Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przygoda dzika Toniego Halika - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 stycznia 2021
Ebook
29,99 zł
Audiobook
24,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Przygoda dzika Toniego Halika - ebook

Sto lat temu urodził się chłopiec, który marzył o tym, by zostać Indianinem. W szkole nikt nie traktował jego planów poważnie. Tymczasem wiele lat później dotarł on do Ameryki Południowej i razem z żoną wyruszył w niebezpieczną podróż do serca tropikalnego lasu w Brazylii. Był przekonany, że dotrze do Indian i że stanie się jednym z nich. Czy mu się to udało? Dołączcie do szalonej wyprawy Toniego i Pieret Halików!

„Nasze dzieciaki, słuchając czytanych przeze mnie przygód Toniego Halika, skakały rozemocjonowane niczym Indianie z plemienia Karaża. Aż strach pomyśleć, jak zareagują dzieci słuchające tych niesamowitych przygód w wykonaniu taty, wszak profesjonalnego lektora. Podejmiemy to ryzyko z radością, bowiem opowieść jest znakomita” – Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr

„Tony Halik był bohaterem mojego dzieciństwa. Od teraz jest bohaterem także moich dzieci. Oby powstawało jak najwięcej takich książek!” – Łukasz Wierzbicki

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-268-3422-6
Rozmiar pliku: 7,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Patrycji i Przemkowi, którzy pomogli mi odnaleźć zaginioną dzidę i napisać tę książkę

Mirosław Wlekły

1. Bitwa

Wódz Ubedu stał naprzeciwko wrogiego plemienia i mierzył przeciwników groźnym spojrzeniem. Kajapowie na twarzach mieli wymalowaną złość. Wódz widział, że nic już nie jest w stanie powstrzymać zbliżającej się bitwy.

– Naprzód! – krzyknął wreszcie, wzywając swych wojowników do walki.

Karażowie chwycili za dzidy, naprężyli mięśnie i osadzili strzały na cięciwach łuków.

Do bitwy szykował się też Toni Halik. Zamiast dzidy miał w rękach kamerę. Włączył ją i pobiegł za wojownikami. Całkiem niedawno został członkiem plemienia Karaża. Od tego czasu na krok nie odstępował swoich nowych braci, którzy za chwilę mieli z furią zaatakować wrogich Kajapów.

– Naprzód, wojownicy! – wódz zagrzewał Karażów do ataku. – Na zdradzieckich Kajapów! Muszą zapłacić za to, co nam zrobili! Muszą oddać nasze żony!

W ruch poszły włócznie, powietrze przecinały okrzyki wojowników i strzały łuków. Zrobił się taki tumult, jakiego od dawna nie widziały zwierzęta lasu deszczowego.

Toni nie odrywał oka od kamery. Miał już ujęcia, jak Kajapowie przeprawiają się przez rzekę, jak z wściekłością rzucają się na przeciwników i jak Karażowie dzielnie odpierają atak. Był w swoim żywiole! Zawsze pakował się z obiektywem tam, gdzie działo się najwięcej. Nigdy nie myślał o tym, że grozi mu niebezpieczeństwo. Nagle omal nie dosięgła go jedna ze strzał. Uff, było blisko. Na szczęście nic się nie stało, strzała nieznacznie drasnęła mu ramię. Bitwa była jednak coraz bardziej zacięta, a nieustraszony Toni znalazł się w samym jej środku.

I w tym momencie, jak na złość, skończyła mu się taśma w kamerze! (Bo musicie wiedzieć, że w tamtych czasach nie było kart pamięci, ale taśmy filmowe). „Jak ją wymienić?”, zaczął kombinować Toni – który nigdy się nie załamywał, lecz zawsze szukał rozwiązania problemu i zazwyczaj je znajdował. Padł na ziemię i zaczął czołgać się pomiędzy wojownikami w kierunku zarośli. Ukrył się za krzakami i sięgnął do torby wypełnionej materiałami filmowymi.

– Uważaj, Toni! – krzyknęła w tym momencie jego żona Pieret, która właśnie z tego miejsca obserwowała bitwę.

Zobaczyła bowiem, jak włócznia Kajapo zbliża się do skroni jej męża. Potężny wojownik z pomalowaną na czerwono twarzą stał tuż nad kamerzystą. Już chciał mu wbijać ostrą dzidę w serce. Jedno pchnięcie i byłoby po nim. Toni jednak miał niespotykany refleks. Natychmiast sięgnął do torby, wyciągnął legitymację korespondenta wojennego i po kajapońsku – bo mówił we wszystkich językach świata – krzyknął:

– Jestem dziennikarzem! A dziennikarze są w czasie wojny pod ochroną!

Na Kajapo nie zrobiło to żadnego wrażenia. Nie wiedział, kto to dziennikarz ani tym bardziej korespondent wojenny. W świecie plemion lasu deszczowego wojny zdarzały się rzadko, a jeśli już, to szybko się kończyły, więc nie wymagały relacjonowania. Zresztą wieści niosły się z ust do ust. Niepotrzebne były gazety ani telewizja, sprawozdawcy ani korespondenci wojenni.

Tak więc wojownik, który stał nad Tonim, dalej z zaciętą miną celował w niego. Ten potknął się, upuścił kamerę, a wróg – przekonany, że to broń – rzucił się do jej deptania. Toni był niższy, słabszy od Kajapo, ale znał techniki bokserskie i dżudo. Postanowił jednak zostawić je sobie na później i walnął przeciwnika w łeb po warszawsku. (Wiecie, jak to? Trzeba się mocno zamachnąć i wycelować pięścią w nos). Tamten upadł, a Toni przymierzył się do drugiego ciosu, gdy nagle... lewa stopa wplątała mu się w korzeń drzewa. Przerażony próbował ją wyszarpnąć, ale nie mógł się ruszyć. I wtedy pojawił się kolejny Kajapo. Miał w dłoni włócznię, która w ułamku sekundy zbliżyła się do gardła Toniego.

– Aaaa – krzyknął przerażony kamerzysta.

Był przekonany, że to koniec.

Ale wówczas z odsieczą pojawił się jeden z Karażów, jego nowych braci. Miał długie czarne włosy, wojenne barwy na policzkach i kawałek zwierzęcej kości niczym kolczyk przyczepiony do dolnej wargi. Zamierzył się swoją dzidą, po czym z całą siłą uderzył nią w przeciwnika. Trach! Wróg pokonany! Toni uratowany!

Ledwo stanął na nogi, gdy dobiegły go okrzyki radości. Co to? Wyjrzał z zarośli i zobaczył triumfujących Karażów. A więc było już po bitwie! Karażowie wygrali!

Człowiek, który obronił Toniego, w milczeniu ruszył zbierać wojenne trofea. Toni odetchnął z ulgą, a jednocześnie przeklinał, że na tej wojnie w ogóle nie mają szacunku dla dziennikarzy. Zastanawiał się, jak okazać wdzięczność swojemu wybawcy. Wiedział już, że Karażowie nie dziękowali sobie uściskiem dłoni ani przybiciem piątki, a nawet gdyby to robili, Toni czuł, że powinien odwdzięczyć się czymś specjalnym.

– Przyjacielu, uratowałeś mi życie – Toni podszedł do niego i powiedział po karażańsku.

– Nie musisz mi dziękować. Jesteś przyjacielem Karażów. Kajapowie dostali za swoje – odpowiedział spokojnie wojownik.

Uratowanie nowego członka plemienia uważał przecież za swoją powinność.

– Chciałabym poznać imię dzielnego człowieka, który uratował mojego męża – dodała Pieret, która właśnie nadbiegła przerażona.

– Na imię mam Ozana.

– Ozana... Ozana... Co za piękne imię – zamyślił się Toni. – Jeśli kiedyś będziemy mieć syna, tak damy mu na imię.2. Marzenia

O podróży do Indian Toni Halik marzył od dawna.

Tyle słyszał o ich zgodnym z naturą życiu, szacunku dla starszych i miłości do dzieci. O sprawiedliwych prawach, zgodnie z którymi żyją od wieków. O ich sprawności, tężyźnie fizycznej, zdrowiu i talentach rzemieślniczych, o których ludzie w Europie już dawno zapomnieli, bo woleli korzystać z zakładów usługowych. Słyszał o przyjaźni, poszanowaniu drugiego człowieka i o spokojnym rozstrzyganiu sporów. Był przekonany, że wszystko to pozwalało na szczęśliwe i dobre życie, w dodatku w otoczeniu egzotycznych gatunków zwierząt i najpiękniejszych na świecie roślin. Fakt, między plemionami zdarzały się bitwy, ale trwały krótko i zazwyczaj wszyscy tu żyli w pokoju. Toni od dziecka podróżował po tropikalnych lasach Ameryki Łacińskiej. Na razie tylko w wyobraźni, bo tak naprawdę mieszkał w chłodnej Polsce, gdzie nie było ani egzotycznych lasów, ani żyjących w nich plemion. W myślach ciągle wypływał na oceany i podróżował do nieznanych lądów. W gimnazjum w Płocku, w którym słynął ze wszystkiego, tylko nie z dobrych ocen i wzorowego zachowania, w jednym przedmiocie naprawdę był najlepszy. W geografii, czyli nauce o różnych stronach świata. Nawet na innych lekcjach zajmował się oglądaniem map, za co nieraz dostawał rozmaite kary. Kiedy nauczyciele nie patrzyli, znów jednak sięgał po mapy. W miejsca, do których zamierzał kiedyś dotrzeć, wbijał szpilki i łączył je nitkami. Tak planował swoje przyszłe podróże.

Raz nawet koledzy nakryli go, jak na lekcji matematyki uczył się portugalskiego. Co to w ogóle za język? – dziwili się. I czy w ogóle istnieje? Toni musiał tłumaczyć im, że owszem, istnieje, a używa się go między innymi w Brazylii, do której on się wkrótce wybiera.

Z okien gimnazjum w Płocku widać było Wisłę. Nieraz zamiast patrzeć na tablicę, Toni wypatrywał łódek i stateczków, które pływały po rzece. Po lekcjach razem ze swoim przyjacielem Wojtkiem chodzili na przystań przyglądać się łodziom z bliska. Pewnego dnia Toni zwierzył się Wojtkowi, że kiedyś będzie takimi żeglował. Ale jego żaglówki będą większe i będą pokonywać oceany.

Wojtek pokiwał głową. Chyba mu nawet uwierzył. Przecież po zwariowanym Tonim wszystkiego się można było spodziewać. Ale inni koledzy, słysząc, jak mówił, że zamieszka wśród Indian, pękali ze śmiechu. Toni miał to gdzieś i nadal marzył o Brazylii.

Pewnego dnia nie pojawił się w szkole. Okazało się, że zamiast na lekcje poszedł nad Wisłę. Zagadnął przepływających flisaków, którzy tratwami przewozili rzeką towary. Namówił ich, żeby zabrali go na północ, do Gdańska. I kiedy po kilku dniach tam dotarł, próbował po kryjomu dostać się na dalekomorski statek. Zamierzał nim dotrzeć do samej Brazylii, a potem w głąb lądu, do nieznanych plemion. Kręcącego się po porcie chłopaka złapała jednak straż morska. I zamiast do dalekich zamorskich krain Toni trafił z powrotem pod Płock, do rodzinnego domu. Kolegom opowiadał jednak, że udało mu się dopłynąć do Brazylii. Wojtek być może uwierzył. Ale inni? Wyobrażacie sobie, jak się musieli z Toniego śmiać? Toni nic sobie z tego nie robił.

Minęło wiele lat, Toni dorósł, miewał w tym czasie liczne przygody. I – tak! – końcu zamieszkał w Ameryce Południowej. Co prawda nie w Brazylii, ale w sąsiadującej z nią Argentynie. Po latach stanął na wymarzonym lądzie. Wreszcie był w Ameryce!

Tyle że na jej południowym krańcu – i wcale nie było tu nieznanych plemion!

Wiecie coś o Argentynie? To jeden z najdłuższych krajów na naszej planecie. Gdyby podróżować z jednego końca na drugi, trzeba by przejechać aż 4000 kilometrów. Nie wyobrażacie sobie, jak to daleko? Dla porównania długość Polski z północy na południe to tylko 649 kilometrów. Dlatego w całym naszym kraju, no, może z wyjątkiem mroźnych Suwałk, w tym samym czasie jest zwykle podobna pogoda. W Argentynie wcale tak nie jest. Na południu można przebijać się przez zaspy śnieżne, a w tym samym czasie na północy umierać z gorąca.

Dziwne, prawda? Bo przecież w Europie im dalej na południe, tym cieplej. Ale Argentyna leży po drugiej stronie równika i tam jest całkiem odwrotnie. Południe jest zimne, a północ gorąca. A więc to trochę tak, jakby świat w Argentynie stanął do góry nogami.

Żeby się dostać do wymarzonych plemion, nasz Toni musiał więc pojechać na północ kontynentu. Tam, gdzie rosły nieprzebyte lasy tropikalne, pełne wspaniałych zwierząt i egzotycznych roślin. Razem z żoną – nazywała się Pieret, pamiętacie? – kupili małą żaglówkę. Nazwali ją „Chico” (czytaj: cziko), co po hiszpańsku oznacza „chłopczyk”. Coraz dalej i dalej zapuszczali się w górę Parany, jednej z największych rzek Ameryki Południowej. Tak wielkiej, że jest prawie pięć razy dłuższa od Wisły. Parana jest też od niej o wiele szersza. Przepływa nią aż szesnaście razy więcej wody niż w największej z polskich rzek.

W pierwszych rejsach po Paranie Toniemu i Pieret towarzyszyli małpka Titi i kot Minuczo. Minuczo nie bał się spotykanych po drodze ludzi i uwielbiał się do nich łasić. Titi z kolei była pokładowym urwisem: skakała po maszcie i z jego wierzchołka wypatrywała celu podróży. Zwierzaki rozrabiały na pokładzie, nie dając Toniemu i jego żonie spokoju. Jednak swojej małpce i swojemu kotu byli wdzięczni za odrobinę rozrywki, bo po drodze niewiele się działo i prawdę mówiąc było dość nudno. Toni Halik nie tracił jednak nadziei na przeżycie wielkiej przygody. Chętnie rozmawiał z ludźmi, których spotykał po drodze, kiedy zatrzymywał się nad brzegiem Parany, żeby uzupełnić zapasy żywności. Mówili Halikom, że jeśli będą płynąć dalej, dotrą do lasu deszczowego, egzotycznych roślin, piranii, no i oczywiście Indian.

Niestety, „płynięcie dalej” nie było takie proste. Pewnego dnia na drodze Toniego i Pieret pojawił się wielki wodospad. Gdy zbliżali się do niego, ogromne fale zaczęły targać ich żaglówką. Omal nie przełamały małego „Chico” na pół, a nurt zaczął go nieść z prędkością łodzi motorowej. Jeszcze chwila, a wodospad zmiótłby „Chico” jak łódeczkę z papieru i niewiele by z niej zostało. Toni bił się z myślami: ratować się i kończyć podróż, a może dać się ponieść niebezpiecznemu wodospadowi? Bo przecież tam, za wodospadem, z pewnością czekali na niego Indianie. Pieret i Toni znajdowali się już blisko granic z Brazylią i Paragwajem, a to właśnie tam zaczynały się indiańskie osady. Tak przynajmniej wynikało z książek, które pochłaniał Toni. Tyle razy w marzeniach docierał do wiosek Indian, a teraz miał je na wyciągnięcie ręki. Dzielił go od nich tylko ten straszliwy wodospad! Z drugiej strony nie miał wątpliwości, że maleńki „Chico” wpadłby w niego jak w paszczę wieloryba i tyle by go widziano. Co robić? – walczył z myślami Toni. Ryzykować czy nie?

Pieret wiele czytała o Iguazu – dobrze wiedziała, że jest równie piękny, co niebezpieczny – i roztropnie namawiała męża do przerwania podróży. Fale wlewały się już na pokład żaglówki, a przerażone Titi i Minuczo chowały się pod pokładem. Toni w ostatniej chwili, zanim całą ich czwórkę pochłonęła toń, zdołał skierować „Chico” do bezpiecznego brzegu.

Trzeba było zawracać.

Niestety, nie udało im się dopłynąć do pełnej nieznanych plemion Brazylii. Toni był bardzo smutny, ale – jak to on – nie tracił nadziei.

I słusznie! Bo jego marzenie w końcu miało się spełnić. Otóż Toni od pewnego czasu opisywał dla popularnej w Argentynie gazety swoje podróżnicze przygody. Publikował też piękne zdjęcia. Redakcja coraz chętniej zlecała mu nowe zadania. Coraz częściej o nowe relacje upominali się także czytelnicy. Przygody opisywane przez młodego reportera z Polski mroziły krew w żyłach dorosłych i rozpalały wyobraźnię dzieci. Aż w końcu szefowie gazety postanowili powierzyć Toniemu arcytrudne zadanie: wysłać go, by poznał i opisał... Tak, życie plemion w odległych zakątkach Brazylii! A przy okazji miał przywieźć ciekawe eksponaty, w tym prawdziwą indiańską dzidę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: