Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Po lecie wszystko będzie inaczej - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 czerwca 2021
Ebook
25,00 zł
Audiobook
39,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,00

Po lecie wszystko będzie inaczej - ebook

Po lecie wszystko będzie inaczej to niezwykle czuła opowieść o relacjach rodzinnych, gniewie, strachu i miłości. Ale przede wszystkim o życiu w zgodzie ze sobą. Jeszcze całkiem niedawno, gdy Peetu posługiwał się żeńskim imieniem Petra, wszystko układało się w miarę normalnie. Jego matka kwieciście wypowiadała się na tematy, o których nie miała pojęcia, ojciec spędzał każdą wolną chwilę w aeroklubie, a starszy brat na wszystko miał sarkastyczny komentarz. Teraz, gdy Peetu odkrywa swoją prawdziwą tożsamość i płeć, to rewolucja nie tylko dla niego. Jego dziewczyna i członkowie rodziny także muszą odnaleźć się w nowej sytuacji.

Ojciec, aby lepiej zrozumieć decyzję syna, proponuje mu dziesięć wspólnych lotów szybowcem. Czy odnajdą wspólny język? Czy tam, w powietrzu, łatwiej rozmawia się o tym, co nie mieści nam się w głowie? Czy po lecie wszystko będzie inaczej?

Siri Kolu (ur. 1972) jest pisarką, dramaturżką, reżyserką i instruktorką teatralną. Jej książki dla dzieci i młodzieży zostały przetłumaczone na 21 języków. To autorka z silnym głosem, o bardzo szerokim zakresie możliwości twórczych.

Adam Sandach (ur. 1987) swoje życie związał z językiem – wykorzystuje znajomość fińskiego w pracy zawodowej, od lat naucza oraz przekłada. Debiutował w 2014 roku przekładem kryminału Szczerze oddana.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-953485-8-7
Rozmiar pliku: 978 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W powietrzu tata miał gadane. Potrafił mówić właściwie o wszystkim.

Na ziemi gadał o rzeczach praktycznych: o spryskiwaczach i o tym, że warto wyrywać kolce z opon zimowych, by latem już je zupełnie zajechać.

Gdy byliśmy na ziemi, nie znał języka do rozmawiania o tym, co istotne.

W czasie pierwszych lotów oniemiałem, bo ojciec wcale nie milczał. Tylko że słowa wypowiadaliśmy w czymś, czego w ogóle nie było. W szybowcu Niebyt między jednym a drugim niebem. Bo na ziemi widoczny był cień naszego sunącego szybowca.

Wszystkie słowa, które wypowiedzieliśmy w kokpicie, tam pozostały. Nic nie ważyły.1

Lot taty

Na początku pierwszego lotu jesteśmy wobec siebie ostrożni.

Zanim wejdziemy do kokpitu, tata porównuje zamówioną prognozę pogody dla szybowników na to popołudnie z godzinową prognozą z meteo. Widzę po jego twarzy, jak mu ulżyło: zgodnie ze wszystkimi przewidywaniami będziemy mieli dobrą pogodę. Na pewno się denerwuje, bo będzie miał ze sobą pasażera.

A może denerwuje się, że tym pasażerem będę tym razem ja.

Jestem jego pierwszą osobą spoza klubu, domownikiem, cywilem.

Jeśli przez jego błąd w pilotażu uderzylibyśmy w ziemię, rozpadłaby się cała rodzina.

Gdy powoli zaczynają nas holować i toczymy się po drodze startowej, włącza mi się panika na całego.

Czemu na to poszedłem? Kto powiedział, że to dobry pomysł? To ma niby zbliżyć ojca z synem – nie wystarczyłaby jakaś gra w rzutki albo wspólne przygotowania do maratonu? Musieliśmy wzbić się w niebo?

Szybownictwo to pasja taty. Spędza w klubie cały wolny czas. W jego wypowiedziach przewijają się imiona kolegów z klubu, których nigdy nie poznaliśmy. Swoją wyświechtaną koszulę ze związku lotniczego traktuje jak mundur. Tak pilnie śledzi prognozy pogody i tropi zachmurzenie, że początkowo stroiliśmy sobie żarty – tata, wyżeł przestworzy! Z czasem i żarty się wyświechtały.

Latanie to cały świat taty, to jego żywioł, jego tajemnica. Więc kiedy mnie zaprosił, bym mu towarzyszył – dziesięć letnich lotów, tylko my dwaj – rzecz jasna nie potrafiłem odmówić.

Wiedziałem, co to oznacza, gdy bardzo zamknięta osoba proponuje wspólną podróż.

Jestem zupełnie taki sam. Drugiego zaproszenia by nie było.

Gdy tak się toczymy i staję się więźniem wąskiego kokpitu szybowca, boję się, że zwymiotuję.

Fotele w kabinie są ustawione jeden za drugim. Pasażer siedzi z przodu. Nie widzę, co robi ojciec. Trzymam się mocno uprzęży, pas wrzyna mi się w pierś, na myśl o spadochronie robi mi się duszno, w głowie mam gonitwę myśli, że znów to sobie robisz, Peetu, znów to się dzieje.

Po raz kolejny jesteś pasażerem swojego życia.

Nienawidzę uczucia, że nie mam kontroli nad tym, co mnie spotyka. Cały czas muszę z tym żyć i jeśli mogę, staram się tego unikać. Nie przepadam ani za kolejkami górskimi, ani horrorami czy filmami 4D w jakichś centrach nauki.

Moje życie jest jak survival w parku rozrywki. Nie potrzeba mi sztucznie napędzanego strachu.

Szybowiec trzeba umieć okiełznać podczas całego etapu wznoszenia. Na lotnisku taty nie ma wyciągarek, są tylko starty z holu, to samolot silnikowy wynosi nas w górę. Szybowiec jest od niego lżejszy i wcześniej odrywa się od ziemi, dlatego pilot musi kierować ster do dołu, żeby utrzymać odpowiednią odległość i wyczekać, aż holownik osiągnie prędkość wznoszenia. Etap startu jest jak medytacja, opowiadał tata w aucie w drodze na lotnisko, trzeba stać się jednością z samolotem holującym, a już w powietrzu przechylać się pod tym samym kątem, odpowiednio naciskać pedały przy skręcie, żeby szybowiec się nie ślizgał. Stracilibyśmy wtedy koordynację, zaczęłoby nami rzucać na prawo i lewo i trudno by było nas ciągnąć.

Gdy jesteśmy w powietrzu, rozumiem, dlaczego tata opowiedział mi o trasie przelotu już zawczasu. Nie widzę, jak ojciec steruje, przede mną jest tylko niebo. Mam wrażenie, jakby szybowiec leciał sam, chociaż czuję skupienie ojca za sobą.

Po wyczepieniu z holu i ustaniu ataku paniki nie siedzę już z duszą na ramieniu, myślę o Aurorze. Oczywiście, że o niej.



Aurora, pierwszy człowiek na świecie.

Powiedziałem jej to.

– Jesteś pierwszym człowiekiem na świecie.

Oczywiście zabrzmiało to głupio, ale zakochałem się w niej już wtedy, od pierwszego wejrzenia.

Popatrzyła na mnie z zaciekawieniem. Oparła ręce na biodrach. Znów miała na sobie spodnie do jogi, które wydawały się tylko podkreślać jej niewielki wzrost.

– Żartujesz z mojego imienia czy co?

Kochałem jej ochrypły głos. Niepojęte, że taki zachrypnięty głos rodem z porno dobywał się z takiego chudzielca jak ona.

– Nie żartuję – odpowiedziałem. – Nie rozmawiałbym z tobą, gdybyś miała na imię Borealis.

– Noż kurwa.

A mimo to została. Od tego się zaczęło. Pierwszy człowiek na świecie i ja.

W towarzystwie Aurory byłem sobą. Nie musiałem być przy niej mądralą ani śmieszkiem, ani tym kolesiem, który trochę się martwi.

Był przy mnie pierwszy człowiek na świecie i to mi wystarczało.

– Ale co to, do diabła, znaczy, w kółko to powtarzasz.

Wtedy mieszkaliśmy już razem. Ja za zgodą rodziców, ale najważniejsze, że razem.

Mieliśmy takie same kubki do herbaty, na których widniały zeppeliny i koła zębate. Nasza kapa była zawsze pomięta, bo nie byliśmy w stanie zwlec się z łóżka. Czytaliśmy w łóżku, jedliśmy w łóżku. Braliśmy laptopa do łóżka i oglądaliśmy w necie połowę serialu, dopóki Aurora nie popatrzyła na mnie przez dłuższą chwilę i nie zamknęła klapy. Potrafiła tak długo patrzeć w oczy, że wnętrzności zamieniały się we wrzącą lawę. Nie dało się zignorować takiego spojrzenia.

– Co to znaczy: pierwszy człowiek na świecie?

Zdenerwowała się. Zaraz ciśnie szklanką o ścianę. Musiałem już coś odpowiedzieć.

– Byłaś wtedy, gdy paliły się wielkie ogniska – odrzek­łem. – Byłaś tą osobą, która odkryła krzemień. Byłaś tym, kto wykonał malowidła na tych ścianach. Byłaś tym, kto pierwszy wdrapał się na ścianę jaskini.

Dotarło do niej i uśmiechnęła się. Uśmiech najpierw rozszedł się po jej całym ciele, a potem milimetr po milimetrze wkradł się na usta.

– Jeśli ja jestem świruską wspinającą się na ściany, to wiesz, kim ty jesteś? – odparła. – Jesteś tym, kogo znajdujemy, gdy przez otwór w sklepieniu jaskini wychodzimy na zewnątrz. Jesteś tym świrem, który siedzi na szczycie wielkiej góry i wpatruje się w niebo, śledząc pogodę dnia.

– No i jesteśmy, gdzie jesteśmy – powiedziałem.

– Właśnie tak – przytaknęła Aurora i jak kot wdrapała się na moje kolana. Zamruczała.



Po nabraniu wysokości zdobywam się w końcu na odwagę, by spojrzeć w dół. Widzę krajobraz jakby uszyty z różnych kawałków materiału, wtedy dociera do mnie, dlaczego la­tanie to pasja taty. Patrzenie w dal jest dobre dla człowieka. Widać powietrze i ziemię. Widać miasta i wsie. Widać chmury. Z szybowca można patrzeć w dal w ciszy.



Ojciec okazuje miłość, milcząc. Ktoś głupszy mógłby pomyśleć, że tata to jakiś podstarzały cymbał, który nie ma nic do powiedzenia.

Ktoś głupszy mógłby pomyśleć, że tata jest skupiony na sterowaniu szybowcem.

Ale ja znam tatę. On okazuje miłość, dając przestrzeń.

Gdy mam wystarczająco dużo przestrzeni, odnajduję to, co chcę powiedzieć. Znajduję słowa, które zginęłyby pośród hałasu.

W naszej zabieganej rodzinie Pyry i mama zawsze mają coś do powiedzenia. Mama zawodowo zajmuje się reklamą, pęd to jej narzędzie pracy. Rach-ciach, rach-ciach.

Co chwilę rzuca jednocześnie: lubię, nie lubię, kocham – ma-sa-kra!

Stuka palcami, wyśpiewuje te slogany. Brzmi jak amerykańskie reality show. Wygląda jak kobiety z okładek czasopism. Jest pełna życia, wigoru i jest powierzchowna.

To też tłumaczy, dlaczego mama zawsze odzywa się pierwsza. Trudno wtedy przyczepić się do kogoś, że mówi coś ubogiego w treść. Takiej osoby, która wypowiada się w pierwszej kolejności, nie da się z nikim porównać.

Mama jest też tym członkiem naszej rodziny, który kiedy już wyrzuci z siebie wszystkie emocje, zapomina zapytać innych, co myślą. Po wygłoszeniu własnego zdania zdarza jej się powiedzieć: „Fajnie było sobie porozmawiać, prawda?”. Rach-ciach. I już pędzi gdzieś dalej, bardzo szybko się nudzi.

Nie było fajnie, mamo. Nie porozmawialiśmy = ma-sa-kra.

Tylko stwierdziłem fakt.

Pyry zawsze mi mówi, że mam się odezwać, otworzyć usta, mieć jakieś zdanie. „To cię nie zabije”.

Raczej to ciebie nie zabiło, starszy braciszku. Kto by chciał uciszyć takiego szkolnego przystojniaka.

Oczywiście nie mówię tego na głos. To byłaby już przecież opinia.

Pyry dokucza mi, że wyglądam, jakbym nie miał nic do powiedzenia. Za długo zastanawiam się nad odpowiedzią.

Nigdy nie udaje mi się wybuchnąć śmiechem razem z innymi. Ludźmi steruje się za pomocą sznurków, dzięki temu szybko poruszają kończynami, wpadają w impulsywny płacz albo śmiech i wydają ostatnie tchnienia.

Przy Pyrym zawsze wychodzę na tego głupiego i cichego brata.

Ja chcę widzieć sprawy w całości. Przyjrzeć im się z każdej strony. Zanim odpowiem, chcę przemyśleć, jak dana sprawa wpływa na mnie i innych. Nie chcę tylko reagować.

Zrywam te marionetkowe sznurki.

Mam własne sznury, na których świat i tak chce mnie powiesić, więc dzięki wielkie. Nie potrzebuję jeszcze dodatkowych.

Aurora zarzuca mi, że nigdy jej nie zabieram, gdy chodzi o coś ważnego.

Nie zabieram jej do lekarza. Do tego głupiego dziada, który przepisał mi testo.

Ani do psychiatry w Helsinkach, gdy odbierałem pierwszą diagnozę.

Rozpoznanie: transpłciowość. Trudno mi zrozumieć, że to, kim jestem, dla kogoś innego stanowi „diagnozę”. Ale staram się dostosować do zasad tej gry. Szufladkowanie może nikomu nie umniejsza, lecz na każdej szufladce jest etykieta, która określa tego, kto w takiej szufladzie siedzi.

Niewielka dziura powietrzna przyprawia mnie niemal o zawał serca. Przez chwilę skupiam się tylko na oddychaniu.

Nie, Aurora nic mi nie zarzuca. Źle to ująłem.

Tylko patrzy na mnie, stojąc w drzwiach.

Aha, wychodzisz.

Miała na myśli: aha, wychodzisz beze mnie. Znów.

A przecież czasem w wytycznych ze szpitala można przeczytać, żeby przyprowadzić ze sobą osobę towarzyszącą. Przyjdzie chwila, że nie będę w stanie przez dłuższy czas niczego podnieść. Ale jeszcze nie teraz. Ta chwila nastanie po naszych dziesięciu lotach.

Aż do tego momentu, gdy to będzie konieczne, nie chcę, by Aurora mi towarzyszyła.

Chcę, by była na świecie dla mnie, a nie w tych szpitalnych nie-miejscach, gdzie każdy udaje: lekarze i pacjenci. Zabawa w doktora nie jest już dziś hasłem, które budziłoby jednoznaczne skojarzenia.

Nie. Nie chcę, żeby szła ze mną. Jeśli wynika to z egoizmu – OK, jestem zatem egoistą.

Chcę, by Aurora na mnie czekała, gdy wracam, chcę, by miała na sobie swoje aladynki, prała strój do wspinaczki, piłowała paznokcie u dłoni i jadła grochówkę łyżką prosto ze słoika. Taki ma nawyk i myśli, że o nim nie wiem. Nie jest żadną joginką odżywiającą się energią słoneczną, chociaż czasem dla zabawy udaje taką przed innymi. Jest zabójcą. Zabiła trzy chomiki w ciągu roku, dwa przez przypadek, a trzeciego na wpół celowo, gdy zajmowała się podstarzałym zwierzątkiem kolegi od wspinaczki. To była eutanazja.

Aurora kocha adrenalinę i ogląda w telewizji najbardziej odrażające reality show, wszystkie Piekielne kuchnie i Czy wstydzisz się własnej matki za kółkiem, dziergając przy tym dla siebie sandały ze sznurka, z różyczkami na przedstopiu, w tym miejscu, gdzie chciałaby sobie zrobić tatuaż, ale nie ma odwagi.

Przecież nie zabiorę ze sobą do szpitala osoby, która boi się igieł, osoby, którą chcę postrzegać jako wytrwałą, nieustraszoną i wiedzącą dokładnie, dokąd zmierzamy.

Szpital żyje swoim rytmem wprowadzającym wszędzie zamieszanie. Wózki na leki, ciśnieniomierze, wózki na posiłki. Sala pacjentów cieszących się, że dostaną ten sam kisiel co poprzedniego dnia.

Nie chcę, by Aurora wchodziła wraz ze mną do tamtego świata, który jest jak tunel, jak królicza nora.

Chcę, żeby była pierwszym człowiekiem na tym świecie, do którego wrócę, gdy już mnie wreszcie skorygują. Gdy już całe to oczekiwanie się skończy.



W szybowcu, z racji braku silnika, panuje cisza. Nie trzeba się martwić technologią, bo jej właściwie nie ma. Są tylko prądy powietrzne i kominy termiczne, w których nabieramy wysokości tak samo jak ptak.

Gdy latamy nisko, otacza nas tylko krajobraz, który wpada do środka.

Ludzi przebywających w powietrzu łączy cisza, która panuje w szybowcu. Albo słowa rozrzedzone przez rzadkie powietrze.

Ocieramy się o letnie chmury. Rozmawiamy niewiele.

Przypomina to puszczanie kaczek na wodzie i patrzenie, jak na powierzchni rozchodzą się kręgi. Rozchodzą się we mnie.

Tata mówi, że ma wrażenie, jakby to było jego pierwsze lato. Z jakiegoś powodu wszystko wydaje mu się takie, jakby o niczym nic nie wiedział, to go przeraża i kusi jedno­cześ­nie. Z zamkniętymi oczami rozkoszuje się każdą filiżanką kawy, bo jest za bardzo wyczulony na odczucia zmysłowe.

Ja odpowiadam, że po tym lecie wszystko się zresetuje. Powstanie czas przed i po.

Przekraczam próg znanego mi świata. Here be dragons. Nie martwię się tym, ile kursów zaliczyłem. Nie martwię się tym, co będę robił po ukończeniu liceum. Mam zupełnie inne, bardziej konkretne cele. Pierwszego września kończę osiemnaście lat. Od tego momentu wszystko się zacznie. Przed nim wszystko jest na stand-byu.

Oczekiwanie sprawia, że człowiek staje się słaby i wycofany.

Zdaję sobie sprawę, że tata nie musiał pytać, żeby to zrozumieć.

Zabiera mnie na lot szybowcem, żeby czekanie nie było tym piekłem, którym jest teraz.

Szybowiec pozwala sobie wyobrazić, jakie to uczucie mieć skrzydła i naprawdę umieć latać.

Ojciec w prezencie daje mi skrzydła. W tej właśnie chwili, gdy samolot, kołysząc się, nieznacznie obniża wysokość, wydaje mi się, że to najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: