Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pora na przyszłość - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,90

Pora na przyszłość - ebook

By ruszyć w dalszą drogę, trzeba najpierw uporać się z przeszłością.

 

Anka jest najbardziej zwariowaną z czterech przyjaciółek. Prowadzi długie dyskusje ze swoim kotem, jest królową parkietu i wyznawczynią kultu wysokich szpilek. Praca w salonie urody wydaje się tylko dodatkiem do jej szalonego życia. Pośpiesznie wchodzi w relacje z kolejnymi partnerami, bojąc się samotności, w której do głosu dojdzie trudna przeszłość. Toksyczny związek rodziców i własną nieszczęśliwą historię miłosną odreagowuje, podejmując ryzykowne decyzje. Swoje kompleksy stara się ukryć pod maską cynizmu i nonszalanckiego stosunku do mężczyzn.

 

Aż do momentu, kiedy w jej życiu pojawia się Filip – nowy kolega z pracy. Dość spora różnica wieku między nimi początkowo jest dla kobiety problemem, ale za namową przyjaciółek postanawia dać szansę nowemu związkowi.

 

Czy Anka rozprawi się z przeszłością i pozwoli sobie na bycie szczęśliwą? Czy dzieci powinny ponosić konsekwencje życiowych wyborów swoich rodziców? I czy kobieca przyjaźń przezwycięży wszystko?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67176-16-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nigdy cię nie zostawię

– Nie patrz tak na mnie, rozmawialiśmy o tym wiele razy. Moja cierpliwość ma granice i odnoszę wrażenie, że ciągle próbujesz wybadać, dokąd sięgają.

Odwróciłam wzrok od jego spojrzenia i skierowałam twarz w stronę okna, gdzie za szybą płatki śniegu wirowały w szaleńczym tempie, unoszone przez wiatr. Egzystencję kończyły albo na okiennym szkle, albo na parapecie. Inne spadały na sam dół; z perspektywy dziesiątego piętra trudno mi było dostrzec, jak dokonywały żywota. Pewnie topniały na bruku, bo mimo że mieliśmy styczeń, temperatura nie schodziła poniżej zera.

– Na przykład telefon. Czy naprawdę muszę chować go do szuflady, abyś w nocy go nie ruszał? Żebyś chociaż robił to po cichu, ale nie! Ty zawsze musisz zrzucić go na podłogę – mówiłam do niego, wciąż patrząc w okno. Lubiłam swoje mieszkanie właśnie dlatego, że znajdowało się w wieżowcu i mogłam spoglądać na miasto z góry. Wieczorem trudy codziennego dnia wydawały się odleglejsze, zyskiwały inną perspektywę, znikały jak płatki śniegu. Nocą starałam się otulać jedynie dobrymi wspomnieniami, choć ta część doby czasami przywoływała również rzeczy, o których wolałabym nie pamiętać.

Odwróciłam się i podniosłam telefon leżący przy komodzie. Prawie pod nią wpadł i w myślach wyrzuciłam sobie, że tym razem zapomniałam schować go do szuflady. Przecież jak tak dalej pójdzie, w końcu stłucze mi ten wyświetlacz, który na razie się tylko zarysował.

– Albo to. – Wyciągnęłam z szafki szklany wazon, który już raz też wylądował na podłodze, chyba tylko cudem się nie potłukł. – W czym ci to w ogóle przeszkadza? Idźmy dalej. – Przemierzyłam salon. Na podłodze wciąż leżały kettle, moja niedawna pasja, której ostatecznie przestałam się poświęcać. Muszę wreszcie pozbyć się także tych żeliwnych kul. – Gazety? Mój kalendarz, w którym zapisuję wizyty klientów? Ich też dotykasz?

Podniosłam czasopisma z dywanu, a kalendarz wyjęłam z dolnej szuflady komody. Tak, jego również przezornie wcześniej schowałam.

– Przeorganizowałam dla ciebie przestrzeń w mieszkaniu, o moim życiu nie wspominając, a ty tak mi się odpłacasz? Chyba naprawdę pora się rozstać.

Moje słowa nie zrobiły na nim wrażenia, a przecież rozstania to moja specjalność. Metodycznie śledził każdy ruch, jaki wykonywałam, nic więcej. Z Szymonem zerwałam po kilku miesiącach, kiedy do naszego związku częściej zaglądała nuda niż ekscytacja. Przemek… Z Przemkiem to obszerna historia, mimo że czas jej trwania, jak to u mnie, też nie był długi. Wbrew pozorom wiele mnie ta znajomość kosztowała, choć ostatecznie nie dałam tego po sobie poznać. Pech chciał, że wmieszała się w nią Ewa, moja przyjaciółka, która, jak na ironię, poznała mnie z Przemkiem.

A ilu było Tomków, Michałów, Mateuszów… I tych, których nawet nie pamiętam z imienia.

– Naprawdę powinieneś się obawiać. – Pogroziłam mu, przytrzymując telefon, wazon, gazety oraz kalendarz jedną ręką, ale on tylko wbił w mój palec te swoje mądre oczy. – Milczysz, zawsze milczysz! – Udałam złość, bo w rzeczywistości nigdy nie potrafiłam się na niego gniewać, bez względu na to, jak bardzo musiałam dostosowywać do niego swoje życie i przestrzeń w mieszkaniu.

Wieczorne chowanie przedmiotów, które w nocy mógłby zrzucić, regularne karmienie najlepszymi karmami, przekładanie wyjazdów, gdy nie miał kto się nim zaopiekować, wizyty u weterynarza… Leon, rudy kot, jedyny mężczyzna, którego nigdy nie zostawię i który nie zostawi mnie. Mimo że miał za sobą kastrację, pod pewnymi względami był lepszy niż niejeden facet. Przede wszystkim kochał mnie, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że gdy tylko siadam wygodnie w fotelu, on jakby tylko na to czekał, wskakuje mi na kolana, mrucząc przy tym z zadowolenia? Nieraz już tak siedział i przytulał się do mojej piersi, a łapkę wyciągał wysoko do góry, aż do mojej szyi, jakby chciał zbadać puls.

I ja go kochałam. Nigdy, nigdy w życiu nie oddałabym Leona do schroniska ani nawet innej osobie, choćby zadeklarowała, że pokocha go dozgonną miłością i tak jak ja będzie przymykać oko na te jego nocne dziwactwa.

W gruncie rzeczy nie były to dziwactwa. Sama się do nich przyczyniłam, gdy dokarmiałam Leona również w nocy, jakby nie wiedząc, że kot przyzwyczaja się do rytuałów. Leon sam mi to uświadomił, kiedy przyszła pierwsza noc ignorancji z mojej strony i postanowiłam do niego nie wstać.

Najpierw o podłogę uderzył telefon, potem usłyszałam szuranie podstawy wazonu o komodę. Gdy myślałam, że zaraz zleci i się stłucze, zaszeleściły gazety. To mój Leon robił hałas, chcąc mnie zbudzić, abym wywiązała się z conocnego obowiązku. Wstałam, nakarmiłam zwierza, a potem aż do rana panowała błoga cisza.

Od tamtej pory na wszelki wypadek chowam wszystkie hałaśliwe przedmioty, licząc, że z ich braku Leon odpuści i da mi przespać całą noc.

Niedoczekanie moje! Kocur zawsze coś znajdzie, choćby i przedłużacz przy telewizorze, który – odpowiednio przesuwany – również zahałasuje! Nie złoszczę się jednak na niego. Leon jest jak człowiek, który z pozoru wydaje się nieracjonalny w wyborach, ale gdy głębiej do niego dotrzeć, okazuje się, że wszystko ma swoją przyczynę. Leon jest jak ja, ciągle popełniająca te same błędy, ale jednocześnie niepragnąca powrotu do przeszłości w celu poszukiwania przyczyn własnego zachowania.

– W porządku, już mi przeszło – zwróciłam się do kota i pogłaskałam go pod brodą. – Chodź, zjesz coś, a ja zrobię sobie kawę. – Powiedziawszy to, wybuchłam śmiechem, i nie wiem, czy bardziej śmiałam się z miny Leona, jaką miał podczas mojej tyrady na temat jego nocnego zachowania, czy ten wybuch był po prostu przejawem auto­refleksji. Aż tak już zwariowałam, że urządzam sobie pogaduszki z kotem?

Uwolniłam rękę od nagromadzonych przedmiotów i przeszłam do kuchni, a Leon podreptał za mną cicho, jakby w ogóle nie dotykał łapkami podłogi. Ogon mu sterczał do góry – znak, że perspektywa pełnej miski wprawiała go w dobry nastrój.



– Ty się spóźniła, wiesz? – przywitała mnie Złata, nasza ukraińska recepcjonistka, która przyjechała do Polski się uczyć, bo uznała, że w swoim kraju nie ma perspektyw. Studiuje zaocznie w Rzeszowie, jakiś kierunek związany z językiem angielskim, nigdy nie potrafiłam zapamiętać, co dokładnie. Pobyt w Polsce traktuje całkiem poważnie, choć na początku myślała o pozostaniu tutaj tymczasowo. Nasz kraj miał być przystankiem, pragnęła po studiach wyruszyć dalej na zachód, coś ostatnio się jednak zmieniło. W każdym razie obecnie mieszka w Tarnobrzegu u rodziny i pracuje w naszym salonie piękności, jest dobrze zorganizowana, świetnie radzi sobie z prowadzeniem recepcji i jestem pewna, że znakomicie godzi pracę z nauką. Języka polskiego uczyła się od podstaw, odkąd przyjechała. Wciąż robi niewielkie błędy, głównie te dotyczące odmiany czasowników, ale poza tym włada nim świetnie. Oczywiście nie pozbyła się swoistego akcentu, ale to tylko dodaje jej charakteru. Swoją drogą, uwielbiam jej słuchać, gdy mówi.

– Wiem, przepraszam. Jakimś cudem na Zwierzynieckiej zrobił się korek, akurat gdy postanowiłam podjechać do pracy autem.

– W porządku, mnie nie musisz się tłumaczyć, ale dziś wpadł szef. No i twój ulubiony klient, pan Ksawery, czeka na masaż.

– Za chwilę pana zaproszę do gabinetu, tylko się przebiorę – zwróciłam się do pana Ksawerego, gdy ujrzałam jego pogodną twarz w poczekalni.

– Proszę się nie spieszyć, pani Aniu, ja wszystko rozumiem. – Mrugnął do mnie.

Szybko zniknęłam w gabinecie, raczej nie dlatego, że bardzo mi się spieszyło do zrobienia masażu podstarzałemu casanovie, ale po prostu nie chciałam natknąć się na szefa.

Za późno. Ledwo ściągnęłam kurtkę, Witold Romski, właściciel salonu, już wszedł do środka i lustrował mnie wzrokiem. Nie znosiłam tego spojrzenia, jakby oceniał moją figurę i w myślach przyznawał punkty w jakiejś tylko jemu wiadomej skali, według której klasyfikował kobiecą atrakcyjność.

– Anka, możemy pogadać?

– Teraz? Właśnie mam klienta, czeka w poczekalni.

Witold zastanowił się przez chwilę.

– Okej, obsłuż go i wpadnij do mnie.

Wyciągnęłam terminarz i sprawdziłam aktualny dzień. Wprawdzie wszystkie wizyty umawiała Złata, ale ja również wolałam mieć swój osobisty kalendarz, po prostu chciałam wiedzieć, kto danego dnia do mnie przyjdzie.

– Potem mam od razu dwie klientki, krótka przerwa, znów dwóch klientów…

– Dobra, dziś jestem cały dzień, pogadamy, jak skończysz pracę.

Już miałam wspomnieć, że po pracy jestem umówiona, ale dałam spokój. Spotkanie może chwilę poczekać. Im szybciej wysłucham Witka, tym lepiej. Odparłam więc, że nie ma sprawy, i przebrawszy się w pracowniczy strój, zaprosiłam pana Ksawerego do środka.



– Panie Ksawery, niech pan leży prosto. Twarz proszę ułożyć w zagłębieniu łóżka – pouczyłam mojego stałego klienta, kiedy zauważyłam, że znów przekrzywił głowę i gapi się na moje ciało na wysokości jego wzroku. – Zawsze to panu mówię, a pan jak dziecko, ciągle to samo.

– Pani Aniu, niech się pani nie gniewa, ja już stary dziad jestem, a że trochę na panią popatrzę…

– Niech mnie pan na litość nie bierze tą swoją starością. No już, odwracamy głowę w stronę zagłębienia.

– Ostra pani jak brzytwa, takie lubię. – Pan Ksawery posłusznie schował twarz tam, gdzie prosiłam. Aby nie przyszło mu na myśl ponowne podniesienie głowy, masując mięśnie przy łopatkach, nacisnęłam mocniej. Mój emeryt jęknął, choć nie wiem, czy z bólu, czy z rozkoszy.

Pan Ksawery to mój stały klient, przynajmniej raz w miesiącu przychodzi na tygodniową sesję masażu klasycznego; to dzięki niemu moja premia jest odrobinę wyższa, ale poza tym chętnie wymieniłabym go na kogoś młodszego, o lepszych manierach. Choć w swoim mniemaniu Ksawery z pewnością jest nadzwyczaj dobrze wychowany. „Dzień dobry, pani Aniu, całuję rączki, jak się pani miewa, jak samopoczucie, pięknie pani wygląda…” – zawsze rozkładał przede mną ten swój barwny wachlarz komplementów i co ja, biedna, miałam niby zrobić? Najgorsze było to ślinienie dłoni, kiedy po sesji całował mnie w rękę i dziękował za masaż. Może bałam się, że go urażę? Nie, to nie to. Po prostu obawiałam się, że przestanie przychodzić, stracę stałego klienta, te dodatkowe pieniądze do premii, na pewno o to chodziło. W trakcie masażu byłam ostra, na niektóre rzeczy Ksaweremu nie pozwalałam, ale przy pożegnaniu przymykałam oko, mimo że nie wszystko mi się podobało.

– Może się pan ubrać – powiedziałam po skończonym masażu i poszłam umyć ręce. Ksawery jak zwykle odsuwał moment wyjścia, więc zaczęłam wertować kalendarz, dając mu do zrozumienia, że jestem bardzo zajęta.

– Ale pani wie, że ja tak nie na poważnie, to są tylko niewinne żarty.

– Tak, wiem, panie Ksawery – odparłam lekko zdziwiona. Mój stały klient nigdy w ten sposób nie tłumaczył się ze swojego zachowania. Choć, szczerze mówiąc, i żart nie był żadnym usprawiedliwieniem.

– Ogólnie dobrze tu pani?

– Nie narzekam.

– Dobrze płacą?

– Mogliby lepiej, jak wszędzie. Panie Ksawery, do czego pan zmierza? Proszę jaśniej, w pewnych sprawach się pan nie krępuje. – Nie mogłam darować sobie tej złośliwości.

– A nic, nic. Tak tylko jestem ciekaw. Całuję rączki. – I pan Ksawery jak zwykle złożył na mojej dłoni soczysty pocałunek.



– Kawy? – spytała Złata, gdy po całym dniu pracy przyszłam do niej do recepcji.

– Sama nie wiem, już prawie wieczór, nie będę mogła zasnąć i jutro zjawię się w robocie niczym zombie.

– Mogę zrobić ci cappuccino. I tak uruchamiam ekspres.

– Okej, może być cappuccino. Albo nie, zrób latte. Przecież po pracy nie idę od razu do domu i przyda mi się jakieś lekkie pobudzenie. Szef jeszcze jest? – spytałam z nadzieją. Wiele bym dała, żeby nie pamiętał o naszej rozmowie i już poszedł sobie do domu.

– Jest. A tak, kazał przekazać, żebyś ty nie zapomniała wpaść do niego, gdy skończysz na dziś. – Złata rozwiała moją nadzieję. Zresztą gdzieżby Witek zapomniał! Jak coś zamierzył, nigdy nie odpuszczał.

Odsuwając moment pójścia do Witka, piłam kawę ze Złatą, plotkując przy tym o naszych klientach i klientkach.

– No, tu jesteś – usłyszałam poirytowany głos szefa tuż za sobą. – Kawka, ploteczki. Może jeszcze papieroska zapalicie?

– Ja nie palę – odgryzłam się.

– Serdecznie zapraszam do siebie. Mam jeszcze paść na kolana? Bo mam wrażenie, że się dziś ciebie nie doczekam.

– Po co ta ironia? Już idę. – Odstawiłam kubek po kawie na blat recepcji. – Jak skończę, to umyję – dodałam, zwracając się do Złaty.

– W porządku, ja już umyję. Szefie, a ja mogę uciekać? Mama ma dzwonić i skazać, co w Ukrainie, to jest co u nich słychać.

– Leć. Ty nie jesteś do niczego potrzebna – odparł Witek. Może jestem przewrażliwiona, ale odniosłam wrażenie, że szefowi nie chodziło tylko o to, że Złata nie jest już potrzebna tu, w recepcji. Wyczułam brak szacunku i wyższość. Witek kiedyś wspominał, że nie znosi, jak Złata kaleczy język polski. „Ponoć się uczy, ale chyba niezbyt gorliwie. Jak już chce być u nas, to niech chociaż mówi poprawnie” – takie było jego zdanie w tej kwestii. Ja miałam inne. Dziewczynie naprawdę dobrze szło. Ale może faktycznie przesadzam? Przecież wciąż tu pracuje, gdyby szef chciał, mógłby ją zwolnić zaraz, Złata w końcu ma jedynie umowę zlecenie.

– Siadaj. – Witek wskazał mi krzesło przed sobą, sam zaś zasiadł za biurkiem i wbił we mnie wzrok. Akurat w tym momencie zawibrował mój telefon i sięgnęłam ręką do plecaka. Szef niecierpliwie zabębnił palcami o poręcz krzesła, na którym dosyć swobodnie się rozsiadł.

– Przecież jestem już po robocie – usprawiedliwiłam się i chciałam odebrać.

– No ja myślę, że w robocie nie urządzasz sobie pogaduszek.

– Muszę chociaż odpisać, to ważne.

Witek pokiwał ze zrezygnowaniem głową.

– Odpisz i schowaj go z powrotem. A najlepiej wyłącz, nie lubię, jak mi coś przerywa.

Wystukałam kilka słów odpowiedzi i zamieniłam się w słuch.

– Będą małe zmiany kadrowe…

– Chcesz mnie zwolnić? Mów wprost.

– Wiesz, że nie mogę.

Dobrze o tym wiedziałam. Tak naprawdę, gdyby Witek mnie wyrzucił, skakałabym z radości, wybiegłabym z jego gabinetu jako najszczęśliwsza osoba pod słońcem. Tylko że w rzeczywistości nie oznaczałoby to niczego dobrego. Właściwie szef mógł mnie wywalić, ale chyba wcale tego nie chciał, w dodatku miałoby to bardzo przykre konsekwencje. Poza tym coś komuś obiecał.

– Zamierzam kogoś przyjąć. To masażysta, po studiach. Będzie to jego pierwsza robota. Chciałbym, żebyś przez pierwsze dni się nim zaopiekowała, pokazała co i jak, rozumiesz?

– Jak dotąd każde słowo – odparłam spokojnie, mimo że w głosie Witka wyczułam protekcjonalizm. Miałam wrażenie, że on naprawdę uważa, że kobiety rozumieją mniej od mężczyzn.

– Ty masz sporo klientów. Trochę cię odciąży, przyciągnie nowych.

– Widać dobrze prosperujemy, skoro zatrudniasz nowego pracownika – stwierdziłam nie bez żalu; moja pensja nie podniosła się już od dawna.

– To inwestycja, zwróci się, jak chłopak zacznie generować dochody.

– Ale że taki młodziak? Bez doświadczenia? To jakiś twój znajomy? – Nie mogłam się powstrzymać od tej uwagi.

– Nie. Z ogłoszenia o pracę, dałem na portalu internetowym, potem była rozmowa. Przeszedł ją pomyślnie.

– Od razu po studiach… Jak ja musiałam się po swoich naszukać, żeby znaleźć coś w ogóle, nawet nie w moim zawodzie.

– Facet. Konkretny.

– A ja to co? Nie jestem konkretna? – Skrzyżowałam ramiona na piersi, po czym nieco zadziornie dodałam: – Facet. Ale w trochę niemęskim zawodzie, co?

– Nie rozumiem, o co ci chodzi. Wy, baby, nawet jak nie histeryzujecie, to nie wiadomo, co macie na myśli.

– Tak, jasne. Widziałeś, żebym kiedykolwiek histeryzowała?

– Zaczyna się.

– Sam mnie sprowokowałeś.

– To nie daj się prowokować. Tu leży przewaga facetów nad babami: nie powstrzymujecie emocji.

Prychnęłam, wiedząc, że dalsza dyskusja z szefem nie ma sensu. Należał do tych, którzy uważają, że między kobietą a mężczyzną przebiega wyraźna granica, różnimy się niemal wszystkim. Wierzył w podział ról, „tradycyjne” wartości, a wszelkie nowoczesne sposoby myślenia traktował jak przemijające trendy. „Zawsze są jakieś mody, nie wszystkim musimy ulegać”. Dlatego to on prowadził nasze studio urody, mimo że to było marzenie jego żony. Spełnił je, bo było go na to stać, ale ona wcale nie musiała tu pracować, nie musiała pracować w ogóle, przecież Witek zapewniał jej wszystko. Lidia Romska nie miała własnych pieniędzy, ale kupić mogła wszystko.

Postanowiłam spotkanie z szefem wykorzystać w innym celu.

– A moja sprawa? Pracuję już tyle lat, mógłbyś mi darować.

– Wiesz dobrze, że nie mogę.

Tak, upór, kolejna cecha Witka.

– Możesz, przecież możesz wszystko.

– Ludzie muszą ponosić konsekwencje swoich wyborów. Wiesz, jak wyglądałby świat, gdyby wszystko uchodziło im płazem?

– Wiem, że świat byłby lepszy, gdyby ludzie byli dla siebie bardziej wyrozumiali.

– Anka, nic nie ugrasz.

– Zobaczysz, kiedyś od ciebie ucieknę.

Witek się zaśmiał.

– Nigdy mnie nie zostawisz. Tak właśnie. A przed snem powinnaś zawsze pomyśleć o mnie i gdy przyjdzie ci ochota na ucieczkę, powtarzać do skutku: „Nigdy cię nie zostawię”.

Tym razem ja się zaśmiałam.

– Nie mów tak, bo pomyślę, że jesteś jakimś gangsterem.

– Aniu… – Witek zniżył głos. – Wiesz dobrze, że idę ci na rękę. Dogadaliśmy się. I nawet cię podziwiam. Możesz odejść w każdej chwili, ale wiesz, co się potem stanie.

To prawda, Witek w pewnym sensie okazał się dobro­duszny, a właściwie jego żona Lidia, bo to ona wpadła na ten pomysł. To również ona zlitowała się nad Złatą i wymogła zatrudnienie jej w recepcji. W tym kraju wciąż uważa się, że cudzoziemcy zabierają pracę „naszym”, a jeszcze jak ktoś jest z Ukrainy, to już w ogóle… Ech, gdyby jednak Lidia tu całkowicie szefowała, byłoby pewnie zupełnie inaczej.

– Nie odejdę. Przynajmniej dopóki nie zamkniemy tamtej sprawy – odparłam i wstałam. – Uciekam, jestem umówiona.

– Nawet nie pytam z kim. Pewnie za tydzień już o nim zapomnisz.

– Ha, ha, ha…

– Leć, baw się dobrze. Tylko nie zaśpij do pracy. I może wreszcie znajdź sobie kogoś na stałe.

– Bo?

– Bo ludzie gadają.

– Nie obchodzą mnie ludzie – odparłam i dodałam na pożegnanie: – Cześć!

Nawet mój szef uważał, że nie traktuję związków poważnie, ale to nieprawda. Po prostu nie natrafiłam jeszcze na właściwego faceta.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: