Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pierwsza taka Gwiazdka - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
4 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pierwsza taka Gwiazdka - ebook

Nadchodzi wyjątkowy czas – czy otworzysz się na magię Gwiazdki?

Haley nie chciała tam jechać. Wyjazd na Gwiazdkowy Obóz wydawał się jej kompletną stratą czasu. Przecież musi przeprowadzić świąteczną kampanię reklamową dla ważnego klienta! I wreszcie dostać ten upragniony awans!

Bo Haley – chociaż zamiast zielonego futra nosi szpilki – jest damską wersją Grincha. Najchętniej wysłałaby te całe święta w kosmos! Ale skoro szef stawia ultimatum – albo dziewczyna poczuje ducha świąt, albo nici z kampanii – Haley rusza do ukrytego w górach pensjonatu.

Widok majestatycznych jodeł, mieniących się kolorowych lamp i wieńców z gałązek ostrokrzewu wywołuje w jej sercu nieznane ciepło. Haley spotka tu małżeństwo, które przypomni jej, czym może być miłość, ale i mężczyznę, który utracił ukochaną osobę.

A gdy magia świąt zacznie działać, na horyzoncie pojawi się jeszcze ktoś

Czy ta wyjątkowa – pierwsza taka w jej życiu – Gwiazdka

przyniesie dziewczynie szczęście?

Karen Schaler, scenarzystka Świątecznego księcia – gwiazdkowego hitu Netflixa – zabiera nas do zimowego pensjonatu. Pokazuje, że świąteczna magia potrafi uczynić prawdziwe cuda w życiu tych, którzy chcą się na nią otworzyć.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7363-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Haley Hanson grała w cykora… z bandą lalek. I to one wygrywały. Siedziały na jej biurku – urocze, ubrane w piękne bożonarodzeniowe sukienki z czerwonego i szmaragdowozielonego aksamitu. Każda sukienka była pieczołowicie obrębiona delikatną białą koronką, a na przodzie miała drobne perłowe guziczki. Ale to widok idealnie namalowanych uśmiechów wywoływał grymas na twarzy Haley. Nie zamierzała dać im się oszukać. Wiedziała, że wyglądają niewinnie, ale prawda była taka, że te bożonarodzeniowe lalki mogły zadecydować o jej przyszłości. Wszystko od nich zależało.

– Oto co musimy zrobić. – Pochyliła się nad nimi. – Musimy współpracować, jeśli mam dostać ten awans, zrozumiano? – Posłała im surowe spojrzenie, odczekała moment, po czym wybuchnęła śmiechem.

Ludzie często mawiali, że ma bujną wyobraźnię. Była to przydatna cecha w branży reklamowej, w której pracowała jako specjalistka do spraw strategii marki. Nawet jej wyobraźnia nie mogła jednak nakłonić tych lalek do odpowiedzi. Postanowiła, że odda im zwycięstwo w tej rundzie, lecz nie zamierzała się poddać. Miała zbyt wiele do stracenia. Aby przypomnieć sobie, co dokładnie leży na szali, podeszła do największego mebla w swoim biurze – eleganckiej szklanej witryny wypełnionej nagrodami, które zdobyła jako pracownica Bergman Advertising. Była to imponująca kolekcja.

Haley zaczęła pracę dla tej agencji tuż po ukończeniu studiów osiem lat temu. Wybrała reklamę i budowanie marek, ponieważ mogła dzięki nim połączyć kreatywność z darem opowiadania. Uwielbiała to, że może pomagać ludziom i firmom w nawiązywaniu prawdziwej więzi z klientami.

Sięgnęła po jedną ze statuetek, która nieco przypominała hollywoodzkiego Oscara i zawsze zaskakiwała ją swoim ciężarem. Była to Addie. Srebrna, a nie złota, i mniejsza niż Oscar, ale dla każdego, kto pracował w reklamie, równie ważna jak on. Była to najbardziej prestiżowa nagroda w branży. Zdobyła ją tuż po rozpoczęciu pracy za kampanię na rzecz jednego z jej pierwszych klientów, Rady Edukacji Stanu Massachusetts. Marzyli o wielkiej kampanii telewizyjnej promującej czytelnictwo, ale dysponowali niewielkim budżetem. Znalazła sposób, by zaangażować najbardziej znanych celebrytów, którzy zaoferowali swój czas i zasponsorowali reklamy. Kampania okazała się takim sukcesem, że stała się punktem odniesienia dla innych okręgów szkolnych i pomogła dzieciom w całym kraju. Gdy Haley stanęła na czele kampanii ogólnokrajowej, jej kariera ruszyła z kopyta, a ona nie oglądała się za siebie. Szybko przeszła od reprezentowania małych biznesów rodzinnych do pracy dla topowych marek i największych firm w Bostonie.

Jasne, poświęciła pewne rzeczy dla marzeń o stanowisku najmłodszego wiceprezesa w historii firmy – na przykład życie rodzinne, wakacje i wolne weekendy – ale nigdy tego nie żałowała, a teraz w końcu miała otrzymać to, na co tak ciężko pracowała: awans na partnera.

Jej szef, właściciel agencji, Larry, obiecał, że awansuje ją na partnera, jeśli Haley zdobędzie wielomilionowy kontrakt przed końcem roku. I wtedy pojawiły się bożonarodzeniowe lalki. Haley zerknęła na nie z ukosa. Nie były to zwykłe lalki, lecz lalki Tyler Toys, jednego z największych producentów zabawek w kraju, który zamierzał wkrótce rozpocząć działalność na skalę międzynarodową. Właśnie takiego klienta potrzebowała Haley, jeśli chciała zostać partnerem. Dotarła do etapu, na którym nie zależało jej już tylko na tym, żeby pracować dla firmy – chciała mieć w niej swoje udziały, sprawić, by awansowała do elity agencji Wschodniego Wybrzeża. Ciężko pracowała i wiedziała, że na to zasłużyła.

Była jedynaczką, dorastała w rodzinie, w której zawsze było krucho z pieniędzmi, ale była szczęśliwa. Rodzice wprawdzie nie mogli dać jej wielu dóbr materialnych, takich jak modne ubrania i drogie wakacje, nie pobierała lekcji tańca ani gimnastyki, ale zawsze czuła, że jest kochana. Chcieli, by wierzyła, że wszystko jest możliwe, więc bardzo wcześnie stwierdziła, że kiedy dorośnie, nie chce się martwić o pieniądze jak oni. Postanowiła, że oni też nie będą musieli się martwić. Ona się nimi zajmie.

Podeszła do lalek. Klient taki jak Tyler Toys nie trafiał się często. To była jej szansa.

Tylko jeden drobiazg stał jej na drodze, a raczej jeden bardzo ważny człowiek – jej szef. Larry zawsze był dla niej kimś znacznie więcej niż tylko przełożonym. Był jej mentorem. Zaryzykował, gdy zatrudnił ją tuż po szkole. Był wobec niej surowy, ale uczciwy, motywował ją, by przekraczała własne granice. Nauczył ją myśleć niesztampowo, nigdy nie godzić się z odmową i zawsze być o krok przed konkurencją.

Gdy więc otrzymała poufną informację, że Tyler Toys rozważa zatrudnienie nowej agencji reklamowej, od razu uruchomiła swoje kontakty i dowiedziała się, że prezes Tyler Toys przyjedzie na mecz bejsbolowy do Bostonu. Pociągnęła za właściwe sznurki i załatwiła sobie bilety na ten mecz w tej samej loży. Przed trzecią rundą namówiła go na spotkanie, które miało się odbyć za dwa tygodnie, tuż przed świętami. Wszystko układało się idealnie do momentu, kiedy Larry zadecydował, że inny pracownik agencji – Tom – powinien przygotować ofertę.

Haley wzdrygnęła się na samą myśl. Nie zamierzała do tego dopuścić. Tom też ubiegał się o stanowisko partnera, rywalizowali o to przez ostatnie dwa lata. Osobiście nie żywiła do niego niechęci. Był od niej o dziesięć lat starszy, miał żonę i dwoje dzieci, które nie skończyły jeszcze dziesięciu lat. Był nawet miły. Po prostu nie zamierzała pozwolić, by ukradł jej awans. To nie była sprawa osobista. Tylko biznes.

Usiadła za biurkiem. W jej oczach błysnęła determinacja, gdy przyglądała się lalkom. Ich spotkanie zostało nagle przerwane, gdy do biura wkroczył Larry. Haley od razu usiadła prosto i wygładziła urojone zagniecenie na nieskazitelnej czarnej sukience.

– Dzień dobry – powiedziała.

– Dzień dobry. – Uśmiechnął się do niej, po czym spojrzał uważniej na jej biurko, na którym siedziały lalki. – Haley, co robią tutaj lalki Tyler Toys? Miały trafić do Toma.

Wstała tak szybko, że niechcący pchnęła biurko i lalki przewróciły się niczym klocki domina. Zignorowała bałagan. Miała konkretny cel, stanęła pewniej na nogach, oparła dłonie na biodrach, wypchnęła pierś do przodu i wysoko uniosła głowę, przybierając pozę Wonder Woman. Ćwiczyła tę pozę przez lata, odkąd się przekonała, że dodaje ona pewności siebie. Dotąd to zawsze działało i liczyła, że tym razem też zadziała.

Na jej twarzy pojawił się ujmujący uśmiech.

– Larry, to ja chcę przedstawić ofertę Tyler Toys. To ja pozyskałam tego klienta. Zrobiłam dokładnie to, co mi kazałeś, próbuję nam załatwić wielomilionowy kontrakt. To ja powinnam zrobić tę prezentację, nie Tom. – Spojrzała Larry’emu prosto w oczy. Chciała się upewnić, że dostrzega jej determinację. Gdy zauważyła błysk zaskoczenia w jego oczach, nie przestała się uśmiechać… ani pozować. Wonder Woman byłaby z niej dumna. Jej zdenerwowanie ujawniało się tylko w tym, jak mocno wciskała dłonie w skórę na biodrach.

Czekała i obserwowała Larry’ego, który podszedł do jej biurka i wziął do ręki jedną z bożonarodzeniowych lalek. Pod wpływem upadku włosy lalki były w nieładzie, ale jakimś cudem wyglądała dzięki temu jeszcze bardziej uroczo.

Uśmiechnął się do lalki.

– Wiesz, że lalka Tyler Toys była pierwszym prezentem, jaki podarowałem Shannon, mojej córce? – Pokręcił głową. – Dostała ją na Gwiazdkę, gdy miała sześć lat. Tylko o tym marzyła. Była taka podekscytowana, że nie otworzyła już innych prezentów. – Znów pokręcił głową na to wspomnienie. – Nazwała ją Grace, uparła się, by nakryć dla lalki do stołu w Boże Narodzenie. Grace od razu stała się częścią naszej rodziny. Shannon wszędzie zabierała ją ze sobą. Nawet na wakacje na Hawaje, gdzie doszło do nieszczęśliwego wypadku na basenie. Nieważne, jaka wytarta i wyblakła stawała się Grace, moja córka ją kochała. Trudno uwierzyć, że Shannon jest już na drugim roku, a nadal ma tę lalkę, wiesz? I Grace co roku towarzyszy nam podczas świąt. Właśnie dlatego lalki Tyler Toys są takie wyjątkowe. Każda z nich to bożonarodzeniowe wspomnienie…

– Wiem wszystko o Tyler Toys i bożonarodzeniowych lalkach – wtrąciła Haley. Nienawidziła przerywać innym, ale musiała pokazać Larry’emu, jak bardzo się napracowała, by poznać firmę. – Wiem, że jest to interes rodzinny, że produkują lalki od lat i co roku na Boże Narodzenie wprowadzają nową, taką jak ta. – Sięgnęła po jedną z lalek, ale przez przypadek strąciła z biurka wszystkie.

Larry uniósł brew.

Haley się roześmiała i pochyliła, aby podnieść lalki, ale gdy zauważyła, że Larry się nie śmieje, szybko zrobiła pokerową minę.

– Prezes Tyler Toys powiedział mi, że szukają czegoś naprawdę wyjątkowego dla przyszłorocznej edycji świątecznej lalki. To ich siedemdziesiąta rocznica, a ja już mam kilka świetnych pomysłów. Chcę zrobić tę prezentację, Larry. Wiem, że mogę zdobyć dla nas tego klienta.

Larry nie podzielał tej pewności, sądząc po jego minie. Podszedł do regału i wskazał na nagrody.

– Haley, wiem, jaka jesteś utalentowana. Pokazałaś nam to wielokrotnie. Zawsze zwracam się do ciebie, jeśli chcę pokazać klientowi coś świeżego i wyjątkowego, coś nieszablonowego, ale Tyler Toys… To musi być coś klasycznego. Oni tacy są. Opierają się głównie na Bożym Narodzeniu i tradycji.

– Wiem, co to Boże Narodzenie i tradycja.

Larry skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na nią.

– Czyżby?

Podekscytowana Haley pokiwała głową.

Larry ujął ją pod ramię i wyprowadził z biura. Gdy wyszli na korytarz, wskazał palcem stażystę, który próbował ubrać sztuczną choinkę. Gałązki leżały wszędzie pomiędzy stosami kartonów z bożonarodzeniowymi ozdobami. Gdy stażysta wbił ostatnią gałązkę w smutno wyglądające drzewko, ono się przewróciło.

– No to może wytłumaczysz mi, co tu się dzieje – poprosił Larry.

Haley wykrzywiła usta w grymasie, ale szybko odzyskała panowanie nad sobą.

– Mogę to wyjaśnić.

– W tym roku to tobie powierzyłem organizację dekoracji. Chciałem, aby wszystkie zawisły przed pierwszym listopada. Do świąt zostały dwa tygodnie, a my mamy tylko naszego stażystę, który siłuje się z drzewkiem. Sztucznym. Miała być prawdziwa choinka.

Haley wzięła głęboki oddech. Wiedziała, że musi szybko zmienić kierunek tej rozmowy.

– Przepraszam. Zaabsorbowały mnie ostatnie poprawki w reklamach telewizyjnych Time Right Beauty i rozwieszenie billboardów Perfect Perfume na Times Square… Zanim przypomniałam sobie, żeby zadzwonić po dekoracje, wszystkie firmy były już zabukowane i nikogo nie znalazłam.

– I uznałaś, że to dobry pomysł, by powierzyć to zadanie naszemu stażyście? Przecież on nawet nie obchodzi świąt. Jest Żydem!

Haley otworzyła usta, aby coś powiedzieć… Ale nie padło nawet słowo.

Larry wskazał palcem przeciwną stronę korytarza.

– A widziałaś biuro Toma? On znalazł czas na dekoracje. Uwielbia Boże Narodzenie.

Haley niechętnie podążyła wzrokiem w tym kierunku. Wiedziała, jak wygląda biuro Toma. Nie sposób było tego nie zauważyć. Tom był samozwańczym królem Bożego Narodzenia i miał więcej ozdób niż można zobaczyć w bożonarodzeniowych filmach na Hallmarku. Zmusiła się do uśmiechu.

– Larry, to, że Tom zna się na dekoracjach, nie znaczy, że jest najlepszą osobą do przygotowania tej prezentacji.

Larry się nie uśmiechał, a gdy spojrzał jej prosto w oczy, Haley aż się wzdrygnęła w duchu. Znała to spojrzenie. To był Larry, który już podjął decyzję i nie życzy sobie jej podważania. Musiała coś zrobić. Przybrała władczą pozę. Tyle że tym razem nie wypięła piersi aż tak jak wcześniej i nie uniosła głowy tak wysoko. Za wszelką cenę próbowała zachować spokój. Nie mogła sobie odpuścić tego awansu. Ona nigdy sobie nie odpuszczała.

Gdy Larry w końcu przemówił, wyłożył na stół wszystkie karty.

– Przydzielam Tyler Toys Tomowi, ponieważ pojmuje ducha świąt tak jak Tyler Toys. Jest naszą największą szansą na zdobycie tego klienta. – Podkreślił to krótkim skinieniem głowy, dając znak, że rozmowa dobiegła końca, po czym ruszył w kierunku swojego biura.

Haley nie zamierzała się poddać. Pod wpływem adrenaliny zastąpiła mu drogę, wyrzucając z siebie słowa jedno po drugim.

– Ja też rozumiem Boże Narodzenie! Mogę powiesić dekoracje w swoim biurze! Mogę ubrać choinkę!

– Haley, doceniam twój entuzjazm, ale nie uważam, abyś była właściwą osobą do obsługi tego zlecenia. Co roku uciekasz na Karaiby, a gdy już zostajesz, całkowicie ignorujesz święta.

Była nieugięta.

– Wiesz przecież, że to jest podróż służbowa i zawsze spotykam się z naszym karaibskim klientem, gdy tam jestem. Zabieram rodziców. To nasze zimowe wakacje. Ja pracuję, oni mogą odpocząć, wszyscy są zadowoleni.

– Właśnie o to mi chodzi, ty pracujesz, a nie obchodzisz święta. – Larry znów ruszył przed siebie.

Haley znów zastąpiła mu drogę. Jej desperacja stawała się coraz bardziej widoczna i nie był to ładny widok.

– Larry, posłuchaj mnie, proszę, wiesz, jak ciężko pracuję dla ciebie, dla tej agencji… Powiedziałeś, że w tym roku w końcu zostanę partnerem…

– Partner wie, co jest najlepsze dla firmy… – przerwał jej zdecydowanie.

– Wiem, i dlatego mówię ci, że jestem najlepszą osobą do obsługi tego klienta. Wiem, że dam sobie radę. Musisz dać mi szansę. Powiedz, jak mam cię przekonać, zrobię wszystko.

Larry wziął głęboki oddech. Haley wstrzymała swój.

Spojrzał na biuro Toma, a potem na stażystę, który nadal mocował się z żałośnie wyglądającym drzewkiem, aż w końcu wrócił wzrokiem do Haley. Wyglądał tak, jakby już żałował tego, co zaraz powie, ale i tak to zrobił.

– Moje biuro, za dziesięć minut. Czekam. – Odwrócił się i odszedł.ROZDZIAŁ 2

Tym razem gdy Larry odszedł, Haley za nim nie pobiegła. Była zajęta swoim tańcem zwycięstwa. Wyglądała jak futbolista, który właśnie zdobył przyłożenie – tańczyła w kółko, unosząc ręce. Kathy, topowa graficzka agencji i królowa stylu boho, a przy tym najlepsza przyjaciółka Haley, wyszła zza rogu i roześmiała się na ten widok.

– Co tu się dzieje? – zapytała i też zaczęła tańczyć. Tyle że jej biodra poruszały się bardziej hiphopowo niż futbolowo.

– Świętujemy. – Haley chwyciła ją za rękę, wciągnęła do swojego biura i zamknęła za nimi drzwi. – Chyba przekonałam Larry’ego, żeby oddał mi Tyler Toys.

Kathy była zaskoczona.

– Tobie? Przecież ty nie obchodzisz świąt.

Haley wcale to nie rozbawiło.

– Mówisz jak Larry. Przecież nie jestem Grinchem. Lubię święta. Po prostu nie mam czasu na to wszystko…

– Co? Świętowanie, tradycje, dekoracje, wszystkie te rzeczy, których symbolem jest Tyler Toys?

Haley rozejrzała się po swoim biurze.

– Okej, to, że nie mam dekoracji ani choinki, nie znaczy, że nie wiem, co to święta. Mogę się tego nauczyć.

Kathy nie wyglądała na przekonaną.

– Nie możesz się nauczyć ducha świąt, to coś, co trzeba poczuć. Wiesz o tym, prawda?

Haley syknęła, chwyciła jedną z bożonarodzeniowych lalek i pomachała nią do Kathy.

– Mogę się tego nauczyć! – Głowa biednej lalki podskakiwała na wszystkie strony. – Larry nie oddał jeszcze tego klienta Tomowi. Mam lalki. Są tutaj. Są moje!

Kathy ostrożnie odebrała jej zabawkę.

– Okej, mówię to jako twoja przyjaciółka, wiesz, że cię kocham, ale brzmisz jak dwunastolatka.

Haley zmierzyła ją gniewnym spojrzeniem.

Kathy wzruszyła ramionami.

– Wiesz, o co mi chodzi…

Haley westchnęła z frustracją. Wiedziała, że Kathy ma rację. Traciła nad sobą panowanie.

– Przepraszam. Ja po prostu nie mogę stracić tego klienta. Jeśli Tom dostanie to zlecenie, Larry awansuje go na partnera, a kto wie, kiedy znów nadarzy się taka okazja. Potrzebuję tego teraz. Powiedziałam już rodzicom, że zostanę partnerem i pomogę im z domem.

– Nadal próbują odnowić ten stary wiktoriański budynek? – zapytała Kathy.

Haley sięgnęła po telefon i przewinęła kilka zdjęć, zanim znalazła to, które chciała pokazać przyjaciółce. Przedstawiało dach z wielką dziurą na środku.

– O kurde! – Kathy się zaniepokoiła.

– No właśnie! Mówię ci, że to miejsce to worek bez dna. Już włożyłam w to wszystkie swoje oszczędności, a ten dom chce więcej i więcej, i więcej. Powiedziałam rodzicom, że byłoby taniej, gdybyśmy kupili dla nich nowe mieszkanie, ale oni kochają tę ruderę. Jest dla nich o wiele za duża. Osiem sypialni i cztery łazienki. Należała do mojej praprababki i jest w naszej rodzinie od pokoleń. Moi rodzice marzą o urządzeniu tam pensjonatu, ale to marzenie ma bardzo konkretną cenę. Ostatnia wycena totalnej renowacji opiewa na trzysta pięćdziesiąt tysięcy dolarów, a nie do końca wiadomo, co jeszcze trzeba będzie naprawić. Zamierzałam oddać im dodatkową kasę z awansu, żeby mogli zacząć.

– To na pewno wiele dla nich znaczy.

Haley przewijała zdjęcia.

– Tak. Chcą, żeby to był nasz rodzinny projekt. Nie mam czasu, ale mogę przynajmniej pomóc im z pieniędzmi. To znaczy taki miałam plan. – Uniosła do oczu Kathy kolejne zdjęcie. Przedstawiało Haley z rodzicami na tle pięknej wiktoriańskiej posiadłości. Wszyscy troje się uśmiechali.

Kathy pokiwała głową.

– Fajnie.

– Niech ci się nie wydaje, że sama się od tego wywiniesz. Już powiedziałam mamie, jak świetnie radzisz sobie z projektowaniem.

– Projektowaniem graficznym, a nie wnętrz – prychnęła Kathy.

Haley otoczyła ją ramieniem.

– E, co za różnica. Znajdziemy dla ciebie jakąś robotę. O właśnie, znasz się na kanalizacji?

– Kanalizacji?

– Tak, pękła rura. Nie ma ciepłej wody, więc rodzice przenieśli się do mnie.

– No to przynajmniej ktoś tam mieszka – odparła Kathy. – Ciebie nigdy nie ma w domu. Nie wiem, po co utrzymujesz to mieszkanie, skoro tak naprawdę mieszkasz tutaj. Nic, tylko pracujesz. Kiedy ostatnio byłaś na jakiejś randce?

Haley spojrzała na nią znacząco.

Kathy wybuchnęła śmiechem.

– Okej, przecież już przeprosiłam za tego faceta.

Ostatnia randka w ciemno, na którą umówiła ją Kathy, okazała się katastrofą. Facet zadeklarował, że zabierze ją na pyszną kolację, po czym wylądowali w barze z sokami, gdzie uprzedził ją, że może zamówić, co tylko chce, ale co najwyżej w średnim kubku, bo jego poprzednia dziewczyna zawsze się skarżyła, że dużego nie wypije. A potem przez resztę wieczoru mówił o swojej byłej. To był czterysta dwudziesty siódmy powód, dla którego Haley postanowiła nie marnować już więcej czasu na randki. Miała ważniejsze sprawy na głowie, na przykład jak przekonać Larry’ego, żeby dał jej szansę z Tyler Toys. Podeszła do drzwi.

– Idę porozmawiać z Larrym i zdobyć tego klienta. Życz mi powodzenia.

– Powodzenia – odparła Kathy, zanim Haley wyszła.

W drodze do biura Larry’ego Haley minęła się z Tomem, który wchodził do kuchni. Doszła do wniosku, że to doskonała okazja na mały zwiad w udekorowanym świątecznie biurze rywala i przekonanie się, co zrobiło takie wrażenie na Larrym.

Zmarszczyła brwi, gdy podeszła bliżej biura Toma. Niechętnie to przyznawała, ale kolega naprawdę świetnie sobie poradził. Przed jego biurem wisiały migoczące, białe bożonarodzeniowe lampki, a szklane ściany boksu okalały wspaniałe girlandy. Na drzwiach wisiał duży wieniec. Haley pochyliła się i pociągnęła nosem. Tak. Jedlina była prawdziwa. Biuro Toma nawet pachniało świętami!

Gdy zajrzała do środka, rzuciła się jej w oczy gigantyczna choinka ustawiona w kącie. Musiała mieć ze dwa metry! Przystrajały ją wielokolorowe lampki i ozdoby w tradycyjnych barwach: czerwone i białe, które idealnie komponowały się z cukrowymi laskami.

Wpadła w zachwyt.

– On ma nawet cukrowe laski.

– Masz ochotę?

Okręciła się na pięcie i stanęła oko w oko z Tomem. Uśmiechał się szeroko z cukrową laską w dłoni.

– Właśnie zostawiłem trochę w kuchni, ale tę mogę oddać tobie.

„Oczywiście, że zostawił trochę cukrowych lasek w kuchni”, pomyślała. „To dlatego, że jest niedoszłym Świętym Mikołajem, który tylko udaje menedżera z branży reklamowej”.

Pomachał jej cukrową laską przed nosem. Czekał na odpowiedź.

Pokręciła głową.

– Nie, dziękuję. Staram się ograniczać słodycze.

– Przed świętami? – Wybuchnął śmiechem. – I jak ci to wychodzi?

– Nie najlepiej. – Zmusiła się do uśmiechu. – Ale jeśli już mam jeść słodycze, wybieram czekoladę. Inaczej nie warto.

Tom wszedł do biura.

– Mam też czekoladki, trochę czekoladowych mikołajów i świąteczne trufle. – Podał jej misę w kształcie bałwanka.

Znów pokręciła głową.

– Dzięki, nie skorzystam.

Wychodziła, gdy Tom zawołał za nią:

– Będą tutaj, gdybyś zmieniła zdanie!

Szła, mamrocząc pod nosem:

– Czekoladowe mikołaje, serio? I co jeszcze?

Nie musiała czekać długo na odpowiedź: z biura Toma dobiegła ją świąteczna muzyka. Było to _We Wish You a Merry Christmas_. Haley westchnęła ciężko, wiedząc, że melodia będzie ją prześladować do końca dnia.

Nie mogąc się powstrzymać, nuciła ją, gdy szła do biura Larry’ego. Rozmawiał przez telefon, gestem poprosił ją, by usiadła. Gdy czekała, zaczęła się rozglądać i zauważyła, że on też ma choinkę. O wiele mniejszą niż Tom, ale bardzo ładną, ze srebrnymi ozdobami i błyszczącą gwiazdą na czubku. Miał też wieniec. Poczuła jego zapach, zanim go zobaczyła. Chyba nie dotarła do niej wiadomość, że wszyscy muszą mieć wieniec. Zerknęła na regał Larry’ego. Był dwa razy większy niż jej witrynka, wykonany z pięknego mahoniu o głębokim odcieniu. Policzyła, że muszą tam stać co najmniej trzy tuziny Addie.

Jej wzrok przykuły rodzinne zdjęcia. Larry był dumnym ojcem dwóch studentek uczelni należących do Ligi Bluszczowej i lubił się chwalić córkami. Nazywały się Shannon i Sydney. Swoją żonę Ellen poznał na studiach magisterskich, była wyzwoloną adeptką historii sztuki. Zawsze mawiał, że uzupełniają się jak yin i yang.

Gdy tylko zakończył rozmowę, Haley wstała. Była gotowa na rundę drugą.

Jej oczy rozbłysły determinacją. Nadeszła jej chwila.

– Larry, dziękuję, że dałeś mi możliwość przedstawienia ci moich pomysłów na kampanię Tyler Toys.

Zanim zdołała dodać coś więcej, Larry również wstał.

– Nie musisz mi przedstawiać swoich pomysłów.

Wyraz jej twarzy zmienił się z oszołomionego w podekscytowany.

– Serio? Czyli dajesz mi tego klienta?

– Nie.

Jej uśmiech zbladł.

– Nie rozumiem.

Podał jej ulotkę, którą podniósł z biurka.

– Powiedziałaś, że zrobisz wszystko, by mnie przekonać.

– No tak… – Poczuła się zdezorientowana. – Co tylko zechcesz.

– Chcę, żebyś zrobiła to. – Wręczył jej błyszczącą ulotkę.

Zerknęła na nią. Broszura reklamowała uroczy pensjonat w górach, Holly Peak Inn.

– Nie rozumiem. Mam jechać na urlop?

Pokręcił głową i uśmiechnął się niepewnie.

– Nie, masz jechać na obóz gwiazdkowy.

– Co? – jęknęła, znów spoglądając na ulotkę.

– Na małą świąteczną terapię.

Wybuchnęła głośnym śmiechem, ale przestała się śmiać, gdy zrozumiała, że Larry mówi śmiertelnie poważnie. Jej oczy zogromniały.

– Zaraz, co? Chcesz mnie wysłać na… gwiazdkowy obóz przetrwania? – Nie mogła uwierzyć własnym uszom. To musiał być żart! Tylko dlaczego Larry się nie śmiał? Nie mówił poważnie, prawda? Jak to możliwe, że coś takiego w ogóle istnieje? Kręciło jej się w głowie. Nie mogła się skupić na jego słowach.

– Nazywa się to obóz gwiazdkowy. Pamiętasz, jak trzy lata temu wziąłem urlop tuż przed świętami?

– Oczywiście, to był pierwszy raz, kiedy zrobiłeś sobie przerwę w czasie świąt.

Wybuchnął śmiechem.

– I właśnie o to chodziło mojej żonie. Narzekała, że nie spędzamy już świąt jak rodzina. Zapisała więc nas wszystkich na obóz gwiazdkowy. Dziewczyny musiały odwołać wycieczki na narty. Były z tego równie zadowolone jak ja, ale zrobiliśmy to. Nie mieliśmy wyboru. Przecież wiesz, jaka jest moja żona.

Haley pokiwała głową i się roześmiała. Ellen była spokojna i wyluzowana, ale gdy przy czymś się uparła, wszyscy stawali na baczność.

Larry podszedł, sięgnął po jedno z rodzinnych zdjęć i pokazał je Haley.

Haley przyjrzała się mu uważnie. Przedstawiało Larry’ego i jego rodzinę z bałwanem na tle ślicznego pensjonatu. Po chwili rozpoznała w nim pensjonat z ulotki.

– To był obóz gwiazdkowy?

– Tak. – Larry uśmiechnął się na to wspomnienie. – Jest to jedno z naszych ulubionych rodzinnych zdjęć. Tydzień, który spędziliśmy razem w tym pensjonacie, zmienił nas na lepsze. Zawsze będę za to wdzięczny losowi.

Haley była zdezorientowana.

– Dlaczego? Co w tym było takiego wyjątkowego?

– To jest pytanie, na które sama będziesz musiała sobie odpowiedzieć. – Posłał jej pełen otuchy uśmiech. – Ale powiem ci jedno… Myślę, że to ci pomoże, jeśli naprawdę chcesz przejąć Tyler Toys jako klienta.

To podniosło ją na duchu.

– Zaraz, czyli jeśli pojadę na ten gwiazdkowy obóz przetrwania, przekażesz mi Tyler Toys?

– Obóz gwiazdkowy – poprawił ją Larry.

– Jasne, przepraszam. Obóz gwiazdkowy. Czyli jeśli pojadę, będę mogła zrobić tę prezentację?

Larry uniósł dłoń, aby nieco pohamować jej entuzjazm.

– Jeśli pojedziesz, wysłucham najlepszych pomysłów twoich i Toma, i na tej podstawie zadecyduję, kto poprowadzi ten projekt. Próbuję ci pomóc, ale nie mogę niczego obiecać.

Jej uśmiech nieco zbladł. Ale przynajmniej nadal była w grze. Wzięła głęboki oddech. Przecież to nic wielkiego. Jak źle może być na takim gwiazdkowym obozie?

Larry podszedł do pudła, z którego wyjął jeden z tych niedorzecznych bożonarodzeniowych swetrów, które ludzi tak cieszyły. Dla jasności, Haley nigdy nie należała do tych ludzi. Larry rzucił jej sweter.

– Będziesz musiała wziąć go ze sobą.

Haley złapała sweter, choć od razu tego pożałowała. Oczy ją bolały od samego patrzenia. W konkursie na najbrzydszy sweter świata na pewno zdobyłby pierwszą nagrodę. Bożonarodzeniowe paskudztwo. Jaskrawy, czerwono-zielony, wyglądał, jakby eksplodowała na niego bomba z brokatem. Na przodzie miał wielką twarz Świętego Mikołaja. Czerwonawe policzki były puchate, tak jak białe śnieżne kule, które zwisały z rękawów i otaczały brzeg na dole. Bożonarodzeniowa kombinacja z gatunku tych najbardziej niedorzecznych.

Gdy Larry usiadł za biurkiem, wystrzelił jeszcze jeden pocisk.

– I nie zapomnij pokazać mi dyplomu po powrocie.

– Dyplomu? – Jej głos się załamał. Miała takie wrażenie, jakby utknęła w śnieżnej kuli, którą ktoś cały czas potrząsał.

– Tak, obóz gwiazdkowy ci go wystawi na dowód, że wzięłaś udział we wszystkich świątecznych zadaniach. Chcę, żebyś w pełni doświadczyła świąt. Lepiej się zbieraj. Turnus zaczyna się jutro.

Gdy sięgnął po słuchawkę, zrozumiała, że to dla niej znak do wyjścia. Robiła, co mogła, by się uśmiechać i wyglądać na podekscytowaną.

– I to trwa cały tydzień? Nie ma weekendowej wersji, którą mogłabym przejść?

Larry skrzyżował ramiona na piersi i rozsiadł się w fotelu.

– Jeśli się boisz, czy wytrzymasz tydzień, mogę od razu powiedzieć Tomowi, żeby zabrał się do prezentacji…

Spojrzała na niego z przerażeniem.

– Nie. Tydzień jest w porządku! Tydzień jest super. Popracuję nad kampanią dla Tyler Toys, gdy tam będę. Tak jak powiedziałeś, to na pewno idealne miejsce, by poszukać bożonarodzeniowych inspiracji.

– Świetnie – stwierdził Larry z zadowoloną miną. – W takim razie pokażecie mi z Tomem swoje pomysły za tydzień od jutra.

Uśmiechnęła się do niego.

– Będę gotowa.

Znów sięgnął po słuchawkę.

– Larry…

– Tak?

Zrezygnowała ze swojej władczej pozy. Nie starała się już być superbohaterką. Była po prostu sobą, kimś, kto jest naprawdę wdzięczny za szansę na spełnienie swojego marzenia o zostaniu partnerem.

– Chciałam ci tylko podziękować za tę szansę. Wiem, że nie jestem oczywistym wyborem, ale obiecuję, że cię nie zawiodę.

Odpowiedział uśmiechem.

– Wiem, Haley. Nigdy mnie nie zawodzisz. Powodzenia.

Gdy wyszła z jego biura, odetchnęła głęboko z ulgą. Nadal była w grze.

I wtedy to usłyszała. Dobiegało z biura Toma. Bożonarodzeniowa muzyka. Tym razem miało ją prześladować _It’s Beginning to Look a Lot Like Christmas_…ROZDZIAŁ 3

Słońce zachodziło, gdy Jeff Jacoby spacerował po bostońskim nabrzeżu, upajając się zapierającymi dech w piersiach bożonarodzeniowymi dekoracjami.

Była to jego ulubiona pora dnia. Pełna magii. Ostatnia godzina słonecznego blasku, kiedy to światło miękło i rozpraszało się, oblewając wszystko złotawą poświatą. Jednocześnie włączały się wszystkie świąteczne lampki, przemieniając Christopher Columbus Waterfront Park w bajkową zimową krainę. Na widok zacumowanych łodzi, również ozdobionych lampkami, Jeff pomyślał o tym, jak jego tacie spodobałyby się te dekoracje. Nikt nie kochał świąt bardziej niż jego rodzice. Teraz, gdy jego mama odeszła – przegrała walkę z rakiem dwa lata temu – nie mógł się już doczekać, kiedy tata przeprowadzi się do miasta, by mogli spędzać razem więcej czasu.

Zatrzymał się i z dumą spojrzał na Crane Wharf. Ten czteropoziomowy budynek z szarego granitu powstał na początku dziewiętnastego wieku. Jeff był architektem odpowiedzialnym za opracowanie planu ocalenia go po tym, jak został przeznaczony do rozbiórki. Na skutek mrówczej pracy polegającej na zachowaniu oryginalnych ścian z cegły i belkowania z sosny żółtej zabytek został przekształcony w luksusowy apartamentowiec z pomieszczeniami na parterze wynajmowanymi od lat przez kilka bostońskich firm z tradycjami.

Podniósł wzrok na mieszkanie na rogu najwyższego piętra. Upatrzył je sobie dla taty. Uznał, że będzie dla niego idealne. Miało fantastyczny widok na zatokę i tylko krótki spacer dzielił je od jego mieszkania, odnowionej dwupiętrowej kamienicy w North End. Naprawdę wierzył, że tacie spodoba się w Bostonie – jak już oswoi się z pomysłem przeprowadzki. I to właśnie stanowiło wyzwanie: przekonać go, by się przeniósł.

Jeff wiedział, że nie będzie łatwo, bo jego tata uwielbiał swój dom i biznes, który prowadził – Holly Peak Inn, pensjonat ukryty w górach kilka godzin drogi od Bostonu.

Tyle że, choć jego tata nie lubił o tym mówić, pensjonat z każdym rokiem przynosił coraz większe straty i nie było ich już stać na to, aby go utrzymać. Jeffowi nie podobało się też, że po śmierci mamy tata został tam całkiem sam. Od roku szukał odpowiedniego kupca na pensjonat, ale okazało się to trudniejsze, niż zakładał. Interesowali się nim tylko deweloperzy, którzy chcieli go wyburzyć, a wiedział, że tata nigdy by się na to nie zgodził. Kilka miesięcy temu nareszcie kogoś znalazł – bankiera, który szukał wakacyjnego domu dla swojej rodziny, a więc idealnie. Teraz musiał jeszcze tylko przekonać tatę. A czas uciekał. Kupiec domagał się odpowiedzi do końca roku, a na razie tata świetnie sobie radził z unikaniem tematu. Ilekroć Jeff dzwonił, chciał rozmawiać tylko o swoich obozach gwiazdkowych.

Jeff wiedział, że obozy gwiazdkowe to dla taty największa duma i radość. Były to w pensjonacie wyjątkowe wydarzenia pomiędzy październikiem a Bożym Narodzeniem, które jego rodzice stworzyli, by pomóc ludziom odnaleźć i przyjąć ducha świąt. Rodzice zawsze wierzyli w potęgę odseparowania się od życia w biegu, by odnowić więź z tym, co najważniejsze: przyjaciółmi, rodziną, poczuciem wspólnoty i miłością. Podczas tygodniowego obozu goście uczestniczyli we wszelkiego rodzaju tradycyjnych świątecznych zajęciach. W wielu z nich Jeff brał udział, gdy dorastał, na przykład w wyprawie po idealną choinkę i wolontariacie w miejscowym domu kultury, podczas którego przygotowywał specjalne bożonarodzeniowe posiłki dla rodzin potrzebujących pomocy w tym okresie.

Zdawał sobie sprawę, że zorganizowanie obozów gwiazdkowych wymaga wiele pracy – zwłaszcza po śmierci mamy – dlatego zgodził się pomóc tacie. Miał też nadzieję, że dzięki temu będą mieli okazję porozmawiać o przyszłości, że zdoła go przekonać, iż sprzedaż pensjonatu to słuszna decyzja.

Podejrzewał, że tata doskonale wie, co mu chodzi po głowie. Zawsze potrafił go przejrzeć. Był mądry, szczery i dobry. Niezależnie więc od tego, co miało się stać w nadchodzącym tygodniu, Jeff się cieszył, że będzie mógł przynajmniej spędzić z nim więcej czasu. Dawno się nie widzieli. Jego ostatni projekt architektoniczny pochłonął mnóstwo czasu, ale powoli dobiegał końca, Jeff mógł więc pozwolić sobie krótką przerwę, zanim przejdzie do kolejnego w nowym roku.

Zrobił kilka zdjęć budynku komórką, żeby pokazać tacie, który zawsze mu kibicował, po czym poszedł dalej ku swojej ulubionej ulicy w całym North End: Hanover Street. Ten uroczy zaułek należał do najstarszych w Bostonie i mieściły się tu najlepsze włoskie restauracje w mieście. Jeff planował jechać do taty z samego rana, ale najpierw chciał jeszcze zaopatrzyć się w tajną broń. Z uśmiechem wszedł do świątecznie udekorowanej piekarni. W kącie stało jego ulubione drzewko – z ciastkami zamiast ozdób. Klientów zachęcano, by się częstowali. Postawny mężczyzna za ladą pomachał mu, gdy go zauważył.

– Jeff, wchodź! Twoje zamówienie jest już gotowe! – zawołał donośnie z mocnym włoskim akcentem. Podniósł duże pudełko na słodycze. – Tuzin cannoli. Najlepsze, jakie mamy!

– Dzięki, Mike! – Jeff głęboko wciągnął powietrze, idąc do lady. Rozkoszował się zapachem świeżego chleba prosto z pieca. Uwielbiał odwiedzać tę piekarnię. Należała do Mike’a i jego włoskiej rodziny, i choć słynęła z cannoli, popularnością cieszyły się tu też wszystkie inne rodzaje domowych włoskich przysmaków, takich jak biscotti i tiramisu. Tego dnia jednak Jeff zamówił tylko cannoli, bo były to ulubione łakocie jego taty.

Mike z dumą otworzył pudełko, które trzymał w rękach, by Jeff mógł zajrzeć do środka.

– Dorzuciłem jeszcze kilka gratisowo na spróbowanie – oświadczył. – Wszyscy domagają się pistacjowych na święta!

– Nie wiem, czy coś będzie w stanie przebić twoje amaretti. – Jeff uśmiechnął się, sięgając po cannoli oblane ciemną czekoladą i posypane cukrem pudrem. Podziwiał je przez sekundę, ale nie zdołał się oprzeć, musiał ugryźć. Już pierwszy kęs przeniósł go do kulinarnego nieba.

Ze zdumieniem pokręcił głową.

– Nie wiem, jak ty to robisz, ale są wyborne! Nie jestem pewien, czy dowiozę je do taty!

Mike wybuchnął śmiechem, wybrał jeszcze dwa cannoli i włożył je do pudełka.

– Na drogę. Ja stawiam. Wesołych świąt.

Gest wzruszył Jeffa.

– Dziękuję. Wiem, że będzie zachwycony.

Mike pokiwał głową, zadowolony z komplementu.

– Powiedz tacie, że musi nas znów odwiedzić. Długo go nie było!

– Zgadzam się i na pewno mu powiem. Pozdrów ode mnie rodzinę. Wesołych świąt!

– Pamiętaj o ciastku! – Mike wskazał gestem choinkę.

Jeff z uśmiechem zdjął z gałązki lukrowanego bałwanka i odgryzł kawałek. Ozdoby choinkowe w postaci ciastek nigdy mu się nie nudziły. Zawsze sprawiały, że czuł się jak dziecko.

– Dzięki, Mike!

Gdy wyszedł na zewnątrz, pomyślał, że byłoby wspaniale, gdyby mógł tu przychodzić razem z tatą. Miał dla nich tak wiele planów, kiedy już ojciec przeprowadzi się do miasta. Ale po kolei. Najpierw musiał pomóc mu zorganizować ten ostatni obóz gwiazdkowy.

Następnego ranka, gdy Jeff zaparkował przed Holly Peak Inn, rozejrzał się wokół z zachwytem. Nie był w stanie ogarnąć wzrokiem wszystkich dekoracji, które powiesił tata. Miał wrażenie, że przybywa ich z każdym rokiem. Wiedział jednak, że to nie liczba dekoracji nadaje pensjonatowi tę wyjątkową aurę, lecz wspomnienia, które się z nimi wiązały.

Spojrzał na naturalnych rozmiarów renifery z drutu pokryte sznurami małych białych lampek. Miał pięć lat, gdy mama przyniosła je do domu, bardzo się zdenerwował, gdy je po raz pierwszy zobaczył. Uznał, że to renifery Świętego Mikołaja, a kiedy nie znalazł swojego ulubieńca Rudolfa, bo żaden z nich nie miał czerwonego nosa, przestraszył się, że Rudolf się zgubił! Tego wieczoru mama zrobiła czerwony nos, przytwierdziła go jednemu z reniferów i wzięła Jeffa na zewnątrz, aby mógł to zobaczyć. Wciąż pamiętał, że poczuł taką ulgę, iż podbiegł i uścisnął Rudolfa. Teraz, wiele lat później, nadal czuł tę samą radość i zachwyt na widok renifera z czerwonym nosem.

– Synu! Przyjechałeś!

Odwrócił się i zobaczył, że jego tata, Ben, biegnie ku niemu. Wyglądał, jakby wygrał los na loterii. Spotkali się w połowie drogi i mocno uścisnęli.

– Tato, jak dobrze cię widzieć!

– Spodziewałem się ciebie dopiero za kilka godzin. – Ben się rozpromienił.

– Wyjechałem wcześniej, żeby uniknąć korków. – Jeff otoczył ojca ramieniem. – Pensjonat wygląda super!

Ben rozejrzał się wokół z dumą.

– Zaczekaj, aż zapadnie zmrok. Dopiero wtedy wszystko naprawdę ożywa. Robi się magicznie.

– Nie wątpię. Dokupiłeś lampki? Nie pamiętam, żebyśmy ubierali dawniej te wszystkie drzewa.

– To ledy, najlepsze na świecie. – Ben uśmiechnął się szeroko.

Jeff wybuchnął śmiechem i pokręcił głową. Tata nigdy nie potrafił się oprzeć pokusie dokupowania świątecznych lampek. Była to jedna z jego ulubionych tradycji, zgodnie z zasadą „im więcej, tym lepiej”.

Ben poprawił sznur lampek na gałęzi.

– Synu, naprawdę się cieszę, że cię widzę. Mamy świetnych gości na ten obóz gwiazdkowy. Mam wrażenie, że ta edycja będzie naprawdę wyjątkowa, a skoro ty tu jesteś, będzie idealnie.

Gdy tata spojrzał na niego z ogromną miłością, Jeff poczuł, że przetacza się przez niego fala emocji. Tak bardzo się cieszył, że wciąż ma ojca. Nikt nie znaczył dla niego tyle co on.

Od śmierci mamy Jeff czuł obezwładniającą potrzebę opiekowania się tatą. Wiedział, że Bena załamała diagnoza mamy – rak w terminalnym stadium – ale nigdy tego po sobie nie pokazywał. Dla mamy tata zawsze był optymistyczny i silny, starał się jak najlepiej wykorzystać czas, który im pozostał. Pewnego wieczoru jednak, gdy Ben myślał, że wszyscy już spali, Jeff zszedł na dół i znalazł go przy kominku – Ben oglądał zdjęcia rodzinne i płakał bezgłośnie. Ten widok złamał Jeffowi serce, ale uszanował prywatność taty i pozwolił mu rozpaczać w samotności.

To w tamtej chwili Jeff obiecał sobie, że będzie silny dla ojca i że postawi go na pierwszym miejscu swojej listy priorytetów. Zerwał z dziewczyną, z którą się umawiał, aby móc cały wolny czas spędzać z ojcem. W ostatnich miesiącach, gdy sytuacja w pracy stała się naprawdę nerwowa, nakłaniał tatę do częstszych wizyt w Bostonie.

Całe jego życie zaczęło się kręcić wokół pracy i ojca. Powiedział wszystkim znajomym, że zerwał z dziewczyną i z nikim się teraz nie umawia, bo nie ma czasu, ale prawda była taka, że nie wyobrażał sobie, by mógł kiedykolwiek pokochać kogoś tak, jak tata kochał mamę, a potem go stracić. Nie chciał czuć takiego bólu. Był zadowolony ze swojego obecnego życia. Odnosił sukcesy zawodowe, miał tatę, z którym pragnął częściej przebywać. Jego życie było udane. Choć nie mógł się doczekać, by spędzić najbliższy tydzień w pensjonacie, powrót tam w okresie świąt, z tymi wszystkimi wspomnieniami, był trudny.

To była ulubiona pora roku jego matki i gdziekolwiek spojrzał, tam ją widział. Tęsknił za nią codziennie, ale zwłaszcza w Boże Narodzenie. To ona najbardziej kochała święta, to ona nauczyła jego i tatę, jaki wyjątkowy może być ten czas. Miała wielkie serce i zawsze szukała sposobów na to, by pomagać innym. Najważniejsza była dla niej rodzina, zależało jej, by wszyscy obecni w jej życiu wiedzieli, jak bardzo ich kocha.

Czasami Jeff tęsknił za nią tak bardzo, że nie mógł oddychać, i teraz właśnie przydarzyła się taka chwila. Nie chciał, by tata zauważył jego rozterki, więc skupił się na wyjęciu pudełka z ciastkami z furgonetki. Ujrzawszy je, tata się rozpromienił. Atmosfera od razu się poprawiła i Jeff też się uśmiechnął.

– Czy ja dobrze widzę? – zapytał Ben, pocierając dłonie w geście zniecierpliwienia.

W odpowiedzi Jeff się roześmiał i otworzył pudełko. Udzieliło mu się podekscytowanie taty.

– Mike życzy ci wesołych świąt!

Ben zajrzał do środka.

– Najlepszy prezent na świecie!

– Kupiłem też twoje ulubione amaretti.

Ben mierzył jednak wzrokiem ciastka pistacjowe.

– A te zielone to jakie?

– A, Mike dorzucił kilka. Pistacjowe, twierdzi, że są bardzo popularne w czasie świąt. Jeszcze ich nie próbowałem…

Ben już sięgał po ciastko i odgryzał kęs. Jego oczy rozbłysły.

– Pychota! Pistacjowe, co? Naprawdę dobre! – Entuzjastycznie uniósł kciuk w górę i odgryzł kolejny kawałek.

Jeff był rozbawiony. Zawsze podobało mu się w ojcu to, że ciągle był gotowy spróbować czegoś nowego. Bez zastanowienia i bez wahania. W tej dwójce to Jeff był ostrożny. Tworzyli wspaniały zespół.

Test ciasteczek przerwał ukochany golden retriever Bena – Max, który podszedł do nich i szczeknął. Od razu stało się jasne, że Max również życzy sobie wziąć udział w degustacji. Jeff się ucieszył na widok psa tak, jak pies na widok cannoli. Gdy mężczyzna się pochylił, aby pogłaskać go po łbie, Max wcisnął nos do pudełka i prawie dosięgnął ciastka.

Ben wybuchnął śmiechem.

– Musisz uważać na starego Maxa. Jest naprawdę szybki.

– Właśnie widzę! – Jeff w ostatniej chwili odsunął pudełko poza zasięg psiej paszczy.

Pupil pomachał ogonem i zaszczekał, na co Jeff się roześmiał.

– Okej, to chyba znak, że powinniśmy wejść do środka – zwrócił się Ben do syna. – Chciałbym przejrzeć z tobą plany na najbliższy tydzień i upewnić się, że wszystko jest gotowe. Goście obozu gwiazdkowego powinni się zjawić lada chwila. Zaczekaj, aż zobaczysz, co dla nich zaplanowałem!

Jeff otoczył tatę ramieniem, gdy wchodzili do pensjonatu. Nie dało się oprzeć jego entuzjazmowi. Gdy dotarli do drzwi, uśmiechnął się na widok naturalnych rozmiarów elfa, który radośnie szczerzył zęby. Przypomniał sobie, jak mama znalazła go na wyprzedaży garażowej, jaki był wyblakły i zniszczony i jak razem go odmalowali. Poklepał go po małej szpiczastej głowie.

– Jak się miewasz, stary?

Ben zachichotał.

W salonie czekała już na nich kobieta, która wyglądała jak stereotypowa ukochana babunia. Trzymała tacę, na której stały kubki z motywem Świętego Mikołaja. Znad brzegów kubków wystawały bita śmietana posypana wiórkami czekoladowymi, a także cukrowa laska w roli mieszadełka.

Jeff rozpromienił się na widok kobiety.

– Laura! – Podszedł do niej, wziął tacę i odstawił ją, aby móc mocno uścisnąć starszą panią. – Wyglądasz cudownie!

– A ty jesteś przystojny jak zawsze. – Uścisnęła go w odpowiedzi. – Dawno cię nie było.

– Wiem. Bardzo się cieszyłem, że tata odwiedza mnie w mieście, ale to znaczyło, że nie widywałem się z tobą, a naprawdę się stęskniłem za twoimi domowymi posiłkami. Wiecznie powtarzam tacie, jakie ma szczęście, że pracujesz u niego w roli szefa kuchni. Jak się miewa Geoff? I twoja rodzina?

– Wszyscy czują się świetnie. Bardzo chcą się z tobą zobaczyć. Uwierzysz, że będziemy z Geoffem obchodzić czterdziestą rocznicę ślubu?

– Gratulacje! Czterdzieści lat, coś niezwykłego.

Ben pokiwał głową.

– Niezwykłe jest to, jak szybko leci czas. – Podszedł do nich i podał im po kubku z podobizną Świętego Mikołaja. – Laura przygotowała nasze kakao, żebyśmy mogli wznieść tradycyjny toast.

Wszyscy unieśli kubki w górę.

Jeff i Laura czekali, by to Ben wygłosił toast.

– Za naszą rodzinę, przyjaciół i znajomych… – Ben odwrócił się do syna, przekazując mu pałeczkę.

Dla Jeffa był to prawdziwy zaszczyt.

– Za tych, których straciliśmy, ale o których nigdy nie zapomnimy… – Jeff spojrzał na ojca, aby to on dokończył.

– Za miłość, która się nie kończy. Wesołych świąt – powiedział Ben z szerokim uśmiechem. – Za obóz gwiazdkowy!ROZDZIAŁ 4

Jadąc uroczą, krętą, jednopasmową górską drogą, Haley uśmiechała się do siebie, obserwując malowniczy zimowy krajobraz. Uwielbiała takie chłodne, rześkie dni, podczas których słońce wschodziło i sprawiało, że śnieg na wierzchołkach drzew zaczynał się skrzyć. Cieszyła się, że większość śniegu leży na drzewach, a nie na asfalcie, ale gdy zauważyła przed sobą zakręt, uznała, że powinna zwolnić dla większego bezpieczeństwa.

Problem polegał na tym, że powolne tempo i zważanie na bezpieczeństwo nigdy nie należały do jej mocnych stron. W skali od jednego do dziesięciu miała zazwyczaj tylko dwie prędkości: jeden i dziesięć. Jeden, gdy spała,

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: