Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pióra. Ewolucja cudu natury - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 marca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Pióra. Ewolucja cudu natury - ebook

Po lekturze tej książki nigdy już nie przejdziesz obojętnie obok zwykłego ptasiego pióra.

 

• Jak to się dzieje, że pingwiny nie zamarzają w morzach aż gęstych od lodowego paku?

• Dzięki czemu kormorany mogą schodzić pod wodę na głębokość bliską wysokości dziesięciopiętrowego wieżowca?

• Co sprawia, że sowy poruszają się w powietrzu bezszelestnie jak duchy i umieją dosłownie spaść na głowę nieświadomej niczego ofiary?

• Jak to się wreszcie dzieje, że sokoły potrafią pikować z zawrotną prędkością, jakiej nie osiąga rozpędzone ferrari?

 

Za każdym z tych wyczynów stoją zwykłe, niepozorne pióra. Z ich pomocą można wykonywać powietrzne akrobacje albo zamieniać się w sceniczną gwiazdę oszałamiającą feerią barw. Ale na tym funkcje piór wcale się nie kończą, w dodatku korzyści z obecności piórzej pokrywy czerpią nie tylko ptaki, lecz także… ludzie.

 

I nie chodzi tu tylko o wypełnienie puchem naszych kurtek czy poduch ani też o to, że pióra w przeszłości zdobiły głowę każdej szanującej się damy czy były podstawowym narzędziem do pisania. Pióra zapewniają pełną wodoodporność i tworzą skuteczną barierę chroniącą zarówno przed lodowatym chłodem, jak i palącym pustynnym słońcem. Poza tym pojedyncze pióro to idealny profil lotniczy, a ich układ tworzy najdoskonalszą maszynę latającą. Między innymi z tego względu współcześni inżynierowie starają się je skopiować. Wzorzec pozostaje jednak niedościgniony.

 

Skąd wziął się ten ewolucyjny cud? Co pióra dają ptakom i co dla nas znaczą? Odnosząc się do wyników badań paleontologów, ornitologów, biologów, inżynierów, antropologów, a nawet historyków sztuki, zapalony biolog terenowy Thor Hanson z niesłychaną lekkością i głęboką wiedzą opowiada o tym wyjątkowym wytworze natury, a pasja, z jaką to robi, jest po prostu zaraźliwa.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-844-7
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autora

Od autora

W książce używam głównie popularnych nazw ptaków, a ich łacińskie nazwy taksonomiczne wprowadzam tylko w przypadku, gdy jest to naprawdę niezbędne. Dzięki temu unikam przeciążania tekstu niekończącymi się nawiasami z łacińskimi nazwami dwuczłonowymi. Podobnie, w tekście nie pojawiają się odnośniki do przypisów – przypisy, zarówno rzeczowe, jak i bibliograficzne, są zamieszczone na końcu książki w podziale na rozdziały i można je zidentyfikować na podstawie przytoczonych fragmentów zdań. Kompletną listę publikacji, do których się odnoszę, zawiera zaś końcowa bibliografia.Podziękowania

Podziękowania

Napisanie książki takiej jak ta wymaga zaangażowania ze strony wielu osób – naukowców, kustoszy, przewodników wędkarskich, projektantów mody i innych, którzy obracają się w świecie piór. Otrzymałem nieocenioną pomoc od ludzi, którzy poświęcili czas, by odpowiedzieć na moje pytania i ułatwić mi badania, udostępniając dane i okazy, a czasem prowadząc ze mną po prostu długie rozmowy. Poniżej podaję (w przypadkowej kolejności) listę osób i organizacji, które mi pomogły: Bob Pyle, Hilda Boshoff, CP Nels Museum, Rob Nixon, Sarah Abrevaya Stein, Jodi Favazzo, Marios Ignadiou, Greg Willson, Scott Hartman, Xing Xu, Wyoming Dinosaur Center, Alan Feduccia, Richard Prum, Carla Dove, Pete Menefee, Rainbow Feather Company, Marian Kaminitz, Leah Chalfen, Simon Thomsett, Laila Bahaa-el-din, Anziske Kayster, Graaff-Reinet Museum, rodzina Russella W. Thorntona, Peter Liotta, National Audubon Society, Kathy Ballard, Kim Bostwick, Patrick Kirby, John Sullivan, Tony Scruton, Bernd Heinrich, Edward Bormashenko, Yanchun (Daniel) Xu, Peter Harrison, Julian Vincent, Ken i Suzanne Franklin, Suzanne Stryk, Shirley Reuscher, Ken Dial, Ellen Thaler, Angela Linn, University of Alaska Museum of the North, Smithsonian Feather Identification Lab (National Museum of Natural History), National Museum of the American Indian, Pacific Coast Feather Company, Jeffrey Long, Travis Stier, Glenn Tattersall, Brenda Boerger, David Houston, Maureen Goldsmith, University of Pennsylvania Museum of Archaeology and Anthropology, Elana Kitching, Linda Lorzechowski, Glenn Roe, ARTFL Encyclopédie Project, Tom Whiting, Whiting Farms, David Roberts, Cliff Frith, Jane Grayer, Ian Strange, Donald Jackson, Chris Strachan, Robert Petty, Impington Village College Model Aeroplane Club, Peter Stettenheim, William T. Cooper, Robert Petty, Theunis Piersma, Max Platzer, Gwen Bisseker, Nickolay Hristov, Airling Gunderson i Petra Quillfeldt.

Specjalne podziękowania rezerwuję dla Paula i Ann Hansonów oraz Erin Braybrook, których pomoc przy dziecku przyszła w samą porę. Mam też dług wdzięczności wobec pracowników San Juan Island Library, a w szczególności wobec Heidi Lewis za cierpliwość do mych niekończących się próśb o sprowadzanie książek z innych wypożyczalni. Frank Gill eksperckim okiem przejrzał wczesną wersję rękopisu tej książki – bardzo mu dziękuję za pomoc i słowa otuchy. Jestem też wdzięczny mojej agentce Laurze Blake Peterson za wprowadzenie biologa terenowego do wydawniczego świata i za skontaktowanie mnie z T.J. Kelleherem z Basic Books. Jego redaktorska pomysłowość i entuzjazm dla tego projektu były prawdziwym dobrodziejstwem. Doskonale też pracowało mi się z innymi ludźmi z Basic Books: Whitney Casser, Cassie Nelson, Sandrą Beris i Annette Wendą. No i na koniec – z pewnością książka ta nigdy by nie powstała, gdyby nie ciągłe wsparcie ze strony mojej żony Elizy Habegger. Razem z naszym nowo narodzonym synem Noahem i resztą rodziny i przyjaciół cierpliwie znosiła moje dziwactwa, wątpliwości, podróże i długie, samotne przesiadywanie w Szopie Szopów.Przedmowa

Przedmowa

Igraszką losu jestem.

– William Shakespeare, Romeo i Julia (ok. 1595),
przekł. S. Barańczak

To wszystko przez sępy. Tak brzmi moja tradycyjna odpowiedź na pytanie, co mnie skłoniło do napisania tej książki. To sępy rozbudziły moje zainteresowanie piórami wiele lat temu, gdy uczestniczyłem w projekcie naukowym w Kenii. Kiedy obserwowałem te wielkie ptaki, syczące na siebie i wykłócające się nad kawałkiem padliny, moją uwagę zwróciło, jak doskonale ich pióra (a także brak upierzenia w odpowiednich miejscach) dostosowane są do trybu prowadzonego przez nie życia. Łyse głowy i szyje umożliwiają zachowanie czystości podczas pożywiania się padliną oraz poprawiają termoregulację – w dzień sępy wyciągają szyje, by lepiej się chłodzić, a w nocy chowają je w niemal pluszowy, puchowy kołnierz. Ich ciemne upierzenie opiera się bakteriom i dobrze pochłania afrykańskie słońce, pomagając zachować ciepło na dużej wysokości, gdzie szybują, wypatrując łupu.

To przez sępy więc zacząłem rozmyślać o piórach i wciąż o nich myślę. Obserwowałem muchołówki i lelki w szacie godowej, które muszą sobie radzić z piórami o trzykrotnej długości ich ciała. Przyglądałem się pingwinom nurkującym pod lodowymi krami w satynowych, doskonale wodoszczelnych kombinezonach. W noce, gdy temperatura spadała poniżej zera, w swoim śpiworze wypełnionym gęsim puchem kuliłem się z zimna, podczas gdy podglądane przeze mnie maleńkie mysikróliki stroszyły piórka i miały się doskonale, utrzymując ciepło na lodowatym wietrze. Pieczołowicie badałem ślady piór w skamieniałościach dinozaurów, ich wykorzystanie w machinach latających, przynętach wędkarskich, kapeluszach z epoki wiktoriańskiej, lotkach do badmintona, pierzyskach strzał, starożytnych dziełach sztuki z terenów dzisiejszego Peru. Jak zauważył Frank Gill w swoim klasycznym już podręczniku Ornithology: „Budowa i szczegółowe elementy piór fascynują biologów od stuleci, to niezmierzony temat”. Doskonały, by poświęcić mu książkę, myślałem często. Trzeba było jednak kolejnego sępa, bym posunął się dalej.

Tu muszę coś wyjaśnić – jako biolog terenowy nie cierpię na brak przedmiotów badań czy tematów, na które mógłbym coś napisać. W końcu właściwie wszystko w otaczającej nas przyrodzie jest warte uwagi. Jeśli idę na spacer i nie widzę nic ciekawego czy ekscytującego, oznacza to po prostu, że jestem rozkojarzony. Zdaniem niektórych wędrówka ze mną to wyszukana tortura, ponieważ ciągle coś przyciąga moją uwagę: ptasie gniazda, motyle, porosty, mrowiska, rodzaj gleby, odchody owadów, skały – co tylko chcecie. Moja żona Eliza musi znosić, że w zamrażarce upycham martwe norniki i ptaki, a do lodówki wkładam okazy roślin. W domu trzymam pudełka z niezidentyfikowanymi pszczołami, starymi kośćmi i sowimi głowami oraz zbiornik z ciekawymi larwami. (Nasz mały synek Noah styka się z tym wszystkim na okrągło, ale cóż – on nigdy nie zaznał innego życia!) Jestem z natury ciekawski, a wokół jest tyle interesujących rzeczy. W tej sytuacji wyzwaniem jest raczej dokonanie wyboru.

W świecie nauki, w którym trzeba rywalizować ze sobą o fundusze badawcze, większość możliwości szybko zostaje wyeliminowanych. Badania kosztują, a żeby dostać grant, trzeba wybrać to, o czym akurat się mówi i co jest najbardziej sexy. Trudno się dziwić, że wieloryby i tygrysy bardziej przyciągają uwagę niż wątrobowce, chrząszcze sprężykowate czy pleśnie. Biologia ogólna i badania terenowe nie są zbyt sprzedażowym tematem, zawsze staram się więc wpisać je w szerszy kontekst: fragmentację siedlisk, ochronę gatunkową, genetykę populacyjną czy nawet ekologiczne skutki działań wojennych. Mimo to, gdy w końcu w moim kalendarzu pojawiło się miejsce na napisanie nowej książki, liczba zagadnień, które można by w niej poruszyć, aż mnie przytłoczyła. Pierwszego poranka, gdy wreszcie się za nią wziąłem, długo siedziałem przed pustym ekranem i popijałem kawę. W końcu zacząłem pisać o sępach, z czym od lat się nosiłem (opowieść o nich znajdziecie w rozdziale 15). Miałem nadzieję, że gdy już zacznę zapełniać papier, w moich żyłach popłyną wartko soki kreatywności, a poza tym kawałek o sępach przyda mi się, jeśli kiedyś wezmę się za pisanie „książki o piórach”.

Nie należę do najszybszych pisarzy w świecie, ale zdążyłem już wypełnić tekstem kilka akapitów, zanim zrobiłem sobie przerwę na popołudniową przebieżkę. Mieszkamy na wyspie, osiem kilometrów od miasteczka, przy wiejskiej drodze schodzącej w dół zbocza i znikającej w gęstym lesie, a potem przecinającej pola uprawne. Kiedy nią biegłem, poczułem nagle charakterystyczną, nieco metaliczną woń rozkładu, odór zwierzęcego truchła. Wszedłem głębiej między przydrożne drzewa i nieopodal rowu dostrzegłem na ziemi sterczącą ku górze, wypatroszoną klatkę piersiową jelenia potrąconego przez samochód. Nad moją głową na gałęzi jodły trzymał straż młody bielik amerykański, a nieco wyżej na tym samym drzewie, w jednym ciemnym rzędzie siedziały cztery sępniki różowogłowe. Gapiły się milcząco, pochylając w przygarbieniu czerwone głowy.

Zwolniłem kroku, a wówczas sępnik siedzący z brzegu poderwał się w górę, niezgrabnie trzepocząc skrzydłami, każdym ich świszczącym uderzeniem walcząc o nieco siły nośnej w chłodnym, jesiennym powietrzu. Lawirował i kluczył między gałęziami, co chwila mocno się przechylając, by wreszcie wydostać się na otwartą przestrzeń nad drogą. Kiedy przelatywał mi nad głową, dostrzegłem, że coś odłączyło się od jego lewego skrzydła i najpierw szybując, później wirując, a potem znów szybując i ponownie wirując, wylądowało tuż przede mną. Była to lotka – długa, ciemna i pięknie wyprofilowana, leżąca teraz obok mnie jak otwarty nawias.

Podkreślę, że jestem naukowcem i podchodzę do życia z dystansem. Nie czytam horoskopów, nie odwiedzam wróżek, nie spędzam całych godzin na rozważaniach o czekającym mnie losie. Mam za to licznych znajomych, którzy są zdolni do wycinania niezłych numerów. Moją pierwszą reakcją było więc rozejrzenie się, czy nie znalazłem się w ukrytej kamerze, oraz nadstawienie ucha, czy zza pobliskiego żywopłotu nie doleci mnie stłumiony chichot. Ale oczywiście jedyne, co słyszałem, to własny oddech, szum lasu i cichnący odgłos skrzydeł odlatującego ptaka. Naprawdę wyglądało na to, że po poranku spędzonym na pisaniu o sępach przedstawiciel ich rodu właśnie zrzucił mi na głowę swoje pióro.

„Nie wybiera się tematu, o którym się pisze – to temat wybiera autora”, usłyszałem na studiach podczas seminarium poświęconego twórczemu pisaniu, a słowa te zostały wypowiedziane z najwyższą powagą. Wtedy ucieszyłem się tylko, że studiuję jednocześnie dwa ekologiczne kierunki, bo dzięki temu moją twórczą pisaninę mogłem zrównoważyć odpowiednią liczbą uspokajająco prozaicznych tabel, wykresów i zbiorów danych. Teraz jednak coś, co uważałem za pustą formułkę, stało się dla mnie ważnym nakazem. Starożytni Egipcjanie czcili i poważali sępy, uznawali je za symbole imperium, prawdy i sprawiedliwości, stworzenia, którym się nie odmawia. Tak się zaś szczęśliwie składało, że nie miałem nic przeciwko temu, by spełnić ich życzenie. Decyzja wyklarowała się niemal sama – czas na „książkę o piórach”.

Uprzejmie skinąwszy głową urzędującej na gałęzi pozostałej trójce sępników, podniosłem pióro i zabrałem je do domu. Mam je teraz ze sobą, znak sępiego błogosławieństwa, symbol rozpoczynającej się wyprawy i fascynacji, która pewnie już nigdy mnie nie opuści.

Wprowadzenie

Wprowadzenie

Cud natury

Lewis schylił się i podniósł czerwonawe pióro leżące na ścieżce. Powiedział, że należy do dzięcioła, i wskazał mi kilka cech charakterystycznych – stosinę, chorągiewkę, dudkę – po czym dając mi je, oświadczył, że trzymam w ręce cud natury.

– Leonard Nathan, Diary of a Left-Handed Birdwatcher (1999)

Szedłem przodem, prowadząc grupę po mokrej od rosy trawie porastającej ścieżkę, która graniczyła z polem uprawnym. W porannym słońcu nasze cienie wyciągały się w kierunku zachodu, a zabawnego wyglądu dodawały im niezwykłe kształty lornetek oraz długie odnóża trójnogów i lunet obserwacyjnych. Była to pierwsza wiosenna wyprawa terenowa zorganizowana przez lokalny klub działający pod auspicjami National Audubon Society. Zaczęliśmy od obserwacji czapli modrych oraz pary brodźców patrolujących równię pływową, a potem ruszyliśmy z wolna w głąb lądu, w kierunku słodkowodnych mokradeł, gdzie jak wiedziałem, rezydowały już kaczki karolinki, które niedawno wróciły z migracji. Pojedyncze chmury szybko przemieszczały się po błękitnym niebie, a na twarzach czuliśmy ciepłe promienie słońca – co było zaskakującym, ale jakże miłym i długo wyczekiwanym odczuciem po deszczowej zimie, charakterystycznej dla północno-zachodniej części Ameryki.

Nagle dostrzegłem trzepoczące skrzydła i błysk rudego brązu gdzieś blisko siatki wyznaczającej granicę pola. Podniosłem lornetkę i ujrzałem ptaszka stojącego czujnie w niewysokiej zielonej trawie. „Tam jest…” – zacząłem, ale nagle w mojej głowie zapanowała kompletna pustka. Grupa się zatrzymała, po czym wszyscy zaczęli namierzać wskazany przeze mnie obiekt, łapiąc ostrość w lornetkach i podnosząc do oczu lunety. Ale ptak, którego wypatrzyłem, był powszechny, niewarty uwagi grupy profesjonalistów, którą prowadziłem. „O tam, przy ogrodzeniu, jest…” – znów chciałem powiedzieć, cóż to za ptak, ale jego nazwa jakoś nie mogła wyjść z mroków pamięci. Kompletny brak mózgowej aktywności.

Drozd wędrowny, szkic autorstwa Jamesa Audubona

„To jest drozd wędrowny” – stwierdził cierpko stojący obok mnie mężczyzna, opuszczając lornetkę. Reszta grupy nagle straciła zainteresowanie wskazanym przeze mnie obiektem i przez chwilę panowała krępująca cisza. Prowadziłem wyprawę terenową Audubon Society, a nie mogłem sobie przypomnieć, jak nazywa się drozd wędrowny, prawdopodobnie najpowszechniejszy na kontynencie ptak pól i ogrodów. W świecie obserwatorów ptaków było to faux pas porównywalne chyba tylko z sytuacją, w której członek społeczności astronomów ma kłopot z przypomnieniem sobie nazwy Ziemi. Nagle ktoś rzucił „lasówka!” i wszyscy pospieszyli we wskazanym przez niego kierunku. Straciwszy większość zaufania i wiarygodności, z niejaką ulgą stanąłem z tyłu i przyglądałem się drozdowi.

Mało intensywny odcień rudego brązu i ciemna szarość upierzenia wskazywały, że mam do czynienia z samicą. Jej pióra w blasku słońca lśniły czystością i niemal porcelanową gładkością. Przekrzywiła głowę, podskoczyła, a następnie dostrzegła coś w trawie i natychmiast się tam znalazła. Przez chwilę grzebała w ziemi, potem się wyprostowała i nagle wystrzeliła w niebo, wykonując gwałtowny skręt obok słupka ogrodzenia, a następnie zanurkowała i pod nieprawdopodobnym wręcz kątem wylądowała na gałęzi olchy. Usadowiwszy się wygodnie, trzepnęła ogonem i nastroszyła pióra, po czym z powrotem położyła je po sobie. Następnie zaczęła je czyścić, kręcąc dziobem i zanurzając go w upierzeniu, przeczesując poszczególne dudki, stosiny i chorągiewki, na podobieństwo wybrednego gospodarza domu, ciągle przestawiającego meble i wciąż nie do końca zadowolonego z efektu.

Uśmiechnąłem się. Jak tu potępiać perfekcjonizm drozdowej samiczki? Pióra wpływają na każdy aspekt jej życia. Chronią ją przed kaprysami pogody, nadmiernym słońcem, silnym wiatrem, deszczem, chłodem. Pomagają jej znaleźć partnera, informując o jej płci wszystkie samce w okolicy. Utrudniają dostęp cierniom i owadom, ale przede wszystkim otwierają jej przestworza, pozwalając latać niemal bez wysiłku, z efektywnością tak nadzwyczajną, że w porównaniu z nią nasze najprzemyślniejsze maszyny wydają się żałośnie niezdarne. Nagle usatysfakcjonowana stanem upierzenia samica oderwała się od gałęzi i pofrunęła nad polem, przecinając powietrze szybkimi, pewnymi ruchami skrzydeł. Opuściłem lornetkę i zorientowałem się, że zostałem daleko w tyle. Mimo to byłem zadowolony, że zostało mi przypomniane, iż te prawdziwe cuda natury, pióra, są wszędzie wokół nas, że są wszechobecne tak jak drozdy, które na co dzień nie przyciągają naszej uwagi.

Każdego dnia na naszej planecie blisko czterysta miliardów ptaków fruwa lub szybuje nad powierzchnią ziemi, a także pływa, skacze lub przemieszcza się w jeszcze inny sposób. Na jednego człowieka przypada ich około pięćdziesięciu, na jednego psa około tysiąca, a na jednego słonia – co najmniej pół miliona. Na świecie jest ponad cztery razy więcej ptaków niż hamburgerów sprzedanych w całej historii McDonalda. Każdy zaś przedstawiciel ptasiego rodu, choćby drozd, ma na sobie skomplikowane pierzaste okrycie – liczące około tysiąca piór u koliberka rubinobrodego, a ponad dwadzieścia pięć tysięcy u łabędzia czarnodziobego. Gdyby wszystkie pióra świata ułożyć jedno za drugim, powstałaby linia sięgająca nie tylko do Księżyca, ale znacznie dalej, aż za Słońce. Nie da się oczywiście ustalić dokładnej liczby wszystkich piór na świecie, ale jedno jest pewne: ten ptasi twór to prawdziwy ewolucyjny przebój.

Jeśli za podstawowe kryterium podziału kręgowców przyjęlibyśmy to, co pokrywa ich ciało, otrzymalibyśmy cztery grupy zwierząt: gładkie (płazy), włochate (ssaki), łuskowate (ryby i gady) oraz pierzaste (ptaki). Choć każdy z typów pokrycia ciała niewątpliwie ma sporo zalet, to pod względem różnorodności budowy i funkcji żaden nie może się równać z piórami. Te ostatnie bowiem mogą być puchowo mięciutkie albo twarde jak deska, z promieniami lub bez, zakończone frędzelkami, połączone ze sobą lub podzielone, spłaszczone czy rurkowate, bez żadnych wyrostków. Mogą mieć wielkość łepka od szpilki i przypominać szczecinkę, ale bywa, że mierzą ponad dziesięć metrów, jak u ozdobnych japońskich kur Onagadori. Mogą czynić niezauważalnym ich właściciela lub mocno przyciągać uwagę, przybierając najżywsze barwy bez wykorzystania barwnika. Mogą gromadzić wodę lub ją odpychać. Mogą trzaskać, gwizdać, szumieć, wibrować, grzmieć, jęczeć. Są bliskimi doskonałości profilami lotniczymi, a także najlżejszym i najefektywniejszym ze znanych materiałów izolacyjnych.

Stojąc tam i przyglądając się drozdowi, z pewnością nie byłem pierwszym biologiem, którego urzekły pióra. Przyrodnicy od Arystotelesa do Ernsta Mayra zachwycali się złożonością i użytecznością piór, studiując wszelkie ich aspekty, począwszy od wzrostu, przez kwestie aerodynamiki, na genach kodujących budujące je białka skończywszy. Alfred Russel Wallace nazwał je „arcydziełami przyrody… najdoskonalszymi wyobrażalnymi tworami”, a Karol Darwin poświęcił im niemal cztery rozdziały swej drugiej wielkiej rozprawy na temat ewolucji. Ale pióra fascynują ludzi nie tylko od strony naukowej, mają przecież swoje miejsce także w sztuce, folklorze, handlu, uwodzeniu, religii, rytmie codzienności. Niezależnie od tego, czy chodzi o wspólnoty plemienne, czy o współczesne technokracje, ludzkie kultury na całym świecie wykorzystują pióra w roli symboli, ozdób i narzędzi na tak wiele zróżnicowanych i zaskakujących sposobów, że chyba nic w przyrodzie nie może się z nimi równać.

Uszatka uwieczniona w Jaskini Chauveta

W Jaskini Chauveta w południowej Francji znajduje się ryt przedstawiający sowę uszatą, wykonany precyzyjnie w miękkiej skale sklepienia. Ma ona odwróconą do tyłu głowę, przybierając charakterystyczną sowią pozę. Jej odwzorowanie jest zresztą jednym z tysięcy obrazów, pomniejszym wizerunkiem w kolekcji petroglifów i piktogramów, które uczyniły Jaskinię Chauveta, a także Lascaux i kilka innych prawdziwymi skarbnicami prehistorycznej sztuki. Zapadające w pamięć, sugestywne wizerunki, wzory i postacie stworzono tak wprawną ręką, że skłoniło to Pabla Picassa do stwierdzenia z goryczą, iż „przez 12 tysięcy lat niczego się nie nauczyliśmy”. Trzeba tu jednak uściślić, że dzieła z Jaskini Chauveta liczą trzydzieści tysięcy lat, co oznacza, że niewielki ryt sowy jest najstarszym znanym odwzorowaniem ptaka w historii.

Choć wśród artefaktów z tamtych czasów znajduje się wiele igieł, naczyń, koralików i wisiorków wykonanych z delikatnych ptasich kości, wśród petroglifów i piktogramów prawie nie występują ptasie pióra. Archeolodzy uważają jednak, że starożytni łowcy wykorzystywali je zarówno jako ozdoby, jak i pędzelki do malowania ochrą. W sztuce jaskiniowej z końca epoki kamienia łupanego często już pojawiają się pióropusze i strzały z lotkami z piór, czego przykłady znane są z Europy, amerykańskiego południowego zachodu czy pustyń Namibii. Ludzie wykorzystywali już wówczas pióra zarówno w celach praktycznych (by zapewnić bardziej stabilny lot strzałom), jak i kulturowych (jako ozdoby odgrywające ważną rolę podczas uroczystości i będące oznakami statusu). Jeśli chodzi o to drugie zastosowanie, nie bez znaczenia były z pewnością niezwykle intensywne, żywe kolory. Zanim pojawiły się współczesne barwniki, cóż bowiem mogło się równać z beżami i brązami bażantów czy jaskrawą iryzacją nektarników, piłodziobów i papug? Sporo wieków później obróbka piór stanie się ważną gałęzią przemysłu, a one same będą elementem stroju królów i kurtyzan oraz wyznacznikiem paryskiej czy nowojorskiej mody. Z kolei wykorzystanie piór do zwiększenia stabilności lotu strzał wymagało intuicyjnego wyczucia porównywalnego z „przeskokiem” od lotu obserwowanego do lotu zamierzonego. Ich wytrzymałość i cechy aerodynamiczne inspirowały wynalazców i konstruktorów od Leonarda da Vinci do braci Wright. Pióra, stale pojawiające się w mitach i rytuałach różnych kultur, wskazują jednak na coś więcej.

Fragment wiersza Emily Dickinson: „Nadzieja, pierzaste stworzenie, mości się w duszy na grzędzie”¹ jest przejawem odwiecznego kojarzenia przez ludzi piór i ptasiego lotu ze znakiem, tęsknotą i duchowością. W starożytnym Rzymie kapłani nazywani augurami wróżyli z zachowania i lotu ptaków, a także cech ich skrzydeł, kości i wnętrzności. Ptasi wróżbici mieli duży wpływ na podejmowane decyzje, dotyczące zarówno polityki, jak i życia prywatnego. Zresztą nawet dziś nawiązujemy do tradycji augurów, gdy posługujemy się sformułowaniem „pod auspicjami”². Syryjczycy, Grecy i Fenicjanie doszukiwali się omenów w gruchaniu gołębi, a mistycy z wielu tradycji opisywali dusze lub drogę wiodącą do oświecenia, posługując się określeniami z ptasiego świata. Dla sufickiego poety Rumiego ludzka dusza była w zależności od okazji papugą, słowikiem lub białym sokołem w duchowej podróży do Boga: „Gdy słyszę Twój bęben odzyskuję me skrzydło i pióro”. Dołganie z Azji Środkowej porównują dusze dzieci do maleńkich ptaszków, które przysiadły na Drzewie Życia, a szamani od Ameryki Południowej do Mongolii opisują swoje niezwykłe stany jako „ujeżdżanie wiatru”. W opisach doświadczeń śmierci klinicznej nieodmiennie pojawia się zaś wrażenie odcieleśnienia i spoglądania na ciało z ptasiej perspektywy. Z kolei Jung i Freud uważali sny o lataniu za jedne z najpotężniejszych pod względem symboliki (czy jednak bardziej chodziło o transcendencję, czy może wyuzdany seks, zdania są podzielone).

Skazanej na „przyziemność” ludzkości umiejętność latania już z samej swej natury musiała wydawać się nie z tego świata; szczególną estymą cieszyła się ona dzięki bliskości niebiosom. Skoro zaś w lataniu było coś uświęconego, to nie dziwne, że ptaki, skrzydła i pióra stały się potężnymi symbolami, pojawiającymi się w oszałamiająco wielkiej liczbie rytuałów, wierzeń i zwyczajów. Ptaki i bogowie o ptasich atrybutach występują chyba we wszystkich mitologiach, a zdolność do latania jest zazdrośnie strzeżonym przywilejem dającym dostęp do dwóch sfer jednocześnie, duchowej i ziemskiej. W starożytnej Grecji Hermes korzystał z uskrzydlonych sandałów, dzięki którym szybciej mógł podróżować na Olimp i z powrotem. Z kolei młody śmiertelnik Ikar, który wzniósł się zbyt wysoko, stracił skrzydła po tym, jak rozpuścił się pokrywający je wosk i odpadły pióra. Hinduski boski posłaniec Garuda, który wykluł się z jaja, ma postać ludzką i upierzenie orła, a dzięki zdolności latania dostąpił zaszczytu zostania wierzchowcem Wisznu oraz zyskał wieczną przewagę nad podstępnymi Nagami, wężokształtnymi bóstwami, które poprzysięgły mu zemstę. Upierzone oblicze Garudy, czczone zarówno przez buddystów, jak i przez hinduistów, zdobi godła Tajlandii i Indonezji oraz miasta Ułan Bator.

W jeszcze innych tradycjach pióra symbolizują duchową czystość, co jest warunkiem niezbędnym, by zapewnić sobie wspaniałe życie w zaświatach. Starożytni Egipcjanie wierzyli, że po śmierci Anubis, bóg z głową szakala, położy ich serce (i duszę, którą ono zawierało) na szali, na drugiej umieszczając pióro. Jeśli szale będą w równowadze, zmarły wkroczy do miłego królestwa Ozyrysa. Jeśli jednak szala z sercem przeważy, zostanie ono rzucone w paszczę Ammit, pożeraczki umarłych, śliniącej się bestii o ciele hipopotamo-krokodylo-lwa, przycupniętej u nóg boga. Amazoński lud Waorani także wierzy, że po śmierci człowiek staje przed sądem, na którym szczególną rolę odgrywają pióra. Jak opisuje to etnolog Wade Davis w książce One River: „Każdy z tego ludu ma jedno ciało i dwie dusze Ta mieszkająca w mózgu wznosi się ku niebiosom, gdzie u podstawy chmur spotyka świętego węża boa. Dusza zmarłego może wstąpić do raju pod warunkiem, że jego nos został wcześniej odpowiednio przebity i udekorowany pięknym piórem. Jeśli dusza zostanie odrzucona, spada z powrotem na ziemię i staje się pokarmem robaków”.

Jednak związki piór ze świętością nie kończą się na szamanizmie i starożytnych mitologiach, lecz obecne są też całkiem wyraźnie w wielkich religiach monoteistycznych. Chrześcijaństwo, islam, judaizm, a nawet zaratusztrianizm łączy wiara w anioły, wyższe byty duchowe, pośredników na drodze do zjednoczenia z Bogiem. Przez stulecia wizerunki i opisy aniołów były zaskakująco jednorodne. Anioły mają wyraźnie rozpoznawalną ludzką postać wzbogaconą o kilka dodatkowych cech. I cóż takiego? Co najlepiej połączyć z ludzką formą, by ją w anioła przerobić? Więcej włosów? Łusek? Może pokryć niewielką ilością lepkiego, płaziego śluzu? Ależ nie, bez względu czy to Wohu Manah pojawił się przed obliczem Zaratusztry, Michał przed Mojżeszem czy Gabriel przed Mahometem, najważniejszym anielskim atrybutem zawsze były wielkie upierzone skrzydła. Pióra są tu bardzo charakterystycznym wyróżnikiem – to nie jakieś skórne wybrzuszenia czy inne nietoperze wyrostki, przystające diabłom czy demonom.

Mozaika z wizerunkiem sześcioskrzydłego, bogato upierzonego serafina z dwunastowiecznej Kaplicy Aniołów w Mont Sainte-Odile we Francji

Podobnie jak wcześniej Hermes, anioły wykorzystują dar latania do przemieszczania się między niebem a ziemią i przenoszenia boskich nowin. Skrzydła i pióra wysłanników oddawały często nieprzeciętny rodowód, były wyznacznikiem pozycji i statusu. Renesansowe tłuściutkie amorki (putto) ukazywano na ogół z dwojgiem zaledwie krótkich skrzydełek, podczas gdy w niektórych opisach i przedstawieniach archaniołów pojawia się 6, 36, a nawet 140 par skrzydeł. Najwyżej stojące w hierarchii aniołów serafiny miały zaś pióra przypominające pawie, tyle że zdobne w setki wszystkowidzących oczu. Właściwie to według Biblii i sam Wszechmogący może być nieco upierzony. Psalm 91 głosi bowiem: „Okryje cię swymi piórami i schronisz się pod Jego skrzydła: Jego wierność to puklerz i tarcza”³.

Doprawdy, formy ludzkiej fascynacji piórami są tak różnorodne, jak różnorodna jest naturalna historia tych ostatnich. Każda próba jej całościowego zbadania musi więc obejmować sferę sacrum i profanum, rzeczywistość i fantastykę, naukę i mitologię, kulturę i sztukę. Dzięki piórom możemy dowiedzieć się sporo o ewolucji i zachowaniu zwierząt, ale także zyskać unikatowe spojrzenie na historię ludzkich wierzeń i pomysłowości. Kilka głównych motywów nasuwa się od razu, pozwalając ułożyć rozdziały tej książki w pewnym porządku. W części zatytułowanej „Ewolucja” zajmuję się budzącą gorące spory kwestią pochodzenia piór – skąd się wzięły i dlaczego w ogóle się pojawiły? Rozdziały w części „Puch” traktują o niesamowitych izolacyjnych własnościach piór, tych pokrywających ciała małych ptaszków podczas śnieżnej burzy i tych, którymi wypchana jest kurtka alpinisty. „Lot” poświęcony jest kwestii sposobu, w jaki pióra umożliwiły podbój przestworzy, „Szyk” zaś dotyczy egzotycznych zagadnień uwodzenia i nęcenia, pokazanych zarówno na przykładzie rajskich ptaków, jak i tancerek prezentujących wdzięki w rewiach Las Vegas. W ostatniej części, „Funkcja”, zajmuję się wciąż zachodzącą ewolucją piór, zarówno w podstawowym, przyrodniczym pojęciu, jak i nieco szerszym, obejmującym niezliczone zastosowania piór stale wymyślane przez człowieka. Na kartach tej książki spotkamy stwory i postacie, które ożywią naszą opowieść o piórach – eklektyczny zbiór ptaków, dinozaurów, profesorów, kapeluszników, wynalazców, odkrywców i wielu innych.

Jako pisarz dokładałem starań, byście chętnie przerzucali kolejne strony, ale jako biolog namawiam was do robienia sobie przerw i odkładania tej książki od czasu do czasu. Jeśli tak postąpicie, szybko dostrzeżecie, że to, o czym opowiadam, znajduje się też w waszym najbliższym otoczeniu. Moja żona często wspomina powiedzenie swojej babci: „Zawsze jakiś pająk jest nie dalej niż metr od ciebie”. Nawet w najlepiej utrzymanym domu są niezliczone tabuny pająków – skrytych w ciemnych zakamarkach, wnękach czy między ścianami. Cóż, pióra są równie blisko was, nawet jeśli nie macie żadnej poduszki ani kurtki puchowej. Wszak pokrywają one ciało każdego ptaka w lesie, na polu, w ogródku, na przedmieściu i w mieście. Zarówno pióra i skrzydła, jak i inspiracje nimi ujawniają się w czasopismach poświęconych modzie, w kształcie skrzydeł samolotu, w przynętach wędkarskich, przyborach do pisania, sztuce. Przede wszystkim jednak te prawdziwe cudeńka natury pokrywają ciała ptaków, tych najpowszechniejszych ze wszystkich stworzeń. Wyjdźcie z domu i zacznijcie im się przyglądać. Róbcie to uważnie, a z pewnością się nie zawiedziecie.

------------------------------------------------------------------------

1. Przekład: Ludmiła Marjańska. Przypisy dolne pochodzą od tłumacza (przyp. red. pol.).

2. Auspicjami nazywano rytuał odczytywania woli bogów m.in. właśnie na podstawie lotu ptaków.

3. Biblia Tysiąclecia.Ewolucja

Ewolucja

Szczególnie bowiem ciekawe w przypadku pióra jest to, że ono wyrosło. Nie powstało w jednej chwili, jak nabój wlany w postaci roztopionego ołowiu do gotowej formy: jego przewiewna chorągiewka, podzielona niczym liść paproci na maleńkie włókienka, rozwijała się powoli i stopniowo, kawałeczek po kawałeczku, kłosek po kłosku. Co zaś tyczy się tego konkretnego, maleńkiego kłaczka puchu, który trzymam w dłoni, trzęsącego się jak pajęczyna przy każdym moim oddechu i uderzeniu serca, tyczy się dowolnego innego pióra w całej historii ewolucji zwierząt.

– Grant Allen, Pleased with a Feather (1879)Rozdział drugi

Rozdział drugi

Osłony termiczne, szybowce, packi na owady

Na widok piór pawiego ogona robi mi się niedobrze!

– Karol Darwin, snując rozważania nad ewolucją piór, z listu do Asy Graya (1860)

Kamień wygrywa z nożyczkami. Wiadomo, to oczywistość potwierdzona podczas niezliczonych zabaw na szkolnym dziedzińcu w kamień-papier-nożyczki. A gdybyśmy nieco zmienili tę grę, powiedzmy, w kamień-papier-pióra? Cóż, okazałoby się, że kamień wygrywa też z piórami. Ogólnie rzecz biorąc, na świecie istnieje niewiele skamieniałości – zdecydowana większość roślin i zwierząt po śmierci rozkłada się bowiem z dala od pokładów mułu, popiołu czy innego rodzaju osadów, które mogłyby przyczynić się do zakonserwowania ich szczątków. Pióra zachowują się jeszcze rzadziej, ponieważ ich fosylizacja wymaga spełnienia kilku dodatkowych warunków, podobnie jak to jest ze skórą, włosami czy tkankami miękkimi; po prostu rozkładają się one znacznie szybciej niż kości lub muszle, łatwo uszkadza je ciepło lub ciśnienie niezbędne do uformowania choćby najlżejszego mułowca czy łupka. Nieprzypadkowo Wyoming Dinosaur Center, a także inne muzea paleontologiczne przypominają gigantyczne cmentarze pełne kości – najtwardsze części ciał mają największą szansę na przetrwanie.

W gruncie rzeczy to warunki niezbędne do fosylizacji piór są na tyle nietypowe, że przez ponad stulecie odciski piór archeopteryksa były właściwie jedynymi zachowanymi okazami tego rodzaju, pochodzącymi z odległych czasów. Jurajskie dinozaury, pterozaury, ryby, owady, rośliny, a nawet wczesne ssaki odkrywano w różnych częściach świata, ale tylko w Solnhofen odnajdywano skamieniałości z tego okresu mające wyraźne ślady piór. Wszystkie one zaś stanowiły wariację znanego już tematu: były to kolejne okazy archeopteryksa. Pomimo wielkiego zainteresowania i tysięcy artykułów naukowych poświęconych ptakom i ewolucji piór, fizycznych znalezisk i materiału do analiz było niezmiernie mało.

Próżnię tę zaczęły więc wypełniać teorie, pomysły i przypuszczenia kolejnych pokoleń paleontologów, ornitologów, biologów, a nawet chemików i fizyków. Kwestia ewolucji piór gubiła się często wśród rozważań odnoszących się do początków ptaków i osiągnięcia przez nie zdolności do lotu. Idealnie zachowane pióra na skrzydle archeopteryksa zachęcają co prawda do łączenia tych wątków, ale warto pamiętać, że tak naprawdę jedno i drugie nie jest ze sobą ściśle związane. Kwestia, jak, kiedy i dlaczego wyewoluowały pióra, może mieć znacznie mniej wspólnego z ptakami, niż się powszechnie sądzi.

Tradycyjne teorie dotyczące rozwoju piór wiązały się z poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego w ogóle się one pojawiły, wskazując jakąś szczególnie użyteczną cechę piór jako siłę napędzającą ich ewolucję. Mowa tu o tzw. teoriach funkcji. Najważniejszą z nich jest koncepcja, według której pióra wyewoluowały w celu przystosowania ptaków do lotu, a charakterystyczne dla piór cechy aerodynamiczne mogły pojawić się tylko u stworzeń latających. Choć zebrane dotychczas dowody wskazują, że sprawa była znacznie bardziej skomplikowana, pogląd ten wspiera głośno całkiem spora grupa naukowców. Inni uczeni sugerują, że ewolucję piór umożliwiających lot, takich jak te występujące u archeopteryksa, musiało poprzedzić pojawienie się ich prostych odpowiedników. Prawdopodobnie miały one zapewnić dobrą izolację cieplną bądź przystroić w barwy użyteczne choćby podczas prezentowania wdzięków w okresie godowym. Inne teorie stawiają na wodoodporność oraz ogólnie funkcje ochronne. Wśród nich znalazła się z kolei pełna polotu hipoteza głosząca, że dinozaury mogły wykorzystywać swoje opierzone skrzydła do osłaniania jaj oraz niedawno wyklutych młodych przed palącym jurajskim słońcem.

Nawet najwybitniejsi badacze czasami ulegali pokusie formułowania dziwnych teorii. John Ostrom, który tchnął nowego ducha w teorie Huxleya i którego koncepcje „ciepłokrwistych” dinozaurów zmieniły spojrzenie na tę grupę zwierząt, stwierdził kiedyś, że pióra służyły jako „packi na owady”. Według tego scenariusza archeopteryks i inne protoptaki miały machać upierzonymi końcami skrzydeł w celu płoszenia owadów chowających się blisko ziemi i nagarniania ich, niczym wielkimi siatkami, do swoich otwartych paszczy. Choć pomysł stał się inspiracją do stworzenia niesamowitych ilustracji, nawet sam jego autor przyznał później, że tego typu metoda konwulsyjnych wymachów pozwoliłaby upolować posiłek z prawdopodobieństwem bliskim wylądowania po śmierci głową w dół w kałuży pełnej błota.

Jedna z teorii Johna Ostroma zakładała, że pióra służyły protoptakom jako „packi na owady”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: