Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pięć gwiazdek dla Ciebie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 sierpnia 2020
Ebook
36,50 zł
Audiobook
42,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,50

Pięć gwiazdek dla Ciebie - ebook

Istnieje prosta recepta na dobre życie: trzeba jedynie unikać tego, co złe.

Konrad jest o tym przekonany, bo spotkało go już wystarczająco wiele ciężkich chwil. Zarabia, pisząc recenzje produktów. W życiu prywatnym również ocenia wszystko liczbą gwiazdek: sprawną kasjerkę, letnią kawę... i Pię – nową wychowawczynię swojej córki. Za ładna, zbyt niepewna siebie, nie nadaje się do zawodu nauczyciela. Tylko dwie na pięć możliwych gwiazdek.

Kiedy Pia się o tym dowiaduje, chce mu dać nauczkę. Wkrótce nadarza się idealna sytuacja, ponieważ Konrad zostaje wybrany na nowego przewodniczącego rady rodziców. Nauczycielka zrzuca więc na niego uciążliwe zadania, które każdego przyprawiłyby o mocny ból głowy.

Relacja pomiędzy nimi ulegnie jednak diametralnej zmianie, gdy jeden z uczniów zacznie być prześladowany… i to właśnie Konrad nieoczekiwanie przybędzie mu z pomocą.

Wszyscy szybko przekonują się, że choć to wygodne, w życiu potrzeba czegoś więcej niż pięciogwiazdkowego systemu ocen.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8139-664-6
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Uczennicom i uczniom klasy 6a (rok szkolny 2018/2019) hamburskiego Gimnazjum im. Helene Lange:

Esther, Veronice, Lilii, Bentowi, Johannowi, Henry’emu, Ediz, Lino, Selinie, Karlotcie, Idzie, Luzowi, Henry’emu, Williamowi, Tilmanowi, Pauli, Mice, Elli, Benowi, Felixowi, Mio, Giovannie, Luisowi, Mosesowi, Emily, Paulowi, Käte, Nicoli.

Ich wychowawczyni Verenie von Szada Borzyszkowski oraz dyrektorowi szkoły Holgerowi Müllerowi.

I Cäcilii Witt, również uczennicy Gimnazjum im. Helene Lange.

Z podziękowaniami dla Was wszystkich! Bez Waszego wsparcia powstanie tej powieści byłoby niemożliwe!Drzwi były lekko uchylone. Zdziwił się, że dom pogrążony jest w kompletnych ciemnościach, chociaż na ulicy świeciły już latarnie. Kołysząc się łagodnie i przytrzymując niemowlę w nosidełku przed sobą, wsunął się powoli przez drzwi frontowe. Przystanął w przedpokoju i nasłuchiwał. Nic. Tylko regularne tykanie dużego zegara wiszącego na ścianie obok lustra rozmiarów człowieka. Samochód przejeżdżający ulicą. I ciche posapywanie spokojnie drzemiącej dziewczynki, której ciepły i wilgotny oddech czuł na piersi.

– Halo? – szepnął, zmierzając w kierunku ciemnego salonu. Objął dziewczynkę drugą ręką, jakby nosidełko nie dawało dziecku wystarczającego podparcia. Ramieniem pchnął drzwi, ale salon również był opuszczony, podobnie jak znajdująca się za nim otwarta kuchnia. Uniósł lewą rękę i zerknął na zegarek. Minęły dokładnie trzy godziny odkąd opuścił dom. Tak jak się umówili. – Halo? – spróbował ponownie. Szeptem, żeby nie zbudzić niemowlęcia. Prawdopodobnie za cicho, by ktoś go usłyszał.

Włożył prawą rękę do kieszeni spodni, ostrożnie wyjął komórkę, odblokował ją sprawnym ruchem kciuka i kliknął w ostatnio wybierany numer. Ledwo zbliżył telefon do ucha, gdy jednocześnie usłyszał sygnał w słuchawce i dzwonek rozlegający się gdzieś w głębi domu. Opuścił komórkę i znów nasłuchiwał. Wrócił do ciemnego przedpokoju, żeby zbliżyć się do dźwięku. Dzwoniło gdzieś na pierwszym piętrze.

Drewniane schody trzeszczały pod jego ciężarem; wchodził powoli krok po kroku, kierując się rytmicznym sygnałem dzwonka telefonu. Gdy dotarł do szczytu schodów, dźwięk ucichł. Tylko jedne z trzech par drzwi były otwarte. Te do sypialni.

Ruszył ku nim, wyciągnął rękę i natknął się na drewno z białym pokostem, który połyskiwał w szarym mroku. Jak na zwolnionym filmie, drzwi poruszyły się na zawiasach bezszelestnie i zobaczył duże, podwójne łóżko.

Serce pojęło szybciej niż głowa to, co miał przed oczami. Zrozumiało, że to nie sen. Że scena, którą ujrzał, nie jest produktem jego wyobraźni. Była rzeczywista.

Tylko nie krzyczeć. Wbił zęby w zaciśniętą pięść tak mocno, że poczuł krew na języku. Oddech stał się nerwowy, klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko w niekontrolowany sposób, ciemne błyski jak welon przykryły obraz, ale nie przesłoniły łaskawie widoku. Miał przed sobą ciepłe dziecięce ciałko, ta ciasnota nosidełka groziła mu teraz uduszeniem. Wyprostował plecy, żeby złapać tchu. Powietrze, potrzebował powietrza!

W tym samym momencie nogi się pod nim ugięły, potknął się, poleciał w tył, uderzył o futrynę i osunął się po niej na podłogę.

Siedział tak jakiś czas. Po prostu siedział, gapiąc się tępo na duże podwójne łóżko. Niczego nie słyszał.

Ani tykania ściennego zegara na dole w holu.

Ani cichego szumu przejeżdżających aut.

Ani własnego oddechu czy oddechu dziecka.

Panowała jedynie cisza.1

Czwartek, 29 sierpnia, godzina 17.53

Konrad

Konrad Michaelsen miał prosty przepis na szczęśliwe życie: Trzeba tylko unikać wszystkiego, co złe. Wprawdzie nikt jeszcze nie wyjaśnił przekonująco, co konkretnie wiedzie do szczęścia i sukcesu, jednak droga do zguby była zdecydowanie łatwiejsza. I tak motto Konrada brzmiało po prostu: Porzuć wszystko, co ci nie służy.

Lista rzeczy, których to dotyczyło, była długa. Dłuższa niż Mur Chiński, Autostrada Panamerykańska i Amazonka razem wzięte. Ponieważ Konrad prowadził skrupulatne zapiski dotyczące złych doświadczeń, które mu się kiedyś przytrafiły i których należało unikać w przyszłości, notatki stawały się dzień po dniu jego prywatnym katalogiem negatywnych spraw. I tak na liście znalazły się zarówno całkiem oczywiste rzeczy, jak: „zażywanie narkotyków i picie alkoholu”, „niewyjaśnione kłótnie” czy „sen krótszy niż osiem godzin”, ale również nieco bardziej ekscentryczne wpisy typu: „zwrot butelek w automacie sklepu Rewe City Nord”, „zbędne spontaniczne zakupy” czy „włosy krótsze niż trzy centymetry”.

Informacje – szczególnie te z mediów brukowych szukających sensacji – próbował ignorować, czasami tylko oglądał Wiadomości o ósmej, żeby jeszcze orientować się w świecie. Nie słuchał smutnych piosenek o miłości, nie oglądał filmów wojennych i dramatów; przywiązywał dużą wagę do tego, by nie denerwować się niczym i nikim.

Konrad Michaelsen chciał uregulowanego i spokojnego życia, a to, co go złościło, denerwowało czy martwiło, notował w swoim małym czarnym notesie, który zawsze nosił przy sobie. Zapisywał, odkładał jakby na później i pozostawiał między kartkami.

Wszystko, co uznał za godne umieszczenia na liście, trafiało bez żadnej taryfy ulgowej do owej „szuflady śmierci”. Jeśli już raz podjął decyzję, by się od czegoś trzymać z daleka, to wcielał ją w życie. Bo i tego nauczył się z wiekiem: decyzji nie należy podważać. Trzeba je traktować jak złożone śluby, jak nieprzekraczalne prawo. Łatwiej się żyło bez marnowania czasu i energii na podejmowanie ciągle nowych decyzji. Konrad nie widział żadnej sprzeczności w pogoni za zasadami jako źródłem wewnętrznego spokoju.

Jego wzrok powędrował w prawy górny róg monitora, gdzie cyfrowy zegar obwieszczał, że zostało mu do końca pracy jakieś pięć minut. Konrad również w tym był kategoryczny; praca w godzinach od siódmej trzydzieści do piętnastej, maksymalnie do osiemnastej, z przerwą od dwunastej do dwunastej trzydzieści. Nigdy w weekend. Nigdy. Obojętnie, co było do zrobienia. W podbramkowej sytuacji zaczynał nawet o piątej rano albo pracował do północy, ale zarówno sobota, jak i niedziela były dla niego święte. Kropka.

Gdy zastanawiał się, jakie życie wiódł przed laty, to stwierdzał, że nie mogłoby być bardziej różne od obecnego. Ale też wszystko, co było „wcześniej”, Konrad już dawno sobie odhaczył, dokładnie tak, jak wszystkie te rzeczy, które mąciły spokój duszy.

Klik! Nadejście e-maila przestraszyło go, a gdy odczytał imię nadawcy, wzdrygnął się po raz drugi. Franziska. Oczywiście Franziska.

Zostawiła mu już trzy wiadomości na poczcie głosowej i pytanie: „Gdzie się podziewasz?” w nagłówku pozwalało przypuszczać, że postanowiła eskalować żądania.

Kochany Konradzie

Nie widziałeś, że dzwoniłam, czy może zdenerwowałam Cię w piątek? Cieszyłabym się po prostu, gdybyś został na noc, ale oczywiście nie chciałam naciskać. Więc proszę, Mój drogi, odezwij się, bo powoli zaczynam się martwić.

Całuski, Franziska

Kilka sekund patrzył bezradnie na słowa napisane przez jego najnowszą internetową znajomą. Wzdychając, kliknął na Odpowiedz, wstawił Automatic Reply przed nagłówkiem i wstukał tekst, który zawsze w takich sytuacjach stosował.

Wiadomość wygenerowana automatycznie: Chwilowo jestem nieosiągalny.

Z cichym szumem e-mail opuścił skrzynkę. Konrad wiedział, że to nie było miłe. Oczywiście zdawał sobie z tego sprawę, przecież nie był pozbawioną uczuć kłodą. Ale doświadczenie nauczyło go, że było coś na rzeczy w powiedzonku „Lepszy tragiczny koniec, niż tragedia bez końca”. Długie dyskusje na temat „dlaczego on nie chce przelotnej znajomości” za każdym razem kończyły się łzami zainteresowanej. Każde słowo budziło zbyt wiele nadziei, której Konrad ani nie chciał, ani nie mógł spełnić. Dlatego w pewnych sytuacjach, jeśli któraś kobieta mu podpadła, stosował metodę z automatyczną odpowiedzią. Nie, miłe to nie było. Ale chociaż jednoznaczne. Przejrzyste. A przejrzystość to dobra rzecz.

Zamknął skrzynkę i skierował uwagę na materac Visco z elastycznej pianki Memory, żeby zaraz w entuzjastycznym tonie wychwalać „perfekcyjny komfort leżenia” na nim i „gwarantowany zdrowy klimat snu”.

Konrad w pracy koncentrował się na czymś, co było przeciwieństwem jego czarnej listy: na zaletach. Dokładniej rzecz ujmując, na pozytywnych aspektach różnych produktów, które jako profesjonalny recenzent mógł uwypuklić. To właśnie robił. Pisał opinie. Wyłącznie takie, przy których jego klientom łzy napływały do oczu. Z radości. Na zlecenie tak zwanych agencji SEO – Search Engine Optimization, optymalizacji wyszukiwarek – opiniował za gotówkę wszystko, co przysłano mu do oceny.

Nie miało przy tym znaczenia, co to za produkt. Węże ogrodowe, męskie skarpety, czekoladki z marcepanem, garnki ze stali nierdzewnej, książki, piły łańcuchowe, lampy ledowe, parownice do czyszczenia, konsole do gier, koce elektryczne czy materace z pianki Memory właśnie – Konrad nie był wybredny. Ocena jednak była z góry przesądzona, zanim nadał recenzji nagłówek: Wspaniałe, rewelacja, całe pięć gwiazdek!

Albo dziesięć punktów, szkolna szóstka, sześć uśmiechniętych ikonek – zależnie od systemu oceniania przyjętego w danym portalu internetowym, w którym zamieszczał opinie – aby żądny informacji klient przy kolejnym zakupie dał się poprowadzić we właściwym kierunku. Praca na akord, męcząca i nieszczególnie wymagająca. Ale przynajmniej pozwalająca Konradowi wieść swobodne życie na skromnym poziomie w trzyipółpokojowym mieszkaniu w centrum Hamburga. Te pół pokoju to składzik; Konrad nazywał go pieszczotliwie Gabinetem Strachu, ponieważ mieścił wszystkie produkty, które miały być w ramach zlecenia „przetestowane”. W oryginalnych opakowaniach piętrzyły się po sufit. Regularnie rozdawał je za pomocą ogłoszeń drobnych na eBayu albo oddawał potrzebującym. Pewnie mógłby sprzedać to i owo, ale nawet wzięcie takiej możliwości pod uwagę, licowałoby z jego poczuciem przyzwoitości i zasadami.

Chociaż ostatniej wiosny zastrzyk finansowy byłby bardzo pożądany. W marcu zdecydował, żeby opuścić Kolonię i w wakacje przenieść się daleko na północ do Hamburga, a zorganizowanie przeprowadzki i znalezienie nowego lokum nie było łatwe – zwłaszcza dla kogoś na samozatrudnieniu. Ale dzięki oszczędnościom i przekonującym rozliczeniom podatkowym, Konrad otrzymał dofinansowanie do mieszkania w starym budownictwie w dzielnicy Generalsviertel, a i zapewnienie agentki nieruchomości, że otrzyma wkrótce fabrycznie nowy Thermomix – prawdopodobnie nie zaszkodziło (pozwolił sobie na to małe odstępstwo od zasad).

I tak przed sześcioma tygodniami Konrad mógł wprowadzić się do nowego mieszkania w Hoheluft, położonego wprawdzie w centrum, ale jednak z małomiasteczkowym klimatem – dokładnie tak, jak lubił. Nawet jeśli musiał z tego powodu jeszcze bardziej łamać sobie głowę, co i tak robił od lat. Przynajmniej nie miał nad sobą szefa, który by go każdego dnia pilnował, co doprowadziłoby Konrada do obłędu. Jego odbiorcy byli zainteresowani jedynie autentycznością jego słów, szczerością, z jaką wygłaszał pełne zachwytu opinie oraz siłą przekonywania i oddziaływania jego ocen. Jak i gdzie tego dokonał – było jego sprawą.

Katalog negatywów w czarnym notesie miał ustrzec go przed złem, ale nie tylko. Przy całej euforii, którą wkładał w opisy, zarabiając na chleb, katalog służył także jako zachowanie harmonii, higiena psychiczna i wentyl. Jak minus dla plusa, jak yang dla yin, jak Flip dla Flapa.

***** Sen jak w baśni z 1001 nocy!

Długo szukałem materaca, w którym wszystko gra: wykonanie, komfort, stosunek ceny do jakości. I muszę powiedzieć, że odnalazłem to w modelu „Siódemka Śpiącej Królewny”. Jestem bardzo usatysfakcjonowany. Jak sama nazwa wskazuje, materac składa się z siedmiu ortopedycznie zgranych ze sobą stref leżenia, które…

– To kompletne bzdury, tato!

– Mathildo! – Konrad obrócił się na krześle biurowym i rzucił krzywe spojrzenie córce, która znów niepostrzeżenie zakradła się do niego od tyłu i z zainteresowaniem czytała tekst na monitorze. – Wiesz, że nie lubię, gdy bez pukania wchodzisz do mojego biura?

– Pukałam. – Uśmiechnęła się zawadiacko, błyskając aparatem na zębach. Wyglądała uroczo. – Ale byłeś tak pochłonięty swoją poezją, że mnie nie usłyszałeś.

– Tak, wyśmiewaj się ze swojego staruszka. – Dał jej kuksańca w bok, zadowolony, że nie przyszła kilka sekund wcześniej i nie przyłapała go na tym, jak spławiał Franziskę. Mathilda nie miała pojęcia o internetowych znajomościach ojca i tak miało pozostać. Wielkie nieba, ta dziewczynka miała dopiero dwanaście lat! Dwanaście i pół, jak sama chętnie podkreślała. – No więc kochanie, powiedz mi proszę, co tu jest bzdurą.

– Wszystko – odparowała niewzruszona.

– Absolutnie wszystko?

– A przynajmniej nagłówek.

Wskazała palcem na górny wers.

– Tysiąc i jedna noc? – Mathilda zmarszczyła czoło i spojrzała na ojca uważnie. – Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy w tej baśni nie chodziło o to, że ktoś nie śpi? I to przez tysiąc i jedną noc?

– To tylko przenośnia.

– Dość nieudana, jeśli chcesz wiedzieć.

– Czepiasz się szczegółów.

Jego córka zaśmiała się i odrzuciła głowę, a jej ciemnobrązowe loki sprężynowały w powietrzu. Tę gęstą czuprynę odziedziczyła po matce, podobnie jak jasnoniebieskie oczy. A zanim dwa lata temu Mathilda została wprowadzona przez pełnego dobrych chęci fryzjera w świat odżywek i produktów do pielęgnacji loków – uskarżała się nieustannie na „fryzurę pudla”. Teraz, gdy córka stała za nim tak roześmiana, z tą burzą włosów i lekko zaróżowionymi policzkami (Róż? Żeby to tylko nie był róż!) – coś lekko zakłuło go w sercu. Jego dziewczynka dorastała.

– Ciekawe, po kim ja to mam? – odpowiedziała zalotnie, a ukłucie stało się jeszcze bardziej dotkliwe.

– W porządku. – Konrad jednym kliknięciem zamknął okno na ekranie. – Pomyślę nad tym jutro, na dziś i tak już koniec z robotą.

Mathilda z przerażeniem rzuciła okiem na zegarek.

– Prawda! – zawołała. – Już minuta po szóstej, to nie do przyjęcia.

Skinąwszy głową, Konrad wstał z chytrym uśmieszkiem na ustach.

– Dziadkowie powinni zjawić się lada chwila.

– Serio? Teraz? Zadzwoniłeś po nich?

– Oczywiście, przecież za chwilę muszę wyjść na zebranie do szkoły.

– Tato! – Mathilda podążyła do kuchni za ojcem, który właśnie zabierał się do wkładania do piekarnika warzyw na zapiekankę. – Potrafię przypilnować sama siebie przez dwie godziny.

– Wiem. – Zamknął drzwiczki i ustawił pokrętło. – Ale nie wszystko, co potrafimy, powinniśmy robić.

Po tych słowach wyjął z szafki garnek, napełnił gorącą wodą, wrzucił do niego szybkim ruchem garść pełnoziarnistego makaronu i postawił na przednim polu płyty, którą od razu włączył.

– To bez sensu, że babcia i dziadek muszą jechać przez pół miasta, by mnie niańczyć.

– Po pierwsze, mieszkamy tylko dziesięć minut drogi od nich…

– Dziadek zawsze błądzi, co daje raczej jakieś trzydzieści minut!

– A po drugie, cieszą się zawsze, gdy mogą cię zobaczyć.

– A ja nie – mruknęła pod nosem córka.

– Mathildo!

– Już dobrze. – Westchnęła. – Nie chciałam – dodała tonem typowym dla dwunastoipółletniej osóbki. Zdenerwowanym, ale jednak słodkim i ze świadomością swojej winy. Coś pomiędzy buntem nastolatki a córeczką tatusia. Był zaskoczony za każdym razem, gdy Mathilda tak się zachowywała, mimo że robiła to już od kilku tygodni. – Idę do siebie, dopóki nie przyjdą.

– Dobry pomysł! Może coś namalujesz?

– Pffff. – Zanim zamknęła za sobą drzwi, jeszcze wydała z siebie ten dźwięk, niezadowolona. – Poza tym chciałam dziś pizzę!

Uśmiechnął się mimo woli. Uśmiech stał się jeszcze szerszy, gdy dotarły do jego uszu znajome basy. Tina, Lina, Sina czy jak jej tam. Piosenką o jakimś tam egoiście Mathilda zadręczała go na okrągło od kilku miesięcy, tak skutecznie, że Konrad znał już na pamięć każdą linijkę. Najważniejszy jesteś ty, all eyes on you…

Zmniejszył temperaturę pod garnkiem z makaronem, żeby się nie rozgotował, i poszedł do sypialni. Tam zmienił koszulkę i dżinsy na koszulę w kratkę i porządne spodnie, narzucił lekką marynarkę i stanął przed lustrem w przyległej łazience, by ocenić zarost. Był jeszcze w porządku. Konrad zwykle brał prysznic i golił się podczas krótkiej południowej przerwy w pracy – to luksus, na który sobie pozwalał, żeby dzień nie był zbyt nerwowy.

Przejechał dłonią po lekko kręconych ciemnoblond włosach, odwrócił głowę, by spojrzeć na swój profil i zauważył ze zdziwieniem, że ma więcej siwych pasemek, niż ostatnio. To pewnie wina oświetlenia. Albo tego, że u czterdziestodwuletniego ojca nastolatki pierwszy lakier już nieodwołalnie zszedł. Bezwolnie pomyślał znów o Franzisce, która mimo że była o dobre piętnaście lat młodsza od niego, najwyraźniej się w nim podkochiwała. Poczuł lekkie wyrzuty sumienia, że dość ordynarnie spławił ją wiadomością o rzekomej nieobecności.

Jednak na portalu randkowym, na którym poznali się trzy tygodnie wcześniej, Konrad pisał otwarcie i szczerze: „Nie szukam niczego stałego, jedynie miłej odmiany w życiu”. Chyba nie można sformułować oczekiwań wyraźniej. Nie rozumiał, dlaczego tyle kobiet nie bierze wypowiedzi mężczyzny dosłownie, tylko woli kierować się własną interpretacją. Przy tym pozostawało też dla niego zagadką, co tu w ogóle można było poddać interpretacji. Kiedyś już przeżył przygodę, gdzie początkowo niewinny romans wymknął się spod kontroli, gdy pani, której rzecz dotyczyła, ni stąd ni zowąd postawiła jakieś żądania. Kobiety. Wzruszył ramionami. Chyba nigdy ich do końca nie zrozumie. Trzeba tylko mieć nadzieję, że Mathilda nigdy na taką nie wyrośnie. Przypomniał sobie jej loki, jasnoniebieskie oczy i uroczy uśmiech z aparatem na zębach. Z jeszcze większą nadzieję marzył, że jego córka nigdy nie trafi na takiego typa jak on. Któregoś dnia będzie musiał przeprowadzić z nią spokojną rozmowę na tematy damsko-męskie, nawet jeśli na samą myśl o tym cierpła mu skóra.

„Jesteś niemożliwy!”, miał wrażenie, że słyszy wyraźny głos Julii, jakby stała tuż obok. „Niemożliwy z tymi swoimi czekoladowymi oczami, dzięki którym okręcisz sobie wszystko i wszystkich wokół palca. Po prostu niemożliwy!”.

Konrad przełknął ślinę, wyłączył światło w łazience i wszedł do przedpokoju. Nie było czasu na rozmyślania o Julii.Grupa „Seven Eleven” na WhatsAppie

18.03

Greta: Jak tam ludziska? Strach przed dzisiejszym wieczorem?

18.04

Raffa: Dlaczego strach?

18.05

Greta: Ciekawe, o czym będą gadać?

18.07

Lukas: O co może im chodzić?

18.08

Till: Pewnie o ciebie, lamusie!

18.09

Lukas: Odwaliło ci?

Pauline: Moja mama na pewno nie zgodzi się na tak głupie usadzenie nas w ławkach.

18.10

Till: Nie mów? Mamusia się popłacze?

Pauline: Nie, sam się popłaczesz!

18.12

Raffa: Buhuhuuuuuu! Paula płaksa!

Leo: O nie! Ta znów zaczyna!

18.13

Pauline: Zamknijcie się wszyscy!

18.14

Leo: Skarżypyta!

18.15

Greta: Dlaczego? Chyba po to jest zebranie rodziców?

18.16

Leo: Wypłacz się, wypłacz!

Pauline: Bardzo śmieszne! Ty nie musisz siedzieć z Finnem.

18.17

Raffa: Tak, wszyscy jesteśmy szczęściarzami oprócz Pauli ROFL!

18.18

Leo: Jak pech to pech!

18.20

Pauline: On śmierdzi i wkurza mnie tym swoim ględzeniem.

18.21

Lotta: Ale jesteście wredni!

18.22

Yanik: Dlaczego? Przecież on tego nie czyta.

18.23

Raffa: Nawet nie ma komórki.

18.24

Lotta: Mimo to wstrętne.

Raffa: Buhuhuuuu!

18.25

Raffa: Jestem pewien, że plecak kupił używany, na pewno nie jest nowy. A może go ukradł?

18.26

Yanik: Z kontenera na szmaty muhahahahaaaaa! Taki plecak jest dla luzerów.

Greta: To WY jesteście luzerami.

Raffa: Czego tu szukasz, ofiaro?

18.27

Lotta: Hahahaaaaa!

Theo: A tak z innej beczki: Co myślicie o Flemming?

18.28

Pauline: Spoko, gdyby nie ten jej kretyński pomysł z usadzeniem nas w ławkach.

18.29

Greta: A to nie był Wohlfahrt?

Lotta: Nieee, to była Flemming.

18.30

Pauline: Obojętne czyj, pomysł do bani.

Theo: Ja też uważam, że Flemming jest spoko.

Greta: A co z Mathildą? Nie zapraszamy jej na czat? Uważam, że jest zupełnie ok.

Lotta: Pytałam już w poniedziałek, też nie ma komórki!

Raffa: Serio? To przegięcie! Słabo!

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.PODZIĘKOWANIA

Mojej lektorce Stefanie Zeller i całemu zespołowi Lübbe.

Dziękuję za jak zwykle udaną współpracę i za ten piękny kawałek świata, który dajecie Charlotte Lucas!

Katharinie Rottenbacher, która surowym spojrzeniem ogarnęła opracowanie powieści i nadała jej cudowny ostateczny kształt. I która jako mama trójki dzieciaków podlegających obowiązkowi szkolnemu mogła mi służyć wieloma dobrymi wskazówkami!

Lisie-Marie Dickreiter, najlepszej dramaturżce ever. Chociaż wielokrotnie miałam ochotę Cię zlinczować, gdy zamęczałaś mnie swoimi nadkrytycznymi uwagami…

Doktor Frauke Scheunemann. Tobie również dziękuję za fachową wiedzę w temacie szkoły, będąc mamą czwórki dzieci, wiesz dobrze, jak jest. A ponieważ Luzie po wakacjach też idzie do szkoły, rozważam objęcie jej programem ochrony świadków.

Doktor Petrze Eggers i zespołowi. Bez waszej agencji moje życie byłoby prawdopodobnie jeszcze bardziej skomplikowane, niż jest…

Profesorowi doktorowi Jensowi Siemonowi. Lepszego eksperta w kwestii pytań odnośnie do zawodu nauczyciela nie mogłabym znaleźć, stąd moje serdeczne dziękuję!

Heldze Hermann, którą jako byłą dyrektor szkoły też mogłam zasypać pytaniami.

Sybilli Schrödter, która jako przyjaciółka i koleżanka zawsze przychodziła mi z pomocą, gdy pojawiał się przestój w procesie tworzenia.

Doktorowi Peterowi Prange za jego nieustająco pomocne uwagi i pomysły.

Nele Feistel, Simone Hauck, Katrin & Mariusowi Heratschom i Tanji Pohlmann, mojej ekipie z Miniprzedszkola. Bez waszego wsparcia wyglądałabym staro w „ostrych stanach pisarskich”. Dziękuję, że zawsze przychodziliście mi ze zdecydowaną pomocą!

Wibke & Martin Bode. Przyjaciołom, od których dostałam wsparcie i uczestnikom wspólnych urlopów. Czego chcieć więcej?

Larsowi Trendelmann za „burżuazyjną bańkę”, pojęcie, którego jeszcze nieraz chętnie użyję!

Gülnarze Gassanova. Dziękuję za Twoją pomoc, gdy waliło się i paliło. I za wszystkie Twoje wygłupy z Luzie.

Doktorowi Christianowi M. Queitsch i całej ekipie w poradni. Dziękuję, że po moim ciężkim wypadku, tak szybko postawiliście mnie na nogi – właściwie brakuje mi tych codziennych konsultacji. Ale tylko troszkę.

Moje największe podziękowania należą się oczywiście moim Czytelniczkom i Czytelnikom. Bo bez Was musiałabym się chyba przekwalifikować na nauczycielkę. A przy tym nie jest jasne, do którego przedmiotu w ogóle bym się nadawała…

I jeszcze jedna uwaga. Cała ta historia z krojeniem cebuli jest prawdziwa, to rada zupełnie na poważnie, którą otrzymałam, przygotowując się do pisania tej powieści. I choć przedstawiłam tę sprawę bez jakiegoś respektu, to tylko z powodów dramaturgicznych. Osobiście uważam wspólny płacz za wspaniałą strategię, która buduje Spirit of Togetherness ;–)
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: