Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pół wojny - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
23 sierpnia 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Pół wojny - ebook

NOMINACJA DO NAGRODY LOCUSA DLA NAJLEPSZEJ POWIEŚCI YOUNG ADULT.

CYKL „MORZE DRZAZG”

Świat księżniczki Skary na jej oczach spłynął krwią i zamienił się w zgliszcza. Skara musi przezwyciężyć strach, aby odzyskać swoje dziedzictwo.

Przebiegły Ojciec Yarvi przebył długą drogę, z dawnych wrogów uczynił sojuszników i zdołał utkać niepewny pokój. Tymczasem bezlitosna Babka Wexen zgromadziła największą armię od czasów rozbicia Bóstwa przez elfy, a dowództwo powierzyła Yillingowi Wspaniałemu – rycerzowi, który czci wyłącznie Śmierć.

Gdy Matka Wojna rozpościera żelazne skrzydła, na całe Morze Drzazg pada mroczny cień…

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-768-0
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

UPADEK

Klęska. – Król Fynn smęt­nie patrzył w puchar.

Skara ogar­nęła wzro­kiem pustą salę. Trudno było zaprze­czyć. Poprzed­niego lata żądni krwi wojow­nicy nie­mal pode­rwali dach prze­chwał­kami, pie­śniami o chwale i obiet­ni­cami, że zwy­ciężą hała­strę Naj­wyż­szego Króla.

Tyle że, jak to czę­sto bywa, oka­zali się mocni w gębie, ale nie na polu walki. Po kilku nie­chlub­nych i bez­czyn­nych mie­sią­cach zaczęli chył­kiem umy­kać, aż w końcu została zale­d­wie garstka nie­szczę­śni­ków, któ­rzy zebrali się teraz wokół wiel­kiego pale­ni­ska. Ogień syczał i przy­ga­sał, podob­nie jak for­tuna Thro­ven­landu. Daw­niej kolum­nową salę zwaną Lasem wypeł­niał tłum wojów, teraz roiły się tu jedy­nie cie­nie. I roz­cza­ro­wa­nia.

Klę­ska. Prze­grali, choć nie doszło do ani jed­nej bitwy.

Matka Kyre jak zwy­kle patrzyła na to ina­czej.

– Zawar­li­śmy poro­zu­mie­nie, naj­ja­śniej­szy panie – spro­sto­wała, bez prze­ko­na­nia sku­biąc mięso, jak stara klacz belę siana.

– Poro­zu­mie­nie? – Skara z furią dźgnęła nie­tknięte jedze­nie. – Mój ojciec zgi­nął, bro­niąc twier­dzy Baila, a teraz ty bez walki odda­łaś klucz do niej Babce Wexen. Pozwo­li­łaś armii Naj­wyż­szego Króla prze­pra­wić się przez nasze zie­mie. Według cie­bie to nie klę­ska?

Matka Kyre spoj­rzała na Skarę ze spo­ko­jem, który zawsze iry­to­wał dziew­czynę.

– Twój mar­twy dziad pod świeżo usy­pa­nym kur­ha­nem, kobiety z Yale­to­ftu opła­ku­jące śmierć synów, ta sala zamie­niona w popiół, a ty, księż­niczko, w nie­wol­ni­czej obrę­czy przy­kuta do tronu Naj­wyż­szego Króla. Tak według mnie wyglą­da­łaby klę­ska. Dla­tego mówię _o poro­zu­mie­niu_.

Odarty z dumy król Fynn wyglą­dał jak pozba­wiony masztu żagiel. Skara dotąd uwa­żała, że dziad jest nie­po­ko­nany jak sam Ojciec Ziemi. Nie mogła znieść jego widoku w takim sta­nie. A może nie mogła się pogo­dzić z tym, jak dzie­cinna była jej wiara w niego.

Fynn wychy­lił tru­nek do dna, bek­nął i cisnął pozła­cany puchar słu­gom, aby ponow­nie go napeł­nili.

– A ty co powiesz, Siny Jen­ne­rze?

– W towa­rzy­stwie kró­lów sta­ram się mówić jak naj­mniej.

Siny Jen­ner był prze­wrot­nym sta­rym wygą, bar­dziej kor­sa­rzem niż kup­cem. Ogo­rzała twarz o grubo cio­sa­nych rysach przy­po­mi­nała ciemne i popę­kane obli­cze wie­ko­wej figury dzio­bo­wej. Gdyby decy­zja nale­żała do Skary, ni­gdy nie przy­ję­łaby kogoś takiego w swoim por­cie, a co dopiero przy stole.

Matka Kyre jak zwy­kle patrzyła na sprawy ina­czej.

– Kapi­tan jest jak król, tyle że włada okrę­tem, a nie kró­le­stwem. Twoje doświad­cze­nie może się przy­dać księż­niczce Ska­rze.

Co za znie­waga.

– Mia­ła­bym brać lek­cje poli­tyki od pirata – burk­nęła dziew­czyna pod nosem. – I to od takiego, który nie może się pochwa­lić suk­ce­sami.

– Nie mam­rocz, pro­szę. Ile godzin poświę­ci­łam na ucze­nie cię, jak powinna prze­ma­wiać księż­niczka? Przy­szła kró­lowa. – Matka Kyre wysu­nęła pod­bró­dek. Echo jej głosu odbiło się od stropu, choć mówiła bez wysiłku. – Jeśli uwa­żasz, że twoje opi­nie warte są wysłu­cha­nia, wygła­szaj je z dumą, aby dotarły w każdy zaka­ma­rek kom­naty. Wypeł­nij salę swo­imi nadzie­jami i pra­gnie­niami. Natchnij nimi obec­nych! Jeżeli nato­miast wsty­dzisz się swo­ich myśli, lepiej zacho­waj mil­cze­nie. Uśmiech nic nie kosz­tuje. Mów dalej, Jen­ne­rze.

– Hm… – Siny Jen­ner prze­su­nął pal­cami po nie­licz­nych siwych kosmy­kach, które jesz­cze trzy­mały się opa­lo­nej skóry na jego gło­wie. Naj­wy­raź­niej nie wie­działy, czym jest grze­bień. – Babka Wexen zdo­łała stłu­mić bunt na Nizi­nach.

– Zapewne zro­bił to za nią ten pies, Yil­ling, który nie czci żad­nego boga prócz Śmierci. – Dziad Skary zła­pał za puchar, zanim nie­wol­nik skoń­czył go napeł­niać, i tru­nek roz­lał się po stole. – Podobno wzdłuż całej drogi do Ske­ken roz­sta­wił szu­bie­nice z wisiel­cami.

– Naj­wyż­szy Król patrzy teraz na pół­noc – powie­dział Siny Jen­ner. – Chce zmu­sić Uthila i Grom-gil-Gorma do posłu­chu, a Thro­ven­land…

– Jest po dro­dze – dokoń­czyła Matka Kyre. – Nie garb się, Skaro, księż­niczce nie wypada.

Skara gniew­nie zmarsz­czyła brwi, ale ramiona pod­su­nęła nieco w górę opar­cia krze­sła, aby jej postawa bar­dziej przy­po­mi­nała sztywną, napi­na­jącą kark i potwor­nie nie­na­tu­ralną pozy­cję, jaką apro­bo­wała mini­ster. „Siedź tak, jak­byś miała przy­sta­wiony nóż do gar­dła”, powta­rzała czę­sto Matka Kyre. „Rola księż­niczki nie polega na szu­ka­niu wygód”.

– Jestem czło­wie­kiem, który przy­wykł do wol­no­ści, i nie pałam miło­ścią do Babki Wexen, jej Jed­no­bó­stwa, podat­ków ani zasad. – Siny Jen­ner żało­śnie potarł krzywą szczękę. – Lecz gdy Matka Wód smaga morze sztor­mem, kapi­tan robi to, co musi, aby oca­lić jak naj­wię­cej. Wol­ność nie ma żad­nej war­to­ści dla trupa. A duma jest warta nie­wiele nawet dla żywego.

– Mądre słowa. – Matka Kyre pogro­ziła Ska­rze pal­cem. – Poko­nani mogą następ­nego dnia odnieść zwy­cię­stwo. Mar­twi nie zwy­ciężą już ni­gdy.

– Cza­sem trudno odróż­nić mądrość od tchó­rzo­stwa – burk­nęła Skara.

Mini­ster zaci­snęła zęby.

– Przy­się­gam, że uczy­łam cię lep­szych manier. Nie godzi się obra­żać gości. O szla­chet­no­ści czło­wieka nie świad­czy sza­cu­nek, jaki oka­zują mu wysoko uro­dzeni, lecz powa­ża­nie, jakim darzy on osoby niż­szego stanu. Słowa są jak oręż. Trzeba się nimi posłu­gi­wać z nale­żytą ostroż­no­ścią.

Jen­ner mach­nię­ciem ręki dał do zro­zu­mie­nia, że nie czuje się ura­żony.

– Księż­niczka Skara ma rację. Zna­łem wielu odważ­niej­szych ode mnie. – Uśmiech­nął się ze smut­kiem, odsła­nia­jąc rząd krzy­wych zębów z licz­nymi lukami. – I widzia­łem, jak jeden po dru­gim tra­fiają do pia­chu.

– Odwaga i dłu­gie życie rzadko idą w parze – oznaj­mił król, ponow­nie opróż­nia­jąc puchar.

– Podob­nie jak kró­lo­wie i piwo – wtrą­ciła Skara.

– Tylko ono mi zostało, wnuczko. Moi wojow­nicy zrej­te­ro­wali. Sojusz­nicy mnie opu­ścili. Przy pięk­nej pogo­dzie zło­żyli przy­sięgi, które rosły mocne w bla­sku Matki Słońca, lecz gdy zebrały się chmury, szybko zwię­dły.

Nikt nie robił z tego tajem­nicy. Każ­dego dnia Skara nie­cier­pli­wie wyglą­dała okrę­tów Żela­znego Króla Uthila, władcy Get­tlandu, i wojow­ni­ków, któ­rych miał tu przy­wieść słynny Grom-gil-Gorm, władca Van­ster­landu. Na drze­wach liście wystrze­liły z pąków, potem długo rzu­cały na zie­mię pla­mia­ste cie­nie, aż w końcu zbrą­zo­wiały i opa­dły. Nikt się nie zja­wił.

– Lojal­ność jest cechą powszechną u psów, lecz rzadką u ludzi – zauwa­żyła Matka Kyre. – Plan, który opiera się na lojal­no­ści, jest gor­szy niż żaden.

– Co więc nam zostaje? – spy­tała Skara. – Plan, który opiera się na tchó­rzo­stwie?

Jakże staro wyglą­dał jej dziad, kiedy spoj­rzał na nią zmęt­nia­łym wzro­kiem i poczuła od niego zapach piwa. Stary i zmę­czony.

– Ni­gdy nie bra­ko­wało ci odwagi, Skaro. Masz jej wię­cej ode mnie. Nikt nie wątpi, że w two­ich żyłach pły­nie krew Baila.

– W two­ich także, królu! Nie­raz powta­rza­łeś, że wojnę jedy­nie w poło­wie można zwy­cię­żyć orę­żem. Druga połowa roz­grywa się tu. – Skara przy­ci­snęła palec do skroni tak mocno, że poczuła ból.

– Zawsze byłaś zmyślna, Skaro. Zmyśl­niej­sza niż ja. Bogów mam za świad­ków, że potra­fisz namó­wić ptaki, aby sfru­nęły z nieba, kiedy ci na tym zależy. Roze­graj więc tę połowę wojny. Daj dowód nie­zwy­kłej prze­bie­gło­ści. Powiedz, jak prze­pę­dzić armię Naj­wyż­szego Króla i oca­lić nasze zie­mie i lud przed mie­czem Yil­linga. Jak unik­nąć hańby, jaką jest zgoda na warunki Babki Wexen?

Skara spoj­rzała pod nogi na pokrytą słomą pod­łogę. Jej twarz pło­nęła.

– Chcia­ła­bym, ale nie potra­fię. – Miała dopiero sie­dem­na­ście zim i nawet krew Baila nie mogła jej pomóc. Do głowy nie przy­cho­dziły jej żadne boha­ter­skie roz­wią­za­nia. – Tak mi przy­kro, dziadku.

– Mnie rów­nież, moje dziecko. – Król Fynn ponow­nie opadł na opar­cie i kazał dolać sobie piwa. – Mnie rów­nież.

– Skaro.

Czyjś głos wyrwał ją z nie­spo­koj­nych snów pro­sto w ciem­ność. W nikłym bla­sku migo­czą­cej świecy twarz Matki Kyre wyglą­dała jak obli­cze ducha.

– Skaro, wsta­waj.

Zaspana, nie­zdar­nie zsu­nęła z sie­bie przy­kry­cie ze skór. Z zewnątrz dobie­gały dziwne odgłosy. Krzyki i śmie­chy.

Prze­tarła oczy.

– Co się dzieje?

– Musisz iść z Sinym Jen­ne­rem.

Dopiero teraz dostrze­gła kupca, któ­rego syl­wetka maja­czyła w drzwiach jej sypialni. Czarna postać, ster­czące kosmyki wło­sów i wzrok wle­piony w pod­łogę.

– Jak to?

Matka Kyre pocią­gnęła ją za rękę.

– Musi­cie _natych­miast_ stąd iść.

Skara zawsze się bun­to­wała. Teraz też zamie­rzała się sprze­ci­wić, ale zoba­czyła minę mini­ster i bez słowa wypeł­niła pole­ce­nie. Ni­gdy wcze­śniej nie widziała, aby Matka Kyre się bała.

Hałasy dobie­ga­jące z zewnątrz już nie przy­po­mi­nały śmie­chu. Bar­dziej płacz. Groźne krzyki.

– Co się dzieje? – zdo­łała wychry­pieć.

– Popeł­ni­łam straszny błąd. – Matka Kyre strze­liła wzro­kiem w stronę drzwi, a potem znowu spoj­rzała na pod­opieczną. – Zaufa­łam Babce Wexen. – Zdjęła złotą bran­so­letę z ramie­nia Skary. Tę samą, którą Bail Budow­ni­czy wkła­dał, gdy ruszał do boju. W bla­sku pło­mie­nia świecy rubin zalśnił czarno niczym świeżo prze­lana krew. – To dla cie­bie. – Wycią­gnęła klej­not do Sinego Jen­nera. – Jeśli przy­się­gniesz, że Skara bez­pieczna dotrze do Thorlby.

Na twa­rzy kor­sa­rza malo­wało się skrę­po­wa­nie, gdy brał bran­so­letę.

– Przy­się­gam. Na słońce i księ­życ.

Matka Kyre bole­śnie ści­snęła dło­nie Skary.

– Cokol­wiek się sta­nie, musisz prze­żyć. To teraz twój obo­wią­zek. Musisz prze­żyć i odzy­skać tron. Wal­czyć w obro­nie Thro­ven­landu. Bro­nić swo­jego ludu… gdy zabrak­nie innych.

Strach tak mocno ści­snął gar­dło Skary, że głos led­wie się przez nie prze­ci­skał.

– Wal­czyć? Ale…

– Uczy­łam cię jak. Pró­bo­wa­łam. Twoim orę­żem są słowa. – Mini­ster otarła łzy z twa­rzy pod­opiecz­nej. Skara dopiero teraz poczuła, że pła­cze. – Twój dziad się nie mylił. Jesteś odważna i mądra. A teraz musisz być także silna. Twoje dzie­ciń­stwo się skoń­czyło. Zawsze pamię­taj, że w two­ich żyłach pły­nie krew Baila. Idź­cie już.

Skara boso ruszyła przez ciem­ność w ślad za Sinym Jen­ne­rem, dygo­cząc w noc­nej koszuli. Nauki Matki Kyre tak głę­boko zapa­dły jej w pamięć, że choć bała się o swoje życie, nie mogła prze­stać myśleć, że jest nie­od­po­wied­nio ubrana. Blask pło­mieni wpa­dał do środka przez wąskie okna i rzu­cał ostre cie­nie na zasłaną słomą pod­łogę. Usły­szała krzyki prze­ra­że­nia. Szcze­ka­nie psa gwał­tow­nie umil­kło. Roz­legł się łomot, jak gdyby gdzieś nie­da­leko ści­nano drzewo.

Jak gdyby topory rąbały bramę.

Zakra­dli się do gościn­nej kom­naty. Przed kil­koma mie­sią­cami wojow­nicy spali w niej jeden przy dru­gim. Teraz leżał tu jedy­nie wytarty koc Sinego Jen­nera.

– Co się dzieje? – wyszep­tała Skara. Jej głos zabrzmiał tak piskli­wie, że z tru­dem go roz­po­znała.

– Yil­ling i jego kom­pani przy­byli wyrów­nać rachunki w imie­niu Babki Wexen. Yale­toft stoi w ogniu. Przy­kro mi, księż­niczko.

Skara drgnęła, gdy zało­żył jej coś na szyję. Obrożę ze skrę­co­nego srebr­nego drutu. Taką samą, jaką nosiła dziew­czyna z ple­mie­nia Inglin­gów, która co rano upi­nała jej włosy. Cienki łań­cuch szczęk­nął cicho.

– Jestem nie­wol­nicą? – spy­tała szep­tem, gdy Jen­ner oplótł drugi koniec łań­cu­cha wokół swo­jego prze­gubu.

– Musi tak wyglą­dać.

Skara drgnęła, gdy z zewnątrz dobiegł potworny huk i szczęk metalu. Jen­ner przy­ci­snął ją do ściany i zdmuch­nął świecę. Wto­pili się w ciem­ność. Zoba­czyła, że dobył nóż. Ojciec Księ­życ odbił się w ostrzu.

Wycie roz­le­gło się tuż za drzwiami, prze­cią­głe i potworne. Bar­dziej przy­po­mi­nało ryk zwie­rząt niż ludzki głos. Skara zaci­snęła powieki, poczuła pod nimi pie­kące łzy i zaczęła się modlić. Jąka­jąc się, mam­ro­tała bez­sen­sowne prośby. Do wszyst­kich bogów i do żad­nego.

Nie­trudno o odwagę, gdy Ostat­nie Wrota maja­czą w oddali i na ich progu stoją inni. Skara pierw­szy raz poczuła chłodny oddech Śmierci na karku. Miała wra­że­nie, że zmro­ził całą jej odwagę. Z taką swo­bodą i bez­tro­ską mówiła poprzed­niego wie­czoru o tchó­rzo­stwie. Dopiero teraz pojęła, czym ono jest.

Jesz­cze jeden prze­cią­gły wrzask, a po nim cisza, która wyda­wała się gor­sza niż wcze­śniej­sze hałasy. Poczuła lek­kie pocią­gnię­cie i nie­świeży oddech Jen­nera na policzku.

– Musimy ruszać.

– Boję się – wyszep­tała.

– Ja rów­nież. Ale jeśli odważ­nie wyj­dziemy im naprze­ciw, być może uda nam się wywi­nąć gładką mową. Bo jak znajdą nas ukry­tych…

„Staw czoło lękom, jeśli chcesz je poko­nać”, czę­sto mawiał jej dzia­dek. „Kryj się przed nimi, a one poko­nają cie­bie”.

Drzwi zatrzesz­czały, gdy Jen­ner je uchy­lił, i Skara nie­chęt­nie ruszyła za nim. Kolana drżały jej tak bar­dzo, że nie­mal ude­rzały jedno o dru­gie.

Bosa stopa pośli­zgnęła się na czymś mokrym. Obok drzwi sie­dział trup. Wokół niego słoma poczer­niała od krwi.

Borid, tak miał na imię. Był wojow­ni­kiem ojca Skary. Sadzał ją sobie na ramio­nach, kiedy była mała, żeby mogła dosię­gnąć brzo­skwiń w sadzie pod murami twier­dzy Baila.

Pie­kące oczy mimo­wol­nie skie­ro­wały się w stronę gło­sów. Prze­mknęły nad poła­ma­nymi drzew­cami broni i roz­łu­pa­nymi tar­czami. Nad tru­pami sku­lo­nymi albo roz­cią­gnię­tymi na pod­ło­dze mię­dzy rzeź­bio­nymi fila­rami, od któ­rych salę jej dziada zwano Lasem.

Wokół migo­tli­wych pło­mieni pale­ni­ska maja­czyły syl­wetki. Boha­te­ro­wie pie­śni. Ich kol­czugi, ostrza i koło-monety lśniły bar­wami ognia. Dłu­gie cie­nie się­gały aż ku niej.

Pośrodku stała Matka Kyre, a obok niej dziad Skary w pospiesz­nie wcią­gnię­tej, źle dopa­so­wa­nej kol­czu­dze i z roz­czo­chra­nymi siwymi wło­sami. Smu­kły wojow­nik, o mięk­kich rysach twa­rzy bez­tro­skiej jak u dziecka, uśmie­chał się obo­jęt­nie do dwojga jeń­ców. Ota­czał go krąg wol­nej prze­strzeni, któ­rej naru­szyć nie śmieli nawet pozo­stali zabójcy.

Yil­ling Wspa­niały. Ten, który nie czcił żad­nego boga prócz Śmierci.

Echo jego słów roz­cho­dziło się po wiel­kiej sali.

– Liczy­łem, że będę miał oka­zję oso­bi­ście zło­żyć wyrazy usza­no­wa­nia księż­niczce Ska­rze.

– Wybrała się z wizytą do swo­jej kuzynki, kró­lo­wej Laith­lin – powie­działa Matka Kyre. Głos, który codzien­nie spo­koj­nie pouczał, popra­wiał i upo­mi­nał Skarę, teraz drżał nie­zna­jomą nutą stra­chu. – Tam jej nie dopad­niesz.

– Och, nawet tam dotrzemy – oznaj­mił olbrzymi wojow­nik z kar­kiem gru­bym jak u byka.

– I to już nie­długo, Matko Kyre – dorzu­cił inny, z długą włócz­nią i zawie­szo­nym u pasa rogiem.

– Król Uthil przy­bę­dzie nam z pomocą – stwier­dziła mini­ster. – Spali wasze okręty i potopi was w morzu.

– Jakże zdoła to zro­bić, skoro moja flota jest bez­pieczna za moc­nymi łań­cu­chami w por­cie twier­dzy Baila? – zdzi­wił się Yil­ling. – Tymi, do któ­rych sama dałaś nam klucz.

– Grom-gil-Gorm też się zjawi. – Głos Kyre był teraz led­wie szep­tem.

– Mam nadzieję, że się nie mylisz. – Yil­ling deli­kat­nie odgar­nął jej włosy za ramiona. – Ale dla cie­bie będzie już za późno. – Dobył mie­cza, który zamiast gło­wicy miał wielki dia­ment uwię­ziony w zło­tych szpo­nach. Gładka jak lustro stal bły­snęła w mroku. Skara przez dłuż­szą chwilę miała przed oczami białą smugę.

– Śmierć czeka wszyst­kich. – Król Fynn wcią­gnął nosem powie­trze i dum­nie się wypro­sto­wał. Wyglą­dał teraz nie­mal tak jak za daw­nych lat. Rozej­rzał się po sali i mię­dzy kolum­nami dostrzegł Skarę. Miała wra­że­nie, że leciutko się uśmiech­nął. Potem osu­nął się na kolana. – Dziś zabi­jesz króla – oznaj­mił.

– Kró­lo­wie czy wie­śniacy. Przed obli­czem Śmierci wszy­scy jeste­śmy równi.

Yil­ling dźgnął dziada Skary nad oboj­czy­kiem. Głow­nia bły­ska­wicz­nie weszła w ciało aż po ręko­jeść i tak samo szybko się cof­nęła, szybka i śmier­cio­no­śna niczym bły­ska­wica. Król Fynn zdo­łał dobyć z sie­bie jedy­nie suchy skrzek, zanim padł twa­rzą w pale­ni­sko. Zgi­nął w mgnie­niu oka. Skara stała jak ska­mie­niała. Nie była w sta­nie zaczerp­nąć tchu. Nie była w sta­nie myśleć.

Matka Kyre spoj­rzała na zamor­do­wa­nego króla.

– Babka Wexen dała mi słowo – wyją­kała.

Kap, kap, krew ska­py­wała ze szty­chu mie­cza Yil­linga.

– Słowa wiążą jedy­nie sła­bych.

Obró­cił się wokół wła­snej osi z wdzię­kiem tan­ce­rza. Lśniąca stal roz­pruła cie­nie. Blu­znęła ciemna krew i głowa Matki Kyre poto­czyła się po pod­ło­dze, a jej ciało upa­dło, jak gdyby nie pod­trzy­my­wał go szkie­let.

Skara zdu­siła jęk. To musiał być jakiś senny kosz­mar. Majaki wywo­łane gorączką. Miała ochotę się poło­żyć. Jej powieki zadrżały, a mię­śnie zwiot­czały, ale Siny Jen­ner bole­śnie mocno zaci­snął dłoń wokół jej ramie­nia.

– Jesteś nie­wol­nicą – wysy­czał, potrzą­sa­jąc nią sztywno. – Masz mil­czeć. Rozu­miesz? Mil­czeć.

Pró­bo­wała zapa­no­wać nad jękli­wym odde­chem, gdy usły­szała zbli­ża­jące się ciche kroki. Gdzieś w oddali ktoś zaczął wyć i nie milkł.

– Pro­szę, pro­szę – roz­legł się aksa­mitny głos Yil­linga. – Ci dwoje są tu chyba obcy.

– Nie, panie. Zwą mnie Sinym Jen­ne­rem. – Skara nie miała poję­cia, jak mógł mówić tak przy­jaź­nie i spo­koj­nie. Gdyby ona otwo­rzyła teraz usta, dobyłby się z nich jedy­nie mokry szloch. – Jestem kup­cem z licen­cją Naj­wyż­szego Króla. Nie­dawno prze­mie­rzy­łem szlak Boskiej Rzeki. Pły­nę­li­śmy do Ske­ken, ale sztorm zepchnął nas z kursu.

– Król Fynn uwa­żał cię zapewne za wiel­kiego przy­ja­ciela, skoro ugo­ścił cię w swo­jej sie­dzi­bie.

– Mądry kupiec jest przy­ja­cie­lem wszyst­kich, panie.

– Pocisz się, Siny Jen­ne­rze.

– Bo budzisz we mnie straszny lęk.

– Rze­czy­wi­ście jesteś mądry.

Obca dłoń deli­kat­nie dotknęła pod­bródka Skary i unio­sła jej głowę. Spoj­rzała w obli­cze czło­wieka, który chwilę wcze­śniej zamor­do­wał dwoje naj­bliż­szych jej ludzi. Jego obo­jętny uśmiech zna­czyły cętki ich krwi. Był tak bli­sko, że mogła poli­czyć blade piegi na jego nosie.

Yil­ling wydął pełne wargi i gwizd­nął prze­cią­gle.

– I han­dlu­jesz przed­nim towa­rem. – Prze­su­nął dło­nią po jej wło­sach, owi­nął pasmo wokół swo­ich dłu­gich pal­ców i odsu­nął je z twa­rzy dziew­czyny. Opuszka jego kciuka otarła się deli­kat­nie o jej poli­czek.

_Musisz żyć. Musisz odzy­skać tron_. Zdu­siła strach. Zdła­wiła nie­na­wiść. Nadała twa­rzy obo­jętny wyraz. Obli­cze nie­wol­nicy, które nie zdra­dza żad­nych uczuć.

– Może mi ją sprze­dasz, kup­cze? – spy­tał Yil­ling. – Zapłacę ci na przy­kład twoim życiem.

– Bar­dzo chęt­nie, panie – usły­szała odpo­wiedź Sinego Jen­nera. Wie­działa, że Matka Kyre postą­piła nie­roz­waż­nie, ufa­jąc temu czło­wie­kowi. Zaczerp­nęła tchu, aby go prze­kląć, lecz jego sękate palce moc­niej wpiły się w jej ramię. – Lecz to nie­moż­liwe.

– Wiem z doświad­cze­nia, a jest ono spore i wyjąt­kowo krwawe… – Yil­ling pod­niósł czer­wony miecz i dotknął nim policzka, tak jak dziecko, które przy­tula ulu­bioną lalkę. Dia­men­towa gło­wica bły­snęła ogniem iskier czer­wieni, oranżu i żółci. – …że jedno ostrze potrafi prze­ciąć sznur wielu „nie­moż­li­wo­ści”.

Grdyka na szcze­ci­nia­stej szyi Jen­nera drgnęła, gdy prze­łknął ślinę.

– Nie mogę jej sprze­dać. Nie należy do mnie. Jest darem księ­cia Varo­slafa z Kaly­ivu dla Naj­wyż­szego Króla.

– Ach tak. – Yil­ling powoli opu­ścił miecz, zosta­wia­jąc długą czer­woną smugę na swoim policzku. – Sły­sza­łem, że Varo­slaf jest władcą, któ­rego mądry czło­wiek się lęka.

– Nie sły­nie z poczu­cia humoru i wiel­ko­dusz­no­ści, to prawda.

– W miarę jak rośnie potęga władcy, jego wiel­ko­dusz­ność się kur­czy. – Yil­ling zmarsz­czył brwi, przy­glą­da­jąc się szla­kowi czer­wo­nych śla­dów, które zosta­wił mię­dzy fila­rami. Mię­dzy tru­pami. – Naj­wyż­szy Król jest pod tym wzglę­dem podobny. Nie­roz­tropna byłaby kra­dzież daru.

– Przez całą drogę z Kaly­ivu powstrzy­muje mnie wła­śnie ta myśl – przy­znał Jen­ner.

Yil­ling pstryk­nął pal­cami tak gło­śno, jakby strze­lił z bata, a oczy zalśniły mu mło­dzień­czym entu­zja­zmem.

– Mam pomysł! Niech zade­cy­duje rzut monetą. Jeśli wypad­nie rewers, zabie­rzesz tę ślicz­notkę do Ske­ken, żeby myła nogi Naj­wyż­szemu Kró­lowi. Jeśli awers, zabiję cię i znajdę dla niej lep­sze zaję­cie. – Pla­snął Jen­nera w ramię. – Co ty na to, mój nowy przy­ja­cielu?

– Podej­rze­wam, że Babce Wexen się to nie spodoba.

– Jej nic się nie podoba. – Yil­ling uśmiech­nął się sze­roko. Na gład­kiej skó­rze wokół jego oczu poja­wiły się przy­ja­zne zmarszczki. – Jestem skłonny ugiąć się przed wolą jed­nej jedy­nej pani. Nie Babki Wexen, nie Matki Wód ani nawet nie Matki Wojny. – Pod­rzu­cił monetę wysoko, nie­mal pod strop Lasu. Złoto bły­snęło. – Tylko Śmierci.

Pochwy­cił krą­żek.

– Król czy wie­śniak, wysoko czy nisko uro­dzony, silny czy słaby, mądry czy głupi. Śmierć czeka każ­dego. – Otwo­rzył dłoń, pośrodku któ­rej lśniła moneta.

– He. – Siny Jen­ner spoj­rzał na nią, wysoko uno­sząc brwi. – Na mnie jesz­cze tro­chę poczeka.

W pośpie­chu prze­my­kali wśród ruin Yale­to­ftu. Pło­nące źdźbła słomy uno­sił gorący wiatr. Noc wrzała kipielą krzy­ków, bła­gań i jęków. Skara szła ze spusz­czo­nym wzro­kiem, jak na nie­wol­nicę przy­stało. Już nikt jej nie pouczał, żeby się nie gar­biła. Strach top­niał, wypie­rany przez poczu­cie winy.

Wsko­czyli na pokład łodzi Jen­nera i natych­miast odbili od kei. Załoga mam­ro­tała modli­twy do Ojca Pokoju, dzię­ku­jąc mu, że unik­nęli rzezi. Wio­sła trzesz­czały w mia­ro­wym ryt­mie. Powoli minęli cumu­jące w por­cie okręty i wresz­cie wypły­nęli na pełne morze. Skara sku­liła się mię­dzy ładun­kami. Poczu­cie winy powoli roz­pły­wało się w żalu, kiedy patrzyła, jak pło­mie­nie tra­wią prze­piękną sie­dzibę króla Fynna, a wraz z nią jej dawne życie księż­niczki. Pięk­nie rzeź­biony wią­zar jesz­cze przez jakiś czas odzna­czał się czer­nią na tle ognia, a potem runął, sypiąc wkoło wiru­ją­cymi iskrami.

Ogień, który tra­wił wszystko, co dotych­czas znała, stop­niowo malał, aż w końcu Yale­toft stał się nie­wielką plamką pożogi na mrocz­nym hory­zon­cie. Żagiel zało­po­tał, gdy Jen­ner naka­zał zawró­cić na pół­noc, w stronę Get­tlandu. Skara długo patrzyła za rufę, w prze­szłość. Łzy powoli wysy­chały na jej policz­kach, a żal tężał w zimne i twarde żelazo gniewu.

– Jesz­cze zoba­czę wolny Thro­ven­land – wyszep­tała, zaci­ska­jąc pię­ści. – Każę odbu­do­wać sie­dzibę mojego dziada, a na tru­pie Yil­linga Wspa­nia­łego będą uczto­wać wrony.

– Na razie skupmy się na tym, żeby zacho­wać cię przy życiu, księż­niczko. – Jen­ner zdjął z jej szyi obręcz nie­wol­nicy, a potem otu­lił pele­ryną jej drżące ramiona.

Spoj­rzała na niego, ostroż­nie roz­cie­ra­jąc ślady, które zosta­wił na jej skó­rze srebrny drut.

– Źle cię oce­ni­łam, Siny Jen­ne­rze.

– Twoja ocena na pewno jest trafna. Dopusz­cza­łem się o wiele gor­szych rze­czy, niż sobie wyobra­żasz.

– Dla­czego więc ryzy­ko­wa­łeś życie, żeby mnie oca­lić?

Przez chwilę się zasta­na­wiał, dra­piąc się po bro­dzie, a w końcu wzru­szył ramio­nami.

– Bo wczo­raj­szego dnia nie da się odmie­nić. Tylko jutro. – Wci­snął coś w jej dłoń. Rubin w bran­so­le­cie Baila zalśnił w bla­sku księ­życa. – To chyba należy do cie­bie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: