Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni ląd - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ostatni ląd - ebook

OSTATNI LĄD to fascynująca wielowątkowa opowieść o dwóch równoległych światach, niby podobnych, bo zamieszkanych przez ludzi, a jednak bardzo się różniących. Jeden świat to nasza Ziemia, drugi to cywilizacja bardzo podobna do naszej, ale ukryta głęboko na dnie Rowu Mariańskiego, technologicznie o wiele bardziej jednak rozwinięta, której przedstawiciele dążą do panowania na nimi oboma. Liczne spiski, intrygi, walka o władzę, a w tle miłość między Dianą, atrakcyjną i niesamowicie inteligentną kobietą z Ziemi, a Dawidem, wybitnym i równie inteligentnym przedstawicielem tej drugiej cywilizacji.
Jest to jednocześnie ciekawa wizja przyszłości, opartej na trudnych obecnie do wyobrażenia wynalazkach i rewolucyjnych zdobyczach nauki i techniki.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7856-952-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ 1

Diana siedziała w fotelu, jak każdego wieczoru. Sterty papierów piętrzyły się na biurku, zresztą tak jak u każdego dbającego o swoją pozycję pracownika szanującej się firmy. Diana miała trzydzieści lat, obejmowała stanowisko głównego menedżera korporacji Global Word, która zajmuje się kapitałami największych firm świata.

Jej życie było świetnie uporządkowane, wszystko na czas i o odpowiedniej porze, nic na łeb na szyję. Była bardzo solidnym i dyspozycyjnym pracownikiem. Nie miała męża ani dzieci. Rodziców odwiedzała bardzo regularnie: co drugą niedzielę jeździła do luksusowego domu spokojnej starości, siedziała tam dwie godziny, po czym wracała do domu i brała się do papierkowej roboty.

To właśnie w jedną z tych niedziel, wracając od rodziców, złapała gumę. Zadzwoniła po pomoc drogową. Niestety, dowiedziała się, że dopiero za godzinę ktoś będzie mógł przyjechać. Jak na złość było bardzo dużo zgłoszeń, była dwudziesta w kolejce. Jak to pan przyjmujący jej zgłoszenie powiedział – ruch w interesie. Nie było jej to na rękę. Musiała zaczekać, nie było innego wyjścia. Diana podała swój numer telefonu i tyle. Godzina spędzona na niczym! Nie była szczęśliwa.

Wyszła z samochodu, aby rozprostować nogi. Czekała ją jeszcze jakaś godzina do domu. Doszła do wniosku, że skoro już tu jest, to przyda jej się spacer. Woda oceanu połyskiwała całkiem niedaleko, tuż za małym laskiem. Nawet było słychać szum fal. Pomyślała, że usiądzie nad wodą, na plaży i nacieszy się widokiem oceanu. Przecież i tak nigdzie nie pojedzie, a oni, jak będą jechać do jej samochodu, mają zadzwonić. Zresztą doszła do wniosku, że należy jej się troszkę relaksu. Już dawno nie była nad wodą, w ogóle dawno nigdzie nie była, a pieszo do domu nie wróci – uspokoiła swoje sumienie.

Szła przez mały lasek i wydmy. Woda połyskiwała, jakby ją ktoś brokatem posypał. Dotarła na plażę. Widok, jaki rozpostarł się jej przed oczami, zapierał dech w piersiach: woda była czysta i przejrzysta, plaża wyglądała bardzo dziewiczo, jakby świat o niej zapomniał. Nikogo ani niczego w zasięgu wzroku, poza kutrem przycumowanym do drewnianego molo, sięgającego około 150 metrów w głąb oceanu. Woda była tak czysta i błękitna, że trudno było się jej oprzeć. Skusiła się: pomaszerowała przez wydmy i piasek. Zdjęła buty – taka wycieczka mogłaby je zabić, a kosztowały trzysta funtów.

Diana miała wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić następne, nie musiała oszczędzać. Jej miesięczna pensja przewyższała siedmiokrotnie pensję przeciętnego pracownika, mimo to była bardzo rozsądna. Pamiętała czasy, kiedy jeden funt był na wagę złota; doskonale pamiętała swoje zdarte buty i pożyczoną od koleżanki garsonkę, w której poszła na rozmowę o pracę, tę, w której teraz pracuje. Było to dawno i nie tak dawno temu – w zależności od punktu widzenia. Teraz ma Bentleya najwyższej klasy, wielki apartament z widokiem na Tamizę, złote karty kredytowe, ciuchy od Gucciego i perfumy Channel, żadnych przyjaciół i zero prywatnego życia. Miała kiedyś narzeczonego, planowali ślub i wspólną przyszłość, ustawiali meble w domu ich marzeń, gdzie mieli mieszkać z trojgiem dzieci. Niestety, on tego nie wytrzymał. Dianę pochłonęła całkowicie praca i wspinanie się po szczeblach kariery. Nie zdążyła się obejrzeć, jak jej przyjaciółka zajęła miejsce u boku jej narzeczonego. Teraz ona realizowała z nim ich wspólne plany. Właściwie wtedy było to Dianie na rękę: przecież w trakcie robienia kariery zawodowej nie miała czasu na budowanie domu i rodziny. Ponadto chyba jednak nie była jeszcze gotowa.

Nie była rozczarowana czy też rozbita, jak to z reguły bywa. Nawet była na ich ślubie. Nie sprawiało to jej żadnego problemu. Po prostu to nie był czas ani pora, a ona nigdy nie robiła żadnych nieprzemyślanych kroków. Oni mają już dwójkę dzieci, dom na przedmieściach i raz w roku wakacje. Nie przelewa im się może, ale są szczęśliwi. Czasami rozmyślała, jak to by było, gdyby wybrała tamtą drogę: czy też byłaby szczęśliwa jak oni? Nie była sama sobie w stanie odpowiedzieć na takie pytanie. Nie żałowała, że wybrała tę właśnie drogę, miała to, co chciała: pozycję i pieniądze; a jeśli ma się znaleźć jakiś królewicz z bajki, to się znajdzie. Diana wierzyła w przeznaczenie. Uśmiechnęła się do siebie. „Droga, którą idę, jest słuszna” – myślała. „Mam jeszcze czas”.

Jej życie miłosne nie miało sensu. Teraz nie miała czasu na randki, wiszenie na telefonie godzinami i wzdychania. Jeśli był jakiś facet w jej życiu, to na bardzo krótko, z reguły na jedną noc. W końcu jak by nie patrzeć, też jest człowiekiem i czasami ma potrzeby, jak każdy. Jedyne na co nie miała czasu, to miłość, więc każdy mężczyzna, z którym była, był na jedną, czasem na dwie noce. Na zimno, bez wyznań miłosnych i takich tam, czysty, przyjemny seks. Nie było ich wielu. Jak widać, nie jest przyjęte, jeśli to partnerka mówi o jednej nocy i koniec, ale jest przyjęte, jeśli on ma partnerkę, wkłada jej do głowy bzdury, słodzi, a na następny dzień ślad po nim ginie.

Tak rozmyślając – właściwie zadowolona z siebie i z własnego wyboru: jest przecież wolną i niezależną kobietą – doszła do molo. Woda była tak pięknie błękitna. Diana popatrzyła przed siebie: tam na końcu molo usiądzie i zamoczy stopy. Uwielbiała wodę, co prawda nie miała za dużo sposobności, szczególnie ostatnio, na korzystanie z kąpieli, ale teraz, kiedy okazja sama się napatoczyła, musiała przynajmniej zamoczyć nogi. Ruszyła do przodu, idąc po stronie przycumowanego kutra. Była już w połowie drogi. Oglądała statek, właściwie to łajbę, która miała chyba ze sto lat. Wyglądała, jakby nikt nigdy się nią stąd nie ruszał. Idąc tak, rozmyślała, co ma dziś jeszcze do zrobienia, ile ją w domu czeka pracy. I ta cholerna kolacja! Czemu ludzie wybierają akurat niedzielę na takie spotkania, a nie wtorek, kiedy jest najmniej zleceń. „No tak: zaszkodziło mi to morskie powietrze” – uśmiechnęła się sama do siebie. „Takie życie”. I już starała się podejść do reszty dnia w miarę przyjaźnie. Nie było to łatwe, od kiedy się tu znalazła. Popatrzyła na kuter raz jeszcze. Nie przypuszczała, że jest taki duży, z daleka nie wyglądał zbyt pokaźnie.

Przystanęła. Dźwięki, które ja otaczały, szum oceanu, ocieranie się łodzi o molo, które sprawiało wrażenie, że zaraz się rozpadnie, i coś jeszcze… Przeszył ją dreszcz, nie była pewna, czy dobrze słyszy. Pomału odwróciła się w stronę plaży. Po pomoście biegł wielki pies, rozpędzony jak szalony. Z pyska ciekła mu ślina. Diana zaczęła rozglądać się nerwowo za właścicielem tego stworzenia, ale nikogo nie było widać. W zasięgu wzroku były tylko plaża, pomost, rozpędzony wielki pies i kuter. Wielkie stworzenie zbliżało się do niej błyskawicznie, sekunda po sekundzie. Diana wpadła w panikę. Od dziecka bała się psów: małych czy dużych – bez różnicy, po prostu bała się tych zwierząt, a ten wielki, kudłaty leciał prosto na nią. Nie miała za dużo czasu. Był tuż, tuż. Liczyły się szybkie decyzje. Nie miała dokąd uciec: z jednego końca sapiący i śliniący się potwór leciał prosto na nią, z drugiego miała koniec molo i ocean. Nawet jeśli wskoczy, to niczego nie zmieni. Wpadła w panikę. Może jest wściekły? „Przycumowany kuter!” – to była ostatnia myśl, która się jej nasunęła. Wskoczy tam i zaszyje się w jakiejś kanciapie, potem zadzwoni z komórki do ochrony zwierząt i na policję, przecież takie cielę nie może samo biegać, w dodatku jeszcze wściekłe. Ta piana z pyska, to straszne! Popatrzyła na odległość między nią a kutrem – nie powinno być problemów. Skoczyła. Poczuła, jak jej stopy dotykają burty, jak traci równowagę. Widziała, jak jej torebka leci do wody, i widziała, że sama tam też zaraz się znajdzie. Nagle poczuła silny ból głowy, świat zawirował, wokoło zrobiło się ciemno i głucho.

– Żyje pani? – Diana gdzieś daleko usłyszała głos. – Żyjesz, kobieto, ocknij się!

Diana poczuła szarpanie, ogarnęło ją straszne zimno.

– Romeo, coś ty najlepszego narobił! Przestraszyłeś tę babę na dobre, teraz będą kłopoty. – Dawid popatrzył groźnie na psa.

Diana to wszystko słyszała, ale bała się otworzyć oczy. Nie wiedziała, co ma zrobić: czy wołać o pomoc, czy odczekać. Starała się ruszyć, ale wszystko ją bardzo bolało.

– No, dalej, proszę otworzyć oczy. – Dawid próbował być miły.

– Strasznie boli mnie głowa. – Diana starała się usiąść.

– Proszę leżeć, już opatrzyłem pani głowę. Wpadła pani do wody i uderzyła głową o kuter. Dobrze, że tu byłem. Gdyby nie to, to już byłoby po pani...

Diana pomału otwierała oczy. Pierwsze, co zobaczyła, to wielki, owłosiony pysk, potężne zęby, które wystawały z oślinionego ryja jak szable, i okrągłe, wpatrujące się w nią smutne ślepia tuż przed jej twarzą. Już miała wrzasnąć.

– To Romeo, mój pies, proszę się go nie bać, jest niesamowicie łagodny.

Diana nie wierzyła własnym uszom: ten wielki potwór ma być łagodny!

– Chyba pan postradał zmysły! Ten potwór ma być łagodny? On nieomal mnie nie zabił, a pan twierdzi, że to przyjazna psina. A tak właściwie, to co się stało? – Diana próbowała się podnieść.

– Lepiej, jak pani zostanie w tej pozycji jeszcze jakiś czas. Okład na głowie lepiej zadziała. Wpadła pani do wody i uderzyła się w głowę – nic poważnego. Ale czy mógłbym wiedzieć, dlaczego próbowała pani wtargnąć na moją łódź w tak dziwny sposób? – Dawid uśmiechnął się do Diany.

Diana poczuła się urażona. Odwróciła głowę w stronę rozmówcy z chęcią skomentowania ostatniej wypowiedzi, w której miał niemalże obarczyć ją winą za to, że ten potworny pies ją zaatakował. Już miała się odezwać. Jednak obraz, jaki ukazał się jej oczom w momencie zmiany pozycji głowy, spowodował, że głos jej zamarł. Był to bardzo przystojny mężczyzna. Klęczał koło niej, podtrzymując jej głowę. Miał blond włosy, niebieskie oczy i oliwkową cerę. Jego budowa nie pozostawiała żadnych życzeń. Może tylko jedno: był stworzony do miłości.

– Przepraszam, zapomniałem się przedstawić: Dawid McKowan. Jestem właścicielem tej łodzi. – Uśmiechnął się szeroko.

– Diana, mam na imię Diana Weis. Złapałam gumę i kiedy czekałam na pomoc, postanowiłam się przespacerować. Dotarłam tu i ten potwór mnie zaatakował. Jak to pan nazwał: wtargniecie na łódź, proponuję nazwać ucieczką przed wściekłym psem. Podejrzewam, że każdy normalny człowiek zrobiłby to samo na widok rozpędzonego, wielkiego, ociekającego śliną psa. Jeśli to cielę można tak nazwać. – Diana poczerwieniała ze złości.

W tym samym momencie, gdy Diana skończyła mówić, Dawid roześmiał się na cały głos, trzymając się za brzuch. Nie mógł się opanować. Diana popatrzyła na niego z oburzeniem.

– No tak! Mogłam się takiego zachowania spodziewać. Skoro to pański pies, to nic w tym dziwnego, że nie potrafi się zachować. Zupełnie jak jego właściciel. – Diana tryskała złością, ale mimo wszystko nie umknęło jej, że ten nieokrzesany rybak ma coś w sobie. Coś, co każdą kobietę bardzo przyciąga. Dawid nie przestawał się śmiać, co irytowało Dianę coraz bardziej.

– Mogłam się tego spodziewać – powtórzyła raz jeszcze. – Czego można oczekiwać od prostego rybaka? – W wybuchu złości Diana powiedziała coś, czego nigdy wcześniej nie powiedziała do nikogo. Przecież ona też pochodziła z prostej rodziny. Wstyd jej było za swoją wypowiedź. Poczerwieniała.

Dawid nie mógł się uspokoić. Popatrzył na Dianę i dopiero teraz do niego dotarło, że ona naprawdę przestraszyła się Romka, jak nazywał pieszczotliwie psa.

– Proszę mi wybaczyć. Miała pani taki wyraz twarzy, który nie pozwolił mi się opanować, rozbawił mnie do sedna. Romek jest naprawdę pieszczochem, nieszkodliwym psem. On po prostu biegł, żeby się z panią przywitać. Z reguły spotykam się tu tylko ze znajomymi, mało kto tu zagląda. Toteż psina pewnie pomyślała, że to ktoś z naszych. Jeśli pani pozwoli się przeprosić, to postawię pani colę i poznam z Romkiem.

Pies siedział niedaleko, miał spuszczony łeb i wyglądał na bardzo smutnego. Dianie zrobiło się głupio. Jak na prostego rybaka, mimo wszystko, umiał się zachować.

– Okej. Cola, tak. I tak muszę czekać, aż pomoc przyjedzie, ale ze zaznajomieniem się z Romkiem, jak pan go nazywa, się wstrzymam. – Diana wiedziała, co to za rasa. Ważył ze 120 kilogramów. To był czystej krwi Bernardyn. Taki jak w filmach. Choć kiedy biegł na nią, nie wyglądał tak przyjaźnie.

– Mam nadzieję, że czuje się pani lepiej. Proszę spróbować usiąść. – Dawid pomógł Dianie podnieść się z półleżącej pozycji. Wstał i zszedł pod pokład.

Dopiero teraz Diana zaskoczyła, że nie jest na pomoście tylko na kutrze, na który próbowała wskoczyć. Musiał ją tu wnieść. Przecież była w wodzie. Ale dlaczego nie wyniósł jej na molo, tylko na pokład tej łajby? Po ciele Diany przeszedł dreszcz strachu.

– Cola całkiem zimna. Mam nadzieję, że to pomoże postawić panią na nogi.

– Chciałam bardzo serdecznie podziękować za pomoc. – Diana starała się być dyplomatyczna. – Nie wiem, co by się stało, gdyby nie pan.

W duchu pomyślała – „Gdyby pana nie było, to psa też”, ale nie powiedziała tego głośno. Wystarczy, że już raz pokazała brak dobrego wychowania, wyzywając go od prostaków. Napiła się coli i spróbowała podnieść się z pozycji siedzącej. Zakręciło się jej w głowie i Dawid posadził ją z powrotem.

– Myślę, że będzie pani musiała poczekać. Kondycja, w jakiej pani się znajduje, nie należy do najlepszych. – Dawid chciał kontynuować, ale Diana mu przerwała.

– Nie czuję się najlepiej, to prawda, dlatego zadzwonię do pracy i przyślą mi samochód z kierowcą. On odwiezie mnie do domu, a pomoc drogowa zabierze moje auto do garażu. – Diana chciała być miła. – Jeśli pan zechce, możemy umówić się na kolację i wtedy zrewanżuję się za ten ratunek. Czy pan wie, gdzie jest moja torebka?

Dawid stał, nie mówiąc nic, czekał, aż ona sama się zorientuje. Diana szukała dookoła siebie torebki i butów.

– Hmm... to będzie raczej trudne. – Dawid miał kamienny wyraz twarzy.

– Co to ma znaczyć? – Diana robiła wrażenie obruszonej jego zachowaniem.

– No, nic specjalnego. Jedynie będzie pani musiała przepłynąć do lądu lub poczekać na tej łajbie do świtu.

– Nie rozumiem. – Diana czuła, jak narasta w niej złość – No tak. Teraz mamy przypływ. Jak panią ratowałem, to właśnie kończyłem się przygotowywać do znalezienia lepszego miejsca, niekoniecznie na mieliźnie. Potem już nie miałem czasu na odstawienie pani na ląd. Musiałem odpłynąć, więc zabrałem panią z sobą, to było jedyne logiczne rozwiązanie. Chyba że pani twierdzi, że lepiej było panią zostawić na plaży nieprzytomną, o zmierzchu. Nie ma pani żadnych ran, tak więc lepiej dla pani było płynąć ze mną, niż zostać tam na pastwę losu.

– Jak to o zmierzchu? – Diana popatrzyła na zegarek, niestety miał rozbite szkło. – Którą mamy teraz godzinę? – zapytała.

– Będzie koło dziewiątej. Nie mam zegarka, bardzo mi przykro.

– Jak to? Przecież byłam na plaży o drugiej!

– Tak, ale sporo czasu potrzeba było, aby pani powróciła do życia... Chciałem powiedzieć, że długo była pani nieprzytomna.

– Jak pan mógł tak ryzykować? Jeśli byłam tak długo nieprzytomna, nie przyszło panu do głowy, że coś jest nie tak? Wziął pan takie ryzyko na siebie? Co byłoby, gdyby... – Diana była już dość mocno podenerwowana. – Takie ryzyko wziąć na siebie, tak ryzykować cudze zdrowie! – Diana zaczęła wpadać w furię. – No, a może rybacy mają specjalne przeszkolenia medyczne, o których ja nie wiem? – Wściekła na dobre Diana już stała. Trzymając się burty, zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła. – Nic, na miłość boską, nic nie ma dookoła nas, tylko woda! Co pan narobił? Muszę być w pracy jutro z samego rana. Ponadto mam jeszcze pracę w domu do zrobienia, ponadto mój samochód... – Diana wpadła na pomysł. – Przecież jak przyjedzie pomoc drogowa, znajdzie samochód, a właściciela nie, to zaraz zaczną się poszukiwania, nie uważa pan? – Diana była z siebie dumna.

Miała nadzieję, że nastraszyła rybaka wystarczająco i dzięki temu odstawi ją na ląd, chcąc uniknąć problemów.

– Mam przeszkolenie z pierwszej pomocy.

– Tak, z całą pewnością to wystarczy – powiedziała Diana drwiącym głosem. – Proszę mi oddać torebkę, zadzwonię po kogoś, ktoś na pewno tu po mnie przypłynie.

– Kiedy panią ratowałem, to nie myślałem o pani torebce. Została tam, gdzie pani wpadła do wody.

– Dobrze. – Diana nie dawała za wygraną. – Chyba ma pan jakąś łódź ratunkową?

– Ależ mam, ale kto nią popłynie? – Dawid miał lekki uśmiech na twarzy. – Ja muszę zostać na łodzi, chyba że pani ma do tego stosowne przeszkolenie, to proszę, ale jeśli nie, to proszę sobie darować fochy i rozkoszować się widokiem oceanu. Mamy dziś wyjątkowo czyste niebo, to rzadkość.

Diana właśnie miała zacząć wrzeszczeć na niego, że ma kolację biznesową, że musi tam być. Nagle zorientowała się, że nie ma na sobie ubrania. Ścisnęła mocniej rękoma szary koc i uchyliła go dyskretnie, chcąc sprawdzić, co zostało pod tym obrzydliwym kawałkiem materiału. Nic tam nie miała! Nawet bielizna zniknęła. Nic, zupełnie nic. Była zupełnie naga. Zaczęła nerwowo naciągać bardziej koc na siebie. Była zażenowana, czuła, jak się czerwieni, tyle tylko, że nie wiedziała czy ze wstydu, czy ze złości.

– Gdzie moje ubranie?

– No tak, kiedy wyciągnąłem panią z wody, musiałem wszystko z pani ściągnąć, inaczej zamarzłaby pani. Ponadto było na nim pełno glonów i żyjątek wodnych.

– No tak, to logiczne. – Diana starała się opanować, ale na myśl o żyjątkach na sobie dostała gęsiej skórki. Za to była mu wdzięczna; nienawidzi robali, wszystko jedno jakich: wodnych czy lądowych. – A gdzie jest teraz?

– Na mostku. Proponuję moje dżinsy i bluzę.

– Nie, dziękuję, nie skorzystam. – Diana podciągnęła koc i ruszyła na mostek.

Dawid patrzył z szerokim uśmiechem za nią. Szła dumnie, potykając się co krok o koc, który wymykał się jej z rąk. Wspięła się po schodkach, weszła na mostek i stanęła jak wryta: jej piękna garsonka leżała na jakiejś kupie brudnych sznurów, mokra, brudna i pognieciona, właściwie wydawało jej się, że się porusza. Myśl o tych wodnych żyjątkach przyprawiła ją o kolejny dreszcz.

– No tak, mogłam się tego spodziewać! Czy jednak mogłabym dostać jakieś czyste ubranie? – W tej sytuacji Diana wskazała na to, co zostało z jej ubrania.

Dawid pokiwał głową i zniknął w kajucie.

– Czy to odpowiada? – zapytał sarkastycznie. – Nic innego nie mogę znaleźć.

– Dziękuję. – Diana starała się być grzeczna i pomimo jego sarkastycznego tonu uśmiechnęła się.

– Ten rozmiar będzie troszkę za duży na panią. – Wyciągnął nóż zza pleców i wszedł na mostek.

Diana zamarła. Zaczęła odruchowo się cofać, krok po kroku. Tysiące myśli przeleciało jej przez głowę. Przecież go wcale nie znała. Na domiar złego była na środku oceanu, nie dosłownie, ale w tej właśnie chwili tak się czuła. Nie miała dokąd uciec. Zaczęła się nerwowo rozglądać: woda, dookoła woda. Zanim się zdążyła zorientować, poczuła jego dłoń na swoim ramieniu. Czuła, jak krew stygnie jej w żyłach.

– Przepraszam, czy mogłaby się pani przesunąć? – Dawid nacisnął mocniej na jej ramię.

Diana nic nie mówiąc, przesunęła się.

– Proszę, oto prowizoryczny pasek. – Dawid podał jej kawałek sznurka, który odciął nożem.

– Dziękuję bardzo. – Diana stała blada jak trup, patrząc na sznur, który Dawid wsadził jej do ręki.

Dawid odwrócił się na pięcie z szerokim uśmiechem.

– Może pani skorzystać z kabiny, chyba że woli pani się tu przebierać?

– Skorzystam z kajuty, za pana pozwoleniem. – Dianie było głupio. Miała nadzieję, że on nie dostrzega jej przerażenia.

Najpierw potraktowała go jak prostaka, a potem jak mordercę. Jezu, jaki wstyd. Popatrzyła, jak Dawid odchodził. Był świetnie zbudowany: szerokie barki, zgrabny tyłek w obcisłych dżinsach. „Nie – pomyślała – za śliczny na mordercę i zboczeńca, niejedna kobieta chętnie by się nim zaopiekowała”. Teraz ona uśmiechnęła się do siebie – „Ale zrobiłam z siebie idiotkę”. Obiecała sobie, że będzie troszkę milsza. W końcu po pierwsze: uratował ją, a po drugie: utknęła tu z nim na trochę. Czemu nie miałaby spędzić miło tego czasu? Weszła do kajuty. Była całkiem niemała i przytulna.

– Bardzo dziękuję za te ciuchy i przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Musiałam mieć strasznie głupią minę.

– Nic się nie stało. W końcu każdy na pani miejscu by się tak zachował, przecież my się nie znamy.

– No, to może najwyższa pora się poznać? – Diana podeszła do Dawida. – W końcu musimy spędzić tu trochę czasu razem. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać za bardzo. – Wyciągnęła rękę. – Mam na imię Diana Weis.

– Miło mi. Jestem Dawid. Tak będzie o wiele lepiej, mamy całą noc.

– Skoro cała noc przed nami, to może mi opowiesz, co porabiasz na tym kutrze? Co zwykle robisz?

– Zwykle ratuję tonące kobiety, ale jak mam trochę wolnego czasu, podglądam ocean.

– Jak to podglądasz ocean? Rozumiem, że nurkujesz.

– Nie, nie nurkuję, jak nie muszę. Po prostu podglądam ocean. Nie ma nic piękniejszego na świecie jak ocean.

– Jeśli nie nurkujesz, to znaczy, że wisisz przez burtę i patrzysz w wodę?

– Nie, ale jeśli choć na chwilę przestaniesz zadawać tysiące pytań, to może znajdziemy odrobinę czasu i też będziesz mogła sobie podejrzeć ? – Uśmiech był jeszcze wyraźniejszy.

Diana patrzyła na jego piękny, szeroki uśmiech i dochodziła do wniosku, że nie tylko tyłek ma zgrabny, lecz także jest inteligentny. Uwaga o rybaku była niezręczna z mojej strony. Jej rozmyślania przerwał Dawid.

– To jak, schodzimy? Myślę, że jesteś głodna, a do rana daleko. Wytrzymasz jakoś moje towarzystwo? – zapytał przekornie.

– No, nie wiem. To zależy, co dostanę do jedzenia. – Diana tym razem uśmiechnęła się szeroko.

„Wcale nie jest taki zły, a do tego przystojny” – zaraz po tej myśli sama się skarciła. Zna faceta parę godzin, z czego połowę była nieprzytomna, a teraz niemalże planuje sobie z nim życie. „Chyba coś mi się stało w głowę” – odruchowo pokiwała głowa.

– O co chodzi? – Dawid stanął przed nią.

– To znaczy?

– Czemu kiwasz głową i na dodatek nie odpowiadasz na moje pytania?

– O, przepraszam, zamyśliłam się. – Czuła, jak się rumieni. – A o co pytałeś?

– Pytałem, czy lubisz ocean, wodę. Wiesz, takie coś, co jest płynne, czasem słone, czasem słodkie i mieszkają tam różne stworzenia? – mówiąc to, Dawid miał bardzo poważną minę, tylko kąciki ust lekko mu drgały.

– No, no, złośliwy i uszczypliwy to ty jesteś i do tego czepiasz się mnie, jakbym ci tego potwora zamordowała – mówiąc te słowa, wskazała na Romka, który, gdy usłyszał swoje imię, zaczął machać ogonem i powoli się podnosić, patrząc na Dianę. – Proszę cię, zatrzymaj to tam, gdzie leżało. Mam gęsią skórkę na wspomnienie ostatniej kąpieli.

– Romek! – Podniósł głos na psa stanowczo, ale pieszczotliwie Dawid. – Zostań tam. Leżeć! Bo jeszcze doprowadzisz do zawału naszego gościa. Nie rozumiem, przecież widzisz, że on jest bardzo przyjazny.

– Jasne, i lubi się kąpać. He, he. No poopowiadaj mi jeszcze. – Diana tym razem popatrzyła na psa znacznie łagodniej. – Ale jednak lepiej będzie, jeśli zostanie tam, gdzie jest.

– Okej. No, teraz czas na jakieś jedzenie. Tak mi burczy w brzuchu, że nawet wieloryby to słyszą. Chodźmy. – Wskazał na schody.

Schodzili na dół. Weszli do małej kajuty, bardzo małej, jak się Dianie wydawało, kiedy była się przebrać

– Nie za wiele tu miejsca. – Diana skomplementowała kajutę.

– Tak, takie sprawia wrażenie. Usiądź, proszę. – Wskazał miejsce na narożnej kanapie. – Tak naprawdę to spory statek.

Diana rozejrzała się dookoła. Nic w tym nie widziała sporego. Stała tu narożna kanapa, półka z radiem, zresztą niedziałającym, zdążyła sprawdzić, kiedy się przebierała, dwa małe okienka. Albo z nią jest coś nie tak, albo on jest trzepnięty. No cóż. Zanurzyła się w swoich rozmyślaniach. „Piękne z mądrym nie może iść w parze, a szkoda” – pomyślała. Chyba jednak się przeliczyła.

– Gdzie jesteś? – Dawid wiedział, że Diana znowu błądzi gdzieś myślami. – To co, ryba z puszki czy mrożony hamburger?

– A co ma dłuższą datę ważności?

– Zakupy zrobiłem trzy dni temu, więc co jesz?

– Hamburgera proszę.

Dawid rozpakował kanapki dla siebie oraz Diany i włożył je do mikrofalówki.

– Zaraz będzie gotowe. Co do picia? Woda, wino, piwo, cola, co wolisz?

– To samo co ty.

Dawid otworzył małą lodówkę i wyciągnął butelkę wina.

– Czerwone ci odpowiada? Do mięsa jest idealne.

– Jeśli to, co jest w tych hamburgerach, można nazwać mięsem. – Zaśmiała się na głos.

– No, jeszcze jeden foch i zostawię cię głodną do białego rana. Ja się tu staram! Prawda, nie mam srebrnej zastawy i kucharzem też nie jestem. – Dawid pogroził jej palcem z tym czarującym uśmiechem pod nosem.

– Okej. Przeżyję ten brak zastawy. Cóż, nie mam innego wyjścia, inaczej skonam z głodu, ale ostrzegam, że jeśli to, co ty nazywasz hamburgerem, mi zaszkodzi, to marny twój los. – Zaczęli się śmiać oboje.

Dźwięk, jaki wydaje mikrofalówka, właśnie zakończył dzwoneczek. Diana była głodna jak wilk. Było jej obojętne, co zje. Pamiętała czasy, kiedy stać ją było tylko na McDonalda, pomimo tego że rodzice tysiąc razy proponowali jej pomoc finansową. Ona zawsze z dumą odpowiadała, że sobie radzi.

– Podano do stołu. – Dawid podszedł z papierowymi talerzami i kryształowymi kieliszkami.

– No nie, tego jeszcze nie widziałam – papierowe talerze i kryształowe kieliszki. Rozumiem te talerze, w końcu to rybacka łódź, ale te kieliszki, no, no...

– Znowu jesteś uszczypliwa. Obrażasz nie tylko łódź, lecz także mnie. Staram się, jak mogę, a ty? Co „no, no”? Nieładnie. Jak tak dalej pójdzie, to wysadzę cię zaraz i tam zostawię.

– To znaczy gdzie? Przecież powiedziałeś, że do rana nie ma mowy o powrocie, to gdzie mnie wysadzisz? – Teraz Diana uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Zawieszam broń. – Dawid podsunął jej talerz. – Mój żołądek już nie może czekać. Smacznego! – Zapadła cisza, oboje byli pochłonięci jedzeniem.

– Teraz wiem, skąd te kryształowe kieliszki. Takie wino musiało kosztować majątek.

– Byłoby grzechem pić je z plastikowych, nie uważasz?

– Znasz się na winie?

– Tak, trochę. Wujek mnie nauczył.

– Musiałeś być z nim blisko, a czy ten twój wujek był też tak zaskakujący, jak ty?

– Myślę, że dużo bardziej, ale powiedziałem ci, że pokażę, jak podglądam ocean. Jesteś zainteresowana nadal?

– Ależ oczywiście, pod jednym warunkiem!

– Jakim teraz, księżniczko?

– Że nie każesz mi wisieć przez burtę. Zjadłam właśnie największego hamburgera świata i mogłoby mi zaszkodzić.

– Bądź spokojna, nie wychodzimy z tego miejsca. Jeśli pozwolisz, to tylko poproszę, abyś tu stanęła i pozwoliła zakryć sobie oczy. Będziesz mile zaskoczona, obiecuję. – Diana rozejrzała się dookoła raz jeszcze, szukając ekranu lub czegoś w tym rodzaju.

– Dobrze. – Wstała i podeszła do Dawida stojącego na środku kajuty.

O rany, szkoda. Takie ciasteczko, jak nazywała starym zwyczajem przystojnych mężczyzn, co on może jej pokazać? Film w najlepszym wypadku. Ma gdzieś rzutnik. To prawda: uroda z mądrością w parze nie idą. Stała tak, rozmyślając. Dawid zasłaniał jej oczy. Czuła, jak pod jej stopami podłoga się buja, słyszała jakieś szczęki, jakby ocieranie metalu o metal. Przez palce Dawida zaczęło przedzierać się zielone światło. Była już prawie pewna, że właśnie za moment odsłoni jej oczy, a przed nią zawiśnie ekran z filmem o oceanie. Była rozczarowana, wręcz załamana: „taki przystojny facet, zna się na winie i taki tępy, o Boże”. Pomału czuła, jak dłonie na jej oczach zaczęły się rozsuwać.

– Gotowa? – zapytał Dawid cichym głosem, szepcząc do jej ucha.

Dreszcz przeszedł jej po plecach, pomimo wszystkiego, to znaczy jego prostoty, a może głupoty, działał na nią strasznie podniecająco.

– Tak, ale jak mi puścisz 20 000 mil podwodnej żeglugi, to obiecuję, że idę pooglądać gwiazdy – ostrzegła go od razu.

Nie chciała siedzieć i tracić czasu na film, który i tak bardzo dobrze znała. Kiedy była dzieckiem, była właśnie fanką właśnie tego filmu i to do jakiegoś szesnastego roku życia.

– Okej, jak ci się nie spodoba, zabiorę cię na górę i będziemy oglądać gwiazdy – szepnął jej do ucha.

Dawid pomału odsuwał dłonie z jej oczu. Obraz, jaki jej się ukazywał, zaczął nabierać kształtów i ostrości. Wszystko dookoła niej było zielonkawobłękitne, jakby przeniosła się z kutra do oceanarium. Woda! Wokoło niej była woda, widać było, jak pływają ryby, meduzy, można było zobaczyć światło księżyca, które przebija się smugami przez wodę. Dźwięki, jakie można było usłyszeć, uzupełniały widok. Diana stała, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Wszystko zapierało dech w piersiach.

– Proszę, usiądź. – Dawid wskazał kanapę na środku pokoju.

Trudno było teraz to miejsce nazwać kajutą. Wszystko było inne.

– Nie rozumiem. – Diana patrzyła dookoła. – Nic nie rozumiem.

– Co tu rozumieć? Pokazuję ci właśnie, jak podglądam ocean. Chyba że to ci nie odpowiada, to możemy wyjść i powisieć na burcie. – Szeroki uśmiech znów zagościł na jego twarzy.

– Nic z tego nie rozumiem, jak to możliwe? – Diana nadal rozglądała się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała. Gdzie jest stół i ława? Wielkość pomieszczenia nie jest taka sama.

Diana patrzyła teraz na Dawida, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

– Nie podoba ci się?

– Nie żartuj sobie ze mnie, Dawidzie. To nie fair. Albo ze mną coś jest nie tak, albo dołożyłeś coś do tych hamburgerów? Proszę cię o odpowiedź, czy możesz?

Dawid usiadł obok Diany. Kanapa, na której siedzieli, zaczęła bardzo pomału poruszać się wzdłuż swojej osi. Dźwięki, które dochodziły z każdej strony, nie były podobne do żadnych jakie Diana słyszała.

– Jakie to piękne. Byłam w wielu oceanariach na świecie, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam, jakim cudem? – Diana nie mogła przestać zadawać pytań, tak jak nie mogła oderwać oczu od widoku, jaki miała wokoło siebie.

– Cieszę się, że ci się podoba. Odziedziczyłem ten kuter po wuju, on zajmował się badaniem oceanu. Kiedy zmarł, zostawił mi tę łajbę.

– Łajbę. Trudno to teraz tak nazwać. Choć z zewnątrz łódź wygląda absolutnie fatalnie, twój wuj musiał być bardzo zamożny. Jak to możliwe, że nigdy dotąd nie spotkałam tego typu statków lub nie słyszałam o nich?

– Mój wuj nie lubił rozgłosu. Nie ma takiego drugiego kutra jak ten. Ten jest jedyny w swoim rodzaju.

– Jak to? To znaczy, że twój wuj sam finansował badania, sam je prowadził?

– Tak można to nazwać.

– Był naukowcem?

– Tak, i to całkiem niezłym. Zobacz. – Dawid wskazał palcem na ścianę po prawej stronie. – Widziałaś kiedyś taką ośmiornicę? – Była imponująco wielka i kolorowa. – Myślę, że gdyby ją zmierzyć, nie byłaby o wiele mniejsza od ciebie.

– Nie próbuj nawet zmieniać tematu. Za dużo mam pytań.

– Ależ nie, czekam na twoje pytania. – Dawid wygodnie wyciągnął się na sofie.

– Kim był twój wuj?

– Jak już ci powiedziałem, naukowcem, ale nie z tych, o których piszą gazety.

– Jeśli sam się finansował, jak powiedziałeś, to z czego? Przecież to wszystko musiało kosztować majątek.

– Czy ty zawsze odwiedzasz znajomych i prowadzisz dochodzenie, z czego ich stać na taki obraz lub na antyczne meble? No, no, nieładnie.

– Przestań. Nie jestem jakąś tam wścibską babą. – Diana pokiwała głową z oburzeniem. –Trudno nie zadawać takich pytań, jak się jest pod takim wrażeniem. Widziałam wiele w swoim życiu, ale takich rzeczy miliony ludzi na świecie nie widziały, wiec wybacz mi moją ciekawość. Myślałam, że nie ma już rzeczy, które zrobiłyby na mnie wrażenie. A jednak są. To, co jest w tym najwspanialsze, to to, że są piękne.

Czerwona lampka zaczęła mrugać na suficie. Dawid zerwał się z kanapy jak oparzony.

– O co chodzi? Skąd ta panika? – Diana siedziała zaniepokojona jego zachowaniem.

– Nie mam czasu na tłumaczenia. – Chwycił mocno Dianę za rękę i przyciągnął do siebie.

– Co ty robisz? – Diana szarpnęła wciąż trzymaną przez niego rękę, próbując uwolnić się z uścisku.

– Nie ruszaj się – mówiąc to, nie trzymał Diany już za rękę. Teraz obejmował ją mocno. – Wiem, co mówię. Nie ruszaj się. – Diana znów chciała zaprotestować, już miała zacząć na niego krzyczeć.

– Dawidzie, czerwony kod. – Dobiegł z głośników głos kobiety.

– Podaj przyczynę. – Mina Dawida była surowa i bez wyrazu.

Diana stała teraz nieruchomo. O co chodzi? Chyba już miała dość niespodzianek. Teraz wiedziała, domyśliła się: ON jest szpiegiem. Wpadła w panikę, starała się od niego delikatnie odsunąć, ale jej ruch spowodował tylko mocniejszy uścisk.

– Stój tu, nigdzie teraz nie możesz się ruszyć – mówiąc te słowa, miał kamienną twarz.

Już nie było tego pięknego uśmiechu, po plecach Diany przeszły ciarki. Wiedziała, że istnieją wywiady, które się interesują jej firmą, ale nigdy nie przypuszczałaby, że jej właśnie się to przytrafi. Boże, jaka ona głupia. Sama się karciła w myślach. Odrobina relaksu, przystojny mężczyzna i proszę! Niemalże opowiedziała mu, jakie to rzeczy widziała i o jakich wie. Wpadła w panikę. Bez zastanowienia wyszarpnęła się i zaczęła uciekać w stronę schodów. Czerwone światło migało coraz szybciej, dookoła niej rozległy się zgrzyty. To pomoc, na pewno pomoc! Na pewno jakiś statek właśnie cumował u ich burty, chwała Bogu! Słyszała głos Dawida, nawołujący do powrotu. „Oszalał” – pomyślała.

Była w połowie drogi na pokład, gdy pies przeleciał obok niej, jakby przed czymś uciekał. Zgrzyt coraz głośniej napierał, zachwiała się, wszystko zawirowało wokoło niej, poczuła tępe uderzenie w głowę.

Dawid położył Dianę na sofie, na której jeszcze niedawno razem siedzieli i podziwiali życie oceanu. Przykrył ją kocem.

– Romek, leż tutaj i pilnuj, żeby znowu nie zrobiła sobie krzywdy. Jeszcze jest w stanie pomyśleć sobie, że my dwaj to jacyś piraci albo szpiedzy. – Pies sprawiał wrażenie, jakby słuchał i na słowa Dawida zamachał radośnie ogonem. – No, bierzmy się do pracy!

– Już myślałam, że zapomniałeś o moim istnieniu – odezwał się kobiecy głos.

– Nie bądź taka niecierpliwa, Alicjo.

– Nie jestem niecierpliwa, ledwo zdążyliśmy.

– Ale się udało. – Dawid śmiał się pod nosem, idąc w stronę drzwi.

– A co z twoim towarzystwem? Jak to teraz wytłumaczysz? – Głos z głośników był bez żadnego natężenia ani zmiany. Po prostu zwykły radiowy głos, jakby nic się nie stało.

Diana powoli dochodziła do siebie. Słuchała rozmowy Dawida z kobietą, która ma na imię Alicja. „Skąd tu ona? Poza tym co ma mi wyjaśnić, o co chodzi?”

Dawid podszedł do Diany.

– Jaki jest jej stan? Mam nadzieję, że nic poważnego jej się nie stało?

– Skan nie wykazał żadnych większych uszkodzeń, zresztą sam ją zapytaj, jest przytomna. – Głos wydawał się mniej przyjazny niż przed chwilą.

Diana słyszała całą tę i poprzednią rozmowę, ale skąd ta kobieta wiedziała, że ona jest przytomna i słucha ich konwersacji? Otworzyła pomału oczy.

– Witam raz jeszcze i tym razem zapytam, jak się czujesz? Chcę dodać jeszcze, że Romek nie miał z tym nic wspólnego. Mam nadzieję, że pamiętasz: mówiłem, żebyś się nie ruszała i teraz znowu zrobiłaś sobie krzywdę.

Diana usiadła gwałtownie, poprawiła niezdarnie bluzę, która zsuwała się jej z ramienia.

– Mam tego serdecznie dość! – mówiąc te słowa, rozglądała się dookoła siebie.

Wszystko znowu wyglądało inaczej: szklane ściany zniknęły, tylko sofa stała na swoim miejscu, poza tym było pusto.

– Myślę, że mogę poprosić o wytłumaczenie, dlaczego nie pozwoliłeś mi wyjść na pokład, przecież słyszałam, jak jakiś statek cumował. Było słychać ocieranie się burt. O co ci chodzi: pieniądze czy też może działasz na zlecenie? – mówiąc to, nie uśmiechała się, była śmiertelnie przerażona.

Siedziała wyprostowana, wiedziała, że nie ma z tego miejsca ucieczki. Schody, po których biegła, były teraz drogą bez wyjścia, pomimo wszystko starała się zachować zimną krew. Wiedziała z kursów, na jakie ją firma wysyłała, że z terrorystami trzeba rozmawiać bardzo ostrożnie, a jednak stanowczo. Choć miała nadzieję, że to jeden z tych kryminalistów, który szuka pieniędzy poprzez okup. Wiedziała, że jej firma zajmie się tym, nie zapomną o niej, przecież jest najbardziej wtajemniczonym pracownikiem. Zapłacą okup, a potem zrobią z tym porządek.

– Pozwól, że wszystko ci wytłumaczę: to czysty przypadek, po prostu znalazłaś się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze.

– Co to znaczy, że się znalazłam? Chciałam wyjść i...

– I przytrzasnęła cię gródź, właśnie dlatego prosiłem, żebyś została na miejscu i nie ruszała się, ale ty nie! Gdzie tak biegłaś?

– Jak to gdzie? Przecież powiedziałam ci już, że słyszałam, jak inny statek dobija do twojego.

– To nie był inny statek. A ja myślałem, że ci się tu podoba.

– To światło, ta panika, co to miało być w takim razie?

– Jeśli pozwolisz mi mówić i wysłuchasz spokojnie tego, co mam ci do powiedzenia, to wszystko ci wyjaśnię.

– Słucham! – Diana była wściekła.

Miała dość jego gadania, już miała odezwać się do niego z pytaniem, czy ma ją za idiotkę, kiedy...

– Dawidzie – znowu odezwał się głos ze ścian – miałeś się zameldować piętnaście minut temu. Czekają.

– Już, już. Czy teraz możesz zostać tu gdzie jesteś? Bardzo proszę.

Dawid wstał, nie czekając na odpowiedź podszedł do ściany. Stanął obok drzwi do kuchni i nacisnął mały guzik. Ściana pomału zaczęła się rozsuwać. Wszedł do pomieszczenia, w którym było pełno sprzętów, monitorów, komputerów i innych dziwnych urządzeń. Diana już była pewna, że jest szpiegiem. Siedziała nieruchomo, tak jak ją uczyli na szkoleniu. Pulpity z milionem przycisków i światełek. Dawid usiadł w fotelu naprzeciwko szeregu monitorów, które pokazywały mapy całego świata. Powyżej było dwanaście następnych, które wskazywały na dwanaście miejsc na całym świecie.

– Dawidzie, łączę.

– Dobrze, czekam i dziękuję. – Trzeci sygnał dopiero wyrwał Dawida z zamyślenia.

– Melduję się. Przepraszam za spóźnienie.

– Witam, Dawidzie, czy wszystko w porządku?

– Tak, wszystko okej. Mam gościa.

– Ty masz gościa? Chyba się przesłyszałem?

– Nie, to trochę bardziej skomplikowane – mówiąc to, patrzył teraz na Dianę.

– To znaczy, że masz gościa w spódnicy. – Rozległ się śmiech.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: