pierw­szych ksiąg. Dzięki temu sześć pierw­szych ksiąg pozbę­dzie się w nowym opra­co­wa­niu pew­nego bala­stu, nie­jedna rysa i roz­pa­dlina się wypełni i nie­które ogól­niki nabiorą bar­dziej okre­ślo­nych kształ­tów i myśli.

Księgę siódmą, o natar­ciu, posia­da­jącą już nakre­ślone szki­cowo nie­które roz­działy, należy trak­to­wać jako refleks księgi szó­stej: ma być ona nie­ba­wem opra­co­wana już sto­sow­nie do wyżej wyłusz­czo­nych punk­tów widze­nia, tak że nie będzie potrzeba jej prze­ra­biać, prze­ciw­nie, będzie mogła słu­żyć za wzór przy nowym opra­co­wa­niu pierw­szych sze­ściu ksiąg.

Księgi ósmej, o pla­nie wojny, to zna­czy w ogóle o przy­go­to­wa­niu całej wojny, nakre­ślono kilka roz­dzia­łów, któ­rych jed­nak nie należy trak­to­wać nawet jako mate­riał, lecz jako surowe jesz­cze prze­tra­wie­nie tego zagad­nie­nia, aby pod­czas samej pracy dopiero na dobre zdać sobie sprawę, o co tu cho­dzi. Zada­nie to zostało speł­nione, wobec czego zamie­rzam po ukoń­cze­niu siód­mej księgi natych­miast przy­stą­pić do opra­co­wa­nia ósmej, gdzie głów­nie dojdą do głosu oba wyżej wspo­mniane punkty widze­nia i wszystko uprosz­czą, ale też i pogłę­bią rów­no­cze­śnie. Mam nadzieję, że księga ta wygła­dzi wiele zała­mań w gło­wach stra­te­gów i mężów stanu, a przy­naj­mniej wykaże wszyst­kim, o co w woj­nie cho­dzi i co wła­ści­wie pod­czas wojny należy brać pod uwagę.

Jeśli teraz dzięki pracy nad ósmą księgą wyja­śnię sobie wła­sne poglądy i jeśli ogólne okre­śle­nia wojny ustalą się dosta­tecz­nie, to tym łatwiej mi będzie prze­nieść ich ducha na pierw­sze sześć ksiąg i uwzględ­nić te okre­śle­nia w całym dziele. Wtedy dopiero przy­stą­pię do prze­ra­bia­nia pierw­szych sze­ściu ksiąg.

Jeśliby mi jed­nak prze­rwała pracę przed­wcze­sna śmierć, wtedy to, co się tu znaj­duje, łatwo nazwane być może nie­kształt­nym zbio­ro­wi­skiem myśli, które nara­żone na nie­ustanne nie­po­ro­zu­mie­nia, mogą dać powód do wielu nie­doj­rza­łych kry­tyk; albo­wiem w tych kwe­stiach każdy sądzi, że to, co mu się pod pióro nawi­nie, jest cał­ko­wi­cie godne wypo­wie­dze­nia i wydru­ko­wa­nia i uważa to za tak nie­wąt­pliwe, jak dwa razy dwa — cztery. Jed­nak gdyby taki kry­tyk zadał sobie tyle trudu, aby jak ja całymi latami roz­my­ślać nad tymi kwe­stiami i spraw­dzać je przez histo­rię wojen, na pewno byłby ostroż­niej­szy przy wygła­sza­niu kry­tyk.

Sądzę jed­nak, że pomimo tej nie­do­sko­na­łej formy czy­tel­nik nie­uprze­dzony, a dążący do pozna­nia prawdy i ugrun­to­wa­nia swo­ich prze­ko­nań, nie prze­oczy w pierw­szych sze­ściu księ­gach owo­ców wie­lo­let­nich roz­my­ślań i gor­li­wych badań nad wojną i, być może, znaj­dzie tam takie myśli, które mogą spro­wa­dzić całą rewo­lu­cję w dzie­dzi­nie teo­rii wojny.

Ber­lin, dnia 10 lipca 1827 roku

III

Ręko­pis o pro­wa­dze­niu wiel­kiej wojny, który pozo­sta­nie po mej śmierci, może być potrak­to­wany w takim sta­nie, w jakim jest, tylko jako zbiór ułam­ków, z któ­rych trzeba będzie dopiero budo­wać teo­rię wiel­kiej wojny. Prze­ważna część tej pracy nie zado­wala mnie jesz­cze, a szó­stą księgę należy uwa­żać za zwy­czajną próbę — chęt­nie bym opra­co­wał ją cał­ko­wi­cie na nowo i szu­kał innego roz­wią­za­nia.

Jed­nak główne zasady, jakie się w tych mate­ria­łach uwi­dacz­niają, uwa­żam za wła­ściwe w sto­sunku do wojny; są one owo­cem wie­lo­stron­nych roz­my­ślań, skie­ro­wa­nych stale ku życiu prak­tycz­nemu i pomnych zawsze na to, czego mnie nauczyło doświad­cze­nie oraz prze­sta­wa­nie z wybit­nymi żoł­nie­rzami.

Księga siódma miała zawie­rać zagad­nie­nia natar­cia, co zostało już pobież­nie narzu­cone, ósma zaś — plan wojny, gdzie jesz­cze spe­cjal­nie chciał­bym ująć poli­tyczną i ogól­no­ludzką stronę wojny.

Roz­dział pierw­szy księgi pierw­szej jest jedyny, który uwa­żam za skoń­czony — posłuży on cało­ści przy­naj­mniej dla wyja­śnie­nia kie­runku, jaki chciał­bym nadać całemu dziełu.

Teo­ria wiel­kiej wojny, czyli tak zwana stra­te­gia, przed­sta­wia nad­zwy­czajne trud­no­ści i można śmiało powie­dzieć, że bar­dzo nie­wielu ludzi posiada o jej poszcze­gól­nych przed­mio­tach wyraźne, tzn. nie­zbędne, dosta­tecz­nie ze sobą powią­zane wyobra­że­nia. W prak­tyce zaś kie­ruje się prze­ważna ich liczba tylko pew­nym umia­rem, który osiąga swój cel lepiej lub gorzej, zależ­nie od wiel­ko­ści posia­da­nego przez nich geniu­szu.

Tak wła­śnie postę­po­wali wszy­scy wielcy wodzo­wie, a wiel­kość ich i geniusz w tym się wła­śnie po czę­ści zawie­rały, że dzięki temu umia­rowi zawsze osią­gali swój cel. Tak będzie zawsze w prak­tyce i na­dal, i ten umiar wystar­czy zupeł­nie. Jeśli jed­nak będzie potrzeba nie dzia­łać samemu, lecz na nara­dzie prze­ko­ny­wać innych, wtedy okażą się nie­zbędne jasne wyobra­że­nia i umie­jęt­ność wyka­za­nia wewnętrz­nego związku zda­rzeń. Ponie­waż jed­nak wykształ­ce­nie pod tym wzglę­dem jesz­cze bar­dzo mało posu­nęło się naprzód, przeto prze­ważna ilość narad sta­nowi bez­pod­stawną gada­ninę, w któ­rej wyniku albo każdy zostaje przy swoim zda­niu, albo zwy­czajne ustęp­stwa z ubocz­nych wzglę­dów pro­wa­dzą do prze­waż­nie bez­war­to­ścio­wego kom­pro­misu.

Jasne wyobra­że­nia w tych spra­wach nie są więc bez pożytku; poza tym umysł ludzki zdra­dza w ogóle powszechną dąż­ność do jasno­ści i odczuwa potrzebę szu­ka­nia wszę­dzie nie­zbęd­nego związku przy­czy­no­wego.

Wiel­kie trud­no­ści, jakie spra­wia taka filo­zo­ficzna nad­bu­dowa sztuki wojen­nej, i liczne bar­dzo nie­udane próby skło­niły więk­szość ludzi do sądze­nia, że taka teo­ria jest nie­moż­liwa, gdyż mowa tu o rze­czach nie­da­ją­cych się ująć w żadną stałą regułę. Zgo­dzi­li­by­śmy się z tym mnie­ma­niem i zanie­cha­li­by­śmy wszel­kich prób wytwo­rze­nia takiej teo­rii, gdyby nie oko­licz­ność, że bez trud­no­ści można usta­lić sporą ilość zdań zupeł­nie bez­spor­nych, jak np. że obrona jest formą sil­niej­szą o celu nega­tyw­nym, natar­cie zaś formą słab­szą, ale za to przy­no­szącą wyniki pozy­tywne; że wiel­kie suk­cesy pocią­gają za sobą mniej­sze i że wobec tego można dzia­ła­nia stra­te­giczne spro­wa­dzić do nie­wielu waż­nych punk­tów; że demon­stra­cja jest słab­szym uży­ciem sił niż rze­czy­wi­ste natar­cie i że musi być ona z tego powodu spe­cjal­nie uwa­run­ko­wana; że zwy­cię­stwo polega nie tylko na zdo­by­ciu pola bitwy, ale na znisz­cze­niu fizycz­nych i moral­nych sił zbroj­nych prze­ciw­nika i że znisz­cze­nie to prze­waż­nie uzy­skać można dopiero pod­czas pościgu po wygra­nej bitwie; że suk­ces tam jest naj­więk­szy, gdzie się zwy­cię­stwo wywal­czyło, że prze­ska­ki­wa­nie z jed­nego kie­runku na drugi należy uwa­żać tylko za zło nie­unik­nione; że obej­ście prze­ciw­nika jest uspra­wie­dli­wione tylko w wypadku, gdy posia­damy nad nim prze­wagę w ogóle albo też prze­wagę pod wzglę­dem wła­snych linii połą­czeń i odwro­to­wych, że zatem pozy­cje flan­kowe muszą też odpo­wia­dać tymże warun­kom; że każde natar­cie słab­nie w miarę, jak postę­puje.PRZED­MOWA AUTORA

Przed­mowa Autora

Nie ulega już dziś wąt­pli­wo­ści, że poję­cie nauko­wo­ści nie polega wyłącz­nie, ani nawet prze­waż­nie, na sys­te­mie lub na goto­wej dok­try­nie. Sys­temu w pracy niniej­szej nie znaj­dzie się na pozór wcale, a zamiast goto­wej dok­tryny daje ona tylko jej uła­mek.

Formę naukową daje tej książce dąże­nie do zba­da­nia istoty zja­wisk wojen­nych i do wyka­za­nia ich związku z naturą ich skład­ni­ków. Nie cofa­li­śmy się ni­gdzie przed wysnu­ciem filo­zo­ficz­nych kon­se­kwen­cji; tam jed­nak, gdzie prze­cho­dziły one w zbyt cienką nić, autor wolał ją prze­rwać i nawią­zać do odpo­wied­nich doświad­czeń. Podob­nie bowiem, jak pewne rośliny wydają owoce tylko wtedy, gdy nie wybu­jają zbyt wysoko, tak i w dzia­łal­no­ści prak­tycz­nej nie należy pozwa­lać liściom i kwia­tom teo­rii zbyt­nio wyra­stać, prze­ciw­nie, raczej trzy­mać je w sfe­rze doświad­cze­nia, które jest grun­tem im wła­ści­wym.

Nie­wąt­pli­wie błę­dem byłoby sta­rać się z che­micz­nych skład­ni­ków ziarna wnio­sko­wać o kształ­cie kłosu, gdyż wystar­czy wyjść w pole, aby kłos ujrzeć gotowy. Bada­nie i obser­wa­cja, filo­zo­fia i doświad­cze­nie nie mogą się wza­jem­nie lek­ce­wa­żyć ani wyłą­czać, wyświad­czają one bowiem sobie wza­jemną pomoc. Zda­nia tej książki opie­rają się więc moc­nym skle­pie­niem wza­jem­nego uza­leż­nie­nia się albo na doświad­cze­niu, albo na zasad­ni­czym poję­ciu wojny, jak na nie­złom­nej pod­sta­wie, i nie potrze­bują zewnętrz­nych pod­pór.

Być może, że uda się komuś napi­sać sys­te­ma­tyczną teo­rię wojny, pełną ducha i tre­ści, dotych­cza­so­wym jed­nak naszym pró­bom daleko jesz­cze do tego. Pomi­ja­jąc już ich nie­nau­ko­wość, odzna­czają się one w dąże­niu do powią­za­nia w pełny sys­tem obfi­to­ścią codzien­nych komu­na­łów i gadul­stwem. Chcąc ujrzeć jaskrawy obraz tego, wystar­czy prze­czy­tać ten oto wyją­tek z instruk­cji Lich­ten­berga o gasze­niu pożaru:

Gdy dom się pali, trzeba przede wszyst­kim sta­rać się osła­niać prawą ścianę domu, sto­ją­cego po lewej stro­nie oraz lewą ścianę domu, sto­ją­cego po pra­wej stro­nie; gdyby bowiem chciano osła­niać lewą ścianę domu, z lewej strony, to prze­cież prawa ściana domu jest na prawo od lewej ściany, a zatem, ponie­waż ogień znaj­duje się na prawo i od lewej i od pra­wej ściany (przy­ję­li­śmy bowiem, że dom stoi na lewo od ognia), przeto prawa ściana bliż­sza jest ognia niż lewa, i nie osło­niona mogłaby spło­nąć, zanim by ogień doszedł do lewej, osło­nio­nej. Mogłoby zatem spło­nąć to, czego się nie osła­nia, i to prę­dzej, niż spło­nę­łoby coś innego, choćby się go nie osła­niało; należy więc to zosta­wić, a tamto osła­niać.

By rzecz zapa­mię­tać, należy tylko zauwa­żyć, że jeśli dom jest na prawo od ognia, to będzie to ściana lewa, a jeśli dom stoi po lewej stro­nie, to ściana prawa.

Nie chcąc czy­tel­nika odstra­szyć takimi komu­na­łami od rze­czy samej ani też roz­wad­niać nimi tre­ści, autor wolał w małych ziarn­kach rze­tel­nego kruszcu podać wszystko to, co wywo­łały w nim i utwier­dziły wie­lo­let­nie roz­my­śla­nia o woj­nie, obco­wa­nie z dziel­nymi ludźmi, zna­ją­cymi się na niej, jako też nie­jedno wła­sne doświad­cze­nie. Tak powstały roz­działy tej książki, pozor­nie tylko słabo ze sobą zwią­zane, nie­po­zba­wione jed­nak, zdaje się, spójni wewnętrz­nej. Być może zresztą, że zjawi się tęż­sza głowa, która zamiast tych luź­nych ziar­nek da nam całość z jed­nej bryły — bez skazy.ROZ­DZIAŁ DRUGI. Cele i środki wojny

ROZ­DZIAŁ DRUGI

Cele i środki wojny

Poznaw­szy w poprzed­nim roz­dziale zło­żoną i zmienną naturę wojny, zaj­miemy się teraz zba­da­niem wpływu, jaki ona ma na jej cele i środki.

Jeśli zapy­tamy naj­pierw o cel, do jakiego dążyć powinna cała wojna, aby stać się wła­ści­wym środ­kiem do osią­gnię­cia zamie­rzeń poli­tycz­nych, to zoba­czymy, że cel ten jest rów­nie zmienny, jak i zamiar poli­tyczny oraz warunki spe­cy­ficzne wojny. Przyj­mu­jąc znowu przede wszyst­kim czy­ste poję­cie wojny, musimy przy­znać, że jej cel poli­tyczny leży wła­ści­wie poza jej dzie­dziną; jeśli bowiem wojna jest aktem prze­mocy, aby zmu­sić prze­ciw­nika do wyko­na­nia naszej woli, to powinno zawsze cho­dzić jedy­nie i wyłącz­nie o powa­le­nie wroga, to zna­czy o jego obez­wład­nie­nie. Roz­ważmy przede wszyst­kim ten cel, wyro­zu­mo­wany z owego poję­cia w związku z rze­czy­wi­sto­ścią, do któ­rej zresztą w wielu wypad­kach się zbliża.

Mówiąc o pla­nie wojny, roz­wa­żymy bli­żej w dal­szym ciągu, co to zna­czy obez­wład­nić pań­stwo, ale już tutaj należy roz­róż­nić trzy przed­mioty zawie­ra­jące w sobie wszystko inne. Są to: siły zbrojne, kraj i wola nie­przy­ja­ciela.

Siły zbrojne należy znisz­czyć, to zna­czy dopro­wa­dzić je do stanu, w któ­rym nie będą zdolne do dal­szej walki. Zazna­czamy, że w następ­stwie tylko to będziemy rozu­mieli przez wyra­że­nie „znisz­cze­nie nie­przy­ja­ciel­skich sił zbroj­nych”.

Kraj należy zdo­być, gdyż w kraju mogłyby powstać nowe siły zbrojne.

Jed­nakże, nawet po osią­gnię­ciu obu tych celów, tak długo nie można wojny, czyli nie­przy­ja­znego napię­cia i dzia­ła­nia wro­gich sił, uwa­żać za ukoń­czoną, dopóki wola nie­przy­ja­ciela nie zosta­nie rów­nież zła­mana, tzn. dopóki jego rząd i sojusz­nicy nie będą zmu­szeni do pod­pi­sa­nia pokoju, a naród do pod­da­nia się. Zda­rza się bowiem, że pomimo cał­ko­wi­tego opa­no­wa­nia kraju, wojna może roz­go­rzeć na nowo albo wewnątrz kraju, albo dzięki pomocy jego sprzy­mie­rzeń­ców. Wpraw­dzie może się to stać i po zawar­ciu pokoju, ale świad­czy­łoby to tylko o tym, że nie każda wojna przy­nosi cał­ko­wite roz­strzy­gnię­cie i zała­twie­nie spo­rów.

Jed­nakże nawet i w tym wypadku przez zawar­cie pokoju gaśnie zawsze mnó­stwo iskier, które tli­łyby się tajem­nie, i zmniej­sza się naprę­że­nie, gdyż wszyst­kie umy­sły nastro­jone raczej poko­jowo, a takich jest bar­dzo wiele w każ­dym naro­dzie i we wszel­kich oko­licz­no­ściach, porzu­cają cał­ko­wi­cie myśl o opo­rze. W każ­dym jed­nak razie należy uwa­żać, że przez zawar­cie pokoju cel zostaje osią­gnięty, a dzia­ła­nia wojenne — ukoń­czone.

Ponie­waż spo­śród trzech wyżej wspo­mnia­nych przed­mio­tów siły zbrojne są prze­zna­czone do obrony kraju, przeto natu­ral­nym porząd­kiem rze­czy będzie przede wszyst­kim znisz­cze­nie tych sił, potem zdo­by­cie kraju, wresz­cie wsku­tek obu tych powo­dzeń, jak też i ze względu na stan, w jakim się jesz­cze znaj­du­jemy — zmu­sze­nie prze­ciw­nika do zawar­cia pokoju. Znisz­cze­nie nie­przy­ja­ciel­skich sił zbroj­nych prze­biega zwy­kle stop­niowo i w ślad za tym rów­nież stop­niowo — zdo­by­wa­nie kraju. Oba te pro­cesy oddzia­ły­wają przy tym na sie­bie wza­jem­nie, gdyż utrata terenu wpływa na osła­bie­nie sił zbroj­nych. Taki porzą­dek rze­czy nie jest jed­nakże konieczny, nie zawsze więc się zda­rza. Nie­przy­ja­ciel­skie siły zbrojne mogą nawet, nie doznaw­szy jesz­cze znacz­niej­szych strat, wyco­fać się w głąb kraju albo zupeł­nie poza jego gra­nice. W tym wypadku kraj zostałby zdo­byty w swej prze­waż­nej czę­ści lub nawet cał­ko­wi­cie.

Obez­wład­nie­nie prze­ciw­nika — tj. ten cel wojny abs­trak­cyj­nej, ten osta­teczny śro­dek do osią­gnię­cia celów poli­tycz­nych, zawie­ra­jący w sobie wszel­kie inne środki — nie zawsze ist­nieje w rze­czy­wi­sto­ści, nie jest warun­kiem nie­zbęd­nym do zawar­cia pokoju, a zatem nie może w żad­nym wypadku ist­nieć w teo­rii jako pra­wi­dło. Zawarto nie­zli­czoną ilość trak­ta­tów poko­jo­wych, zanim jesz­cze któ­ra­kol­wiek ze stron wal­czą­cych mogła ucho­dzić za bez­bronną, a nawet zanim rów­no­waga została w spo­sób widoczny zachwiana. Co wię­cej, roz­pa­trzyw­szy kon­kretne wypadki, musimy przy­znać, że w całym ich sze­regu poko­na­nie prze­ciw­nika byłoby tylko zbędną grą wyobra­żeń, mia­no­wi­cie wtedy, gdy prze­ciw­nik jest znacz­nie potęż­niej­szy.

Przy­czyna, dla któ­rej cel wysnuty z poję­cia wojny abs­trak­cyj­nej nie zawsze odpo­wiada woj­nie rze­czy­wi­stej, leży w róż­nicy obu tych rodza­jów wojny, czym zaj­mo­wa­li­śmy się w roz­dziale poprzed­nim. Gdyby wojna była taka, jak ją okre­śla samo poję­cie, to walka pomię­dzy pań­stwami o znacz­nej róż­nicy sił wyda­wa­łaby się nie­do­rzecz­no­ścią, byłaby nie­moż­liwa; nie­rów­ność sił fizycz­nych mogłaby być co naj­wy­żej taka, aby ją zrów­no­wa­żyć mogły siły moralne — a to przy naszym obec­nym sta­nie spo­łecz­nym w Euro­pie nie dopro­wa­dzi­łoby zbyt daleko. Jeśli więc widzie­li­śmy wojny mię­dzy pań­stwami o róż­nym stop­niu potęgi, to tylko dla­tego, że wojna w rze­czy­wi­sto­ści odbiega czę­sto bar­dzo daleko od swego zasad­ni­czego poję­cia.

Jako motyw do zawar­cia pokoju zamiast nie­zdol­no­ści do dal­szego oporu mogą wystą­pić w rze­czy­wi­sto­ści dwa czyn­niki. Pierw­szy — to nie­praw­do­po­do­bień­stwo powo­dze­nia, drugi — zbyt wysoka jego cena.

Ponie­waż, jak widzie­li­śmy w poprzed­nim roz­dziale, cała wojna musi odbiec od ści­słego prawa wewnętrz­nej koniecz­no­ści, a za to pod­dać się rachun­kowi praw­do­po­do­bień­stwa, i ponie­waż zda­rza się to tym czę­ściej, im bar­dziej wojna przy­sto­suje się do warun­ków, z któ­rych powstała, i im słab­sze są motywy i napię­cia wojny, dla­tego zro­zu­miałą jest rze­czą, że z tego rachunku praw­do­po­do­bień­stwa może się sam przez się wyło­nić rów­nież i motyw poko­jowy. Wojnę nie zawsze trzeba pro­wa­dzić aż do powa­le­nia jed­nej ze stron, i można przy­pu­ścić, że przy bar­dzo sła­bych moty­wach i napię­ciach wystar­czy lek­kie, zale­d­wie dające się odczuć praw­do­po­do­bień­stwo, aby skło­nić do ustępstw stronę, prze­ciw któ­rej się zwraca. Jeśli zaś drugi prze­ciwnik z góry już zosta­nie o tym prze­ko­nany, to zupeł­nie natu­ral­nie będzie on dążył tylko do ujaw­nie­nia takiego praw­do­po­do­bień­stwa, nie nakła­da­jąc nie­po­trzeb­nie drogi przez cał­ko­wite powa­le­nie wroga.

Jesz­cze powszech­niej na decy­zję zawar­cia pokoju działa wzgląd na wysi­łek już doko­nany i jesz­cze potrzebny. Ponie­waż wojna nie jest aktem śle­pej namięt­no­ści, lecz rzą­dzi nią cel poli­tyczny, przeto war­tość tego celu powinna okre­ślać wiel­kość ofiar, jakimi chcemy go oku­pić.

Doty­czy to tak roz­mia­rów, jak i czasu trwa­nia wojny. Skoro więc wysi­łek zbrojny tak wzro­śnie, że war­tość celu poli­tycz­nego nie może go zrów­no­wa­żyć — wtedy należy z niego zre­zy­gno­wać, a następ­stwem tego będzie pokój.

Widzimy więc, że pod­czas wojen, gdy jedna strona nie może cał­ko­wi­cie obez­wład­nić dru­giej, motywy poko­jowe stron obu to wzra­stają, to zani­kają zależ­nie od praw­do­po­do­bień­stwa dal­szych suk­ce­sów i nie­zbęd­nego dla nich wysiłku. Gdyby motywy te po obu stro­nach były jed­na­kowo silne, spo­tka­łyby się w poło­wie swej poli­tycz­nej róż­nicy; o ile zwięk­szają się u jed­nej ze stron, o tyle mogą się zmniej­szyć u dru­giej i jeśli tylko suma ich jest wystar­cza­jąca, to pokój nastąpi. Oczy­wi­ście, wypad­nie on raczej na korzyść tego, kto miał słab­sze motywy do jego zawar­cia.

Pomi­jamy tu umyśl­nie róż­nicę, którą z koniecz­no­ści wywo­łać musi w dzia­ła­niu pozy­tywna i nega­tywna natura celu poli­tycz­nego. Cho­ciaż bowiem, jak to wyka­żemy poni­żej, cel ten jest rze­czą ogrom­nie ważną, to jed­nak musimy tu sta­nąć na ogól­niej­szym jesz­cze sta­no­wi­sku, gdyż pier­wotne zamie­rze­nia zmie­niają się bar­dzo w ciągu wojny i mogą być przy końcu zupeł­nie inne wła­śnie dla­tego, że wpły­wają na nie rów­nież i powo­dze­nia wojenne i praw­do­po­dobne wyniki.

Powstaje teraz pyta­nie, w jaki spo­sób można wpły­nąć na praw­do­po­do­bień­stwo powo­dze­nia? Przede wszyst­kim oczy­wi­ście tymi samymi środ­kami, które pro­wa­dzą rów­nież i do powa­le­nia prze­ciw­nika: przez znisz­cze­nie jego sił zbroj­nych i zdo­by­cie jego ziem. Nie są one jed­nak w obu tych przy­pad­kach dokład­nie takie same. Przy natar­ciu na siły zbrojne nie­przy­ja­ciela rzecz się przed­sta­wia róż­nie w zależ­no­ści od tego, czy chcemy w ślad za pierw­szym ude­rze­niem wymie­rzyć jesz­cze sze­reg innych cio­sów aż do zupeł­nego wresz­cie znisz­cze­nia, czy też chcemy zado­wo­lić się jed­nym tylko zwy­cię­stwem, aby zła­mać w prze­ciw­niku pew­ność sie­bie, dać mu poczu­cie naszej prze­wagi i napeł­nić go w ten spo­sób obawą o przy­szłość. Jeśli tego pra­gniemy, to w znisz­cze­niu jego sił zbroj­nych nie pój­dziemy dalej, niż wymaga tego wzgląd powyż­szy. W ten spo­sób i zdo­by­cie ziem wygląda ina­czej, gdy nie jest obli­czone na powa­le­nie prze­ciw­nika. W tym przy­padku znisz­cze­nie jego sił zbroj­nych byłoby dzia­ła­niem jedy­nie sku­tecz­nym, a zaj­mo­wa­nie ziem — tylko jego następ­stwem; zaj­mo­wa­nie zaś ich, dopóki siły zbrojne nie są zła­mane, należy zawsze uwa­żać tylko za zło konieczne. Nato­miast jeśli nie cho­dzi nam o powa­le­nie sił zbroj­nych prze­ciw­nika i jeśli jeste­śmy pewni, że on sam nie tylko nie szuka krwa­wej roz­prawy, ale się jej lęka, wtedy zaję­cie słabo lub wcale nie bro­nio­nej dziel­nicy już samo przez się jest powo­dze­niem. Jeśli to powo­dze­nie będzie dość duże, aby prze­ciw­nika zanie­po­koić co do osta­tecz­nego wyniku, to należy je rów­nież uwa­żać za pro­stą drogę do pokoju.

Tu natra­fiamy na jesz­cze jeden śro­dek oso­bliwy, wpły­wa­jący na praw­do­po­do­bień­stwo powo­dze­nia, bez poko­na­nia nie­przy­ja­ciel­skich sił zbroj­nych; są to dzia­ła­nia o bez­po­śred­nim zna­cze­niu poli­tycz­nym.

Zwa­żyw­szy, że nie­które z nich nadają się szcze­gól­nie do roz­ry­wa­nia albo do para­li­żo­wa­nia soju­szów naszego prze­ciw­nika, do pozy­ska­nia nam sprzy­mie­rzeń­ców i wywo­ła­nia zmian poli­tycz­nych na naszą korzyść itp., łatwo pojąć, jak bar­dzo może to zwięk­szyć praw­do­po­do­bień­stwo powo­dze­nia i otwo­rzyć drogę do celu znacz­nie krót­szą niż poko­na­nie sił zbroj­nych nie­przy­ja­ciela.

Dal­sze pyta­nie brzmi: jakimi środ­kami można wyczer­pać siły nie­przy­ja­ciela?

Wyczer­pa­nie prze­ciw­nika wynika z zuży­cia jego sił zbroj­nych, czyli ze znisz­cze­nia ich przez nas, i z utraty dziel­nic, czyli ze zdo­by­cia ich przez nas.

Przy bliż­szym roz­pa­trze­niu prze­ko­namy się łatwo, że obie te rze­czy — zuży­cie sił i utrata dziel­nic — przy innych zamie­rze­niach prze­ciw­nika nie zawsze będą zgodne z ich odpo­wied­ni­kami z powodu odmien­nego ich wtedy zna­cze­nia. Wpraw­dzie prze­waż­nie róż­nice będą bar­dzo małe, ale nie powinno to nas wpro­wa­dzać w błąd, gdyż w rze­czywistości przy sła­bych pobud­kach wojny czę­sto o takim lub innym spo­so­bie uży­cia sił roz­strzy­gają bar­dzo deli­katne odcie­nie. Chcemy tu tylko wyka­zać, że przy pew­nych warun­kach moż­liwe są i inne drogi wio­dące do celu, które nie sta­no­wią wewnętrz­nej sprzecz­no­ści ani nie­do­rzecz­no­ści, ani nawet błędu.

Są jesz­cze poza tym trzy inne odpo­wied­nie drogi pro­wa­dzące bez­po­śred­nio do zwięk­sze­nia wyczer­pa­nia prze­ciw­nika. Pierw­szą jest najazd, to zna­czy zaję­cie nie­przy­ja­ciel­skiego tery­to­rium, bez zamiaru utrzy­ma­nia go, lecz w celu ścią­gnię­cia kon­try­bu­cji lub nawet spu­sto­sze­nia.

Zamia­rem bez­po­śred­nim nie będzie tu ani zdo­by­cie kraju nie­przy­ja­ciel­skiego, ani poko­na­nie jego sił zbroj­nych, a tylko w ogóle wyrzą­dze­nie szkody nie­przy­ja­cie­lowi. Druga droga to kie­ro­wa­nie wła­snych dzia­łań przede wszyst­kim na przed­mioty zwięk­sza­jące straty prze­ciw­nika. Bar­dzo łatwo możemy wyobra­zić sobie dwa różne kie­runki dzia­ła­nia naszych sił zbroj­nych, z któ­rych jeden znacz­nie lepiej się nadaje do poko­na­nia wroga, drugi nato­miast jest korzyst­niej­szy wtedy, kiedy o poko­na­niu prze­ciw­nika nie ma i nie może być mowy. Jak to się zwy­kle mówi, można by pierw­szy spo­sób uwa­żać za bar­dziej woj­skowy, drugi zaś jako raczej poli­tyczny. Jeżeli jed­nak sta­niemy na naj­wyż­szym punk­cie widze­nia, to zarówno jeden, jak i drugi spo­sób okaże się jed­nakowo woj­skowy, a każdy będzie celowy wów­czas, gdy odpo­wie danym warun­kom. Trze­cia droga — naj­waż­niej­sza ze względu na naj­szer­szy zakres wyda­rzeń — to zmę­cze­nie prze­ciw­nika. Wyra­że­nia tego uży­li­śmy nie tylko w celu okre­śle­nia jed­nym sło­wem danego przed­miotu, ale i dla­tego, że maluje ono rzecz zupeł­nie dokład­nie i nie sta­nowi takiej prze­no­śni, jak się to na pierw­szy rzut oka wydaje. „W poję­ciu zmę­cze­nia w walce tkwi stop­niowe wyczer­py­wa­nie sił fizycz­nych i woli wywo­łane dłu­go­trwa­ło­ścią dzia­ła­nia.

Chcąc zatem w walce wytrwać dłu­żej niż prze­ciw­nik, musimy się zado­wo­lić celami moż­li­wie małymi, z natury rze­czy bowiem daleko idący zamiar wymaga więk­szego wysiłku niż mały; naj­mniej­szy zaś cel, jaki sobie możemy posta­wić, to zwy­czajny opór, czyli walka bez pozy­tyw­nego zamiaru. W tym wypadku środki nasze będą sto­sun­kowo naj­więk­sze, a więc i wynik naj­le­piej zapew­niony. Jak daleko jed­nak może zajść ten zamiar nega­tywny? Oczy­wi­ście, nie może on pro­wa­dzić do zupeł­nej bier­no­ści, gdyż samo trwa­nie prze­sta­łoby być walką; opór zaś jest dzia­ła­niem, za pomocą któ­rego sta­ramy się znisz­czyć tyle sił nie­przy­ja­ciela, aby ten musiał wyrzec się swego zamiaru. Tego tylko chcemy dopiąć przez każdy czyn i na tym polega cha­rak­ter nega­tywny naszego zamiaru.

Bez­spor­nie, ten zamiar nega­tywny w swym poszcze­gól­nym czy­nie nie będzie tak sku­teczny, jak idący w tymże kie­runku zamiar pozy­tywny, jeśli ten się powie­dzie; ale na tym wła­śnie polega cała róż­nica, że raczej pierw­szy się udaje i wsku­tek tego daje wię­cej pew­no­ści. Brak sku­tecz­no­ści w każ­dym poszcze­gól­nym czy­nie musi on powe­to­wać przez czas, tj. dłu­go­trwa­ło­ścią walki, i dla­tego to ten zamiar nega­tywny, sta­no­wiący zasadę czy­stego oporu, jest jed­no­cze­śnie natu­ral­nym środ­kiem do prze­ści­gnię­cia prze­ciw­nika w dłu­go­trwa­ło­ści walki, to zna­czy — zmę­cze­nia go.

Stąd bie­rze począ­tek róż­nica mię­dzy natar­ciem i obroną obej­mu­jąca całą dzie­dzinę wojny. Nie możemy tu śle­dzić dalej tej drogi, zazna­czymy tylko, że z tego zamiaru nega­tyw­nego można wypro­wa­dzić wszyst­kie korzy­ści, wszyst­kie moc­niej­sze formy walki, które mu towa­rzy­szą i w któ­rych urze­czy­wist­nia się to prawo filo­zo­ficzno-dyna­miczne o sto­sunku pomię­dzy wiel­ko­ścią a pew­no­ścią powo­dze­nia. Roz­ważmy to wszystko póź­niej.

Z chwilą gdy zamiar nega­tywny, tzn. sku­pie­nie wszyst­kich sił do zwy­kłego oporu, daje prze­wagę w walce, to jeśli ta prze­waga jest dość wielka, aby wyrów­nać przy­pusz­czalną prze­wagę prze­ciw­nika, wystar­czy sama dłu­go­trwa­łość walki, aby wysi­łek nie­przy­ja­ciela stop­niowo spro­wa­dzić aż do takiego punktu, że zamiar poli­tyczny nie rów­no­waży już wysiłku i wróg musi walki zanie­chać. Widzimy stąd, że droga zmę­cze­nia prze­ciw­nika obej­muje wielką liczbę przy­pad­ków, w któ­rych słaby chce sta­wiać opór sil­nemu.

Fry­de­ryk Wielki w woj­nie sied­mio­let­niej nie zdo­łałby ni­gdy poko­nać monar­chii austriac­kiej, a gdyby chciał tego spró­bo­wać w duchu np. Karola XII, sam zgi­nąłby nie­chyb­nie. Z talen­tem sto­su­jąc jed­nak w ciągu sied­miu lat mądrą eko­no­mię sił, wyka­zał sprzy­mie­rzo­nym prze­ciw niemu mocar­stwom, że wysi­łek ich musi być znacz­nie więk­szy, niż sądziły począt­kowo, i wów­czas zawarły one pokój.

Widzimy, że na woj­nie wiele dróg pro­wa­dzi do celu, że nie w każ­dym przy­padku konieczne jest poko­na­nie prze­ciw­nika. Znisz­cze­nie nie­przy­ja­ciel­skiej siły zbroj­nej, zdo­by­cie dziel­nic nie­przy­ja­ciela, samo ich zaję­cie, sam najazd na nie, dzia­ła­nia o bez­po­śred­nich celach poli­tycz­nych, wresz­cie bierne wycze­ki­wa­nie ude­rzeń nie­przy­ja­ciela — wszystko to są środki, któ­rych, każ­dego z osobna, można użyć do prze­ła­ma­nia woli nie­przy­ja­ciela, sto­sow­nie do tego, jakie korzy­ści, zależ­nie od wła­ści­wo­ści danej wojny, każdy z nich rokuje. Mogli­by­śmy dorzu­cić tu poza tym sze­reg innych jesz­cze dróg, pro­wa­dzą­cych do celu — byłyby to argu­menty _ad homi­nem_. W każ­dej dzie­dzi­nie życia spo­łecz­nego znajdą się te iskry sto­sun­ków oso­bi­stych, pomi­ja­jące wszel­kie względy rze­czowe, tym bar­dziej więc nie brak ich na woj­nie, gdzie oso­bo­wość wal­czą­cych, zarówno w gabi­ne­cie, jak i w polu, gra tak wielką rolę. Napo­my­kamy tylko o tym, gdyż byłoby pedan­te­rią chcieć je kla­sy­fi­ko­wać. Można powie­dzieć, że dzięki nim liczba moż­li­wych dróg wio­dą­cych do celu wzra­sta wprost w nie­skoń­czo­ność.

Aby nie lek­ce­wa­żyć tych róż­nych krót­szych dróg, nie uwa­żać ich za rzad­kie tylko wyjątki, a także aby nale­ży­cie oce­nić róż­nicę, jaką powo­dują w pro­wa­dze­niu wojny, trzeba tylko uświa­do­mić sobie róż­no­rod­ność celów poli­tycz­nych mogą­cych dopro­wa­dzić do wojny albo jed­nym rzu­tem oka oce­nić róż­nicę, jaka zacho­dzi mię­dzy wojną na śmierć i życie o byt poli­tyczny i wojną, którą sojusz narzu­cony lub zachwiany czyni przy­krym obo­wiąz­kiem. Mię­dzy nimi zacho­dzi w prak­tyce nie­zli­czona ilość wypad­ków pośred­nich. Jeśliby teo­ria miała prawo odrzu­cić choćby jeden z tych wypad­ków, to mogłaby odrzu­cić wszyst­kie, czyli zamknąć zupeł­nie oczy na rze­czy­wi­stość.

Omó­wi­li­śmy tedy w ogól­no­ści cel, do jakiego się dąży na woj­nie; wróćmy się teraz do środ­ków.

Śro­dek jest tylko jeden — mia­no­wi­cie walka. I bez względu na to, jak róż­no­rod­nie się ona ukształ­tuje, jak dalece odchyli się od bru­tal­nego wyła­do­wa­nia nie­na­wi­ści i wro­giej bija­tyki i ile się do niej dołą­czy czyn­ni­ków, nie­sta­no­wią­cych walki wła­ści­wej — zawsze leży w samym poję­ciu wojny, że wszel­kie jej dzia­ła­nia biorą swój począ­tek z walki.

Mamy bar­dzo pro­sty dowód, że tak jest w isto­cie, pomimo roz­ma­ito­ści i skom­pli­ko­wa­nia wojny. Na woj­nie wszystko się dzieje za pomocą sił zbroj­nych, gdzie zaś użyte są te siły, to zna­czy, uzbro­jeni ludzie, tam z koniecz­no­ści pod­stawą musi być poję­cie walki.

Do dzia­łal­no­ści wojen­nej należy zatem wszystko, co doty­czy sił zbroj­nych, ich two­rze­nia, utrzy­ma­nia i uży­cia.

Two­rze­nie i utrzy­ma­nie ich są to oczy­wi­ście tylko środki, celem zaś jest ich uży­cie.

Walka na woj­nie nie jest poje­dyn­kiem, lecz wie­lo­krot­nie roz­człon­ko­waną cało­ścią. W tej wiel­kiej cało­ści możemy roz­róż­nić jed­nostki dwo­ja­kiego rodzaju, subiek­tywne i obiek­tywne. W woj­sku liczba wal­czą­cych two­rzy coraz to nowe jed­nostki, będące czło­nami wyż­szego rzędu.

Walka każ­dego z tych czło­nów two­rzy rów­nież pewną wię­cej lub mniej wybitną całość. Cel walki wresz­cie, czyli jej obiekt, two­rzy rów­nież taką samą jed­nostkę.

Każdą z tych jed­no­stek, jakie można roz­róż­nić w walce, nazy­wamy bojem.

Jak każda dzia­łal­ność sił zbroj­nych opiera się na poję­ciu walki, tak i uży­cie tych sił jest tylko zor­ga­ni­zo­wa­nym usta­le­niem pew­nej liczby bojów.

Wszelka tedy dzia­łal­ność wojenna z koniecz­no­ści pro­wa­dzi do boju, bez­po­śred­nio czy pośred­nio. Żoł­nie­rza powo­łuje się pod broń, odziewa, uzbraja, ćwi­czy — śpi on, je, pije i masze­ruje tylko po to, aby się bił we wła­ści­wym miej­scu i we wła­ści­wym cza­sie.

Jeśli w ten spo­sób wszel­kie nici dzia­łal­no­ści wojen­nej zbie­gają się w boju, to wyda­jąc zarzą­dze­nia do niego, sku­piamy je razem. Cały sku­tek zależy tylko od tych zarzą­dzeń i od ich wyko­na­nia, ni­gdy bez­po­śred­nio od poprze­dza­ją­cych je warun­ków. W samym zaś boju wszelka dzia­łal­ność jest skie­ro­wana ku znisz­cze­niu prze­ciw­nika, a raczej jego zdol­no­ści bojo­wej, gdyż o nią tu wła­śnie cho­dzi. Znisz­cze­nie nie­przy­ja­ciel­skich sił zbroj­nych jest zawsze środ­kiem do osią­gnię­cia celu boju.

Celem tym może być rów­nież samo znisz­cze­nie nie­przy­ja­ciel­skich sił zbroj­nych, ale nie jest to by­naj­mniej nie­odzowne i może nim być rów­nież zupeł­nie coś innego. Jak to już bowiem wyka­za­li­śmy, z chwilą gdy poko­na­nie prze­ciw­nika nie jest jedy­nym środ­kiem do osią­gnię­cia celu poli­tycz­nego i gdy ist­nieją rów­nież i inne przed­mioty, które mogą sta­no­wić cel wojny, to oczy­wi­ście przed­mioty te mogą sta­no­wić cel poszcze­gól­nych dzia­łań wojen­nych, a zatem i cel bojów.

Jed­nak nawet i te boje, które jako człony pod­rzędne prze­zna­czone są spe­cjal­nie do znisz­cze­nia sił zbroj­nych wroga, nie­ko­niecz­nie muszą mieć znisz­cze­nie ich jako swój cel naj­bliż­szy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Cyto­wane wypo­wie­dzi R. Girarda w: tegoż, _Apo­ka­lipsa tu i teraz. Roz­ma­wiał Benoit Chan­tre_, tł. C. Zalew­ski, Kra­ków 2018, s. 20–21, 149, 225. We Fran­cji książka R. Girarda uka­zała się w 2007 roku pod tytu­łem _Ache­ver Clau­se­witz_.

2.

N. Paley, _Clau­se­witz talks busi­ness. An exe­cu­tive’s guide to thin­king like a stra­te­gist_, Boca Raton 2015, s. 12.

3.

Takiego okre­śle­nia uży­wał ks. Adam Jerzy Czar­to­ry­ski w swoim _Eseju o dyplo­ma­cji_ (1830), w któ­rym prze­ciw­sta­wiał zwy­cię­ski na kon­gre­sie wie­deń­skim „legi­ty­mizm tro­nów” zapo­zna­nemu tam „legi­ty­mizmowi naro­dów”. Por. A. Nowak, _Mię­dzy carem a rewo­lu­cją. Stu­dium poli­tycz­nej wyobraźni i postaw Wiel­kiej Emi­gra­cji wobec Rosji 1831–1849_, War­szawa 1993, s. 25.

4.

V.E. Bel­lin­ger, _Marie von Clau­se­witz. The woman behind the making of On War_, New York 2016, s. 28.

5.

M. Howard, _Clau­se­witz. A very short intro­duc­tion_, Oxford/New York 2002, s. 7–8.

6.

P. Paret, _Clau­se­witz_, w: P. Paret (ed.), _Makers of modern stra­tegy from Machia­velli to the nuc­lear age_, Prin­ce­ton 1986, s. 194. O wpły­wie myśli Hegla na pisar­stwo Clau­se­witza zob. Y. Cor­mier, _War as para­dox. Clau­se­witz and Hegel on figh­ting doctri­nes and ethics_, Mont­real 2016 (zwłasz­cza s. 183–232).

7.

V.E. Bel­lin­ger, _Marie von Clau­se­witz_, op. cit., s. 14.

8.

W 2012 roku do zbio­rów Gehe­imes Preus­si­scher Sta­at­sar­chiv w Ber­li­nie tra­fiła obszerna par­tia tej kore­spon­den­cji (283 listy), która wcze­śniej nie była publi­ko­wana. Tamże, s. 2–3.

9.

R.R. Pal­mer, _Fre­de­rick the Great_, _Guibert, Bülow: from dyna­stic to natio­nal war,_ w: P. Paret (ed.), _Makers of modern stra­tegy_, op. cit., s. 114 – 119.

10.

P. Paret, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 190.

11.

Tamże.

12.

M. Howard, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 16.

13.

Tamże.

14.

Tamże.

15.

Tamże, s. 36.

16.

Tamże, s. 27, 45–46.

17.

Opi­nia P. Pareta, w: tegoż, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 188. O wpły­wie wojen napo­le­oń­skich na pisar­stwo Clau­se­witza zob. A. Her­berg-Rothe, _Clau­se­witz’s puz­zle. The poli­ti­cal the­ory of war_, Lon­don 2007 (anglo­ję­zyczna edy­cja nie­miec­kiego wyda­nia z 2001 roku), s. 15–38.

18.

V.E. Bel­lin­ger, _Marie…,_ op. cit., s. 174; P. Paret, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 192, 195.

19.

P. Paret, _Clau­se­witz_, s. 196.

20.

Tamże.

21.

G. Kuchar­czyk, _Długi Kul­tur­kampf. Pru­skie i nie­miec­kie wojny kul­tu­rowe prze­ciw Pol­sce 1795–1914_, War­szawa 2020.

22.

H.J. Seepel, _Das Polen­bild der Deut­schen. Vom Anfang des 19. Jahr­hun­derts bis zum Ende der Revo­lu­tion von 1848_, Kiel 1967, s. 27.

23.

V.E. Bel­lin­ger, _Marie…,_ op. cit., s. 114. Peter Paret, jeden z naj­wy­bit­niej­szych znaw­ców bio­gra­fii i dzieł Clau­se­witza, twier­dził, że sto­su­nek Clau­se­witza do Żydów był „neu­tralny“, pozba­wiony oznak wro­go­ści. Jak zauważa jed­nak współ­cze­sna badaczka bio­gra­fii żony Clau­se­witza, w jego kore­spon­den­cji pry­wat­nej sta­łym zabie­giem mają­cym uwy­pu­klić jego nie­na­wiść i pogardę wobec Fran­cu­zów było porów­ny­wa­nie ich do Żydów. Na przy­kład w jed­nym z listów z 1814 roku pisze o Napo­le­onie, że „jest twardy jak Żyd i rów­nie bez­czelny”. Tamże, s. 115.

24.

H.J. Seepel, _Das Polen­bild der Deut­schen_, op. cit., s. 27.

25.

C. Clau­se­witz, _Histo­ri­cal and poli­ti­cal wri­tings_, edi­ted and trans­la­ted by P. Paret and D. Moran, Prin­ce­ton 1992, s. 373. Zob. rów­nież H.J. Seepel, _Das Polen­bild der Deut­schen_, op. cit., s. 107–109.

26.

C. Clau­se­witz, _Histo­ri­cal and poli­ti­cal wri­tings_, op. cit., s. 373–374.

27.

Tamże, s. 374.

28.

Tamże, s. 374–375.

29.

Tamże, s. 382.

30.

Tamże, s. 381.

31.

Tamże.

32.

Tamże, s. 382.

33.

H.J. Seepel, _Das Polen­bild der Deut­schen_, op. cit., s. 32, 106.

34.

G. Kuchar­czyk, _Długi Kul­tur­kampf_, op. cit., s. 42, 53, 75.

35.

H.J. Seepel, _Das Polen­bild der Deut­schen_, op. cit., s. 109.

36.

M. Howard, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 33.

37.

P. Paret, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 206, 210.

38.

Tamże, s. 198, 199.

39.

M. Howard, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 33–34, 52.

40.

P. Paret, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 200. Sze­rzej na ten temat zob. A. Her­berg-Rothe, _Clau­se­witz’s puz­zle. The poli­ti­cal the­ory of wa_r, New York 2007 (tłu­ma­cze­nie nie­miec­kiej edy­cji z 2001 roku), s. 139–164.

41.

M. Howard, _Clau­se­witz_, s. 52, 53.

42.

P. Paret, _Clau­se­witz_, s. 203. Zob. rów­nież L. Souchon, _Carl von Clau­se­witz: Stra­te­gie im 21. Jahr­hun­dert_, Ham­burg/Ber­lin/Bonn 2012, s. 94–100.

43.

M. Howard, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 28.

44.

Cyt. za: P. Paret, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 203.

45.

M. Howard, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 20. Cho­ciaż R. Girard twier­dzi, że dzieło _O woj­nie_ zostało napi­sane pod wra­że­niem „wście­kłej rywa­li­za­cji” nie­miecko-fran­cu­skiej (por. wyżej), to jed­nak sam Clau­se­witz przy­zna­wał, że inspi­ra­cje do spo­sobu pisa­nia swo­jego trak­tatu czer­pał ze stylu pisar­skiego Mon­te­skiu­sza widocz­nego w jego roz­pra­wie _O duchu praw_. P. Paret, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 187.

46.

V.E. Bel­lin­ger, _Marie von Clau­se­witz_, op. cit., s. 219–233. Pomocą wdo­wie po Clau­se­witzu w pra­cach redak­cyj­nych słu­żyli rów­nież współ­pra­cow­nicy jej męża z cza­sów ber­liń­skich: Franz August O’Etzel oraz Carl von Gröben. Tamże, s. 224.

47.

Tamże, s. 226.

48.

M. Howard, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 62.

49.

Tamże.

50.

Tamże, s. 63.

51.

Tamże, s. 62.

52.

Cyt. za: C. Bass­ford, _Clau­se­witz in English. The recep­tion of Clau­se­witz in Bri­tain and Ame­rica 1815–1945_, Oxford/New York 1994, s. 65.

53.

Tamże, s. 35, 56–59.

54.

Tamże, s. 43.

55.

Tamże, s. 73–78.

56.

M. Howard, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 65.

57.

Cyt. za: P. Paret, _Clau­se­witz_, s. 212. Zob. rów­nież C. Bass­ford, _Clau­se­witz in English_, op. cit., s. 92–93.

58.

C. Bass­ford, _Clau­se­witz in English_, op. cit., s. 73.

59.

Tamże, s. 78.

60.

S. Cour­tois, _Lenin. Wyna­lazca tota­li­ta­ry­zmu_, tł. M. Boro­wicz, Dębo­góra 2021, s. 345–349.

61.

C. Bass­ford, _Clau­se­witz in English_, op. cit., s. 200–201.

62.

Tamże, s. 199.

63.

P. Paret, _Clau­se­witz_, op. cit., s. 186. Opi­nia wyra­żona w 1986 roku.

64.

Por. L. Souchon, _Carl von Clau­se­witz_, op. cit., s. 181–205. Zob. A.J. Eche­var­ria II, _Clau­se­witz and the nature of the war on ter­ror_, w: _Clau­se­witz in the twenty–first cen­tury_, pod red. H. Stra­chan, A. Her­berg-Rothe, Oxford/New York 2007, s. 219–230; H. Münkler, _Clau­se­witz and the pri­va­ti­sa­tion of war_, op. cit., s. 219–230; D. Lons­dale, _Clau­se­witz and infor­ma­tion war­fare_, op. cit., s. 231–250; W. Kit­tler, _Host nations: Carl von Clau­se­witz and the new US Army Marine Corps Field Manual, FM 3–24, MCWP 3–33.5, Coun­te­rin­sur­gency_, w: _Enli­gh­te­ned war. Ger­man the­ories and cul­tu­res of war­fare from Fre­de­rick the Great to Clau­se­witz_, pod red. E. Krim­mer, P.A. Simp­son, Roche­ster/New York 2011, s. 279–305.

65.

M. v. Cre­veld, _The art of war. War and mili­tary tho­ught_, Lon­don 2000, s. 118.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: