Opowieść więzienna - ebook
Opowieść więzienna - ebook
Bycie intelektualistą w więzieniu to niełatwe zadanie. Opowiadanie o nienawiści, okrucieństwie, przyjaźni i miłości, które w warunkach więziennych nieustannie się ze sobą przeplatają. Czy w skazanych pozostaje choć odrobina człowieczeństwa po odsiadce? Historia pełna cierpienia i niesprawiedliwości, która poruszy każdego.
K. S. Rutkowski – (ur.1974) polski pisarz. Pochodzi z Koszalina. Zadebiutował na łamach czasopisma kulturalnego „Lampa i Iskra Boża” w 2001 roku opowiadaniem „Brudne historie”. Został dostrzeżony w wielu konkursach literackich, jest laureatem m.in. I Ogólnopolskiego i Polonijnego Konkursu Literackiego im. Zenona Przesmyckiego "O Laur Miriama" - Radzyń Podlaski 2003. W swoich utworach nie boi się odważnych scen i dosadnego języka. Jego twórczość bywa kontrowersyjna. Wybrane publikacje: „Kryminał tango” (I wyd. 1999), „Brudne historie” (2006), „Chiński ekspres” (2009), „W niewoli seksu” (2014).
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-26-71193-6 |
Rozmiar pliku: | 148 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Opowieść więzienna
Na wolności był menelem i gdy go przymknęli, nie miał co tu szukać szacunku. W więziennej hierarchii stał trochę wyżej od cwela, ale niżej od frajera. Mimo że odgibał już kilka wyroków i ciało upstrzone miał wzorkami – wszystkie te rozkraczone panny i napisy – tutaj był jednak nikim. Gnida żebrał o szlugi jak cwele i jak oni był kopany po dupie. Różnił się od nich tylko tym, że jego nikt nie chciał dymać. Bo mimo wszystko miał jakąś przeszłość. Zaliczonych parę sanatoriów. No i nie był zbyt piękny, więc choćby dlatego nie stanowił dla cweli żadnej konkurencji.
Chyba jako jedyny w całym więzieniu traktowałem go jak człowieka. Nie trzymałem z grypserą, nie bratałem się z frajerstwem. Całymi dniami czytałem książki, pisałem i uczyłem się korespondencyjnie. Ale że nie miałem aparycji gogusia, tylko niezłego pakera, nawet stara recydywa, której takie odludki nigdy się nie podobają, dawała mi spokój. Nie stawiałem się, ale i nie pozwalałem sobą pomiatać. Miałem charakter, który dla wszystkich stanowił szlaban. A Gnida go nie miał. Nie był stary i gdyby chciał, mógłby jeszcze fiknąć, jednak to co chlał na lufcie – jabole i podobne gówno – całkowicie zabiło w nim odwagę, zeszmaciło do cna. Był bezsilny wobec twardej, bezlitosnej rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Rzeczywistości, w której mocna piącha to wyznacznik władzy, a długość pajdy pozwalała awansować na odpowiednie stanowisko. Gnida nie był już nawet trybikiem w owej machinie przemocy. Chyba że kiedyś, na początku swej przestępczej drogi... Teraz jednak leżał gdzieś na dnie maszyny, dawno oderwany od macierzy i przerdzewiały niczym złom.