Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piękno, które pozostanie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 lutego 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Piękno, które pozostanie - ebook

Autumn, Shay i Logan chodzą do tej samej szkoły. Wydaje się, że nic więcej ich nie łączy. Nic poza żalem i muzyką.​

Autumn od zawsze wiedziała, kim jest - utalentowaną artystką i lojalną przyjaciółką.

Shay definiowała siebie poprzez więź z siostrą bliźniaczką oraz swoją muzyczną pasję.

Logan z reguły zaczynał pisać piosenki o miłości, kiedy jego własne życie uczuciowe zaczynało odbiegać od ideału.

Kiedy jednak każde z nich dotknęła tragedia, muzyka nagle przestała im wystarczać. Teraz Logan nie może przestać oglądać vloga swojego zmarłego chłopaka. Gniew, żal i poczucie winy całkowicie go obezwładniają. Chłopak wie, że nic nie zdoła cofnąć przykrych słów, które kiedyś wypowiedział. Shay próbuje nie widzieć w sobie odbicia siostry, a pochłaniające ją mrok i ataki paniki stara się ukryć, imprezując z chłopakami na koncertach. Autumn zaś bez końca wysyła wiadomości do swojej najlepszej przyjaciółki, chociaż wie, że już nigdy nie dostanie od niej odpowiedzi.

Mimo wszelkich przeciwności losu, trójkę obcych sobie osób połączy muzyka jednego zespołu. ​Czy mimo wszystkich problemów znajdą coś, co zdoła ich ocalić? Czy muzyka jest wystarczającą siłą, by udowodnić tej trójce, że piękno nadal kwitnie w tych, którzy pozostali z nami?

"Piękno, które pozostaje" jest pełną emocji opowieścią o tym, jak jednoczy nas muzyka, jak tragedia sprawia, że się od siebie odsuwamy oraz o tym, jak życie potrafi się zmienić w ciągu jednej chwili – na lepsze lub gorsze. Musicie to przeczytać! Bustle.com

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-118-0
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

AUTUMN

14 STYCZNIA, 10:48

Widziałam cię zaledwie wczoraj.

Niemożliwe, żeby to była prawda. To nie może być prawda.

Cały czas czekam na twój telefon.

Użytkownik Tavia nie korzysta teraz z Hangouts. Odczyta twoje wiadomości później.

____________________________________________________

Od: [email protected]

Do: [email protected]

Data: 16 stycznia, 17:17

Temat:

Prawie cały twój pogrzeb gapiłam się w telefon.

Mogłabym cię pożegnać w swoim pokoju ze świeczkami o zapachu wanilii, kilkoma twoimi ulubionymi piosenkami, fiołkami i puszką pomarańczowego napoju gazowanego. Ale zamiast tego musieliśmy odbyć ten publiczny rytuał, podczas którego wszyscy stoją i oglądają nawzajem swoje łzy. Już po przebudzeniu wiedziałam, że to będzie najgorszy dzień w moim życiu.

Kiedy docieramy do kościoła, twój brat idzie na sam przód i całuje wieko trumny, ale ja nie mogę tam podejść. Więc po prostu kieruję się do drugiego rzędu ławek i siadam na samym końcu. Patrzę w telefon, oglądam niekończący się strumień twoich zdjęć i staram się nie rozglądać. Po raz pierwszy doceniam, że robiłaś sobie tyle selfie, i trochę mi głupio, bo zawsze sobie z ciebie żartowałam, że jesteś próżna. Nie jestem pewna, czy umiałabym jeszcze oddychać bez tych setek cyfrowych kwadratów z twoją twarzą. Po chwili podnoszę wzrok i wykorzystuję inne kwadraty – te z zabarwionego światła słonecznego wlewającego się przez witrażowe okna – odmierzam nimi czas, kiedy wędrują po wnętrzu.

Siedzę z twoją rodziną. Twoja mama ściska w dłoni różaniec i płacze w zupełnie bezgłośny sposób. Twój tata utkwił wzrok gdzieś przed sobą, ale tak naprawdę na nic nie patrzy. Dante pocałował trumnę i siedzi obok mnie, a po tym, jak jego ramię ociera się o moje, poznaję, że płacze.

Jakaś część mnie chce się od niego odsunąć, ale jestem jak sparaliżowana.

Moja rodzina siedzi kilka rzędów za mną. Sukienka mojej matki jest nieskazitelna, ale jej niebieskie oczy są smutne, a mój tata cały czas pochyla głowę, jakby świat bez ciebie nie był wart oglądania. Pomiędzy ich blond głowami wyróżnia się geometryczny czarny bob Willow i strasznie spodobałaby ci się ta fryzura, gdybyś tu była. Gdzieś pomiędzy końcem ferii zimowych a wczoraj rozjaśniła obcięte tępymi nożyczkami końcówki i zafarbowała je na ostry róż. Wygląda jak gwiazda k-popu, pomijając spuchnięte, czerwone oczy. Kiedy przyleciała wczoraj z college’u, położyła się ze mną na łóżku zaraz po wejściu do domu i masowała mi plecy małymi okrężnymi ruchami.

Willow widzi, że na nią patrzę, więc wstaje ze swojej ławki i podchodzi do mojej. Wiesz, że w ogóle nie wyglądam jak moja siostra, nawet w te lepsze dni. Ale z takimi włosami, jakie ma teraz – gęstymi, kanciastymi i różowymi (a moje wyglądają jak zawsze: za długie i cienkie, i płaskie) – wyglądamy jak obce sobie dziewczyny. Ja przypominam postać z koreańskiej dramy, które razem oglądałyśmy – jeszcze zanim w cudowny sposób stanie się piękna.

Ale kiedy Willow do mnie podchodzi, dotyka moich prostych, czarnych włosów, jakby to był jedwab. Trzyma mnie za rękę, jak gdyby była ze szkła, i przygląda mi się odrobinę zbyt uważnie. Ściskam jej palce, zanim ją puszczę, żeby znów móc używać telefonu, a ona odsuwa się i dalej milczy. Nawet nie próbuje mnie zmusić do rozmowy, co jest jakimś cudem, bo myślałam, że będzie się narzucać – wiesz, jaka bywa moja siostra. Ale zachowuje się idealnie. Ludzie zapominają, jak bardzo w takich chwilach pomaga cisza.

Nikt z mojej rodziny niczego nie powiedział, ale poznaję, co czują, po tym, jak siostra sięga do mojej ręki. Po tym, jak patrzy na mnie matka. Po tym, w jaki sposób ojciec wypowiada moje imię. Są tacy szczęśliwi, że nie byłam z tobą tamtego wieczoru, aż nie mogą oderwać ode mnie rąk, oczu ani głosu. Ale za każdym razem, kiedy myślę o tym, że mnie tam nie było, czuję, jakbym tonęła.

Kiedy pojechałaś beze mnie na imprezę Aleksy, było mi przykro, że nie poprosiłaś mnie, żebym z tobą poszła; że pojechałaś, chociaż ja wcale nie chciałam się tam wybierać. To głupie, ale zabolało, a Margo i Faye też tam były, więc nawet nie miałam do kogo napisać i ponarzekać. Zamierzałam zjeść lody, poczytać książkę i położyć się wcześnie spać.

Wtedy zadzwonił Dante.

Poszłam do twojego domu, żeby z nim posiedzieć – przyjemnie spędzić czas bez ciebie, bo ty robiłaś coś beze mnie.

A teraz muszę z tym żyć: flirtowałam z nim, kiedy powinnam była cię powstrzymywać.

Z jakiegoś powodu ksiądz prosi wszystkich o powstanie. Nie zwracam na niego uwagi, więc kiedy Dante podnosi mnie i stawia obok siebie, nie od razu zdaję sobie sprawę, że to czas na modlitwę. Jego dotyk wyciąga mnie ze świata wewnątrz mojego telefonu, gdzie nadal się uśmiechasz, śpiewasz i żyjesz. I na sekundę po prostu uwieszam się na twoim bracie.

Nie umiem stać na własnych nogach w świecie, w którym nie istniejesz.

Dante odczytuje ciężar mojego ciała jako zaproszenie. Przytula moją głowę pod swoją brodą i czuję, jak kilka jego łez spada mi na przedziałek na głowie.

To zbyt skomplikowane – to, co do niego czuję – ale nie mogę myśleć o tym teraz, kiedy ledwo stoję na nogach. Więc opieram się dłonią na jego biodrze i mocno trzymam. A kiedy powracają do mnie dźwięki wokół i słyszę modlitwę księdza, zamiast zamknąć oczy, patrzę na twoje zdjęcie stojące z przodu kościoła w wieńcu fiołków.

Po kilku minutach takiego stania przy wsparciu Dantego trochę przestaję czuć się tak, jakbym tonęła. A przynajmniej, gdybym opadła, on nie pozwoliłby mi uderzyć o dno samej.

Na cmentarzu Willow znowu chwyta mnie za rękę jak dobra starsza siostra, a ja opieram się o nią tak, jak o Dantego w kościele. Płacze i płacze, kiedy ksiądz spryskuje grób wodą święconą, a ja po prostu patrzę na brudny rąbek jego szaty. Wymawia twoje pełne imię w taki sposób, w jaki robi to twoja babcia, w tym samym czasie, kiedy czytam je w nekrologu, który z jakiegoś powodu nadal trzymam w ręce.

– Ołk-taaa-wia Wi-ooo-lee-taa So-toł.

Octavia Violeta Soto.

A mnie robi się zimno.

Kilka minut później mam rzucić garść ziemi do twojego grobu, jak wszyscy inni, ale po tym, jak twój tata zaczyna płakać, po prostu nie mogę. Kiedy przychodzi moja kolej, pada już deszcz, i większość ziemi i tak zamieniła się w błoto. Więc tylko wciskam zamokły nekrolog do kieszeni. Obrywam płatki z żółtej róży, po jednym, i pozwalam im opaść – jaśnieją na tle czarnej ziemi wokół – tuż przed opuszczeniem trumny do ziemi.

Szarpiąc kolejne aksamitne płatki, nie próbuję się domyślić, czy ktoś mnie kocha, tak jak ty to zwykle robiłaś („Czy on mnie kocha? Nie kocha? Autumn, on mnie kocha!”). Po prostu mówię tej róży, jak bardzo będę za tobą tęsknić. Jak bardzo już tęsknię.

Tęsknię za tobą.

Tęsknię za tobą.

Tęsknię za tobą.

Nigdy nie pada Nie tęsknię.

A na kwiatku nie ma dość płatków. Nie ma dość płatków na świecie.

W limuzynie Dante musi wyjąć kolczastą łodygę z mojej drżącej ręki, bo nadal ją ściskam, mimo że pozostał na niej tylko nagi, brzydki pąk.

Wiele godzin później, gdy nasi znajomi, twoja dalsza rodzina oraz moja rodzina opuszczają twój dom, ja zostaję. Pomagam Dantemu ogarnąć wszystkie mrożone casserole, gulasze i espanady, które ludzie zostawili na stole w waszej kuchni.

Kiedy kończymy, wyciągam znowu telefon i zatracam się w nim. Ale Dante zaczyna spacerować po waszym salonie, obecny tu i teraz.

Kopie w nogę waszego stołu. Uderza pięścią w ścianę i mówi, że to wszystko bzdury. Nie chcę tu być, żeby patrzeć, jak Dante wybucha, ale odkąd umarłaś, nie potrafię opuścić twojego domu. Wciąż nie mogę się zmusić do wyjścia.

Dante otwiera i zamyka dłoń po uderzeniu w ścianę. Zwija ją w zaciśniętą pięść, jakby trzymał jedną ze swoich pałeczek perkusyjnych. Patrzy na mnie ciemnymi, zmrużonymi oczami.

– Twoim zdaniem to też są bzdury, prawda?

Chodzi mu o komentarze pod twoimi zdjęciami. Pojawiają się bez przerwy przez cały tydzień.

Milczę. Zerkam do telefonu i czytam kilka najnowszych.

Nie mam prawa nic mówić. Przeglądam twoje zdjęcia od wypadku, tak samo jak wszyscy inni. Klikam w każde, jakie opublikowałaś, czytam twoje podpisy i hasztagi, jakby to były modlitwy. Ignoruję wszystkie wiadomości typu „Spoczywaj w pokoju”, „Będziemy tęsknić” czy „Najlepsi umierają młodo” od ludzi, którzy prawie z tobą nie rozmawiali, a teraz piszą tak pod twoimi selfie. W komentarzach jest więcej ikonek złamanego serca niż dzieciaków w naszej szkole.

Ale Dante ma rację. To wszystko bzdury. Więc patrzę na niego i kiwam głową.

Po moim potwierdzeniu Dante przenosi wzrok na przeciwległy kraniec pokoju. Nie potrafię przewidzieć, co teraz powie.

– Musimy to pokasować.

Zapomniałam, że wasz ojciec siedzi cały czas z nami w pokoju, a to do niego teraz mówi Dante, pewnie dlatego, że wasz tata zawsze był tym typem ojca, który się wszystkim zajmuje. Jak wtedy, kiedy kłócił się z naszym nauczycielem o to, że kazał nam zostać po lekcjach za przekazywanie sobie karteczek, podczas gdy tak naprawdę podałam ci tylenol w pudełku origami, bo bolał cię brzuch. Albo wtedy, gdy zgłosił się do trenowania naszej drużyny piłki nożnej dziewczyn w gimnazjum, po tym jak opłacony trener został zwolniony. Ale od czasu twojego wypadku po prostu siedzi, jakby nic już nie miało znaczenia. A może jakby wszystko miało jakieś znaczenie, tylko on nie wiedział, od czego zacząć.

Dante nie może usunąć twoich kont. Twoja mama zlikwidowała już twoją komórkę. Wiem to tylko dlatego, że w kółko dzwoniłam na twój numer, kiedy siedziałam wczoraj na szkolnym parkingu – wyłącznie po to, żeby twój głos wypełnił przestrzeń wokół mnie, jak dawniej.

Chciałam zapamiętać, jak brzmiałaś. Kiedy zmieniałaś ton, i jak mogłam dosłyszeć grającą cicho piosenkę w tle. Teraz nie mogę pozbyć się twojego głosu z głowy.

„Cześć, tu telefon Tavii. Pewnie leży w mojej kieszeni, w torebce albo na łóżku, i jestem pewna, że naprawdę chcę z tobą porozmawiać. Więc zostaw mi jakąś uroczą wiadomość, bo cię kocham”.

Kiedy zadzwoniłam po raz ostatni, zamiast tego odtworzyła się automatyczna wiadomość. I to było straszne, zamiast ciebie usłyszeć: „Przepraszamy. Dodzwoniłeś się do numeru, który został zawieszony lub nie istnieje. Jeżeli uważasz, że ta wiadomość jest błędna, sprawdź numer i spróbuj jeszcze raz”.

Nie musiałam sprawdzać twojego numeru, ale spróbowałam jeszcze raz.

Nie patrząc na twojego tatę ani Dantego, wyszukuję twoje imię, wybieram twój numer i ustawiam telefon na tryb głośnomówiący. A kiedy ten nagrany głos robota mówi nam, że numer został zlikwidowany, twój tata zerka na mnie z drugiego końca pokoju. Kręci głową, jakby nie mógł sobie z tym poradzić; mamrocze coś po hiszpańsku, wstaje i wychodzi. Minutę później słyszę trzaśnięcie frontowych drzwi.

Spoglądam na Dantego, a w nim wszystko łagodnieje. Surowe kąty jego twarzy zmieniają się w łuki. Onyksowa czerń jego oczu roztapia się w melasę.

– Wiedziałeś – pytam – że jej telefon już umarł?

Rumienię się trochę, kiedy słyszę, jak wypowiadam ostatnie słowo. On kręci głową.

Żałuję, że nie zrobiłam screenshotów wszystkich zdjęć, jakie mi wysyłałaś, każdego selfie z filtrami, które dodawały blasku twoim oczom albo przyprawiały ci uszy i oczy jakiegoś uroczego zwierzątka, bo one były prywatne, przeznaczone tylko dla mnie – a te, które chce usunąć Dante, są publiczne, każdy może je zobaczyć. Te prywatne rzeczy trwały jednak tylko kilka sekund, a teraz przepadły na zawsze, podobnie jak ty. Skoro twój telefon też nie działa, muszę zachować każdy fragment ciebie, który jeszcze nie zniknął.

A skoro Dante sprawia wrażenie łagodniejszego, proszę go, żeby nie pozbywał się twoich kont.

– Skoro nie ma już jej telefonu, to zdjęcia są jednymi z ostatnich rzeczy, które pozostały, a należą tylko do niej.

Nadal wygląda tak, jakby chciał w coś uderzyć, ale tylko przygląda mi się w milczeniu.

– Zobaczę, czy jest jakiś sposób, żeby wyłączyć komentarze – obiecuję, chociaż wiem, że nie ma.

Marszczy brwi, ale po chwili kiwa głową.

– I napiszę jakąś prośbę do ludzi, żeby przestali – dodaję.

Nie przyznaję, że znam wszystkie twoje hasła i mogłabym usunąć każdy twój ślad w zaledwie kilka sekund.

Nie przyznaję, że nadal wysyłam ci wiadomości prywatne i maile, ani że w każdej wolnej chwili oglądam stare filmiki, na których śpiewasz i grasz na pianinie. Nie przyznaję się Dantemu, że kiedy tylko wyjdę z tego domu, założę słuchawki i zadzwonię na swoją pocztę głosową, bo sześć miesięcy temu zostawiłaś mi zabawną wiadomość, i całe szczęście, że jakoś nigdy jej nie usunęłam.

Ani razu nie płakałam, ale do tego też się nie przyznaję. Ręce mi drżą za każdym razem, kiedy myślę o twoim imieniu, a Dante nie może o tym wiedzieć.

Dość ma na głowie.

Po jego minie widzę, że myśli o tym, jak dowiedzieliśmy się o wypadku. Jakiś idiota z naszego liceum zrobił zdjęcie wywróconego samochodu i wrzucił je na swoją relację z czarno-białym filtrem i podpisem „KUUUURDE. Właśnie widziałem straszny wypadek”. I akurat Perry wysłał mi zrzut ekranu z tym zdjęciem i wiadomością:

„Cholera. To chyba nie jest auto Tavii?”

To było jej auto. Naklejka na zderzaku z logo Unraveling Lovely, które zaprojektowałyśmy ubiegłego lata na trasę koncertową, nie pozostawiała żadnych wątpliwości.

Wiedziałam, że byłaś w drodze, żeby zobaczyć się z Perrym, ale on nie miał o tym pojęcia. Nawet mu nie odpisałam.

Czuję, że Dante na mnie patrzy. Pewnie wie, że też wspominam tamten wieczór.

– Wszystko w porządku? – pyta.

Ciągle to do siebie teraz mówimy, kiedy tylko jedno przyłapie drugie na tym, że gdzieś odpływa; zawsze kiedy jest oczywiste, że myślimy o tobie. Kiwam głową, chociaż już nigdy nie będę się czuła w porządku, ale nie wiem, co innego mogłabym powiedzieć.

Zadaję mu to samo pytanie.

– A z tobą?

I on też kiwa głową, dopełniając błędnego koła kłamstwa, które powtarzamy sobie od wielu dni, odkąd po raz pierwszy zobaczyliśmy tamto zdjęcie twojego samochodu.

Kłamstwo jest naszym nowym językiem. To jedyny sposób, w jaki w ogóle potrafimy rozmawiać.

Dante przez cały dzień trochę za dużo mi się przyglądał i zaczyna to do mnie docierać, więc wstaję. Już od jakiegoś czasu nie widziałam twojej mamy. Ciężki wzrok twojego brata podąża za mną jak cień, kiedy wychodzę z pokoju. Ale nie oglądam się za siebie.

Kiedy znajduję twoją mamę, siedzi na twoim łóżku. Trzyma na kolanach zwinięty różaniec.

Siadam na podłodze u jej stóp. Uśmiecha się i głaszcze mnie po głowie, jakbym była szczeniakiem, a cały ten pokój pachnie tobą. Aromat wanilii zawsze unosił się z twoich otwartych opakowań szamponów, kremów do rąk, z twoich świeczek. Dziś jest tak samo, tylko ciebie tutaj nie ma, a sam ten zapach bez ciebie wydaje się niewłaściwy, jak echo słyszane wiele kilometrów dalej od osoby, która je wywołuje. To więcej, niż mogę znieść.

Z drugiego końca korytarza zaczyna grać głośna muzyka. Twoja mama wzdycha, a ja odwracam głowę, ale żadna z nas nie wstaje, żeby zajrzeć do Dantego.

– Hej, Autumn – mówi trochę za późno, ale uśmiecha się szczerze. Twoja mama zawsze była taka opanowana, ale ręce jej się trzęsą, tak jak przed tym, kiedy zemdlała w szpitalu.

– Dobry wieczór – odpowiadam. Naciągam rękawy na własne drżące palce.

A potem po prostu siedzimy tam w milczeniu i obie za tobą tęsknimy, bo powitania są miłe i zgrabne, dużo prostsze od pożegnań.2

LOGAN

BRAM SIĘ NUDZI, więc pije przeterminowane mleko.

160 791 wyświetleń | 1 miesiąc temu

Cholera.

Znowu pokazują w wiadomościach twarz Brama i chyba się od tego porzygam.

Można pomyśleć, że postąpią właściwie i poproszą jego mamę o zdjęcie. Ale najwidoczniej dziennikarze są leniwymi palantami. Wrzucili po prostu pierwsze zdjęcie, jakie znaleźli. Pewnie wpisali tylko jego nazwisko do wyszukiwarki grafiki. Rewelacyjne dziennikarstwo, dupki.

Minęło już wiele tygodni, a oni nie przestają pokazywać ostatniego zdjęcia, jakie opublikował. Czyli zawsze jest w stroju sportowym. Na zawsze na polu bitwy. Uwieczniony z kaskiem w jednej ręce i piłką w drugiej. Uśmiecha się swoim bezczelnym uśmiechem, bo był bezczelnym draniem, ale w takich miejscach należy chyba jednak przestrzegać jakiejś etykiety. To powinno być jego zdjęcie z ukończenia szkoły albo coś jeszcze bardziej wzniosłego. Na tej fotografii za bardzo przypomina siebie i coś we mnie nie chce, żeby świat oglądał jego prawdziwe oblicze.

Poza tym nie sądziłem, że nadal będzie mnie bolało oglądanie go w takim wydaniu.

Pełnego życia.

Cholernie żywego.

Jego nazwisko przesuwa się na pasku u dołu ekranu, jakby to było ostrzeżenie przed burzą, a nie informacja o martwym dzieciaku.

„Nowe dowody w sprawie Brama Lassitera…”.

„Bram Lassiter… Bram Lassiter… Bram Lassiter”.

Mówiłem mu, że nazywa się jak seryjny morderca. Albo reżyser horrorów. Albo jak zły charakter w jakiejś naprawdę słabej książce. On mówił, że najbardziej podobają mu się moje rude włosy, kiedy są krótkie, a my siedzimy w słońcu.

– Mam słabość do rudzielców – mawiał, z tym swoim pięknym uśmiechem opromieniającym mu twarz.

Ale to było kiedyś. I nie rozmawialiśmy już od wielu miesięcy. To była wyłącznie moja wina, zresztą jak zwykle.

„Dziś wracamy do liceum w Bayside, gdzie w dniu Wigilii Bożego Narodzenia rozgrywający reprezentacji szkolnej oraz popularny vloger Bram Lassiter został znaleziony martwy w chłopięcej szatni.

Lokalne organy ścigania początkowo założyły, że śmierć Lassitera była wynikiem zbrodni nienawiści, ponieważ jego ciało nosiło ślady pobicia. Nagranie z tym uczniem biorącym udział w akcie homoseksualnym krążyło po Internecie przez trzy tygodnie przed jego śmiercią i chociaż większość bliskich przyjaciół oraz krewnych Lassitera wiedziała o jego orientacji, wielu jego internetowych obserwatorów jej nie znało.

Lassiter otrzymał liczne groźby użycia przemocy po ujawnieniu tego nagrania, ale sekcja zwłok wykazała, że widoczne rany nie były przyczyną śmierci. Wyniki toksykologiczne potwierdziły przedawkowanie narkotyków. Policja Miasta Nowy Jork w tej chwili całkowicie wyklucza prawdopodobieństwo udziału osób trzecich i uznaje tę śmierć za samobójstwo„.

– Może to pomoże – mówi Aden, a ja wybudzam się na sekundę ze swojego otumanienia Bramem.

Aden przechodzi przez swój mały pokój w akademiku – od łóżka do biurka – dwoma dużymi krokami długich nóg. Wyłącza telewizor i odpala coś na laptopie. Wtedy przestrzeń wypełnia muzyka – moja muzyka. To piosenka mojego starego zespołu, i chociaż on jest wielkim fanem naszych kawałków, puszcza Unraveling Lovely tylko wtedy, kiedy pracujemy nad jakąś piosenką i wie, że się zablokowałem.

Podchodzi z powrotem do swojego łóżka i zaczyna cicho brzdąkać na gitarze do rytmu muzyki, a ja uśmiecham się do niego lekko. Ta piosenka, ta nowa, którą próbuję napisać, zagięła mnie na całe trzy tygodnie. Kiedy umarł Bram, umarła też moja zdolność pisania. Aden jest jednak cierpliwy, bo kiedy się spotkaliśmy na występie kilka miesięcy temu, tworzyłem jeszcze kilka porządnych rzeczy.

Od razu wiedziałem, że Aden był wszystkim, czego potrzebowałem po upadku Unraveling Lovely – wszystkim, czym nie był nikt w moim starym zespole. Aden jest cichy. Nieskomplikowany. Miły. Przewidywalny. Poza tym to nie żaden lamerski koleś z liceum, który sam nie wie, czy traktuje muzykę poważnie. On wiedział, tak jak ja wiedziałem. Tak jak wiem. Studiuje na pieprzonym wydziale muzycznym, tutaj, w Queens College. A jeśli dam radę pozbierać się do kupy, to na pewno stworzymy piękną muzykę.

Ale kiedy twarz Brama jest, cholera, wszędzie – sposób, w jaki mnie całował, to, jak się czułem pod jego dotykiem, są wszystkim, o czym potrafię myśleć. Dlatego pisanie muzyki z Adenem jest niemal niemożliwe. A ostatnio myślami jestem gdzie indziej. Z kimś innym.

Z Bramem.

– Logan – odzywa się Aden.

Mój uśmiech znika. Gapię się w podłogę, gryząc paznokieć na kciuku – granatowy lakier, którym jest pomalowany, łuszczy się i osiada mi na zębach – i to nie dlatego, że myślę o piosence, którą powinienem pisać.

Głos Adena nie jest zniecierpliwiony, ale po jego spojrzeniu widzę, że powtórzył moje imię więcej niż raz.

– Chcesz jedno? – Potrząsa puszką piwa w dłoni.

Mrugam i oblizuję usta. Znowu się uśmiecham. Kiwam głową. Muszę przestać myśleć o Bramie, kiedy mam pracować nad tą piosenką. Jezu.

– Wiem, że próbujesz pisać – zagaduje. Rzuca mi piwo. – Ale musimy poszukać perkusisty. To trochę pilniejsze od skończenia piosenki.

Znowu kiwam głową i wypijam piwo duszkiem, jak szklankę wody. On tego nie rozumie. Ta niemożność skończenia piosenki strasznie mnie stresuje.

– Potrzebujemy też nazwy zespołu – dodaje. – Chcesz zrobić burzę mózgów?

Aden patrzy na to miejsce, gdzie siedzę na podłodze, i otwiera sobie piwo. Wzruszam ramionami i sięgam po kolejną puszkę.

– Albo… moglibyśmy zrobić jakieś ulotki o przesłuchaniach do zespołu – proponuje dalej, zupełnie niezniechęcony moim milczeniem. – Zanieślibyśmy parę do The 715, UL kiedyś tam grało, nie? I umieścić je w Internecie. Możemy napisać coś w stylu „Były wokalista Unraveling Lovely szuka kozackiego perkusisty”, czy jakoś tak – ciągnie, a ja przewracam oczami tak mocno, że aż trochę mnie bolą. – Co myślisz?

– Nie chcę nigdzie używać nazwy mojego starego zespołu. Ty jesteś tu nowy, ale poprzedniego lata byliśmy kimś – odpowiadam, bo on w ogóle nie zna naszej historii. Poprzedniego lata nawaliliśmy podczas Pojedynku Zespołów. Ale tego też nie wie, bo postanawiam zachować to dla siebie.

Aden kiwa głową i popija piwo.

– O to mi chodzi. Możemy to wykorzystać. Możemy zachęcić jakiegoś perkusistę samą nazwą Unraveling Lovely.

– Nie będziemy używać nazwy UL – powtarzam.

Siada naprzeciwko mnie na podłodze, a w jego ciemnych oczach widać błysk. Jego twarz łagodnieje, zamienia się we flirtującego Adena, ale nie po to tu przyszedłem. Nie należy się spotykać z jedynym członkiem swojego zespołu, więc w te lepsze dni udaję, że nie widzę, kiedy ze mną flirtuje. W gorsze dni sam go podrywam.

Dotyka mojego kolana.

– Przepraszam, L. – Nazywa mnie „L” tylko wtedy, kiedy do mnie uderza. – Mogę to uszanować. I wiem, że muzyka jest dla ciebie ważna. Dla mnie też. Ale będzie jeszcze czas, żeby napisać idealną piosenkę.

Sięga po mój telefon, bo zawsze piszę w aplikacji do notatek. Ale ta piosenka ciągle jest gówniana i nie chcę, żeby ją zobaczył.

Odkładam telefon ekranem do dołu na podłogę, zanim go dotknie, i wzdycham.

– W porządku. Masz rację.

Tylko że ja dokładnie wiem, co jest nie tak z tą piosenką: to pierwsza, którą próbuję napisać nie o Bramie.

Aden kiwa głową, trzepocze swoimi ciemnymi rzęsami i się uśmiecha. Ale kiedy pochylam się po piwo numer trzy, mówi:

– Ej, idziesz na rekord?

Sięga po puszkę stojącą na podłodze przede mną i potrząsa nią, żeby potwierdzić, że jest pusta. Jest.

Wzruszam ramionami.

– Chyba nie. – Ale w mojej głowie słyszę wrzask „No jasne!”, kiedy on wyłącza muzykę i z powrotem włącza telewizor.

Stawia laptopa na podłodze i projektujemy parę ogłoszeń dla perkusistów, które on obiecuje porozwieszać po kampusie, a ja opublikować w Internecie. Potem trochę się całujemy, bo czasem tak robimy, i prawie udaje mi się o wszystkim zapomnieć przez te pierwsze kilka minut, kiedy usta Adena przyciskają się do moich; gdy nasze dłonie są nieprawdopodobnie wręcz wszędzie naraz. Ale kiedy się śmieję, odrywa się ode mnie i mówi:

– Jaaa, L, daj mi złapać oddech. – Nie mogę się powstrzymać przed wspomnieniem tego, jak z Bramem nie przestawaliśmy się całować, dopóki obaj nie dostaliśmy zadyszki.

Jestem lekko wstawiony – to obietnica zapomnienia, które jest niemal na wyciągnięcie ręki – więc kiedy Aden wychodzi skorzystać z łazienki, sięgam pod jego łóżko po whiskey, którą tam ukrywa.

Przechylam butelkę nad cherry coke, którą przyniosłem ze sobą, a kiedy Aden wraca, już ją sączę. Jestem najniewinniejszym, próbującym wyglądać na trzeźwego dzieciakiem na świecie i znowu patrzę na swoją piosenkę.

Zaczyna się jakiś głupi reality show, więc Aden zmienia kanał, i znowu pokazują Brama – jego nazwisko, jego twarz i stopklatkę jednego z jego filmików za głową prezentera – a już myślałem, że się go pozbyłem.

– Znałeś tego gościa, tak? Chodził do twojej szkoły? – pyta Aden, jakby samo sąsiedztwo miało jakieś znaczenie. Jakby to mała odległość czyniła ludzi bliskimi sobie.

Nie pierwszy raz spytał mnie o Brama, więc to nie pierwszy raz, kiedy kłamię na jego temat.

– Pochodzisz z małego miasteczka, w którym wszyscy się znają – odpowiadam, ponieważ to prawda, a liceum w Queens jest inne. – W moim liceum są tysiące dzieciaków, w ostatniej klasie setki. Nie znałem go – kłamię. Znowu. – Ale tak, słyszałem o nim przez futbol i te jego dupne filmiki. Wszyscy kojarzyli Brama Lassitera.

Trochę mam ochotę powtórzyć jego nazwisko, ale wiem, że nie powinienem, więc próbuję się zachowywać tak, jakbym już nie zauważał twarzy Brama w telewizorze. Ignoruję te wiadomości w taki sam sposób, w jaki za wszelką cenę usiłowałem ignorować wszelkie teorie spiskowe, które krążyły po szkole i po Internecie. Istnieją miliony plotek o tym, co się stało Bramowi, a jedną z nich jest samobójstwo.

Ale kiedy byliśmy razem, Bram przez większość czasu był pieprzonym promyczkiem radości. Nie rozumiem, jak mógł się zmienić z beztroskiego przygłupa, kochającego sport i wydurniającego się przed kamerą, w gościa, który kończy ze sobą tak, jak twierdzą: w szatni, z prochami, samotny.

Aden prosi, żebym został na noc.

– Tylko się kimniesz – upiera się, a ja się zgadzam, bo nie chcę wracać do domu, więc wysyłam esemesa do mojej mamy.

Zamawiamy pizzę i oglądamy jeszcze telewizję przy zgaszonym świetle, a ja zapominam na jakiś czas o Bramie, póki Aden nie odpłynie. Za sprawą mojej doprawionej coli leżę tam rozbudzony, wstawiony i samotny w ciemności.

Wyciągam telefon z kieszeni swoich zniszczonych dżinsów. Bezwiednie wchodzę na profil Brama. Zaczynam szukać naszych wspólnych zdjęć, z których odznaczyłem się wiele miesięcy temu.

Mój telefon jest jak wehikuł czasu. Mój kciuk jest kluczykiem. Podróżuję wstecz przez ostatnie sześć miesięcy jednym przesunięciem palca i nie ma mnie tam, nie ma mnie tam, nie ma mnie tam.

Aż w końcu jestem.

Miniaturki Brama i mnie wypełniają ekran, w sumie jest ich ponad trzysta. Nie mogę uwierzyć, że nadal tam są. Zerkam na Adena i upewniam się, że wciąż śpi, a potem przenoszę wzrok z powrotem na zdjęcia w telefonie, zastanawiając się, dlaczego (jak?) Bram nie miał nigdy serca (albo jaj) ich usunąć.

Na tych zdjęciach jesteśmy w moim mieszkaniu, pożeramy jedzenie na wynos. Upalamy się na maksa na mojej werandzie, mamy czerwone oczy i się zaśmiewamy. Jedziemy metrem, a potem koleją na Long Island. Siedzimy na schodach pożarowych i na plaży, opalając się na pasujących do siebie jasnozielonych ręcznikach. Na jednym nieostrym selfie siedzimy na jego łóżku, wokół walają się kartki pokryte równaniami matematycznymi.

Bram był beznadziejny z algebry. Tylko dlatego się poznaliśmy. W pierwszej klasie on wybrał futbol i dostał się do drugiej ligi reprezentacji, a ja pisałem smutne piosenki i eksperymentowałem z eyelinerem w płynie. Rok później został już pierwszym rozgrywającym, a ja dołączyłem do dość gównianego zespołu. Więc wszystko było przeciwko nam. Znajdowaliśmy się na zupełnie przeciwnych krańcach spektrum popularności. Ale on był słaby z matmy, a ja, chociaż ogólnie nienawidziłem szkoły, akurat całkiem dobrze radziłem sobie z matematyką. W ostatniej klasie ja już liczyłem różniczki, a on nadal walczył z algebrą na drugim poziomie. Wyznaczono mnie do bycia jego tutorem.

Nie od razu poczułem, że mnie pociąga. Wiedziałem, że podobało mi się to, jak codziennie po południu całował swoją mamę w czoło tuż po wejściu do mieszkania. Wiedziałem, że podobało mi się to, jak okręcał sobie kosmyk włosów wokół palca, niczym pięcioletnia dziewczynka, kiedy próbował rozgryźć jakiś naprawdę trudny problem. Podobało mi się to, jak bardzo starał się wszystko naprawić: cieknące krany, zranione uczucia, swoje oceny z matematyki. I wiedziałem, że cholernie uwielbiałem obserwować, jak napinają mu się mięśnie przedramion za każdym razem, kiedy sięgał po ołówek. Ale nie sądzę, żeby podobał mi się po prostu on, a przynajmniej nie byłem tego pewien, dopóki po raz pierwszy mnie nie pocałował.

Siedzieliśmy w jego sypialni, uczyliśmy się do jego sprawdzianów na koniec semestru. Rozwiązywałem równanie z iksem, a on narysował obok niego „o” w moim zeszycie. Zacząłem ogryzać paznokieć kciuka, zanim jeszcze na niego spojrzałem. Uniósł brwi, uśmiechnął się i zadał mi pytanie:

– Czy ktoś cię kiedyś pocałował?

Otworzyłem usta, ale opuściły mnie wszystkie przemądrzałe odpowiedzi, jakie zwykle mam pod ręką. Powiedziałem „yyy”, a on nie potrzebował usłyszeć niczego więcej.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Sięgnął po swój telefon, zaczął coś wystukiwać, a sekundę później jego maleńki pokój wypełniła obciachowa piosenka o całowaniu, ta z każdej komedii romantycznej z lat dziewięćdziesiątych.

– O Boże – powiedziałem. – Chyba żartujesz.

– Co ty, ta piosenka jest świetna – odpowiedział i zaczął nucić.

Nie mogłem się powstrzymać. Zaśmiałem się głośno. Popatrzyłem na niego, jakby wyrosła mu druga głowa. A kiedy zaczął się drugi refren, on zmrużył oczy i odgarnął sobie loki z czoła. Nagle zrobił poważną minę.

– Co? – spytałem.

Znowu ogryzałem paznokieć, bo Bram był tak cholernie uroczy, nikt mnie nigdy nie pocałował, a on oblizywał usta. Odsunął moją rękę od ust, a kiedy znowu na niego spojrzałem, on się wyszczerzył. W tamtym świetle dostrzegłem iskrę w jego zielonych oczach. Kiedy mnie pocałował, prawie zapomniałem, kim jestem.

Nawet się nie uśmiechnąłem, kiedy się odsunął. Chwyciłem go tylko za szyję, przyciągnąłem z powrotem i całowałem, aż usta mi zdrętwiały.

– Nigdy nawet nie całowałem się z dziewczyną – szepnąłem mu.

Ale nie powiedziałem, że w tamtej chwili zrozumiałem, że nigdy tego nie zrobię. Staliśmy w drzwiach jego sypialni, moje usta były spuchnięte, a moja twarz otarta i zaczerwieniona od jego zarostu. Po prostu podał mi moją torbę.

Kiedy nasze palce się zetknęły, uśmiechnął się i wsunął mi ołówek za ucho.

– Kurde, wiedziałem – powiedział.

Znowu mnie pocałował, jego duża, szorstka ręka znalazła się na mojej twarzy, jakby musiał mnie przytrzymać. Tydzień później byliśmy parą, a dziewięć miesięcy później się to skończyło.

Odkładam telefon i wyglądam przez okno Adena. Nie widzę stąd księżyca; tylko dachy kilku budynków. I chciałbym być na dachu. Chciałbym być w jakimkolwiek miejscu, w którym mógłbym wypowiadać na głos imię Brama. Żeby znowu stał się prawdziwy, choćby na sekundę.

Znowu sięgam po telefon i wchodzę na jego kanał na YouTubie „BRAM SIĘ NUDZI”. Zaczął być vlogerem tuż przed tym, jak się zeszliśmy, a pod koniec miał tysiące subskrybentów. To zabawne, bo to ja zawsze byłem tym, który chciał rzucić szkołę i zyskać sławę, a Bram wolał po prostu grać w futbol i pójść do college’u. Ale mój zespół się rozpadł, a jego kanał nabrał rozpędu. Zyskał sławę w Internecie, a ja już całą wieczność nie napisałem żadnej piosenki.

Włączyłem ostatni wrzucony przez niego filmik, na którym wypija duszkiem trzy i pół litra zepsutego mleka. To obleśne, ale też zabawne. Poza tym Bram dobrze wygląda nawet wtedy, kiedy się wygłupia. Byłem jego subskrybentem, odkąd opublikował pierwszy filmik, a czasem nawet coś komentowałem, ale on nigdy nie wiedział, że ja to ja. Nawet kiedy się spotykaliśmy, nie zdradziłem mu swojego nicku.

Liczba wyświetleń i komentarzy do tego filmiku jest rekordowa. Wygląda na to, że zawsze rośnie, kiedy jego twarz kolejny raz pojawia się w wiadomościach, jakby wszyscy zapomnieli, że on już, kurde, nie żyje, a potem znowu nie mogli się zamknąć na ten temat, kiedy im już o tym przypomniano. Ale ja też to oglądam, podobnie jak inni, desperacko próbuję złapać z nim jakiś kontakt. Z tą różnicą, że ja naprawdę go znałem. Kochaliśmy się.

Nie wiem, czy to wina alkoholu, głupich komentarzy czy zdjęć, z których on się do mnie uśmiecha, ale nagle do oczu napływają mi łzy. Czuję się wściekły, gotuje się we mnie, jestem smutny i samotny. Tęsknię za nim, jakbyśmy się rozstali w ubiegłym tygodniu, a nie pół roku temu.

Nie znam zasad, bo to mój jedyny były, ale on zachował wszystkie nasze zdjęcia. A piosenki, które pisałem i śpiewałem o nim, prawie przyniosły mi sławę. Klikam więc w okienko komentarza i gapię się migający kursor. Czuję, że zasłużył na przynajmniej jedną szczerą wiadomość, nawet jeśli jest już zbyt późno, żeby ją przeczytał.

Zielone oczy Brama ze złotymi cętkami, jego duże dłonie i głęboki głos wypełniają moją głowę. Myślę o całowaniu go i o czymś więcej niż całowaniu. Próbuję policzyć, ile razy powiedzieliśmy sobie „kocham cię”. A potem myślę o tej rzeczy, o której ciągle cholernie się staram nie myśleć.

O naszym rozstaniu. Jego twarzy. Ostatnich słowach, które do niego powiedziałem.

Z trudem przełykam ślinę. Wpisuję trzy maleńkie słowa i wysyłam je, nim zabraknie mi odwagi.

Tak mi przykro.

Potem przyciskam twarz do twardej poduszki Adena, nienawidząc wszystkiego. Zwłaszcza siebie.

Nie wiem, co bym zrobił, gdyby Aden się teraz obudził.

Nie powinienem płakać za innym chłopakiem.

Martwym chłopakiem.

Nawet jeśli to był pierwszy i jedyny chłopak, którego kochałem.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: