- W empik go
Przesilenie - ebook
Przesilenie - ebook
Sebastian wiedzie poukładane życie, w którym wszystko jest przewidywalne niczym piątkowe spotkania z przyjaciółmi. Żona, dziecko, mieszkanie w Krakowie i praca na etacie zapewniają mu spokój i poczucie bezpieczeństwa. Z rutyny, która z czasem staje się coraz bardziej męcząca, potrafią go wyrwać tylko opowiadania żony, dla której praca to prawdziwa pasja. Pewnego letniego dnia odwiedza go jednak dziwny mężczyzna, który przedstawia się w mrożący krew w żyłach sposób. Ta wizyta rozpoczyna serię niezwykłych wydarzeń, a Sebastian powoli zaczyna rozumieć, że w życiu chodzi o coś więcej niż dostatni byt.
Dawid Adrian Ś.
Urodzony w styczniu 1986 roku. Mieszkał i pracował między innymi na Alasce, w okolicach Londynu oraz Frankfurtu nad Menem. Pisze od najmłodszych lat – głównie opowiadania. Bloger w stanie spoczynku – kilkakrotnie promowany przez redakcję onet.pl. Muzyk, kompozytor i autor tekstów. Jego marzeniem jest budowa domu na wsi.
Przemiana duchowa, jakiej doznał po powrocie z emigracji, zainspirowała go do napisania pierwszej powieści, ostatecznie ukończonej w 2021 roku.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-527-9 |
Rozmiar pliku: | 863 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Patrycy w skupieniu pokonywał kolejne metry chodnika – tętniące, miejskie życie nie wywierało na nim żadnego wrażenia. Co jakiś czas napotykał wózki z preclami, szedł jednak równym tempem, zatrzymując się jedynie przy przejściach dla pieszych. Po przebyciu jednego z nich znalazł się w pobliżu oszklonego budynku. Przystanął i z nieukrywaną dezaprobatą zmierzył wieżowiec wzrokiem. Do środka wszedł drzwiami obrotowymi i zaraz po przekroczeniu progu budynku znalazł się przy recepcji. Jego długie blond włosy w odcieniu delikatnej żółci opadały na ramiona. Ubrany był w czarną, rozpiętą marynarkę, a w prawej dłoni trzymał teczkę. Miał pucułowatą twarz i charakterystyczne skupione spojrzenie.
– Dzień dobry, jestem umówiony na spotkanie z panem Sebastianem Brzozowskim – zwrócił się do recepcjonistki.
– Dzień dobry. A mógłby pan przypomnieć mi swoje imię?
– Patrycy Lubomirski.
– Proszę dać mi chwilę, przygotuję przepustkę.
Patrycy opierał się o drewniany blat umieszczony na wysokości dłoni. Recepcja w kształcie owalnej wyspy połączonej jedną stroną ze ścianą znajdowała się w odległości około dziesięciu metrów od wejścia. Pomieszczenie miało okna od strony południowej, skąd przyszedł. Wraz z oddalaniem się od obrotowych drzwi światło stopniowo traciło na sile, tak że w okolicach recepcji panował już delikatny półmrok.
– Panie Patrycy, oto pana przepustka. Proszę zawiesić ją na szyi i użyć podczas wybierania piętra w windzie. Biuro pana Sebastiana znajduje się na siódmym piętrze. Proszę pójść do sali konferencyjnej, która znajduje się po prawej stronie od windy. – Kobieta podała Patrycemu niebieską przepustkę z wypisanymi drukowanymi literami imieniem i nazwiskiem gościa.
– Czy mogę jeszcze jakoś pomóc? – zapytała, uśmiechając się serdecznie.
– Nie, dziękuję. Wszystko zrozumiałem.
– To świetnie. Gdyby pan jednak czegoś potrzebował, to proszę dzwonić bezpośrednio do mnie na recepcję.
Po kilku sekundach od wejścia do windy Patrycy dostał się na piętro, w którym mieściły się biura firmy. Zgodnie z wytycznymi skierował się prosto do sali konferencyjnej. Pomieszczenie, do którego wszedł, mogło pomieścić co najmniej pięćdziesiąt osób. Usiadł na najbliższym krześle i mimowolnie zaczął się rozglądać. Wnętrze było dobrze oświetlone, wielkie prostokątne okna sięgały niemal samego sufitu i wpuszczały wystarczająco dużo światła słonecznego. Patrycy zaczął pocierać dłońmi o siebie. Po chwili zapiął marynarkę. Dokładnie o 13:00 do sali wszedł Sebastian.
– Dzień dobry. Moje nazwisko Brzozowski.
– Dzień dobry, panie Sebastianie. Miło pana widzieć. – Mężczyźni podali sobie dłonie i usiedli.
– Mnie również. Dziękuję za przesłane propozycje. – Sebastian spojrzał badawczo na Patrycego. – Nie jest panu czasem za zimno? Podwyższę temperaturę w salce. – Patrycy siedział w pozycji zamkniętej, krzyżując dłonie. Jego marynarka była dokładnie zapięta. Dwa dodatkowe guziki sprawiały, że jej fason daleki był od obecnie panujących trendów, jakby pochodził nie z tego świata.
– Nie, dziękuję, proszę się o mnie nie martwić – odpowiedział i szybko zmienił pozycję, kładąc dłonie na stół. – Właściwie to chciałbym przejść do sedna.
– Ależ tak, oczywiście.
– Panie Sebastianie, czy dobrze pan wie, na czym polega robienie interesów i spełnianie oczekiwań?
Pytanie nie wywołało w Sebastianie większej reakcji. W swojej pracy spotykał się z różnymi strategiami negocjacji. Poznał ich już wiele i był gotowy na kolejną.
– Każdy spełnia jakieś oczekiwania. I każdy z nas pełni jakieś obowiązki.
– Trudno mi będzie przejść do sedna tak po prostu. – Patrycy analizował sytuację, a na jego twarzy pojawiło się zastanowienie. – Zabrzmi to trochę niedorzecznie, ale to normalne, wkalkulowane w scenariusz.
Kolejne zdanie napotkało w Sebastianie zdecydowany opór. Mężczyzna chciał, aby dalsza część rozmowy jak najszybciej przybrała znany mu konwencjonalny charakter.
– O czym pan mówi? Nic z tego nie rozumiem. – W żartobliwy i serdeczny sposób uśmiechnął się do Patrycego.
– Panie Sebastianie, osiągnął pan pewne społeczne cele: piękna żona, syn, mieszkanie, dobra praca. Wszystko idealne, jak w katalogu. Zgodzi się pan ze mną?
Na twarzy Sebastiana pojawiła się konsternacja. Zniecierpliwienie ukrywane pod uśmiechem zaczęło się stopniowo uzewnętrzniać. Zbladł i zmarszczył brwi.
– Trochę dziwią mnie pana słowa. Do czego pan zmierza i jaki ma to związek z tematem spotkania?
Patrycy zrozumiał, że nadszedł odpowiedni moment, aby wszystko wyjaśnić – wstał i podszedł do regału, na którym wisiały nagrody branżowe.
– Gratuluję, pańska firma zdobyła naprawdę sporo nagród: pierwsze miejsce na targach meblowych we Frankfurcie, tutaj jakieś inne, o, i tutaj najlepszy sprzedawca roku dwa tysiące osiemnastego. I to właśnie pan! Przyznaję, robi to na mnie niemałe wrażenie. – Patrycy postanowił złapać oddech i znacznie ciszej, zupełnie tak, jak gdyby mówił do samego siebie, dodał: – Osoba tak pusta w środku.
Choć Sebastian bardzo dobrze słyszał każde słowo, nie dawał tego po sobie poznać. Mimo to zdenerwowanie rosło w nim z każdą kolejną chwilą rozmowy.
– Myślę, że mogłem lepiej przygotować się do tego spotkania. No ale trudno, co się stało, to się nie odstanie – dodał po chwili milczenia Patrycy.
– Panie Patrycy, jest mi niezmiernie przykro, ale jestem zmuszony pana wyprosić i pożegnać. Nie życzę sobie tego typu komentarzy pod moim adresem. Odprowadzę pana do wyjścia.
Sebastian próbował podnieść się z krzesła, jednak nie był w stanie. Mocował się z sobą, próbując wesprzeć się na dłoniach w celu podniesienia ciężaru swojego ciała.
– Proszę nie próbować. To bezskuteczne.
– Jak to? Co pan zrobił? Czy to jakiś gaz usypiający? – Sebastian sięgnął po swój telefon.
– Proszę dać mi moment i nigdzie nie dzwonić. W przeciwnym razie uznają pana za wariata.
– Prędzej pana. – Sebastian odłożył telefon i nadal siłował się sam ze sobą, próbując wstać z krzesła.
– Czy ktoś z firmy uwierzy, że podczas jednominutowego spotkania zdążyłem rozpylić gaz, przez który nie może pan wstać z krzesła? Co więcej – nie wiem, czy pan zauważył, ale drzwi tej sali są cały czas uchylone. Inne osoby w biurze też powinny zostać „zagazowane”, jak pan sugeruje.
Sebastian przerwał swoje bezskuteczne próby i spojrzał na Patrycego. Po kilku sekundach ciszy wyraz jego twarzy stał się nerwowy i gniewny. Chwilę później zaczął stukać palcami o blat stołu.
– A więc o co panu chodzi? – zapytał ze zniecierpliwieniem.
– Wstęp mamy już za sobą. Myślę, że dobre maniery nakazują, abym się przedstawił. Otóż, jak pan podejrzewa, nie jestem przedstawicielem firmy oferującej kleje. Jednak nie mogłem się z panem spotkać na ulicy czy nachodzić pana w domu. W obu tych przypadkach uznałby mnie pan za kogoś, delikatnie mówiąc – mało wiarygodnego. Dlatego też musieliśmy się spotkać tutaj, w miejscu pańskiej pracy. – Patrycy zrobił pauzę. – A kim jestem? To nieco dłuższa historia. Na pewno jestem takim samym obywatelom jak pan, choć nie do końca. Mój wyuczony zawód, dzięki któremu zarabiam na życie, to programowanie – jestem informatykiem. Natomiast moje prawdziwe oblicze oraz to, kim naprawdę jestem, to już nieco inna historia. – Znów przerwał na kilka sekund i odwrócił się w stronę Sebastiana. – A po co tu jestem? Przyszedłem powiedzieć panu o dniu pańskiej śmierci.
Mimowolny ruch dłoni Sebastiana nagle ustąpił, a w sali zapanowała niemal zupełna cisza. Z oddali docierały lekko słyszalne szumy ulicy przerywane krótkimi krzykami jeżyków i gruchaniem gołębi. Kraków mienił się i rozświetlał, tonąc w przyjemnym skwarze lipcowego słońca. Patrycy nadal stał przy regale z dyplomami firmowymi, a Sebastian siedział ze wzrokiem wbitym w ścianę. Jego twarz była opalona – należał do przystojnych mężczyzn z wyraźnie zarysowanym profilem oraz krótkim, trzymilimetrowym zarostem w kolorze ciemnego brązu uformowanym w profesjonalnym salonie fryzjerskim dla mężczyzn. Cisza trwała kilkanaście sekund – Patrycy czekał na komentarz swojego rozmówcy.
– Nie wierzę panu. Nie wierzę w to, co pan mówi. Myślę, że jest pan pewnego rodzaju magikiem-iluzjonistą, który ma te swoje sztuczki. Skoro bawi się pan tak dobrze, to pozwoli pan, że ja również pogram w tę nadzwyczaj dziwną grę. Jeśli to żart Michała, to przyznaję, że tym razem przeszedł samego siebie. Dobrze, załóżmy, że wie pan wszystko o mnie i o dacie mojej śmierci. Teraz niech mi pan powie, co może z tego wyniknąć dla mnie i dla pana – dlaczego miałby mi pan zdradzić, kiedy to nastąpi? No i kim pan w ogóle jest?
Patrycy podszedł do okna. Dłonie trzymane do tej pory luźno wzdłuż linii ciała zmieniły pozycję, skrzyżował je za sobą i spoglądając przed siebie, oznajmił:
– Sam bym nie uwierzył. I to też mam wpisane w scenariusz. Dlaczego to panu mówię? Otóż pańskie, muszę przyznać, nędzne życie stanowi wielką wartość dla wielu innych ludzkich istnień. Nagłe pana zniknięcie rozpoczęłoby szereg nie do końca pożądanych wydarzeń. I nie chodzi mi jedynie o pańskich bliskich. Niestety, na ten moment nie mogę powiedzieć wszystkiego – na dziś i tak już wystarczy.
– I tym się zajmujesz w wolnych chwilach? Nachodzisz ludzi w biurach i straszysz?
– Widzę, że przeszliśmy już na „ty”. Cieszy mnie, że nasza relacja się rozwija. Liczę na wieloletnią przyjaźń. – Na twarzy Patrycego pojawił się uśmiech.
– Czyli mam przynajmniej kilka lat – wymamrotał Sebastian.
– Gdybyś miał umrzeć jutro, nie fatygowałabym się dzisiaj.
– Więc po co mi to mówisz?
Patrycy nie odpowiadał.
– A po co ja właściwie pytam? Michał mi za to srogo zapłaci.
– Cieszy mnie, że masz dobrych znajomych, Sebastianie. To spora wartość. A teraz, wracając do meritum, kim jestem? Nazwij mnie, jak chcesz. Proponuję jednak określenie, które podaje internet: Anioł Śmierci.
Sebastian siedział, nie wykonując żadnego gestu ani ruchu – wyraz jego twarzy od kilku chwil zupełnie się nie zmieniał. Wyglądało na to, że jego myśli skupione są już na czymś zupełnie innym.
– Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mi nie wierzysz. Czemu miałbyś? W końcu faktycznie mogłem użyć jakiejś hipnozy, aby cię sparaliżować. I tak, racja – twoje prywatne życie nie jest dla nikogo tajemnicą. Pozwól jednak, że udowodnię ci, że faktycznie jestem kimś, kogo do tej pory uważałeś za bohatera filmów fantastycznych.
Sebastian skierował wzrok na Patrycego.
– Zacznijmy od aniołów. Jest ich kilka rodzajów. Nie chciałbym nawiązywać do żadnych mitologii, religii czy legend. Po prostu są to postacie – istoty żyjące na tej plancie, o których wiadomo bardzo niewiele. Ja na przykład jestem od śmierci – spytasz: „od kiedy?”, „kto mi to powiedział?”, „jak to odkryłem?” – zostawmy to na później.
– A może powiedz, do jakiej sekty należysz? Będzie prościej wysłać jakiś pozew czy zająć się wami bardziej rzeczowo.
Patrycy nie skomentował tych słów, tylko wrócił do wcześniej rozpoczętego wątku.
– Inne rodzaje aniołów to na przykład ten „od życia”. Załóżmy, że jestem prokuratorem – Aniołem Śmierci, który chce cię zabrać z tego świata, ponieważ za to mi płacą. Inny anioł – taki od życia – będzie próbował cię ocalić – to taki obrońca z urzędu. Z doświadczenia wiem, że powinien ci on towarzyszyć już od jakiegoś czasu. – Patrycy spojrzał na mężczyznę badawczym wzrokiem. – Choć twój może jednak się trochę spóźniać.
Sebastian skrzyżował dłonie.
– Anioły, bez względu na rodzaj, to ludzie tacy jak ja, ty czy wszyscy inni. Pracują, mają rodziny, zarabiają pieniądze i są częścią społeczeństwa. Wielu z nas posiada zdolności takie jak telepatia, odczytywanie myśli, prekognicja, mamy bardzo wysoki iloraz inteligencji.
– Prekognicja?
– Masz już dwa hasła do odnalezienia w internecie – tym drugim będzie właśnie „prekognicja”. Cechą charakterystyczną, do tej pory dla mnie niezrozumiałą… – Po wypowiedzeniu ostatniego słowa Patrycy zamknął oczy. W sali znów zapanowała cisza. Po kilkunastu sekundach ponownie się odezwał: – Czy w upalne i słoneczne dni takie jak dzisiaj nie zdarzało ci się widywać ludzi ubranych w płaszcze, kurtki, ciepłe swetry?
– Tak, hipsterzy. W Krakowie jest ich sporo.
– Nigdy cię to nie zastanawiało?
– Taka moda.
– Otóż właśnie nie do końca. Temperatura ciała każdego anioła jest niższa średnio od jednego do siedmiu stopni Celsjusza. Dlatego najlepiej czujemy się latem.
– Od jednego do siedmiu stopni? A od czego to zależy? To dość duży przedział.
– Zależy to tylko i wyłącznie od stopnia zdolności, rangi, umiejętności danego anioła. Im wyższy – tym temperatura jego ciała staje się niższa.
– A ty na którym jesteś stopniu? – spytał z przekąsem Sebastian.
– Na takim, abyś mógł tu siedzieć ze mną jeszcze kilka chwil.
– Dobrze, jesteś Aniołem Śmierci. Nawet ciekawa ta historia. Na pewno o tym poczytam. Udowodnij mi jednak, że nim jesteś. Masz jakieś sztuczki, których jeszcze nie użyłeś?
– Dziś o godzinie 7:04 stłukłeś biały duży talerz, na którym chciałeś położyć kanapkę z serkiem i kiwi. Żona była wtedy w łazience. Talerz rozpadł się na mnóstwo drobnych kawałków. Mimo że odkurzyłeś całe pomieszczenie, pod prawą nogą lodówki znajduje się ostatni odłamek – ma kształt kociego kła. Jest cienki i niebezpieczny – lepiej go sprzątnij zaraz po powrocie z pracy.
Sebastian zmarszczył brwi, był kompletnie zaskoczony.
– Na mnie już czas. Do następnego razu, Sebastianie.
Patrycy wyszedł z salki przez uchylone drzwi. Sebastian nadal siedział bez ruchu. Tarcza zegara nad drzwiami pokazywała 13:01 i mężczyzna nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Doskonale pamiętał, że jego gość wszedł do pomieszczenia o 12:59, a on sam minutę później. Niemożliwe jest, by nasza rozmowa trwała dokładnie jedną minutę – analizował. Czuł, że dzieje się coś, na co nie ma wpływu. Zdenerwowanie stopniowo ustępowało miejsca pojawiającej się dezorientacji.
– Hej, biznesmen. Szybkie to twoje spotkanie. – Myśli Sebastiana przerwał nagle głos zza jego pleców. Michał, przyjaciel i współpracownik, wszedł do sali i z zaciekawioną miną usiadł naprzeciwko Sebastiana.
– Mogłeś przynajmniej okazać nieco zainteresowania – umówić się na jakąś kolację na koszt dostawcy. Oni mają to w budżecie.
– Daj spokój, nie będziemy robić z nimi żadnych biznesów. To strata czasu.
– Oj, Sebastian. Od kiedy ty taki poważny? Wrzuć na luz – mamy piękne lato. Czy ty widzisz, co dzieje się na ulicach? Tyle pięknych kobiet.
Sebastian spojrzał na Michała tym razem ze skupieniem, jakby chciał zrozumieć, co ten przed momentem do niego powiedział.
– Se-ba-stian! Tak, wiem, że masz żonę. Ale popatrzeć nie zaszkodzi. Ty stary pierdoło. A wczoraj, wyobraź sobie, taka młoda studentka robiła mi kawę. Ale jaka miła! Jaka fajna! Miała takie duże… – Michał wstał i w kabaretowy sposób zainscenizował wielkość kobiecych piersi. – Ona taka, wiesz – nie za wysoka, figlarna, zalotna. I chyba lubi starszych. Mam trzydzieści cztery lata, a ona może ze dwadzieścia trzy, ale to nie szkodzi. Trochę tam ludzi było – dzisiaj zapytam ją o jakiś spacer albo o numer chociaż. Taka smaczna gąska, no mówię ci, Seba! – Michał przerwał na dwie sekundy, po czym kontynuował, tym razem głośniej, niemal wykrzykując: – Ty dziadzie stary! Słuchasz mnie w ogóle?
– A, tak. Fajna dziewczyna. To bierz ten numer i ożeń się wreszcie, zanim kompletnie wyłysiejesz.
– O, widzę, że ostro zaszedł ci za skórę. – Michał przez moment spoglądał na Sebastiana, analitycznie i badawczo. Po kilku sekundach pauzy wrócił do swojej wypowiedzi. – A co do włosów, to nic się nie martw, odrastają mi.
– Chyba nie tam, gdzie powinny.
– A wiesz czemu?
– Czemu?
– Używam preparatu z koziej spermy.
Sebastian poruszył głową w geście dezaprobaty i zwątpienia.
– Tak, dokładnie, Seba. Codziennie robię sobie wcierkę – o poranku w naszej korporacyjnej łazience. A dłonie są po tym wcieraniu takie delikatne. Zawsze mnie pytasz, czy używam kremu. Otóż nie! Ale korzystasz i ty, co rano podając mi dłoń na powitanie. – Michał był rozbawiony, znał Sebastiana i wiedział, że nie był on dziś w najlepszym humorze. Kontynuując, liczył na jego wewnętrzne przełamanie. – Ta mała z kawiarni potrzebuje zdrowego i silnego chłopa. – Wstał i ku lekkiemu zdziwieniu Sebastiana zaczął wykonywać ćwiczenia rozciągające.
Michał był kilka centymetrów wyższy od Sebastiana, miał prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów, włosy i brodę w kolorze ciemnego brązu przystrzyżone na długość około trzech milimetrów, lekko przerzedzone na czubku głowy. Ton jego głosu był niski i dźwięczny. Mężczyźni poznali się w pracy i od dłuższego czasu chętnie umawiali się w wolnych chwilach na wspólne bieganie lub wyjście na siłownię. Podczas tej rozmowy Sebastian powoli zapomniał o sytuacji sprzed kilku minut – zaczął się delikatnie uśmiechać. Historie opowiadane mu przez przyjaciela wzbudzały w nim rozbawienie.
– A jak te twoje kursy tańca? Miałeś iść na jakieś tańce latino?
Michał przerwał ćwiczenia i wytrzeszczył oczy, najpierw spoglądając na Sebastiana, a potem na swój zegarek.
– To dziś! A ja zostawiłem swoje buty na zmianę w mieszkaniu. Cholera jasna, wiedziałem, że czegoś nie wziąłem. Muszę na chwilę wyjść, Seba. Do potem. – Przyjaciel w pośpiechu opuścił pomieszczenie i zostawił Sebastiana samego. Tym razem jednak, już bez większego wysiłku, mężczyzna wstał i również wyszedł z salki. Udał się do swojego biura, spakował komputer, a potem skierował się do windy. Wysiadł na poziomie zero, tylko po to, aby ostatni odcinek dzielący go od parkingu podziemnego pokonać pieszo – często tak robił.
– Sebastian, a ty już do domu? – usłyszał, przechodząc obok biurka recepcjonistki.
– Tak, Aga, już po pracy.
– Szczęściarz! Mógłbyś czasem zajrzeć do mnie, chwilę poplotkować. Twoimi gośćmi się zajmuję, a w ogóle o mnie nie pamiętasz. – Ton głosu kobiety był prowokacyjny i niemal teatralny.
– Gośćmi? – zapytał z uśmiechem.
– No, dziś był taki ciekawy pan. Taki z długimi włosami.
– Już tu nie przyjdzie. Jutro też jesteś? Może zabiorę cię na szybki lunch koło dwunastej?
– Jestem, ale nie mogę z tobą iść.
– A to dlaczego?
– Nie proponowałeś nigdy czegoś takiego.
– Przecież mówiłaś, że o tobie zapominam. – Sebastian uśmiechnął się po przyjacielsku.
– Dobrze. To pójdziemy, ale na niezbyt długo. Zresztą, ja się z kimś spotykam, a ty masz żonę.
Sebastian spojrzał na kobietę z niedowierzaniem – ton jej głosu sprawił, że poczuł się tak samo zdezorientowany jak po rozmowie z Patrycym.
– Żartuję, Sebastian! Szkoda, że nie widziałeś swojej miny.
Sebastian pokręcił głową, lekko się uśmiechając.
– Do jutra, szalona!
Schodami zszedł na poziom minus jeden.
*
Wskazówki zegara na ścianie w salonie Sebastiana zatrzymały się dokładnie na godzinie 13:01. Właśnie wtedy do mieszkania weszła jego żona – Kasia. Niosła ze sobą zakupy. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, położyła wszystko na podłodze i udała się do toalety. Kasia była wysoką blondynką z włosami sięgającymi do ramion. Wyglądała świeżo, a delikatny makijaż podkreślał jej dziewczęcy urok. Często, przeglądając się w lustrze, dostrzegała, że mimo swojego wieku wygląda naprawdę młodo – obdarowywała się wtedy uśmiechem. Była kobietą pełną energii i sił witalnych – opiekuńczą i troskliwą. Dbała o praktyczne strony życia swoich domowników, takie jak porządek oraz zdrowe posiłki.
Blok mieszkalny rodziny Brzozowskich znajdował się w starej części Krakowa – trzy pokoje o powierzchni ponad sześćdziesięciu pięciu metrów kwadratowych zapewniały odpowiednią przestrzeń i swobodę. Kobieta z uwagi na swoje naturalne podejście do urządzania wzięła na siebie wybór mebli oraz kolorów ścian i dodatków. Dzięki niej mały korytarz wzbudzał zainteresowanie gości. Ściany pomalowane były odcieniem ciemnej szarości, a na nich pozawieszała liczne rodzinne zdjęcia. Pokój dzienny połączony z kuchnią urządziła skromnie i minimalistycznie – postanowiła umieścić tam wszystkie konieczne meble w taki sposób, aby nie zakłócały harmonii oraz układu pomieszczeń: kanapa w ciemniejszym odcieniu szarości, białe ściany oraz dębowy stół w jadalni. Okna od strony południowo-wschodniej sprawiały, że przez większość dnia w mieszkaniu było słonecznie i jasno. Dodatkowo życie rodziny Brzozowskich uprzyjemniał dwudziestometrowy balkon, na którym domownicy spędzali większość pogodnych dni – takich, gdy nie padał deszcz, a upał nie przeszkadzał w przesiadywaniu na zewnątrz. Widok na część panoramy miasta był na pewno czymś, czego mogli pozazdrościć im mieszkańcy innych dzielnic Krakowa. Nowy blok, w którym mieszkali, wybudowany został na miejscu starej kamienicy i znajdował się na wzniesieniu.
O godzinie 13:31 do mieszkania wpadł Sebastian. Gdy tylko odłożył swoją torbę, położył się na podłodze, a jego prawa dłoń wylądowała pod lodówką.
– Cieszy mnie twoje zainteresowanie moją osobą. Ale nie ma go już. I na pewno nie schowałam go pod lodówką.
– Bardzo śmieszne. – Sebastian odwrócił głowę i z grymasem na twarzy badał powierzchnię płytek pod urządzeniem. Kasia podeszła do blatu kuchennego, na którym stał czajnik elektryczny.
– Mógłbyś przynajmniej poszukać w szafie lub pod łóżkiem. – Małżonka Sebastiana była wyraźnie rozbawiona jego niecodziennym zachowaniem. Uśmiechała się, opierając się o stół. Mężczyzna nie przerywał poszukiwań.
– Chcesz może kawę?
– Tak, poproszę. – Sebastian po raz ostatni włożył dłoń pod lodówkę, a gdy i ta próba nie przyniosła żadnego efektu, postanowił się poddać. Wstał i podszedł do okna – nie był pewien, czy powinien podzielić się tym, co przydarzyło mu się dzisiejszego dnia w pracy. Obserwując panoramę miasta i najdalej położone zakątki, próbował uspokoić swoje myśli. Dopiero dźwięk gotującej się wody wybudził go z zamyślenia.
– Nie ma nic. Wszystko odkurzone. – Kasia podeszła do czajnika, woda powoli przestawała bulgotać. – I od kiedy jesteś takim maniakiem czystości? – dodała. Zalała dwie małe filiżanki wypełnione odrobiną zmielonych wcześniej ziaren, a do Sebastiana dotarł aromat świeżo parzonej kawy.
– Od dziś chyba.
– Po tym, jak wyszedłeś, postanowiłam odkurzyć jeszcze raz. Przy okazji, wszystko, co do tej pory znajdowało się pod lodówką, już się tam nie znajduje, drogi panie. – Skrupulatność, z jaką Kasia podchodziła do większości zadań domowych, była jedną z jej największych zalet. Dziś jednak, w kontekście nowych okoliczności, zaleta ta ukazała Sebastianowi również swoją drugą stronę. Choć nie do końca wierzył Patrycemu, to znalezienie tego, co rzekomo leżało pod jego lodówką, dałoby niezbity dowód, że rzeczywiście jest tym, za kogo się podawał.
– Roksana przyjdzie do nas o dziewiętnastej. – Kasia znów wyrwała go z zamyślenia.
– Sama?
– Oczywiście, że nie. Kogoś przyprowadzi.
Sebastian westchnął.
– Kogo tym razem? Doktor? Prawnik? A może jakiś żonaty, który ma się niedługo rozwieść?
– Sebastian! Przestań żartować. Ona niestety nie potrafi wybrać – taka już jest. Podobno jakiś informatyk, ale kto może wiedzieć, czym się tak naprawdę zajmuje.
– Co masz na myśli?
– Teraz to każdy może być informatykiem. A po pracy ma na przykład zespół heavymetalowy. No wiesz, pasje! Teraz się nie da inaczej, trzeba mieć jakąś odskocznię.
Sebastian nie odpowiedział. Wspólnie z Kasią postanowił zająć się obowiązkami domowymi. Wypowiedź żony sprawiła, że zaczął myśleć o swojej własnej odskoczni. Co nią właściwie było? W piłkę nożną nie grał od dobrych pięciu lat. Piątkowe i sobotnie spotkania przy kolacji i winie ze znajomymi przestały go relaksować już dawno temu. Traktował je raczej jak rytuał lub nawet obowiązek – sam jednak nie widział żadnej alternatywy dla siebie i Kasi. Znał scenariusz każdego z posiedzeń – potrafił przewidzieć niemal wszystko poza jednym. Punktem, który zmieniał oblicze każdego spotkania, był moment, kiedy jego żona zaczynała opowiadać o swojej pracy. Przejmowała wtedy inicjatywę i zmieniała znaną im listę tematów przewodnich. Czasem miał wrażenie, że wszyscy znajdujący się przy stole oczekiwali tylko tej chwili. Wtedy jego niesamowita żona wnosiła nieco życia w jednostajny i przewidywalny wieczór. Kasia pracowała jako manager do spraw zarządzania eksponatami muzealnymi na terenie całej Polski. Miała wgląd w starodruki oraz w wiele nowo odkrytych eksponatów, o których wiedziała tylko nieliczna grupa śmiertelników. Wiele z tych dokumentów było utajnionych, a ona zobowiązywała się zachować dyskrecję nawet w rozmowach ze swoim własnym mężem. Początkowo wszyscy żywo reagowali i często nalegali, aby komentowała najnowsze wydarzenia z wykopalisk. Szybko jednak zrozumieli, że próby poznania jakichś interesujących nowinek pozostaną bezskuteczne. Po jakimś czasie przestali wypytywać. Jednak gdy akta odtajniano, Kasia mogła się dzielić tymi informacjami z rodziną i przyjaciółmi. Wtedy właśnie, w momencie, gdy każdy z uczestników dyskusji powoli zaczynał myśleć o powrocie do domu, Kasia inicjowała nowy temat dotyczący odtajnionych akt. Rozmowy nabierały wówczas życia i trwały godzinami, często do samego rana. Tematy o podłożu historycznym szybko przechodziły do rozważań filozoficznych, a kończyły się na religijnych. Wówczas, aby uniknąć ewentualnych sporów, Sebastian dawał sygnał do zakończenie spotkania, za co wszyscy byli mu ostatecznie wdzięczni.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_