Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prowokacja. Tom IV - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
21 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Prowokacja. Tom IV - ebook

Czwarty tom "anielskiej" serii rozpoczyna się na rajskiej wyspie Zefira, gdzie bohaterowie ukryli się po odbiciu Evie z rąk Brennusa. Niestety drużyna Evie nie ma zbyt wiele czasu na odpoczynek. Brennus używając magii ożywieńców wysyła swój obraz do ukochanej i wkrótce na wyspie pojawiają się jego wojska. Rajski zakątek zamienia się w pole bitwy. Evie używa medalionu z portalem, który przenosi ją do Torunia, gdzie Reed urządził dla niej bezpieczną kryjówkę. Pojawia się tam także Anya, anielica w randze Trona. Anya przybyła z Raju w poszukiwaniu ukochanego anioła, jej aspire. Do uciekinierów) docierają niepokojące wieści: Upadli stworzyli demona z duszą, który ma ich wyzwolić z Szeolu. Zbliża się wojna, w której każda ze stron chce pojmać Evie.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0857-0
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 Księżyc

EVIE

Otwieram oczy w ciemności sypialni, pospolity baldachim otaczający łóżko iskrzy się od szronu. Siadam, opierając się o poduszki, a jedwabne okrycie delikatnie zsuwa się z mojego ciała. Reed, który śpi obok mnie, wygląda tak spokojnie… Anielsko. Jego ciemnobrązowe włosy opadają na brwi w bałaganie kosmyków. Gładząc te włosy, lekko przesuwam je z czoła, czuję pod opuszkami palców ciepłą skórę. Antracytowe anielskie skrzydło porusza się, delikatnie ocierając się o moje udo. Czuję jego ciepło na swojej lodowatej skórze.

Coś jest nie tak. Drżę, z każdym oddechem wydychane powietrze zwija się w obłok pary jak w czasie zimy. Jest za chłodno. Gęsia skórka pojawia się na moich ramionach, gdy strach przenika mnie jak lodowata woda. Wyspa Zefira znajduje się na Południowym Pacyfiku: tu nigdy nie robi się tak zimno.

Zarzucam długie kasztanowe włosy za ramiona i asekuracyjnie otulam się białym prześcieradłem. Stawiam bose stopy na tekowej podłodze, czuję, jak pęka od mrozu. Szron pokrywa cały pokój, wszystkie powierzchnie niesamowicie iskrzą się w mglistym świetle księżyca wkradającym się przez przymknięte żaluzje.

Powoli podchodzę do drzwi sypialni, skręcam, idąc do drzwi wejściowych naszego małego plażowego bungalowu. Z chwilą, kiedy je otwieram, czarne chmury przetaczają się i kipią w kierunku zatoczki rajskiej wyspy Zefira. Moja dłoń kurczowo chwyta ramę drzwi, widzę, jak złowieszczy sztorm wdziera się przez nią. Wiatr gwiżdże, uderzając o pióra moich karmazynowych skrzydeł, stroszy je i mierzwi. Palmy wzdłuż plaży kołyszą się w bryzie, a bałwany fal pienią się na białym piasku.

Słyszę trzaski, jakby ktoś szedł po lodzie zbyt cienkim, aby go utrzymać. Poniżej sztormowych chmur mroczna postać sunie po wodzie w moim kierunku. Przy każdym kroku pod jej stopami tworzy się cienka powłoka lodu. Wiatr przywiewa do mnie słodki, lepki zapach – otacza mnie, jakby oznaczając swoje terytorium. W moim sercu zaczyna wzrastać okropny rodzaj miłości – bolesny i surowy, zniewalający i okrutny.

Wolno, posłusznie zbliżam się do krawędzi wody, czuję między palcami sypki lodowaty piach. Zimna fala uderza o moje stopy, moczy dół prześcieradła. Czekam, aż Brennus do mnie podejdzie. Ubrany w ciemny, doskonale skrojony garnitur wydaje się spokojny. Jego kroki nie dają się zmierzyć, posuwa się po lodzie naprzód, osłonięty złowrogim niebem.

Zatrzymuje się tuż przede mną, na odległość oddechu, uśmiecha się. Uważnie skanuje mnie cal po calu badawczym spojrzeniem. Jego czarne włosy, wyraźnie kontrastujące w świetle księżyca z bladą skórą, nie przesłaniają oczu coraz ciemniejszych od przyjemności.

– Mo chroí – nazywa mnie „swoim sercem”. – Zdaje się, że całkiem nieźle udało ci się uciec przed aniołem Upadłym.

Przytakuję w odrętwieniu.

– Jak widać, ty też przetrwałeś – szepczę. Strach i ulga w tonie mojego głosu zdradzają uczucia do niego. Spoglądając w jego jasnozielone oczy, zauważam, że on też czuje ulgę, że mnie odnalazł.

Brennus wzrusza ramionami.

– Jestem dobrym pływakiem, więc przetrwałem twoje zaklęcie rzucone, aby rozproszyć upadłe anioły. A bez Casimira jako przywódcy Upadli zdekoncentrowali się i zaczęło do nich docierać, że przegrywają bitwę – odpowiada Brennus z anielskim wyrazem na swojej pięknej twarzy.

Widząc jego uśmiech, ledwo pamiętam o tym, że jest mordercą, zabójczym drapieżnikiem. Teraz trudno mi myśleć, że Brennus to zło, przecież mnie ochronił, nie tylko przed ifritem i Valentine’em, którzy by mnie zabili, ale także przed ciągle nękającą mnie armią aniołów Upadłych. Jednak to on mnie zniewolił, trzymając z dala od tych, których kocham, po to, by uczynić mnie swoją królową: królową panującą nad Gankanagami – jego rasą ożywieńców o zniewalającej, toksycznej skórze.

– Myślałem, że zostałaś zabrana przez upadłe anioły. To właśnie u nich cię szukaliśmy – dodaje Brennus.

Jego słowa przywołują obrazy ostatniego spotkania z nim kilka tygodni temu. Casimir ze swoją armią Upadłych otoczyli nas w posiadłości Brennusa w Irlandii. Użyłam magii, aby przywołać morze i zanurzyć nas wszystkich we wzburzonej otchłani oceanicznej wody. To mnie oddzieliło od Brennusa, zniosło z dala od niego, wprost pod kontrolę Casimira.

– Jak Molly? Finn? Declan? – Nie mogę powstrzymać ciekawości, co z bratem Brennusa, Finnem, i moim ochroniarzem z Gankanagu, Declanem – moimi strażnikami więziennymi.

– Molly ma się wspaniale. Z Finnem już lepiej. To o Declana wszyscy się martwiliśmy. Bardzo ciężko przeżył utratę ciebie. Trochę mu się polepszyło, kiedy zobaczył poćwiartowane ciało Casimira na trawniku przed posiadłością. To ty go zabiłaś? – pyta, upewniając się.

Kręcę głową.

– Nie. Reed go zabił – odpowiadam i widzę błysk zazdrości w oczach Brennusa, gdy słyszy imię Reeda. Ostrzegał mnie, abym nigdy nie wypowiadała imienia mojego anioła w jego obecności, więc próbuję ukryć swoją wpadkę i pytam: – Jak mnie znalazłeś?

– Zabrałaś ze sobą moje ostrze. Należy do mnie i podobnie jak ty wzywa mnie, ale ty o tym nie wiesz – odpowiada.

Zamykam oczy. Czuję, jak serce zaczyna mi bić szybciej, gdy myślę o nożu, który zabrałam i wsunęłam w cholewę buta podczas naszej ucieczki przed Upadłymi.

– Chodź, znajdziemy sposób, abyś opuściła tę wyspę. Twoja rodzina tęskni za tobą. Ja za tobą tęsknię – mówi łagodnie Brennus. – Tym razem będziesz mieć dom.

Otwieram oczy, gapię się prosto w jego oczy odzwierciedlające całkowitą pewność tego, że wykonam jego rozkazy i wrócę z nim. Jako jego jeniec przez kilka ostatnich miesięcy usilnie starałam się działać jak jedna z nich, jak Gankanag, po to, aby przeżyć. Lecz teraz nie jestem jego więźniem. Teraz mam szansę pozostać ze swoim ukochanym Reedem. Oblizuję wysuszone wargi.

– Nie mogę z tobą pójść, Brennusie, przykro mi.

– Dlaczego nie? – pyta cierpliwie, jakby miał całą wieczność, aby rozwiązać ten problem.

– Ponieważ moja rodzina mnie potrzebuje, a ja potrzebuję ich – odpowiadam.

Jego brwi zaczynają opadać, a twarz wykrzywia się w grymasie.

– My jesteśmy twoją rodziną, mo chroí. Ty jesteś królową. – Wypowiada te słowa dość spokojnie, ale jego blada twarz wygląda srogo. – Ja jestem twoim królem.

Kręcę głową, cofam się o krok od krawędzi wody i od jego ręki wyciągniętej w moim kierunku. Moje serce bije teraz tak mocno, że słyszę jego uderzenia w uszach.

– Ja należę do tego miejsca, do nich… Do niego – mówię cicho, obserwując, jak grymas na twarzy Brennusa zmienia się w najciemniejszy gniew. Słyszę kliknięcie kłów, gdy wysuwają się nagle z jego ust, obnażając przerażające, ostre jak brzytwa końcówki.

– Zostawisz mnie samego z tym wszystkim, co do ciebie czuję? Ja za ciebie oddałbym życie. Czy nie wystarczy ci to, że ciebie kocham? – pyta głosem pełnym zranienia i krzywdy.

– Wiem, że mnie kochasz, Brennusie. Wiem też, że oddałbyś życie, aby mnie chronić, jeśli bym ci na to pozwoliła, ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę z tobą być… – Czuję, jak łzy napływają mi do oczu.

– Możesz i będziesz – ripostuje, próbując chwycić mnie za rękę. Jego palce przenikają przeze mnie, pozostaje tylko mroźny podmuch powietrza w miejscu, gdzie przed chwilą była jego dłoń.

Zdziwiona spoglądam na niego, widzę jego frustrację.

– Ty jesteś klonem… zaklęciem. – Wzdycham. – Tak naprawdę ciebie tu nie ma.

– Zaskoczona? – Traci odrobinę swojego gniewu na widok mojej zdziwionej miny. – Jak żyjesz wystarczająco długo z niezwykłymi istotami, podobnymi do ciebie, to się uczysz paru rzeczy. Genevieve, to jest zaklęcie. Podobało mi się to, co robiłaś ze swoimi klonami… obrazami ciebie, które tworzyłaś. Pomyślałem, że sam mógłbym spróbować. Chcesz zobaczyć, co jeszcze potrafię? – Nie czekając na moją odpowiedź, zarzuca wokół mnie swoje ramiona utworzone z fal.

Pulsujące echo energii kłębi się dookoła nas. Mroczne postaci Gankanagów zaczynają wyłaniać się z głębin morza, formują się w legiony i czekają na plaży. Ci ożywieńcy tłoczą się wokół nas, wyglądają bardzo realnie w świetle księżyca.

– Ich też tutaj nie ma. – Próbuję ukryć strach i złość przenikające mnie na widok armii, którą Brennus mógłby po mnie wysłać.

– Jeszcze nie – odpowiada mrocznie. – Nie zmuszaj mnie, abym ich wysłał, żeby znów cię do mnie sprowadzili. Myślałem, że już to przerabialiśmy. Pogoń za tobą zaczyna odciskać na mnie piętno, mo chroí. Już nie wiem, jak mam sprawić, abyś zrozumiała, że jesteś moim sercem. Ja nie istnieję bez ciebie… I ty też nie możesz istnieć beze mnie.

– Więc mówisz, że zabijesz mnie, jeśli nie wrócę do ciebie? – pytam go, czując, jak chłód przenika moje wnętrze.

– Wysączę cię do ostatniej kropli krwi – straszy mnie, odsłaniając białe kły. Jego obraz pochyla się, zbliża do mojej szyi, a mroźne powietrze uderza o moją skórę.

Wzdrygam się na wspomnienie potwornego bólu, który towarzyszy ukąszeniom.

– Jeśli mnie ugryziesz i tak zostaniesz z niczym – wypalam. Czuję się zdradzona przez niego. – Nie napiję się twojej krwi i nie stanę się jedną z was.

– Ja zostanę z niczym?! Z chwilą, kiedy cię ugryzę, staniesz się Gankanagiem – zapewnia. – O, królowo. Nie zdołasz oprzeć się działaniu mojej krwi.

– Nie – kręcę głową. – Odmówię – oznajmiam z całkowitą świadomością każdego słowa.

Gniew powoduje, że Brennus zaczyna szydzić:

– Może odmówisz, a może nie. Zamierzam skorzystać z szansy i to sprawdzić.

– Naprawdę? – Czuję, że każde jego kiedykolwiek wypowiedziane słowo było kłamstwem.

– Tak – odpowiada, patrząc na mnie jak drapieżnik na ofiarę.

– Oddałbyś moją duszę do Szeolu? Na całą wieczność tym potworom? – pytam z rezygnacją. Jeśli rzeczywiście wypiję jego krew, moja dusza zostanie skazana na Szeol, na wieczność wśród upadłych aniołów. Umrę i zostanę wskrzeszona jako ożywieniec… Podobna do niego.

– Jeśli mnie zmusisz, tak zrobię – odpowiada bez cienia wątpliwości.

Zbliżający się głos Russella przerywa nam rozmowę.

– Brr, czujesz to, Ruda? Teraz to dopiero zimno – mówi, wymachując swoim kijem golfowym, aby odczarować obrazy Gankanagów, które Brennus sprowadził na plażę.

Russell odkłada na ramię kij w chwili, kiedy wszystkie obrazy rozmywają się i nikną. Jego wysoka postać góruje nade mną. Russell bez wahania odrzuca kij, aby otulić mnie ramionami. Obdarowuje mnie kolejnym miażdżącym kości uściskiem, pozbawiając tchu.

– Russell… – Jego imię wyrywa mi się jak modlitwa, gdy spoglądam w czekoladowobrązowe oczy. W świetle księżyca jego włosy wydają się złote.

Szczerzy się do mnie szeroko.

– Ach, wiesz, chętnie pościskałbym cię dłużej, ale to musi boleć – przyznaje, zwalniając nieco uścisk. – Czy w czymś przeszkadzam? – Spogląda na zsiniałą z gniewu twarz Brennusa. – Ach, to znów ten prześladowca. Powinienem się domyślić, ale twój odór nie jest taki odrażający tu, na zewnątrz… Może byłoby lepiej, gdybyście wy wszyscy przeprowadzili się gdzieś do tropików – sugeruje przemądrzałym tonem. Widząc, jak brwi Brennusa zaczynają łączyć się w gniewie, dodaje: – Tak tylko mówię.

– Ten drugi… – zaczyna Brennus, używając imienia, które nadał Russellowi. Nazywa Russella „tym drugim”, ponieważ Russell jest jedyną istotą podobną do mnie: ludzko-anielską hybrydą. Choć mógł też mieć na myśli drugą połowę mojej duszy, bo Russell jest moją bratnią duszą.

Russell unosi rękę.

– Sekundkę, Brennusie, ty totalny popaprańcu! – rzuca obraźliwie Russell. – Muszę dostać co nieco od swojej dziewczyny.

Dłoń Russella wsuwa się w moje włosy u podstawy szyi, a wargi pewnie dociskają się do moich. Całuje mnie z intensywnością i tęsknotą, jakiej się nie spodziewałam. Brennus wydaje z siebie niskie warknięcie i niemal natychmiast odpowiada mu warknięcie Reeda. Jestem pewna, że Reed skierował je do Brennusa, ale tak czy inaczej odpycham Russella, próbując powstrzymać jego pocałunek. Jednak Russell jest szalenie silny i pomimo moich wysiłków nie udaje mi się go przesunąć nawet o milimetr.

Kończąc pocałunek, Russell spogląda na mnie, jakbyśmy byli zupełnie sami, i mówi:

– Ruda, brakowało mi ciebie.

Opuszkami palców dotykam swoich warg; czuję się zdezorientowana i przytłoczona.

– Mnie ciebie też – odpowiadam delikatnie. Nie mieliśmy okazji zbyt długo pobyć ze sobą sam na sam, od kiedy zostałam uratowana z posiadłości Brennusa w Irlandii. Większość czasu spędziłam z Reedem. Jeszcze jest wiele rzeczy niewypowiedzianych między mną a moją bratnią duszą.

– Brennus, a ty nadal tutaj? – pyta Russell. Nie patrzy w jego kierunku, tylko nadal na mnie. – Czemu się teraz nie poddasz? Nie znajdziesz kogoś innego do nawiedzania, ty straszny, martwy draniu.

– Z przyjemnością cię zabiję – odpowiada Brennus z pełnym przekonaniem.

– Łatwo tak mówić, gdy tak naprawdę ciebie tu nie ma, co? – odpowiada Russell, uśmiechając się do mnie, jakby to był tylko nam znany dowcip. – Następnym razem przybądź osobiście… Przynajmniej zyskasz więcej szacunku.

– Prowokujesz bójkę, w której moja wygrana jest pewna – odpowiada z twardym uśmiechem.

Patrząc na twarz Brennusa, Russell uśmiecha się bez zakłopotania, a jego karmazynowe skrzydła Serafina złowrogo wysuwają się z ciała. To przypomina mi o niszczycielskiej sile, jaką Casimir miał w swoich skrzydłach.

Brennus przenosi wzrok na mnie.

– Nie ukrywaj się przede mną, mo chroí, i nie każ mi po ciebie przychodzić. Nie chcę cię zmuszać, abyś mnie błagała – mówi, ignorując warczących na niego Reeda i Russella.

Moja skóra blednie, czuję się, jakby cały świat runął na mnie. Czuję się tak źle jak w celi w Houghton, kiedy Brennus po raz pierwszy próbował mnie przemienić w ożywieńca – potwora podobnego do niego samego. Nie, teraz czuję się znacznie gorzej. Wtedy nienawidziłam Brennusa. Wtedy nie był dla mnie przyjacielem. Teraz jest jak stale powracający koszmar, Freddy Krueger z ulicy Wiązów. Wpuściłam go do serca, a on je rozdziera.

– Brennus, dlaczego ty jesteś taki tępy? – pyta Russell, marszcząc brwi, jednocześnie uwalnia mnie z uścisku.

– On nie mógł się powstrzymać. – Reed odpowiada, podając mi dłoń. Chwytam ją mocno, czuję, jak Russell sięga po moją drugą dłoń.

– Ruda – Russell używa przezwiska, które dla mnie wymyślił. – Powiedz mu tylko, że między wami nie wypaliło, że on jest naprawdę złym chłopakiem. Powiedz mu, że to nie twoja wina, że to przez niego. – Uśmiecha się pogardliwie w kierunku Brennusa.

Powietrze wokół nas robi się coraz zimniejsze. Obserwuję, jak moje oddechy zamieniają się w dymiące obłoki.

– Zastanów się, mo shíorghrá – ostrzega mnie Brennus. – Zbliżam się i wiesz, co mogę zrobić. Kiedy cię znajdę, lepiej bądź przygotowana, aby oddać się swojej prawdziwej rodzinie. Mam mówić dalej?

Dłonie drżą mi tak, jakby on był tu naprawdę. Reed i Russell ściskają je mocniej, czując mój strach.

– Przybądź, a umrzesz, Brennusie. – Reed staje pomiędzy mną a Gankanagiem.

Brennus mierzy Reeda spojrzeniem.

– Mam ci tylko jedno do powiedzenia. Cogadh.

Blednę. Wiem, że to słowo znaczy „wojna”.

– Tuigim, Brennus – odpowiada Reed ze spokojem, „rozumiem”.

– Póg mo thóin. – Russell szczerzy się, każąc Brennusowi pocałować się w tyłek. – A teraz spadaj. Chcę pogadać ze swoją dziewczyną.

– Rzeź, to jest to, co lubię – mówi Zefir, a ja aż podskakuję przestraszona. Nie słyszałam, jak w niewykrywalny sposób mój mentor, anioł Mocy, zbliżył się do nas. – Kiedy do nas przybędziesz? Zmęczyło mnie już to czekanie – pyta. Jasnobrązowe pióra w jego skrzydłach poruszają się w oceanicznej bryzie.

– Wkrótce – odpowiada Brennus chłodno, nie spuszczając ze mnie jasnozielonych oczu.

– Nie rób tego! Proszę – szepczę do niego.

Obraz Brennusa zbliża się do mnie, czuję, jakby on sam tu był.

– Jesteś tak pięknym bólem, Genevieve. Przepiękną trucizną. – Gdy to wyznaje, jego oczy przepełniają się najbardziej gorzkim żalem.

– Więc pozwól mi odejść – błagam. Ból w mojej piersi zaczyna narastać.

– Czemu miałbym to zrobić, skoro lubię ból? Każdy. – Jego brwi unoszą się pytająco. – Będziesz moją kochanką i dowiesz się wszystkiego o bólu, obiecuję.

Russell warczy.

– Zee, patrz, jak ten umarlak się rzuca – mówi złowrogo.

– Zamierzałem wbić do ciebie na imprezę, jak tylko cię odnalazłem, Brennusie. Ale jeśli wolisz, czuj się zaproszony na naszą – dorzuca lekko Reed. – Tylko się pospiesz.

– Tak zrobię, aniołku – odpowiada mu Brennus, starając się zachować spokój. Spogląda na mnie, a jego czarne włosy błyszczą srebrnym blaskiem księżyca. – Miałaś rację… Rzeczywiście na koniec źle mnie potraktowałaś. Ja dałem ci wszystko. Całą wieczność będziesz musiała poświęcić, aby mi to wynagrodzić. – W jego głosie słychać szorstki ton osoby zdradzonej.

Obraz Brennusa odwraca się i zaczyna się oddalać; kroczy po morzu w stronę przerażającego horyzontu czarnych chmur. Z każdym jego krokiem stawianym na zmrożonej wodzie coraz bardziej staje się dla mnie zrozumiałe to, że mu wierzę. Dotykając drżącymi palcami onyksowego medalionu na swojej szyi, szepczę:

– On nadchodzi. Musimy odejść.

Łagodny głos Reeda zakłóca moje spanikowane myśli.

– Nigdy nie pozwolę mu znów cię zabrać – mówi miękko.

Mroczne chmury zaczynają się usuwać. Cofając się, odkrywają piękne nocne niebo, upstrzone milionami gwiezdnych ogników. Russell i Zefir zbliżają się do nas, aby swoją obecnością okazać mi wsparcie. Nadal drżąc, puszczam dłoń Russella i jak najmocniej wtulam się w ramiona Reeda, a księżyc oświetla tę scenę.

– Nadal uważam, że powinniśmy iść – odpowiadam. Nie mogę powstrzymać dygotania.

– Spodziewaliśmy się tego, że nas znajdzie. – Reed głaszcze moje skrzydła. – Masz jego nóż…

– Wiedziałeś, że mnie znajdzie. – Odpycham się od niego, aby spojrzeć mu prosto w oczy.

– Tak – odpowiada szczerze. – Żałuję tylko, że dziś wieczorem nie stawił się osobiście. Wtedy z łatwością bym go namierzył, ale odkąd nie jestem pod wpływem jego magii, nie mogę wyczuć jego mrocznej obecności.

– Ja czułem tego zimnego popaprańca przez całą drogę z drugiej strony wyspy – dodaje posępnie Russell.

– Dlaczego nie powiedzieliście mi, że jego nóż doprowadzi go do mnie? – pytam Reeda z takim uczuciem, jakbym właśnie brała udział we własnym pogrzebie.

Brwi Reeda unoszą się nad pięknymi zielonymi oczami.

– Evie, nie chciałem cię martwić – mówi troskliwym tonem. – Tak wiele przeszłaś…

– Tak – wtrąca Russell. – Zabierzemy go stąd – zwraca się do Reeda i Zefira.

– Russell, ty nie znasz Brennusa – ostrzegam. – On zniszczy samego siebie, aby tylko mnie odzyskać.

– Dobrze! To będzie jednocześnie jego pogrzeb. Jesteśmy gotowi na przybycie jego i jego armii. Podoba mi się, jak mu się postawiłaś, mówiąc, że nigdzie z nim nie idziesz. Obawiałem się, że skoro kiedyś owinął cię wokół swojego palca, to tak zostało.

– Nie jestem jego niewolnicą – bronię się.

– Przez ostatnich kilka tygodni byłaś z nim i zachowywałaś się jak jedna z nich – kontruje cicho Russell. – Bałem się, że możesz nadal do niego należeć.

– Musiałam zachowywać się jak jedna z nich. – Cała się trzęsę. Bryza staje się delikatna, niesie zapach soli i tropikalnych kwiatów, utkany balsamicznym upałem. – Ale przez cały czas chciałam wrócić do domu.

– Ciii – ucisza mnie Reed łagodzącym tonem. – Oczywiście, że chciałaś wrócić – potwierdza, jednocześnie posyłając Russellowi karcące spojrzenie.

– A więc macie plan i nie powiedzieliście mi o nim? – Przeszywam każdego z nich zawiedzionym spojrzeniem.

– Czekaliśmy, aż w pełni dojdziesz do siebie po powrocie z niewoli – wyjaśnia Zefir; jego jasnobrązowe skrzydła drgają delikatnie.

– Kiedy zamierzaliście mnie o tym poinformować? – odpieram poirytowana faktem, że kolejny raz coś przede mną ukrywają.

Zefir się uśmiecha, a jego brwi tworzą teraz łuk nad lodowobłękitnymi oczami.

– Wierzę, że właśnie udowodniłaś swoją gotowość – odpowiada.

– Okay – oddycham głęboko. Próbuję spowolnić pracę swojego łomoczącego serca. – Więc jaki jest plan? – pytam, aby skoncentrować się na czymś innym niż nieuniknione przybycie tutaj Brennusa.

Reed troskliwie otacza mnie ramionami.

– Zefirze, czy mógłbyś obudzić Buns i Brownie? Spotkamy się w dużym domu, aby przedyskutować z Evie nasz plan.

Spoglądam w stronę dużego domu w stylu posiadłości właściciela plantacji, znajdującego się na grani górującej nad plażą. Zefir i moje przyjaciółki anielice Kosiarze, Buns i Brownie, zamieszkiwali tam od czasu do czasu, kiedy to w ciągu kilku ostatnich miesięcy próbowali ustalić miejsce mojego pobytu, a później znaleźć sposób, jak mnie uwolnić.

Zefir potwierdza skinieniem, obdarowuje mnie delikatnym pocałunkiem w czubek głowy.

– Cieszę się, że jesteś znów z nami. – Traktuje mnie jak swoją młodszą siostrę.

– Ja też – odpowiadam.

Zefir kiwa głową w stronę Russella i udaje się w kierunku dużego domu. Russell nie za bardzo chce odejść. Wie, że nadal bardzo się boję.

– Już w porządku, Russell – zapewniam.

– Nie, wcale nie – mówi z uporem. – Ale będzie w porządku, kiedy zabijemy Brennusa.

Russell zna mnie na wylot. Jest moją bratnią duszą, a suma naszych poprzednich istnień rozciąga się tysiące lat wstecz. On je wszystkie pamięta, lecz ja nie pamiętam żadnego swojego poprzedniego życia jako człowiek.

– Brennus już jest martwy, Russell. – Marszczę brwi na wspomnienie dotyku pięknej i zimnej skóry ożywieńca. Drżę.

– Semantyka, Ruda. On nie może być martwy, skoro chodzi i powraca – odpowiada.

– Nie, on jest ożywiony za pomocą magicznych sił, które z łatwością mogą zmiażdżyć ciebie i mnie – odpowiadam, choć wiem, że trochę przesadzam.

Reed uśmiecha się potwierdzająco.

– Magia Brennusa nie może mnie zranić, dlatego rozwalę jego i to jego niby-imperium. – Reed mówi to cicho.

Magia Gankanagów nie działa na anioły takie jak Reed i Zefir, ale ja i Russell jesteśmy ludzko-anielskimi hybrydami i magia czarnoksiężników może nas pogrzebać. Gdy słyszę słowa Reeda, serce zaczyna uderzać mocniej w mojej piersi. Potrzeba bycia z nim dała mi siłę, aby przetrwać niewolę u Gankanagów. Bez tej siły poddałabym się nękającej mnie potrzebie wypicia krwi Brennusa po tym, jak zostałam przez niego ukąszona. Nie mogę go teraz stracić, nie po tym, jak do niego wróciłam.

– Uciekajmy – szepczę do jego ucha. – Możemy znów się ukryć – proszę.

– Nawet jeszcze nie usłyszałaś, jaki mamy plan. – Reed przytula mnie jeszcze mocniej.

– Jeśli wymaga tego, żebyś zbliżył się do Brennusa, to ja zdecydowanie się sprzeciwiam. – Żołądek wykręca mi się na myśl o Brennusie używającym swojego zniewalającego dotyku, aby móc kontrolować Reeda.

– Ciii, Evie. – Reed gładzi moje włosy i przysłuchuje się szaleńczemu biciu mojego serca. – Teraz, kiedy twoje życie nie jest związane z Brennusem, mogę bez żadnych konsekwencji go zabić. Jedynym powodem tego, że jeszcze żyje, był magiczny kontrakt wiążący z nim ciebie. Gdyby nie to, już dawno przestałby istnieć. Miałem tak wiele dogodnych sytuacji, aby go zabić, ale nie mogłem tego zrobić, bo to przyczyniłoby się do twojej śmierci. Lecz Brennus zerwał ten kontrakt i teraz już nic nie jest w stanie mnie powstrzymać.

Robię się coraz bledsza.

– Reed, ale on ma armię.

– Obiecuję ci, że już nigdy nie będziesz jego niewolnicą – szepcze mi te słowa do ucha, a ja tak bardzo chcę mu wierzyć. – Pozwól, że wyjaśnię ci nasz plan. Zrozumiesz.

Ostrożnie prowadzi mnie w stronę domu na plaży. Wahając się, zerkam na Russella, który odprowadza nas wzrokiem. Jego oczy zdradzają, jak bolesny dla niego jest widok mnie razem z Reedem. Gdy byliśmy razem przez wieki, zawsze byłam miłością jego życia, i to każdego, z wyjątkiem tego obecnego. To życie jest inne. Już nie jestem tylko człowiekiem, jestem także anielicą i ta anielska część mnie prawdziwie kocha i potrzebuje Reeda. A moja dusza… Moja dusza zawsze będzie kochać Russella, to on jest moim najlepszym przyjacielem.

– Idziesz, Russ? – rzucam przez ramię.

– Niee – odpowiada spokojnie, uderzając kijem golfowym o piasek przy stopach. – Ja już poznałem ten plan. Możemy porozmawiać jutro w czasie naszego treningu na plaży.

– Okay – zgadzam się, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. Zdaję sobie sprawę, jaką torturą dla niego jest moje uczucie do Reeda, ale nie potrafię tego zmienić. Nie wiem, czy istnieje jakiś sposób. Obserwuję, jak Russell odchodzi na drugą stronę wyspy… Tak daleko ode mnie i od Reeda, jak to tylko możliwe.

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: