Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Rebe powiedz… O żydowskiej sztuce życia mówi naczelny rabin Polski - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rebe powiedz… O żydowskiej sztuce życia mówi naczelny rabin Polski - ebook

Opis: Żydowska mądrość na niespokojne czasy. Rabin Polski w rozmowie z Ireną Wiszniewską o najważniejszych kwestiach egzystencjalnych – miłości, strachu, szczęściu, pieniądzach, seksie. Wszystko oparte na własnych doświadczeniach biograficznych.

O pieniądzach:

Wiele lat temu po raz pierwszy spotkałem miliardera. Słuchałem go myśląc, że świetnie, że jest taki bogaty, ale przecież nie założy trzech par spodni naraz. Wtedy uzmysłowiłem sobie, że przed każdym człowiekiem stoi to samo wyzwanie: cieszyć się jedną chwilą po drugiej, nic więcej, bo nie żyjesz jutro, ale teraz. Uznałem, że to wyzwanie, bo nie wszyscy tak potrafią.

O szczęściu:

Pewien człowiek skarży się Bogu, że nic mu nie wychodzi, że ma nieudane życie. A Bóg na to: – Myślisz, że jest ci źle? To ja ci dopiero pokażę, jak może być źle! Inny człowiek dziękuje Bogu za wszystkie wspaniałe rzeczy, które go w życiu spotykają. A Bóg na to: – Myślisz, że jest ci dobrze? To ja ci dopiero pokażę, jak może być dobrze!

O strachu:

Człowiek nie powinien dopuścić do tego, by strach go paraliżował. Weźmy na przykład Mojżesza. Pod jego wodzą uciekając z Egiptu Żydzi docierają nad Morze Czerwone. Za nimi armia, przed nimi bezkres wód. Mojżesz nie wie, co robić i zaczyna się modlić. A Bóg na to: „To nie czas na modlitwę! Idź dalej! Działaj!”. I to jest bardzo żydowskie podejście do życia.

O młodości:

W młodości popełniłem kilka głupstw. Wyskoczyłem z okna z pierwszego piętra, bo chciałem zobaczyć, co się stanie. Nic sobie nie zrobiłem, tylko podarłem spodnie. Drugie głupstwo było poważniejszej natury. W Stanach, oprócz normalnych szyn pociągowych, jest trzecia pod napięciem, zresztą w Polsce mamy taką w warszawskim metrze. Ja, mówimy o mojej młodości w Stanach, o tym nie wiedziałem i tak sobie dla żartu przez nią przeskoczyłem. Gdybym o nią zahaczył, poniósłbym śmierć. A niewiedza nie usprawiedliwia lekkomyślności i narażania życia. Człowiek nieodpowiedzialny nie rozumie albo nie chce zrozumieć związku między przyczyną a skutkiem, co może mieć tragiczne konsekwencje.

O starości:

Ktoś mi kiedyś powiedział, chyba moja mama: – Lubię moje zmarszczki, bo na nie ciężko pracowałam. Ja bym się trzymał tej linii.

O śmierci:

Bać się nieznanego? Wystarczy wiedzieć, że po śmierci dobry człowiek będzie miał dobrze. Zamiast zastanawiać się, co potem, powinnaś raczej przejmować się tym, co teraz. Czy jesteś dostatecznie uważna, czy bronisz tego, w co wierzysz? Talmud pisze, że jedna godzina w tym świecie, gdzie możesz okazać skruchę i poprawić się, jest ważniejsza niż całe nasze życie na tamtym świecie.

O sztucznej inteligencji:

Przypuśćmy, że AI rządzi światem, a ludzie zostali sprowadzeni do roli niewolników. Co ta przygnębiająca wizja znaczy dla mnie? Co w tych warunkach mam robić, albo czego nie robić? W pewien sposób to niczego nie zmienia. Na ile to jest możliwe, nadal mam wywiązywać się ze swoich obowiązków: przestrzegać koszeru, spełniać micwy, pomagać ludziom. Nawet jako niewolnik powinienem kierować się zasadami moralnymi.

O końcu świata:

Wyobraź sobie, że jesteś w trakcie sadzenia drzewa, gdy ktoś przybiega z wiadomością, że oto nadszedł Mesjasz i właśnie stoi u bram. Co robisz? Nasuwa się tylko jedna odpowiedź. Zanim pospieszysz go witać, skończ sadzić drzewo. I tego powinniśmy się trzymać, nawet gdy nadchodzi koniec świata, jakikolwiek by był. Róbmy swoje.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66219-87-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kubek ważniejszy niż pieniądze

Ostat­nio kie­rowca tak­sówki powie­dział mi, że świa­tem rzą­dzi żydow­ska finan­sjera.

Jeżeli to my rzą­dzimy świa­tem, to słabo nam idzie. Trzeba nas natych­miast zwol­nić.

Komu powie­rzyć to zada­nie?

To już nie mój pro­blem. Tak sobie żar­tuję, ale oczy­wi­ście takie stwier­dze­nie należy do kate­go­rii naj­bar­dziej roz­po­wszech­nio­nych anty­se­mic­kich ste­reo­ty­pów. Co cie­kawe, w Japo­nii, gdzie byłem rabi­nem przez pięć lat (o tym sze­rzej w dru­giej, bio­gra­ficz­nej, czę­ści książki – przyp. red.), ten ste­reo­typ nie ma wydźwięku anty­se­mic­kiego. Żydzi rzą­dzą świa­tem? To wspa­niale, mówią Japoń­czycy. Chcemy ich za part­ne­rów. W innych czę­ściach globu czło­wiek suk­cesu nie­ko­niecz­nie budzi sym­pa­tię. Opo­wiem ci stary dow­cip. Złota rybka zga­dza się speł­nić życze­nia trzech męż­czyzn. Fran­cuz mówi, że jego sąsiad ma piękną żonę, i prosi o pięk­niej­szą. Szast-prast, życze­nie speł­nione. Ame­ry­ka­nin mówi, że jego sąsiad ma wspa­niały samo­chód, i prosi o lep­szy. Szast-prast, życze­nie speł­nione. Polak mówi, że jego sąsiad ma piękny dom. Spal go!

Ponury żart.

Nie­stety, coś w tym jest. Nie tylko w Pol­sce, ale w Euro­pie i czę­ściowo w Sta­nach moto­rem wielu zacho­wań jest zazdrość. Dru­giemu czło­wie­kowi nie powinno wieść się za dobrze. Skąd się to wzięło, to już inna sprawa. Pobyt w Japo­nii, gdzie czło­wiek odno­szący suk­cesy jest uwa­żany za świetny mate­riał na biz­ne­so­wego part­nera, otwo­rzył mi oczy. Chęt­nie roz­po­wszech­nił­bym to podej­ście w innych kra­jach.

A może rze­czy­wi­ście Żydzi mają jakieś sekrety doty­czące zara­bia­nia?

Przy­kro mi, nie ma innej tajem­nicy niż ciężka praca.

Kie­dyś mi mówi­łeś, że Tora i Tal­mud odno­szą się do wszyst­kich dzie­dzin życia.

Tora jasno tłu­ma­czy, dla­czego ludzie się bogacą. Z jed­nego jedy­nego powodu: żeby mieli czym dzie­lić się z innymi. Czło­wiek, który wię­cej zara­bia, ma wię­cej do dania. Trzy­dzie­ści lat temu mój przy­ja­ciel powie­dział mi coś, co zapa­dło mi w pamięć. Jego ojciec, oca­lały z Holo­cau­stu, przy­je­chał z Pol­ski do Sta­nów z przy­sło­wio­wymi dwu­dzie­stoma dola­rami w kie­szeni. Zbu­do­wał olbrzy­mią firmę, którą sprze­dał w wieku osiem­dzie­się­ciu pię­ciu lat za nie­małe pie­nią­dze. Gdy dowie­dzia­łem się od jego syna, a mego przy­ja­ciela, że szu­kają cze­goś nowego do kupie­nia, wielce się zdzi­wi­łem. Ale po co? Po co pra­co­wać, kiedy pie­nię­dzy star­czy na następne parę poko­leń? Wyja­śnił mi, że chcą dawać więk­sze daro­wi­zny. Nie wiem, czy wyja­wił mi praw­dziwy powód. Ale sam fakt takiego posta­wie­nia sprawy ozna­cza, że rozu­miał rolę pie­nią­dza: mamy go, by dawać.

Ty dajesz?

Tak. Głę­boko wie­rzę, że pie­nią­dze to bło­go­sła­wień­stwo od Boga i należy się nimi dzie­lić. Nie mam ich po to, by kupić następ­nego iPhone’a. Mam jed­nego, bar­dzo dobrego. I wystar­czy.

Powiesz, komu i ile dajesz?

To nie jest infor­ma­cja, którą należy roz­gła­szać. Robię to, bo to moja powin­ność, a nie żeby przy­pi­sy­wać sobie jakieś zasługi. Jeżeli czło­wiek tym się chwali, to tym samym pod­waża swoje dzia­ła­nie, robiąc sobie reklamę, a nie dobry uczy­nek.

Dawa­nie to nie tylko pie­nią­dze z ręki do ręki lub prze­lew na konto, ono przy­biera rów­nież bar­dziej sub­telne formy. Na dowód tego opo­wiem ci pewną histo­rię. Gdy mia­łem dzie­więt­na­ście lat, wybra­li­śmy się z kolegą na wyprawę – samo­cho­dem z Nowego Jorku na Flo­rydę. Nie byli­śmy bez gro­sza, ale zawsze szu­ka­li­śmy jakiejś dar­mo­wej oka­zji. W sza­bat cho­dzi­li­śmy do syna­gogi, żeby się pomo­dlić, ale też z pewną nadzieją, że spo­tkamy kogoś, kto nas zaprosi do domu na kola­cję. I kie­dyś tak się stało. Kola­cja była wyśmie­nita. Skła­dam gospo­da­rzowi podzię­ko­wa­nia, a on mi prze­rywa: „Nie dzię­kuj! Tym samym odpła­casz i tracę szansę na dobry uczy­nek”. On nie wyświad­czał nam grzecz­no­ści, lecz speł­niał micwę (na końcu książki zamiesz­czamy słow­ni­czek ter­mi­nów – przyp. red.). Co nie zna­czy, że neguję podzię­ko­wa­nia, w innych oko­licz­no­ściach mają swój sens.

Czy są jakieś zasady dawa­nia i dobro­czyn­no­ści?

Powinno się na to prze­zna­czać mini­mum dzie­sięć pro­cent docho­dów. Jed­nak nie wię­cej niż dwa­dzie­ścia pro­cent.

Dla­czego?

Rabini usta­lili ten limit z obawy, że ktoś da za dużo i za rok sam będzie potrze­bo­wał pomocy. Pro­wa­dzono poważne debaty o tym, jak należy rozu­mieć te obo­wiąz­kowe dzie­sięć pro­cent. Czy liczy się je od całego dochodu, czy od pie­nię­dzy potrzeb­nych na zaspo­ko­je­nie pod­sta­wo­wych potrzeb. Za to wszy­scy się zga­dzali co do tego, że choćby nie­wiel­kie, sym­bo­liczne kwoty czło­wiek powi­nien prze­ka­zy­wać każ­dego dnia.

Uciąż­liwe.

Przede wszyst­kim słuszne. Powin­ni­śmy wspo­ma­gać innych regu­lar­nie. Od dobrych paru lat robię to codzien­nie, dając nie­wiel­kie sumy na różne cele. To ważne dla mnie samego.

Odpo­wia­da­jąc na twoje pyta­nie o zasady, Ram­bam, żyjący w XII wieku żydow­ski filo­zof, któ­rego tak lubię przy­wo­ły­wać, opra­co­wał ośmio­stop­niową skalę dawa­nia, od naj­lep­szej opcji do naj­gor­szej. Na naj­wyż­szym pozio­mie mamy kogoś, kto potrze­bu­ją­cemu znaj­duje pracę, czyli daje mu spo­sób na to, by mógł się sam utrzy­mać.

Dziś powie­dzie­li­by­śmy, że ofia­ro­wuje mu wędkę. To lep­sze niż ryba.

Tak. Na dru­gim miej­scu dajesz pie­nią­dze albo jedze­nie, ale nie wiesz komu, a obda­ro­wany też cię nie zna. Na trze­cim wiesz, komu dawa­łeś, ale on nie wie, od kogo dostał. Na czwar­tym nie wiesz, komu dajesz, ale on wie, kto go obda­ro­wał. Na pią­tym dajesz bez­po­śred­nio czło­wie­kowi do ręki, zanim pro­sił. Na szó­stym on popro­sił, a ty dałeś. Na siód­mym dajesz za mało, ale z uśmie­chem. No i w końcu na miej­scu ósmym dajesz po proś­bie, za mało i na odczep­nego.

A na deser zaser­wuję ci dow­cip. Jeden Żyd prosi dru­giego o dwa dolary na kola­cję. Fun­da­tor odpo­wiada: „Dam ci cztery dolary, tylko powiedz, gdzie ta kola­cja tak tanio, ja też tam pójdę”.

Ja należę do tych, któ­rzy raczej biorą, niż dają. To nie zawsze jest łatwe.

Nie powin­naś czuć się upo­ko­rzona ani zobo­wią­zana do rewanżu. Histo­ria z mojej mło­do­ści o sza­ba­to­wej kola­cji w nie­zna­nym domu ma psy­cho­lo­giczny wydźwięk. Gospo­darz nie chciał podzię­ko­wań, żeby nie zakłó­cić rela­cji. Pamię­taj, że gdy ktoś cię wspo­maga, to w jakiś spo­sób wyświad­czasz mu przy­sługę, bo dzięki tobie speł­nia micwę. Możesz z tego czer­pać rodzaj satys­fak­cji. Sądzę, że obda­ro­wany doznaje sprzecz­nych uczuć – wstydu i satys­fak­cji wła­śnie – które powi­nien sta­rać się zrów­no­wa­żyć. A poza tym nie zapo­mi­naj, że gdy coś dosta­jesz, też pod­le­gasz obo­wiąz­kowi speł­nie­nia micwy.

Są ludzie, któ­rzy ni­gdy nikomu nic nie dają. Nie tyle oszczędni, co skąpi. To pra­wie jak cho­roba.

Nie pra­wie, to po pro­stu cho­roba. Jest takie powie­dze­nie: nie zabie­rzesz tego ze sobą do grobu. Musisz pró­bo­wać zro­zu­mieć, co takim czło­wie­kiem powo­duje. Może w dzie­ciń­stwie cier­piał z powodu biedy? Może brak mu pew­no­ści sie­bie? Ważne, żeby ni­gdy nikogo nie osą­dzać.

Żeby dawać, trzeba zara­biać.

W Tal­mu­dzie są roz­wa­ża­nia na temat zna­cze­nia pie­nią­dza. Weźmy taki przy­kład. Tutaj na stole mię­dzy nami stoi kubek. Powiedzmy, że ja ten kubek chcę sprze­dać, a ty chcesz kupić. Kiedy dokład­nie on jest twój? Kiedy ja trzy­mam w ręku pie­nią­dze, a ty jesz­cze nie wzię­łaś kubka, to on na­dal jest mój. Ale jeżeli ty wzię­łaś kubek, a jesz­cze nie prze­ka­za­łaś mi pie­nię­dzy, to on już jest twój i jesteś mi winna zapłatę. Wynika nam z tego, że przed­miot jest waż­niej­szy niż pie­nią­dze.

Na prze­strzeni wie­ków zasta­na­wia­li­śmy się nad tym, jak powi­nien wyglą­dać uczciwy han­del. Główne zasady zostały wyzna­czone w Torze. Tal­mud ją inter­pre­tuje we wszyst­kich dzie­dzi­nach, ale został napi­sany 1300–1400 lat temu. W XII wieku Ram­bam podej­muje nowy wysi­łek usys­te­ma­ty­zo­wa­nia żydow­skiego prawa w swym „Powtó­rze­niu Tory”. A w XVI wieku rabini docho­dzą do wnio­sku, że zaszły tak duże zmiany spo­łeczne, że potrzebna jest kon­ty­nu­acja. Powstaje kodeks prawa żydow­skiego Szul­chan aruch – Nakryty stół – który składa się z czte­rech czę­ści, w tym ta doty­cząca finan­sów i prawa cywil­nego liczy aż dwa tomy.

Opo­wiedz cokol­wiek z Szul­chan aruch, żebym zro­zu­miała, na czym to polega.

Podam ci przy­kład pierw­szy z brzegu. Poświęca się dużo miej­sca pozor­nie pro­stej spra­wie, a mia­no­wi­cie usta­le­niu, ile powi­nien wyno­sić zysk ze sprze­daży. W cza­sach Tal­mudu zde­cy­do­wano, że pięt­na­ście pro­cent. Szul­chan aruch sięga głę­biej, poru­sza­jąc kwe­stię kosz­tów wła­snych. Kupi­łem lampę, ale zapła­ci­łem za trans­port, w moim skle­pie płacę też za prąd i regu­luję czynsz. To wszystko wcho­dzi w cenę pod­sta­wową, do któ­rej dodaję moje pięt­na­ście pro­cent. Pozo­staje pyta­nie, czy wpi­sać w nią rów­nież moją pen­sję i podatki.

Osobne miej­sce zaj­mują towary luk­su­sowe, przy któ­rych nie ma limitu zysku. Per­fumy Diora czy buty Jimmy Choo nie są nie­zbędne do życia, więc bogać się na nich, ile wle­zie.

Opra­co­wano też zasady kon­ku­ren­cji. Punk­tem wyj­ścia była Tora, która usta­na­wia prawo wła­sno­ści ziemi: na gra­nicy mego terenu i two­jego leży kamień. Jest nie do rusze­nia. Na tej pod­sta­wie rabini usta­lili, że nikt nie ma prawa otwie­rać sklepu z tym samym asor­ty­men­tem obok sklepu już ist­nie­ją­cego. Chyba że jeden sklep sprze­daje buty pol­skie, a drugi wło­skie, to już inny towar. A co ze szko­łami? Czy masz prawo zało­żyć nową szkołę nie­da­leko innej?

Na wyczu­cie powie­dzia­ła­bym, że tak.

I masz rację, rabini czę­sto dopusz­czają taką kon­ku­ren­cję, gdyż może być korzystna dla dzieci, a ich dobro prze­waża. Nego­cja­cje też mają swoje ogra­ni­cze­nia. Jest zakaz oszu­ki­wa­nia i zata­ja­nia infor­ma­cji o rodzaju i jako­ści towaru. Jego nie­prze­strze­ga­nie pro­wa­dzi do anu­lo­wa­nia trans­ak­cji. Co wię­cej, Tal­mud nakłada ogra­ni­cze­nia na dzia­ła­nia, które dziś nazwa­li­by­śmy reklamą. I tak skle­pi­karz nie ma prawa dzie­ciom wysła­nym po zakupy roz­da­wać za darmo łakoci. Uważa się to za nie­uczciwy spo­sób przy­cią­ga­nia ich do sklepu. Z tego punktu widze­nia reklama w dzi­siej­szym pra­wie świec­kim jest trak­to­wana po maco­szemu, co w prak­tyce pro­wa­dzi do nad­użyć. Jak można obie­cy­wać, że po jakichś tablet­kach schud­niesz dzie­sięć kilo w dwa tygo­dnie? To oszu­stwo! Rabini z cza­sów Tal­mudu zgod­nie by taką obiet­nicę potę­pili.

Zwróć uwagę na to, że hala­cha, żydow­skie prawo, nie jest na sto pro­cent kapi­ta­li­styczne. Usta­na­wia gra­nice zysku, pil­nuje uczci­wo­ści nego­cja­cji i spra­wie­dli­wej kon­ku­ren­cji.

Regu­la­cje są nie­sły­cha­nie szcze­gó­łowe.

Nie masz poję­cia, jak bar­dzo! Przy­pu­śćmy, że mamy ławkę na cztery osoby i tyle osób na niej sie­dzi. Dosiada się piąta i ławka się łamie. Kto jest winny i ma zapła­cić za ławkę? Wszy­scy czy tylko ostat­nia osoba?

Ostat­nia.

To łatwe, ale skom­pli­kujmy sytu­ację. Mamy ławkę na trzy osoby, a sie­dzą na niej cztery. Dosiada się piąta i ławka się łamie. Kto ponosi odpo­wie­dzial­ność? Ostat­nia osoba czy rów­nież czwarta? A może wszy­scy?

Czy te roz­wa­ża­nia i zasady z Tal­mudu i z Szul­chan aruch mają jakiś wpływ na dzi­siej­sze życie? Czy są prze­strze­gane?

Oczy­wi­ście. Prze­strze­gają ich ludzie reli­gijni wszyst­kich nur­tów i odła­mów: od ultra­or­to­dok­syj­nych hare­dim po – w więk­szym czy mniej­szym stop­niu – Żydów refor­mo­wa­nych. Reszta zależ­nie od wie­dzy, wraż­li­wo­ści i od chęci. Nie­któ­rzy dobrze pamię­tają prze­strogę z Tal­mudu o pierw­szym pyta­niu, które pad­nie na sądzie osta­tecz­nym: „Czy byłeś uczciwy w biz­ne­sie?”.

Mógł­byś mi podać przy­kład prze­pisu z Tal­mudu czy Szul­chan aruch, który wpływa dziś na kon­kretną sytu­ację?

Powiedzmy, że chcę sprze­dać samo­chód. Dwa lata temu mia­łem wypa­dek. Odda­łem samo­chód do warsz­tatu, skąd wyszedł w ide­al­nym sta­nie. Ale jed­nak jest to pojazd po przej­ściach. Czy mam obo­wią­zek poin­for­mo­wać o tym kupu­ją­cego?

No i co, masz?

Myślę, że tak.

Jak docho­dzisz do takiego wnio­sku? W cza­sach Tal­mudu czy Szul­chan aruch nie było prze­cież samo­cho­dów.

Rozu­mu­jemy przez ana­lo­gię, szu­ka­jąc pre­ce­densu. Samo­chód można uznać za odpo­wied­nik jakiej­kol­wiek maszyny, a nawet krowy. Powiedzmy, że krowa jest teraz zdrowa, ale cierpi na nawra­ca­jącą raz do roku cho­robę. Masz obo­wią­zek poin­for­mo­wać o tym kupu­ją­cego. Możesz to obejść, prze­no­sząc na niego odpo­wie­dzial­ność za zba­da­nie obiektu trans­ak­cji. Pro­szę bar­dzo, weź samo­chód do warsz­tatu, krowę do wete­ry­na­rza i sam sprawdź. To się mie­ści w gra­ni­cach uczci­wo­ści, choć lepiej samemu powie­dzieć, co i jak.

Każ­dego dnia rodzą się nowe pyta­nia. W razie wąt­pli­wo­ści czło­wiek zawsze może zwró­cić się do rabina, który nawet jeżeli nie zna odpo­wie­dzi na to kon­kretne pyta­nie, wie, gdzie jej szu­kać, i potrafi zin­ter­pre­to­wać tekst źró­dłowy. Poza tym mamy współ­cze­sne książki na ten temat, na przy­kład „Busi­ness Ethics in Jewish Law” (Etyka żydow­ska w pra­wie biz­ne­so­wym) Edwarda Zip­per­ste­ina.

Czy są jakieś zale­ce­nia z tam­tych cza­sów, które nie stra­ciły na zna­cze­niu?

Tak. Podam ci dwa przy­kłady. W Tal­mu­dzie dokład­nie opi­sano, co czło­wiek powi­nien zro­bić ze swoim kapi­ta­łem. Ma go podzie­lić na trzy czę­ści, jedną zako­pać w ziemi – co było odpo­wied­ni­kiem banku – drugą zain­we­sto­wać, trze­cią trzy­mać pod ręką. Wydaje mi się, że nie­któ­rzy na­dal się sto­sują do tych zale­ceń. Drugi przy­kład doty­czy prawa budow­la­nego. Kupi­łeś działkę, na któ­rej chcesz posta­wić dom, ale masz sąsiada. Wedle hala­chy twój nowy wyma­rzony dom powi­nien zacho­wać mini­malną odle­głość czte­rech łokci od murów jego pose­sji. To bar­dzo współ­cze­sne spoj­rze­nie na archi­tek­turę, które uwzględ­nia potrzebę intym­no­ści i doświe­tle­nia miesz­kal­nej prze­strzeni.

A gra na gieł­dzie?

Myślę, że z giełdą jest jak z każ­dym biz­ne­sem, nie­sie ze sobą ryzyko, ina­czej nie byłoby milio­ne­rów. Z tym że gdy ktoś zupeł­nie nie zna zasad rzą­dzą­cych giełdą, podej­muje ryzyko toż­same z hazar­dem. Ale są ludzie, któ­rzy na gieł­dzie zara­biają, i nie jest to kwe­stia szczę­ścia, lecz sztuki w tym sen­sie, że zbie­rają infor­ma­cje, prze­wi­dują trendy.

Wspo­mnia­łeś o hazar­dzie. Jest zaka­zany?

Wyobraź sobie, że nie cał­kiem. Czte­ry­sta lat temu wło­ski rabin Leon z mia­sta Modena miał na ten temat cie­kawe prze­my­śle­nia. Przy­zna­wał, że lubi hazard i ma z tym pro­blem. Pamię­tasz naszą roz­mowę o kubku? Nie­za­leż­nie od jej wyniku sytu­acja była jasna: ktoś chce go sprze­dać, a ktoś inny kupić. A jak jest z hazar­dem? Gdy grasz w pokera, to nie chcesz prze­grać. Tego samego nie chce twój part­ner. Inten­cje obu stron wyklu­czają się wza­jem­nie, bo ktoś prze­grać musi. Gdy jesteś górą i zgar­niasz pulę, to jak­byś okradł prze­ciw­nika. Prze­cież on nie miał ochoty dać ci tych pie­nię­dzy! To nie było w jego pla­nach! Rabin Leon z Modeny był prze­ciwny hazar­dowi, ale nie ma for­mal­nego zakazu.

A oszczę­dza­nie? Czy czło­wiek powi­nien oszczę­dzać?

Są wąt­pli­wo­ści. Dwa tysiące lat temu idea oszczę­dza­nia miała inną defi­ni­cję niż dziś. Wycho­dzono z zało­że­nia, że czło­wiek powi­nien pra­co­wać tylko tyle, by się utrzy­mać. W tym kon­tek­ście oszczę­dza­nie doty­czyło czasu, który poświę­casz na wyko­ny­wa­nie zawodu. Im mniej pra­cu­jesz, tym wię­cej czasu zostaje ci dla rodziny i na stu­dio­wa­nie Tory, a to są war­to­ści nad­rzędne. Oszczę­dza­nie w naszym rozu­mie­niu, odkła­da­nie jakiejś kon­kret­nej sumy na potem, wystę­po­wało w jed­nym przy­padku – nale­żało zadbać o odpo­wied­nie jedze­nie na sza­bat.

W Euro­pie sza­leje infla­cja. O tym pro­ble­mie Tal­mud chyba nie wspo­mina?

Nie był­bym tego taki pewien. Coś w tym rodzaju poja­wia się w naszych tek­stach, a nawet leży w cen­trum uwagi. Cztery tysiące lat temu, gdy psze­nica była pod­stawą poży­wie­nia, wszy­scy nią han­dlo­wali, a cena zmie­niała się z roku na rok w zależ­no­ści od uro­dzaju. Poży­czy­łeś sto kilo­gra­mów psze­nicy, a za rok jej cena wzro­sła o dwa­dzie­ścia pro­cent. Czy musisz oddać też róż­nicę? Na ten temat toczyła się oży­wiona dys­ku­sja. Oczy­wi­ście, jeżeli poży­czy­łeś sto kilo­gra­mów, musisz oddać tyle samo i już. Ale mogłeś poży­czyć te sto kilo z zazna­cze­niem, że jest warte tysiąc zło­tych. Wtedy powstaje pyta­nie, co jest waż­niej­sze: sto kilo czy tysiąc zło­tych.

Z tego, co opo­wia­da­łeś o kubku, wynika, że waż­niej­sze jest sto kilo.

Zaraz, zaraz, to nie takie pro­ste. To zależy, jaka była umowa: czy poży­czy­łeś tysiąc zło­tych na sto kilo psze­nicy czy psze­nicę o war­to­ści tysiąca zło­tych. To zasad­ni­cza róż­nica.

A odsetki od pożyczki?

Nie bie­rze się odse­tek. Tora zaka­zuje.

Sądzisz, że w sta­ro­żyt­no­ści ludzie rze­czy­wi­ście poży­czali bez odse­tek?

Tego wymaga Tora, czy rze­czy­wi­ście tak robiono, nie wiem. Był inny zwy­czaj, który nie zdał egza­minu. Co sie­dem lat daro­wano długi, co spo­wo­do­wało, że prze­stano udzie­lać poży­czek. Rabin Hil­lel zna­lazł wyj­ście z sytu­acji, dzięki niemu nawet po upły­wie sied­miu lat wie­rzy­ciel mógł docho­dzić swo­ich praw przez sąd rabi­nacki.

Potem zro­biło się jesz­cze cie­ka­wiej, w tym sen­sie, że zapa­dły ważne posta­no­wie­nia. W miarę roz­woju gospo­darki kre­dyty stały się pod­stawą inwe­sty­cji, bez nich ani rusz. Wów­czas rabini zmie­nili sto­su­nek łączący wie­rzy­ciela i dłuż­nika. Pożyczka zaczęła ozna­czać wej­ście w spółkę, w któ­rej obie strony były part­ne­rami, a inwe­sto­rowi – czyli pożycz­ko­dawcy – nie wypła­cano odse­tek tylko zysk.

Pod­stęp, żeby obejść prawo.

Tak. Gdy hala­cha, nasze prawo, hamuje roz­wój i nie działa z korzy­ścią dla czło­wieka, trzeba zna­leźć spo­sób, by ludziom pomóc, ale zawsze w gra­ni­cach samej hala­chy. To nie była łatwa decy­zja, ale rabini ją pod­jęli i tak postę­pu­jemy.

Dobrze, ale to zna­czy, że Żydzi, któ­rzy udzie­lali opro­cen­to­wa­nych kre­dy­tów na przy­kład w śre­dnio­wiecz­nej Anglii, nie prze­strze­gali Tory?

Ten zakaz obo­wią­zuje tylko mię­dzy Żydami. W naszej kul­tu­rze poży­cza­nie jest micwą. Jeżeli mam pie­nią­dze, to nie dla­tego że jestem piękny albo mądry, ale dla­tego że dosta­łem dar od Boga, więc powi­nie­nem się odwdzię­czyć. Zapra­co­wa­łem na moje pie­nią­dze, oczy­wi­ście. Ale jeden pra­cuje i jest na minu­sie, a drugi na plu­sie. Pro­sze­nie o pro­cent dowo­dzi pew­nego braku wiary w Boga i braku wraż­li­wo­ści.

A odsetki same w sobie, poza kon­tek­stem micwy, nie są ani naganne, ani nie­mo­ralne.

Poży­cza­łeś kie­dyś komuś pie­nią­dze?

Ja nie poży­czam, tylko daję.

Naprawdę?

Gdy ktoś prosi, mogę poży­czyć. Ale w moim mnie­ma­niu to jest dar. Jeżeli będzie chciał oddać, to cudow­nie, nie chcę jed­nak nie­po­koić się o zwrot, więc tego nie ocze­kuję. To moje oso­bi­ste sta­no­wi­sko, nie wynika z zasad juda­izmu.

Gdy to napi­szemy, ludzie będą pchać się do cie­bie po pożyczki na wyścigi!

Zapra­szam! Na wła­sne ryzyko, bo to może szybko dopro­wa­dzić do tego, że to ja będę pro­sił o wspar­cie.Życie to jeden wąski most

Wydaje mi się, że więk­szość ludzi cze­goś się boi. A ty?

Strach jest natu­ralną czę­ścią życia. Czu­jemy go na przy­kład przed poważną ope­ra­cją. Dwa lata temu prze­sze­dłem deli­katny zabieg na serce, prze­py­cha­nie żył. Gdy się nie powie­dzie, zakłada się bypassy. Dosta­łem fan­ta­styczny śro­dek znie­czu­la­jący, kar­dio­lo­dzy o mnie wal­czyli, a ja na jakiejś chmurce. Zadzia­łał tak dobrze, że mia­łem ochotę popro­sić o litr na zapas do domu. Leża­łem w kli­nice w Ani­nie, jed­nej z dwóch naj­lep­szych w Pol­sce i jed­nej z naj­lep­szych w Euro­pie. Mia­łem wiel­kie zaufa­nie do moich leka­rzy. Zda­wa­łem sobie sprawę z tego, że spo­czywa na nich dodat­kowa odpo­wie­dzial­ność – co to byłby za wstyd i skan­dal, gdyby naczelny rabin Pol­ski zmarł im na stole, i bar­dzo im współ­czu­łem. Ale wszystko dobrze się skoń­czyło.

W rezul­ta­cie bałeś się czy nie?

Nie jestem pewny. Pamięć jest zawodna. Być może zapo­mi­na­nie o prze­ży­tym stra­chu jest reak­cją obronną. Za to jestem pewny, że od samego stra­chu waż­niej­sze jest to, jak sobie z tą emo­cją radzimy.

Jak powin­ni­śmy sobie z nią radzić?

Zależy, czego czło­wiek się boi. Podam ci trzy przy­kłady. Ktoś cię trzyma na muszce i boisz się, że strzeli, idziesz na egza­min z dresz­czem stra­chu, że go nie zdasz, i pla­nu­jesz oświad­czyny. W pierw­szym przy­padku strach jest uspra­wie­dli­wiony. Co możesz zro­bić? Opa­no­wać się i pró­bo­wać prze­ko­nać furiata (który pew­nie też się boi), by odło­żył broń. Przed egza­minem pood­dy­chaj, dotleń się, jeżeli jesteś przy­go­to­wany, to jakoś pój­dzie. A oświad­czyny to raczej nerwy niż strach, w końcu waży się twoje przy­szłe życie.

Strach czę­sto jest irra­cjo­nalny.

Mam lekką klau­stro­fo­bię, co odkry­łem przy oka­zji rezo­nansu magne­tycz­nego. Wiem, że ten strach przed zamknię­ciem jest absur­dalny, ale nie mogę nic na to pora­dzić. Za pierw­szym razem tra­fi­łem na zna­ko­mitą pie­lę­gniarkę, która trzy­mała mój palec u nogi, co mnie odprę­żyło. Następ­nym razem bada­nie miało trwać osiem­na­ście minut, a ja mia­łem pozo­sta­wać w bez­ru­chu, bez moż­li­wo­ści mie­rze­nia upływu czasu. Popro­si­łem o muzykę. Przy­ją­łem, że każda pio­senka trwa trzy minuty i jakoś zeszło. Innymi słowy, poszu­ka­łem wspar­cia, by prze­trwać próbę.

A co powiesz o kimś, kto boi się popro­sić o pod­wyżkę w pracy?

Może znaj­dzie w biu­rze kogoś, kto się za nim wstawi? Poza tym ist­nieją inne spo­soby prze­ka­za­nia prośby oprócz bez­po­śred­niej roz­mowy – mail, list, SMS. Mniej efek­tywne, ale dostępne. Powiedzmy, że szef potem spyta: „Dla­czego ze mną nie poroz­ma­wia­łeś?”. Naj­le­piej odpo­wie­dzieć szcze­rze: „Byłem onie­śmie­lony”. Ktoś popa­trzy na cie­bie jak na dzi­waka, ale więk­szość zro­zu­mie. Masz wadę – jeżeli to wada – ale zna­la­złeś spo­sób, by ją obejść.

Ludzie czę­sto wsty­dzą się swego stra­chu.

Ale dla­czego? Nie powinni. Nie powinno się go nego­wać ani tłu­mić. To struś wsa­dza głowę w pia­sek, czło­wieka stać na wię­cej. Wypie­ra­nie swo­ich obaw nie sprawi, że znikną. Gdy ktoś zła­mie rękę, to się tego nie wsty­dzi, tylko idzie do leka­rza. Żadne ludz­kie ciało nie jest cał­ko­wi­cie zdrowe ani dosko­nałe, to samo można powie­dzieć o duszy. Wiem, że to dziś nie­modne słowo, raczej używa się ter­minu psy­chika, ale w moich oczach oba okre­śle­nia mają tę samą war­tość. Tak więc i ciało, i dusza nie­kiedy wyma­gają lecze­nia. Gdy strach mu zbyt­nio doskwiera, czło­wiek nie powi­nien się wahać przed wizytą u spe­cja­li­sty. To żaden wstyd.

Po pol­sku mówi się strach ma wiel­kie oczy.

Cza­sami nawet bar­dzo wiel­kie. Czło­wiek potrafi wpaść w panikę, mając powód lub bez powodu. Przed­wczo­raj spo­tka­łem męż­czy­znę, który oba­wiał się powrotu do domu, bo był pewny, że pod­rzuci mu się nar­ko­tyki albo broń, żeby go aresz­to­wać. Nie wiem, na ile jego obawy były racjo­nalne, a na ile naro­dziły się w jego wyobraźni. On nie był w sta­nie jasno myśleć.

Są ludzie, któ­rzy ze stra­chu nic nie robią. Boją się dzia­łać.

Cóż ci mogę na to odpo­wie­dzieć? Chyba tylko jedno: błędu nie popełni tylko ten, kto nic nie robi.

Ale strach para­li­żuje.

Nie musisz wal­czyć ze wszyst­kimi swo­imi oba­wami na raz. Posu­waj się małymi kro­kami. Jeżeli boisz się prze­ma­wiać publicz­nie, wpra­wiaj się w małym gro­nie, które potem powięk­szysz. Kogoś, kto boi się wody, można do niej wnieść na rękach, może to prze­ła­mie strach. Nie wie­rzę, by napo­mi­na­nie typu „no i czego tu się bać!” mogło odnieść jakiś sku­tek. To emo­cja jak wszyst­kie inne, którą trzeba zaak­cep­to­wać, gdy ją się czuje. Każdy musi zna­leźć wła­sny spo­sób na to, by żyć ze swoim stra­chem, być może z cza­sem go oswoi. Praw­dzi­wym wyzwa­niem nie jest prze­ży­wa­nie stra­chu, lecz zro­zu­mie­nie, na czym polega, i takie postę­po­wa­nie, by nie on rzą­dził tobą, lecz byś ty rzą­dził nim.

Ist­nieje coś takiego jak „syn­drom oszu­sta”. Czło­wiek, który odnosi suk­cesy, ma wewnętrzne prze­ko­na­nie, że mu się nie należą, że jest nic nie­wart.

Nie zna­łem tego okre­śle­nia, ale feno­men nie jest mi obcy. To smutne, gdy uta­len­to­wany czło­wiek ma niskie poczu­cie wła­snej war­to­ści. Być może przy­ja­ciele mogą go pod­bu­do­wać.

Ludzie czę­sto boją się o przy­szłość. Po poby­cie w Japo­nii, gdy wró­ci­łeś do Nowego Jorku, nie mia­łeś pracy. Nie bałeś się, że jej nie znaj­dziesz?

Na szczę­ście mia­łem oszczęd­no­ści, bo pracy szu­ka­łem przez pół roku. Nie byłem bez­czynny, dawa­łem wykłady, tra­fiały się jakieś inne doryw­cze zaję­cia. Psy­chicz­nie gorzej zno­si­łem świa­do­mość, że nie jestem aktywny, niż brak zarob­ków. Nie bałem się o przy­szłość, bo byłem pełen nadziei, że coś znajdę. I lekko sfru­stro­wany ocze­ki­wa­niem. Skon­tak­to­wa­łem się z łowcą głów, by spraw­dzić, czy nie znaj­dzie zaję­cia z moimi kwa­li­fi­ka­cjami. Nie miał dla mnie żad­nej oferty, ale tak mnie polu­bił, że zapro­po­no­wał posadę u sie­bie. Cie­szy­łem się, że pra­cuję, ale wytrzy­ma­łem tylko pół­tora mie­siąca, bo jed­nak to było dale­kie od moich prio­ry­te­tów. Aż przy­pad­kiem tra­fi­łem na cie­kaw­szą pro­po­zy­cję.

Mia­łeś szczę­ście. Ale co byś powie­dział ludziom, któ­rzy tracą pracę i długo nic nie znaj­dują?

Rozu­miem te obawy, są natu­ralne, gdy czło­wiek wal­czy o zapew­nie­nie sobie bytu. Wiem, łatwo powie­dzieć, tylko co robić, gdy nie dość, że nie można zna­leźć ide­al­nej pracy, to brak takiej, która choćby zbli­żała się do ide­ału? Popa­trzmy, co mówi o tym Tal­mud, a raczej co wynika z tra­dy­cji żydow­skiej. Wielcy rabini albo mędrcy nie odda­wali się wyłącz­nie roz­my­śla­niom, ale wyko­ny­wali też czę­sto kon­kretny zawód. Nie­któ­rzy byli bogaci, inni nosili wodę, rąbali drzewo, napra­wiali buty. Czy wielki rabin może być szew­cem? Jak naj­bar­dziej. Spo­sób, w jaki zara­biasz na życie, nie świad­czy o two­jej mądro­ści. Tak jak przy­ję­cie pracy poni­żej kwa­li­fi­ka­cji, byle uczci­wej, cię nie poniża.

Teraz naj­bar­dziej boimy się wojny.

Gdyby czło­wiek myślał bez prze­rwy o tym, co może zajść strasz­nego, toby zwa­rio­wał. Ale nie zaszko­dzi być przy­go­to­wa­nym na naj­gor­sze. Na tej samej zasa­dzie – gdy masz para­sol, to być może nie spad­nie deszcz, a gdy go zapo­mnisz, to na pewno spad­nie. To oczy­wi­ście żart, ale lepiej mieć para­sol i w bez­desz­czową pogodę. W 2014 roku, w cza­sie anek­sji Krymu, moja mama w Sta­nach nie­po­ko­iła się o moje bez­pie­czeń­stwo. Uspo­ka­ja­łem ją wtedy, jak umia­łem, prze­ko­nu­jąc, że do Pol­ski daleka droga. Naj­pierw Rosja będzie chciała pod­bić Ukra­inę, potem Moł­da­wię, pań­stwa bał­tyc­kie i dopiero potem nasza kolej, więc mamy jesz­cze parę lat spo­koju. Takie wycią­gną­łem argu­menty, by ją pod­nieść na duchu. Dziś dal­szy prze­bieg wojny w Ukra­inie jest poza naszym wpły­wem, ale pomoc, któ­rej Pol­ska udziela Ukra­inie, utrud­nia Puti­nowi jej pod­bi­cie. I z tego możemy być dumni. Jeżeli ktoś jest bez reszty owład­nięty obawą, że ta wojna przyj­dzie i do nas, to może przy­go­to­wać, powiedzmy, trzy sce­na­riu­sze roz­woju sytu­acji i plan postę­po­wa­nia na każdy z nich. Byle się nie zamar­twiać!

Oprócz wojny boimy się jesz­cze kata­strofy kli­ma­tycz­nej, która wydaje się nie­unik­niona.

To nie­stety olbrzymi, praw­dziwy, a nie wymy­ślony pro­blem. I znowu powiem to samo: banie się niczemu nie służy. Ludz­kość ma plan, redu­kuje emi­sję gazów cie­plar­nia­nych. Każdy może doło­żyć do tego swoją cegiełkę: segre­go­wać śmieci, zmniej­szać zuży­cie pla­stiku, oszczę­dzać ener­gię. Jeden czło­wiek niczego nie zmieni, ale każdy powi­nien zaczy­nać zmianę od wła­snego domu. Poza tym nie zapo­mi­naj, że uczymy się od sie­bie nawza­jem – gdy ktoś nabiera eko­lo­gicz­nych nawy­ków, rzu­tuje na innych: na zna­jo­mych, sąsia­dów. No i w końcu możemy gło­so­wać na poli­ty­ków, któ­rzy rozu­mieją, że trzeba rato­wać pla­netę.

Czyli spo­so­bem na strach jest dzia­ła­nie.

Czło­wiek nie powi­nien dopu­ścić do tego, by strach go para­li­żo­wał. Weźmy na przy­kład Moj­że­sza. Pod jego wodzą, ucie­ka­jąc z Egiptu, Żydzi docie­rają nad Morze Czer­wone. Za nimi armia, przed nimi bez­kres wód. Moj­żesz nie wie, co robić, i zaczyna się modlić. A Bóg na to: „To nie czas na modli­twę! Idź dalej! Dzia­łaj!”. I to jest bar­dzo żydow­skie podej­ście do życia.

Gałąź nauki zwana epi­ge­ne­tyką bada dzie­dzi­cze­nie mię­dzy­po­ko­le­niowe. Usta­lono, że trauma przod­ków może przejść na dzieci i wnuki, powo­du­jąc lęki, fobie, stany depre­syjne. Co o tym myślisz?

Zga­dzam się z tym, że trauma pozo­sta­wia ślad. Nikt oca­lały z Holo­cau­stu nie wyszedł z tego bez szwanku, a jego nie­po­koje czy dziwne zacho­wa­nia mogą wpły­wać na całą rodzinę. Gdy przed wnuczką ukrywa się holo­cau­stowe prze­ży­cia babci, to atmos­fera w domu – nie­do­mó­wie­nia, aura tajem­nicy wyczu­wal­nej nawet w tonie głosu – mogą oddzia­ły­wać na nią lękowo. Nie znam badań gene­tycz­nych, o któ­rych mówi­łaś, ale mię­dzy­po­ko­le­niowa trans­mi­sja sil­nych emo­cji wydaje mi się moż­liwa. Tym bar­dziej że sam wyka­zuję pewne zacho­wa­nia, które nie wia­domo skąd mi się wzięły. Gdy gdzieś jadę, zawsze muszę mieć przy sobie pasz­port, gotówkę i drobną prze­ką­skę, co uważa się za cha­rak­te­ry­styczne dla tych, co prze­żyli Holo­caust. Tyle że jestem na to za młody i nawet moi dziad­ko­wie wyemi­gro­wali do Sta­nów przed wojną. Kilka lat temu byli­śmy w Łodzi z Maria­nem Tur­skim i kil­koma innymi oso­bami. Wra­ca­li­śmy do War­szawy mini­va­nem. Wsia­damy do samo­chodu, a ja natych­miast zaczy­nam roz­dzie­lać swoje zapasy, czę­stu­jąc innych pasa­że­rów. I Marian tak samo. Marian, rozu­miem, prze­żył getto łódz­kie, ale ja nie. Za wiele o tym sły­sza­łem? Być może. Ale zacho­wuję się tak, jak­bym się oba­wiał, że czeka mnie głód.

A co powiesz o stra­chu przed utratą twa­rzy? O tym, co ludzie powie­dzą?

Kilka lat temu moja mama przy­po­mniała mi, że jako nasto­la­tek mówi­łem, że muszę postę­po­wać odpo­wie­dzial­nie, by w doro­słym wieku nie wsty­dzić się przed swo­imi dziećmi. Z mło­do­ści żałuję tylko jed­nego: zda­rzyło mi się parę razy zerwać z dziew­czyną bez słowa. Po pro­stu zni­ka­łem z hory­zontu, co musiało być dla nich nie­przy­jemne. Jedną z moich byłych udało mi się po latach prze­pro­sić. Pamię­tała, ale nie wyda­wała się prze­jęta.

W Japo­nii, gdzie miesz­ka­łem przez parę lat, moż­li­wość utraty twa­rzy trak­to­wano nie­zwy­kle poważ­nie. Gdy w życiu codzien­nym takie ryzyko nie ist­niało, wszystko było dozwo­lone. I tak kie­rowcy pro­wa­dzili po wariacku, bo za kół­kiem byli ano­ni­mowi. Co wię­cej, wedle ankiety mego przy­ja­ciela z „Times Maga­zine” sto pro­cent Japoń­czy­ków za gra­nicą zdra­dzało żonę, ponie­waż odle­głość gwa­ran­to­wała dys­kre­cję. Obawa przed tym, co ludzie powie­dzą jako jedyny hamu­lec nie­wła­ści­wych zacho­wań i odpusz­cza­nie sobie, gdy nie ma ryzyka wykry­cia, wydają mi się moral­nie wąt­pliwe.

Przy panu­ją­cej infla­cji wszy­scy oba­wiamy się spadku poziomu życia.

Ostat­nio kupo­wa­łem łoso­sia na gminny Pesach i jego cena nie­przy­jem­nie mnie zasko­czyła. Wszy­scy zda­jemy sobie sprawę z tego, że nasze zasoby finan­sowe bole­śnie się skur­czyły, ale spró­bujmy popa­trzeć na to ina­czej. Od lat jeste­śmy przy­zwy­cza­jeni do rosną­cego poziomu życia. Możemy pozwo­lić sobie na coraz wię­cej, cho­ciażby na egzo­tyczne podróże, które jesz­cze kil­ka­na­ście lat temu były dostępne tylko nie­licz­nym. A teraz pomyślmy. Może ten infla­cyjny spa­dek docho­dów nas cze­goś nauczy albo do cze­goś się przyda. Czy naprawdę zamożny czło­wiek musi trzy razy do roku spę­dzać waka­cje w pię­cio­gwiazd­ko­wym hotelu? A czy mniej zamożny będzie bar­dzo cier­pieć, gdy zamiast ulu­bio­nego chleba kupi tań­szy? I oto docho­dzimy do naj­waż­niej­szego pyta­nia: Czy sprawy mate­rialne są pod­sta­wo­wym źró­dłem szczę­ścia? Moja odpo­wiedź brzmi: nie. Co wię­cej, uwa­żam, że ogra­ni­cza­nie kosz­tów życia stwa­rza zna­ko­mitą oka­zję do doko­na­nia prze­war­to­ścio­wa­nia. Ogól­nie jestem z życia zado­wo­lony, a ostat­nio zawar­łem dru­gie mał­żeń­stwo, które mnie uszczę­śli­wiło i dobit­nie uzmy­sło­wiło, co jest ważne, a co nie. Czy na kola­cję zjem łoso­sia, czy rybę z puszki, to bez zna­cze­nia, bo wra­ca­jąc do domu, do Magdy, jestem w siód­mym nie­bie na myśl, że znowu ją zoba­czę. Nasz zwią­zek daje mi tyle rado­ści, że wszyst­kie inne kło­poty przy tym bledną. I tak powinno być. Pozo­staje tylko przy­po­mnieć, jak Tal­mud okre­śla czło­wieka boga­tego: bogaty cie­szy się tym, co ma.

Czy widzisz jakąś pozy­tywną rolę stra­chu?

Dziecko boi się ognia, i słusz­nie, bo dzięki temu zacho­wuje ostroż­ność. Doro­sły też ma swój ogień – boi się kary. Nie będzie na przy­kład kradł w skle­pie z obawy, że go zła­pią. Lepiej, gdyby tego nie robił dla zasady, ale powstrzy­my­wa­nie się od złego nawet z mało chwa­leb­nego powodu to już coś. Tal­mud wyróż­nia ludzi, któ­rzy po pro­stu kochają Boga, i tych, któ­rzy go kochają ze stra­chu. Ten drugi powód rów­nież nie jest zbyt chwa­lebny, ale spra­wia, że czło­wiek się stara, a to już coś. Strach, gdy odwo­dzi od złego, gra pozy­tywną rolę. W podobny spo­sób, w zależ­no­ści od moty­wa­cji, rabini wyróż­nili dwa rodzaje micw: takie, które się speł­nia bez ocze­ki­wa­nia na nagrodę, i takie, które mają na widoku jakąś korzyść. Czy te ostat­nie są mniej war­to­ściowe? Nie­zu­peł­nie. Obo­jęt­nie, z jakiego powodu, grunt, że czło­wiek stara się postę­po­wać wła­ści­wie. Czy to będzie strach, czy wła­sna korzyść, każda moty­wa­cja z cza­sem może prze­ro­dzić się w swoją szla­chet­niej­szą wer­sję, ponie­waż czło­wiek zmie­nia się i doj­rzewa.

Czy poję­cie stra­chu prze­wija się w tra­dy­cji żydow­skiej?

Wydaje mi się, że więk­szość Żydów zna nigun – rodzaj cha­sydz­kiej chó­ral­nej przy­śpiewki – Nachmana z Bra­cła­wia. W tłu­ma­cze­niu z jidysz brzmi to tak: „Cały świat to jeden wąski most, wąski most, wąski most. Ale naj­waż­niej­sze jest to, by nie bać się, nie bać się wcale”.

Piękne! A jak inter­pre­tu­jesz te słowa?

Wąski most sym­bo­li­zuje życie, które przy­nosi trudne sytu­acje: psy­cho­lo­giczne, finan­sowe, oso­bi­ste. Czło­wiek nie powi­nien się ich oba­wiać, ale sta­wiać im czoło.

Ja powie­dzia­ła­bym, że wąski most to taki, który roz­ciąga się nad prze­pa­ścią. Życie samo w sobie jest prze­ra­ża­jące.

Nie powie­dziano, jak wysoki jest ten most, może wisi tuż nad zie­mią. Jest wąski, więc obiek­tyw­nie mamy czego się bać, ten nigun tego nie neguje, ale nawo­łuje do odwagi.

Będę się upie­rać, że naj­trud­niej jest sta­wić czoło tej prze­pa­ści prze­czu­wa­nej pod mostem, która sym­bo­li­zuje lęk egzy­sten­cjalny, skła­dową kon­dy­cji ludz­kiej.

Czy to odnosi się do wszyst­kich ludzi? Nie jestem prze­ko­nany. Może tylko do tych, któ­rym brak pew­no­ści sie­bie.

Ty lęku egzy­sten­cjal­nego nie znasz.

Chyba nie. Ja się boję praw­dzi­wych rze­czy. Na przy­kład czy zdążę na samo­lot, bo nie­stety mam ten­den­cję do spóź­nień. Życie nie musi wzbu­dzać prze­ra­że­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: