Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przygoda dopiero się zaczyna - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Przygoda dopiero się zaczyna - ebook

Właściciel imperium lotniczego Axios Xenakis i malarka Calypso Petras umową swoich rodzin zostali zmuszeni do zawarcia małżeństwa. Oboje nie chcą tego związku, pocieszeniem jest tylko fakt, że ma on trwać jedynie rok. Tyle da się przeżyć, zwłaszcza jeśli ustalą zadowalające obie strony reguły. Jednak już w dniu ślubu okazuje się, że ani charyzmatyczny Axios, ani dążąca do wolności Calypso nie są skłonni iść na żadne kompromisy…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-7477-7
Rozmiar pliku: 597 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Dudnienie w uszach było na tyle głośne, że przez krótką chwilę myślałem, że dopadnie mnie udar mózgu, powodując – i to na moje własne życzenie – nieodwracalny uszczerbek na zdrowiu, a tym samym ostatecznie potwierdzając kompletną klęskę.

Jednak to byłoby zbyt proste.

A do tego nagłówki sensacyjnych artykułów w mediach…

Już je widziałem oczami wyobraźni.

„Axios Xenakis z powodów rodzinnych przeszedł udar mózgu!”

Nikt nie miałby pojęcia, jak niedorzeczne stały za tym w rzeczywistości przyczyny i mimo tego że w ostatnim czasie środki masowego przekazu regularnie zachwycały się historią Xenakisa, który ze skraju bankructwa jakimś cudem wspiął się na same wyżyny, to bez chwili wahania przerzuciłyby się na wywlekanie dawnych błędów. Stare trupy zostałyby wyciągnięte z szafy. Uznano by mnie za słabeusza. Skończonego. Nienadającego się do zarządzania międzynarodowym koncernem.

Tak jak mój ojciec!

Podobnie jak mój dziadek, któremu niesłusznie przypięto łatkę, po tym gdy na skutek jednej ryzykownej decyzji, cały jego dorobek został zredukowany niemalże do zera. Niestety to jedno niepowodzenie musiał dźwigać na swoich barkach po sam grób. Kiedyś gigant w swojej branży, a jedna prosta decyzja o wejściu w spółkę z nieodpowiednim wspólnikiem wyrządziła tak drastyczne szkody. Smród tej porażki ciągnął się za nazwiskiem Xenakis przez wiele długich lat jeszcze po jego śmierci.

Zniwelowanie tej wpadki dziadka kosztowało mnie lata katorżniczej pracy i determinacji, ale ostatecznie nie pozwoliłem naszemu rodowemu nazwisku okryć się hańbą na zawsze, a wszystko to przy całkowitym wykluczeniu jakiejkolwiek drogi na skróty w postaci ryzykownych rozwiązań.

A zatem nazwiska Xenakis już nie trzeba się było wstydzić. Teraz stanowiło synonim sukcesu i innowacji – światowego koncernu, o kojarzenie z którym rywalizowały wszystkie firmy z rankingu Fortune 500, corocznie aktualizowanej listy największych amerykańskich przedsiębiorstw.

Jednakże przedsięwzięcie, które właśnie mi zaproponowano, miało chyba na celu wskrzeszenie najgorszych, najbardziej chciwych duchów z przeszłości…

– Ax, czy ty w ogóle słuchasz? Wiesz, co powiedział ojciec? – zapytał Neo, mój brat.

– Oczywiście, że tak. Nie jestem głuchy – naskoczyłem na niego.

– Bogu niech chociaż za to będą dzięki, jednak twoja mina sfinksa wcale na to nie wskazuje.

Zignorowałem go i skupiłem wzrok na człowieku siedzącym za antycznym biurkiem. Ojciec przyglądał mi się z mieszanką żalu i niepokoju. Doskonale znał moje zdanie na dyskutowany temat.

Nie, nie dyskutowany. Forsowany i narzucany.

– Nie – odparłem twardo. – Musi być jakieś inne wyjście.

Napięcie w pokoju wzrosło, lecz sprawa była zbyt poważna, żebym miał ochotę bawić się w dobieranie słów.

Po prostu nie mogłem pozwolić, żeby fakt, że mój dziadek zamiast ojca to właśnie mnie wybrał na swojego spadkobiercę, miał decydujący wpływ na tę dyskusję. Ani też, żeby urazy i poczucie winy, które zawsze zatruwały moje relacje z ojcem, zmieniły moje zdanie na temat wysuniętej – niedorzecznej – propozycji. Co się stało, to się nie odstanie. A ostatecznie odmieniłem bieg rzeczy i odwróciłem los rodziny. Temu nawet ojciec nie był w stanie zaprzeczyć.

– Właśnie że nie ma... Twój dziadek był w pełni poczytalny, gdy zaakceptował to rozwiązanie.

– Nawet jeśli co do innych spraw uznano, że było wprost przeciwnie?

W moim głosie brzmiała z trudem skrywana gorycz. Niesprawiedliwość, jaka stała się udziałem mojego dziadka i mentora, człowieka, który nauczył mnie wszystkiego, co potrafię, piekła niczym rozjątrzona rana przez wszystkie lata od jego przedwczesnej śmierci.

– To nie pora na rozdrapywanie starych ran – wycedził ojciec przez zaciśnięte szczęki.

Choć zaakceptowałem, że niemalże czyta mi w myślach, z trudem tłamsiłem w sobie złość.

– Zgadzam się. To jest pora, by wymyślić sposób, jak wyplątać mnie z tej nonsensownej umowy. To wszystko nie trzyma się kupy. Druga strona ewidentnie mogła narzucić warunki według własnego widzimisię. Jak to się stało, że prawnicy nie podarli jej od razu na strzępy? – zażądałem wyjaśnienia, nadal próbując powściągnąć gniew.

Ojciec zacisnął usta.

– Przez ostatnie miesiące omawiałem ją z naszą radą. Możemy pójść z nią do sądu i najprawdopodobniej wygramy, ale sprawa przeciągnie się w czasie. Ale czy to jest najlepszy moment na tego rodzaju antyreklamę kreującą negatywny wizerunek firmy? Albo powód, by ponownie tytłać w błocie dziadka?

Niestety ojciec miał rację. Zwłaszcza że firma Xenakis Aeronautics pewnym krokiem zmierzała w stronę swojej największej globalnej ekspansji.

I dokładnie na to liczył Yiannis Petras.

– Zaoferowałeś mu dziesięć milionów euro, a on się nie zgodził? To podwójmy ofertę – zasugerowałem.

Neo pokręcił głową.

– Już próbowałem. Petras jest zdeterminowany. Albo opcja A albo B.

Czułem się, jakbym miał eksplodować.

– Po moim trupie. Nigdy się nie zgodzę na opcję A i przekazanie dwudziestu pięciu procent udziałów w Xenakis Aeronautics. Nie za śmieszne ćwierć miliona, którymi jego ojciec poratował dziadka, by w rezultacie sparaliżować biznes spłatą horrendalnych odsetek!

Firma, którą ocaliłem dzięki wieloletniemu, nadludzkiemu wysiłkowi, była obecnie warta kilka miliardów euro.

Brat wzruszył ramionami.

– To pozostaje tylko opcja B. Całe i ostateczne sto milionów euro, plus małżeństwo z jego córką minimalnie na okres jednego roku.

Zimy dreszcz przeszedł mi po plecach.

Małżeństwo.

Ślub z kobietą, której nie znałem, i wejście do rodziny, która mojej własnej przyniosła wyłącznie nieszczęście, ból i – o mały włos – nędzę.

Gdy dorastałem, byłem świadkiem tego, jak pogorszenie się sytuacji potrafiło zantagonizować członków rodziny. Wyciąganie moich najbliższych z bagna, podczas gdy wszystkie inne frakcje uśmiechały się szyderczo i tylko czekały na każde moje potknięcie, otworzyło mi oczy na prawdziwą naturę relacji międzyludzkich.

Na pozór, rodzina Xenakis w tym momencie była postrzegana jako niezwykle silny gracz, ale za plecami nie przestawano jej obgadywać. Każdego ranka budziłem się ze świadomością, że niemało jest takich, którzy czekają, aż wszystko to, co osiągnąłem, runie kiedyś jak domek z kart.

I choć moja dalsza rodzina cieszyła się owocami mojej pracy, a nawet prześcigała się w zabieganiu o moje łaski, to nie miałem żadnych wątpliwości, że najmniejsza pomyłka z mojej strony wystarczyłaby, żeby ich niezbyt poważna lojalność uległa zachwianiu.

Chyba nie miałem im tego za złe.

Jakże bym mógł, skoro moje osobiste doświadczenie tak często podążało tą samą drogą? Każdy związek, w który wchodziłem, ostatecznie okazywał się relacją opartą na chciwości i chęci poprawienia statusu społecznego przez drugą osobę.

Właśnie dlatego moim obecnym związkom narzuciłem ściśle określony rygor czasowy – do kilku tygodni. W skrajnych przypadkach – do kilku miesięcy. To właśnie sprawiało, że sama myśl o związaniu się z jedną kobietą na całe długie dwanaście miesięcy zdawała się całkowicie niewyobrażalna.

Czułem niepohamowany żal do dziadka, że wpakował mnie w taką sytuację, a jednocześnie ogromny wstyd za ten żal.

On sam znalazł się przecież w równie trudnej sytuacji. Widziałem na własne oczy, ile go kosztowało utrzymanie rodziny razem – głębokie bruzdy na poszarzałej twarzy, kiedyś tętniącej radością i śmiechem, i zapadnięte ramiona wskutek ciężaru, którego niemalże fizycznie nie był w stanie udźwignąć.

Wciąż jednak czułem, że powinien był przynajmniej ostrzec mnie przed tym wyrokiem losu wiszącym nad moją głową za sprawą bezwzględnej chciwości rodziny Petrasów. Co więcej, sto milionów było zrozumiałe, ale skąd ten upór bym poślubił nieznajomą kobietę?

– A kto jest w stanie odgadnąć tok myśli ludzi takich jakich Petrasowie? Być może chce się jej po prostu pozbyć. Poza tym korzyści i poszerzenie wpływów, wynikające z wżenienia się w rodzinę Xenakis, też mogą tu być nie bez znaczenia – dywagował mój brat.

Owszem. Dawno już dotarła do mnie gorzka świadomość, że dla większości ludzi moja rodzina stanowiła pewnego rodzaju trampolinę, od której można się odbić, by zyskać jeszcze więcej.

– A czy poznałeś kobietę, którą mam poślubić?

Pokiwał głową.

– Ona jest… – zamilkł i uśmiechnął się chytrze. – Zresztą lepiej będzie, jak sam ocenisz, ale myślę, że od razu między wami zaiskrzy.

Zanim zdołałem zażądać bliższych wyjaśnień, przerwał nam ojciec.

– Nie możemy tego dłużej odwlekać. Yiannis Petras chce odpowiedzi do rana.

Czułem, że pętla zaciska się na mojej szyi. Byłem wewnętrznie rozdarty. Małżeństwo to ostatnia rzecz, której chciałem. I to z jakąkolwiek kobietą. A już na pewno z należącą do rodu Petrasów. Z ich powodu parę bliskich mi osób żyło w olbrzymim stresie, a wręcz na granicy wytrzymałości, co doprowadziło je do utraty zdrowia czy nawet przedwczesnej śmierci.

Musi być jakieś inne rozwiązanie…

– Jak ona się nazywa? – zapytałem ojca, wyłącznie by zyskać na czasie, jednocześnie próbując nieudolnie ogarnąć całe to szaleństwo.

– Calypso Athena Petras, ale z tego, co wiem, na co dzień posługuje się imieniem Callie.

– Dramatyczne imię pasujące do dramatycznej sytuacji – z ironicznym uśmiechem zauważył stojący tuż przy mnie Neo.

Byłem wściekły. Petrasowie najpierw osaczyli i przyparli do muru mojego dziadka, doprowadzając do tego, że zapracował się na śmierć, a teraz jeszcze to…

– Pokażcie mi tę umowę – warknąłem.

Musiałem ją w końcu zobaczyć na własne oczy, by oswoić się z tym, do czego miałem się niby zobowiązać. Zacząłem czytać, czując, jak z każdym kolejnym paragrafem pętla zaciska się coraz bardziej… Dwanaście miesięcy mojego życia, począwszy od złożenia przysięgi małżeńskiej, a potem każda ze stron będzie miała prawo wystąpić o rozwód.

Dwanaście miesięcy, kiedy Petrasowie, którzy wskutek powracającej karmy – jeśli wierzyć w takie rzeczy – znaleźli się w jeszcze gorszej sytuacji finansowej niż ta, do jakiej kiedyś doprowadzili moją rodzinę, będą mogli bezkarnie zbijać kasę na swym nowym statusie i powiązaniach.

Zacisnąłem zęby. Zamierzałem zlecić moim prawnikom przygotowanie dokumentów rozwodowych, zanim zbliżę się jakiegokolwiek kościoła. Potem jednak „spuściłem powietrze”, wiedząc, że podświadomie pogodziłem się już z całą sytuacją. Powoli więc odzyskiwałem panowanie nad sobą.

– Tylko nie myśl za dużo, braciszku. Za miesiąc kończysz trzydzieści trzy lata, a to wszystko skończy się przed twoim następnymi urodzinami. Po prostu zaciśnij zęby. – Neo czytał mi w myślach.

– Zbyt długo i ciężko harowałem, żeby odbudować pozycję naszej rodziny, by stracić to wszystko teraz na rzecz jakiegoś chciwego kombinatora. Jeśli nie ma innego wyjścia… przekaż Petrasowi, że się zgadzam.

Ojciec odetchnął z ulgą, ale zaraz potem skierował w moją stronę kolejne nerwowe spojrzenie, takie, które mogło jedynie oznaczać, że jest jeszcze coś, równie nieprzyjemnego.

– Co jeszcze? – burknąłem.

– Oprócz pokrycia kosztów ślubu, musimy również obdarować rodzinę panny młodej czymś w rodzaju… posagu. Petras zażyczył sobie Kosimy.

Skoczyłem na równe nogi, nie bacząc na przewracające się krzesło.

– Że co?!

– Niczyja stopa nie postała na tej wyspie od śmierci twojego dziadka… – zaczął niepewnie ojciec.

– Co wcale nie oznacza, że chcę ją oddać w ręce syna człowieka, który doprowadził do jego śmierci!

W przypływie nagłego bólu oczy ojca pociemniały.

– Tego tak do końca nie wiemy – oznajmił.

– Czyżby? Nie zauważyłeś, pod jaką znalazł się presją? Zaczął pić dopiero wtedy, gdy pojawiły się problemy z Petrasami. Nic dziwnego, że serce tego nie wytrzymało.

– Spokojnie, braciszku. Ojciec ma rację. Dom na Kosimie się rozpada, a ziemia wokół to nic więcej jak tylko sterta chwastów i kamieni.

Ale do mnie nie docierały już żadne logiczne argumenty. Rozwścieczyło mnie to ostatnie, pieprzone żądanie.

– Dziadek kochał tę wyspę. Ona należy do nas. Nie oddam jej Petrasowi. Czy nie wystarczy, że wymusił na nas wykonanie tej koszmarnej umowy?

– I to jest wystarczający powód, byś ociągał się z jak najszybszym zakończeniem tej nikomu niepotrzebnej, ale nieuniknionej historii? – odparował ojciec.

Nie mogąc ustać w miejscu, podszedłem do okna w budynku będącym ostatecznie siedzibą Xenakis Aeronautics, ogólnoświatowego imperium lotniczego, któremu przewodziłem od niemal dekady. Potem, przez całą długą chwilę, przyglądałem się tępo ruchowi ulicznemu w Atenach.

Wkrótce wyczułem, że brat i ojciec zbliżają się do mnie, by stanąć w milczeniu po obu moich stronach.

Czekali na jedyną, być może, odpowiedź, jakiej w ogóle mogłem udzielić. Słowa jednak paliły mnie żywym ogniem, a na języku czułem popiół. Ale nie było innego wyjścia. Musiałem wypełnić wolę dziadka bez względu na własne poglądy w tej sprawie. Albo narazić na ryzyko wszystko to, co stworzył i zapoczątkował. Co okupił własnym życiem.

– Powiedz Petrasowi, że się zgadzam – powiedziałem cicho.

Dłoń ojca wylądowała na moim ramieniu w geście niemego podziękowania, po czym bezgłośnie opuścił gabinet.

Neo wybrał bardziej entuzjastyczną formę gratulacji i zaczął paplać radośnie.

– Pomyśl o tym w ten sposób: przez dwanaście miesięcy będziesz wolny od tych wszystkich knujących intrygi lwów salonowych i top modelek, którzy potykają się jedni o drugich, by coś od ciebie dla siebie wydobyć. Ja zaś chętnie wyręczę cię w dźwiganiu tego ciężaru.

– Jeśli nie chcesz chodzić z podbitym okiem na randki z tymi top modelkami, to sugeruję, żebyś natychmiast opuścił moje biuro – warknąłem.

Echo hałaśliwego śmiechu mojego brata rozbrzmiewało w moich uszach na długo po tym, jak zatrzasnął za sobą drzwi.

W międzyczasie zdążyłem złożyć sobie cichą przysięgę. Petras i jego krewni zapłacą mi za to, co zrobili mojej rodzinie. Zanim upłynie zastrzeżony w umowie rok małżeństwa, pożałują, że po raz kolejny zadarli z rodziną Xenakis.ROZDZIAŁ PIERWSZY

„Calypso, uśmiechnij się. Przecież to najszczęśliwszy dzień w twoim życiu! Zaraz ci nałożę więcej różu na policzki… taka jesteś blada… i może jeszcze odrobinę cienia do powiek…”

Pod niezliczonymi warstwami białego tiulu, uznanego przez jakiegoś bezimiennego nieznajomego za idealny materiał na moją suknię ślubną, dłonie dosłownie same zaciskały mi się w pięści. Ale to nie wystarczało. Żeby nie krzyczeć, z całej siły przygryzałam koniuszek języka.

A i tak czas kompletnej histerii miałam już za sobą. Przeżyłam ją jakieś dwa tygodnie wcześniej, kiedy ojciec poinformował mnie, jak zorganizował mi resztę mojego życia. Bo nadeszła podobno moja kolej, by pomóc odzyskać honor rodziny.

Bo jak nie, to…

Zimne dreszcze stały się w ostatnim czasie moim częstym towarzyszem. Zwłaszcza po tym, jak usilnie starałam się nie dopuścić do siebie faktów. Nie wierząc, że ojciec mógłby… Bardzo szybko jednak zaakceptowałam, że owszem, mógłby. Widać długie lata w goryczy i upokorzeniu, a ostatecznie nieumiejętność dorównania własnemu bezwzględnemu ojcu w zdobyciu wątpliwego poklasku doprowadziły go na dobre do ostateczności.

Wizażystka robiła wszystko, żebym wyglądała na podekscytowaną, entuzjastyczną, może trochę rozmarzoną pannę młodą. Niestety zupełnie nie czułam ani ekscytacji, ani entuzjazmu. A już na pewno nie miało to wszystko nic wspólnego z moimi marzeniami. Jedyne, co się w tym żałosnym spektaklu zgadzało z rzeczywistością, to dziewiczy, nieskazitelnie biały kolor sukni ślubnej… Lecz gdybym miała wybór, to także byłoby kłamstwem. Mając dwadzieścia cztery lata i nadal będąc dziewicą, niewątpliwie stanowiłam swego rodzaju rzadkie zjawisko, ale przynajmniej teraz wiedziałam już, czemu ojciec z taką determinacją udaremniał moje wszelkie dotychczasowe kontakty z płcią przeciwną, cenzurował przyjaźnie i ograniczał swobodę.

A działo się tak od momentu, gdy moja matka popadła w niełaskę, kiedy wróciła do domu jako żona marnotrawna, sama tym sposobem wręczając ojcu broń do ręki. Miał teraz wszelkie powody, by z umiarkowanie trudnego do wytrzymania przemienić się w przerażającego tyrana. Długo sądziłam, że jestem przez niego źle traktowana na zasadzie „jaka matka, taka córka”, jednak okazało się, że wobec mnie miał całkowicie odmienne plany, które właśnie dziś miały się ostatecznie wyklarować. Bo dzisiaj jest dzień mojego ślubu.

Wydawało mi się, że zaraz się rozpłaczę.

Na szczęście dla trzech skaczących wokół mnie wizażystek, mój trzęsący się podbródek nie był zaskoczeniem, a raczej oczywistością. Zresztą paplały coś bez przerwy o zrozumiałych emocjach panny młodej, zwłaszcza mającej poślubić kogoś takiego jak Axios Xenakis. Człowiek, którego nigdy przedtem nie widziałam na oczy. To znaczy… jak każdy w Grecji wiedziałam, kim jest, ale nie poznałam go osobiście.

Niesamowicie znany, odnoszący same sukcesy, magnat finansowy młodej generacji, działający w branży lotniczej, wpływowy wódz potężnego rodu Xenakisów. Lider śmiałych innowacji, człowiek, który potrafi wywołać skoki i spadki na giełdach światowych. W głowie dudniły mi nagłówki artykułów poświęconych fenomenowi Axiosa, skupiającemu w jednym ręku tyle władzy, wiedzy i autorytetu. Jakby tego było mało, mężczyzna tak przystojny, że można paść trupem.

To wszystko było absolutnie przytłaczające. I ten jego wzrok na zdjęciach online, który sprawiał wrażenie, że przeszywa człowieka na wylot, by zdobyte o nim w ten sposób najskrytsze informacje wykorzystać przeciw niemu. I kobiety, z jakimi go dotychczas widywano. Głównie przyszłe monarchinie. To zwłaszcza rodziło nieuchronne pytanie: czemu my? Dlaczego ród Petras? A w końcu… zasadniczo dlaczego akurat ja?

Co niby miał zyskać człowiek światowy, medialny, normalnie randkujący z celebrytkami, przykuwając się przysięgą ślubną akurat do mnie?

Niestety ojciec nie wtajemniczył mnie w szczegóły swojego spisku, który najwyraźniej planował od lat. Za moimi plecami.

Gdy sama marzyłam o zyskaniu swobody, nigdy nie brałam pod uwagę, że mogłabym wyzwolić się od ojca przez zamążpójście. Chciałam jedynie decydować samodzielnie o tym, z kim się widuję, co jem, kiedy maluję dla własnej przyjemności bez poczucia winy, bez niczyjego oskarżania, krytyki, oceniania. Pragnęłam swobody życia własnym życiem na moich własnych warunkach.

Nadzieja na to, że pewnego dnia osiągnę swój cel, pozwalała mi całkowicie się nie poddać.

Ale nie chciałam niczego osiągnąć w taki sposób!

Spojrzałam w lustro i szybko się odwróciłam. Moje oczy jak wielkie, puste, smutne jeziora, policzki pokryte sztucznym różem, usta skrzywione… odkąd tylko dowiedziałam się, że obiecano moją rękę nieznajomemu człowiekowi. Który nalegał na szybki ślub.

Wszelki protest skwitowano wzruszeniem ramion. Potem użyto argumentu mojej matki. Wykorzystano moją największą słabość.

Jakby przywołana moimi myślami, mama wjechała do pokoju na elektrycznym wózku inwalidzkim i natychmiast pochłonęła uwagę stylistek. Korzystając z zamieszania, starłam róż z policzków i brzoskwiniową szminkę z ust. Przynajmniej moje oczy zaczęły wyglądać na mniejsze i normalniejsze. Natychmiast opuściłam na twarz białą, koronkową woalkę i wstałam, by podejść do mamy.

Iona Petras słynęła dawniej z niesamowitej urody. Gdy dorastałam, podziwiałam jej posągowy wygląd, żywotność i pogodę ducha. Jej śmiech rozjaśniał moje dni, a inteligencja i umiłowanie sztuki sprawiły, że sama pokochałam muzykę i malarstwo.

Nawet teraz, siwiejąca i przykuta do wózka, nadal była przepiękna. Ale wraz ze złamanym kręgosłupem, ucierpiała jej dusza. I nie mógł tego ukryć żaden, nawet najlepiej wyreżyserowany uśmiech matki panny młodej, mającej wkrótce poślubić mężczyznę wydającego się półbogiem.

Mama wysłuchała cierpliwie radosnej tyrady wizażystek i poszukała mojego wzroku. Tak jak ona kiedyś musiała wrócić do domu ze względu na mnie, tak teraz ja musiałam być posłuszna ojcu ze względu na nią. I obie nauczyłyśmy się godzić z naszym losem.

– Chciałabym teraz zostać sama z córką – oznajmiła i podjechała bliżej.

Kobiety wyszły.

– Czy wszystko w porządku? – zapytała z troską.

Zmartwiałam. Spanikowałam? Przestraszyłam się, że czegoś się domyśla. Tego, co starałam się przed nią ukrywać przez ostatnie tygodnie. Zresztą sama nie mogłam już dłużej ignorować narastającego bólu, gdzieś w samym środku, który stał się ostatnio tępy i nieustający. I przypominał mi, że nawet moje zdrowie nie zależy wyłącznie ode mnie… i że mogłam odziedziczyć po babci chorobę, która ostatecznie zabrała ją zbyt wcześnie z tego świata.

– Callie? Słyszysz mnie? Jesteś gotowa?

Gdy dotarło do mnie, że mama mówi o ślubie, przez chwilę miałam ochotę jeszcze raz ulec histerii. Jeszcze raz być wyłącznie egoistką. Uciec i zdać się na los. Niech się dzieje, co chce…

– A czy ktokolwiek na moim miejscu byłby gotowy? Poślubić nieznajomego człowieka? – zapytałam jednak tylko. – Proszę, powiedz mi chociaż, że wiesz już, czemu on tego żąda.

Oczy o odcień ciemniejsze od moich własnych, lazurowych, posmutniały jeszcze bardziej.

– Nie. Twój ojciec wciąż odmawia wyjaśnień. Zgaduję, że cała sytuacja ma coś wspólnego z twoim dziadkiem i starym panem Xenakisem. A teraz muszę się śpieszyć. On zacznie mnie szukać…

Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, z kieszeni markowego żakietu, idealnie pasującego do jej lawendowej sukni, wyciągnęła wyraźnie trzęsącą się dłonią grubą, kremową kopertę.

– Co to? – zdziwiłam się.

W jej oczach dostrzegłam determinację, jakiej nie widziałam od lat. Ścisnęła mnie mocno za rękę.

– Moja słodka Callie… wiem, że swoim życiem przysporzyłam ci wyłącznie biedy, ale… – wyszeptała.

– Nie, mamo, to nieprawda. Przysięgam… – przerwałam jej natychmiast.

– Nie wiem, czy powinnam być z ciebie dumna, czy cię ochrzanić za to, że umiesz tak świetnie kłamać – próbowała zażartować – ale przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam. I że mój egoizm uwięził cię ze mną na stałe. Zamiast swobody, jaką cieszą się dziewczyny w twoim wieku… teraz chcę, żebyś coś mi obiecała…

– Czego tylko pragniesz, mamo.

– Weź tę kopertę i ukryj ją w najbezpieczniejszym miejscu.

Na kopercie dawnym, odręcznym pismem wykaligrafowano moje imię.

– Co to? – zapytałam ponownie.

– To od twojej babci.

– Od babci Helenki?

Momentalnie ogarnęło mnie przygnębienie na myśl o najbliższej mi osobie, którą straciłam rok wcześniej.

Matka pokiwała głową.

– Powiedziała mi, że będę wiedziała najlepiej, kiedy ci to dać… Może się mylę, ale chyba teraz… – Zamilkła i powiodła niewidzącym wzrokiem po mojej sukni ślubnej. – I nawet jeśli ten… związek okaże się możliwy do zaakceptowania, będzie ci łatwiej, wiedząc, jak bardzo babcia cię kochała i że jeśli zajdzie taka potrzeba, to pomoże ci „zza grobu” bardziej, niż ja mogłam kiedykolwiek za życia.

– Ależ, mamo, ja wiem, że mnie kochasz.

– Mój egoizm cię skrzywdził. Zostawiłam cię z ojcem, zamiast zabrać ze sobą. Z drugiej strony, gdybym cię wtedy zabrała… – Była bliska łez i mówiła z coraz większym trudem. – Póki co, proszę tylko, żebyś pewnego dnia mi wybaczyła.

– Mamo…

Ale ona patrzyła tylko nieruchomo na kopertę w mojej dłoni.

– Callie, trzymaj się tego. I obiecaj, że nie zawahasz się wykorzystać prezentu od babci.

– Obiecuję…

Chwilę później błyskawicznie zniknęła z mojej sypialni.

Zanim zdążyłam choć przez chwilę pomyśleć nad naszą rozmową, znów znalazłam się w wirze przedślubnych przygotowań. I tak oto jedynym pewnikiem w moim życiu stał się nieoczekiwany podarunek od nieżyjącej babci. Odetchnęłam z wielką ulgą, umieściwszy kopertę w kieszeni, którą odkryłam ze zdziwieniem w niekończących się zakamarkach okalającego moje ciało tiulu.

Nawet nie znając zawartości koperty, lecz wiedząc, że pochodzi od mojej ukochanej babki, poczułam przypływ sił. To babcia Helenka była przy mnie codziennie przez rok nieobecności mamy, kiedy miałam piętnaście lat, i pomagała przetrwać nową sytuację i gniew ojca. Ojca, który teraz nagle pojawił się u mego boku, zaoferował swe ramię, kazał się wyprostować i ruszył ze mną na spotkanie mego przeznaczenia.

Wedle słów służby, kaplica w mieście wypełniona była po brzegi. Przedsmak tego, co mnie czeka, stanowiła już sama bogato ukwiecona bryczka, do której wsiedliśmy.

Przez ostatnie trzy tygodnie, pogrążona w poczuciu kompletnego odrealnienia, obserwowałam pojawienie się na naszym małym „zadupiu” nietutejszych ekip budowlanych oraz architektów krajobrazu, w celu błyskawicznego przywrócenia dawnej świetności kościoła, kaplicy i ich najbliższego otoczenia, czyli wyprowadzenia ze stanu całkowitej ruiny. Obecnie, kiedy w tej materii osiągnięto spektakularny sukces, uliczki Nicrete, sennej wioski na południu wyspy Skyros na Morzu Egejskim, miejsca zwanego domem przez kolejne pokolenia rodu Petras, zaroiły się od super elegancko odzianych przybyszów, gości Axiosa Xenakisa, a najżywotniejszym punktem stał się mały port, bo na wysepkę można się w zasadzie oficjalnie dostać wyłącznie drogą wodną. Pojawiło się w nim więc wiele luksusowych łodzi motorowych i eleganckich jachtów.

Rzecz jasna mój przyszły mąż nie skorzystał z drogi wodnej…

Kiedy nasza bryczka znajdowała się w połowie drogi między domem a kościołem, powietrze przeszył głośny, mechaniczny odgłos potężnych śmigieł. Dzieciarnia zaczęła wykrzykiwać z podniecenia i ruszyła tłumnie na szczyt wzgórza w pobliskim parku, zazwyczaj pełniącym funkcję rodzinnych terenów rekreacyjnych, dokąd najwyraźniej kierowały się trzy ekskluzywne helikoptery. Dzisiaj cały park odgrodzono jaskrawymi taśmami ostrzegawczymi – pewnie, by zamienić go na lądowisko.

Pod woalką pozwoliłam sobie na szczery, pełen pogardy grymas, jednocześnie nieskrępowanie obserwując chytry uśmieszek i ukontentowanie na twarzy ojca. Musiałam się szybko odwrócić, żeby znów nie wpaść w histerię, którą od dawna z trudem tłumiłam. Nie umiałam jednak powstrzymać się od komentarza.

– Jeszcze nie jest za późno, tato. Cokolwiek by to nie było… może gdybyś mi powiedział, to razem znaleźlibyśmy jeszcze jakiś sposób…

– Ja już właśnie znalazłem sposób na wszystko, drogie dziecko.

– Nie nazywaj mnie tak, mam dwadzieścia cztery lata!

Ten odruch buntu, nad którym nigdy nie potrafiłam do końca zapanować, ochoczo podkręcany przez babcię, dopóki żyła, często wymykał mi się spod kontroli. Och, babka nigdy nie lubiła się z ojcem. Stawianie mu się, nawet teraz, mimo potencjalnych konsekwencji dla matki, uważałam za oddawanie hołdu jej pamięci.

– Jeśli chciałaś mi pomóc, trzeba było studiować biznes na uniwersytecie, zamiast tych twoich sztuk pięknych, w których i tak utknęłaś.

– Mówiłam ci już wiele razy, że nie interesuje mnie kariera w korporacji.

Tak samo jak nie chciałam już słuchać o tym, że nie jestem jego wymarzonym synem, który na pewno pomógłby mu uratować Petras Industries, firmę rodzinną, wiecznie oscylującą na krawędzi bankructwa.

– Owszem, i zawiodłaś mnie, tak jak twoja matka. Po raz kolejny wszystko spadło na mnie, i to wyłącznie ja musiałem szukać rozwiązania. I je znalazłem. Tobie pozostaje teraz z uśmiechem spełnić obowiązek wobec rodziny: złożysz przysięgę i poślubisz Xenakisa.

Zagryzłam wargę na wspomnienie kolejnej kości niezgody między nami. Musiałam długo walczyć o swoje prawo do wyjazdu z wyspy na studia, a i tak w końcu wróciłam ze względu na matkę. Od powrotu pracowałam na pół etatu w małej galerii w centrum Nicrete, żeby nie zwariować, i opłakiwałam w duchu niedokończoną pracę dyplomową.

– A co potem? – zapytałam go.

Wzruszył ramionami.

– Potem będziesz należeć już tylko do niego. Ale pamiętaj, że zmiana nazwiska niczego naprawdę nie zmienia. Na zawsze pozostaniesz z rodu Petras. Jeśli przysporzysz rodzinie hańby, poniesiesz konsekwencje.

Odruchowo zacisnęłam pięści. Doskonale wiedziałam, co ma na myśli. Wyciąganie „konsekwencji” stanowiło jego specjalność. Polegało na umiejętnym manipulowaniu poczuciem winy i zapewnieniu maksymalnego poczucia dyskomfortu. Tak funkcjonowały nieustanne groźby pod adresem matki, obejmujące wyrzucenie jej na bruk wyłącznie z podręczną torebką i pozostawienie na pastwę losu, tak jak ona na krótko porzuciła swą rodzinę dla z góry skazanej na niepowodzenie miłości. Ojcem kierowała chęć zemsty w czystej postaci. Matka zdradziła go i upokorzyła, więc odpłacił się uczynieniem z niej więźniarki we własnym domu, nie dając ani na chwilę zapomnieć, że ma nad nią całkowitą władzę. A ja dałam się wmanewrować w całą tę niewyobrażalną sytuację, bo kochałam mamę.

Osiem lat temu, szpital w Atenach poinformował ojca o wypadku samochodowym mamy, z którego wyszła przykuta do wózka. Mężczyzna, do którego uciekła, zginął na miejscu. Wtedy ojciec przywiózł ją do domu i oznajmił, że wprowadza nowe zasady. Rozwodu nie będzie, ona zaś zostanie przykładną żoną i matką, nie przynosząc więcej wstydu rodzinie. W zamian on zapewni jej wszelkie niezbędne leczenie oraz rehabilitację. A ja… będę oddaną córką, bo inaczej ucierpi mama.

Do rzeczywistości przywołało mnie ciche rżenie koni, kiedy bryczka zatrzymała się pod schodami wiodącymi do kościoła. Zamiast dotychczasowego smutku poczułam lęk.

Do wnętrza, z którego rozlegały się złowieszcze, pompatyczne dźwięki organów, wchodzili ostatni goście. W ciągu godziny zostanę żoną człowieka, z którym nigdy nie zamieniłam ani słowa, a który z nieznanych mi dotąd przyczyn zjednoczył się z moim ojcem. Z rozpaczą zerknęłam na tatę, by zdążyć jeszcze raz zapytać dlaczego. Jego kamienna twarz nie zachęcała. Tak jak poprzednio smutek i lęk, teraz stłamsiłam w sobie kolejny odruch buntu…

Ojciec podał mi rękę, gdy wysiadałam z bryczki. Moja dłoń drżała w widoczny sposób, ale cieszyłam się, że chociaż zaczerwienione od łez oczy zasłania woalka. Cieszyłam się także, że tata nie śpieszy się, prowadząc mnie do ołtarza. Najwyraźniej napawał się chwilą, gdy znalazł się nagle w świetle reflektorów nie z powodu skandalu i upodlenia jako zdradzony mąż czy biznesmen nieudacznik, który stracił odziedziczoną po własnym ojcu fortunę, lecz jako dumny rodzic córki wychodzącej „świetnie” za mąż.

Główne wrota kościoła otwarto w końcu na oścież, a ja z wrażenia natychmiast się potknęłam, za co ojciec błyskawicznie zgromił mnie wzrokiem. Potem patrzyłam już tylko prosto przed siebie.

W pierwszym rzędzie zobaczyłam wpatrzoną we mnie mamę, co dodało mi sił, by w ogóle iść przed siebie. Delikatny ciężar babcinej koperty w ukrytej kieszeni dodał mi odwagi, by zignorować spojrzenia i szepty ponad trzystu nieznajomych osób stłoczonych we wnętrzu kościoła. Pozostało niestety już tylko jedno: podejść do ołtarza, gdzie czekał na mnie, w absolutnym bezruchu, wielki, nieznajomy mężczyzna, w niczym nieprzypominający podekscytowanego pana młodego. I on, i jego równie ogromny świadek wyglądali bardziej na żołnierzy stojących na baczność na warcie. W żaden sposób nie porozumiewali się też ze sobą.

Im bardziej się do nich zbliżałam, tym lepiej wyczuwałam niesamowitą aurę ich otaczającą i jeszcze mniej rozumiałam motywy działania Xenakisa. Czemu to robił? Co miał w ten sposób zyskać? Mógł mieć każdą kobietę na świecie. Dlaczego wybrał mnie?

I dlaczego nagle… poczułam w brzuchu przysłowiowe motyle?

A także czemu ja nie miałam żadnego wyboru?

I skoro nie miałam, to czy chociaż mój przyszły mąż okaże się odrobinę bardziej uległy i ugodowy od ojca?

Wszelka nadzieja znikła, kiedy tylko spojrzał na mnie, a właściwie wwiercił się we mnie natarczywym wzrokiem swych stalowo zimnych oczu, których kolor przypominał barwę wypolerowanej, metalowej broni maszynowej. Przez moment wydawało mi się, że stoję przed nim naga, podczas gdy on z łatwością czyta moje myśli, widzi wszystkie słabości i wady, a nawet najskrytsze marzenia, te o swobodzie. Miał srogi, a może nawet groźny wyraz twarzy, a całą swą postawą okazywał wrogość. Zachowywał się nie jak człowiek tuż przed ślubem, lecz złowrogi magnat przed podpisaniem kolejnego kontraktu wartego miliardy euro. Nieoczekiwanie zaciekawiło mnie, czy kiedykolwiek się uśmiecha.

Tylko dlaczego mnie to zaciekawiło?

Sadząc po jego lodowatym wzroku, stanowiłam jakąś część zawartej przezeń transakcji, która raczej go nie uszczęśliwiała.

Mogłam tylko żałować, że przypadkiem okazał się najprzystojniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek widziałam z bliska. Chłopcy, z którymi udawało mi się ukradkiem spotykać, gdy wyjechałam na studia, w niczym nie dorastali mu do pięt. Xenakis stanowił zjawisko samo w sobie i doprawdy bałam się nawet do niego zbliżyć.

Pomógł mi wyłącznie ostrzegawczy wzrok ojca i zbolały, a jednocześnie pełen siły, wyraz twarzy mamy. Jakby chciała powiedzieć: wszystko zależy wyłącznie od ciebie, zrób to albo nie.

Dzika chęć ucieczki była trudna do opanowania.

Xenakis musiał się jej domyślać oraz wyczuwać mój osobisty opór. Nie robiło to na nim jednak żadnego wrażenia. A skoro już uczestniczyłam w tej dziwnej grze, której zasad nikt nie pofatygował się mi wyjaśnić, miałam tylko jedno wyjście. Grać dziś do końca, a odegrać się później. Z takim postanowieniem podeszłam do ołtarza.

Przez moment pomyślałam, że widzę w jego oczach rozczarowanie. Czyżby chciał, żebym uciekła? Czyli również nie pragnął tego przedstawienia? Może zatem znajdziemy jakieś wspólne pole manewru? Jakąś przestrzeń do negocjacji?

Uświadomiwszy sobie w końcu, że stoję tam zupełnie sama – ojca już odprawiono – i gapię się bezmyślnie na Xenakisa, który zresztą odwdzięcza mi się tym samym, spuściłam szybko wzrok.

Wtedy ucichły ostatnie takty muzyki i pan młody wyciągnął do mnie władczo dłoń, która na dłuższą chwilę zawisła w powietrzu w przeraźliwej ciszy. Głęboko wzdychając, podałam mu ostatecznie rękę.

Choć wszystko trwało zaledwie sekundy, jego dotyk zrobił na mnie piorunujące wrażenie, na które w żaden sposób nie czułam się przygotowana.

I wtedy właśnie ksiądz rozpoczął ceremonię.

Kosztowało mnie bardzo wiele, by wymamrotać wymagane słowa przysięgi, a potem sięgnąć po większą obrączkę. Niesamowity wzrok Xenakisa dosłownie wyprał mi mózg.

Biorę ciebie… i ślubuję ci: miłość, wierność i uczciwość… aż do śmierci.

Każde kolejne słowo wypowiadałam ciszej i z rosnącą konsternacją.

Kiedy wreszcie skończyłam moją część, Xenakis sięgnął po drugą obrączkę i wtedy po raz pierwszy usłyszałam jego głos.

– Ja, Axios Xenakis, biorę ciebie, Calypso Ateno Petras…

Dalsze słowa nigdy do mnie nie dotarły. Jego głos zahipnotyzował mnie i sparaliżował. Czułam się, jakby sam starożytny Zeus zesłał grom z jasnego nieba.

Głos Xenakisa był seksowny, magnetyczny, uwodzicielski…

I choć to chyba niemożliwe, żeby czyjkolwiek głos był aż taki, jednak dla mnie był.

Ocknęłam się z osłupienia dopiero, czując na palcu zimny, platynowy pierścionek.

Wtedy ksiądz potwierdził zawarty przez nas związek i dodał, że mój świeżo poślubiony małżonek może mnie teraz pocałować.

Ale przecież nasza ceremonia nie była prawdziwa. Nie byliśmy żadną zakochaną parą, tylko obcymi ludźmi.

Jednak… wielkie dłonie Xenakisa wylądowały na moich ramionach, a potem prawą ręką odsłonił nieśpiesznie moją woalkę. Gdyby był kimkolwiek innym, odczułabym lekką satysfakcję, bo to, co ujrzał, niewątpliwie odrobinę go zmieszało i zaskoczyło. Co więcej, potrzebował dłuższej chwili, by z powrotem całkowicie odzyskać kontrolę nad swoją twarzą.

Niestety wszelką satysfakcję zniwelowała także reakcja mojego organizmu na bliskość Xenakisa, niepohamowane rumieńce, drżenie rąk, jak i całego ciała. Doszedł do tego żal, że starłam z części twarzy profesjonalny makijaż. Pomimo wszystko, a nawet ignorując upokarzająco głośne bicie serca, wytrzymałam jego spojrzenie, najpierw pełne oczywistej konsternacji, a potem znów po prostu zarozumiałe.

Z o wiele większym trudem natomiast przyszło mi się zmierzyć z pierwszym „mężowskim” pocałunkiem. Wywołał on we mnie emocje, których nie potrafiłabym spokojnie opisać.

Rzecz jasna, całowałam się już wcześniej. Temu nie udało się zapobiec nawet memu przerażającemu ojcu. Jednak tamte pocałunki nie wprowadziły mnie w stan przedzawałowy. Pocałunek Xenakisa przypominał zaś trzęsienie ziemi: ziemia jakby ustąpiła mi spod nóg i musiałam mu się całkowicie poddać, wczepiając się mocno w ramiona mojego męża, by nie stracić przy tym równowagi. Dotknięcie jego niesamowitej klatki piersiowej, jakby wyrzeźbionej ze stali, obudziło we mnie żądzę dalszego dotykania, która była w obecnej sytuacji zupełnie nie na miejscu.

Sekundę później nasz pocałunek był już tylko wspomnieniem, a ja starałam się usilnie nie chwiać na nogach przed trzystuosobową widownią. Jednak to wspomnienie nie opuściło mnie ani gdy wychodziliśmy z kościoła i sztywno pozowaliśmy do sztucznych zdjęć ślubnych, ani w drodze do rozpadającego się dworku z widokiem na port – jedynego domu, jaki kiedykolwiek miałam.

Pod kościołem bryczkę zamieniono na limuzynę z przyciemnionymi szybami i szoferką oddzieloną pleksi dla zapewnienia prywatności. Xenakis usiadł koło mnie w całkowitym milczeniu, od czasu do czasu rzucając mi enigmatyczne spojrzenia.

Kiedy miałam tego już dość, odezwałam się pierwsza:

– Czy o coś ci chodzi?

– Nie tak sobie wyobrażałem naszą pierwszą rozmowę. Ale generalnie w ogóle co chwilę dokonuję zadziwiającego odkrycia.

Nie ty jeden! – pomyślałam, a na głos zapytałam go:

– A co to niby ma znaczyć?

Długo zwlekał z odpowiedzią.

– Jesteś inna, niż mi sugerowano.

– Masz świadomość, jak absurdalnie to brzmi?

Znów znieruchomiał. Miałam wrażenie, że po raz kolejny czymś go zaskoczyłam.

– Nie mam. Oświeć mnie.

– „Inna, niż mi sugerowano”? – Byłam bliska histerii. – Niech no zgadnę! Spodziewałeś się kobiety pnącza i szarej myszki, która będzie się trzęsła na twój widok?

Tak szczerze, to trzęsłam się, gdy mnie pocałował.

Jego twarz przypominała kamienny posąg.

– Biorąc pod uwagę, że nie zdążył jeszcze zaschnąć atrament na naszym akcie ślubu, może nie powinniśmy się już kłócić? No chyba że chcesz wylądować w jakiejś księdze rekordów.

Ponieważ nie znałam szczegółów porozumienia między ojcem a Xenakisem, musiałam wyhamować.

– Mam nieodparte wrażenie, że jesteś w to wszystko zaangażowany tak samo mocno, jak mój ojciec, więc tylko pozwól, że przypomnę, że nie związałeś się z kokietką ani służącą, która będzie na każde twoje skinienie.

– Jak twój ojciec? Nie ty?

Nie chcąc zdradzać, jak dalece nie znam sytuacji, musiałam lawirować.

– Nieważne. Należę do klanu Petras. Tak jak on.

– Czuję się uprzedzony – parsknął z pogardą.

Niestety nie mogłam się dowiedzieć niczego więcej, bo limuzyna zajechała właśnie przed mój rodzinny dworek i lokaje w uroczystych liberiach rzucili się, by otwierać nam drzwi.

W rzadko dotąd używanej i pośpiesznie odnowionej sali balowej goście pili szampana, a mój ojciec wygłaszał pełną fałszu przemowę. Udało mi się ją przetrwać tylko dzięki temu, że przez cały czas ściskałam kopertę od babci ukrytą w wewnętrznej kieszeni sukni. Po zakończeniu części oficjalnej, Xenakisa otoczyła chmara przymilających się bliższych i dalszych znajomych, a ja z nieoczekiwaną ulgą oddałam się w ręce mojego zespołu trzech stylistek, które miały przerobić mój wizerunek ze ślubnego na weselny.

Kiedy się łudziłam, że mam na dłuższą chwilę z głowy towarzystwo męża, zainteresował się niespodziewanie nietkniętym jedzeniem na moim talerzu i niezaczętym nawet kieliszkiem szampana.

– Nie w nastroju na świętowanie? – zapytał. – Czy może mała demonstracja?

Nie mogłam niczego przełknąć, bo paraliżowała mnie nieznajomość sytuacji i coraz głębsze przekonanie, że Xenakis wcale nie uczestniczy w tym pakcie z diabłem z własnej woli. W takim razie, w co ja się wpakowałam?

– I kto to mówi? – odparłam, znacząco zerkając na jego pełny talerz.

Sięgnął po szampana.

– W przeciwieństwie do ciebie nie mam czego świętować. A dla jasności pozwól, że cię uprzedzę: rozegraliście już z ojcem wszystkie karty. Nie będzie kolejnych żądań.

O, Boże! Gdybym chociaż wiedziała, co takiego zrobił ten mój ojciec? Jednak na głos powiedziałam coś zupełnie innego:

– Grozisz mojej rodzinie? Jeśli tak, to wiedz, że będę z tobą walczyła na wszelkie dostępne mi sposoby.

Skrzywił się.

– Ależ ognisty temperament! Ciekawe, co jeszcze kryje się pod tysiącem warstw tej nieszczęsnej sukni. I co to właściwie jest za materiał?

Chociaż szczerze nie znosiłam swojej sukni ślubnej, jego komentarz mnie poirytował.

– To tiul. I chyba powinieneś wiedzieć, w końcu sam za nią zapłaciłeś.

– Płacę za wiele rzeczy. Mam ciekawsze sprawy na głowie niż znajomość damskiej garderoby i modnych materiałów.

– Ale to chyba także twój ślub…

Coś w tym potężnym człowieku, który ewidentnie nie chciał być w sytuacji, w której się znalazł, prowokowało mnie do wkładania kija w mrowisko i zrozumienia, o co chodzi.

– Czy nie powinna to być doniosła chwila w twoim życiu? – nie odpuszczałam.

Z jego twarzy zniknęły wszelkie ślady humoru.

– Doniosłe chwile w życiu są zazwyczaj wyczekiwane i należycie świętowane. Musiałabyś cierpieć na urojenia albo celowo udawać ślepą, moja droga Calypso Petras, żeby uznać, że jest to dla mnie właśnie taka okazja.

Drwina w jego głosie doprowadziła mnie na skraj wybuchu.

– Obecnie Calypso Xenakis. Chyba że już zapomniałeś! – wypaliłam i z satysfakcją dostrzegłam, jak bardzo się zirytował.

– Nie, nie zapomniałem.

– Jeżeli jest to dla ciebie taka gehenna, to po co to wszystko? – zapytałam, wskazując na uginające się od wystawnych potraw stoły, setki butelek szampana, tace pełne kawioru i bezwstydnie objadających się gości.

– Bo twój ojciec tego chciał – odparł lodowatym tonem. – Jak sama doskonale wiesz.

Już miałam mu wreszcie otwarcie oznajmić, że cała ta sytuacja nie ma dla mnie żadnego sensu, bo nikt nie pofatygował się nawet, żeby omówić ze mną moje własne wesele, gdy ujrzałam zatroskaną twarz mamy i słowa utknęły mi w gardle.

Z jakiegoś powodu los splótł rody Xenakisów i Petrasów, a my z mamą utknęłyśmy pośrodku. Nie mogłam się z tego wyplątać, by nie zostawić jej samej w potrzasku.

Wstałam od stołu, by uciec stamtąd choć na chwilę, zanim zrobię coś nieodwracalnego. Na przykład wskoczę na jeden ze stołów i zacznę krzyczeć, ile sił w płucach. A dopóki nie dowiem się, w co naprawdę zostałam wkręcona, nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę jakoś zapanować nad moimi uczuciami, a przede wszystkim umysłem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: