Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Raptularz podróżny - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Raptularz podróżny - ebook

Niniejszy zapiśnik jest próbą utrwalenia zmagań dotkniętego samoświadomością eremity, który nie umiejąc tworzyć bytów odrębnych, kieruje się znakiem „wszystko jest poezją”, i chce opowiedzieć swój świat. Chociaż inny znak mówi, że „nikt nie jest samotną wyspą”, to będąc światem samym w sobie, świadomie rezygnuje z tego, co dla innych jest ważne, usuwając się w cień do swojej samotni, albo wyruszając po raz kolejny w drogę śladami innych wrażliwców, usiłuje odnaleźć swoje korzenie oraz dawno utraconą radość życia. Jako dziecko Jarocina szuka jej w muzyce, a jako niedoszły poeta – w miejscach związanych z życiem innych pisarzy, którzy ukształtowali jego postrzeganie świata.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-947112-5-2
Rozmiar pliku: 3,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Głuchoniemy

Tak, zdecydowałem się zacząć. Od dłuższego już czasu mój umysł zaprząta myśl, która zrodziła się z obudzonego pragnienia, aby usankcjonować i usprawiedliwić swoje jestestwo. Wszak jestem. Jestem. Prostota tego stwierdzenia uderzyła mnie jakiś czas temu, kiedy nie mogąc sobie poradzić z negatywnymi emocjami, traciłem bezpowrotnie poczucie sensu istnienia we wszelkich jego przejawach. Jedyną prawdziwą reakcją był szloch. Ale kiedy łzy już wyschły, całe moje ciało przeniknęła świadomość, że jestem. Wyciągam przed siebie rękę i czuję na niej dotyk powietrza. Patrzę i widzę błękit nieba unoszący się nad zielenią drzew. Przechylam głowę i słyszę odgłos przejeżdżających samochodów za oknem albo krzyk mew, kiedy jestem nad morzem. Wychodzę na łąkę i czuję zapach traw. To wszystko jest realne, doświadczalne, namacalne. Objawiłem się i oto mam przed sobą cały świat, a ja jestem w centrum. Oddycham i patrzę, widzę i słyszę. Obserwuję z oddalenia.

Nie wiem, co to jest za siła, która popchnęła mnie, by wcielić w czyn zamysł, który ostatnio zakiełkował w mojej głowie. Przecież już bardzo dawno zarzuciłem tak zwane pisanie, uzmysłowiwszy sobie boleśnie, że wszystko na tym świecie zostało powiedziane, doświadczone i przeżyte. Niemota próbujący pisać wiersze, głuchy usiłujący tworzyć muzykę. Oto ja. Tak siebie ostatnio zdefiniowałem. Jestem niemy, bo nic nie mówię, bo nie mam nic do powiedzenia, a fikcyjnych światów tworzyć nie potrafię, nie umiem wymyślać historyjek i ich pięknie opowiadać. Właśnie dlatego zrezygnowałem z pisania. Potem przez jakieś dziesięć lat wydawało mi się, że mogę wyrazić siebie za pomocą dźwięków. Ale od kilku miesięcy uzmysławiam sobie, że dźwięki (to znaczy muzyka) się ode mnie odbijają jak piłeczki od ściany, nie przechodzą przeze mnie, nie rezonują w moim wnętrzu i nie wywołują już uniesień przenoszących do innych wymiarów i innej rzeczywistości. Głuche i nijakie nie pobudzają już emocji. A przecież dawniej tak nie było. Muzyka była dla mnie wszystkim. Żyłem muzyką, przez muzykę, dla muzyki, dzięki muzyce. Teraz jest inaczej. Głuchoniemy – to słowo najtrafniej oddaje mój obecny stan ducha. Głuchy, który chce tworzyć muzykę, i niemy, który chce opowiedzieć swój świat.

Tak więc zamieniam w czyn pomysł, który zrodził się jakiś czas temu. Jeżeli nie będę się oglądał na innych, tylko skupię się na swoich uczuciach i przemyśleniach i będę codziennie przez godzinę je spisywał, nieważne, czy przez tę godzinę zapiszę kilkanaście stron, czy tylko parę linijek, więc jeżeli będę tak czynił siłą woli, to myślę, że zamysł może się rozrosnąć, rozwinąć i ewoluować, a następnie przemienić w spójną opowieść, która być może kogoś zasmuci, być może rozbawi, być może zirytuje, być może wpłynie nawet na czyjeś życie, bo już dawno przekonałem się, że człowiek nie jest samotną wyspą, że nasze uczynki, słowa i postawy oddziałują na życie innych, tak jak sposób myślenia i wartości wyznawane przez innych, a zwłaszcza przez jednego Niebieskiego, wpłynęły na moje życie.

Właśnie. Ile to już razy przychodził mi do głowy pomysł ‒ w moim odczuciu świetny ‒ który rozpalał moje emocje i pozwalał snuć śmiałe plany, a którego realizacja stopniowo traciła na dynamice, bo duch mój i ciało moje poddawały się nużącej monotonii codzienności. To właśnie cecha mojego charakteru. Zapalam się, po czym płomień z biegiem czasu maleje, aż całkowicie wygasa. Ile razy już tak było? Całe mnóstwo. I dlatego, można powiedzieć, boję się obecnego mojego pisania.

Mam czterdzieści dwa lata i czuję się, jakbym przeszedł na drugą stronę. Przekroczył granicę i szedł dalej. Jestem, a jakby mnie nie było. Nic nie mam. Nie mam rodziny, nie mam przyjaciół, nie ma przy mnie osoby, z którą mógłbym dzielić codzienność, nie mam dzieci, które zajmowałyby moje myśli i czas. Nie ma we mnie radości, nie ma we mnie empatii ani życzliwości wobec ludzi.

Chociaż po zastanowieniu stwierdzam, że nie do końca taka jest prawda. Mam zdrowie. Jestem zdrowy. To znaczy na tyle zdrowie mi dopisuje, że jestem samodzielny i samowystarczalny, niezależny od innych pod względem finansowym i lokalowym. A to jest dla mnie bardzo ważne. Tak zwany święty spokój, czyli stan, gdy jestem wolny od nerwowych i stresujących sytuacji, to dla mnie wartość najwyższa. Odpowiedź na pytania, czego pragniesz od życia, co jest dla ciebie ważne w życiu, jest właśnie taka ‒ najważniejszy dla mnie jest tak zwany święty spokój.

Jestem na tyle zdrowy, że nie muszę swojego życia uzależniać od innych. Jestem zdrowy, więc mogę żyć tak, jak chcę, i tak, jak mi wygodnie. I dziwię się, że tak jest, i jednocześnie jestem bardzo wdzięczny za siły, które pozwalają mi dokonywać codziennych wyborów.

Zatem ja jestem zdrowy i funkcjonuję bez przeszkód, ale inni, dawni i obecni znajomi, mają gorzej. Rak piersi, zapalenie wątroby, choroba kręgosłupa, zwichnięcia stawów, operacje neurochirurgiczne. Ogarnia mnie ogromne, wręcz nie do opisania przerażenie, kiedy uzmysławiam sobie, jak ja mógłbym się czuć i zachowywać na ich miejscu. Nie chcę nawet o tym myśleć, bo wiem, że nie dałbym rady podjąć walki.

Tak jak nie podjąłem walki o swoje pisanie dawno temu, kiedy przeczuwając, że nie mam nic do powiedzenia, zarzuciłem je. Pisanie tylko wtedy ma sens, gdy później ktoś to czyta, tak samo jak miksowanie ma sens wtedy, gdy po drugiej stronie konsolety – z perspektywy didżeja – są osoby, które tańczą i bawią się do dźwięków płynących z głośników. To właśnie powód, dla którego przestałem miksować. Po co? Dla kogo? Dla siebie? Dla siebie to chyba już nie, bo zauważyłem, że wolę siedzieć w ciszy, niż słuchać muzyki. A kiedyś przecież było inaczej. Słuchałem. Słuchałem i słuchałem pięknych beatów. Dla niewtajemniczonych byłaby to zwykła łupanka – a mnie przecież te dźwięki wynosiły w przestworza. W inny wymiar. Teraz jest inaczej: pusto, głucho, martwo. Dźwięki stały się drętwe.

Tak samo pisanie. Nie znajduję w nim ukojenia, bo nie jestem poetą ani artystą. Chociaż czasem wydaje mi się, że mam duszę artysty, to dobija mnie świadomość, że nie mam żadnych talentów. W żadnej dziedzinie życia. Jeżeli chodzi o pisanie, to nie umiem dobierać słów, tak jak w muzyce nie umiem dobierać dźwięków – mam tak zwane drewniane ucho, nie rozróżniam tonacji, harmonii i pozostałych. Nie mam wrażliwości na słowo ani na dźwięk. Chociaż i słowo, i dźwięk potrafią wywołać we mnie emocje, poruszyć mnie i spowodować, że głębiej patrzę na świat, to ja sam nie umiem ich tworzyć ani zestawiać, by nadać im nową jakościową wartość.

Innym powodem mojego obecnego zwątpienia jest lęk przed otworzeniem puszki Pandory. Tak się czuję, kiedy mam usiąść i spisać to, o czym tyle razy już myślałem, to, co już po wielekroć analizowałem, patrząc wstecz. Tyle razy przerabiałem w myślach swoje życie. Teraz, kiedy mam je spisać, odczuwam pełną zwątpienia niechęć. Być może innym powodem jest to, że nie skupiam się na jednym punkcie i nie podążam w jedno określone miejsce, a wzniecone rozproszenie nie pozwala mi się skupić na konkretnej czynności.

Oto opowieść Głuchoniemego, który widzi to, co widzi, a nie widzi tego, czego nie widzi, bo nie umie przejść przez niewidzialne wrota do metafizycznych wymiarów, by zapisując to, co widzi, poświadczyć istnienie tego, czego nie widzi. Wszak nie potrafi aktu widzenia wyrazić za pomocą wymyślonych przez innych znaków.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: