Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piotr Jaroszewicz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,00

Piotr Jaroszewicz - ebook

Piotr Jaroszewicz (1909–1992) zrobił błyskotliwą karierę w ludowym Wojsku Polskim a następnie w PRL. Pełnił wiele ważnych funkcji w rządzącej partii i strukturach państwa. Odegrał też znaczną rolę na arenie międzynarodowej jako ekspert w sprawach gospodarczych. W latach 1970–1980 jako bliski współpracownik Edwarda Gierka zajmował stanowisko szefa rządu. Po dojściu do władzy generała Jaruzelskiego został usunięty z PZPR. W stanie wojennym był internowany. W 1984 roku na mocy uchwały sejmu pociągnięty został do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu. Postępowanie jednak umorzono na mocy ustawy o amnestii. W 1992 został zamordowany wraz z żoną w ich domu w Aninie. Do dziś okoliczności ich śmierci owiane są tajemnicą. Te znane fakty, jak i te mniej znane, np. pobyt na zesłaniu za kręgiem polarnym, przedstawia jego syn Andrzej Jaroszewicz, w rozmowie z Alicją Grzybowską.

„Historia taty od lat jest przywoływana głównie z powodu okoliczności zabójstwa. Tymczasem jego życiorys to bardzo dziwna opowieść – pełno w niej wzlotów i upadków, spektakularnych wydarzeń i zwykłych, codziennych sytuacji, brakuje za to morału i happy endu. Nie dotyczy to zresztą tylko ojca. Cała moja rodzina doświadczyła pełni życia w dwudziestym wieku, z jego najpiękniejszymi i najstraszniejszymi wydarzeniami włącznie. Świat wydawał się wtedy gigantycznym kalejdoskopem, nikt nie wiedział, kto nim obraca, ani jaki widok za chwilę zastanie przed sobą” (Andrzej Jaroszewicz).

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17179-4
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Twój tata jest czło­wie­kiem, o któ­rym wiele się mówi z powodu oko­licz­no­ści jego śmierci. Powstają prze­różne teo­rie spi­skowe, ludzie spe­ku­lują. Mało się za to mówi o jego życiu. Tak, jakby nie było w nim nic war­tego uwagi. W naj­now­szym fil­mie poświę­co­nym Edwar­dowi Gier­kowi Twój tata dostał rolę cie­nia pierw­szego sekre­ta­rza, bez praw­dzi­wego imie­nia, nazwi­ska, bez praw­dzi­wego cha­rak­teru. Zasta­na­wiam się, dla­czego czło­wiek o tak cie­ka­wym życio­ry­sie zagi­nął gdzieś pomię­dzy kar­tami histo­rii.

To prawda, histo­ria taty od lat jest przy­wo­ły­wana głów­nie z powodu oko­licz­no­ści jego zabój­stwa. Tym­cza­sem jego życio­rys to bar­dzo dziwna opo­wieść – pełno w niej wzlo­tów i upad­ków, spek­ta­ku­lar­nych wyda­rzeń i zwy­kłych, codzien­nych sytu­acji, bra­kuje za to morału i happy endu.

Nie doty­czy to zresztą tylko ojca. Cała moja rodzina doświad­czyła pełni życia w dwu­dzie­stym wieku, z jego naj­pięk­niej­szymi i naj­strasz­niej­szymi wyda­rze­niami włącz­nie. Świat wyda­wał się wtedy gigan­tycz­nym kalej­do­sko­pem, nikt nie wie­dział, kto nim obraca ani jaki widok za chwilę zasta­nie przed sobą.

Histo­ria Two­jej rodziny obfi­tuje w wyda­rze­nia dra­ma­tyczne.

Tak, ale też w takie, które można okre­ślić jako piękne. Nastało kolejne tysiąc­le­cie. O ludziach, któ­rzy ode­szli, powoli już się zapo­mina. Chcę wycią­gnąć różne posta­cie na karty histo­rii, poka­zać ich takimi, jakimi byli w rze­czy­wi­sto­ści. Doty­czy to zwłasz­cza mojego ojca. Nie chcę, żeby ludzie patrzyli na niego tylko przez pry­zmat tra­gicz­nej śmierci. Zamiast tego wolę dać czy­tel­ni­kowi moż­li­wość spoj­rze­nia na niego jako czło­wieka, który żył w praw­dzi­wym świe­cie.RODZINA

Zaczniemy od rodziny?

Moi przod­ko­wie żyli w zabo­rze rosyj­skim, na tere­nie póź­niej­szego woje­wódz­twa nowo­gródz­kiego. Bab­cia nazy­wała te tereny mic­kie­wi­czow­skimi.

Powiesz o niej coś wię­cej?

Była córką Karola Horo­sze­wi­cza. Jej rodzina miesz­kała w Nie­świeżu, miała dość bli­skie rela­cje z rodem Radzi­wił­łów. Mój pra­dzia­dek zaj­mo­wał się obsługą tech­niczną pałacu, z zami­ło­wa­nia parał się też obróbką metalu. Miał awan­tur­ni­czy cha­rak­ter, który chyba czę­ściowo po nim odzie­dzi­czy­łem – w wieku szes­na­stu lat wraz z księ­ciem wziął udział w powsta­niu stycz­nio­wym. Daleko nie dotarli, bo od razu po prze­kro­cze­niu linii Bugu wpa­dli w zasadzkę. Obaj zostali wów­czas zesłani na Sybe­rię, w oko­lice Irkucka.

Pole­mi­zo­wa­ła­bym z tym, że daleko nie dotarli, choć zapewne nie o ten kie­ru­nek im cho­dziło. Jak się zakoń­czyła ta histo­ria?

Po kilku latach zostali wyku­pieni przez rodzinę księ­cia. Dzia­dek wró­cił do Nie­świeża. Po latach uro­dziła mu się córka Lud­miła, moja póź­niej­sza bab­cia.

Czy coś wia­domo o jej matce?

Nie, nie udało nam się usta­lić nawet imie­nia. Bab­cia była jedy­nym dziec­kiem swo­ich rodzi­ców, bar­dzo inte­li­gent­nym, zdol­nym, mocno zwią­za­nym ze swoim ojcem. Ukoń­czyła szkołę, została nauczy­cielką. Marzyła o kon­ty­nu­owa­niu edu­ka­cji na stu­diach, na to jed­nak jej tata się nie zgo­dził.

Dla­czego?

Ponie­waż były to czasy zabo­rów, dostępne szkoły wyż­sze były rosyj­skie, a pra­dzia­dek kilka lat spę­dził na Sybe­rii. Może były zresztą i inne powody, pró­bo­wa­łem wie­lo­krot­nie zna­leźć wię­cej infor­ma­cji o rodzi­nie w tam­tych cza­sach, ale w pozna­nych rela­cjach pełno jest mitów i nie­do­mó­wień. Wszy­scy, któ­rzy mogliby roz­ja­śnić sytu­ację, już nie żyją, więc pew­nych rze­czy nie da się usta­lić.

Roz­wi­niesz temat mitów? Naj­bar­dziej znany jest ten, że ojciec miał być synem pra­wo­sław­nego duchow­nego.

To aku­rat nie­moż­liwe, moi przod­ko­wie lubili się foto­gra­fo­wać, dokład­nie widać więc rodzinne podo­bień­stwo. Do tego z poko­le­nia na poko­le­nie wszy­scy potom­ko­wie w linii męskiej dzie­dzi­czyli bar­dzo wysoki jak na tamte lata wzrost. W pra­wie każ­dym micie jest jed­nak jakieś źdźbło prawdy, doszu­ka­łem się infor­ma­cji, że w tej rodzi­nie było po pro­stu bar­dzo dużo duchow­nych, zarówno kato­lic­kich, jak i pra­wo­sław­nych.

Ojciec nie opo­wia­dał o swoim dzie­ciń­stwie, cza­sami mówiła o nim bab­cia. Wspo­mi­nała kie­dyś, że pod­czas pierw­szej wojny świa­to­wej tata prze­pra­wiał się przez rzekę do żoł­nie­rzy i przy­no­sił od nich kar­to­fle. To piękna histo­ria, tylko że pod­czas roz­po­czę­cia wojny Piotr Jaro­sze­wicz miał pięć lat. Pod koniec – dzie­więć. Zasta­na­wiam się więc, czy takie wyda­rze­nia rze­czy­wi­ście miały miej­sce.

Inną histo­rię z życia ojca przy­to­czył Boh­dan Roliń­ski w książce _Za co ich zabili?_ Napi­sał w niej, że ojciec jako dziecko wybrał się z kolegą nad wodę. Roz­ma­wiali tam o swo­ich wyobra­że­niach przy­szło­ści. W pew­nym momen­cie kolega prze­po­wie­dział mu, że tata będzie długo żył, ale zosta­nie bru­tal­nie zamor­do­wany. Podobno do ojca wie­lo­krot­nie powra­cał temat tej prze­po­wiedni, ale ja się o tym dowie­dzia­łem dopiero z książki Roliń­skiego. Nikt wcze­śniej w domu takich tema­tów nie poru­szał.

Rze­czy­wi­ście, wspo­mnie­nie Two­jego taty kon­cen­trują się głów­nie na doro­słym życiu.

Mam wra­że­nie, że w pięk­nej sce­ne­rii Nie­świeża i jego oko­lic roz­gry­wały się mało rado­sne wyda­rze­nia, do któ­rych nikt już po latach nie chciał wra­cać. Dzia­dek ze strony ojca Pio­tra Jaro­sze­wi­cza, Win­centy, był hazar­dzi­stą, który zasta­wił cały swój mają­tek z powodu nało­go­wej gry w karty. Prze­niósł się wtedy do Nie­świeża, imał się róż­nych prac, jed­no­cze­śnie pro­ce­su­jąc się o zwrot czter­dzie­sto­hek­ta­ro­wego gospo­dar­stwa. Sąd nie podzie­lił jed­nak jego racji, pro­ces zakoń­czył się prze­graną. Sam Win­centy nie docze­kał wyroku.

Tym­cza­sem w 1916 roku zmarł Karol Horo­sze­wicz, ojciec mojej babci. Zapo­cząt­ko­wało to wyraź­nie trud­niej­szy okres w histo­rii rodziny. Nieco póź­niej Lud­miła i Kon­stanty Jaro­sze­wicz, mój dzia­dek ze strony ojca, opu­ścili zie­mie, na któ­rej ich rodziny miesz­kały od poko­leń.

Może było to zwią­zane z pracą? Oboje byli prze­cież nauczy­cie­lami.

Trudno mi jed­no­znacz­nie odpo­wie­dzieć, zwłasz­cza że nie znamy dokład­nej daty tej wypro­wadzki. Wiem tylko, że po śmierci Karola wyraź­nie słabną więzi rodziny z Nie­świe­żem. W 1918 roku Kon­stanty nie mógł zna­leźć pracy, warunki życia stały się tra­giczne, dziad­ko­wie nie byli w sta­nie utrzy­mać czwórki dzieci. Dwie star­sze sio­stry Pio­tra, Maria i Elż­bieta, zostały wtedy wysłane do krew­nych Kon­stan­tego, miesz­ka­ją­cych w rejo­nie Mozy­rza. Nato­miast ich rodzice oraz dwójka naj­młod­szych dzieci, Piotr i Teo­fa­nia, tra­fili final­nie do Bereż­nego. Kon­stanty pod­jął tam pracę na sta­no­wi­sku kie­row­nika szkoły.

Ale kie­row­ni­kiem został dopiero w 1933 roku, co więc działo się w latach 1918–1933?

Nie wiem. Wydaje mi się, że tułali się od szkoły do szkoły. Ojciec i cio­cia koń­czyli semi­na­rium nauczy­ciel­skie w Pru­ża­nach, to nie­da­leko Bereż­nego. Musieli więc prze­mie­ścić się w te oko­lice długo przed 1933 rokiem.

Z jakichś przy­czyn Kon­stanty i Lud­miła nie zde­cy­do­wali się od razu spro­wa­dzić star­szych córek do domu. W roku 1921 w trak­ta­cie ryskim usta­lono gra­nicę pomię­dzy Pol­ską a ZSRR. Piotr i Tenia z rodzi­cami pozo­stali po pol­skiej stro­nie. Maria i Liza ze swo­imi opie­ku­nami – po radziec­kiej. Wów­czas znik­nęła moż­li­wość powrotu dziew­czy­nek.

Dwójka młod­szych dzieci uczyła się w Pru­ża­nach. Tenia została nauczy­cielką we wsi na Pole­siu. Ojciec dostał przy­dział w szkole w powie­cie gar­wo­liń­skim na Mazow­szu. Kon­ty­nu­ował też naukę, naj­pierw pod­czas Wyż­szego Kursu Nauczy­ciel­skiego w War­sza­wie, póź­niej na wydziale peda­go­gicz­nym Wszech­nicy Pol­skiej.

Twój tata uro­dził się 8 paź­dzier­nika 1909 roku, a my roz­ma­wiamy już o latach trzy­dzie­stych. Opo­wiedz coś wię­cej o jego dzie­ciń­stwie, mło­do­ści, zain­te­re­so­wa­niach.

Nie będzie łatwo, bo ojciec bar­dzo mało opo­wia­dał o sobie. Był dość zamknię­tym w sobie czło­wie­kiem. Bar­dzo czę­sto o pew­nych rze­czach dowia­dy­wa­łem się nie bez­po­śred­nio od niego, ale od babci, kuzynki Elż­biety czy zna­jo­mych ojca z daw­nych lat. Na przy­kład od Sta­ni­sława Cabaja, z któ­rym tata uczęsz­czał do gim­na­zjum w Pru­ża­nach, dowie­dzia­łem się, że ojciec tę szkołę ukoń­czył z wyni­kiem celu­ją­cym, a to nie była ocena powszech­nie przy­zna­wana w tam­tych cza­sach.

Z Anina zabra­łem pracę, którą ojciec napi­sał jako stu­dent peda­go­giki. To kil­ku­dzie­się­cio­stro­ni­cowa roz­prawka na temat gospo­darki Kró­le­stwa Pol­skiego. Całość jest wyka­li­gra­fo­wana, bez skre­śleń i popra­wek. Trudno mi oce­nić jej war­tość mery­to­ryczną, ale już sama obję­tość nada­wała jej cha­rak­ter pracy magi­ster­skiej czy dok­tor­skiej. Ojciec napi­sał ją na koniec pierw­szego roku, a może jesz­cze pod­czas kursu nauczy­ciel­skiego. Od wcze­snych lat inte­re­so­wał się gospo­darką, widocz­nie miał ochotę zebrać te infor­ma­cje i stwo­rzyć tę roz­prawkę dla sie­bie, z pełną świa­do­mo­ścią, że będzie musiał w przy­szło­ści napi­sać przy­naj­mniej jesz­cze jedną pracę, by zali­czyć stu­dia.

Do wszyst­kiego zresztą pod­cho­dził w podobny spo­sób. Kiedy zain­te­re­so­wał się zbie­ra­niem znacz­ków, w krót­kim cza­sie miał naprawdę sporą kolek­cję, roz­miesz­czoną w ide­al­nym porządku w odpo­wied­nio dobra­nych kla­se­rach. Nabył też wtedy dosta­teczną wie­dzę, żeby móc spo­koj­nie zabie­rać głos pod­czas spo­tkań fila­te­li­stów. Nie mówię tu o takich wystą­pie­niach pro­mi­nenta „uświet­nia­ją­cych” jakieś wyda­rze­nie. Jeżeli ojciec się czymś zain­te­re­so­wał, to wyszu­ki­wał infor­ma­cje, czy­tał tak dużo, że naby­wał wie­dzę prak­tycz­nie eks­percką, pozwa­la­jącą dys­ku­to­wać ze spe­cja­li­stami.

Po jakimś cza­sie zain­te­re­so­wa­nie fila­te­li­styką ustą­piło numi­zma­tyce. To było już w latach, kiedy był wice­pre­mie­rem i póź­niej pre­mie­rem. Z powodu nie­do­statku czasu nie mógł kon­tak­to­wać się z innymi kolek­cjo­ne­rami oso­bi­ście, zazwy­czaj korzy­stał więc z pośred­nic­twa jed­nej z jego sekre­ta­rek, Teresy Rym­szy. W tej dzie­dzi­nie posiadł rów­nież ogromną wie­dzę na temat bank­no­tów pol­skich, któ­rych kolek­cjo­no­wa­niem się zajął.

Kiedy znaj­do­wał na to czas? Był prze­cież bar­dzo aktyw­nym zawo­dowo czło­wie­kiem.

Naj­czę­ściej nocami, a w dzień wtedy, gdy udało mu się wygo­spo­da­ro­wać jakąś wolną chwilę. Był bar­dzo zor­ga­ni­zo­wany. Kiedy byłem już doro­sły i przy­jeż­dża­łem do domu rodzin­nego, mogłem dokład­nie prze­wi­dy­wać, o któ­rej godzi­nie ojciec będzie jadł śnia­da­nie, a o któ­rej wyj­dzie z domu. Można było sobie według jego roz­kładu dnia regu­lo­wać zega­rek.

Tata bar­dzo cenił porzą­dek. Nale­żał do tych ludzi, któ­rzy dosko­nale wie­dzą, gdzie leży jaki doku­ment. Nie lubił bała­ganu, u niego w pokoju zawsze wszystko było ide­al­nie poukła­dane. Pró­bo­wał mnie chyba nauczyć takiego podej­ścia do życia, bo kiedy byłem dziec­kiem, zda­rzyło mu się mnie budzić w środku nocy, kiedy wra­cał do domu i pro­sić, żebym poukła­dał zabawki czy swoje ubra­nia.

Tro­chę nie­po­ko­jąco to brzmi.

Ale w tym ni­gdy nie było stra­sze­nia czy gro­że­nia. Była to po pro­stu prośba, żebym posprzą­tał, a że ojciec wra­cał do domu w bar­dzo póź­nych porach, to czę­sto po pro­stu już od dawna spa­łem. Cza­sem zresztą dla odmiany nie spa­łem i cze­ka­łem na niego i wtedy od razu wysy­łał mnie do łóżka, bo było późno. On był po pro­stu bar­dzo przy­wią­zany do porządku, har­mo­no­gramu i nie lubił odstępstw.

Jeżeli cho­dzi o zain­te­re­so­wa­nia, to bar­dzo też lubił ogród i wszel­kie w nim prace. W Ani­nie ogród był naprawdę ogromny, podzie­lony na strefy i zawsze bar­dzo zadbany, regu­lar­nie pie­lony i ze sko­szo­nym traw­ni­kiem. Gdy ojciec był już na eme­ry­tu­rze, potra­fił spę­dzać całe dnie, pie­lę­gnu­jąc ogród. Nie lubił zaś, kiedy się zakłó­cało w jakiś spo­sób natu­ralny cykl wege­ta­cji, czyli na przy­kład kiedy ktoś za wcze­śnie pozry­wał brzo­skwi­nie, nie w pełni doj­rzałe.

Pamię­tam, że kie­dyś byli­śmy u kolegi, który miał u sie­bie nie­sko­szony traw­nik. Tata powie­dział, że go skosi. Przy­wieź­li­śmy kosiarkę, zło­żył ją tam i zajął się w odpo­wiedni spo­sób traw­nikiem.

A czego nie lubił?

Zapa­chów kuchni. Abso­lut­nie ich nie zno­sił. Goto­wano, kiedy ojca nie było w domu. Umiał nato­miast robić róż­nego rodzaju nalewki sma­kowe, według jakichś sta­rych recep­tur, mimo iż sam pra­wie w ogóle nie pił alko­holu.

Ojciec nie był też bar­dzo towa­rzy­skim czło­wie­kiem. Miał swo­ich zna­jo­mych z cza­sów szkoły i woj­ska, cza­sem też bywała u nas dal­sza rodzina czy współ­pra­cow­nicy taty, ale dom był zde­cy­do­wa­nie miej­scem dla naj­bliż­szych, a nie przyj­mo­wa­nia gości.OKSANA

Wiemy już tro­chę o Two­ich krew­nych ze strony ojca, powiedz coś wię­cej o rodzi­nie Two­jej mamy.

Dziad­ko­wie ze strony mamy miesz­kali w Gali­cji, czyli w daw­nym zabo­rze austro-węgier­skim. Nazy­wali się Ste­fa­nia i Grze­gorz Ste­fu­rak. Dzia­dek stu­dio­wał wete­ry­na­rię w Wied­niu, póź­niej rodzina osie­dliła się w miej­sco­wo­ści Sopów, kilka kilo­me­trów od Koło­myi. Tam przy­szły na świat ich córki, moja mama Oksana i jej młod­sza sio­stra Ory­sia.

Osie­dlili się w wyjąt­kowo pięk­nej oko­licy!

Tak, to przed­gó­rze Kar­pat, prze­pływa przez nie kamie­ni­stym kory­tem bar­dzo wartka rzeka Prut. Jest tam cie­pło, lata są nie­zwy­kle sło­neczne. To miej­sce jest jak sce­no­gra­fia filmu poka­zu­ją­cego peł­nię lata w Euro­pie. Mama cho­dziła tam do pod­sta­wówki, potem do gim­na­zjum. Póź­niej jej ojcu zapro­po­no­wano pracę w cha­rak­te­rze nauczy­ciela w szkole rol­ni­czej w Mięt­nem na Mazow­szu, w oko­li­cach Gar­wo­lina.

Ozna­czało to oczy­wi­ście wypro­wadzkę z tych pięk­nych oko­lic, pozwo­liło mamie jed­nak uczest­ni­czyć w kur­sie nauczy­ciel­skim w War­sza­wie. Tam poznała mojego tatę. Oka­zało się, że miesz­kają kilka kilo­me­trów od sie­bie, zaczęli się spo­ty­kać w 1935 roku.

Kiedy roz­ma­wia­łam z ludźmi z oko­lic, gdzie miesz­kała Twoja mama, usły­sza­łam, że była piękna jak laleczka i że wielu chłop­ców się w niej pod­ko­chi­wało.

Mama była bar­dzo fili­gra­nowa, około trzy­dzie­stu cen­ty­me­trów niż­sza od ojca, który miał 182 cen­ty­me­try wzro­stu. Miała natu­ral­nie czarne, krę­cone włosy, ciem­no­brą­zowe oczy. Moja bab­cia mówiła cza­sem, że jest „kobietą w minia­tu­rze”.

Kiedy patrzę na jej zdję­cia, przy­po­mina mi disney­ow­ską Kró­lewnę Śnieżkę. Po dwóch latach zna­jo­mo­ści Twoi rodzice zde­cy­do­wali się pobrać. Zasta­na­wia mnie miej­sce, w któ­rym wzięli ślub, czyli war­szaw­ska kate­dra.

Do końca dru­giej wojny świa­to­wej na zie­miach pol­skich nie było moż­li­wo­ści zawar­cia ślubu cywil­nego. Można było wziąć tylko wyzna­niowy, tej reli­gii, do któ­rej było się odgór­nie przy­pi­sa­nym. Skoro musiał to być ślub rzym­sko­ka­to­licki, to dla­czego nie zro­bić go z całą pompą, w kate­drze? Także na gro­bie mojej sio­stry zmar­łej przed wojną jest krzyż, nie było po pro­stu alter­na­tywy. Po woj­nie ten obo­wią­zek znik­nął, tak więc ani mnie, już w 1946 roku, nie ochrzczono, ani mama, bab­cia czy tata nie musieli mieć kato­lic­kiego pogrzebu.

Wróćmy jesz­cze do 1937 roku. Gdzie Twoi rodzice zamiesz­kali po ślu­bie?

W Pila­wie. Wyna­jęli tam miesz­ka­nie, urzą­dzili je. Tata kie­dyś poka­zy­wał mi dom, w któ­rym miesz­kali. W pierw­szych dniach 1939 roku uro­dziła im się córka, Karyna. Nie­stety, prze­żyła tylko kilka dni. Pocho­wano ją na cmen­ta­rzu w Trąb­kach, do dziś jej gro­bem opie­kuje się miesz­ka­jąca tam pani.

Z tą ciążą od początku były pro­blemy, Twoja mama w jej trak­cie bar­dzo źle się czuła, zakoń­czyło się to przed­wcze­snym poro­dem dziecka, które w tam­tych cza­sach nie miało szansy prze­żyć. W note­sie two­jego taty zna­la­złam infor­ma­cję, że miał on grupę krwi 0 Rh+. Ty masz B Rh- i musia­łeś ją odzie­dzi­czyć po mamie. Czyli zaist­niał kon­flikt sero­lo­giczny. On jest zwy­kle groźny przy dru­gim i kolej­nych dzie­ciach. Jak wiemy, żad­nych pro­ble­mów póź­niej nie było, ani kiedy była w ciąży z kolej­nym dziec­kiem, ani potem z Tobą. U Cie­bie zresztą ryzyko kom­pli­ka­cji było mniej­sze, bo odzie­dzi­czy­łeś grupę krwi po mamie. Z Twoją sio­strą Aliną mogło być podob­nie, jeśli miała Rh– nic się nie miało prawa wyda­rzyć. Karu­sia jako pierw­sze dziecko powinna być nie­za­gro­żona, ale wystar­czyło, żeby Twoja mama wcze­śniej poro­niła bar­dzo wcze­sną ciążę, o któ­rej nawet nie wie­działa, a wtedy kon­flikt mógłby się ujaw­nić. Twoja sio­stra uro­dziła się pół­tora roku po ślu­bie Two­ich rodzi­ców. Spe­ku­luję tu oczy­wi­ście, ale gdyby zdo­by­cze współ­cze­snej medy­cyny były dostępne w tam­tych cza­sach, miał­byś pew­nie dwie star­sze sio­stry.

Rodzice bar­dzo prze­żyli śmierć tego dziecka. Tata w Święto Zmar­łych poja­wiał się regu­lar­nie przy jej gro­bie z kwia­tami, skła­dał je rów­nież na poło­żo­nym na tym samym cmen­ta­rzu gro­bie rodzi­ców mamy. Nie mówił nato­miast zbyt wiele na te tematy, czu­łem, że to dla niego ciemne miej­sce, w które nie chce się zagłę­biać.

Jaki cha­rak­ter miała Twoja mama?

Kochała słońce, morze i książki. Jedno z moich pierw­szych wspo­mnień z dzie­ciń­stwa wygląda tak, że tata już wyszedł do pracy, a mama coś czyta w łóżku. Przed wojną była świetną nauczy­cielką, dzieci w szkole ją kochały. W armii ukoń­czyła kurs ofi­cer­ski, zakoń­czyła służbę w stop­niu porucz­nika. Była też ranna w jakimś wypadku komu­ni­ka­cyj­nym, przez mgłę pamię­tam jakąś opo­wieść o wypadku cię­ża­rówki.

Mama zmarła przed moimi szó­stymi uro­dzi­nami, nie pamię­tam więc, o czym roz­ma­wia­li­śmy, zapa­mię­ta­łem bar­dziej jej tembr głosu, jakieś obrazy zapi­sane na zasa­dzie stop klatki.

Kiedy mia­łem dwa­na­ście lat, cio­cia Ory­sia zabrała mnie i dwie swoje córki w rodzinne strony. Ukra­ina była wtedy czę­ścią ZSRR. Naj­pierw jecha­li­śmy pocią­giem do Lwowa, potem auto­bu­sem przez mia­sto Stryj aż do Koło­myi i Sopowa. Szu­ka­łem wtedy jakichś śla­dów mamy. Na stry­chu domu sio­stry mojego dziadka zna­la­złem jesz­cze tabliczkę z napi­sem po pol­sku „Szkoła pod­sta­wowa w Sopo­wie”.WOJNA

Począ­tek dru­giej wojny świa­to­wej zastał two­ich rodzi­ców w Pila­wie?

Kilka dni wcze­śniej wró­cili ze swo­ich ostat­nich przed­wo­jen­nych waka­cji na Huculsz­czyź­nie. 1 wrze­śnia tra­dy­cyj­nie powi­nien roz­po­cząć się rok szkolny, jed­nak ze względu na świa­do­mość zbli­ża­ją­cej się wojny prze­ło­żono go do odwo­ła­nia. Część nauczy­cieli została powo­łana do woj­ska, ci, któ­rzy pozo­stali na miej­scu, sta­rali się zabez­pie­czyć szkolne mie­nie, ponie­waż budy­nek szkoły został prze­ka­zany na cele obronne.

Jakie nastroje pano­wały wśród miesz­kań­ców?

Opty­mizm i chaos. Część ludzi w ogóle nie wie­rzyła w moż­li­wość wybu­chu wojny, część wie­rzyła w siłę pol­skiej armii oraz soju­sze z Fran­cją i Anglią, spo­dzie­wała się wobec tego szyb­kiego i spek­ta­ku­lar­nego zwy­cię­stwa. Ci, któ­rzy pra­co­wali w punk­tach mobi­li­za­cyj­nych czy na kolei, mówili nato­miast o ogrom­nym roz­gar­dia­szu, bała­ga­nie – pustych, bez­ce­lowo gdzieś jeż­dżą­cych skła­dach.

Twój tata nie dostał wtedy powo­ła­nie do woj­ska?

Nie. Nato­miast u zatrzy­ma­nego w Łodzi Niemca, który pocho­dził z Pilawy, zna­le­ziono dwie listy. Jedna zawie­rała spis żydow­skich rodzin zamiesz­ku­ją­cych te oko­lice, druga zaś wykaz miesz­kań­ców, któ­rzy mieli na swym kon­cie publiczne anty­hi­tle­row­skie wypo­wie­dzi. Na tej dru­giej liście zna­la­zło się nazwi­sko ojca.

Prze­łom sierp­nia i wrze­śnia dwu­krot­nie przy­niósł dra­ma­tyczne wyda­rze­nia w życiu Two­jego taty. W 1992 roku nad ranem został zamor­do­wany. W 1939 roku roz­po­częła się druga wojna świa­towa, która zapo­cząt­ko­wała w jego życiu ogromne zmiany.

Tego dnia w powie­cie gar­wo­liń­skim nie­wiele się jesz­cze działo. Na chwilę tylko na nie­bie poja­wiły się nie­miec­kie samo­loty, pole­ciały jed­nak dalej, na wschód. Do pomocy zgło­siła się zaś spora grupa oko­licz­nej mło­dzieży. Chcieli wal­czyć, rato­wać ran­nych, poma­gać. Ojciec zadzwo­nił w tej spra­wie do Gar­wo­lina, przy­jęto zgło­sze­nie, podzię­ko­wano im i kazano cze­kać. Wobec tego Pilawa posta­no­wiła zor­ga­ni­zo­wać się sama. Roz­dzie­lono książki ze szkol­nej biblio­teki, pocho­wano rekwi­zyty kółka teatral­nego, wszyst­kie cenne rze­czy umiesz­czono w piw­ni­cach. Wie­czo­rem znów prze­le­ciały nad mia­stecz­kiem nie­miec­kie samo­loty, być może te same, co rano, wra­cały na zachód.

Pilawa była jed­nak waż­nym węzłem kole­jo­wym, nie została więc na długo oszczę­dzona. 3 wrze­śnia zbom­bar­do­wano sta­cję kole­jową, kilka osób zgi­nęło. Ranna w ramię została wtedy moja mama; rodzice poje­chali na tę sta­cję, ponie­waż dzień póź­niej tata miał mieć egza­min na stu­diach.

Uni­wer­sy­tety jesz­cze dzia­łały?

Wła­ści­wie już nie, ale jeden z pro­fe­so­rów Wszech­nicy Pol­skiej został jesz­cze w War­sza­wie i cze­kał na stu­den­tów, ponie­waż wcze­śniej wyzna­czył im na ten dzień ter­min egza­minu. Dotarło ich trzech z dwu­na­stu, wszy­scy zdali. Trudno tu zresztą mówić o egza­mi­nie, roz­ma­wiali o woj­nie, o sytu­acji Pol­ski, którą pro­fe­sor okre­ślił jako bez­na­dziejną. Kil­ka­krot­nie sły­chać było bom­bar­do­wa­nia. Około pół­nocy ojciec wró­cił do Pilawy.

Front zbli­żał się już do gra­nic powiatu, z powie­trza zbom­bar­do­wano Gar­wo­lin. Moja bab­cia na­dal miesz­kała wtedy w Bereż­nem, czte­ry­sta kilo­me­trów na wschód od War­szawy, tuż pod gra­nicą z ZSRR. Wyjazd tam wyda­wał się wtedy rodzi­com lep­szą alter­na­tywą niż pozo­sta­wa­nie tak bli­sko sto­licy, któ­rej zdo­by­cie było prio­ry­te­tem Niem­ców. W naj­gor­szym wypadku pla­no­wali prze­kro­czyć gra­nicę i ubie­gać się o azyl w Związku Radziec­kim.

Ni­gdy jed­nak tej gra­nicy nie prze­kro­czyli.

Nie, to ona prze­wa­liła się nad nimi i tysią­cami innych Pola­ków 17 wrze­śnia. W pierw­szych dniach wojny nikt jed­nak nie zakła­dał takiego sce­na­riu­sza. Rodzice więk­szość swo­ich rze­czy zosta­wili u dziad­ków ze strony mamy w Mięt­nem, sami zaś spa­ko­wali się w dwie małe walizki i ple­cak i nocą 10 wrze­śnia wyru­szyli rowe­rami na wschód.

Nie była to łatwa prze­prawa, prze­cho­dząc przez most nad Bugiem omal nie stra­cili roweru mamy. Trasą tą prze­miesz­czały się wtedy tłumy ucie­ki­nie­rów, ale rów­nież i oddziały pol­skiego woj­ska. Więk­szość ludzi była wła­śnie na rowe­rach, które strasz­nie tamo­wały ruch, na czas prze­jazdu jed­nostki kazano je więc przy­trzy­mać za barierą mostu. Mama była niska i drobna, nie było szansy, że długo utrzyma pojazd tak docią­żony walizką. W końcu pozwo­lono jej wcią­gnąć rower z powro­tem na most.

Kolejna nie­spo­dzianka cze­kała rodzi­ców w Kobry­niu, gdzie pra­wie wzięto ich za szpie­gów.

Roz­wi­niesz tę histo­rię?

Na obrze­żach miej­sco­wo­ści posta­wiono poste­ru­nek. Tą drogą ucie­kały tłumy uchodź­ców, bano się, że wśród nich mogą się kryć dywer­sanci, dla­tego legi­ty­mo­wano ludzi, pytano, dokąd jadą, czy znają kogoś z tych oko­lic i tak dalej. Więk­szość legi­ty­mo­wa­nych odpo­wia­dało krótko i zwięźle, nie­któ­rzy znali jakąś oko­liczną rodzinę, inni ni­gdy w tych stro­nach nie byli i nikogo nie koja­rzyli.

Mój tata miał nato­miast dobrą pamięć do szcze­gó­łów, więc jak się go zapy­tali, czy kogoś z Kobry­nia zna, to ich zasy­pał infor­ma­cjami. Znał Sadur­skich, byli apte­ka­rzami. Ich córka Aniela była jego nauczy­cielką w pre­pa­ran­dzie nauczy­ciel­skiej w Żab­czy­cach. Znał też Kar­piń­skich. Ich syn był taty kolegą z Semi­na­rium Nauczy­ciel­skiego w Pru­ża­nie. Dzięki tej licz­bie szcze­gó­łów natych­miast ich wzięto za szpie­gów i zatrzy­mano do dal­szej wery­fi­ka­cji.

Ta sama pamięć do szcze­gó­łów pomo­gła im jed­nak wydo­stać się z przy­krej sytu­acji. Ofi­cer, który miał się dalej zaj­mo­wać ich wery­fi­ka­cją, pocho­dził z Nie­świeża. Widząc więc w doku­men­tach taty miej­sce uro­dze­nia, zapy­tał go o kilka szcze­gó­łów doty­czą­cych Karola Horo­sze­wi­cza i jego domu. Tata mu oczy­wi­ście powie­dział, że jego dzia­dek ze strony matki był kowa­lem i ślu­sa­rzem u Radzi­wił­łów, miesz­kał na ulicy pro­wa­dzą­cej z Horo­dziei do cen­trum Nie­świeża, na rogu skrę­ca­ją­cej do zamku, i że przed jego domem rosła olbrzy­mia stara lipa.

To znów nie­po­ko­jąco szcze­gó­łowa odpo­wiedź na pyta­nie.

Na szczę­ście tam­ten czło­wiek znał rodzinę ojca, oka­zało się, że są nawet dale­kimi krew­nymi. Nie­bez­pie­czeń­stwo aresz­to­wa­nia zostało zaże­gnane i wkrótce rodzice mogli ruszyć dalej. Kolej­nej nocy mama powie­działa ojcu, że jest w ciąży. Nie chciała mu o tym mówić przed wyjaz­dem z Pilawy. Jego nazwi­sko poja­wiło się wcze­śniej na liście ludzi kry­tycz­nie się wypo­wia­da­ją­cych na temat Hitlera, wia­domo było, że jeśli wkro­czą Niemcy, to na pewno natych­miast zosta­nie aresz­to­wany. Jedy­nym wyj­ściem była więc dla niego ewa­ku­acja na wschód. Mamy na żad­nej liście nie było, za to pierw­sze dziecko uro­dziła kilka mie­sięcy przed cza­sem – nie chciała, żeby wszy­scy zaczęli ją wobec tego nama­wiać do pozo­sta­nia w domu jej rodzi­ców. W tej ciąży czuła się dobrze, podróż też nie­zbyt ja męczyła, z opty­mi­zmem patrzyła w przy­szłość.

Sytu­acja Pol­ski wyglą­dała nato­miast coraz gorzej. Im bli­żej gra­nicy z ZSRR byli rodzice, tym wię­cej mówiono o pla­no­wa­nym wej­ściu na te tereny wojsk radziec­kich. W Piń­sku roz­rzu­cano nawet ulotki wzy­wa­jące do walki z pol­ską faszy­stow­ską oku­pa­cją zachod­niej Bia­ło­rusi.

Brzmi to dziw­nie zna­jomo, tak, jakby obec­nie ktoś się­gnął do pro­pa­gandy tam­tego okresu.

Nagle też na dro­gach poja­wili się uchodźcy prze­miesz­cza­jący się w prze­ciw­nym kie­runku, wolący się zna­leźć pod oku­pa­cją nie­miecką niż radziecką. Rodzice jed­nak nie zamie­rzali zawra­cać, 16 wrze­śnia wie­czo­rem dotarli do domu babci w Bereż­nem. Nad mia­stecz­kiem zoba­czyli inny samo­lot, tym razem radziecki, lecący na zachód. Dzień póź­niej Armia Czer­wona prze­kro­czyła pol­ską gra­nicę i kilo­metr po kilo­metrze zaczęła się prze­su­wać w głąb kraju. Do Bereż­nego dotarła 21 wrze­śnia. Ojca wezwano na prze­słu­cha­nie, kazano mu napi­sać życio­rys, pytano o bab­cię. Następ­nego dnia powo­łano go na kie­row­nika budowy szkoły.

8 paź­dzier­nika 1939 roku, w dniu swo­ich trzy­dzie­stych uro­dzin, tata został mia­no­wany dyrek­to­rem szkoły śred­niej w Bereż­nem. Mama rów­nież pod­jęła tam pracę w zawo­dzie.ZESŁANIE

Latem 1940 roku roz­po­czął się cał­ko­wi­cie nowy etap w histo­rii Two­jej rodziny.

Tak. Do 29 czerwca 1940 roku moi rodzice byli po pro­stu dwójką nauczy­cieli z małym dziec­kiem. Wojna i ucieczka z Pilawy oczy­wi­ście bar­dzo wiele zmie­niły w ich życiu, nie­mniej jed­nak na­dal mieli marze­nia, plany na przy­szłość, ambi­cje zwią­zane z wyuczo­nym zawo­dem…

Życie zaczęło jed­nak wtedy pisać zupeł­nie nową histo­rię, a los dwójki nie­zna­nych wtedy pra­wie nikomu ludzi zaczął się nie­bez­piecz­nie plą­tać w nici histo­rii, która zna­la­zła się póź­niej na kar­tach ksią­żek i pod­ręcz­ni­ków.

Powróćmy jed­nak do 29 czerwca. O czwar­tej nad ranem pod dom babci pod­je­chali funk­cjo­na­riu­sze NKWD i oznaj­mili, że tata, mama i moja trzy­mie­sięczna sio­strzyczka Alina zostają aresz­to­wani jako wro­go­wie ludu. Nie było żad­nego śledz­twa, pro­cesu, aresz­to­wanie rów­nało się od razu ska­za­niu na zesła­nie. Pozwo­lono im spa­ko­wać mak­sy­mal­nie stu­ki­lo­gra­mowy bagaż, w któ­rym żadna rzecz nie mogła powtó­rzyć się wię­cej niż trzy razy (co ozna­czało moż­li­wość wzię­cia mak­sy­mal­nie trzech ręcz­ni­ków, trzech prze­ście­ra­deł itd.). Kazano zapa­ko­wać wszystko w worki, zaka­zano zabie­ra­nia jakiej­kol­wiek walizki czy ple­caka. Nie pozwo­lono też wziąć rowe­rów, zgo­dzono się nato­miast na wózek nie­mow­lęcy. Zaka­zane zostały także ruble i jakie­kol­wiek doku­menty potwier­dza­jące toż­sa­mość. Całą trójkę z baga­żami wsa­dzono na wóz dra­bi­nia­sty i prze­wie­ziono z Bereż­nego na sta­cję kole­jową w Hory­niu.

Cze­kały tam wagony towa­rowe, w jed­nym z nich umiesz­czono moich rodzi­ców i sio­strę. Mieli nieco szczę­ścia w nie­szczę­ściu; jako, że byli pierw­szymi pasa­że­rami, zdą­żyli dla sie­bie wybrać miej­sca na gór­nej półce pociągu. Ci, któ­rzy wsia­dali jako ostatni, spali na pod­ło­dze. Kolej­nej nocy babci i cioci Teni udało się dostać na sta­cję. Nie pozwo­lono im wpraw­dzie podejść do pociągu, udało im się jed­nak prze­ka­zać przez kogoś paku­nek z ukry­tymi doku­men­tami, pie­niędzmi, rodzin­nymi foto­gra­fiami na drogę oraz mle­kiem dla nie­mow­ląt. Rodzice przez okienko wagonu poka­zali im śpiącą Alinę, w rodzi­nie nazy­waną Skrzeczką.

Całej trójce udało się prze­trwać mie­sięczną podróż na pół­noc. Ktoś poda­ro­wał im kawa­łek ceraty, z któ­rej udało się uszyć coś w rodzaju pro­wi­zo­rycz­nej wanienki dla dziecka. Pod­czas posto­jów roz­da­wano cie­płą wodę, w któ­rej w miarę moż­li­wo­ści kąpali córeczkę. Tata mówił póź­niej, że Skrzeczka prze­trwała pierw­szy wydany na nią wyrok śmierci. Była chyba naj­młod­szym dziec­kiem w tym trans­por­cie i jed­nym z nie­licz­nych, które go prze­żyły.

Po dłu­giej podróży koleją zostali łodziami prze­trans­por­to­wani do obozu o nazwie Wasi­lewo, poło­żo­nym na wzgó­rzu nad rzeką Uftiugą, na ziemi archan­giel­skiej, bli­sko gra­nicy kraju Komi. Spró­bo­wa­łam zna­leźć to miej­sce na współ­cze­snych mapach dostęp­nych w inter­ne­cie. Zna­la­złam dwie rzeki o nazwie Ufty­uga, jedną w obwo­dzie woł­go­gradz­kim, drugą wła­śnie w archan­giel­skim. Po przy­bli­że­niu tej dru­giej na mapie widać małą rzeczkę, dopływ Dwiny poło­żony sto­sun­kowo bli­sko obwodu Komi. Zna­leź­li­śmy naszą rzekę! Naj­bliż­szym dużym mia­stem, z któ­rego przy­jeż­dżali pra­cow­nicy NKWD, był Kra­sno­borsk. To mia­sto leży już nad rzeką Dwiną. Według rela­cji Two­jego taty do tego miej­sca pły­nęło się około stu kilo­me­trów tra­twą. Wydaje mi się, że obóz musiał leżeć daleko w dole rzeki, gdzieś mię­dzy współ­cze­snymi miej­sco­wo­ściami Kuli­kowo i Koma­rowo. Nie­stety, nie jestem w sta­nie usta­lić, co obec­nie znaj­duje się dokład­nie w tym miej­scu.

W 1940 roku warunki tam były naprawdę cięż­kie. Na wzgó­rzu stało kilka bara­ków z pry­czami dla więź­niów. Nie było oczy­wi­ście odpo­wied­niego miej­sca dla Skrzeczki, tacie udało się jed­nak zbu­do­wać pro­wi­zo­ryczne łóżeczko dzie­cięce z gałęzi jodły. Wanienką dla dziecka stał się wydrą­żony pień drzewa. Tak zaczęła się walka o prze­trwa­nie doro­słych, ale przede wszyst­kim dziecka. Nie było łatwo.

Obóz ist­niał już przed wojną, wcze­śniej zesłano do niego ukra­iń­skich chło­pów, z któ­rych w 1940 roku żaden już nie żył. Tatę przy­dzie­lono do pracy przy wycince drzew, mamie też przy­dzie­lono jakieś obo­wiązki. W wol­nych chwi­lach przy­go­to­wy­wali zapasy na zimę – maliny, żura­winę. Co pewien czas przy­cho­dziły też paczki do więź­niów. Rzadko się wpraw­dzie zda­rzało, żeby tra­fiały bez­po­śred­nio do adre­sa­tów, ich zawar­to­ścią bar­dzo inte­re­so­wali się dozorcy. Z tych, które dotarły, od razu wycią­gano sucharki i cukier jako pre­zenty dla mojej sio­stry.

Czy póź­niej w domu poru­sza­li­ście temat tego zesła­nia i obo­zo­wych warun­ków?

Nie pamię­tam roz­mów z mamą, byłem jesz­cze wtedy zbyt mały. Ojciec nie nale­żał do ludzi, któ­rzy chęt­nie opo­wia­dają o takich prze­ży­ciach na forum publicz­nym, ale też spe­cjal­nie tego nie ukry­wał. Cza­sem te histo­rie wycho­dziły, kiedy jako dziecko gry­ma­si­łem przy jedze­niu. Zawsze zosta­wia­łem skórę kur­czaka, wtedy tata się dener­wo­wał i mówił, że jak­bym był naprawdę głodny, tobym ją zjadł. Potem wycho­dził pra­co­wać, a bab­cia, która też prze­żyła dwie wojny i głód, spo­koj­nie robiła mi nale­śniki.

Twój tata ponad rok pra­co­wał jako drwal w miej­scu, gdzie tem­pe­ra­tury zimą docho­dzą do minus czter­dzie­stu stopni. Jed­nak jego miłość do lasu prze­trwała. Po woj­nie jeź­dzi­li­ście na wycieczki do Zale­sia, póź­niej zde­cy­do­wał się kupić dom oto­czony lasem.

Las był śro­do­wi­skiem, w któ­rym czuł się jak ryba w wodzie. Zacho­wał też umie­jęt­no­ści, które nabył w obo­zie. Już w latach osiem­dzie­sią­tych wyso­ko­pienna sosna w jego ogro­dzie zaczęła cho­ro­wać. Tata zde­cy­do­wał, że trzeba będzie ją wyciąć. Zapla­no­wał, w któ­rym miej­scu musi upaść, żeby nie uszko­dzić innych drzew, zro­bił naj­pierw nacię­cia, potem sie­kierą wyrą­bał taki trój­kąt w pniu, żeby drzewo zła­mało się we wła­ści­wym kie­runku; następ­nie razem zaczę­li­śmy ciąć pień nie­zwy­kle długą, dwu­oso­bową piłą. Oka­zało się to znacz­nie trud­niej­sze, niż myśla­łem, bo ta piła na początku cią­gle nam się gięła, ale final­nie udało się i drzewo upa­dło dokład­nie tam, gdzie tata zapla­no­wał.

Twoi rodzice prze­żyli na dale­kiej pół­nocy ponad rok. W dodatku z małym dziec­kiem.

Tak, udało im się to. Gło­do­wali, jedli zupę z nie­pa­tro­szo­nych ryb i pili napój z pąków sosny, ale całej trójce udało się docze­kać lata 1941 roku.

Czyli końca soju­szu Hitlera ze Sta­li­nem i napa­ści Nie­miec na Zwią­zek Radziecki.

Dla zesłań­ców ozna­czało to amne­stię, uwol­nie­nie z obo­zów i zgodę na opusz­cze­nie miejsc zesła­nia. W ZSRR miało się też two­rzyć woj­sko pol­skie. Wia­do­mo­ści były wspa­niałe, z tym że decy­zje zapa­dły w środku lata, do Wasi­lewa dotarły nato­miast dopiero we wrze­śniu.

Tuż przed roz­po­czy­na­jącą się na pół­nocy długą, kil­ku­mie­sięczną zimą.

W cza­sie któ­rej ist­niało poważne ryzyko, że front ode­tnie całą pół­noc od dostaw żyw­no­ści. Rodzi­com zapro­po­no­wano wpraw­dzie posadę nauczy­cieli w obwo­dzie archan­giel­skim, zde­cy­do­wali się jed­nak na wyjazd do Astra­cha­nia. Mieli nadzieję dołą­czyć póź­niej do for­mo­wa­nego przez gene­rała Andersa woj­ska pol­skiego. Roz­po­czy­nał się nowy etap – wędrówka na połu­dnie. Naj­pierw na tra­twach rze­kami, póź­niej pocią­giem, na koniec stat­kiem po Woł­dze aż do Sta­lin­gradu.

Tam nie­stety wyda­rzyła się tra­ge­dia. Moja sio­stra, która na tej dale­kiej pół­nocy nie łapała żad­nych cho­rób, w mie­ście peł­nym ludzi natych­miast zacho­ro­wała na zapa­la­nie płuc. To był rok 1941, wpraw­dzie peni­cy­lina została już wyna­le­ziona i nawet przy­stą­piono do jej pro­duk­cji, dla więk­szo­ści ludzi była jed­nak towa­rem nie­osią­gal­nym. Zwłasz­cza dla dziecka dwójki uchodź­ców, w mie­ście, do któ­rego zbli­żał się front. Skrzeczka po kilku dniach zmarła. Rodzice zanie­śli trumnę na cmen­tarz, samo­dziel­nie wyko­pali grób i pocho­wali drugą córkę.

Twój tata po latach pró­bo­wał odna­leźć jej grób.

Wie­lo­krot­nie go szu­kał, także w cza­sach, gdy kie­ro­wał pra­cami RWPG. Myślę, że gdyby ten grób jesz­cze wtedy ist­niał, ktoś by go odna­lazł. A tak Skrzeczka pozo­stała jedną z milio­nów ofiar wojny, któ­rych miej­sce pochówku nie jest nikomu znane.

Ojcu zresztą też cudem udało się prze­żyć. W Sta­lin­gra­dzie pano­wała epi­de­mia tyfusu, któ­rym, nie­stety, w końcu i on się zara­ził. Do szpi­tala tra­fił 19 listo­pada 1941 roku, a wyszedł dopiero w marcu 1942. Nie nada­wał się wtedy do żad­nej pracy fizycz­nej, dla­tego rodzice zde­cy­do­wali się wyje­chać do pobli­skiego koł­chozu, gdzie mama dostała pracę w obo­rze. Popra­wiło się ich wyży­wie­nie, warunki bytowe, aż do sierp­nio­wego dnia, w któ­rym zostali ponow­nie aresz­to­wani i pocią­giem wywie­zieni do Kazach­stanu. Tra­fili tam do innego koł­chozu, pozwo­lono im jed­nak pra­co­wać z wol­nej stopy, nie mogli tylko opusz­czać gra­nic regionu. Warunki życia nie były łatwe, ale wokół miesz­kali życz­liwi ludzie. Wyda­wało się, że sytu­acja znów powoli zmie­rza ku lep­szemu.

Aż do czasu, kiedy armia Andersa wyszła do Iranu. Tro­chę póź­niej wszyst­kich Pola­ków pozo­sta­łych na tery­to­rium ZSRR uznano za oby­wa­teli radziec­kich.

Ojciec nie chciał przyj­mo­wać radziec­kiego pasz­portu i udał się na roz­mowę do peł­no­moc­nika amba­sady pol­skiej w Bał­ka­szy­nie. Nie­stety, wcze­śniej spo­tkał funk­cjo­na­riu­szy NKWD. Został aresz­to­wany i wtrą­cony do celi, po czym tra­fił na prze­słu­cha­nie u ofi­cera, który naj­pierw oznaj­mił, że Pol­ski nie ma i nie będzie, potem zwy­zy­wał wszyst­kich Pola­ków od żmij i faszy­stów, stwier­dził, że wła­dza radziecka jest łaskawa jak matka, która daje swoje oby­wa­tel­stwo, a „pol­skie pany” tej łaski i opieki nie chcą. Ojciec aku­rat miał taki cha­rak­ter, że jak ktoś na niego wrzesz­czał i jesz­cze pró­bo­wał bić, to wywo­ły­wał zupeł­nie prze­ciwną reak­cję, niż chciał osią­gnąć, roz­mowa więc skoń­czyła się tym, że pasz­portu nie przy­jął i gro­ziła mu wywózka na Sacha­lin.

Potem poja­wił się naczel­nik, który przed­sta­wił fakty. Sta­lin uznał opusz­cze­nie przez armię Andersa tere­nów ZSRR za zdradę, a sytu­acja Pola­ków ule­gła pogor­sze­niu. Opcje w tam­tym momen­cie były więc tylko dwie: albo przy­ję­cie pasz­portu, albo zesła­nie do obozu. Tatę umiesz­czono na kilka dni w bazie trans­por­to­wej, gdzie miał się zasta­no­wić i pod­jąć decy­zję. W mię­dzy­cza­sie pra­cow­nik NKWD dotarł rów­nież do mamy, która po przed­sta­wie­niu ulti­ma­tum zde­cy­do­wała się przy­jąć radziecki pasz­port i popro­siła, żeby ojciec zro­bił to samo.

Tata w końcu się zgo­dził. Wkrótce pasz­port i tak mu ode­brano, a zamian wrę­czono ksią­żeczkę woj­skową żoł­nie­rza Armii Czer­wo­nej. Skie­ro­wano go naj­pierw do obsługi gospo­dar­czej inter­natu i szkoły śred­niej dla dzieci funk­cjo­na­riu­szy. Ośrod­kiem tym kie­ro­wał star­szy bol­sze­wik, wete­ran wojny w 1920 roku. W Pol­sce został wtedy ranny i leczony, podobno zacho­wał jed­nak z tego okresu jakieś dobre wspo­mnie­nia, ponie­waż opo­wie­dział prze­by­wa­ją­cym na tere­nie ośrodka Pola­kom o Związku Patrio­tów Pol­skich i two­rzą­cej się na tere­nie ZSRR 1 Dywi­zji Woj­ska Pol­skiego.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: