Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Policjanci. Ich najważniejsze sprawy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 listopada 2021
Ebook
36,00 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Policjanci. Ich najważniejsze sprawy - ebook

Pasjonujące rozmowy z policjantami

Niebiescy bracia – tak mówią o sobie policjanci. W tej grupie zawodowej poczucie wspólnoty, lojalności wobec kolegów jest silne. Dużo silniejsze niż tam, gdzie po ośmiu godzinach pracy bierze się teczkę i wraca spokojnie do domu. Policjanci ryzykują życiem. Każdego dnia. Padają też ofiarą ostracyzmu społecznego – bo przecież mało kto lubi „psiarnię”. Ale to do nich dzwonią w potrzebie ci, którzy wcześniej wypisywali na murach CHWDP. A gliniarze nadstawiają karku, żeby wyciągnąć ich z kłopotów.

Książka Doroty Kowalskiej to opowieść o ich robocie, o akcjach, w jakich brali udział. I o pracy pod przykryciem. Jeden z rozmówców mówi o niej tak: „Wraca się po dwóch tygodniach do domu, trzeba przebrać się w zwyczajne ciuchy, zdjąć drogi zegarek, przesiąść z mercedesa do tico. Jedzie człowiek do domu, zastaje w nim problemy i słyszy pretensje, bo długo cię nie było, bo dzieci nie mają ubrań, bo mamy kredyt, bo ktoś choruje. Trzeba przeskoczyć ze świata, w którym można było wszystko, do świata rzeczywistego”. To tylko jedna z niedogodności tego zawodu. Są jeszcze zwłoki, które trzeba zbierać z ziemi, kontakt z zabójcami i pedofilami, agresja… Praca niełatwa, ale bardzo potrzebna.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67013-00-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_MICHAŁ RAPACKI_ – WSTĘP

Wstęp

Kiedy zadzwo­niła do mnie zna­joma z pyta­niem, czy nie napi­sał­bym wstępu do książki jej przy­ja­ciółki, pomy­śla­łem, że robi sobie ze mnie jaja. Jed­nak już po krót­kiej roz­mo­wie wie­dzia­łem, że zarówno ona, jak i Dorota Kowal­ska rze­czy­wi­ście chcą, abym się wypasz­czył. Więc to zro­bię (tak, uczono mnie, żeby nie zaczy­nać zda­nia od „więc”). Więc jako były pies, ofi­cer poli­cji, napi­szę tak pro­sto, jak mogę, dla­czego powin­ni­ście prze­czy­tać tę książkę: jest świetna. Autorka zebrała w niej wypo­wie­dzi samych tuzów poli­cyj­nego świata. Ludzi nie­po­wta­rzal­nych i nie­tu­zin­ko­wych. Opo­wia­dają jej o spra­wach, które sta­no­wią kanwę do roz­wa­żań o kry­mi­no­lo­gii, kry­mi­na­li­styce, o pro­ce­sie wykryw­czym i ana­li­zie kry­mi­na­li­stycz­nej. Są rów­nie dobrzy, albo i lepsi, niż eks­perci z całego świata.

Dziś, kiedy wspo­mi­nam swoje początki w poli­cji, myślę o Jacku Ziół­kow­skim. Obec­nie jest moim przy­ja­cie­lem i sąsia­dem, a kie­dyś był moim pierw­szym komen­dan­tem – suro­wym, ale spra­wie­dli­wym. Myślę też o Jerzym Kowal­skim – naj­lep­szym prze­ło­żo­nym ze wszyst­kich naczel­ni­ków Cen­tral­nego Biura Śled­czego. Myślę o Grze­siu Micha­laku, z któ­rym nie­raz wspól­nie rato­wa­li­śmy ludziom życie. I o nie­ży­ją­cym już Jarku Ste­fa­niaku – prze­śmiewcy poli­cyj­nej rze­czy­wi­sto­ści. O wszyst­kich z Was, któ­rych z nami nie ma. Życie jest zbyt krót­kie, szcze­gól­nie to psie, poli­cyjne, prze­szłe i obecne, nazna­czone cier­pie­niem – wła­snym i innych. Trzeba mieć siłę, by to prze­tra­wić.

Dla­tego wła­śnie tę książkę powin­ni­ście prze­czy­tać.

Decy­zję „na tak” o napi­sa­niu wstępu pod­ją­łem bły­ska­wicz­nie. Nie­mal jak tę z paź­dzier­nika 1994 roku, kiedy zde­cy­do­wa­łem o swoim wstą­pie­niu w sze­regi poli­cji. U nas z poko­le­nia na poko­le­nie była to rodzinna tra­dy­cja. Tata Andrzej, który, jak sam o sobie mówił, był „gli­nem, który ganiał się z ban­dy­tami”, robił to przez 25 lat. Nieco póź­niej niż mój star­szy do „mun­du­ro­wych” dołą­czył jego brat, a mój stryj, Adam Rapacki. Postać zasłu­żona, ceniona i roz­po­zna­walna wśród gli­nia­rzy. Więc (znów to „więc”) nie mia­łem wyj­ścia. Po matu­rze pod­ją­łem decy­zję o przy­stą­pie­niu do poli­cyj­nego grona.

Dla tej for­ma­cji lata 90. były eks­tre­mal­nie trudne. Ban­dyci rośli w siłę. Two­rzyły się coraz to nowe zor­ga­ni­zo­wane grupy prze­stęp­cze. Tamci mieli nie­ogra­ni­czone środki finan­sowe, poli­cja była biedna. Nie mie­li­śmy nawet radio­wo­zów, któ­rymi mogli­by­śmy się ści­gać z ban­dy­tami. Czym jeź­dzi­li­śmy? Powszechne były fiaty 125p, polo­nezy i nyski zwane Baba-Jagami. Szczy­tem moż­li­wo­ści były fiaty tem­pra, VW pas­saty czy VW bora – ale nimi jeź­dzili poli­cyjni nota­ble. Zwy­kły gli­niarz otrzy­my­wał „pod sio­dło” zde­ze­lo­wa­nego polo­neza. I pisto­let P-64 o pojem­no­ści sze­ściu naboi, czę­sto tak roz­ka­li­bro­wany, że strach było z niego strze­lać. Pro­to­koły pies pisał wła­snym dłu­go­pi­sem, a jeśli miał łut szczę­ścia i dostał maszynę do pisa­nia w pre­zen­cie od rodziny, to na niej tłukł co waż­niej­sze doku­menty służ­bowe.

W cza­sie gdy wstę­po­wa­łem do poli­cji, w każ­dym z więk­szych miast ginęło kil­ka­na­ście pojaz­dów jed­nej nocy. A jak bryka była nie­sprze­da­walna, to gnoje łuskali z niej radia, któ­rych war­tość czę­sto była niż­sza niż kasa, którą trzeba było potem zapła­cić za wyrwany zamek w drzwiach. Dziś to brzmi jak bajka, ale te pokra­dzione, zde­mo­lo­wane auta były czę­sto całym dobyt­kiem okra­dzio­nych ludzi. Prze­stra­szo­nych. Bez­sil­nych. Na porządku dzien­nym były też bójki, roz­boje, hara­cze… I zabój­stwa pora­chun­kowe – „bo tak wyszło”. Ban­dyci pano­szyli się i czuli się bez­karni. Poli­cja miała ogromne braki kadrowe, nie­do­bór sprzętu. Zamiast porząd­nych komend i komi­sa­ria­tów mie­li­śmy obskurne nory, a w nich nie­czynne ubi­ka­cje, obdra­pane ściany, meble każdy z innej para­fii. Smród, brud i ubó­stwo. Tak wyglą­dał wów­czas obraz pol­skiej poli­cji usta­wowo powo­ła­nej do obrony bez­pie­czeń­stwa oby­wa­teli naszego kraju. Pew­nie zasta­na­wia Was, dla­czego o tym piszę. Otóż dla­tego, że sporo boha­te­rów tej książki wstą­piło do poli­cji wła­śnie w latach 90.

To była noc, kiedy spod budynku Komendy Sto­łecz­nej Poli­cji w War­sza­wie, my, w więk­szo­ści 18-, 19-lat­ko­wie, ruszy­li­śmy pod­eks­cy­to­wani. Nie było wia­domo dokąd – tam, gdzie nas przy­dzielą. Był nas nie­zły tłum. Część z nas tra­fiła do ośrodka alo­ka­cji, czyli do bara­ków miesz­czą­cych się na tere­nie ówcze­snego pod­od­działu AT, czyli grupy świet­nie wyszko­lo­nych anty­ter­ro­ry­stów, która powstała i została wyszko­lona mię­dzy innymi dzięki Edwar­dowi Misz­ta­lowi i jego żonie Hani. Przy oka­zji – dzię­kuję, Edward, że mia­łem oka­zję poznać Cie­bie i że na­dal jest nam dane co jakiś czas się sły­szeć. Jesteś czło­wie­kiem ze stali. Nie­stety, Hani już wię­cej nie usły­szę. Uwiel­bia­łem słu­chać jej opo­wie­ści w cza­sie naszych off-roado­wych wędró­wek po Biesz­cza­dach, kiedy zapra­sza­li­ście mnie do Waszego gór­skiego „poli­gonu”. Smutno mi.

Ale wróćmy do naszego ośrodka alo­ka­cji. Zakwa­te­ro­wano nas w zatę­chłych bara­kach w salach cztero-, sze­ścio- i ośmio­oso­bo­wych. Baraki były wyko­nane z „ocie­plo­nej” dykty, farba odła­ziła od ścian – od zewnątrz i od wewnątrz. Walące się budynki były ogrze­wane pie­cami aku­mu­la­cyj­nymi, które kiedy tylko się roz­grze­wały, wydzie­lały smród w czę­ści tylko ustę­pu­jący smro­dowi doby­wa­ją­cemu się z naszych sal. Noc wyga­niała z dziur szczury wiel­ko­ści kotów: nawet jak zapa­la­łeś świa­tło, nie­szcze­gól­nie reago­wały na obec­ność czło­wieka. Bie­żą­cej wody brak, więc sani­ta­riaty były nie­czynne. Pano­wał wszech­obecny, lepiący się syf. Już pierw­szego dnia po tej „syl­we­stro­wej” nocy kilku chło­pa­ków zwy­czaj­nie oddało legi­ty­ma­cje służ­bowe, a ci, któ­rym ich jesz­cze nie wydano, zre­zy­gno­wało z ich przy­ję­cia. Może to i dobrze, bo te kilka pierw­szych nocy odsiało naj­mniej wytrwa­łych i zde­ter­mi­no­wa­nych.

Ale to nie był cel prze­ło­żo­nych – po pro­stu tak wyglą­dała wów­czas poli­cyjna rze­czy­wi­stość. Nie chcę się wymą­drzać na temat powo­dów takiego stanu rze­czy, ogra­ni­czę się do stwier­dze­nia, że decy­du­jący był brak środ­ków i nie­zna­jo­mość logi­styki całego przed­się­wzię­cia. Odkąd pamię­tam, pie­nią­dze na poli­cję sypano nader ostroż­nie przez budże­towe sita.

Dopiero w roku 1994, kiedy komen­dan­tem głów­nym poli­cji został Zenon Smo­la­rek, a komen­dan­tem sto­łecz­nym – Jerzy Stań­czyk (wkrótce został komen­dan­tem głów­nym), poli­cja zaczęła być trak­to­wana poważ­niej, a jej sze­regi zaczęły rosnąć. Odby­wało się to za sprawą nie­wiel­kiej garstki kom­pe­tent­nych ludzi, podej­mu­ją­cych twarde i mądre decy­zje. Tym też spo­so­bem w sze­re­gach „nie­bie­skich braci” zna­la­zły się osoby będące boha­te­rami tej książki, tysiące arcy­trud­nych spraw zostało roz­wią­za­nych, a tysiące spraw­ców zatrzy­ma­nych i uka­ra­nych.

Zaj­mo­wa­li­śmy się wów­czas nie­zli­czoną ilo­ścią spraw, nie­stety część z nich do dziś pozo­staje bez roz­wią­za­nia. Jed­nak ni­gdy nie pozo­staną one „bez­pań­skie”, choćby dzięki dzia­łal­no­ści Archi­wum X, o któ­rym także prze­czy­ta­cie w tej książce. Ale nie tylko.

Sprawcy tych wszyst­kich okrut­nych zbrodni muszą pamię­tać o jed­nym: nawet po służ­bie zawsze i wszę­dzie jeste­śmy gli­nami. Zawsze będą czuć nasz oddech na ple­cach. My, psy, do śmierci myślimy o swo­ich spra­wach. O skrzyw­dzo­nych ludziach, osie­ro­co­nych rodzi­cach, samot­nych dzie­ciach. O tych kosz­ma­rach, które towa­rzy­szyły nam przez lata służby. Te myśli pozo­staną z nami na zawsze. Jak ze mną sprawa 17-let­niej Kata­rzyny Dome­rac­kiej, która „zagi­nęła” w 2020 roku tuż po tym, jak zaczęła doma­gać się od o wiele star­szego od sie­bie męż­czy­zny, sza­no­wa­nego adwo­kata, żeby zosta­wił dla niej żonę. Wie­rzę, że jej zabójcę (bo co do tego, że dziew­czyna nie żyje, nie ma wąt­pli­wo­ści) dosię­gnie spra­wie­dli­wość. Ufam, że będzie dla cie­bie, ban­dyto, po trzy­kroć bar­dziej okrutna niż ty dla tej bied­nej Kasi.

Poli­cja przez osiem lat i kilka mie­sięcy była moim życiem. Nie żałuję ani jed­nego dnia, kiedy w niej słu­ży­łem. I ani jed­nego po tym, kiedy z niej odsze­dłem. Ktoś może spy­tać, dla­czego tak krótko, dla­czego nie pocze­ka­łem jesz­cze kilku lat, żeby zała­pać się na wcze­śniej­szą eme­ry­turę jako 34-latek? Odpo­wiedź jest pro­sta: mia­łem dość. Jako poli­cyjny dzie­ciak jesz­cze, 19-, 20-latek, zamy­ka­łem z kole­gami ban­dy­tów, któ­rzy z wła­my­wa­czy do aut sta­wali się póź­niej człon­kami gan­gów, choćby „Obci­na­czy Pal­ców”. Wtedy trwała praw­dziwa wojna, a nie zabawa w poli­cjan­tów i zło­dziei. Tyle że niektó­rzy gli­nia­rze byli z nimi doga­dani. I bar­dzo się sta­rali, żeby znie­chę­cić mnie do służby, choćby fabry­ku­jąc na mój temat wyssane z palca raporty. Jeśli to czy­ta­cie – bar­dzo wam dzię­kuję. Gdyby nie to, pew­nie utknął­bym gdzieś pomię­dzy marze­niami a nie­speł­nio­nymi ocze­ki­wa­niami. I – być może – jedyne, do czego był­bym zdolny, to do trzy­ma­nia pilota od TV. Leżał­bym na kana­pie i bił­bym się z całych sił z myślami, jak grać w życie. Tak jak wielu to robiło i prze­grało swoją grę.

Tym więk­szy sza­cu­nek mam dla tych, któ­rzy wytrwali, przez cały czas kro­cząc pro­stą drogą. I dla tych, któ­rzy dopiero zało­żyli, lub mają zamiar to uczy­nić, nie­bie­ski mun­dur. Może to oni zakoń­czą to, co mnie i moim kole­gom się nie udało? Trzy­mam za was kciuki. I pro­szę, zawsze miej­cie w pamięci rotę ślu­bo­wa­nia: _JA, OBY­WA­TEL RZE­CZY­PO­SPO­LI­TEJ POL­SKIEJ, ŚWIA­DOM PODEJ­MO­WA­NYCH OBO­WIĄZ­KÓW POLI­CJANTA, ŚLU­BUJĘ: SŁU­ŻYĆ WIER­NIE NARO­DOWI, CHRO­NIĆ USTA­NO­WIONY KON­STY­TU­CJĄ RZE­CZY­PO­SPO­LI­TEJ POL­SKIEJ PORZĄ­DEK PRAWNY, STRZEC BEZ­PIE­CZEŃ­STWA PAŃ­STWA I JEGO OBY­WA­TELI, NAWET Z NARA­ŻE­NIEM ŻYCIA. WYKO­NU­JĄC POWIE­RZONE MI ZADA­NIA, ŚLU­BUJĘ PIL­NIE PRZE­STRZE­GAĆ PRAWA, DOCHO­WAĆ WIER­NO­ŚCI KON­STY­TU­CYJ­NYM ORGA­NOM RZE­CZY­PO­SPO­LI­TEJ POL­SKIEJ, PRZE­STRZE­GAĆ DYS­CY­PLINY SŁUŻ­BO­WEJ ORAZ WYKO­NY­WAĆ ROZ­KAZY I POLE­CE­NIA PRZE­ŁO­ŻO­NYCH. ŚLU­BUJĘ STRZEC TAJEM­NIC ZWIĄ­ZA­NYCH ZE SŁUŻBĄ, HONORU, GOD­NO­ŚCI I DOBREGO IMIE­NIA SŁUŻBY ORAZ PRZE­STRZE­GAĆ ZASAD ETYKI ZAWO­DO­WEJ._

Pamię­taj­cie też o tych, któ­rzy – w Nie­bie – co dnia dołą­czają do zna­ko­mi­tego wydziału poli­cyj­nego. Tyle że tam, w prze­ci­wień­stwie do tego, co na Ziemi, nie ma już kogo ści­gać.

Post­scrip­tum

Mój wstęp (wiem, że to autor książki zazwy­czaj załą­cza dedy­ka­cję, ale pozwolę sobie zro­bić wyją­tek) dedy­kuję tym wszyst­kim, któ­rzy powinni zna­leźć pocze­sne miej­sce na kar­tach histo­rii pol­skiej poli­cji. Tym, któ­rzy nie zdą­żyli lub przed­wcze­śnie zdą­żyli, wpi­su­jąc się jako sym­bol poświę­ce­nia. W pełni im się to należy, bowiem zasłu­żyli na to mię­dzy innymi:

Gene­rał Marek Papała – komen­dant główny poli­cji.

Pod­ko­mi­sarz Andrzej Struj – wydział wywia­dow­czo-patro­lowy Komendy Sto­łecz­nej Poli­cji.

Pod­ko­mi­sarz Miro­sław Żak – naczel­nik sek­cji kry­mi­nal­nej Komendy Powia­to­wej Poli­cji w Pia­secz­nie.

Komi­sarz Ire­ne­usz Wierz­bicki z poli­cji w Szczyt­nie i mój kom­pan ze szkoły.

Inspek­tor Jacek Pod­la­sin – wie­lo­letni wykła­dowca Wyż­szej Szkoły Poli­cji w Szczyt­nie i mój kom­pan.

St. asp. Zbi­gniew Baran – Komenda Moko­tów.

St. asp. Zbi­gniew Pta­szyń­ski – Komeda Moko­tów.

St. asp. Jaro­sław Ste­fa­niak – Komenda Moko­tów.

WY, POLE­GLI, KTÓ­RZY ODE­SZLI­ŚCIE NA WIECZNĄ SŁUŻBĘ. WY, KTÓ­RYCH JUŻ WŚRÓD NAS NIE MA, A TWO­RZY­LI­ŚCIE POLI­CYJNY ŚWIAT. CZEŚĆ WASZEJ PAMIĘCI!

_MICHAŁ RAPACKI_

Były ofi­cer poli­cji. Detek­tyw. W wieku 46 lat jestem szczę­śliwy z tego, jak i gdzie żyję. Doce­niam, że dobrnę­li­ście aż tutaj. Ufam, że lek­tura tej książki zapad­nie Wam w pamięć. Na długo.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: