Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Randkowa katastrofa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 marca 2022
Ebook
28,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Randkowa katastrofa - ebook

Co zrobisz, gdy w brutalny sposób odkryjesz, że słowa przysięgi nie dla każdego znaczą to samo, i zostaniesz zmuszona zmienić całe swoje życie?

Weronika, wściekła i zraniona, odbywa sesję terapeutyczną, której towarzyszą nożyczki, wino i przyjaciółki. Kobieta postanawia się zabawić i na nowo poczuć atrakcyjnie, więc za namową koleżanki zakłada konto na Tinderze. Nie ma pojęcia, że w ten sposób uruchomi lawinę małych randkowych katastrof. Na drodze Weroniki niespodziewanie pojawia się on… przystojny i utalentowany. Czy jednak w pogoni za „Panem Idealnym” zauważy swoją szansę na szczęście i prawdziwą miłość?

Wyrusz z Weroniką w podróż od randkowej katastrofy do spełniania marzeń!

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-946-3
Rozmiar pliku: 708 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

That’s all they really want

Some fun

When the working day is done

Oh girls, they wanna have fun

Oh, girls, just they wanna have (girls) fun (they want)

(Wanna have fun)

(Girls)

(Wanna have)

Cyndi Lauper, Girls Just Want to Have Fun

Sukienki, szpilki, tabletki przeciwbólowe… Wrzucałam wszystko do walizki i, cholera, byłam pewna, że o czymś zapomniałam. Coroczne spotkanie z dziewczynami jak zawsze sprawiało, że moja koncentracja uciekała tak szybko, jak ja codziennie wychodziłam z pracy. Wdech, wydech… Tylko spokój może mnie ocalić. Spojrzałam jeszcze raz na zawartość bagażu i doznałam olśnienia. Bielizna! Która kobieta zapomina ją spakować? Dorzuciłam ulubione koronkowe komplety, dopakowałam prezenty dla przyjaciółek, zamknęłam walizkę i chwyciłam za telefon. Szybko wystukałam wiadomość na wspólnym czacie:

Walizka spakowana, jutro się widzimy! Eeek!

Dźwięk otwieranych drzwi powiedział mi, że Przemek, mój mąż, wrócił z pracy, wyszłam mu więc na spotkanie. Nie żebym była idealną żonką, która każdego dnia wita zmęczonego męża w drzwiach domu, ale przed wyjazdem lubiłam go rozpieszczać. W końcu zostawiałam go samego na tydzień, chociaż on myślał, że tym razem będzie to dziesięć dni.

– Cześć, kochanie, jak było w pracy? – zapytałam, całując go w usta.

– Cześć, Nika, w pracy jak to w pracy, kilka osób stroi fochy, bo to ja dostałem awans, a nie oni. A ty jak, spakowana na wasz zlot wiedźm? – odpowiedział i cmoknął mnie w policzek, po czym poszedł prosto do salonu.

– Niby tak, ale wiesz, jestem pewna, że o czymś zapomniałam.

– Nie zapomnij portfela, dokumentów i biletu, reszta jest mało ważna. – Przemek jak zawsze na spokojnie podszedł do tematu.

– To mam w torebce. W ostatniej chwili dopakowałam bieliznę…

– Cała ty, Nika, tylko ty mogłaś o tym zapomnieć. Dobrze, że lecisz na spotkanie z przyjaciółkami, inaczej mógłbym być zazdrosny.

– Jak bardzo zazdrosny? – zapytałam kokieteryjnym tonem.

– Nika, daj spokój, przecież wiesz, że bardzo. – No i tyle by było z flirtu.

Zastanawiałam się, co się stało z chłopakiem, który potrafił w przerwie na lunch przyjechać do domu i zaciągnąć mnie do łóżka.

– Głodny? Zrobiłam obiad, wystarczy wyciągnąć z piekarnika. – Nie chciałam ciągnąć tej gierki. Aż za dobrze wiedziałam, jak by się to skończyło, a nie miałam ochotę na kłótnię przed samym wyjazdem.

Naprawdę miałam ochotę na miły wieczór, może jakiś film na Netflixie, wino, seks… Jezu, jaką ja miałam ochotę na dobry seks! O naszym pożyciu małżeńskim mogłam powiedzieć wiele, ale ostatnio daleko mu było do gorącego. Od ślubu wszystko się zmieniło i nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Według Gośki mężczyźni to zdobywcy, a Przemek już mnie miał, więc nie musiał i nie chciał się starać. Ale żadna z nas nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie miał ochoty na seks. Przecież faceci ciągle myślą o seksie, ciągle mają ochotę. Wszyscy, tylko nie Przemek. Podejrzewałam, że choćbym włożyła najseksowniejsze koronkowe ciuszki, to on tym swoim spokojnym głosem powiedziałby: „Nika, jestem zmęczony”. Grrr… Nie będę o tym myśleć, optymizm, Wera, optymizm.

Nałożyłam obiad sobie i Przemkowi, wzięłam butelkę wina z lodówki i zaniosłam wszystko do stolika. Mój szanowny małżonek nawet nie poczekał, aż skończy obiad, odpalił PlayStation i tyle było z mojego Netflixa. Wyglądało na to, że romantyczny wieczór pozostanie w strefie marzeń.

„Jedna butelka na bank nie wystarczy” – pomyślałam i ze złością dźgałam zapiekankę ziemniaczaną, patrząc, jak mój mąż trzyma w rękach plastikową zabawkę i za jej pomocą ściga się małym wirtualnym samochodzikiem. Brutalna wizja widelca wbijającego się w jego rękę nieproszona pojawiła się w mojej głowie. Szybko się jej pozbyłam, bo w końcu żonie nie wypada mieć morderczych wizji, w których jej własny mąż jest ofiarą. Po prostu nie wypada, prawda? Nic jednak nie mogłam poradzić na niewielki uśmiech, który pojawił się na moich ustach, gdy oczyma wyobraźni widziałam bardzo zaskoczoną minę Przemka…

***

Cholera, cholera, cholera! Co za diabeł mnie podkusił, żeby otworzyć tę drugą butelkę i odpalić po raz tysiąc pięćdziesiąty Pamiętniki wampirów. Mogłam się jedynie pocieszyć, że gdybym zrobiła maraton z moim ulubionym superbohaterem, prawdopodobnie nie zdążyłabym na samolot, pogrążając się teraz w seksownych marzeniach sennych. Skacząc na jednej nodze, trzymałam się za palec u stopy, który obiłam sobie, potykając się o walizkę. Ależ byłam zła na Przemka, że mnie nie obudził, gdy wychodził do pracy. Idiota, nawet się ze mną nie pożegnał, miałam ochotę nim potrząsnąć, ale to poczeka… Teraz musiałam jak najszybciej się ogarnąć i jechać na lotnisko.

Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki make up, wrzuciłam na siebie przygotowane wcześniej ubrania, złapałam walizkę i torebkę i pobiegłam do czekającej na chodniku taksówki. Jedno spojrzenie na taksówkarza wystarczyło, bym się zorientowała, że był zirytowany i niewiele brakło, by odjechał beze mnie. Po raz kolejny byłam wdzięczna, że mieszkałam tak blisko lotniska.

Już nie mogłam się doczekać, aż uściskam moje dziewczyny. Rozmowy przez wideoczat czy wiadomości na Messengerze nigdy nie zastąpią kontaktu osobistego. Jednak w naszym wypadku było to bardzo utrudnione, każda z nas mieszkała nie tylko w innym mieście, ale także w innym kraju. Dlatego tak ważne dla naszej trójki były te nasze coroczne spotkania. Choćby się waliło i paliło, rok w rok wybierałyśmy miejsce i wszystkie zjawiałyśmy się, piłyśmy, gadałyśmy i miło spędzałyśmy czas.

Zarzuciłam słuchawki na szyję. Lubiłam dzięki muzyce odciąć się od wszystkiego wokół. W pracy nie mogłam jej słuchać, musiałam skupić się na obsługiwaniu klientów. Zawsze uprzejma, zawsze uśmiechnięta, zawsze pomocna, zawsze dobrze ubrana. Takie panowały zasady i musiałam się do nich dostosować. Nie żebym narzekała, lubiłam pracę w banku i byłam szczęśliwa, że nie muszę pracować w księgowości, w zawodzie, który znienawidziłam już w szkole… Lubiłam liczby, jednak wolałam je w takiej wersji, z którą miałam teraz do czynienia. Mniej tabelek, więcej formularzy, kontakt z ludźmi to zdecydowanie były plusy tej pracy. W dodatku nie mogłam narzekać na współpracowników, bo pomimo różnic, czy to związanych z pochodzeniem, wiekiem czy charakterem, znaleźliśmy wspólny język i często wychodziliśmy gdzieś całą paczką. Jednak z przykrością zauważyłam, że żadna z osób poznanych w Anglii nie była mi tak bliska jak Gosia i Kasia. Poznałyśmy się przez całkowity przypadek, jednak kontakt nigdy się nie urwał, a wręcz przeciwnie, poznawałyśmy się bliżej i wiedziałam, że zawsze mogę na nie liczyć.

Na lotnisku jak zawsze ludzie dostawali małpiego rozumu. Ja rozumiem wiele, ale zasady nie zmieniają się każdego dnia i chyba każdy wie, których rzeczy nie można przewozić w bagażu, a które należy wypakować do kontroli. Cieszyłam się, że nie muszę stać w tej gigantycznej kolejce, by oddać bagaż, bo wtedy na sto procent bym się spóźniła na samolot. Po kontroli bezpieczeństwa od razu musiałam pójść pod wyznaczoną bramkę, nie miałam czasu nawet na szybkie zakupy. „Kurczaczek, kończą mi się ulubione perfumy, a tutaj zawsze są najtaniej” – pomyślałam, stojąc w kolejce i patrząc, jak ludzie przepychają się, byleby zająć bliższe miejsce w kolejce. Zawsze mnie to bawiło, tak jakby myśleli, że samolot odleci bez nich. Parę lat temu jeszcze bym mogła przymknąć na to oko – brak wyznaczonych miejsc i wyścigi, by matki z dziećmi mogły usiąść razem, były standardem. Ale teraz? Każdy miał wyznaczone miejsce, więc taki bieg z przeszkodami, byleby być pierwszym, kompletnie mijał się z celem. Ale niektórych rzeczy ludziom nie przetłumaczysz.

Zajęłam swoje miejsce w kolejce z pierwszeństwem, wyciągnęłam telefon i napisałam do Przemka (niestety nie odpisał). Wysłałam też wiadomość do dziewczyn, ale wiedziałam, że pewnie się nie odezwą, bo Kasia w tej chwili powinna siedzieć wygodnie w samolocie, a Gosia za kółkiem swojego samochodu. Zrezygnowana, założyłam słuchawki i odpaliłam ulubioną playlistę. Na pierwszy ogień poszła piosenka, która ostatnio nie dawała mi spokoju. Melodia serc* Kings of Sin rozbrzmiała mi w uszach, a mnie po raz kolejny przeszły ciarki. Wokalista miał tak świetny głos, że czekałam na ich płytę z utęsknieniem. Pomyśleć, że mieszkaliśmy w jednym mieście, a nigdy się nie spotkaliśmy. To praktycznie grzech, ale jeszcze to nadrobię.

Nie rozumiałam ludzi, którzy mogli spać w samolotach czy pociągach. Mnie przerażała wizja snu w towarzystwie zupełnie obcych ludzi, w końcu nigdy się nie wie, kto siedzi obok ciebie. Kupiłam słodkie przekąski, gdy tylko obsługa zaczęła serwis, włączyłam muzykę i, nie nawiązując z nikim kontaktu, zajadałam i pozwoliłam porwać się myślom.

Warszawa powitała mnie cudowną pogodą, za takimi słonecznymi dniami tęskniłam najbardziej. Uwielbiałam ciepło, nienawidziłam marznąć, a moje włosy źle znosiły wilgoć, ale czego się nie robi dla miłości, co? Przemek chciał zamieszkać na Wyspach, a ja nie wyobrażałam sobie życia osobno, więc pojechałam razem z nim. Na ogół nie narzekałam, ulubiona fryzjerka radziła sobie z moimi włosami – chwała za zabiegi keratynowe! Ciepłe skarpety i swetry zajmowały większość mojej szafy, a ja mogłam być z facetem, którego kochałam.

Moi rodzice do tej pory nie wybaczyli nam szybkiego ślubu w urzędzie w Nottingham. Ślubu bez ich obecności… Podobno zawsze chcieli mnie zobaczyć w białej sukni, idącą do ołtarza i tańczącą pierwszy taniec z moim mężem. Jeszcze nie wszystko stracone – młodsza siostra, Amelia, planowała ten wielki dzień od przedszkola. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że ja też tego pragnęłam… Welonu, rodziny razem ze mną, przyjaciółek jako druhny… Chciałam tych wszystkich wycieczek w poszukiwaniu tej jednej jedynej idealnej sukni ślubnej. Chciałam nerwowego oczekiwania na przyszłego męża w moim domu rodzinnym… Ale Przemek wolał ślub w urzędzie, a kasę, którą musielibyśmy wydać na tę całą szopkę, jak to określał, przeznaczyliśmy na wakacje we dwoje. Szczerze mówiąc, niewiele z nich pamiętam, przez większość czasu albo leżeliśmy na plaży, albo przesiadywaliśmy w lokalnych barach, ciesząc się wolnością, sobą i świetną pogodą. Teraz trochę żałowałam, że nie pojechaliśmy czegoś zwiedzić, czegoś zobaczyć…

Ech, coś dużo tych żalów dziś, koniec z tym. Wzięłam głęboki oddech, przeszłam przez kontrolę bezpieczeństwa i wyszłam przed lotnisko na poszukiwania taksówki, która zawiozła mnie prosto przed hotel, w którym się zatrzymałyśmy. Zameldowałam się, wzięłam kartę i ruszyłam za wskazówkami pani z recepcji. Byłam ciekawa, jaki apartament zarezerwowała dla nas Kasia. Co roku inna z nas zajmowała się wynalezieniem noclegów w mieście, które akurat wybrałyśmy na spotkanie. W zeszłym roku była moja kolej i zatrzymałyśmy się w fajnym hotelu w Krakowie, w którym, na szczęście, mogli mieszkać sami dorośli. Wlałyśmy w siebie wówczas mnóstwo alkoholu, nie tylko w hotelowym barze, ale także na rynku. Korzystałyśmy z jacuzzi, śmiałyśmy się, płakałyśmy i miło spędziłyśmy czas. Przez ten tydzień zwiedziłyśmy to piękne miasto, odkryłyśmy kilka świetnych lokali i poznałyśmy bardzo pozytywnych ludzi. A co najważniejsze, wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że nie mogę dostosowywać swojego życia do oczekiwań i marzeń Przemka.

Zaraz po ślubie zaczął mówić o dziecku, ale to w zeszłym roku jego sugestie przestały być delikatne, a stały się natarczywe. A ja? Nie czułam się gotowa na powiększenie rodziny. Nie wyobrażałam sobie siebie w roli matki, osoby całkowicie i nieodwracalnie odpowiedzialnej za życie, zdrowie i szczęście maleńkiej istoty. Oczywiście chciałam dzieci, ale jeszcze nie teraz. Teraz chciałam spędzić jeszcze trochę czasu tylko we dwoje, kupić dom, zebrać oszczędności, a dopiero później zacząć myśleć o czymś więcej. Wtedy ten wyjazd, spotkanie i rozmowa z dziewczynami uświadomiły mi, że nie mogę zgodzić się na dziecko tylko dlatego, że Przemek tego chce. Bo to na mnie spadnie odpowiedzialność ciąży, porodu i w większości wychowania. A wiadomo jak to jest, gdy robi się coś wbrew sobie. Po powrocie szczerze porozmawiałam z Przemkiem i na jakiś czas porzucił temat, chociaż teraz wrócił on z podwójną mocą. Czułam się przytłoczona i zdezorientowana, dlatego ten wyjazd był moim ratunkiem.

„Jak Kaśka coś robi, to z prawdziwym rozmachem” – stwierdziłam. Nie chciałam nawet wiedzieć, ile wydała na wynajęcie tego apartamentu na cały tydzień… Był piękny i zdecydowanie mogłabym tu zamieszkać na stałe. Napisałam do Przemka, ciągle nie doczekując się odpowiedzi na poprzednią wiadomość, wysłałam też SMS-y do dziewczyn, by wiedziały, że jestem już w pokoju. Zrzuciłam buty i rzuciłam się na łóżko, zbierając siły, bo dzisiejszy wieczór z pewnością będzie bardzo długi.

***

Chyba musiałam zasnąć, bo obudziła mnie Gośka, piszcząca, krzycząca, wskakująca na łóżko, na którym leżałam. Jeszcze nie zdążyłam się dobudzić, a już nie mogłam złapać oddechu, bo moja przyjaciółka ściskała mnie mocno.

– Jak się cieszę, że już jesteśmy razem! – zapiszczała mi prosto do ucha.

– Też się cieszę, Gosiaku, ale cieszyłabym się bardziej, gdybym nie straciła słuchu i gdybyś trochę ze mnie zeszła. – Roześmiałam się, bo jej optymizm był zaraźliwy.

– Nie zrzędź, marudo, podnoś ten sexy tyłek, zaraz przyjedzie Kasia i idziemy coś zjeść.

– Podniosłabym, gdybyś wciąż na mnie nie siedziała. – Próbowałam ją z siebie zrzucić, ale najwidoczniej cała sytuacja nieziemsko ją bawiła.

– Dajesz, malutka, brzuszki z obciążeniem dobrze ci zrobią. Musisz mieć jakąś aktywność fizyczną. Skoro twój małżonek o to nie dba, to ja muszę.

– O MÓJ BOŻE! – Zaczęłam się histerycznie śmiać.

Tak, tylko ona mogła nawiązać w tak sugestywny sposób do dwóch rzeczy – do mojego lenistwa i braku seksu. W dodatku wyobraziłam sobie sytuację, w której ja i Przemek jesteśmy w łóżku, a Gosia stoi z boku i dopinguje nas niczym najwierniejszy kibic. Tak, wiem, nie byłam normalna, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, moi najbliżsi również.

– Czy chcę wiedzieć, z czego się tak śmiejesz?

– Nie wiem, czy chcesz, mogłabym przez przypadek skazić twoją delikatną główkę moimi bardzo nieprzyzwoitymi myślami.

– Słonko, obie wiemy, że moja wyobraźnia bogata jest w bardzo sprośne, brudne, wyuzdane i namiętne sceny. Nic, co powiesz, mnie nie zgorszy.

– Nawet wizja mnie i Przemka w łóżku, a ciebie obok w roli naszego osobistego trenera?

– Cooo?! Fuj, bleee! Wybacz, ale twój mąż jest dla mnie najmniej pociągającym facetem na ziemi. A teraz nie wymażę tego obrazu z głowy. Brrr… – Udawała, że przechodzą ją dreszcze, ale nie mogła powstrzymać śmiechu i było to bardzo komiczne.

– Czekaj… jak to szło? Nic, co powiesz, mnie nie zgorszy? – Zrzuciłam ją z siebie i szturchnęłam w ramię. Niestety Gośka nie zdążyła złapać równowagi i runęła na podłogę. – Cholera, jesteś cała? – Przechyliłam się przez łóżko i spojrzałam na przyjaciółkę, która leżała na boku i masowała swój tyłek.

– Ja tak, ale mój tyłek nie. Przez ciebie będę mieć wielkiego siniaka!

– Trzeba było ze mnie zejść, kiedy ładnie prosiłam. – Podałam jej rękę, by pomóc jej wstać.

Mogłam przewidzieć, że postanowi się zemścić… Zamiast wstać, pociągnęła mnie do siebie. Popatrzyłam na nią i zaczęłyśmy się śmiać.

Właśnie w tym momencie do pokoju weszła Kasia. Popatrzyła na nas jak na dwie idiotki, pokiwała głową i wpakowała się na podłogę obok nas. To nic, że w apartamencie były trzy łóżka, na których mogła się położyć. Właśnie taka była – lojalna aż do bólu, szczera i zawsze pomocna.

Dziewczyny nie ukrywały niechęci do Przemka, jednak nigdy nie podważały moich uczuć do niego i nie sugerowały, że powinnam znaleźć sobie kogoś innego. Po prostu nie polubiły go, a on nie polubił ich. Było mi przykro, że tych troje tak ważnych dla mnie ludzi nie znalazło wspólnego języka, ale nie zamierzałam ich do niczego zmuszać. Zresztą i tak nic dobrego by z tego nie wynikło.

– To powiecie, czemu leżymy na podłodze, a nie na jednym z tych wielkich łóżek? – zapytała Kasia.

– Gośka spadła z łóżka i stwierdziła, że powinnam do niej dołączyć… A ty po prostu nie chciałaś od nas odstawać.

– W sumie możemy już wstać. Umieram z głodu.

Jak powiedziała, tak zrobiła, a z nią i my. Ogarnęłyśmy się, zabrałyśmy torebki i wyszłyśmy z apartamentu. Wszystkie trzy uwielbiałyśmy kuchnię włoską, więc podążając za wskazówkami z TripAdvisora, wybrałyśmy La Dolce Vita. Już mi ślinka ciekła na samą myśl o tych pysznych serach, makaronach i tiramisu. Boże, dałabym się pokroić za dobre tiramisu! Kaśka stwierdziła, że świetnym pomysłem będzie spacer, w końcu nie miałyśmy daleko, nie musiałyśmy stać w korkach, bla, bla, bla. Powinnam chyba dodać, że z nas trzech to właśnie ona była tą wysportowaną, kochającą wysiłek fizyczny. Ja wolałam przemieszczać się samochodem, tramwajem… ewentualnie autobusem. Ale jak mus, to mus. Posłusznie człapałam za Kaśką, porozumiewawczo spoglądając na Gośkę, która tym spacerem była równie „zachwycona” co ja. Na szczęście na stopach miałam conversy, nie szpilki, które przywiozłam specjalnie na nasze wyjścia.

Dotarłyśmy na miejsce, dzięki niech będą wszechświatowi, bardzo szybko. Już od samych drzwi w restauracji powitały nas przyjemne zapachy, a mnie od razu zaburczało w brzuchu. Poza toną cukru nie zjadłam dziś nic… Usiadłyśmy przy stoliku, a Gośka nawet nie poczekała, aż złożymy zamówienie, od razu przystąpiła do ataku…

– No to ja teraz czekam na szczegółowy raport z tego, co tym razem wywinął pan Przemysław.

– Gosiaaa, daj nam chociaż zjeść, nim całkiem stracimy apetyt, co? – wtrąciła się Kasia i choć nie do końca podobała mi się jej sugestia, byłam jej wdzięczna, że próbowała pohamować Gośkę.

– Niech ci będzie. Ale ty… – powiedziała, wskazując na mnie palcem – nie myśl, że ci się upiecze. Musisz to z siebie wyrzucić, by poczuć się lepiej i naładować baterie na kolejny rok bez nas.

– Dobrze, wszystko ci opowiem wieczorem, po drinku albo lepiej po dwóch, OK?

– Na to się mogę zgodzić. To co zamawiacie, moje panie?

– Biorę sałatkę z kaczką, później ravioli ze szpinakiem, a na deser tiramisu. Może nawet dwa kawałki, po co się rozdrabniać.

– Ja chcę to samo, nie chce mi się zastanawiać nad tym menu. Jestem zbyt głodna – stwierdziła Gosia.

– No to bierzemy trzy razy to samo. Nie będę się wyłamywać.

Wyjście do restauracji nie było dla mnie niczym nowym, regularnie jadłam na mieście, dla dwojga nie zawsze opłacało się gotować… Jednak wyjście z przyjaciółkami było czymś wyjątkowym. Przy tych dwóch szajbuskach mogłam być sobą i gadać jak nakręcona, choć one nie miały nic przeciwko temu, bym się nie odzywała. Nie musiałam rozmawiać o ważnych aspektach działania agencji nieruchomości czy udawać, że pamiętam, jak się nazywa facet, z którym mój mąż konkurował o awans. Mogłam po prostu być tu i teraz, nie martwiąc się, że urażę niezwykle delikatną męską dumę jakimś żartem.

– Dobra, skoro Wera chce poczekać z nowinkami do wieczora, twoja kolej. – Gosia, mówiąc to, wskazała na Kaśkę. – Co tam słychać w europejskim centrum politycznym? Jakieś nowe ciacho dołączyło do ciebie w Brukseli?

– Gosia, ile razy mam ci tłumaczyć, że nie ma atrakcyjnych prawników…? Poważnie. Nawet jeśli ich powierzchowność jest dość przyjemna dla oka, wystarczy, że otworzą usta i cały czar pryska.

– Ty po prostu jeszcze na takiego nie trafiłaś. Te wszystkie gorące romanse prawnicze nie wzięły się z powietrza, coś musi być na rzeczy.

– Taaa, takie szurnięte autorki jak ty szukają zawodów, które teoretycznie przynoszą kupę kasy, tworzą cudownego bohatera, na widok którego kobiety zrzucają majtki, a czytelniczki to łykają.

– Nie powiesz mi, że nie zrzuciłabyś majtek, gdyby w twoim biurze pojawiło się takie prawnicze ciasteczko jak Drew Jagger**…

– Najpierw musiałabym je mieć na sobie… – odpowiedziała zaczepnie Kasia, a ja prawie zakrztusiłam się wodą.

Ta dwójka była nie do podrobienia, gdy chodziło o książki. Gosia pisała i wydawała, była jedną z najpopularniejszych polskich autorek, nie ukrywała, że marzy jej się napisanie gorącego romansu prawniczego. Kasia była prawnikiem, dbała o prawa człowieka i za każdym razem sprowadzała Gośkę na ziemię. Kasia była też tą osobą, która razem ze mną czytała wszystkie książki Gośki jeszcze przed tym, nim wysłała je do wydawcy. Los wiedział, co robił, gdy poznałyśmy się na targach książki, czekając w kolejce do najpopularniejszego polskiego pisarza kryminałów. To właśnie przez niego i jego wykształcenie Gośka miała takiego świra na punkcie prawników i razem z Kaśką podejrzewałyśmy, że to właśnie jego chciałaby obsadzić w roli głównej swojego romansu.

Choć z wyglądu byłyśmy zupełnie różne, to charaktery miałyśmy bardzo podobne. Uparte, zdeterminowane, no i trochę wredne, czego żadna z nas nie ukrywała. To samo jeśli chodzi o książki – mogłyśmy czytać wszystko, od fantastyki przez romanse aż do kryminałów, byleby było dobrze napisane.

Kelner przyniósł zamówione przez nas przystawki i na moment przy naszym stoliku zapadła przyjemna cisza. Opinie w Internecie nie kłamały, sałatka była nieziemska, więc modliłam się do guru od deserów, by tiramisu było równie dobre.

Kochałam słodycze, a one również mnie kochały, więc odkładały się w najmniej odpowiednich miejscach, jednak miałam to gdzieś. W życiu trzeba mieć jakieś przyjemności, prawda? Poza tym, patrząc w lustro, widziałam całkiem atrakcyjną kobietę, zaokrągloną gdzie trzeba. Nie widziałam sensu w katowaniu się niesmacznymi dietami czy ciężkimi ćwiczeniami. Wystarczyło mi latanie na mopie, nie pomylić z miotłą, i bieganie, gdy wreszcie udało mi się podnieść tyłek z sofy.

Dobra, nie będę okłamywać samej siebie, cztery litery podnosiłam z sofy wtedy i tylko wtedy, gdy Przemek doprowadzał mnie do furii. Musiałam gdzieś wyładować te wszystkie negatywne emocje, bo zrobiłabym coś tak beznadziejnie głupiego, jak zabójstwo własnego męża. Niby mogłabym się bronić, że to zbrodnia w afekcie, ale istniał zasadniczy problem… Cholernie bałam się krwi i na jej widok pewnie najzwyczajniej w świecie bym ześwirowała. A nawet jeśli nie, to moje partnerki w zbrodni mieszkały w innych krajach, więc nie miałabym jak ukryć zwłok. Jezu… Nie miałam pojęcia, skąd się brały takie nieproszone myśli w mojej głowie, ale im bardziej mój małżonek grał mi na nerwach, im dłużej cierpiałam na brak seksu, tym częściej się one pojawiały. Ewidentny brak witamin S i O działał na mój mózg niekorzystnie. Ale z drugiej strony… muszę je opowiedzieć Gośce, będzie miała ciekawy materiał do książek. Romans więzienny, żona zabiła męża, kręci interesy w więzieniu, poznaje przystojnego strażnika i odjeżdżają w stronę zachodzącego słońca. Brzmi nieźle, prawda?

– Dobra, Gosiaku, a jak z tobą? Jakiś przystojniak na horyzoncie? – zapytałam, gdy mój talerz był już pusty.

– Dobrze wiecie, że u mnie zawsze jest jakiś przystojniak na horyzoncie. – Zaśmiała się. – Aktualnie pewne greckie ciasteczko, megaprzystojniak, playboy, którego trafiła strzała Amora…

– Pozwól, że sprecyzuję. Czy na horyzoncie jest jakiś żywy i prawdziwy przystojniak?

– Nope, jestem w poligamicznym związku z wieloma książkowymi facetami. Tacy są najlepsi, nie chrapią, nie rozrzucają skarpetek gdzie popadnie, a potrafią rozpalić wyobraźnię – odpowiedziała z typowym dla siebie humorem.

– Jesteś niepoprawna! Dobrze wiesz, że książkowy facet nie zastąpi prawdziwego – do rozmowy wtrąciła się Kaśka.

– No przecież wiem! Od tego mam faceta na baterię.

Nie mogłam się powstrzymać, dziewczyny zresztą też. We trzy wybuchłyśmy tak głośnym śmiechem, że ludzie z sąsiednich stolików zaczęli na nas dziwnie patrzeć. Tak już z nami było. Gdy byłyśmy we trzy, nie hamowałyśmy emocji, co w duszy, to na zewnątrz.

W końcu doczekałyśmy się deseru i nie żartowałam, gdy mówiłam, że biorę dla siebie dwa kawałki. Tiramisu było pyszne, słodkie, ale nie za bardzo, z delikatnym aromatem kawy, oprószone kakao. Jeśli orgazm mógłby mieć smak, to dla mnie zdecydowanie byłby to smak tiramisu.

Bez zbędnych pogawędek zrzuciłyśmy się na rachunek i wyszłyśmy z restauracji. Drogę powrotną do hotelu również postanowiłyśmy pokonać pieszo.

– Co wy na to, by kupić wino i zostać dziś w hotelu? Skoro mam wyrzucić, co mi siedzi na wątrobie, wolałabym to robić bez nieznajomych obok… – powiedziałam, trzymając w myślach kciuki, by dziewczyny przystały na mój pomysł.

– Jestem za. Wino, muzyka, chipsy i czekolada – odpowiedziała Gośka.

– A to podobno ja jestem tą uzależnioną od słodyczy. – Zaśmiałam się w odpowiedzi.

– Bo jesteś. Na tiramisu patrzyłaś takim namiętnym wzrokiem, jakiego nigdy nie widziałam u ciebie, gdy patrzyłaś na faceta – podsumowała mnie Kaśka. Całkiem trafnie zresztą.

– Kobieta powinna móc pozwolić sobie na drobne przyjemności. Nie musicie od razu mi tego wytykać…

– Drobne przyjemności to wizyta u fryzjera, kino czy nasze SPA, twoja relacja z tym włoskim ciachem jest czymś wykraczającym poza ramy tego stwierdzenia. – Gosia miała ubaw i ciągnęła żarty o mojej miłości do włoskiego deseru.

– Powinnaś ustawić sobie na fejsiku status „w skomplikowanym związku z tiramisu” zamiast „w związku małżeńskim z Przemusiem” – dorzuciła Kaśka.

– Albo mi się wydaje, albo z roku na rok jesteście coraz wredniejsze…

– Nie wydaje ci się, złociutka. Po prostu odkryłyśmy, że z każdą kolejną godziną jesteśmy coraz starsze, po co więc przejmować się fałszywą uprzejmością? Zwłaszcza wobec ciebie… Na litość boską, przecież znasz nas jak nikt inny.

– Facetów wam potrzeba, ot co – odgryzłam się w pierwszy lepszy sposób, który przyszedł mi do głowy.

– A kto mówi, że ich nie mamy? – zadziornie zapytała Kasia, obserwując moją reakcję.

– Nie chcę wam przerywać, ale widzę sklep, idziemy po wino, a tę zażartą dyskusję będziemy kontynuować za chwilę.

Wróciłyśmy do pokoju hotelowego obładowane, jakbyśmy robiły zapasy na czas apokalipsy. Kupiłyśmy sporo czekolady, no jak mogłoby być inaczej, jeszcze więcej chipsów, ale sądząc po minie sprzedawcy, zdecydowanie przesadziłyśmy z ilością wina… Nie zamierzałyśmy pić prosto z butelki czy z plastikowych kubeczków, więc kulturalnie zamówiłyśmy w hotelowym barze trzy kieliszki wina. Może brzmiało to dziwnie, ale nie lubiłyśmy przepłacać za alkohol, który same mogłyśmy kupić taniej… Lepiej było wydać zaoszczędzone pieniądze na SPA, nowe buty czy książki. W życiu trzeba mieć priorytety.

Kaśka odpaliła laptop, bez którego nigdzie się nie ruszała, i włączyła muzykę na Spotify, by nie było za cicho. Duszkiem wypiłam cały kieliszek wina, bo wiedziałam, że Gośka tylko czeka, by zaatakować mnie pytaniami, na które niekoniecznie chciałam odpowiadać. Nie dlatego, że nie ufałam dziewczynom, ale po prostu chciałabym na ten tydzień zapomnieć o problemach, zresetować się, a potem wrócić do domu, zrobić Przemkowi niespodziankę i żyć szczęśliwie.

– Widzę, jak obracają ci się trybiki w głowie. Nawet się nie łudź, że się wywiniesz od odpowiedzi. Nie po twoim płaczliwym SMS-ie dwa miesiące temu.

– Powinnaś być czarownicą, nie pisarką, wiesz o tym? – Ta kobieta znała mnie zdecydowanie za dobrze.

– Autorki to takie trochę czarownice. W końcu tworzę facetów idealnych, w których zakochują się polskie czytelniczki.

– Och, i jest ta twoja skromność! – Wybuchnęłam śmiechem, otwierając pierwszą butelkę.

– Już chyba kilka lat temu ustaliłyśmy, że skromność jest przereklamowana. Pewność siebie i uśmiech na twarzy to klucze do sukcesu.

– I za to chętnie się napiję! – włączyła się do rozmowy Kaśka.

Rozlałam wino do kieliszków, wygodnie rozsiadłam się na jednym z foteli i zastanawiałam się, od czego zacząć rozmowę. Normalnie nie miałam z tym problemu, słowa wydostawały się z moich ust z prędkością pocisku wystrzelonego z karabinu maszynowego. Jednak chciałam, żeby dziewczyny dobrze zrozumiały, co chcę powiedzieć, nie chciałam, by poczuły większą niechęć do Przemka. Musiałam dobrze ubrać w słowa swoje wątpliwości i sytuację, która miała miejsce dwa miesiące temu.

– Spotykam się z kimś. – Moje rozmyślania przerwała Kaśka, zrzucając na nas bombę.

– Dooobra, a jakieś szczegóły? – Pierwsza głos odzyskała Gosia.

– Ma na imię Brad, jest trenerem personalnym… Poznaliśmy się, spotkaliśmy bez zobowiązań i jakoś tak zaskoczyło… Nie chciałam wam mówić przez telefon, bo to w sumie świeża sprawa.

– Słonko, najwyższa pora, byś zaczęła się z kimś spotykać. McDupek już dawno powinien zostać wymazany z powierzchni ziemi, a ty zacząć randkować – powiedziałam, celowo używając przezwiska, które wymyśliłyśmy na potrzeby nazywania tego gnojka inaczej niż po imieniu. Akurat gdy Kaśka wykopała go ze swojego życia, miałyśmy zajawkę na Grey’s Anatomy…

– Ale to jest takie dziwne… Poznawać kogoś, randkować… Myślałam, że już dawno będę miała własną rodzinę, a tu muszę układać sobie życie na nowo.

– No przecież trzydziestka to nie starość, normalny świetny wiek do randkowania. Przynajmniej wiesz, czego chcesz i nie zadowalasz się byle czym.

– Ale jestem też wygodna. Lubię swoją przestrzeń, swoją uporządkowaną szafę, moje i tylko moje poduchy na sofie. Odzwyczaiłam się od dzielenia z kimś mieszkania…

– Ale czy on się już do ciebie wprowadza? – Odezwał się mój głos rozsądku.

– NIE! Dopiero wyszliśmy razem parę razy… – odpowiedziała szybko Kaśka, a ja byłam gotowa się założyć, że te rumieńce na jej twarzy nie były spowodowane wypitym winem.

– No to po co wybiegasz tak daleko w przyszłość? Ciesz się randkami, seksem czy obściskiwaniem się w samochodzie.

– Gosia, czy ty zawsze musisz mówić o seksie?

– Ej, seks jest czymś naturalnym, czymś niesamowitym i nie powinniśmy się krępować, by o nim mówić – zaczęła się tłumaczyć moja przyjaciółka.

– Wiecie, macie rację, obie, będę się cieszyć randkami, nie będę martwić ewentualnym wspólnym mieszkaniem. A teraz chcę usłyszeć całą prawdę o twoim mężu i o tym, co tym razem wywinął. – Kaśka wypiła resztę wina z kieliszka i wyrzuciła z siebie słowa na jednym oddechu.

– Tak naprawdę to nic nowego ani niezwykłego… Nic, czego nie słyszałybyście już ode mnie.

– No a ten SMS? – zapytała Gosia, tym razem nie rzucając żadnego dowcipu czy aluzji.

– Ech… On chce dziecka, ja nie. Ja chciałam seksu, on chciał seksu, ale bez zabezpieczenia. Pokłóciliśmy się, nic nowego. Poza tym, że nazwał mnie nieczułą egoistką. Wyszłam z sypialni i napisałam do was.

– Czy tylko ja mam wrażenie, że za tym kryje się coś więcej? – zapytała całkowicie poważnie Kaśka i musiałam przyznać, że intuicję miała świetną.

– Być może powiedział, że gdyby wiedział, że będę tak oporna w tym temacie, to być może znalazłby sobie kogoś innego i nigdy się ze mną nie ożenił.

– Pieprzony dupek! – równocześnie wykrzyknęły moje przyjaciółki.

– Oficjalnie ksywka McDupek przechodzi na Przemka, za długo z tym zwlekałyśmy – dodała Kaśka.

Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się histerycznie śmiać. I płakać. Na zmianę i jednocześnie. Wylewały się ze mnie emocje, te związane z kłopotami w małżeństwie, których nie potrafiłam rozwiązać, nie tracąc części siebie, oraz te, które poczułam, gdy moje przyjaciółki oficjalnie ochrzciły mojego męża nowym przezwiskiem.

Dziewczyny patrzyły na mnie jak na kosmitkę, w sumie wcale im się nie dziwiłam. Musiałam wyglądać komicznie, parskając śmiechem i becząc jednocześnie, ale nie mogłam się uspokoić. Było w tym coś oczyszczającego i wyzwalającego.

Każdemu życzyłam takich przyjaciółek jak Gośka i Kaśka. Takich osób, przy których można być sobą, można parskać śmiechem i smarkać w tym samym czasie. Takich, które nigdy cię nie oceniają, podają pomocną dłoń, wspierają. Ale także takich, które kopią cię w twój leniwy tyłek, gdy robisz głupoty. Takich, które pokazują ci twoje błędy, ale nie krytykują, tylko ci je wskazują i mówią „możesz lepiej”.

Po chwili w końcu się uspokoiłam, dolałam sobie wina, które oczywiście od razu wypiłam.

– Nie chcę cię w tym momencie dołować, ale wyglądasz jak panda z ustami klauna. – Gośka zachichotała, a ja podejrzewałam, że przedstawiła mój wygląd w najbardziej łagodny z możliwych sposobów.

– Idę się ogarnąć, nie chcę zaburzać twoich… – Moją wypowiedź przerwała czkawka. – …wrażeń estetycznych.

Poszłam do łazienki, gdzie miałam ochotę krzyknąć na widok, który zobaczyłam w lustrze. Tak jak myślałam, Gośka delikatnie podsumowała mój wygląd. Wyobraźcie sobie czarny tusz i eyeliner rozlane na pół twarzy, a na drugiej połowie rozmazaną czerwoną szminkę. Wiedziałam, że powinnam użyć mojej ulubionej, a nie tej nowej, ale miała taki cudny odcień… Rozejrzałam się po łazience, jednak zapomniałam, że moja kosmetyczka leżała dalej bezpiecznie spakowana w walizce. Szybko po nią poszłam, by ogarnąć ten bałagan na mojej twarzy. Przynajmniej z tym potrafiłam sobie poradzić.

Zanim wróciłam, już ze zmytym makijażem, dziewczyny zdążyły wypić drugą butelkę wina. Szybko im poszło. Od razu zabrałam się za nadrabianie zaległości, bo nie chciałam być jedyną trzeźwą w towarzystwie. Z zasady taka osoba ma najbardziej przekichane, nie rozumie żartów tych, którzy po alkoholu nimi rzucają…

Musiałam rozciągnąć moje biedne kości, porzuciłam więc fotel i położyłam się na mięciutkim puchatym dywanie.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, jak wielu ludzi po nim chodziło? Jestem całkowicie pewna, że odbywały się na nim również ogniste seksy…

– Mam to gdzieś, tyłek mnie boli od siedzenia. I kręgosłup też. A on jest taki mięciutki… – Czułam przyjemny szum w głowie, było mi błogo i ciepło, najchętniej zamknęłabym oczy i zasnęła w tym momencie.

– Tak szybko cię złapało? Wstydź się, Weroniko! – Gośka się zaśmiała, widocznie uznając mój stan za bardzo zabawny. Jednak miałam to gdzieś, byłam teraz leciutka jak chmurka.

– Podnoś tyłek i połóż się do łóżka – zarządziła Kaśka, stając nade mną.

Moje przyjaciółki szybko zobaczyły, że nie mam siły, by współpracować, zabrały mi kieliszek, podciągnęły do pozycji stojącej i odstawiły do łóżka. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam, był ich śmiech, gdy wtulałam się w kołdrę.

***

* Piosenka z książki Melodia serc, którą napisałam w duecie z Justyną Leśniewicz.

** Bohater powieści Egomaniac Vi Keeland
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: