Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostróda '46. Jak Polacy Sowietów gromili - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,99

Ostróda '46. Jak Polacy Sowietów gromili - ebook

Jak władza ludowa walczyła z Armią Czerwoną.

15 stycznia 1946 roku, Ostróda, jeszcze do niedawna Osterode leżąca w prowincji Ostpreussen. Okolice dworca kolejowego. Na brukowanych ulicach leżą zaspy śniegu. W niektórych domach palą się światła – to polscy osadnicy szykują się do snu.

Ktoś wybiegł ze sklepu i trzasnął drzwiami. Od ścian kamienic odbił się tupot wojskowych trepów, a echo poniosło okrzyk „Strielać wsiech Polakow!”. Nagle zaczęła się bezładna wymiana ognia. To żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, sokiści i funkcjonariusze UB stanęli do walki z Sowietami. Trup ścielił się gęsto. Stawką w tej potyczce były wódka, pieniądze i zwykła ludzka godność. Brzmi jak fikcja lub historia kontrafatyczna? Nic z tych rzeczy.

Andrzej Brzeziecki na podstawie m.in. zachowanych w Archiwum IPN zeznań świadków odtwarza powojenne burzliwe chwile na ziemiach odzyskanych, kiedy po ulicach grasowali pijani czerwonoarmiści, a spokój na tym „Dzikim Zachodzie” próbowali zaprowadzić nie bardziej trzeźwi przedstawiciele władzy ludowej.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-8921-5
Rozmiar pliku: 902 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DRAMATIS PERSONAE

Funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei (SOK) i pracownicy kolei w Ostródzie

Karol Hochlajter – komendant SOK w Ostródzie

Bazyli Radoman – zastępca komendanta SOK w Ostródzie

Leon Łozowski

Kazimierz Jeszke

Włodzimierz Chodkowski

Stanisław Dudczak – pobity sokista

Jerzy Knowiakowski – młody chłopak, oskarżony o zabicie rannego żołnierza sowieckiego strzałem w pierś

Czesław Serwin

Józef Jechmański

Czesław Kafarski – sokista zabity przez żołnierzy sowieckich

Jakub Petas – sokista wzięty do niewoli, a następnie uwolniony przez wojsko polskie

Jan Zajkowski

Marian Dumny – pracownik kolei ograbiony przez żołnierzy Armii Czerwonej

Kazimierz Łukasiak – pracownik kolei, który odmó­wił przyjęcia butów, ale i tak go o to oskarżono

Funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Ostródzie oraz Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeń­stwa w Olsztynie

Kazimierz Tatarski – śledczy

Kazimierz Kołodziejski – uczestnik zajść na posterunku SOK

Jan Arcikowski

Jan Świderski

Antoni Rogowski

Stanisław Wruszczak

Bonifacy Kazimierski – oficer śledczy Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Olsztynie

Milicjanci

Jan Dudek

Kazimierz Ingielewicz

Krzysztof Kwiatkowski, wzięty do niewoli, a następ­nie uwolniony

Bronisław Lewandowski

Żołnierze Wojska Polskiego z 53 Pułku Piechoty

Pułkownik Jarocki – dowódca pułku

Lucjan Barszcz – strzelec

Wiktor Zalubowski – kapral

Mikołaj Kosacz – chorąży, domniemany zabójca starszego sierżanta Sajenki, poszukiwany dezerter

Zbigniew Kadula – strzelec

Władysław Ludwicki – kapral zabity przez żołnierzy Armii Czerwonej

Żołnierze Armii Czerwonej

Piotr Pawłowicz Sajenko – starszy lejtnant

Artem Krawczenko – żołnierz Armii Czerwonej

Nikołaj Nikołajewicz Dmitrijew – żołnierz Armii Czerwonej

Piotr Wasilenko – żołnierz Armii Czerwonej

NN – nieznany żołnierz Armii Czerwonej

Manfred Weyreuther – jeniec niemiecki, kierowca, świadek śmierci starszego lejtnanta Sajenki

Cywile

Ludmiła Radoman – żona Bazylego Radomana

Janina Radoman – córka Bazylego Radomana

Franciszek Sałek – właściciel restauracji „Hotel”

Ryszard Szempliński – właściciel sklepu kolonialnego przy ulicy Kilińskiego

Tadeusz Wojtowicz – stolarz, uczestnik awantury w restauracji „Hotel”

Włodzimierz Mroczkowski – redaktor naczelny „Wiadomości Mazurskich”

Zdzisław Chodkowski – inwalida wojenny, świadek zajść w sklepie kolonialnym, brat WłodzimierzaScena 1.

BUTY

Buty w Polsce zimą 1946 roku były na pewno towarem cennym i poszukiwanym. Kazimierz Łukasiak, czterdziestotrzyletni mieszkaniec Ostródy, pracownik tamtejszej kolei i ślusarz, nie chciał jednak – jak potem stanowczo twierdził – butów podarowanych mu 15 stycznia 1946 roku przez polskich żołnierzy, których spotkał, gdy szedł na posterunek SOK.

Bo to z trupa buty były. I jak się wydaje, także skarpetki.

Ślusarz Kazimierz Łukasiak nie był jednak w stanie później rozpoznać żołnierza, który owe buty (i powtórzmy, zdaje się także skarpetki) ściągnął z trupa i mu wręczył, gdyż „było cośkolwiek ciemno”. Nie przyglądał się mu zresztą, czyli polskiemu żołnierzowi, a nie trupowi, zbyt dokładnie. A ten żołnierz, wręczając obuwie, powiedział Kazimierzowi Łukasiakowi tylko: „Bierz, bo jemu i tak już nie potrzeba”.

Dlaczego zatem ślusarz Kazimierz Łukasiak w ogóle wziął te buty, skoro ich wcale nie chciał?

„Wziąłem, bo bałem się sprzeciwić żołnierzom” – twierdził później podczas przesłuchań.

O tym, że pracujący na kolei w Ostródzie ślusarz Kazimierz Łukasiak nie połakomił się na buty z trupa, które wciskali mu żołnierze, świadczyło także to, że nie wziął ich do domu, ale położył nieopodal parkanu, jakieś sto metrów od stacji kolejowej w Ostródzie.

I gdy następnego dnia o siódmej rano jeden ze strażników SOK przyszedł po feralne obuwie, Kazimierz Łukasiak bez żadnego oporu mu je oddał. A dokładnie: wskazał na parkan, pod którym owe buty leżały.

Łukasiak wraz z sokistą udali w kierunku leżącego nad jeziorem trupa i następnie naciąg­nęli mu na nogi (najpewniej) skarpetki oraz (na pewno) buty.

Choć trzeba także dodać, że jeden z przesłuchiwanych później funkcjonariuszy SOK twierdził, iż słyszał od pewnego wartownika, jakoby to sam Łukasiak ściągał poprzedniego wieczora buty z trupa.

Czyżby?

Być może miał ślusarz Kazimierz Łukasiak jednak jakieś skłonności do podobnych postępków, bo już wcześniej był ukarany pięciodniowym aresztem między innymi za „rabowanie cywilnej ludności” i ogólne rozboje.

Dodajmy od razu, że ten, z którego ściągnięto buty, nie był takim sobie zwykłym trupem. Był to bowiem trup sowieckiego żołnierza, który dzień wcześniej został zastrzelony przez Polaków. Uściślijmy również, że zwłoki ograbione zostały nie tylko z butów (i skarpetek), ale także z innych części garderoby.

I zasygnalizujmy już tutaj, że tych sowieckich trupów było więcej…

W sumie pięć. I jeszcze, dodajmy, dwa polskie. Rannych nie licząc.

Sytuacja więc była trudna i skomplikowana. A przede wszystkim niebezpieczna. Sowieccy żołnierze byli wszak wyzwolicielami Polski. Byli wyzwolicielami niosącymi pokój, ale zarazem wyzwolicielami, których bardzo się bano. Nie bez powodu zresztą, bo ten przyniesiony przez nich pokój był bardzo brutalny. Przegonili oni, owszem, Niemców z naszego kraju i to ich przywódca, Józef Stalin, przyłączył takie miasta, jak właśnie Ostróda, do Polski, ale sowieccy żołnierze słynęli z brutalności i niekonwencjonalnego – tak to na razie nazwijmy – zachowania na opanowanych terenach.

Innymi słowy: sowieccy żołnierze przynieśli Polakom nowe porządki, ale te porządki, choć oznaczały koniec okupacji niemieckiej, wcale nie oznaczały końca trudnego życia.

Armia Czerwona była jednak panem sytuacji na opanowanych przez nią terenach. W tej sytuacji śmierć sowieckich żołnierzy była sprawą nad wyraz niebezpieczną.

Poradzić z nią sobie musiał jako pierwszy Karol Hochlajter, komendant posterunku Straży Ochrony Kolei w Ostródzie. Wszak dramat, jaki rozegrał się poprzedniego wieczora, miał miejsce na terenie mu podległym. Strzelali między innymi jego podwładni. Wszystko działo się na jego oczach, a to, w jakim stopniu on sam był odpowiedzialny za zaistniałą sytuację, stanie się nazajutrz przedmiotem drobiazgowego śledztwa. Tego po strzelaninie mógł być zupełnie pewien.

A my, choć na razie wrzuceni w sam środek nieznanych nam wydarzeń, za chwilę poznamy ich przyczynę, tragiczny przebieg i opłakane skutki.

Był poranek 16 stycznia 1946 roku. Środa. Następ­nego dnia, w czwartek, jego najmłodsze, siódme dziecko komendanta Hochlajtera, Mirek, miało obchodzić czwarte urodziny. A tu taki kłopot.

Przynajmniej tego ranka sprawa butów się wyjaśniła. Ale Karol Hochlajter zapewne dobrze wiedział, że zbierają się nad nim czarne chmury.

Dlatego koło dziewiątej rano zaprosił na kieliszek wódki swego zastępcę Bazylego Radomana. Jak twierdził ten ostatni, Hochlajter był zdenerwowany. Trudno się dziwić, zresztą sam komendant to potwierdzał. Jak mówił potem, był podenerwowany „na skutek zajść z dnia 15.1.1946 r. i tylu trupów, których oglądałem w godzinach rannych”.

Dlatego kieliszek wódki przeszedł – i to jak można sądzić całkiem płynnie – w pół litra.

Później, podczas śledztwa, Bazyli Radoman oświadczył, że właśnie wtedy – po kieliszku wódki i po „dłuższym namyśle” – komendant Karol Hochlajter przyznał się swemu koledze, że to on kazał „wykończyć” Rosjan.

Ale czy naprawdę użył tego słowa? Czy naprawdę powiedział, że kazał „wykończyć”?

Sam zainteresowany twierdził, że absolutnie nic takiego nie powiedział. Jak potem utrzymywał, nie powiedział wcale: „kazałem ich wyprowadzić i wykończyć”, ale „kazałem ich wyprowadzić i wykończyli”.

A i sam Bazyli Radoman wiele miesięcy później – już na sali sądowej w Olsztynie – nie był do końca pewien, co usłyszał od Hochlajtera przy kieliszku wódki pitym nad ranem 16 stycznia 1946 roku.

Być może Hochlajter z tym swoim wileńskim akcentem, który odnotowali śledczy, powiedział nawet: „Kazałem ich wyprowadzić z wartowni Ochrony Kolei i wykończyć do reszty, gdyż uprzednio już byli pobici!”.

A może jednak w rozmowie z Radomanem tylko stwierdził, że kazał wyprowadzić żołnierzy, a inni ich „wykończyli”.

Oczywiście powstaje teraz pytanie, kim byli ci, którzy „wykończyli”. Komendant Karol Hochlajter zeznawał, że Bazyli Radoman stwierdził podczas tamtej rozmowy przy wódce, iż Sowietów zabili „resorciaki”, czyli funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Ostródzie, w skrócie: ubecy, a więc przedstawiciele władzy komunistycznej.

Śledczy potem ocenili, że Bazyli Radoman jest „skryty” – widocznie umiał milczeć lepiej niż Hochlajter. W każdym razie nie powiedział wówczas nic, co by go konkretnie obciążało.

W tym samym czasie, gdy Karol Hochlajter i Bazyli Radoman pili kieliszek, czyli właściwie pół litra, wódki, gdzieś nieopodal, „w bocznej uliczce naprzeciw stacji kolejowej”, wódkę pili także inni mężczyźni: Kazimierz Jeszke, Stanisław Dudczak i Jerzy Knowiakowski – niewysoki, bo liczący sto sześćdziesiąt trzy centymetry wzrostu blondyn o niebieskich oczach, wąskich ustach i drobnych zębach.

Oni także byli funkcjonariuszami SOK, a więc podwładnymi Karola Hochlajtera i Bazy­lego Radomana.

Kazimierz Jeszke, rocznik 1920, z zawodu elektromonter, opowiadał później, jak doszło do tego porannego picia. Otóż Jeszke udawał się właśnie na służbę na posterunek SOK, gdzie miał pilnować ciał zabitych sowieckich żołnierzy, ale ponieważ stał tam już jeden strażnik, poczuł się zbędny i poszedł na wartownię SOK. Na tejże wartowni spotkał młodziutkiego, osiemnastoletniego, Jerzego Knowiakowskiego, także sokistę.

Chłopak ten właściwie powinien być w areszcie i odbywać karę za pijaństwo podczas służby w sylwestra, ale 16 stycznia nad ranem chyba już nikt nie miał głowy do tego, by go pilnować. Dlatego Jerzy Knowiakowski poruszał się po Ostródzie zupełnie swobodnie.

To Knowiakowski najpewniej zaproponował Jeszkemu wódkę. Było, owszem, wcześnie, ale była zima – co usprawiedliwia zdaniem wielu picie wódki nad ranem.

Do obu mężczyzn dołączył wspomniany Stanisław Dudczak i wszyscy trzej udali się do mieszkania znajomej Knowiakowskiego. Kobieta ta najwyraźniej prowadziła melinę, bo Knowiakowski zamówił pół litra, choć potem Jeszke mówił nawet, że było to półtora litra. Pito szklankami. Jeszke wyjął swoje śniadanie na zakąskę.

Temat rozmowy sam się narzucał: tragiczne wydarzenia poprzedniego wieczora.

Jerzy Knowiakowski w pewnym momencie pochwalił się: „Ja sam jednemu Rosjanowi dałem w czapę”. Słów tych z pewnością potem żałował. Na domiar złego, gdy przyszło płacić za wódkę, chłopak wyjął „czerwieńce”. Zapytany przez współbiesiadników, skąd je ma, odrzekł, że poprzedniego dnia widział, jak jeden z polskich żołnierzy ograbiał trupa sowieckiego żołnierza, więc zażądał spółki. Dostał sto pięćdziesiąt rubli.

Trzech mężczyzn opuściło lokal. Jeszke udał się na służbę, na którą przecież szedł już wcześ­niej, a Knowiakowski poszedł spać na wartownię SOK. Gdzie udał się Dudczak, nie wiadomo. Prawdopodobnie bolała go głowa, ale o tym później.

Komendant Karol Hochlajter, czterdziestoośmioletni mężczyzna o piwnych oczach (łysy, ale o blond włosach, jak czytamy w dokumentach), zaprawdę mógł mówić o pechu. Jak sam twierdził, od czasu, gdy objął posterunek Straży Ochrony Kolei w Ostródzie w lutym poprzedniego roku, miał do czynienia ze stu pięćdziesięcioma awanturami i rozbojami, a więc średnio co drugi dzień musiał interweniować – i zawsze umiał sobie z kłopotami poradzić. Także jego zastępca Bazyli Radoman zapewniał później, że widział parokrotnie, jak „Hochlajter podobne zajścia opanowywał”.

Hochlajter powiedział potem o sobie, że cieszył się zaufaniem władz polskich i sowieckich, przełożonych i podwładnych. Miał nawet otrzymać jakąś nagrodę.

Mimo niezbyt imponującej budowy – liczył raptem sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu – nie był Karol Hochlajter człowiekiem strachliwym – swego czasu działał w Polskiej Organizacji Wojskowej, walczył na wojnie polsko-bolszewickiej, w czasie niemieckiej okupacji pomagał w ucieczce aresztowanym, a gdy nadeszli Sowieci, pomagał NKWD w wyłapywaniu litewskich policjantów współpracujących wcześniej z hitlerowcami. Jeden z takich policjantów oskarżył nawet Hochlajtera o kolaborację – kosztowało to Polaka sporo nerwów i nieprzyjemności ze strony władz sowieckich. Siedział w areszcie sześć tygodni i był bity. Ostatecznie został oczyszczony z zarzutów i wkrótce jako przesiedleniec trafił do Suwałk, potem do Białegostoku i wreszcie do Ostródy.

Hochlajter – jako kombatant POW i wojny z bolszewikami mający już do czynienia z NKWD – nie musiał kochać Rosjan i ich sowieckiej władzy. II Rzeczpospolita dała mu odznaczenia, dała mu pracę na kolei, tymczasem bolszewicy, Sowieci i polscy komuniści dybali na jego życie przynajmniej od wojny 1920 roku. Potem wygnali go z rodzinnego Wilna. Hochlajter nie miał więc powodów, by darzyć nowe porządki miłością, ale też chyba nie przejawiał szczególnej wobec nich wrogości. Chciał przede wszystkim normalności, chciał osiedlić się w nowym miejscu i żyć spokojnie. Jak prawie wszyscy Polacy wówczas.

Tymczasem życie na terenach przyłączonych do Polski w wyniku powojennych decyzji mocarstw do prostych nie należało. W 1945 roku przybyło na ziemie Prus Wschodnich około stu siedemdziesięciu tysięcy ludzi – ale ta liczba niewiele mówi. Bywało bowiem, że osiedlani na poniemieckich ziemiach ludzie po prostu uciekali stamtąd, jeśli mieli dokąd. Ci jednak, których przesiedlono z dawnych Kresów Wschodnich II Rzeczpospolitej, nie mieli dokąd wyjechać. A Hochlajter pochodził właśnie spod Wilna.

Jeszcze w czasach PRL, bo w 1985 roku, ukazała się książka _Warmia i Mazury w Polsce Ludowej_ – już po samym tytule można się zorientować, jaki był jej ideologiczny wydźwięk. Jednak nawet i wtedy autorzy książki przyznawali, że repatrianci z Kresów stanowili problem. Była to do tej pory ludność wiejska, „w tym niemała część biedoty”, i niby to dzięki przenosinom grupa ta „uzyskała warunki bytowania, umożliwiające awans cywilizacyjny, a także poprawę statusu materialnego”, jednak „zachowała rezerwę do nowego ustroju i kształtujących go sił politycznych, a zwłaszcza do PPR jako partii dominującej. Skłonna była udzielać poparcia opozycji, łącznie z podziemiem politycznym i zbrojnym”.

Z tej perspektywy Karol Hochlajter i jemu podobni jawią się po prostu jako niewdzięcznicy. Byli wiejską biedotą, teraz dostali domy i pracę, a wciąż kręcili nosem i grymasili. Zważmy przy okazji, że ten awans cywilizacyjny był jednak w większej mierze zasługą poprzednich gospodarzy Ostródy, gdyż to Niemcy w ostatnich stuleciach pobudowali solidne kamienice i zaopatrzyli miasto w elementy nowoczesnej infrastruktury.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: