Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rejs po szczęście - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rejs po szczęście - ebook

Piękne, malownicze jezioro, kojące pejzaże i… przyjaźń, która leczy rany.

Alina od roku pracuje w wydawnictwie; wraz z mężem zostaje zaproszona na przyjęcie przez koleżankę z pracy, Ewę. Na imprezie poznaje jej męża, który jest lekarzem, oraz sympatyczną parę – Gabi i Jean Pierre’a, planujących otwarcie francuskiej restauracji. Gdy panowie dowiadują się, że ich wspólnym hobby jest żeglarstwo, postanawiają wypocząć ze swoimi żonami nad pobliskim Jeziorakiem.

Więzi się zacieśniają, a przyjaciele coraz częściej wyjeżdżają nad jezioro. Każda z par jednak mierzy się ze swoimi kłopotami. Czy sielskie krajobrazy pozwolą znaleźć wewnętrzny spokój i odpocząć od życia, które stara się rzucać kłody pod nogi? Czy magia Jezioraka i szum wiatru w żaglach pozwolą uciec od codzienności?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66278-59-2
Rozmiar pliku: 818 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Alina wpadła do domu jak wiatr. Tomek krzątał się w kuchni, przygotowując obiad. Krzyś siedział przy stole pochylony nad książką do matematyki.

– Cześć, kochani! Mam dla was miłą niespodziankę! – wykrzyknęła od progu, zrzucając z siebie pomarańczową kurtkę. Tomek spojrzał na nią z zainteresowaniem, a Krzyś z chęcią oderwał się od nudnych rachunków.

– Otóż – zawiesiła głos – zostaliśmy zaproszeni na imprezę do Ewy i Waldka.

– O? A co to za okazja? – Tomek przerwał na chwilę mieszanie zupy i spojrzał na żonę.

– Ewa chce, żebyśmy się lepiej poznali. Mają zaprosić też Gabi i Jean-Pierre’a.

– Świetnie.

– Jeśli dopisze pogoda, to przyjęcie będzie w ogrodzie. „Możecie się już szykować” – to słowa Ewy.

– No dobrze, dobrze. A jaki jest w ogóle ten Waldek? – dopytywał Tomek.

– Nie miałam jeszcze okazji go poznać, ale skoro Ewa go kocha, na pewno jest wartościowym człowiekiem.

Trochę to dziwne, że jeszcze się nie spotkaliśmy – pomyślała. Znała Ewę od prawie dwóch lat. Widywały się w pracy niemal codziennie, ale Alina nie miała okazji poznać jej męża, bo ciągle był zajęty – albo dyżury, albo konferencje, albo praca naukowa.

– Cóż, lekarze bywają różni.

– Masz złe doświadczenia? – Posłała mu pytające spojrzenie, lecz nie odpowiedział. – Nie bój się, damy radę – dodała uspokajającym tonem.

I kto to mówi? – pomyślała rozbawiona. Ona, która zawsze wszystkiego się bała, nagle dodaje odwagi swojemu mężowi.

– A co tam dzisiaj na obiadek? – Wciągnęła w nozdrza smakowity zapach.

– Dzisiaj serwuję barszcz ukraiński z fasolą.

– Naprawdę? Mój ulubiony. – Posłała mężowi szeroki uśmiech.

Krzyś spakował książki do plecaka i rozłożył talerze. Tomek nalał zupę do miseczek. Zapachniało majerankiem, czosnkiem i buraczkami. Tomek był nie tylko świetnym kucharzem, lecz przede wszystkim wspaniałym mężem i dobrym człowiekiem. Minął już ponad rok, odkąd wzięli ślub. Alina wróciła myślami do tej pięknej czerwcowej soboty, gdy powiedzieli sobie: „tak”. Była to bardzo skromna ceremonia. Uznali, że jest ona tylko dla nich samych i dla Krzysia. Obecni byli też świadkowie – Gabi i przyjaciel Tomka, Jacek. Z urzędu stanu cywilnego poszli do parku, a potem zjedli uroczystą kolację w restauracji nad Wisłą. Był to niewątpliwie najpiękniejszy dzień w jej życiu.

Alina pracowała teraz w wydawnictwie Ewy. Redagowała książki, pisała artykuły, listy. Ostatnio planowały dodruk Rozmów z Aniołami. Szefowa podpisała też licencję na wydanie książki Gitty Mallasz Les dialogues tels que je les ai vécus, która rzucała więcej światła na dzieło węgierskiej autorki. Oprócz tego Ewa przetłumaczyła książkę na temat jogi, a Alina ją teraz redagowała i nabierała coraz większej ochoty na prawdziwe ćwiczenia.

Tomek pracował w domu, przygotowywał posiłki i opiekował się Krzysiem, który rozpoczął niedawno naukę w szkole.

Alinie brakowało czasami kontaktów towarzyskich. Nie tęskniła co prawda za grubiaństwem Grety, Kazi i innych osób ze szkoły, w której kiedyś pracowała, jednak z sentymentem wspominała wielu nauczycieli, więc kiedy Ewa zaproponowała spotkanie, bardzo się ucieszyła. Jedyną niewiadomą stanowił Waldek. Był bardzo znanym lekarzem, ordynatorem oddziału chirurgii. Podobno pacjenci go uwielbiali, ale Alina znała go jedynie z opowiadań koleżanki. Teraz będzie miała okazję wyrobić sobie o nim własne zdanie.

W sobotę kupiła wino i kwiaty. Wszyscy włożyli odświętne ubrania, wsiedli do matiza i ruszyli w stronę domu ich znajomych, który znajdował się po drugiej stronie Wisły. Minęli czerwone mury katedry i wjechali na metalowy most. Do wzgórz po przeciwnej stronie przyklejone były wille.

– Wiesz, jak jechać? – zapytała Alina, wyglądając przez okno.

– Chyba tak. Ulica Jagodowa?

– Aha.

– Mamo, a Ania będzie w domu? – odezwał się Krzyś.

– Tak, kochanie. Ma być.

– A możemy się pobawić?

– Oczywiście. Dawno jej nie widziałeś, prawda? – Pokiwała głową ze zrozumieniem.

– No tak.

Zjechali z mostu i znaleźli się na ulicy z pięknymi willami, wokół których roztaczało się mnóstwo zieleni.

– Patrz, to musi być ten dom. Jagodowa 20. – Alina wskazała palcem w kierunku budynku z czarną tabliczką.

– Skoro tak twierdzisz. – Tomek wzruszył ramionami i zatrzymał samochód.

Kobieta poczuła dreszcz emocji; zupełnie nowe otoczenie i nowy człowiek, który zaraz ich powita. Przy furtce pojawili się Ewa z Waldkiem, Ania i duży pies. Mąż koleżanki był wysoki, miał siwe, kręcone włosy. Uśmiechał się jakby trochę zakłopotany.

– Dzień dobry! – zawołali chórem.

– Dzień dobry!

Przeszli ceremonię powitalną, a potem wkroczyli do środka. Krzyś pobiegł z Anią do jej pokoju, a oni zostali zaproszeni do ogrodu. W narożniku znajdowała się specjalna altana dla gości. Na drewnianych belkach rozstawione były lampiony. Na stole stało mnóstwo półmisków z przekąskami. Królowały sałatki i wędliny. Goście wręczyli kwiaty i wino, które od razu powędrowało na zastawiony stół.

– Siadajcie, proszę. – Waldek wskazał gościom ratanową kanapę. – Mam nadzieję, że nie zmarzniemy.

– Tu jest pięknie. – Alina pożerała wzrokiem każdy element ogrodu. – Za żadne skarby nie dam się zaciągnąć do domu.

Gospodarz uśmiechnął się zadowolony.

– Ja też lubię spotkania na świeżym powietrzu. Słyszałem, że piszesz kryminały – zwrócił się do Tomka.

– No tak, pewnie to trochę dziwna profesja jak dla ciebie. – Mąż Aliny uśmiechnął się lekko zawstydzony.

– Nie, absolutnie nie. W szkole średniej zaczytywałem się w kryminałach. Teraz brakuje mi na to czasu, ale podziwiam osoby, które piszą. Kiedyś nawet zastanawialiśmy się z kolegą na dyżurze, jak by to było napisać książkę i kolega stwierdził, że pierwsze zdanie jego powieści na pewno brzmiałoby: „Ogary poszły w las”…

Wybuchnęli śmiechem. Waldek okazał się bardzo bezpośrednim i elokwentnym człowiekiem, chociaż Alinę trochę onieśmielał. Trudno jej było wyobrazić sobie, że zwraca się do niego po imieniu na oddziale, na którym jest ordynatorem.

Usłyszeli dzwonek i Waldek z Ewą pobiegli do furtki otworzyć. Po chwili na podwórku pojawili się Gabi oraz Jean-Pierre. Gabi miała nowy, miedziany kolor włosów, który połyskiwał w świetle lampionów. Miała na sobie piękną zieloną sukienkę i buty na wysokim obcasie. Jean-Pierre włożył z tej okazji niebieską lnianą marynarkę.

– Cześć – przywitał się.

– Ale tu pięknie! – wykrzyknęła Gabi. – Ten ogród jest bajkowy. – Spojrzała z podziwem na oczko wodne i rośliny, które się w nim pyszniły.

– Staramy się, jak możemy, żeby wyglądał pięknie. – Waldek wskazał na Ewę.

– No chyba ja się staram, bo ty biegasz z jednej pracy do drugiej – odpowiedziała mu żona z lekkim wyrzutem.

Waldek pocałował ją w policzek i wyszeptał do ucha:

– Dzisiaj to nadrobię, obiecuję.

Nalał wino do kieliszków i wznieśli toast za spotkanie.

– A ty, Waldku, jesteś stąd? – zapytała niespodziewanie Gabi.

– Nie, ja pochodzę z Augustowa.

– Naprawdę? – Zabrzmiało to bardzo egzotycznie, prawie tak jak Tuluza Jean-Pierra.

– A gdzie to być? – zapytał od razu Francuz.

– Nie być tylko jest – poprawiła go Gabi.

– Widzicie, ona mi dokuczać. – Rozłożył ręce. – Czy to ważny? I tak wszyscy zrozumieli. – Rozejrzał się, szukając wsparcia.

– No jasne. – Waldek się uśmiechnął. – I tak bardzo ładnie mówisz po polsku. Dużo lepiej niż ja po francusku.

– No widzisz. – Jean zganił Gabi.

– Augustów leży na północnym-wschodzie Polski, nazwano go tak na cześć króla Augusta Poniatowskiego. – Waldek wrócił do pytania gościa. – Piękne, małe miasteczko. Wokół jeziora, lasy. Raj na ziemi. Tam pływałem żaglówką, jeździłem na łyżwach. Stare dzieje. Czasami za tym tęsknię. A wy żeglujecie? – zapytał niespodziewanie.

Alina się wzdrygnęła. Przypomniały jej się wczasy pod żaglami z Markiem. Tydzień deszczu na Mazurach. Nuda i ciągłe kłótnie.

– Ja pochodzę z Iławy i też kiedyś pływałem na Cadetach. Chętnie bym do tego wrócił – oznajmił rozmarzonym głosem Tomek.

Alina uniosła brwi. O tym jeszcze nie wspominał. Czyżby była to jakaś zapomniana karta z dzieciństwa? Za to Waldek uśmiechnął się od ucha do ucha. No tak, wspólny konik. Zaczął opowiadać o planach zakupu jachtu i Tomek był już jego. Wymianie doświadczeń i przywoływaniu żeglarskich wspomnień nie było końca.

Wkrótce zaczęli degustację potraw. Były pyszne – szynka parmeńska z melonem, tatar, sałatki. Waldek rozpalił grill i upiekł szaszłyki z polędwicy wieprzowej. Dwoił się przy tym i troił, ocierając pot z czoła. Alina była zaskoczona, że z niego taki wspaniały gospodarz.

– Słuchajcie, jak kupię jacht, zapraszam was na wspólny rejs – oznajmił nagle.

Ewa uniosła oczy ku niebu. Pomysł z żeglowaniem chyba nie bardzo jej się spodobał.

– Powiedz tylko, kiedy znajdziesz czas na pływanie między szpitalem, gabinetem i przychodnią? – Pozwoliła sobie na ironię.

– Kochanie, na pasje trzeba mieć czas, prawda? – Uśmiechnął się i pogładził ją po ręce.

– No pewnie. – Wszyscy mu przyklasnęli, a Tomek zaczął już nawet ustalać termin pierwszej wyprawy.

– Słuchaj, a masz patent żeglarski? – zapytał po chwili.

– No nie.

– A ja niedawno zrobiłem. Teraz właśnie zaczyna się nowy kurs.

– To się zapiszę. Brakuje mi tylko papierka, bo umiejętności mam.

Alina była zaskoczona, że ci dwaj tak dobrze się dogadują. Jak starzy znajomi. Nietrudno było zauważyć, że nadają na tych samych falach.

– Oglądaliście film Bogowie? – zapytała Gabrysia, zmieniając temat.

– Oj tak. – Ewa pokiwała głową. – Fantastyczny, prawda?

– No tak. A ty, Waldku, czujesz się Bogiem? – Gabi zwróciła się do nowego znajomego.

– Co to, to nie. Inna specjalizacja niż Religi – roześmiał się.

– Dobra, dobra, ale niektórzy z was czują się Bogami.

– Ja jestem inny – odpowiedział Waldek niemal bezgłośnie.

Wieczór był ciepły i nastrojowy. Siedzieli prawie do dwunastej. Krzyś zasnął w pokoju Ani i na koniec imprezy trzeba go było przenieść do samochodu. Pożegnali się i Alina siadła za kółkiem.

– No i jak wrażenia? – zapytała Tomka.

– Wiesz, to fantastyczny facet. Czułem się, jakbym znał go od lat. W ogóle się tego nie spodziewałem.

– Cieszę się, że przypadliście sobie do gustu.

– Ciekaw jestem tylko, czy mówił serio o tym patencie. Gdyby go zrobił, może udałoby nam się razem popływać. – Rozmarzył się.

Przejechali przez cudacznie podświetlony most. Zielone girlandy wyglądały jak łańcuchy na choince. Bił od nich kicz. Potem minęli muzeum diecezjalne i katedrę. Tutaj oświetlenie było piękne i nastrojowe. Po kilku minutach dotarli do domu. Położyli Krzysia do łóżka i sami też poszli spać.

W poniedziałek Alina pobiegła do pracy. Jeszcze żyły w niej wspomnienia z soboty. Nie mogła się doczekać, kiedy porozmawia o tym z Ewą. Weszła do siedziby wydawnictwa, ale koleżanki jeszcze nie było.

Pomaszerowała do swojego pokoju i usiadła przy komputerze. Otworzyła plik z tekstem o jodze. Z przyjemnością zaczęła czytać i poprawiać kolejny rozdział. Ta książka zarażała optymizmem i dodawała wiary we własne siły. Muszę koniecznie poszukać jakiegoś nauczyciela jogi i to jak najszybciej – pomyślała.

Usłyszała, że do biura wchodzi Ewa, i wybiegła jej na powitanie. Koleżanka była jak zwykle elegancka i pełna energii.

– O, cześć, już pracujesz? – zapytała na wstępie.

– Tak, ta książka jest jak narkotyk. Nie mogę się od niej oderwać. Słuchaj, chciałabym jeszcze raz podziękować ci za przyjęcie. Do tej pory jestem pod wrażeniem.

– To ja wam dziękuję. Waldek w końcu wrzucił trochę na luz, a nie tylko praca, praca i praca. Wyobraź sobie, że ma się dziś zapisać na kurs żeglarski i rozgląda się za łodzią.

Alinie wypadł długopis z ręki.

– Naprawdę? Nie sądziłam, że mówił poważnie.

– U niego wszystko dzieje się bardzo szybko.

Uniosła oczy.

– Ty chyba nie jesteś z tego powodu szczęśliwa?

– W pierwszej chwili nie byłam, ale teraz myślę, że może trochę odciągnie go to od pracy, więc się zgodziłam. Nasi faceci będą mieli wspólne hobby, to chyba też nieźle, co?

– Tak, tylko ja mam uraz do żagli. Tydzień deszczu z Markiem na Mazurach zrobił swoje. No, ale pożyjemy, zobaczymy. Przepraszam cię, ale muszę działać, bo książka sama się nie skończy.

– Tak, tak, masz rację.

Alina wróciła do siebie i pochyliła się nad maszynopisem. Z przyjemnością poprawiała kolejne strony, kiedy nagle na wyświetlaczu telefonu zamrugał numer Tomka. Dziwne, nigdy o tej porze do mnie nie dzwonił. Musiało wydarzyć się coś ważnego.

– Cześć, kochanie – powiedział przymilnym tonem.

– No cześć. Coś się stało? – zapytała z niepokojem.

– Nie, tylko dzwoniłem do kolegi z Borów Tucholskich i wiesz… ma na zbyciu łódkę z kabiną; nazywa się „El Bimbo”. Łódka, nie kolega.

– Jak się nazywa? – roześmiała się.

– Nieważne. Mam trochę zaskórniaków i pomyślałem, że ją kupię.

Nagle ze świata jogi i asan Alina przeniosła się do świata łodzi i żagli, deszczu i Mazur.

– Tak nagle, bez zastanowienia? A gdzie będziesz ją trzymał? – wypaliła nieco za ostro.

– O to się nie martw. Czyli zgadzasz się, tak?

– Kochanie, wiesz, co myślę o żaglach, ale z drugiej strony to twoje pieniądze, więc moja zgoda nie jest ci chyba potrzebna, prawda?

– No, ale wolałbym…

– No dobrze, więc się zgadzam – westchnęła głęboko i odłożyła słuchawkę.

Kompletnie ją zaskoczył i zrobił mętlik w głowie. Nie umiała nawet określić, dlaczego się zgodziła – bo tak wypadało, chciała mu zrobić przyjemność, czy po prostu nie umiała odmówić i zadecydował przypadek? Nie była pewna, czy jest w stanie polubić żagle. Na razie czuła jedynie niechęć i strach. Jeśli Tomek będzie większość wolnego czasu spędzał, żeglując, ich małżeństwo na tym ucierpi. Ewa wyskoczyła do urzędu i Alina nie miała z kim podzielić się obawami. Trudno jej było skupić się na poprawianiu książki, kiedy podejmowane były tak ważne decyzje. Niestety, bez jej znaczącego udziału. Wpadła na pomysł, żeby zadzwonić do Gabi, która pewnie siedziała teraz w domu nad tłumaczeniem książki z francuskiego.

– Cześć, nie przeszkadzam? – przywitała przyjaciółkę.

– Nie, oderwę się choć na chwilę od tych czarnych liter. – Kobieta westchnęła znacząco.

– Co u was?

– No cóż, wyobraź sobie, że mój Jasiu chce prowadzić firmę w Polsce. Zakłada francuską restaurację, tutaj, w Powężu.

– Naprawdę? To fantastycznie! – Alina nie kryła radości.

– Nie wiem. To pochłania bardzo dużo czasu i pieniędzy. Boję się, że to nas zje.

– No ale zawsze marzyłaś o przytulnej knajpce z artystycznym klimatem. – Przypomniała jej.

– Właściwie tak, nie wiem tylko, czy znajdę na to czas. Klementynie ten pomysł chyba też nie przypadł do gustu. Jest jakaś niespokojna, straciła apetyt. Właśnie siedzi na moich kolanach i nie odstępuje mnie na krok.

Klementyna była rudobrązową kotką, którą Krzyś uwielbiał.

– Pomożemy ci. A koty zawsze spadają na cztery łapy, więc spokojnie! – Alina próbowała uspokoić przyjaciółkę.

– A co u ciebie? – zapytała Gabi.

– Tomek właśnie zadzwonił do mnie z wiadomością, że kupuje łódź, jakieś tam „Bimbo”. Oczywiście okazja.

Gabi się roześmiała.

– Skutki uboczne spotkania z Waldkiem?

– No tak i teraz będziemy się „bimbać”, bo ja się głupia zgodziłam i bardzo żałuję.

– Żałujesz?

– Po pierwsze, znasz mój stosunek do żagli. Po drugie, powinnam najpierw się z tym „przespać”, a ja bez namysłu powiedziałam „tak”.

Widocznie tak miało być. Myślałam, że skończyłaś już z rolą „zamartwiaczki”.

– Też tak myślałam, ale dzisiaj na chwilę do niej wróciłam. No, ale koniec z tym. Jak tam książka Gitty?

– Pomaga lepiej zrozumieć Rozmowy z Aniołami.

– Już nie mogę się doczekać, kiedy ją przeczytam.

– Jestem w połowie drogi.

– W takim razie nie przeszkadzam. Pozdrów Jasia i powiedz mu, że już szykuję francuską kreację na otwarcie lokalu.

– Dobrze. A ja szukam sztormiaka – stwierdziła przekornie Gabi.

Alina resztę czasu poświęciła już w całości książce. Po pracy wskoczyła do samochodu i ruszyła po Krzysia. Przy głównej trasie zobaczyła ogromną reklamę: „Najlepsza szkoła w całym regionie”. Kiedyś w niej pracowała. Uśmiechnęła się pod nosem. Cóż, muszą się intensywnie reklamować, skoro poziom jest tak niski. Wróciła myślami do pożegnania, jakie zgotowano jej i Gabi. Żadnej klasy, zero polotu. Czegóż jednak wymagać od prowincjonalnej szkółki i jej dyrekcji? Na co dzień w ogóle nie myślała o tym maglu. Była szczęśliwa, żyjąc bez intryg i plotek. Ale dość o tym – odgoniła nieprzyjemne wspomnienia. Teraz może w końcu żyć po swojemu i nie ma sensu do tego wracać, nawet w myślach. Wjechała na duży parking przed szkołą syna, na którym panował spory tłok. Samochody stały jeden przy drugim. Znalazła wolne miejsce przy wejściu. Zauważyła, że Krzyś wychodzi właśnie ze szkoły, więc mu pomachała. Chłopiec podbiegł do samochodu i wskoczył na przednie siedzenie.

– Mamo, wiesz, co się stało? – zapytał rozpromieniony.

Alina uniosła brwi. Do tej pory mówił jedynie, że szkoła mu się podoba, ale ma dużo lekcji i jest ciągle zmęczony.

– Nareszcie mam przyjaciela. Takiego jak Remek!

– Naprawdę? – Nie kryła zaskoczenia. Remek był jego kolegą z przedszkola, ale wyprowadził się do Warszawy. Krzyś bardzo nad tym ubolewał.

– Tak – przytaknął z uśmiechem.

– A jak ma na imię?

– Marcin. Dzisiaj nie było Marka i usiedliśmy razem, i on jest taki dowcipny i wesoły jak Remek, tylko mniej rozrabia – opowiadał z przejęciem.

– Mhm. – Alina pokiwała głową.

Przypomniały jej się wyczyny z Remkiem w przedszkolu i przeszedł ją dreszcz. Przyjaciel jej syna był niesłychanym rozrabiaką i niestety wciągał w te zabawy Krzysia. Ciekawe, co to za nowy kolega? – Jej myśli pobiegły w kierunku chłopca, o którym wspomniał jej syn.

– A co byś powiedział na to, żebyśmy zaprosili Marcina do nas? – zaproponowała. – Chętnie też go poznam.

– Tak, tak, zaprośmy! – Krzyś aż podskoczył z radości.

– W takim razie postaram się zdobyć numer do jego mamy i się umówimy.

– Hurra!

– Słuchaj, wujka dziś po południu nie będzie, bo pojechał w Bory Tucholskie.

Zbliżali się już do domu.

– W Bory?

– Potem ci wszystko wyjaśnię.

– Dobra. – Pokiwał głową z zadowoleniem.

Wjechali na podwórko i wysiedli z samochodu. Był środek października, ale słońce nadal grzało intensywnie. Bluszcz na płotach i na domu mienił się różnymi odcieniami czerwieni, a brzoza skąpała się w żółci i zieleni. Alina zawsze o tej porze roku marzyła o tym, by malować i zatrzymać owo piękno na dłużej. Była to jej niespełniona tęsknota za czymś wielkim i nieprzeniknionym.

Weszli do domu. Zdjęli kurtki i buty. Nie tracąc za dużo czasu, zjedli przygotowany wcześniej obiad i ruszyli na spacer do lasu.

– Do jakich borów pojechał wujek? – spytał w końcu Krzyś.

– W Bory Tucholskie. Jest tam dużo lasów i jezior. Pojechał, bo ma zamiar kupić łódź – wyjaśniała Alina.

– I będziemy pływać? – zainteresował się Krzyś.

– Pewnie tak – westchnęła, wzruszając ramionami.

Nadal trudno jej było wykrzesać choć odrobinę entuzjazmu dla tego przedsięwzięcia.

– Patrz, jaki piękny muchomor – powiedziała głośno, aby odwrócić uwagę Krzysia od żagli i łodzi.

Pomiędzy brzozami, z piasku, wystawał mały, nieco wyblakły, kapelusz muchomora. Był równie urodziwy co borowik albo koźlarz. Krzyś przystanął i pochylił się na grzybkiem, który chował się między gałązkami wrzosów.

– Pani kazała nam zebrać jesienne liście – odezwał się od niechcenia.

– Tak? A co będziecie robić? – zapytała Alina.

– Chyba jakieś wyklejanki.

– No to poszukajmy. – Kobieta szczerze zapaliła się do tego zadania.

W pobliżu rósł złocisty klon. Krzyś zaczął zbierać najpiękniejsze liście. Alina mu pomagała, ale cały czas rozmyślała o Tomku. O tym, kiedy wróci i o głupim pomyśle z łodzią. Z zamyślenia wyrwał ją głos Krzysia.

– Mamo, wracajmy już. Nogi mnie bolą.

– No dobrze – zgodziła się. Poczuła, że robi się coraz chłodniej, więc włożyła ręce do kieszeni, by trochę je ogrzać.

Pomaszerowali szybkim krokiem w stronę domu. Alina otworzyła drzwi i od razu przeszli do kuchni. Krzyś miał czerwone policzki i zgrabiałe ręce, więc kobieta zaparzyła mu rozgrzewającą malinową herbatkę. Chłopiec rozłożył wszystkie liście na stole, by móc podziwiać ich kolory i fakturę. Nagle usłyszeli odgłos samochodu na podjeździe. Krzyś podbiegł do okna.

– To wujek! – wykrzyknął rozradowany.

Po chwili w drzwiach pojawił się Tomek. Uśmiechał się szeroko. W jednej ręce trzymał bukiet kwiatów, a w drugiej małą paczuszkę.

– A cóż to za okazja? – zapytała Alina, kiedy wręczał im prezenty.

– Może zaprosisz mnie do środka? Chętnie wam o wszystkim opowiem.

– No chodź już, chodź, wędrowcze – roześmiała się.

– Wujku, dziękuję! – wykrzyknął Krzyś, biorąc do ręki pudełeczko z klockami Lego.

– Jesteś głodny? – Alina skierowała się w stronę lodówki.

– Nie, ale chętnie napiję się wina, bo jest ku temu okazja.

Kobieta przygotowała przekąski i usiedli razem przy stole. Tomek otworzył butelkę i rozlał wino do kieliszków. Krzyś dostał sok.

– Otóż… – zawiesił teatralnie głos – kupiłem łódź i trzeba to uczcić!

Alina zrobiła dziwną minę.

– Nie cieszysz się? – zapytał.

– Na razie mam mieszane uczucia, ale wiem, że ty jesteś szczęśliwy, więc wznieśmy toast: „za twoją łódź”! – westchnęła głęboko.

– Ależ to będzie nasza łódź! – zaoponował nieco urażonym tonem.

– No dobrze, więc za naszą. – Wzruszyła ramionami.

– Wujku, a gdzie ona jest? Ta łódź? – dopytywał Krzyś.

– Wkrótce przyjedzie i ją zobaczysz. Nie jest duża, ale ma kabinę, więc będziemy mogli w niej spać. Na razie będzie stała na działce.

– Wujku, a nauczysz mnie żeglować?

– Oczywiście, że tak. To nie jest takie trudne, jak się wydaje.

– Krzysiu jest chyba na to za mały – zaprotestowała Alina.

– Wszystko w swoim czasie, ale żeglarze muszą też dobrze pływać, więc zajęcia na basenie są obowiązkowe. A co z twoim patentem kochanie? – zwrócił się do żony.

– Nie mam patentu.

– Ale kiedy zrobisz?

– Nie wiem. Najpierw namawiałeś mnie do pisania, teraz do pływania. Cały czas mnie do czegoś zmuszasz…

– Jestem twoim trenerem personalnym, albo raczej coachem. Chyba tak się to teraz nazywa?

Alina roześmiała się i spojrzała na zegar na ścianie. Wskazywał ósmą.

– Krzysiu: kąpiel, zęby, czytanie i spanie.

– A klocki?

– Jutro po szkole, bo rano nie wstaniesz.

Chłopiec podniósł się z krzesła i ociągając się, pomaszerował do góry. Usłyszeli szum wody dochodzący z łazienki. Potem Alina pobiegła na piętro, żeby poczytać synowi Dzieci z Bullerbyn. Lektura sprawiała radość i jej, i jemu. Gdy Krzyś zasnął, poszła do sypialni i razem z Tomkiem wskoczyli do łóżka. Wszelkie dąsy minęły dość szybko, bo seks z mężem nadal był wyborny. Bawili się sobą przez długi czas i w końcu spoczęli obok siebie z błogimi uśmiechami na ustach, ciężko oddychając.

– Kocham cię – wyszeptał Tomek.

– Ja ciebie też – odpowiedziała, wtulając się w jego ciało.

Leżeli tak chwilę, rozkoszując się swoją obecnością.

– Powiedz, dlaczego nie lubisz żeglarstwa? – Tomek przerwał ciszę.

– Mam po prostu złe wspomnienia z wyprawy na Mazury z Markiem, a poza tym to jest bardzo czasochłonne. Boję się, że już nie będziemy się widywać.

– Planuję pływać z tobą i Krzysiem. Może wciągniemy w to Gabi i Jasia, Waldek z Ewą już są wciągnięci.

Alina się roześmiała.

– Dzwoniłem nawet do Waldka i stwierdził, że teraz on też musi kupić łódź i od przyszłego sezonu zaczynamy wspólne wyprawy. Wiem nawet dokąd.

Kobieta uniosła się na łokciu i spojrzała mu głęboko w oczy.

– Zamieniam się w słuch. – Zastygła w oczekiwaniu.

– Na Jeziorak. Mówi ci to coś?

– Pierwsze słyszę.

– To najdłuższe i najpiękniejsze jezioro w Polsce.

No cóż, najwyraźniej jej ukochamy zaplanował wszystko ze szczegółami. Przypominało jej to czasy z Markiem, kiedy nie miała nic do powiedzenia, tylko podążała ślepo za wyborami swojego mężczyzny. Na szczęście teraz jest już inną osobą i nie pozwoli Tomkowi na wszystko. A przynajmniej z taką myślą zapadła w sen.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: