Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pogromcy miłości: jak chronić związek przed nawykami, które niszczą uczucie - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
25 lutego 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pogromcy miłości: jak chronić związek przed nawykami, które niszczą uczucie - ebook

Jak powinno wyglądać idealne małżeństwo? Powinno być szczęśliwe, zgodne i trwałe. Ale jak to osiągnąć, gdy na nasz perfekcyjny związek czyha tak wiele niebezpieczeństw? Willard F. Harley pokazuje, jak dbać o relację i co robić, aby miłość, która pojawiła się na początku, trwała latami. Z pierwszej części jego książki dowiemy się, jakie są najgroźniejsze dla związku nawyki oraz jak z nimi walczyć. W części drugiej zaś poznamy skuteczne techniki pozwalające lepiej komunikować się z partnerem, zamiast się kłócić. Harley w lekkiej formie przekazuje niezwykle ważne przesłanie: aby miłość się nie wypaliła, trzeba wciąż rozniecać jej ogień.

Dzięki tej książce:

  • wasze małżeństwo będzie oparte na mocnych fundamentach;
  • łącząca was miłość będzie coraz silniejsza;
  • dowiecie się, jak dbać o siebie nawzajem;
  • będziecie szczęśliwsi ze sobą.
Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7489-651-1
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wprowadzenie

Wyobraź sobie, że ktoś prosi cię o radę dotyczącą swojego małżeństwa. Od czego byś zaczął? Co można zrobić, aby związek przynosił spełnienie, a nie rozczarowanie?

Opisując problem małżeński, mężczyzna prawdopodobnie opowie, co takiego żona robi, że go unieszczęśliwia, a następnie czego nie robi, przez co mąż czuje się szczególnie niespełniony.

Gdybyśmy jednak porozmawiali z nim dostatecznie długo, zauważylibyśmy, że problemy wykraczają daleko poza określone zachowanie lub jego brak. Odkrylibyśmy coś, co zaobserwowałem u większości par małżeńskich, które dane mi było konsultować: partnerzy nie są w sobie zakochani. Nawet jeśli kiedyś żywili wobec siebie jakieś uczucia, teraz już ich nie ma.

Jak można im pomóc?

Jeśli chodzi o problemy małżeńskie, czasem łatwiej jest zobaczyć rozwiązanie, gdy problem dotyczy kogoś innego. W przypadku naszego rozmówcy może się wydawać, że gdyby jego żona przestała robić coś, co go denerwuje, a zaczęła zachowywać się tak, aby był zadowolony, uczucie zakochania mogłoby powrócić. Jego żonie moglibyśmy zatem przedstawić zażalenia i zachęcić ją do zmiany zachowania.

Gdyby jednak ta kobieta była podobna do większości żon (i mężów), jakich zdarzyło mi się gościć w gabinecie, nie udałoby nam się nawet dokończyć spisu zażaleń. A gdybyśmy jakimś cudem zdołali je wymienić, to natychmiast usłyszelibyśmy jej litanię o tym, jak to mąż zachowywał się tak i owak tylko po to, by wyprowadzić ją z równowagi, i jak to nie potrafi jej uszczęśliwić. Ponadto, gdyby była wobec nas zupełnie szczera i opowiedziała o swoich najgłębszych uczuciach, dowiedzielibyśmy się, że podobnie jak mąż wobec niej, ona również nie czuje do niego miłości.

Bardzo szybko odkrylibyśmy, że każde z nich widzi błędy małżonka, a nie dostrzega swoich wad i nie rozumie, co jest przyczyną utraty uczucia.

Kiedy przychodzą do mnie małżonkowie, rozmawiam z każdym z nich indywidualnie – w przeciwnym razie wzajemnej krytyce nie byłoby końca. Gdybym pozwolił im na dyskusję, wyszliby z gabinetu jeszcze bardziej skłóceni. Indywidualne rozmowy pozwalają mi zyskać wgląd w to, jak ci ludzie na siebie wpływają – w jaki sposób uprzykrzają sobie życie i dlaczego nie udaje im się wzajemnie uszczęśliwiać. Próbuję również ustalić, ile miłości ubyło w ich związku.

Podczas pierwszej sesji terapeutycznej przedstawiam bardzo ważną tezę. Chcę, abyś w pełni ją zrozumiał: niemal wszystko, co małżonkowie robią, ma wpływ na ich wzajemną miłość. Ich zachowanie albo buduje tę miłość, albo ją niszczy.

Sposób, w jaki małżonkowie na siebie oddziałują, determinuje sukces lub porażkę małżeństwa.

Gdyby żona zaprzestała zachowań wywołujących rozdrażnienie męża, a zaczęła robić coś, co wprowadza go w dobry nastrój, ten przestałby narzekać. Ale stałoby się coś jeszcze – mąż na nowo by się w niej zakochał.

Oczywiście on również musiałby dokonać pewnych zmian. Musiałby wziąć sobie do serca jej zażalenia i brać pod uwagę jej uczucia. Wówczas ona też by się w nim na nowo zakochała. Gdyby zrobili wszystko, co w ich mocy, aby przywrócić wzajemną miłość, otrzymaliby coś, czego tak bardzo chcą – spełniony związek. Może gra jest warta świeczki?

Spełniony związek wymaga namiętności

Małżeństwo jest podobne do samolotu: doskonale radzi sobie przy dużych prędkościach, natomiast przy małych obrotach silników nie utrzymuje wysokości, utyka w martwym punkcie i się rozbija. Kiedy małżonkowie są w sobie zakochani, wówczas są też szczęśliwsi, zdrowsi, mądrzejsi i bardziej produktywni. Gdy jednak miłość zanika, tracą wszystko, co czyniło ich lepszymi. To, co kiedyś robili bez wysiłku, teraz staje się niezręczne i niezmiernie trudne. Instynkty, które działają na korzyść zakochanych, wydają się mierzyć przeciwko nim, jeśli ci tracą wzajemną miłość. W większości przypadków relacja staje się w końcu tak zła, że małżonkowie próbują od siebie uciec poprzez rozwód lub separację.

Uwierz mi na słowo (gdyż to, co piszę, jest oparte na wieloletnim doświadczeniu): jeśli chcesz czuć się spełniony w małżeństwie, musisz odnaleźć w nim namiętność¹. Związek bez namiętności szybko się rozpadnie. Gdy utracisz miłość, stoczysz się na dno – doświadczysz antypatii, a nawet nienawiści. Zamiast wydobywać z siebie to, co najlepsze, rozbudzisz to, co najgorsze.

Jeśli ty i twój partner chcecie czuć się spełnieni w małżeństwie, musicie odnaleźć w nim namiętność.

Kiedy kobieta i mężczyzna się pobierają, wydaje im się, że uczucie miłości będzie trwało wiecznie. Na tym założeniu opierają się przysięga i zobowiązania, jakie sobie składają. Jednak ich namiętność zwykle jest krótkotrwała. Niektóre pary utrzymują ją od kilku miesięcy do roku po ślubie. Dla innych to kwestia dni. A gdy znika namiętność, wraz z nią giną zobowiązania.

Niektórzy terapeuci radzą, aby zaakceptować to, co nieuniknione: cieszyć się namiętnością, póki trwa, ale nie oczekiwać, że będzie wieczna. Inni zalecają wzniesienie się na wyższy poziom miłości platonicznej, a jeszcze inni sugerują rozwód.

Uważam, że utrata miłości nie jest nieuchronna. Partnerzy mogą przywrócić miłość, jaką żywili do siebie na początku. Znikną wówczas wszelkie pomysły dotyczące rozwodu czy miłości platonicznej.

Ktoś może powiedzieć, że to niemożliwe. Rzeczywiście może się tak wydawać. Gdy jesteśmy zakochani, niemożliwa wydaje się utrata miłości; kiedy jesteśmy „odkochani”, nieprawdopodobny wydaje się powrót do stanu zakochania. Większość moich klientów nie wierzy, że znów zakocha się w małżonku. Jednak moje metody przywracania namiętności nie wymagają wiary – wymagają działania! Gdy partnerzy stosują się do moich wskazówek, na powrót się w sobie zakochują, a groźba rozwodu znika.

Ta książka oraz uzupełniająca ją I żyli długo i szczęśliwie. Jak zbudować związek idealny² mają pomóc parom w budowaniu i utrzymywaniu uczucia miłości. W I żyli długo i szczęśliwie pokazuję, jak budować miłość poprzez zaspokajanie swoich wzajemnych potrzeb emocjonalnych, natomiast w tej podpowiadam, jak tej miłości nie utracić.

W okresie zalotów kobieta i mężczyzna budują uczucie zakochania poprzez wzajemne zaspokajanie swoich najważniejszych potrzeb emocjonalnych. Jednak po ślubie rozwijają nawyki, które niszczą to uczucie. Nawyki te nazywam pogromcami miłości. Dopóki w związku będzie dla nich miejsce, dopóty miłość nie ma szans.

Dzięki tej książce dowiesz się, jak się pozbyć tych nawyków. Wyróżniam tu sześć najbardziej powszechnych pogromców miłości i wyjaśniam, w jaki sposób ich pokonać. Ich zniknięcie stworzy przestrzeń dla waszego uczucia.

Proponowane przeze mnie w tej książce zadania wymagają wypełniania kwestionariuszy, ankiet, kart ćwiczeń i innych formularzy. Jednak ze względu na ograniczenie objętościowe poproszono mnie o wydanie ich w większym i wygodniejszym formacie. Odpowiedź na te prośby stanowi książka Five steps to romantic love: A workbook for readers of ‘Love busters’ and ‘His needs, her needs’ (Pięć kroków do romantycznej miłości. Ćwiczenia dla czytelników Pogromców miłości oraz I żyli długo i szczęśliwie)³. Polecam ją jako suplement tego poradnika.

Jak się przekonasz, w tekście nieustannie odnoszę się do podstawowych założeń. Będą one ponumerowane, choć niekoniecznie w takim porządku, w jakim pojawią się w książce. Numer przypisany każdemu z nich odpowiada miejscu danego założenia w mojej koncepcji poradnictwa małżeńskiego. Pełny przegląd dziesięciu podstawowych założeń dotyczących procesu zakochiwania się i utrzymywania miłości znajduje się dodatku.

Zachęcam małżonków do docenienia wartości uczucia zakochania i namiętności w związku. Siła waszego małżeństwa zależy właśnie od nich. Jeśli utraciliście namiętność, nie wpadajcie w panikę. Możecie ją przywrócić, o ile tylko skorzystacie z moich rad. A wówczas z pewnością zgodzicie się ze mną, że nie warto znów jej tracić.Rozdział 1 Jak pogromcy miłości rujnują małżeństwo

Karina nawet nie pamięta, jak to było, gdy kochała Karola. Teraz, ilekroć ten wraca do domu, czuje ucisk w żołądku i mdłości. Gdy rozmawiają – co nie zdarza się zbyt często – zwykle jest bardzo defensywna. Wspólne wakacje są nie do pomyślenia. Jeśli chciałaby odpocząć, to tylko z dala od niego. Czy zdoła jakoś wytrzymać w tym związku na tyle długo, aby odchować dzieci? Jej małżeństwo wydaje jej się coraz bardziej beznadziejne.

Kiedy rozmawiałem z nią po raz pierwszy, myślała o separacji – to pomogłoby jej przetrwać jeszcze kilka lat małżeństwa. Najmłodsza córka jej i Karola, Eliza, miała trzynaście lat. To dla niej Karina chciała zaczekać z rozwodem jeszcze pięć lub sześć lat.

Być może nie czujesz takiej desperacji jak Karina, ale z pewnością potrafisz wczuć się w jej sytuację – ciągłe kłótnie, sarkazm, brak szacunku i… samotność. A przecież nie tak ma wyglądać małżeństwo. Powinien to być związek nacechowany miłością, w którym żona i mąż nie atakują się i nie znieważają, ale dbają o siebie i okazują sobie troskę.

Karina oczekiwała, że jej małżeństwo będzie oparte na wzajemnej trosce i życzliwości. W okresie zalotów nic nie wskazywało, że będzie inaczej. Karol rozmawiał z nią niemal codziennie, skupiając się na tym, jak jej pomóc, i rzeczywiście pomagał jej w każdej problematycznej sytuacji. Zmieniał nawet swoje plany, ilekroć były sprzeczne z jej celami.

Kłótnie? Nie było ich, gdyż Karol niezwykle ochoczo postrzegał świat z jej perspektywy. Wielokrotnie dawał dowody, że jego najważniejszym zadaniem jest troska o nią – swoim zachowaniem sprawiał, że czuła się kochana i bezpieczna.

Karina była kobietą niezwykle atrakcyjną, a co najważniejsze – tak zakochaną w Karolu, jak on w niej. Zasypywała go czułościami i podziwiała. Właśnie z taką kobietą Karol chciał spędzić życie; wydawała się doskonała w każdym calu. Pobrali się po roku znajomości.

Zaniedbania Karola

Wkrótce po ślubie Karol zaczął odczuwać presję zarabiania na rodzinę. Kiedy Karina była w ciąży, wiedziała już, że po urodzeniu dziecka będzie chciała mniej pracować. Karol założył, że jego dochody muszą wzrosnąć, aby wyrównać różnicę, więc zdecydował się na dodatkowy etat i zwiększenie liczby godzin pracy.

Poświęcanie więcej czasu i energii na pracę zmniejszyło jego zdolność zaspokajania emocjonalnych potrzeb żony. Kiedy w czasie ciąży Karina bardziej niż zwykle potrzebowała wsparcia męża, ten oczekiwał, że poradzi sobie sama. Zamiast uczynić ją centrum swojego życia, całkiem odsunął ją od siebie. A przynajmniej jej tak się wydawało.

Z perspektywy Karola jego zachowanie było sensowne. „W końcu – myślał – obydwoje jesteśmy dorośli. Ona może pojechać do warsztatu samochodowego tak samo jak ja. Dlaczego mam rzucać wszystko, aby zrobić coś, co ona z łatwością zrobi sama? Przecież nie jestem jej służącym, a ona nie jest księżniczką”.

Z początku Karina martwiła się taką zmianą nastawienia męża, choć próbowała tego nie okazywać. Dzielnie radziła sobie z tym, zażegnywała spory, dostosowywała swoje plany do jego planów, ale w samotności płakała i się zamartwiała, pytając samą siebie: „Dlaczego on się tak bardzo zmienił? Czy to dlatego, że jestem w ciąży? Może zbrzydłam?”.

Kiedy urodziła się Ania, Karina była już pewna, że Karolowi na niej nie zależy. Nie tylko nie wspierał jej podczas ciąży, ale na domiar złego w ogóle nie interesował się dzieckiem. Tak bardzo starał się odnieść sukces zawodowy, że prawie nie bywał w domu. Kobieta czuła się całkowicie porzucona. „Może – myślała – on mnie już wcale nie kocha?”.

Wraz z łączącą ich wcześniej „chemią” słabła też troska Kariny o męża. W reakcji na jego zaniedbania ona też go zaniedbywała. Już nie pytała, jak minął mu dzień. Nie okazywała mu uczuć ani nie wyrażała podziwu. I nie wykazywała entuzjazmu, gdy mąż inicjował seks.

Oziębłość Kariny

Karol nie zwracał zbytniej uwagi na to, że żona nie okazywała mu już czułości ani go nie podziwiała, ale natychmiast zauważył jej brak zainteresowania seksem. Zaraz po ślubie nie mogła się doczekać zbliżeń fizycznych, a w ich trakcie była bardzo namiętna. Teraz ich unikała. Ilekroć się kochali, czuła się wykorzystywana.

Pewnego dnia Karol zebrał się na odwagę i spytał, co się dzieje.

– Kochanie, o co chodzi? Dlaczego ciągle mnie odpychasz?

– Przepraszam cię. Jakoś ostatnio nie mam nastroju. Nie wiem dlaczego.

Karina mogła użyć wielu typowych wymówek. Po urodzeniu dziecka kobieta zwykle jest długo wyczerpana, a seks wymaga energii. Mogła wymówić się brakiem sił albo powiedzieć, że Ania pozbawiła ich prywatności. Ale gdzieś w głębi duszy czuła, że jej oziębłość związana jest z poczuciem zaniedbania przez Karola. Nie sądziła jednak, że rozmowa o tym ma sens. On był podekscytowany swoją karierą, dzięki której byli finansowo zabezpieczeni, i powtarzał jej, że poświęca rodzinie tyle czasu, ile może. O czym tu rozmawiać? Po co w ogóle wspominać o jakimś zaniedbaniu?

– Jak myślisz, co wprawiłoby cię w odpowiedni nastrój?

Karolowi trudno było podejmować ten temat. Miał poczucie, że błaga żonę o seks. A ona nie ułatwiała mu sprawy.

– Nie wiem – odpowiedziała. – Po prostu nie wiem.

Prawda jest taka, że Karol przestał robić to, co sprawiło, że Karina się w nim zakochała. Nie był aż tak wspierający i elastyczny, a co najgorsze, nie spędzał z żoną zbyt wiele czasu sam na sam. Nie zaspokajał już jej emocjonalnych potrzeb, a w rezultacie ona nie była zmotywowana, aby zaspokajać jego potrzeby. Okazało się, że miała ochotę na seks tylko wtedy, gdy czuła, że Karol ją kocha i troszczy się o nią. Teraz miała poczucie, że jej potrzeby emocjonalne są zaniedbywane, a zatem coś, co kiedyś przychodziło jej z łatwością, stało się trudne.

Kiedy Karina i Karol umawiali się na randki, często wyznawali sobie miłość, gdyż ich uczucie było tak intensywne, że trudno było je pominąć. Gdy namiętność kobiety zaczęła przygasać, ta nie ostrzegła męża. Wręcz przeciwnie, ciągle mu powtarzała, że go kocha, podczas gdy w rzeczywistości jej uczucia stygły. Znajomi uważali, że utrata namiętności to coś normalnego – namiętność jest zarezerwowana dla nowożeńców, a nie dla małżonków, którzy zostają rodzicami. Zatem Karina skupiała całą swoją uwagę na Ani, a nie na Karolu. Jej życiowym priorytetem stała się córka.

Małżonkowie nigdy wcześniej nie omawiali narastających w ich związku problemów. Kiedy któreś z nich uraziło drugie, wzruszali tylko ramionami. Jednak teraz pojawiło się coś, czego nie mogli tak łatwo zlekceważyć – a przynajmniej nie mógł tego zrobić Karol. Mężczyzna nie chciał mieć oziębłej żony, a nie wiedział, jak sobie z tym poradzić.

Gdyby zrozumiał, co trapi Karinę, mógłby dość łatwo rozwiązać problem. Sprawa była przecież prosta: on zaniedbał jej potrzeby emocjonalne, co odbiło się na jego atrakcyjności seksualnej. Jego najważniejszą sprawą stała się kariera zawodowa, a nie żona. Problem z seksem zostałby rozwiązany – i to szybko – gdyby tylko Karol powrócił do robienia wszystkiego, co na samym początku przyciągnęło do niego Karinę, czyli do radosnego służenia pomocą w razie potrzeby, uwzględniania jej w swoim rozkładzie dnia, a teraz, gdy na świecie była już Ania, pełnienia aktywnej roli w wychowaniu córki (zob. rozdziały 16 i 17, gdzie opisuję rozwiązania problemów, jakie miał Karol).

Jednak Karol nie wiedział, że priorytetem powinno być dla niego uczynienie żony najważniejszą osobą na świecie. Jego frustracja rozpoczęła w ich życiu nowy i destrukcyjny rozdział. Karol miał wybór: mógł rozwiązać małżeński problem z seksem z troską i zrozumieniem lub zastosować siłę. Niestety wybrał to drugie.

Droga do małżeńskiego nieszczęścia

Pewnego wieczoru, kiedy położyli się do łóżka, Karol chciał pocałować Karinę na dobranoc. Myśląc, że jest to zaproszenie do zbliżenia fizycznego, ta go odepchnęła. Ten gest oraz narastające od jakiegoś czasu w mężczyźnie poczucie rozżalenia przechyliły szalę. Karol wpadł w szał. Wyciągnął żonę z łóżka, znieważał słowami i przez pół godziny wylewał z siebie pretensje. Cały nagromadzony żal wyrzucił z siebie w jednym momencie niepohamowanej złości.

Karina skuliła się w kącie, obawiając się, że mąż ją uderzy. Nie śmiała się odezwać, aż ten się uspokoił.

Gdy było po wszystkim, Karol poczuł się o wiele lepiej. W końcu powiedział to, co od długiego czasu leżało mu na sercu. Natomiast jego żona była w opłakanym stanie. Mężczyzna próbował ją przeprosić, ale zrezygnował. „Cieszę się, że miałem odwagę powiedzenia, co czuję – pomyślał. – Może to doprowadzi do jakiejś zmiany”.

Owszem, to prowadziło do zmiany, ale nie takiej, jakiej Karol chciał. Małżonkowie zmierzali wprost ku katastrofie.

Karol podszedł do skulonej w kącie Kariny, objął ją i powiedział, że bardzo ją kocha. Ona tym razem nie śmiała go odepchnąć. Była w stanie tylko płakać. Kiedy mężczyzna coraz bardziej się podniecał, pozwoliła mu robić, co chciał, i w końcu doszło do zbliżenia. Karol miał poczucie, że było to jedno z jego najlepszych doświadczeń seksualnych, podczas gdy jego żona czuła się zwyczajnie zgwałcona.

Wiele kobiet poszłoby następnego dnia do adwokata i wniosło pozew o rozwód, ale Karina wierzyła, że poślubiła Karola na zawsze. Gdy przemyślała koszmar, jakiego doświadczyła, podjęła pewne decyzje, które miały jej pomóc wszystko przetrwać.

Po pierwsze, nigdy już nie będzie kulić się w kącie ze strachu. Jeśli następnym razem mąż straci panowanie nad sobą, będzie z nim walczyć i powie mu, co naprawdę o nim myśli.

Po drugie, ponieważ Karol dostał przemocą to, czego chciał, ona też siłą wywalczy zaspokojenie swoich potrzeb. Kiedy w przeszłości mąż odmawiał zrobienia czegoś, o co go prosiła, sama się tym zajmowała. Teraz nie zaakceptuje odmowy. Zażąda, aby on też się jej podporządkował.

Po trzecie, nauczy się emocjonalnie dystansować od Karola. Pozostanie jego żoną, ale już nigdy nie pozwoli się zranić. Do tej pory i tak sama radziła sobie ze wszystkim. Próbowała zachować emocjonalną więź w nadziei, że kiedyś powróci namiętność, jaka łączyła ich na początku, ale teraz wie, że jedyny sposób na przetrwanie to stworzenie niezależnego własnego życia – całkowicie odrębnego zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.

Karina uległa tylko w jednym punkcie. Ponieważ wiedziała, że niezaspokojenie potrzeb seksualnych rozwścieczyło Karola, ilekroć ten miał ochotę na seks, nie odmawiała. Miała poczucie, że to jej małżeński obowiązek.

Z początku Karol myślał, że jego modlitwy zostały wysłuchane. Kiedykolwiek chciał seksu, dostawał go. Karina wydawała się zaangażowana. Przez pierwszy tydzień kochali się codziennie.

Jednak ich związek rozpadał się w szybkim tempie. Karina zbudowała wokół siebie emocjonalną barierę, której Karol nie mógł pokonać. Kiedy żądała od męża pomocy i ją dostawała, ten nie zdobywał jej uznania. Uważała, że pomagał jej nie dlatego, iż mu na niej zależało, ale z przymusu. Poza tym nie pozwalała mu robić niczego, co zaspokajałoby jej najważniejsze emocjonalne potrzeby, na przykład okazywać czułości czy rozmawiać o najgłębszych uczuciach, gdyż to narażałoby ją na cierpienie.

W dodatku Karina żądała od Karola więcej wolności na spełnianie swoich zachcianek. Chciała więcej pieniędzy na wydatki, a prawie cały wolny czas spędzała ze znajomymi. Doszła do przekonania, że jako żona i matka przez wszystkie lata nie dbała o siebie. A zatem bardzo blisko pierwszego priorytetu, jakim była córka, znalazły się własne zainteresowania kobiety. Dobro męża było oczywiście na samym dole listy.

Cotygodniowy rozkład zajęć Karina sporządzała bez konsultacji z mężem. Zachęcała go, aby wcześnie wychodził do pracy i późno z niej wracał. Jeśli planował spędzić weekend w domu, ona organizowała sobie coś z przyjaciółmi. Nie wpłacała swoich zarobków na wspólne konto. Pieniądze, które zarabiała, odkładała na własne konto, a od Karola oczekiwała opłacania wszystkich rachunków.

Pomimo tej niezależności Karina pozostała wierna decyzji, jaką podjęła, i zgadzała się na seks – przynajmniej na początku.

Karol wprawdzie nie miał powodu do narzekań w dziedzinie potrzeb seksualnych, ale był ciągle sfrustrowany. Szczególnie denerwował go fakt, że żona nie zdradzała mu, dokąd się wybiera ani co robi. Nie podobało mu się, że odkładała swoje zarobki na oddzielne konto i nie informowała go o wydatkach. Ilekroć pytał o jej plany lub pieniądze, ona twierdziła, że to nie jego sprawa. Kiedy wszczynał dyskusję na temat jej tajemniczości, ona zaczynała krzyczeć, by zostawił ją w spokoju. Gdy nalegał, straszyła go rozwodem. To zwykle wystarczało, aby się wycofał.

Być może Karol wytrzymałby w takim toksycznym związku do końca życia, gdyby Karina regularnie się z nim kochała. Okazało się jednak, że jej zobowiązanie nie było zbyt trwałe. Z początku odmawiała seksu od czasu do czasu, ale później już za każdym razem.

Właściwie od samego początku jej zobowiązanie skazane było na porażkę. Nikt z nas nie potrafi zmusić się do robienia w nieskończoność czegoś, co jest dla niego nieprzyjemne. Prędzej czy później znajdziemy wymówkę i będziemy tego unikać. Próżno szukać kobiety, która potrafiłaby regularnie oddawać się niekochanemu mężowi. A Karina zaczynała nienawidzić Karola. W końcu nie potrafiła już zmusić się do zbliżeń. Na samą myśl ściskało ją w żołądku.

Krótki okres spokoju spowodowany częstymi zbliżeniami dobiegł końca. Karinie i Karolowi pozostały niezależność, żądania, złość, zniewagi i nieszczerość. Żadne małżeństwo nie trwa długo z takim balastem.

W momencie naszego pierwszego spotkania małżonkowie nie zaspokajali swoich potrzeb emocjonalnych, a co gorsza – celowo się ranili. Prawie nie pamiętali już, jak to jest być zakochanym.

„Już tego dłużej nie zniosę!”

Doświadczenie Kariny i Karola zbyt często staje się udziałem współczesnych małżeństw. Coś, co zaczyna się jako związek nacechowany troską i opiekuńczością, często się rozpada i kończy brakiem miłości. Gdy żona i mąż przestają zaspokajać swoje wzajemne potrzeby, a zaczynają się ranić, miłość zamienia się w nienawiść.

Niektóre pary decydują się na tolerowanie takiej sytuacji dla dobra dzieci lub ze względu na swoje przekonania religijne. Bardzo często jednak się okazuje, że nie są w stanie tego wytrzymać i składają pozew o rozwód. Niestety nie umniejsza to ich bólu. Wszystkie te rozwiązania prowadzą do unieszczęśliwienia małżonków i całej rodziny.

Skoro szczęście osobiste i rodzinne w tak dużym stopniu zależą od udanego małżeństwa, można by pomyśleć, że małżonkowie powinni zadbać o drobiazgowy plan zapewniający sukces. Niestety większość ludzi nie zastanawia się zbytnio nad swoim związkiem aż do momentu, gdy jest już za późno. Około połowa wszystkich małżeństw kończy się rozwodem, a większość pozostałych gorzko się rozczarowuje. Bardzo niewiele par – około 20%, czyli jedna na pięć – doświadcza prawdziwego spełnienia.

Chciałbym, aby twoje małżeństwo należało do tych 20%. Napisałem tę książkę po to, by pomóc ci uniknąć tragedii Kariny i Karola, a zbudować szczęśliwy związek, który pozostanie takim do końca. Jeśli ty i twój partner jesteście w tym samym punkcie, w jakim znaleźli się nasi bohaterowie, chciałbym pomóc wam uleczyć waszą relację. Jeżeli pójdziecie za moją radą, jest duża szansa, że przez całe życie będzie wam towarzyszyła miłość. Moje zalecenia pomogły tysiącom ludzi zamienić małżeńską tragedię w małżeńskie szczęście, a wy możecie być jednymi z nich.

Zanim jednak pokażę wam, jak stać się chlubnym wyjątkiem, muszę najpierw wyjaśnić, dlaczego Karina i Karol reagowali na siebie w opisany sposób. Początkowo darzyli się miłością, a później się nienawidzili. Jak do tego doszło? Musicie to dobrze zrozumieć, jeśli nie chcecie powielić ich tragicznego losu.

Podstawowe założenie nr 1: bank miłości

Lata doświadczenia zawodowego pokazały mi, że jeśli nauczymy się zachowywać tak, aby wprowadzać współmałżonka w dobry nastrój, a unikać zachowań, które przyczyniają się do złego nastroju, utrzymamy stan zakochania. To właśnie tak Karina i Karol zakochali się w sobie – kiedy przebywali ze sobą, uszczęśliwiali się nawzajem oraz robili, co w ich mocy, aby unikać raniących zachowań.

Chcąc pomóc parom zrozumieć ten bardzo ważny fakt, stworzyłem koncepcję banku miłości. Pomaga mi ona wyjaśnić wzloty i upadki miłości romantycznej – uczucia namiętności, które powinno być zawsze obecne w związkach.

Mówiąc przenośnie, każdy z nas ma bank miłości, który zawiera konta wszystkich znanych nam osób. To sposób, w jaki nasze emocje rejestrują kontakty z innymi. Kiedy ktoś zrobi coś, co wprawia nas w dobry nastrój, zasila swoje konto w naszym banku. A gdy wywoła u nas złe samopoczucie, konto się uszczupla. Jeśli ktoś systematycznie wpływa na nas pozytywnie, jego saldo jest całkiem spore. Z kolei wpływ negatywny z niewielkim pozytywnym kończy się debetem w banku miłości.

Nasze emocje regularnie „sprawdzają” konta w banku miłości, aby ustalić, kto się o nas troszczy, a kto nie. Na podstawie tych niezbitych dowodów zachęcają nas do spędzania czasu z ludźmi, którzy nas uszczęśliwiają, a unikania tych, którzy nas ranią. Posiadacze wysokiego salda w naszym banku miłości wydają się nam atrakcyjni. Właścicieli konta z debetem będziemy unikać, gdyż są odpychający. Nad tymi odczuciami mamy niewiele kontroli – wynikają one prawie wyłącznie z zasobności sald w banku miłości. Ludzie, których lubimy, gromadzą duże sumy, a ci nielubiani zaciągają u nas dług.

Bank miłości to sposób, w jaki nasze emocje rejestrują interakcje z innymi.

Od czasu do czasu pojawia się osoba przeciwnej płci, która sprawia, że czujemy się absolutnie wyjątkowo. To dlatego, że zaspokaja jedną lub kilka naszych najważniejszych potrzeb emocjonalnych. Kiedy zdarza się coś takiego, na koncie tej osoby odkłada się tak dużo jednostek miłości, że saldo osiąga poziom, który nazywam progiem miłości romantycznej. Nasze emocje są pod takim wrażeniem, że dostarczają nam dodatkowego bodźca, aby spędzać z tą osobą więcej czasu – tworzy się uczucie zakochania. Właściciel takiego konta nie tylko staje się dla nas atrakcyjny, ale wręcz nie możemy mu się oprzeć. Wraz z tym odczuciem pojawia się pragnienie spędzenia z nim życia. Kiedy saldo przekracza próg romantycznej miłości, łatwo jest podjąć decyzję o małżeństwie.

To, co wzrasta, może też opaść

Podczas okresu zalotów zakochani odkładają na swoich wzajemnych kontach ogromne sumy, gdyż robią coś, co ich uszczęśliwia – zaspokajają swoje ważne potrzeby emocjonalne. Starają się również unikać tego, co ich unieszczęśliwia. Chcą się nawzajem zadowolić i unikać zranienia. Te wspólne wysiłki gromadzą w banku miłości tak wielkie sumy, że saldo przekracza próg miłości romantycznej i para postanawia wziąć ślub – partnerzy nie mogą się sobie oprzeć i chcą spędzić ze sobą resztę życia.

Niestety większości ludzi po ślubie, jak Karinie i Karolowi, nie udaje się utrzymać salda powyżej progu miłości romantycznej. Niezbyt dobrze wychodzi im wzajemne zaspokajanie potrzeb. Czasami zaczynają się nawzajem irytować i drażnić. Nie są już tak troskliwi jak przed ślubem. Znika uczucie zakochania.

Jednak dzieje się coś jeszcze gorszego. Gdy małżonkowie nie są już w sobie zakochani, nie mają ochoty zaspokajać swoich emocjonalnych potrzeb, co prowadzi do stosowania agresywnych taktyk – próbują się wzajemnie zmuszać do różnych rzeczy. Takie strategie nie tylko nie pomagają im osiągnąć pożądanych celów, ale także pustoszą konta w banku miłości. Uprzednia siła przyciągania zmienia się w siłę odpychającą.

Nierzadko się zdarza, że początkowo przekonana o trwałości swojego uczucia para później dochodzi do wniosku, że małżeństwo było największą pomyłką.

A wszystko za sprawą bilansu sald w banku miłości. Gdyby tylko Karina i Karol zdołali utrzymać stan swoich kont powyżej poziomu miłości romantycznej, ich małżeństwo już zawsze cechowałoby się namiętnością. Ale ponieważ pozwolili, aby stan kont spadł poniżej tego poziomu, zniknęło uczucie zakochania. Pozwalając, by salda systematycznie się umniejszały i spadały poniżej zera, doszli do tego, że zaczęli żałować, iż się kiedykolwiek spotkali.

Od miłości do nienawiści tylko jeden krok

To współmałżonek jest najbardziej narażony na twoją nienawiść. Podobnie ty będziesz zawsze „pierwszy pod ręką”, jeśli role się odwrócą. Stwierdzenia te są absolutnie prawdziwe i dlatego należy przedsięwziąć szczególne środki ostrożności, aby uniknąć rzeczywistego zagrożenia. Na wypadek, gdybyś miał co do tego wątpliwości lub uważał, że te obawy są przesadne, wyjaśnię, dlaczego staje się to doświadczeniem większości par małżeńskich.

Wiele naszych relacji jest dobrowolnych. Oznacza to, że wybieramy osoby, z którymi chcemy spędzać czas. Emocje każą wybierać te osoby, które odłożyły w naszym banku pewne sumy, gdyż to właśnie one najprawdopodobniej będą nadal zasilać konto. Otaczając się ludźmi, którzy nas dobrze traktują, sprawiamy, że ich salda w naszym banku miłości rosną, a my coraz bardziej ich lubimy.

Ponadto nasze emocje każą nam unikać ludzi, którzy zaciągnęli u nas debet. Zapobiegamy w ten sposób dalszym wypłatom z konta. Większość osób, które nas unieszczęśliwiają, nie ma możliwości dokonywania dalszych wypłat, gdyż unikamy ich z powodu negatywnego salda. Dlatego nie czujemy antypatii do zbyt wielu osób, gdyż zamykamy ich konta, zanim sprawy przybiorą naprawdę zły obrót.

Są jednak ludzie, których niełatwo unikać. W pracy, w domu, w parafii, w klubach czy społecznościach, w których funkcjonujemy, musimy radzić sobie z pewnymi osobami niezależnie od tego, czy je lubimy. I to właśnie je możemy zacząć nienawidzić: będziemy dokonywać wypłat aż do momentu, gdy stan konta osiągnie poziom nienawiści. Jest to takie saldo, przy którym nasze emocje uruchamiają intensywne uczucie niechęci wobec kogoś, kto systematycznie i często nas unieszczęśliwia. Dokładnie tak jak w przypadku dodatkowego emocjonalnego bodźca (uczucia miłości) zachęcającego nas do przebywania z osobami, których saldo przekroczyło próg miłości romantycznej, otrzymujemy od emocji negatywny bodziec (uczucie nienawiści) każący nam unikać tych, u których pojawił się debet.

Chcąc unikać ludzi, którzy nas źle traktują, możemy poszukać innej pracy lub zmienić środowisko znajomych. Możemy nie spotykać się z wujkami, ciotkami, kuzynami i innymi członkami dalszej rodziny – przynajmniej przez większość czasu. Więcej wysiłku kosztuje unikanie braci, sióstr, a nawet rodziców, choć to też jest możliwe.

Jednak unikanie współmałżonka graniczy z niemożliwością, zwłaszcza gdy para ma dzieci – chyba że zdecyduje się na rozwód. Nie jest więc zaskakujące, że osobą, która ma największe szanse wycofywać z naszego konta bezprecedensową liczbę jednostek miłości, jest małżonek. I dlatego to właśnie jego możemy najbardziej nienawidzić. To współmałżonka najtrudniej jest unikać – niezależnie od tego, jak negatywnie wpływa na nasze samopoczucie.

Osobą, która ma największe szanse na wycofywanie z naszego konta bezprecedensowej liczby jednostek miłości, jest współmałżonek.

Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem i rok za rokiem małżonek może uszczuplać swoje konto w naszym banku miłości, wysuwając wobec nas żądania, krytykując nas, okłamując, irytując odrażającymi nawykami i bezmyślnymi czynnościami, znieważając oraz stosując wobec nas przemoc fizyczną lub werbalną. Jak można temu zaradzić? Co zrobić, aby przestał się tak zachowywać?

Zwykle większość ludzi odpłaca pięknym za nadobne. Jeśli mnie jest źle, to równie dobrze oboje możemy być nieszczęśliwi. Instynkt każe nam zniszczyć tego, kto niszczy nas, i niemal wszystkie pary tak reagują, gdy saldo kont partnerów w banku miłości znajduje się pod kreską.

Kiedy relacja między małżonkami zaczyna się psuć, proces utraty jednostek miłości przyśpiesza. Zamiast się o siebie troszczyć, partnerzy wynajdują coraz to boleśniejsze strategie, aby odpłacić za niedawny akt bezmyślności. Wraz ze wzrostem ujemnego salda nasilają się złość i brak szacunku. Ponieważ małżonkowie mieszkają razem, nie mogą się unikać, więc wypłaty z kont nie ustają. Rezultatem jest często przemoc, rodząca się z głębokiej i wszechogarniającej nienawiści.

Kluczem do uniknięcia tej tragedii jest oczywiście utrzymywanie salda powyżej progu miłości romantycznej. Jeśli saldo spadnie, małżonkowie powinni dołożyć wszelkich starań, aby unikać dalszych strat oraz dokonywać nowych wpłat na konto.

Nawet najlepsze intencje, autentyczne przysięgi i szczere chęci nie zastąpią pokaźnego konta w banku miłości. To jego stan wskazuje, kogo poślubimy, i pomaga nam podjąć decyzję o rozwodzie. Dlatego tak ważne jest zrozumienie, jak dbać o swoje konto w banku miłości małżonka i unikać wypłat.

Nawet najlepsze intencje, autentyczne przysięgi i szczere chęci nie zastąpią pokaźnego konta w banku miłości.

Podstawowe założenie nr 5: pogromcy miłości

Ilekroć robisz coś, co unieszczęśliwia współmałżonka, dokonujesz wypłaty z jego banku miłości. Nie oszukujmy się – nie jesteśmy w stanie uniknąć wszystkich błędów, zwłaszcza małżeńskich. Nawet w najlepszych związkach małżonkowie od czasu do czasu ranią się nawzajem.

Okazjonalne błędy nie uszczuplają kont w banku miłości. Przeprosiny szybko leczą rany, umożliwiając kolejne wpłaty na konto. Saldo będzie zagrożone dopiero wtedy, gdy pojedyncze błędy przejdą w nawyki. Wówczas, w kontekście ciągle powtarzanego złego zachowania, przeprosiny będą miały niewielkie znaczenie. Jeśli nie zostaną podjęte działania naprawcze, konto w banku miłości będzie regularnie uszczuplane. Nawyki te nazywam pogromcami miłości – to one, bardziej niż jakiekolwiek inne czynniki, rujnują romantyczną miłość.

Pogromcy miłości to nawyki, które osłabiają konto w banku naszych uczuć.

Wieloletnia praca w charakterze terapeuty małżeńskiego uświadomiła mi istnienie wielu pogromców miłości. Pogrupowałem te błędy w sześć kategorii: egoistyczne żądania, znieważające osądy, wybuchy złości, nieszczerość, drażniące nawyki i niezależność małżeńska. Ponieważ wszystkie są niezmiernie istotne, omówię je w oddzielnych rozdziałach, wyjaśniając, jak sobie z nimi poradzić.

W drugiej części książki piszę o tym, w jaki sposób pogromcy miłości uniemożliwiają rozwiązywanie powszechnych konfliktów małżeńskich. Zobaczymy też, jak łatwo poradzić sobie z problemami, gdy pozbędziemy się tych negatywnych nawyków – o tym piszę w części trzeciej.

Małżeństwo Kariny i Karola

Po raz kolejny przyjrzyjmy się małżeństwu Kariny i Karola. Ich historię można podzielić na pięć etapów, które nazwałem rozdziałami. Pierwsze trzy przeżyli, zanim jeszcze się ze mną skonsultowali. W rozdziale pierwszym zaspokajali swoje emocjonalne potrzeby, odkładali na swoje konta jednostki miłości i byli w sobie zakochani. W rozdziale drugim przestali zaspokajać niektóre ważne potrzeby, a w rezultacie wpłaty do banku miłości były mniejsze i rzadsze. Frustracja spowodowana niezaspokojonymi potrzebami otworzyła rozdział trzeci. Zamiast mądrze rozwiązać istniejące problemy, ranili się nawzajem. Ta egoistyczna strategia przyczyniła się do gwałtownych spadków sald na ich wzajemnych kontach, na których w końcu pojawił się debet.

Przypowieść o sieci

Małżeństwo jest jak sieć rybacka.

Każdego dnia rybacy łowią ryby, a następnie sprzedają je na targu. Jeden rybak codziennie wyjmuje z sieci ryby, ale pozwala, aby zalegały w niej brudy z oceanu. W końcu gromadzi się w niej tyle glonów i odpadków, że rybak ledwo może zarzucić sieć, a gdy mu się to udaje, nie potrafi jej zpowrotem wciągnąć na kuter zpowodu ciężaru śmieci. Wkońcuw akcie desperacji odcina sieć iwraca do domu bez niej. Nie jest w stanie znów łowić i sprzedawać ryb, nim nie kupi sobie nowego sprzętu.

Inny rybak codziennie usuwa śmieci i z łatwością pracuje. Za każdym razem, gdy zarzuca sieć, ta jest czysta i gotowa do łapania ryb. W rezultacie rybak łowi i sprzedaje wystarczająco dużo, by utrzymać siebie i rodzinę.

W tej przypowieści ryby to potrzeby emocjonalne zaspokajane w małżeństwie, a śmieci to pogromcy miłości – nawyki, które prowadzą do nieszczęścia.

Złe małżeństwa są jak sieć pierwszego rybaka. Egoistyczne żądania, znieważające osądy, wybuchy złości, drażliwe nawyki, nieszczerość i samolubne zachowania z czasem stanowią pokaźny balast. Rozgoryczenie, jakiego są przyczyną, niszczy gotowość i zdolność małżonków do zaspokajania swoich emocjonalnych potrzeb. W końcu związek nie przynosi partnerom żadnych korzyści i kończy się rozwodem lub emocjonalną separacją.

Dobre małżeństwa są jak sieć drugiego rybaka. Pogromcy miłości są eliminowani, gdy się tylko pojawią, co umożliwia małżonkom zaspokajanie swoich wzajemnych potrzeb. Stan zakochania istnieje dzięki temu, że „śmieci” są wyrzucane za burtę.

W historii Kariny i Karola są jednak kolejne rozdziały. W rozdziale czwartym nauczyli się, jak nie zadawać sobie bólu. Przestali stawiać żądania, znieważać się i wybuchać złością, gdy coś nie układa się po ich myśli. Nauczyli się również, jak dostawać to, czego chcą, dzięki podejmowaniu nieegoistycznych decyzji, które uwzględniają uczucia drugiej osoby. Są wobec siebie szczerzy – nie mają przed sobą sekretów ani nie tworzą odrębnych światów.

W tej książce przedstawiam to, czego Karina i Karol nauczyli się w czwartym rozdziale swojego małżeństwa – pokazuję, jak unikać pogromców miłości. Zanim w ogóle zaczniesz myśleć o odbudowywaniu salda w banku miłości, musisz nauczyć się nie dopuszczać do wypłat.

Chcąc jednak dopełnić księgę małżeństwa, dodam, że w rozdziale piątym Karina i Karol nauczyli się zaspokajać swoje wzajemne potrzeby emocjonalne. Pomogło im to odłożyć na koncie tak dużo jednostek, że raz na zawsze przekroczyli próg romantycznej miłości. Lekcje, jakich się nauczyli w tym rozdziale, opisane są w książce I żyli długo i szczęśliwie.

Jeśli wraz ze swoim partnerem znajdujesz się w trzecim rozdziale, w którym tak jak Karina i Karol żyjecie w niespełnionym małżeństwie pełnym żądań, braku szacunku i złości, albo jeśli właśnie porzuciliście nadzieję na taki związek, jakiego pragniecie, i żyjecie niezależnie od siebie, ignorując potrzeby drugiej strony, ta książka jest dla was. Koncentruję się w niej na błędach, jakie popełnili Karina i Karol, oraz krokach, jakie podjęli w celu ich naprawienia i odbudowania miłości.

W małżeństwie mamy bezprecedensową okazję uszczęśliwienia drugiego człowieka. Robimy to, ilekroć zaspokajamy jego najważniejsze potrzeby emocjonalne. Jednak, jak nikt inny, mamy też moc unieszczęśliwiania partnera. Zbyt wiele małżeństw decyduje się zadawać sobie ból. Kiedy para pojawia się u mnie na terapii, moim nadrzędnym celem jest uczenie partnerów, jak mogą się nawzajem uszczęśliwiać. Jednak zanim przejdziemy do tego etapu, muszę ich najpierw nauczyć, jak przestać się ranić.

Przeczytawszy tę książkę, ty i twój małżonek będziecie wiedzieli, jak chronić wasz związek przed pogromcami miłości. Będziecie umieli likwidować debet w banku miłości, tak aby gromadziły się w nim kolejne wpłaty, aż ponownie szaleńczo się w sobie zakochacie – to podstawa szczęśliwego i spełnionego związku. Wówczas wasze wysiłki mające na celu zaspokajanie swoich potrzeb przyniosą nadzwyczajne efekty. Jednostki miłości, jakie wpłacicie na swoje konta w bankach miłości, przekroczą próg romantycznego uczucia i podobnie jak Karina i Karol znów będziecie w sobie zakochani.

Najważniejsze pojęcia i zasady

Każdy z nas ma bank miłości (podstawowe założenie nr 1), który rejestruje interakcje z innymi ludźmi. Kiedy ktoś swoim zachowaniem wprawia nas w dobry nastrój, dokonuje wpłaty na swoje konto w naszym banku, a gdy wprawia nas w złe samopoczucie, obciąża saldo.

Nasze emocje regularnie sprawdzają konta w banku miłości, aby ustalić, kto dobrze się o nas troszczy, a kto nie. Na podstawie tych niezbitych dowodów zachęcają nas do spędzania więcej czasu z osobami, które nas uszczęśliwiają, a unikania tych, które nas ranią.

Kiedy ktoś sprawia, że czujemy się absolutnie wyjątkowo, gdyż zaspokaja jedną lub kilka naszych najważniejszych potrzeb emocjonalnych, na koncie tej osoby odkłada się tak dużo jednostek miłości, że saldo osiąga próg romantycznej miłości. Nasze emocje są pod takim wrażeniem, że dostarczają nam dodatkowego bodźca, aby spędzać z tą osobą więcej czasu – pojawia się wówczas uczucie zakochania. Właściciel takiego konta nie tylko staje się dla nas atrakcyjny, ale wręcz nie możemy mu się oprzeć.

Emocje zachęcają nas do unikania ludzi, którzy w naszym banku miłości znajdują się pod kreską. Niektórych osób, na przykład współmałżonka, trudno jest unikać, więc mogą one dokonywać ciągłych wypłat z konta, aż ich debet osiągnie próg nienawiści. Dokładnie tak jak w przypadku dodatkowego emocjonalnego bodźca (uczucia miłości) zachęcającego nas do przebywania z osobami, których saldo przekroczyło próg romantycznej miłości, otrzymujemy od emocji negatywny bodziec (uczucie nienawiści), który każe nam unikać osób znajdujących się poniżej progu nienawiści.

Nierzadko się zdarza, że przekonana o trwałości swojego uczucia para dochodzi do wniosku, że małżeństwo było największą pomyłką. A wszystko to za sprawą pustych kont w banku miłości.

Pogromcy miłości (podstawowe założenie nr 5) to nawyki, które obciążają nasz bank. Są to: egoistyczne żądania, znieważające osądy, wybuchy złości, nieszczerość, drażniące nawyki i samolubne zachowania.

Do wspólnego rozważenia

1. Porozmawiajcie na temat tragicznych wydarzeń w małżeństwie Kariny i Karola. Czy dostrzegacie jakieś podobieństwa między ich i waszym związkiem? Gdybyście udzielali im rad w pierwszym roku małżeństwa, co byście zasugerowali? Czy te same rady pomogłyby wam?

2. Spróbujcie wyjaśnić własnymi słowami koncepcję banku miłości. Większości par trudno jest rozmawiać o wypłatach z konta, gdyż to brzmi jak krytyka. W jaki sposób moglibyście konstruktywnie informować się o wypłatach?

3. Wiele osób nie wierzy, że można być zakochanym przez cały czas małżeństwa. Co wy o tym sądzicie? Jeśli uważacie, że to możliwe, to czy jest to dla was na tyle ważne, byście dołożyli wszelkich starań i utrzymali salda powyżej progu romantycznej miłości?

4. W jaki sposób bilans waszych kont wpływa na gotowość do zaspokajania wzajemnych emocjonalnych potrzeb? Jak wpływa on na pokusę zranienia partnera? Gdy jesteście pod kreską, co powinniście starać się robić, choć nie macie na to ochoty? Co macie ochotę zrobić, a powinniście tego unikać?

5. Czym są pogromcy miłości? Dlaczego nawyki są bardziej niepokojące niż pojedyncze zachowania?Rozdział 2 Czym jest przemoc małżeńska i dlaczego wiele osób się do niej ucieka

W poprzednim rozdziale wyjaśniłem koncepcję pogromców miłości – to nawyki, które uszczuplają konto w czyimś banku miłości. Innymi słowy, jest to powtarzane zachowanie jednego z małżonków, które unieszczęśliwia drugiego. Ta definicja jest istotna, gdyż podkreśla powtarzalność, a nie jednorazowe, pojedyncze błędy. Wprawdzie wypłaty z banku miłości mają miejsce za każdym razem, gdy unieszczęśliwiamy swojego partnera, ale nawyki są szczególnie destrukcyjne, gdyż powielają efekt pojedynczego błędu – dokonują spustoszeń dużo szybciej niż jednorazowe pomyłki. Jeśli masz nawyk robienia czegoś, co rani małżonka, narażasz się na ciągłą utratę jego miłości – aż nie zmienisz nawyku lub aż się okaże, że partner już cię nie kocha.

Trzej pierwsi pogromcy miłości, jakich przedstawię – egoistyczne żądania, znieważające osądy i wybuchy złości – to przykłady przemocy małżeńskiej. Te nawyki to typowe i bardzo raniące strategie rozwiązywania problemów małżeńskich. Jeżeli czegoś od partnera chcemy lub jesteśmy skonfliktowani, kusi nas uciekanie się do pogromców miłości, aby przeforsować swoją wolę.

Nawyki powielają efekt pojedynczego błędu.

Każdy z pogromców miłości to przykład celowego ranienia drugiej strony, aby w egoistyczny sposób przejąć kontrolę nad własnymi potrzebami. Zamiast szukać rozwiązań akceptowalnych dla obu partnerów, jedna strona próbuje narzucić takie, które jest niekorzystne dla drugiej. Dodatkowo, gdy napotyka na opór, wymierza jej karę.

Każdy z wymienionych pogromców miłości jest sam w sobie narzędziem przemocy, ale wszystkie trzy mają tendencję do występowania w eskalującym porządku. Jako pierwsze zwykle pojawiają się egoistyczne żądania – jedna osoba mówi drugiej, co ta ma zrobić. Jeśli to nie zadziała, pojawiają się znieważające osądy – jedna strona próbuje narzucić drugiej swój sposób myślenia w celu wywołania uległości. A gdy i to jest nieskuteczne, następują wybuchy złości – najbardziej agresywne działanie w kierunku przejęcia kontroli, czyli karanie małżonka aż do jego podporządkowania.

Owszem, małżonkowie muszą dostawać to, czego pragną, bo taki jest warunek szczęśliwego i spełnionego związku. Jednak trzy wspomniane strategie oparte na przemocy nie pomogą osiągnąć celu. Wręcz przeciwnie, zmniejszą prawdopodobieństwo jego realizacji. W dodatku prowadzą do utraty miłości.

Jedną z największych przeszkód w radzeniu sobie z przemocą jest jej rozpoznanie i zrozumienie. Kiedy próbuję przekonać małżonków, aby zaprzestali wobec siebie przemocy, niemal za każdym razem potykamy się o tę samą kłodę. Sprawca przemocy zwykle jej nie rozpoznaje. Często reaguje ogromnym zdziwieniem: „To nie ja stosuję przemoc – to moja żona się do niej ucieka!” albo „Czyż nie mam prawa wyrażać swoich emocji?”.

Strategie oparte na przemocy zmniejszają prawdopodobieństwo otrzymania tego, czego chcemy.

Jeśli małżonkowie nie wiedzą, co jest przemocą i dlaczego ją stosują, nie można sprawić, aby jej zaprzestali. Zanim więc przyjrzymy się szczegółowo trzem najbardziej powszechnym formom przemocy małżeńskiej – żądaniom, zniewagom i złości – wyjaśnię, czym jest przemoc i dlaczego mamy tendencję do stosowania jej wobec partnera.

Czym jest przemoc?

Przemoc małżeńską definiuję jako celowe działanie jednego małżonka zmierzające do unieszczęśliwienia drugiego. Chodzi w nim zwykle o kontrolę nad zachowaniem, postawą, przekonaniami i opiniami partnera, choć osoba stosująca przemoc rzadko to przyznaje. Sprawca zwykle wie, że jego działania unieszczęśliwiają drugą stronę, ale często określa je jako powinność lub działanie dla dobra małżonka. Rzadko też przyznaje, że jego zachowanie jest celowe i zmierza do unieszczęśliwienia żony lub męża. Rozgoryczenie małżonka postrzega jako nieprzewidziany i niezamierzony skutek. „Nie chciałem cię skrzywdzić” lub „Nie powinnaś się tak czuć” – to częste reakcje winowajcy.

Rzecz jasna małżonkowie mają wiele nawyków i zachowań, którymi się unieszczęśliwiają nieświadomie. One również są pogromcami miłości, ponieważ przyczyniają się do ogromnych wypłat z banku miłości. W dalszych rozdziałach tej książki będę zachęcał do uporania się również z nimi. Najpierw jednak chcę się zająć tymi celowymi, gdyż te ranią małżonków na dwa sposoby: raniący jest sam akt działania i raniąca jest świadomość, że akt ten jest celowy.

Przemoc to celowe działanie jednego małżonka zmierzające do unieszczęśliwienia drugiego.

Ponieważ przemoc jest bardzo skomplikowanym zjawiskiem, poświęcę jej cały rozdział, by pomóc ci zrozumieć, czym przemoc tak naprawdę jest i dlaczego nas kusi. Dzięki temu też łatwiej ci będzie rozpoznać własne agresywne instynkty i nawyki.

Jeśli twój małżonek kiedykolwiek zarzucił ci stosowanie kontroli, manipulacji lub przemocy, to dla jego i własnego dobra powinieneś uważnie przeczytać ten rozdział, aby się przekonać, czy miał rację. Mam nadzieję, że po lekturze się zobowiążesz, iż nigdy nie narazisz partnera na takie zachowania.

Celowa przemoc rani na dwa sposoby.

Aby pomóc ci zrozumieć naturę przemocy i przyczyny jej nierozpoznawania, przedstawię pokrótce dwie strony osobowości. Nazywam je dawcą i biorcą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: