Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przesłanie - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
Maj 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przesłanie - ebook

Wybór esejów i żartobliwych opowiastek dotyczących wiary, kościoła, religii i kwestii związanych z moralnością autorstwa popularnego autora tekstów publikowanych w portalu racjonalista.pl Lucjana Ferusa, związanego obecnie ze stroną listyznaszegosadu.pl, którego redaktorem naczelnym jest Andrzej Koraszewski.

…światopogląd ateistyczny nie bierze się nie wiadomo z czego, np. ze złej woli, z wrodzonego sceptycyzmu czy też z nihilizmu. Zazwyczaj jest to owoc lektur bardzo wielu książek, wieloletnich przemyśleń i analiz zdobywanych informacji, oraz porównywania ich z innymi rodzajami wiedzy o świecie i o nas samych, pod kątem koherencji z odmiennymi – także uznawanymi za prawdę – poglądami. W jaki sposób przekonywałem się o prawdziwości poznawanej wiedzy? Przede wszystkim nigdy nie starałem się chronić swych poglądów przed przeciwstawną im myślą. Nie twierdziłem, że „ta książka nie jest dla mnie” lub „to nie moja bajka”, lecz  „rzucałem się” z ciekawością na każdą publikację, co do której miałem podejrzenie, iż może ona zachwiać moimi areligijnymi poglądami, podważyć je, a nawet obalić.

Uważam podobnie jak włoski filozof i ateista Cesare Vanini, iż „Prawdę można badać ze wszystkich stron, nieustannie sprawdzać, poddawać próbom i ze wszystkich takich prób wyjdzie zwycięsko”.

Lucjan Ferus

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7967-168-7
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O ROZWAŻANIACH PRZY DŁUCIE
ANDRZEJ KORASZEWSKI

Mówiąc, że znamy się od lat, trochę wprowadzam w błąd, gdyż nie znamy się osobiście. Od kilkunastu lat czytam i przygotowuję do publikacji teksty Lucjana Ferusa i raz w tygodniu wymieniamy elektronicznie listy. Poznaliśmy się, kiedy redagowałem portal „Racjonalista”. W 2013 roku założyliśmy z żoną „Listy z naszego sadu” i wówczas Pan Lucjan postanowił się przenieść do nas jako „gość w sadzie”.

W prywatnym życiu jest snycerzem. Może raczej powinienem powiedzieć był, ponieważ jest już na emeryturze, ale większość jego przemyśleń powstawała przy pracy, kiedy delikatnie rzeźbił dłutem, żeby z drewna wydobyć kształt, nie uszkodzić materiału i odłupać to co zbędne, by pozostało tylko to co potrzebne.

Można powiedzieć, że snycerz to więcej niż stolarz, rzemieślnik, ale nie rzeźbiarz. Choć warto pamiętać, że prawdziwy artysta to również rzemieślnik, a niejeden dobry rzemieślnik to prawdziwy artysta w swoim fachu. Tak czy inaczej, Pan Lucjan jest poniekąd kolegą po fachu świętego Józefa. O autorze niniejszej książki wiem jednak dużo więcej i nie są to legendy.

Rozważania Lucjana przy dłucie były nieodmiennie rozważaniami o lekturach, ponieważ zawsze pożerał książki, początkowo najróżniejsze, z czasem coraz bardziej koncentrował uwagę na książkach o religii.

Zapytała mnie kiedyś czytelniczka, dlaczego Ferus walczy z Bogiem. Ale on przecież wcale nie walczy z Bogiem. Wiele dziesięcioleci temu doszedł do wniosku, iż zgadza się z tymi autorami, którzy twierdzą, że bogowie są ludzką kreacją, że możemy pytać, jak człowiek stworzył bogów, dlaczego stworzył bogów, jak ewoluowała religia na przestrzeni dziejów i w różnych miejscach na świecie, co te religie łączy, a co dzieli, i wreszcie – dlaczego te wszystkie wierzenia są tak odporne na wszelkie empiryczne dowody, że w końcu mamy do czynienia z kosmicznym przekrętem. Z Bogiem nie ma po co walczyć, bo go nie ma. Jego twórcy byli jednak ludźmi z krwi i kości, a strażnicy religijnych legend przez wieki dostosowywali je do swoich potrzeb, korzystając z wiedzy o ludzkiej psychice.

Twórczość Lucjana Ferusa możemy nazwać notatkami z lektur. Z rzemieślniczą starannością notował myśli różnych autorów, które uznawał za ważne, a były ważne, ponieważ odsłaniały ukrytą istotę kultury. Religia bowiem przenika nasz język, w znacznym stopniu kształtuje nasze myślenie, mitologię, tworzy niezliczone tabu. Odkrywając, że wspiera się na fałszywych założeniach o istotach nadprzyrodzonych, pytamy, kto te fałszywe założenia tak uporczywie podtrzymuje, jaki ci ludzie mają w tym interes i dlaczego im się to ciągle, stulecie za stuleciem, udaje.

Pan Lucjan nie jest teologiem ani filozofem, jest krytycznym czytelnikiem książek, w których szuka odpowiedzi. Nie sili się na wielkie teorie, zwykłym, czasem trochę staroświeckim językiem opowiada o swoich refleksjach po kolejnych lekturach, wraca do notatek, przywołuje autorów, którzy dokumentowali historię Kościoła, pokazuje nieustanną troskę klasy kapłańskiej o to, żebyśmy wierzyli i płacili.

Nie wiem, jak dla innych, ale dla mnie te rozważania przy dłucie są cenne, pokazują relację między czytelnikiem mozolnie szukającym odpowiedzi na podstawowe pytania a autorami, którzy próbowali tych odpowiedzi dostarczyć. Lucjan Ferus opowiada o swojej drodze, o tym, jak te książki odsłaniały mu rzeczywistość zniekształconą przez nauczanie w szkole, w kościele, w rodzinnym domu. Kultura jest bowiem jak tysiącletni dąb: imponująca i piękna z odległej perspektywy, ale przy bliższym oglądzie widzimy spróchniały pień, a uschnięte gałęzie mogą wskazywać na martwe korzenie. Widzimy również prace konserwatorów.

Dziś, kiedy wiemy już tak wiele o ewolucji człowieka, historia religii staje się bardziej zrozumiała. Człowiek jest jedyną istotą świadomą swojej skończoności i mogącą informować innych osobników swojego gatunku o własnych egzystencjalnych lękach. Wielu autorów zasadnie twierdzi, że powstanie religii było nieuniknioną konsekwencją rozwoju języka i pojawienia się pytań, na które nie było i nie mogło być wtedy żadnej racjonalnej odpowiedzi. Religijne mity okazały się narzędziem zbiorowej świadomości i opartej na niej klanowej i plemiennej tożsamości. Okazały się również znakomitym narzędziem zdobywania i utrwalania władzy, ucisku i świadomego oszustwa. Bogowie byli sługami kapłanów i królów, zostali stworzeni na obraz i podobieństwo czasów i ludzi, którzy ich tworzyli.

Droga do ateizmu jest wybrukowana książkami, które odsłaniają misternie utkane kłamstwa. Pan Lucjan od lat wędruje tą drogą, od pierwszego zdumienia, że odkrywa zakazany owoc, do konstatacji, że oczywiste prawdy są tak konsekwentnie odrzucane. Przygląda się ustawicznie dyskretnie przerabianej legendzie, znajduje motywy tych przeróbek, patrzy na historię osobliwie pojmowanej miłości bliźniego nauczanej przez ludzi w komicznych szatach, którzy twierdzą, że mówią w imieniu jakiegoś boga. Ci, którzy też przedzierali się przez te same książki, powoli uwalniając się od dziedzictwa, którym nasycono ich w dzieciństwie, znajdą w tych rozważaniach towarzysza tej samej podróży, dla innych może to być początek długiej drogi do heretyckiego świata. Ja jestem wdzięczny losowi za nasze spotkanie, bo chociaż szedłem tą drogą już wcześniej, to przecież znajdowałem w tych zapiskach rzeczy nowe, częściej inne spojrzenie, nieco inną wrażliwość, inny gniew z powodu zła, które religia tak często wyrządza ludziom.

Ostatni tekst, który Lucjan Ferus przesłał dla „Listów z naszego sadu” (a który nie wchodzi do tego zbioru), traktuje o ucieczce młodych ludzi z Kościoła. Ta książka ukazuje się w szczególnym momencie – ujawnienia wielkiej fali skandali, pedofilskich zbrodni popełnianych przez katolickich księży. Te skandale zaczęły wypływać najpierw w Irlandii, następnie w Stanach Zjednoczonych, potem w kolejnych krajach po obu stronach Atlantyku. Kościół po staremu próbował to tuszować, a im bardziej zakrywał, tym więcej wychodziło i tym bardziej ludzie widzieli bezmiar hipokryzji. Kościół w Polsce długo udawał, że nic się nie dzieje i że u nas niczego takiego nie ma. W końcu jednak tama zaczęła pękać, a towarzyszy temu bunt kobiet, którym Kościół ponownie chciałby ograniczyć ich prawa, wykorzystując do tego prawo państwowe. W czasach Internetu nie daje się dłużej ukryć tego wszystkiego przed młodymi ludźmi, którzy gremialnie rezygnują z lekcji religii i coraz częściej sięgają po książki, które dziś można próbować przemilczeć lub nazwać „atakiem na Kościół”, ale zakazać już się nie da.

Pan Lucjan nie był pewien, czy wydawać te notatki drukiem. Ja namawiałem, wydawca uznał, że warto. Sądzę, że miał rację.

Andrzej KoraszewskiOD AUTORA

Stanąłem przed trudnym zadaniem napisania krótkiej notki o sobie. Zważywszy na moje dość długie i bogate w doświadczenia życie, wydawało się ono niewykonalne. Spróbuję jednak przedstawić najistotniejsze aspekty odnoszące się do mojej pisarskiej drogi.

Odkąd sięgam pamięcią, lubiłem czytać książki. Uważam bowiem, że zanim ukształtujemy sobie własny światopogląd, powinniśmy poznać wiedzę zgromadzoną przez innych. Dopiero na tej podstawie, w połączeniu z własnymi przemyśleniami, można zacząć budować wizerunek otaczającego nas świata i szukać w nim swojego miejsca. Wtedy też należy próbować odpowiedzieć na odwieczne pytania: „Skąd przybyłem? Kim jestem? Dokąd zmierzam?”.

Bardzo istotna część rozumowej drogi rozwoju to moja walka z własną ignorancją. Są różne „moje walki”, bardziej znane (jak na przykład ta napisana przez Führera) lub mniej. Ja wybrałem „walkę” na słowa, do której nawiązał Napoleon, mówiąc: „Są tylko dwie siły na świecie: miecz i rozum, lecz na dłuższą metę zawsze zwycięża rozum”. Dlaczego o tym piszę? Otóż chciałbym pokazać na swoim przykładzie (mam nadzieję – nieodosobnionym), że światopogląd ateistyczny nie bierze się nie wiadomo z czego, na przykład ze złej woli, z wrodzonego sceptycyzmu czy też z nihilizmu.

Zazwyczaj jest to owoc lektury bardzo wielu książek, wieloletnich przemyśleń i analiz zdobywanych informacji oraz porównywania ich z innymi rodzajami wiedzy o świecie i o nas samych pod kątem koherencji z odmiennymi – także uznawanymi za prawdę – poglądami. W jaki sposób przekonywałem się o prawdziwości poznawanej wiedzy? Przede wszystkim nigdy nie starałem się chronić swych poglądów przed przeciwstawną im myślą. Nie twierdziłem, że „ta książka nie jest dla mnie” lub „to nie moja bajka”, lecz rzucałem się z ciekawością na każdą publikację, co do której miałem podejrzenie, iż może ona zachwiać moimi areligijnymi poglądami, podważyć je, a nawet obalić.

Uważam, podobnie jak włoski filozof i ateista Cesare Vanini, iż „Prawdę można badać ze wszystkich stron, nieustannie sprawdzać, poddawać próbom i ze wszystkich takich prób wyjdzie zwycięsko”. Im bardziej zachwalano w przedmowie wartość danej pozycji dla pogłębienia wiary religijnej, z tym większą przyjemnością zabierałem się do jej lektury. Tak, bo początki mojego zainteresowania religioznawstwem zaczęły się od tego, iż chcąc pogłębić swą wiarę religijną rozpocząłem od lektury Biblii, co dało akurat odwrotny skutek. W ten sposób wielokrotnie narażałem swoje areligijne poglądy na konfrontację z odmiennymi prawdami, a ponieważ zawsze wychodziły z nich zwycięsko, przekonałem się w końcu, iż muszą stanowić prawdę nie do obalenia rozumem myślącego człowieka.

Istotnie, racja rozumu zawsze była dla mnie najważniejsza i to nią kierowałem się w swoich wieloletnich poszukiwaniach wiedzy: o Bogu (potem bogach), o początkach, jak i o historii religii, o sensie życia, o wszechświecie i kosmosie, o początkach i ewolucji życia na Ziemi, o mechanizmach rządzących naszym światem i naszą psychiką, jak i wielu innych problemach, których poznanie jest konieczne do zrozumienia swojego miejsca w zastanym świecie i relacji z innymi ludźmi. Ale co najważniejsze: do ustanowienia sobie właściwej hierarchii ważności i wartości, by mało ważnymi informacjami nie zaśmiecać i nie obciążać pamięci.

Na początku lat 90. ubiegłego wieku musiałem dokonać ważnego wyboru. Uważałem wówczas, że lepiej jest czytać niż pisać, bowiem podczas czytania to ja nabywam wiedzę, a podczas pisania przekazuję ją innym. A jednak – stopniowo coraz więcej czasu zacząłem poświęcać pisaniu (mimo przeczytanej gdzieś opinii jakiegoś psychiatry, iż „normalni ludzie nie czują potrzeby pisania”). I co tu dużo mówić – sprawiało mi ono coraz większą przyjemność.

Tłumaczyłem to sobie tak: interesowałem się różnorodnymi problemami, a ponieważ nie miałem z kim podyskutować, stworzyłem sobie na papierze fikcyjnego rozmówcę, z którym mogłem toczyć dysputy fantastyczno-teologiczno-filozoficzno-biologiczne i różne inne, jakie tylko podsuwała mi wyobraźnia. Zatem pisząc, podświadomie zaspokajałem potrzebę wyartykułowania pewnych przemyśleń, które zgromadziłem podczas wielu lat zachłannego czytania książek. Być może owo pisanie stało się psychicznym „wentylem bezpieczeństwa” dla mojej nieustannej potrzeby nabywania wiedzy (coś w rodzaju „ujemnej pętli sprzężenia zwrotnego”)?

Przez pół dekady lat 90. zapisywałem swoje przemyślenia (najwięcej dotyczących religii) w licznych brulionach. Znalazły się tam chyba wszystkie wątpliwości, jakie miałem w stosunku do religijnych doktryn i do apologetycznej historii religii. Przerobiłem też wszelkie możliwe warianty ich zrozumienia. Zapisywałem dostrzeżone sprzeczności (w tym 300 paradoksów religijnych). Każdą prawdę religijną, a nie tylko dogmaty, „wałkowałem” na wszelkie możliwe rozumowe sposoby, by mieć pewność, że nie przegapiłem innej, nieznanej mi możliwości ich zrozumienia.

Tak, bo w swojej prostolinijności nie pomyślałem nawet, aby religijne prawdy traktować z jakąś szczególną atencją, inaczej niż resztę dorobku intelektualnego człowieka. Potem opuściła mnie wena i przez następne pięć lat ani razu nie zajrzałem do swojej „twórczości”, ani też nikomu jej nie pokazywałem. Byłem przekonany, że nie wrócę już do pisania. Może i dlatego, iż zdawałem sobie sprawę z niedostatków mojego warsztatu i braku wprawy w posługiwaniu się słowem pisanym.

Miałem co prawda sporą wiedzę uzyskaną dzięki licznym lekturom, ale posiadać wiedzę a umieć ją przelać na papier własnymi słowami to zupełnie różne sprawy. Dopiero przez przypadek zostałem „wyleczony” z tej przypadłości przez amerykańskiego pisarza Kurta Vonneguta Jr., który jednemu ze swych powieściowych bohaterów, Eliotowi Rosewaterowi, włożył w usta takie oto słowa (wygłoszone po pijanemu na zjeździe pisarzy SF):

Kocham was, wy sucze syny (…). I was teraz tylko czytam. Tylko wy mówicie o tych naprawdę straszliwych zmianach, jakie zachodzą w świecie, tylko wy jesteście na tyle szaleni, by wiedzieć, że życie jest podróżą kosmiczną (…) która trwać będzie miliardy lat. Tylko wy macie dość odwagi, aby naprawdę troszczyć się o przyszłość, tylko wy naprawdę zauważacie, co robią z nami maszyny, co robią z nami wojny (…) co robią z nami wielkie i proste idee, co robią z nami kolosalne nieporozumienia, błędy, wypadki i katastrofy. Tylko wy jesteście na tyle głupi, aby zadręczać się czasem i przestrzenią bez końca, (…) a także tym, że właśnie teraz decydujemy, czy miliardletnia podróż kosmiczna zaprowadzi nas do nieba czy do piekła. Znacie się na pisaniu jak kura na pieprzu, ale to nie ma znaczenia, ponieważ i tak jesteście poetami, gdyż wykazujecie większą wrażliwość na ważne przemiany niż wszyscy ci, którzy piszą lepiej. Do diabła z utalentowanymi mini-wypierdkami, którzy subtelnie opisują jeden mały fragment czyjegoś życia, podczas gdy gra idzie o całe galaktyki, eony i tryliony jeszcze nie narodzonych dusz. (Kurt Vonnegut, Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater, przeł. Lech Jęczmyk)

To właśnie ten fragment tekstu stał się swoistym usprawiedliwieniem mojej potrzeby pisania. Uświadomił mi właściwą hierarchię wartości i właściwy punkt widzenia na te sprawy. To fakt, ja także znam się na pisaniu „jak kura na pieprzu”, ale mam nadzieję, że problemy poruszane w moich tekstach są na tyle ważne, a przemyślenia ich dotyczące na tyle logiczne, a zarazem oryginalne, iż warte są przekazania innym – mimo niedostatków formy. Wtedy też poznałem maksymę, która dodatkowo utwierdziła mnie w tym przekonaniu: „Mówić trzeba prosto, a myśleć w sposób skomplikowany – nie na odwrót” (F.J. Strauss).

Miał rację Kurt Vonnegut, pisząc o tej „wrażliwości na ważne przemiany”, którą powinny charakteryzować się osoby przedstawiające najistotniejsze problemy ludzkości. W moim przypadku doszło do zainteresowania się jedną z tych „wielkich i prostych idei” (chociaż z oczywistych powodów nie nazwałbym jej „prostą”), jaką jest idea bogów/Boga przewijająca się przez znaczną część historii religii ludzkich (około 30–50 tysięcy lat). Jest to prawdopodobnie najstarsza i mająca zapewne największy wpływ na ludzi idea, którą wymyślił człowiek na „cierniowej i wyboistej drodze” stawania się istotą rozumną.

Jeśli więc spojrzeć na ten problem z perspektywy, jaką proponuje autor powyższego fragmentu, to można śmiało przyjąć, iż większość mojej twórczości była (i jest nadal) próbą udzielenia odpowiedzi na zasugerowane tam pytania: Co robią z nami wielkie idee (w tym religijne)? Jakie są mechanizmy ich działania? Dlaczego mają tak olbrzymi wpływ na umysły ludzi? No i dlaczego godzimy się płacić tak olbrzymią cenę za ich istnienie? I pytanie zasadnicze: Czy lepiej wierzyć w korzystne dla nas iluzje, czy znać prawdę o rzeczywistości? Tak oto nieświadomie stosowałem w praktyce zasadę Tadeusza Kotarbińskiego: „Trzeba podważać wszystko, co się da podważyć, bo w ten sposób można wykryć to, czego podważyć się nie da”.

Dlaczego akurat religie tak bardzo zawładnęły moją wyobraźnią i ciekawością? Otóż piszę o nich głównie dlatego, że stanowią najbardziej zakłamany aspekt ludzkich kultur (prócz polityki), a ich historia jest tak odrażająca, a zarazem przerażająca, iż nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby zapewne, aby się ona powtórzyła, choćby tylko w jej „łagodniejszych” formach. Im lepiej poznawałem krwawą, pełną przemocy i hipokryzji historię religii, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, iż nie służą one ludzkości do pozbywania się wrodzonego lęku przed śmiercią (a przynajmniej nie tylko do tego), lecz do zdobywania i posiadania władzy nad umysłami ludzi i czerpania z niej jak największych korzyści w życiu.

***

To wszystko dotyczyło lat 90. ubiegłego wieku. Znamienną dla mnie cezurą było napisanie na przełomie tysiącleci tekstu Credo sceptyka, opublikowanego w 2002 roku w internetowym portalu „Racjonalista”. Jego redaktor naczelny uznał go za „obowiązkowy dla czytelników”. W taki to sposób zaczął się następny etap mojej twórczości, który trwał do końca 2013 roku. W „Racjonaliście” zamieściłem 130 tekstów. Następnie zacząłem współpracę z Andrzejem Koraszewskim i „Listami z naszego sadu”, co z kolei „zaowocowało” (nomen omen) już około 350 tekstami publikowanymi na tym portalu.

***

I tak, choć nie spodziewałem się wcale takiego obrotu rzeczy, już od trzydziestu lat pisanie stało się jedną z moich pasji życiowych, obok czytania i rzeźbienia w drewnie (snycerstwa). Okazało się, iż te pasje doskonale się ze sobą łączą, bowiem rzeźbiąc, miałem zajęte tylko ręce, podczas gdy umysł mógł do woli myśleć o interesujących mnie problemach religijno-religioznawczych, by potem przelewać je na papier.

I już na koniec: z góry dziękuję wszystkim, którzy zechcą spojrzeć moimi (i swoimi) oczami na przedstawione w tej publikacji problemy, licząc na to, że łączy nas podobny rodzaj ciekawości świata i zachodzących na nim zjawisk, i że mamy podobną wyobraźnię, hierarchię wartości i podobne poczucie humoru.

Lucjan Ferus

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: