Różowy trójkąt - ebook
Różowy trójkąt - ebook
Opowieść o losie homoseksualistów w III Rzeszy na bazie rozmów z Rudolfem Brazdą - ostatnim żyjącym więźniem obozów koncentracyjnych skazanym z nazistowskiego paragrafu 175.
Po przejęciu władzy przez narodowych socjalistów swobodne, nieskrępowane życie osób ze środowisk homoseksualnych nie było już możliwe: wkrótce zaczęło się prześladowanie, jednak Rudolf Brazda i krąg jego przyjaciół nie dali się zastraszyć. Jeszcze do 1937 r. pędzili życie relatywnie jawne, wkrótce także oni dostali się w tryby machiny prześladowań hitlerowców. Podzielił on los tysięcy homoseksualistów żyjących w III Rzeszy i wywieziono go do niemieckiego obozu zagłady - Buchenwaldu, gdzie prawie trzy lata przeżywał niewyobrażalną zgrozę nazistowskiego terroru.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16543-4 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SŁOWO WSTĘPNE
Rudolf Brazda był szczęściarzem. Szczęście nie opuściło go nawet w okresie nazistowskich prześladowań, choć wiele razy otarł się o śmierć.
Kiedy do władzy w Niemczech doszli narodowi socjaliści, w kraju skończyło się swobodne, nieskrępowane życie i wkrótce zaczęły się prześladowania homoseksualistów. Ale Rudolf Brazda i krąg jego przyjaciół nie dali się zastraszyć. Aż do 1937 r. nie kryli się ze swoją orientacją seksualną. Potem oni także dostali się w tryby machiny prześladowań. Rudolfa wywieziono do obozu koncentracyjnego Buchenwald, gdzie przez prawie trzy lata przeżywał niewyobrażalną grozę nazistowskiego terroru.
Prawdopodobnie jest on ostatnim żyjącym homoseksualistą, który zgodził się opowiedzieć o tragicznym losie gejów w III Rzeszy. Po 1945 r. wiele osób wstydziło się przyznać do swojej odmiennej orientacji seksualnej i mówić o traumatycznych przeżyciach okresu wojny, tym bardziej że upadek narodowego socjalizmu wcale nie przyniósł im pełnej wolności. Wprawdzie nie musieli się już bać o życie, ale w młodej Republice Federalnej też nie było dla nich klimatu tolerancji. Homoseksualizm nadal potępiano i ścigano sądownie. Aż do 1969 r. przetrwał bez zmian sformułowany przez nazistów skrajnie represyjny w brzmieniu i wykładni paragraf 175, na którego podstawie co roku skazywano kilka tysięcy mężczyzn. Ich rehabilitacja wciąż jeszcze nie nastąpiła. Choć w 2002 r. Bundestag unieważnił wyroki z lat 1935–1945, a państwo niemieckie wzniosło na obrzeżach dzielnicy rządowej pomnik ku czci prześladowanych przez nazizm homoseksualistów, orzeczenia wydane po 1945 r. ciągle pozostają w mocy. Ich anulowanie byłoby sygnałem dla skazanych, że uznaje się ich krzywdę, i bynajmniej nie oznaczałoby utraty twarzy demokratycznego państwa prawa, lecz wprost przeciwnie: przyniosłoby zaszczyt Republice Federalnej Niemiec.
Z Rudolfem Brazdą spotkaliśmy się pod tym pomnikiem w czerwcu 2008 r. Poznałem wtedy człowieka o imponującej osobowości, pełnego uroku i werwy. Jego niemal powieściowy życiorys, udokumentowany w tej książce, jest przykładem prześladowań, na które byli narażeni homoseksualiści za czasów nazizmu, ale także skutecznej walki o wolne, niezależne i szczęśliwe życie. Niech biografia Rudolfa Brazdy autorstwa Alexandra Zinna znajdzie wielu czytelników i wiele czytelniczek!
_Klaus Wowereit,_
_burmistrz Berlina w latach 2001–2014_KURTYNA W GÓRĘ DLA RUDOLFA BRAZDY!
KURTYNA W GÓRĘ DLA RUDOLFA BRAZDY!
_Zawsze miałem dużo szczęścia._
_Prawdopodobnie dlatego, że jestem wyrozumiały_
_i choć widzę, ile złości noszą w sobie inni,_
_przymykam na to oczy._
_Rudolf Brazda, 4 grudnia 2008_
Nieśmiało i z zakłopotaniem patrzy w kamerę. Drobny, kruchy mężczyzna z rzadkimi śnieżnobiałymi włosami potarganymi przez wiatr. Ma na sobie czarne spodnie i fioletową koszulę, na palcu prawej ręki pierścień z bursztynem, w lewej dłoni trzyma różę. Sprawia wrażenie niepewnego. Obok niego stoi wyższy o dwie głowy Klaus Wowereit, urzędujący burmistrz Berlina. Burmistrz głaszcze starszego pana po zmierzwionych włosach, a wtedy przez twarz Brazdy przemyka uśmiech i mężczyzna się rozluźnia. Trzaskają aparaty, fotografowie wykrzykują wskazówki, a Rudolf zaczyna się z nimi bawić. Kokieteryjnie macha różą, drepcze dookoła, żartuje z Wowereitem, uśmiecha się szelmowsko do obiektywów. To jego dzień. Dziś cały świat stał się jego publicznością.
Jest 27 czerwca 2008 r. Rudolf Brazda, chyba ostatni z żyjących świadków epoki¹, w której homoseksualistów osadzano w obozach koncentracyjnych, ogląda odsłonięty cztery tygodnie temu pomnik upamiętniający ofiary prześladowań w III Rzeszy. O jego zbliżającym się odsłonięciu dowiedział się z telewizji. Natychmiast podjął decyzję: Muszę tam jechać, muszę tam być.
Zwrócił się o pomoc do swojej siostrzenicy Elviry. Na jego usilne prośby obdzwoniła ona połowę Berlina, aż w końcu dotarła do Związku Lesbijek i Gejów. Rozmawiając z nią, myślałem, że się przesłyszałem: jej wujek z powodu homoseksualności przebywał trzy lata w Buchenwaldzie, a teraz koniecznie chce przyjechać na odsłonięcie pomnika! To była sensacyjna wiadomość, od lat bowiem przyjmowano, że nie żyje już żaden homoseksualista, który osobiście doświadczył nazistowskiego terroru.
Na odsłonięcie pomnika w dzień po telefonie Elviry nie zdołaliśmy sprowadzić Rudolfa Brazdy do Berlina, ale przybył on cztery tygodnie później, na Christopher Street Day². Wcześniej odwiedziłem go w jego obecnym miejscu zamieszkania we Francji. Przed tym pierwszym spotkaniem miałem dużą tremę. Niepotrzebnie, bo 95-latek okazał się niezwykle uroczym, dowcipnym człowiekiem, otwartym i pełnym optymizmu. Mimo ogromu cierpienia, którego zaznał, powiedział wówczas: „Zawsze miałem szczęście”. I w przeciwieństwie do wielu towarzyszy niedoli, gotów był opowiedzieć o swoich losach.
Oczywiste wydało mi się utrwalenie jego historii w książkowej biografii. A on był tym pomysłem zachwycony. Udzielił mi licznych wywiadów, razem odwiedziliśmy miejsca jego młodości i prześladowań. Pamięć starego człowieka okazała się ostra i precyzyjna, a opowieści tak obrazowe, że przeszłość często jawiła się jak na wyciągnięcie ręki. Wracając wspomnieniami do tych wszystkich okropności, Brazda zawsze zachowywał zdrową dawkę humoru, co czyniło je znośniejszymi.
Ta książka opiera się jednak nie tylko na wspomnieniach Rudolfa Brazdy, ale także na zachowanej dokumentacji, w dwóch archiwach bowiem znalazłem obfity materiał z nazistowskich postępowań sądowych. Ponieważ Brazda żył z mężczyzną, dwukrotnie został skazany na więzienie z powodu „perwersyjnego nierządu” na podstawie paragrafu 175 Kodeksu karnego Rzeszy (RStGB). Gdy naziści przejęli władzę, miał on 20 lat i akurat przeżył swój _coming out_: w 1933 r. poznał 19-letniego Wernera. Dla obu była to miłość od pierwszego wejrzenia. Odtąd mieszkali razem w Meuselwitz, miasteczku w Turyngii, nie kryjąc się ze swoją homoseksualnością. Na spacerach trzymali się za rękę, mieli nawet odwagę wymieniać publicznie pocałunki. Szczęśliwe lata skończyły się nagle, gdy wiosną 1937 r. w pobliskim Altenburgu doszło do bezprzykładnej fali aresztowań. Postawiono przed sądem 44 gejów, wśród nich Brazdę. Odsiedział sześć miesięcy w więzieniu, po czym wydalono go z Niemiec (jego rodzice byli czeskimi imigrantami). Pojechał do Karlowych Warów, powszechnie zwanych wtedy Karlsbadem, gdzie utrzymywał się, naśladując Josephine Baker oraz wędrując po kraju z żydowską trupą teatralną. Ale i tutaj dopadli go naziści. Po aneksji Kraju Sudetów ponownie skazano go w 1941 r., a w sierpniu 1942 r. wywieziono do obozu koncentracyjnego Buchenwald.
Losy Rudolfa Brazdy są wstrząsające, ale i niezwykłe. Dzięki swojemu optymizmowi, poczuciu humoru i urokowi, którymi szybko ujmuje innych, zdołał przetrwać prześladowania i terror, a potem wyprzeć wszystkie te potworności. W III Rzeszy prowadził zdumiewająco śmiałe, jawnie homoseksualne życie i w przeciwieństwie do innych osób tej orientacji, nie dał się zastraszyć. Nigdy się nie ukrywał i – pomijając przesłuchania policji kryminalnej – nigdy nie zaprzeczał swojej homoseksualności. Ta godna podziwu pewność siebie pomogła mu też przeżyć dwa lata więzienia i prawie trzy obozu koncentracyjnego.
Historia Brazdy jest przykładem losu tysięcy homoseksualistów, którzy po 1935 r. zostali skazani na mocy zaostrzonego przez nazistów paragrafu 175, a potem wywiezieni do obozu koncentracyjnego. W Buchenwaldzie i Sachsenhausen znalazło się sześciu³ spośród 44 mężczyzn osądzonych w procesach altenburskich. Oprócz Brazdy obóz przeżył tylko jeden z nich, ale był tak wycieńczony, że zmarł wkrótce po wyzwoleniu, w lutym 1946 r. Dwóch innych altenburskich homoseksualistów już w 1937 r. popełniło samobójstwo. Pozostałych wykończyła służba w oddziałach straceńczych Wehrmachtu. A spośród tych, którzy przetrwali terror i wojnę, wielu nie cieszyło się już z życia, bo po 1945 r. nadal ich szykanowano, stygmatyzowano i karano. Często ukrywali, że są homoseksualistami. Prześladowani, osamotnieni i zgorzkniali, umierali o wiele za młodo.
Życie Rudolfa Brazdy potoczyło się inaczej. Po odzyskaniu wolności wyjechał on do Francji, gdzie homoseksualizm nie był karalny. Zbudował sobie nową egzystencję i w końcu znalazł partnera, z którym spędził 50 lat. Odszkodowania za pobyt w obozie nie otrzymał.
Jego życiorys jest symboliczny dla całej grupy społecznej, lekceważonej przez prawie pół wieku. Dopiero od końca lat 80. XX w. powoli zaczął docierać do publicznej świadomości straszny los mężczyzn z różowym trójkątem, represjonowanych przez nazistów. Rudolf Brazda jest pierwszym homoseksualistą, który przeżył obóz koncentracyjny i którego osobiste wspomnienia wraz z materiałami archiwalnymi składają się na obszerną biografię. Pierwszą po 65 latach od zakończenia wojny!
Celem tej książki jest pokazanie warunków życia i prześladowań homoseksualistów w III Rzeszy; uczczenie ofiar represji w Altenburgu, oficjalnie napiętnowanych w prasie i więzionych miesiącami, a nawet latami; wydobycie z zapomnienia i zrehabilitowanie tych wszystkich, którzy dostali się w tryby nazistowskiej machiny zniszczenia. Aby stało się zadość życzeniu Rudolfa Brazdy i nigdy już nie podnieśli się „te dranie, ta banda nazistów”.
_Alexander Zinn, 12 stycznia 2011_ROZLICZENIE PRZEŚLADOWAŃ HOMOSEKSUALNYCH MĘŻCZYZN PRZEZ NAZISTÓW
ROZLICZENIE PRZEŚLADOWAŃ HOMOSEKSUALNYCH MĘŻCZYZN PRZEZ NAZISTÓW
Jak dotąd, kwestia prześladowania homoseksualnych mężczyzn przez nazistów została opracowana tylko fragmentarycznie. Dotyczy to zwłaszcza losu poszczególnych osób. Mało jest świadectw ich represji, ponieważ wielu z nich nie mogło albo nie chciało mówić o swoich przeżyciach. Ponadto aż do końca lat 60. homoseksualizm w Niemczech był karalny i przez długi czas osób o tej orientacji seksualnej nie uznawano za ofiary nazizmu.
W latach 1933–1945 Centralne Biuro Rzeszy do Zwalczania Homoseksualizmu i Aborcji (Reichszentrale zur Bekämpfung der Homosexualität und Abtreibung) zarejestrowało około 100 000 homoseksualnych mężczyzn. W okresie III Rzeszy zapadło blisko 46 000 wyroków na podstawie paragrafu 175, który naziści w 1935 r. znacznie zaostrzyli⁴. Jego brzmienie pozostało niezmienione aż do 1969 r. Republika Federalna odmówiła uznania homoseksualistów za prześladowanych i przyznania im odszkodowań. Nic więc dziwnego, że nie chcieli oni publicznie opowiadać o swoich strasznych doświadczeniach. Często zachowywali milczenie nawet wobec swoich przyjaciół, rodziców i rodzeństwa. Dlatego wielu z nich nigdy nie uporało się z obozową traumą.
Środowisko historyków także nie wykazywało zainteresowania rozliczeniem nazistowskich zbrodni wobec osób homoseksualnych. Przez długi czas był to temat tabu; dopiero od kilku lat stał się poważnym przedmiotem badań. Do dziś jednak „niemieckojęzyczna historiografia daleka jest od tego, aby temat homoseksualizmu uznać za równoprawną i niezbędną część składową naukowego kanonu, zaakceptować go i zinstytucjonalizować”⁵.
Historyczne rozliczanie III Rzeszy objęło ideologię narodowosocjalistyczną i nazistowskie kierownictwo, wyjątkowe wydarzenia z lat 30., jak pożar Reichstagu, oraz drugą wojnę światową. Jeśli jednak chodzi o grupy prześladowanych, rozprawa z rasistowskim antysemityzmem i „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” przyćmiewały większość innych spraw. Homoseksualizm pojawiał się jedynie przy okazji spraw, które naziści wykorzystywali propagandowo do eliminacji przeciwników politycznych: w związku z puczem Röhma w 1934 r., podczas procesów obyczajowych przeciwko katolickim zakonnikom w latach 1936–1937 czy w sprawie Fritscha w 1938 r. Ta częściowo trafna teza, że był to pretekst do pozbywania się wrogów politycznych, przez długi czas zniekształcała postrzeganie prześladowań homoseksualistów i do dziś wpływa na interpretację procesów historycznych, wciąż daleką od prawdy. Nigdy poważnie nie brano pod uwagę, że Himmler i Tajna Policja Państwowa w homoseksualizmie upatrywali niebezpieczeństwo dla państwa co najmniej równie duże jak komunizm⁶. Badania utrudniał także brak ważnych źródeł historycznych, które albo zostały zniszczone, albo przez długi czas pozostawały niedostępne. Obszerne ponadregionalne zbiory archiwalne dotyczące prześladowania homoseksualistów, w tym akta działającego przy Biurze Policji Kryminalnej Centralnego Biura Rzeszy do Zwalczania Homoseksualizmu i Aborcji⁷, gromadzone przez Gestapo i Policję Kryminalną w Berlinie, uległy prawie całkowitemu unicestwieniu wskutek czystek SS i działań wojennych.
Inne zbiory, na przykład liczne akta z postępowań karnych na podstawie paragrafu 175 Kodeksu karnego, przepadły po wojnie. Na ogół władze sądowe nakazywały niszczyć akta, ale część dokumentacji trafiała do archiwów i powinna być przechowywana. Niestety, w praktyce wyglądało to różnie. Na przykład Archiwum Państwowe w Hamburgu jeszcze w latach 90. zniszczyło obszerny zbiór dokumentów z postępowań na podstawie paragrafów 175 i 175a w latach 1933–1945, chociaż w 1988 r. hamburski sąd nakazał, żeby wszystkie akta dotyczące mniejszości prześladowanych przez narodowy socjalizm archiwizować⁸.
A jeśli nawet źródła nie zostały zniszczone, to na ogół pozostawały zamknięte i tym samym niedostępne dla badaczy. Bywało też tak jak w Düsseldorfie, gdzie już w latach 60. Główne Archiwum Państwowe udostępniło do badań naukowych Düsseldorfer Gestapo-Akten, najobszerniejszy zasób akt w Republice Federalnej, przez opracowanie katalogu hasłowego. Ale co z tego, skoro homoseksualne ofiary nazizmu, zgodnie z obowiązującym wówczas stanem prawnym, nadal uważano za kryminalistów, a ich akta ówczesna kierowniczka archiwum, Gisela Vollmer, uznała za „politycznie nieciekawe”. Do rejestru haseł trafili tylko ci, w których przypadku chodziło o zwalczanie pod „pretekstem” (sic!) homoseksualizmu „osób politycznie niepożądanych”⁹.
Dopiero w połowie lat 70. przystąpiono do naukowego opracowywania kwestii prześladowań homoseksualistów. Podjęło go tylko kilku naukowców, przede wszystkim sami zainteresowani – reprezentanci nowego ruchu niemieckich gejów. Za podstawową pracę wciąż uchodzi opublikowany w 1977 r. przez Rüdigera Lautmanna czterdziestostronicowy artykuł na temat „różowego trójkąta w nazistowskich obozach koncentracyjnych”¹⁰. Badania Lautmanna faktycznie były przełomowe, bo on i jego koledzy po raz pierwszy uzyskali dostęp do archiwum Międzynarodowej Służby Poszukiwań w Bad Arolsen i mogli wyrywkowo wykorzystać jego dane o więźniach obozów koncentracyjnych. Na tej podstawie udało się sporządzić pierwszy względnie realistyczny szacunek liczebności grupy prześladowanych homoseksualistów. Według niego w nazistowskich obozach koncentracyjnych osadzono około 10 000 homoseksualnych mężczyzn. Ich społeczny status i szanse na przeżycie, w porównaniu z innymi grupami więźniów, były niewielkie. Lautmann ocenił ich śmiertelność na 60 procent, więźniów politycznych – na 42 procent, a badaczy Pisma Świętego – na 35 procent¹¹.
Wnioski te jednak wciąż pozostają dyskusyjne. Lautmann przyjął bowiem, że więźniów z różowym trójkątem było około 10 000, ale równie dobrze mogło ich być 5000, jak i 15 000. Ten jedyny jak dotąd – powierzchowny i niepewny – szacunek nadal pozostaje niedoprecyzowany, co najwymowniej świadczy o stanie badań nad prześladowaniem homoseksualistów przez nazizm¹².
Od czasu opublikowania studium Lautmanna ukazało się sporo publikacji na temat różnych aspektów zagadnienia, nie zawsze jednak spełniających kryteria naukowe. Ich autorami byli głównie historycy amatorzy, często z ruchu gejowskiego. Do naświetlenia problemu znacznie przyczyniły się historyczne inicjatywy środowiska LGBT, takie jak powołanie Muzeum Gejowskiego (Schwules Museum) w Berlinie. Wciąż jednak niewystarczający stan badań prowadził nieraz do dużej przesady. Na przykład w latach 70. i na początku 80. w kilku książkach szerzono skandaliczną legendę o gejowskim „homokauście” z setkami tysięcy ofiar obozów koncentracyjnych¹³. W paru publikacjach o sytuacji lesbijek pojawił się niepotwierdzony mit o homoseksualnych kobietach jako grupie prześladowanej przez nazizm.
Poważną analizę tematu „homoseksualistów pod znakiem swastyki” opublikował w 1990 r. historyk Burkhard Jellonnek¹⁴. Przedstawił w niej metody śledcze stosowane przez Gestapo wobec mężczyzn o odmiennej orientacji seksualnej oraz warunki ich życia w III Rzeszy. Potem powstały inne poważne prace naukowe, przede wszystkim dotyczące historii prześladowań homoseksualistów w konkretnych miastach i regionach oraz ich sytuacji w poszczególnych obozach koncentracyjnych¹⁵.
Aż do lat 80., wskutek trwającego prześladowania i stygmatyzacji homoseksualistów, ci, którzy przeżyli obóz, publikowali swoje wspomnienia tylko pod pseudonimami¹⁶. Później ukazywały się również krótkie portrety i wywiady z homoseksualnymi ofiarami nazizmu pod ich nazwiskami¹⁷. Międzynarodowe zainteresowanie wzbudziła wydana w 1994 r. relacja Pierre’a Seela, osadzonego w 1941 r. na sześć miesięcy w alzackim „Sicherungslager” Schirmeck-Vorbruck¹⁸. Co charakterystyczne, wszystkie opublikowane dotychczas (auto)biograficzne prace to albo wspomnienia zainteresowanych, albo portrety biograficzne powstałe wyłącznie na podstawie materiałów archiwalnych, przede wszystkim akt procesów karnych. Nie było bowiem możliwe połączenie osobistych wspomnień i materiałów archiwalnych w jedną wyczerpującą biografię.
W przypadku Rudolfa Brazdy taka możliwość pojawiła się po raz pierwszy, co pozwala nakreślić bardzo szczegółowy obraz jego sytuacji życiowej i stosowanych wobec niego środków represji. Pamięć niemal stuletniego Brazdy imponuje. Również dotyczące go źródła są wyjątkowo bogate. W dwóch archiwach znalazły się akta obu postępowań karnych przeciwko niemu. Zachowały się także dokumenty z jego pobytu w obozie koncentracyjnym Buchenwald.
Obecnie coś się jednak zmienia. Badania historyczne w wielu aspektach ruszyły naprzód, są również wyraźne postępy w kwestii rehabilitacji homoseksualnych ofiar nazizmu. W 2002 r. Bundestag uchylił wszystkie wyroki z lat 1935–1945 wydane na podstawie paragrafu 175. W Berlinie odsłonięto 27 maja 2008 r., wzniesiony przez państwo niemieckie, pomnik ku czci prześladowanych przez nazizm homoseksualistów. W listopadzie 2010 r. parlament przyjął ustawę o powołaniu fundacji, która ma wspierać zbadanie i rozliczenie prześladowań osób homoseksualnych w III Rzeszy.
Mimo to do dziś więźniowie z różowym trójkątem, zgodnie z ustawą federalną o odszkodowaniach dla ofiar nazistowskich prześladowań, nie są uznani za represjonowanych. Na indywidualne odszkodowanie i tak jest już za późno, bo oprócz Rudolfa Brazdy prawdopodobnie nie żyje nikt zainteresowany. Żyją jednak ich spadkobiercy, którzy wskutek zamordowania albo następstw pobytu w obozie koncentracyjnym brata, ojca, wuja czy innych krewnych ponieśli fizyczne bądź psychiczne szkody. Jest jeszcze druga, bardzo liczna grupa ofiar, która ma szansę, żeby uznano jej krzywdę, przyznając indywidualne odszkodowania. To kilkadziesiąt tysięcy homoseksualistów skazanych po 1945 r. przez federalne sądy niemieckie na podstawie wciąż wówczas obowiązującego paragrafu 175¹⁹. Najmłodsi są dziś już po sześćdziesiątce, ale znaczna część z nich żyje. Najwyższy czas unieważnić wydane na nich wyroki i przyznać im przynajmniej symboliczną rekompensatę.
Rehabilitacja i odszkodowania są bardzo ważne, ale najważniejsze jest zagwarantowanie osobom o odmiennej orientacji seksualnej trwałej ochrony przed prześladowaniami i dyskryminacją. Twórcy niemieckiej konstytucji zapomnieli o homoseksualistach, gdy w 1949 r. przekuwali swoje doświadczenia z III Rzeszy w ustawę zasadniczą. Wprawdzie konstytucyjna zasada równouprawnienia, sformułowana w artykule 3, ma chronić przed dyskryminacją z racji płci, pochodzenia i rasy oraz religijnych czy politycznych poglądów, lecz przez dziesiątki lat homoseksualiści byli tej ochrony pozbawieni. W 1957 r. Federalny Trybunał Konstytucyjny odrzucił skargę na paragraf 175, powołując się na genezę konstytucji: „Podczas tworzenia ustępów 2 i 3 artykułu 3 ustawy zasadniczej nie zakładano, że postanowienie to może ingerować w obowiązujące prawo karne”²⁰. Dzisiaj większość prawników wychodzi z założenia, że zasada równouprawnienia i konstytucyjny zakaz dyskryminacji chroni również gejów i lesbijki, ale tylko uzupełnienie artykułu 3 ustęp 3 o cechę seksualnej tożsamości zagwarantuje im trwałą ochronę przed prześladowaniami i dyskryminacją.ROZDZIAŁ 2. ŻYCIE OSÓB HOMOSEKSUALNYCH W MEUSELWITZ W LATACH 1933–1937
ROZDZIAŁ 2
ŻYCIE OSÓB HOMOSEKSUALNYCH W MEUSELWITZ W LATACH 1933–1937
Przejęcie władzy przez nazistów
Kiedy 30 stycznia 1933 r. władzę w Niemczech przejęli narodowi socjaliści, Rudolf Brazda miał zaledwie 20 lat i ciągle jeszcze poszukiwał swojej tożsamości płciowej. Polityczne ramy dla tego procesu samookreślenia były wyjątkowo niekorzystne, bo naziści wciąż głosili tyrady nienawiści przeciwko homoseksualistom. Mimo to wielu mężczyzn o odmiennej orientacji seksualnej miało nadzieję, że nie będzie tak źle, bo jednym z nich jest przecież szef SA Ernst Röhm, należący do czołowych działaczy partii NSDAP. Wkrótce jednak nowe władze poczyniły pierwsze kroki skierowane przeciwko tej społeczności i złudzenia prysły.
Adolf Hitler i jego partyjni towarzysze ogłosili wprost, co sądzą o homoseksualizmie, w deklaracji NSDAP z 14 maja 1928 r.: „Kto wierzy w miłość męsko-męską albo żeńsko-żeńską, jest naszym wrogiem. Odrzucamy wszystko, co odbiera męskość naszemu narodowi, co czyni z niego zabawkę dla naszych wrogów . Odrzucamy wszelki nierząd, przede wszystkim miłość męsko-męską, ponieważ pozbawia nas ostatniej możliwości uwolnienia naszego narodu z łańcuchów niewolnictwa, w których obecnie haruje ”⁶⁸.
Stanowisko to zostało sformułowane w odpowiedzi na zapytanie Związku Obrony Praw Człowieka. W homoseksualizmie i demokracji, marksizmie i kapitalizmie naziści upatrywali „wynalazki” żydostwa, które trzeba z całą bezwzględnością tępić. W 1930 r. w swoim organie „Völkischer Beobachter” zapowiadali, że po przejęciu władzy rozprawią się z homoseksualizmem: „Wszelkie złośliwe zapędy żydowskiej duszy, żeby boską ideę tworzenia przekreślać fizycznymi stosunkami ze zwierzętami, z rodzeństwem, z tą samą płcią, wkrótce prawnie napiętnujemy jako pospolite zboczenia Syryjczyków, jako najcięższe przestępstwo zasługujące na stryczek lub deportację”⁶⁹.
Trzy tygodnie po objęciu przez Hitlera urzędu kanclerza Rzeszy nowe władze przystąpiły do rozbijania środowiska homoseksualistów. Zamknięto ich lokale, wydawnictwa i czasopisma, rozwiązano stowarzyszenia. 23 lutego 1933 r. nowy pruski minister spraw wewnętrznych Hermann Göring nakazał policji zamykać zwłaszcza te lokale, „które służą za punkty kontaktowe kręgom hołdującym perwersyjnemu nierządowi”⁷⁰. W Berlinie nowy nazistowski szef policji Magnus von Levetzow wykonał to rozporządzenie w ciągu kilku dni⁷¹: już 4 marca „Berliner Tageblatt” donosił o zamknięciu większości znanych miejsc spotkań homoseksualistów⁷².
24 lutego wyszło kolejne rozporządzenie, zabraniające publicznej sprzedaży druków, które mają „budzić u oglądającego erotyczne reakcje”⁷³. Wcześniej okólnikami z 19 czerwca 1931 i 15 grudnia 1932 r. ograniczono dystrybucję pism dla osób homoseksualnych. Jedno z nich – „Die Freundschaft” (Przyjaźń) – od stycznia 1933 r. ukazywało się z adnotacją, że nie jest sprzedawane w obrocie książkowym i czasopiśmienniczym, a numer marcowy będzie ostatni⁷⁴. W marcu tego roku ukazały się również po raz ostatni czasopisma wydawnictwa Radszuweita. Nie wiadomo, ile takich pism upadło wskutek szykan policji i Gestapo. Zachowała się jedynie relacja Adolfa Branda, że pięć konfiskat, dokonanych przez policję kryminalną (Kripo) pomiędzy 3 maja a 24 listopada 1933 r., doprowadziło go do „ruiny finansowej”. Dla swego pisma „Der Eigene” (Własny) Brand widział już tylko perspektywy za granicą⁷⁵.
6 maja 1933 r. dwukrotnie został splądrowany berliński Instytut Seksuologiczny Magnusa Hirschfelda: przed południem przez członków nazistowskiej Deutsche Studentenschaft oraz SA, a po południu przez studentów Wyższej Szkoły Weterynaryjnej. Wywieziono z biblioteki 12 000 tomów, z których część – wraz z popiersiem Hirschfelda – spalono następnie 10 maja na berlińskim Opernplatz. Sam Hirschfeld, za radą przyjaciół, nie powrócił z podjętej w 1930 r. podróży dookoła świata. 18 listopada doszło do jego formalnego wywłaszczenia: Gestapo zarządziło, że cały majątek „Fundacji dr. Magnusa Hirschfelda” zostanie skonfiskowany⁷⁶.
Większość organizacji zrzeszających osoby nieheteroseksualne zlękła się prześladowań i postanowiła się rozwiązać. 8 czerwca 1933 r. Komitet Naukowo-Humanitarny zaprosił swoich członków na dwa ostatnie spotkania, żeby podjąć decyzję o samorozwiązaniu oraz przeznaczeniu majątku stowarzyszenia⁷⁷. Nieznane są dokładne okoliczności, w jakich zakończył swoją działalność Związek Obrony Praw Człowieka. Wiadomo tylko, że formalne jego rozwiązanie zgłosił we właściwym sądzie ostatni prezes BfM 9 listopada 1934 r.⁷⁸.
Kiedy i w jaki sposób zostały rozbite lokalne struktury WhK i BfM, nie sposób już odtworzyć. W każdym razie lipska grupa BfM jeszcze w styczniu i lutym 1933 r. urządzała tłumnie odwiedzane uroczystości. A na 4 marca zapowiadano w ostatnim wydaniu czasopisma „Blätter für Menschenrecht” „imprezy targowe, na których znowu spotkają się wszyscy partnerzy w interesach i ludzie tego samego pokroju z całej Rzeszy”⁷⁹. Nie wiadomo, czy te targi jeszcze się odbyły. W mroku tonie również koniec miejscowej grupy BfM w Chemnitz, która przed 1933 r. oprócz zajęć w czasie wolnym zorganizowała także wiec polityczny z udziałem 300 osób⁸⁰. Stowarzyszenie Bund der Freunde w Crimmitschau, położonym 20 kilometrów na południe od Altenburga, jeszcze 18 marca 1933 r. urządziło spotkanie towarzyskie w gospodzie „Stadt Dresden”⁸¹. Niestety, brakuje danych na temat rozwiązania zarówno tej grupy, jak i organizacji lipskich. A o powiecie Altenburg nie wiemy nawet, czy przed 1933 r. w ogóle istniały tam lokalne struktury BfM lub innych stowarzyszeń homoseksualistów⁸².
W tych okolicznościach kilku działaczy na rzecz praw obywatelskich dla osób homoseksualnych zdecydowało się emigrować. Magnus Hirschfeld razem ze swoimi przyjaciółmi Tao Li i Karlem Giesem osiedlili się w Paryżu, gdzie bezskutecznie próbowali reaktywować Instytut Seksuologiczny. 23 maja 1933 r. został aresztowany drugi przewodniczący WhK, Kurt Hiller. Jako homoseksualista, Żyd, socjalista i pacyfista był na samym szczycie nazistowskich list proskrypcyjnych. Spędził rok w więzieniu i w obozie, po czym we wrześniu 1934 r. uciekł do Pragi⁸³, a następnie Londynu. Zmarł w Nicei w 1935 r.
Rudolf Brazda za mało jeszcze znał świat homoseksualistów, żeby docierały do niego informacje o tych wydarzeniach, a w Meuselwitz nowe władze miały na razie inne kłopoty niż prześladowanie osób o odmiennej orientacji seksualnej: musiały zwalczać jawny opór socjaldemokratów i komunistów. Na przykład 1 kwietnia 1933 r., w tak zwanym dniu bojkotu Żydów, gdy przed żydowskimi sklepami w mieście (m.in. przed domem towarowym Fruchtmanna i trzech innych kupców na Bahnhofstrasse) ustawili się członkowie SA, trzymając tablice z hasłami w rodzaju: „Nie kupujcie u Żydów!”, stanowczo zaprotestowali przeciwko temu zwolennicy socjaldemokratycznego zrzeszenia „Reichsbanner”. Interweniowały policja, SA i SS. Doszło do licznych aresztowań. Jeszcze tego samego wieczoru NSDAP urządziła „spontaniczny wiec” z udziałem podobno 600 mieszkańców Meuselwitz⁸⁴.
27 kwietnia 1933 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych Turyngii posłał na „przymusowy urlop” ostatniego wolno wybranego burmistrza Meuselwitz, zbliżonego do socjaldemokracji Rudolfa Güldenpfenniga⁸⁵. W konsekwencji trudno było znaleźć odpowiednią osobę na to stanowisko. Najpierw nominowano komisarycznie Georga Schmidta, od grudnia 1932 r. członka rady miasta, a od 18 marca pełnomocnika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Po kilku miesiącach cofnięto mu jednak nominację i 7 września 1933 r. powołano weimarskiego prawnika Paula Schreibera, członka SA. Ale i on nie utrzymał się długo: po puczu Röhma odszedł w niesławie⁸⁶. Ostatecznie 1 września 1934 r. burmistrzem został nauczyciel Kurt Sachse, zagorzały nazista, którego „Meuselwitzer Tageblatt” przedstawił „plotkarzom, intrygantom i lizusom” jako „człowieka czynu – protektora uczciwej walki ekonomicznej”. Sachse rozpoczął swoje urzędowanie, które będzie trwać do 1945 r., stwierdzeniem, że Meuselwitz „nie jest dziurą, tę opinię musimy zniszczyć”. Mówiąc „dziura”, bynajmniej nie miał na myśli odkrywki węgla brunatnego, lecz strukturę społeczną i tradycyjnie lewicowe nastawienie mieszkańców miasta⁸⁷.
Po latach Rudolf Brazda nie pamięta dokładnie przejęcia władzy przez nazistów, ale mówi o nim jako o wydarzeniu decydującym: „Niemiecki naród był taki głupi. Bóg wie, co ludzie sobie myśleli, kiedy Hitler został kanclerzem Rzeszy. Przecież on doszedł do władzy podłością. »Dajcie mi dziesięć lat, a nie poznacie Niemiec!« – wrzeszczał. – Właściwie miał rację: bezrobotnych się nie pozbył, a potem Niemcy leżały w gruzach”⁸⁸.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki