Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Roztwory i spółka - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
1 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Roztwory i spółka - ebook

Z tej książki dowiesz się:

• Jak z pomocą chemii zrobić pyszną kawę?

• Dlaczego szybciej opalamy się na plaży niż w przydomowym ogródku?

• Ile kalorii musi przyjąć nasz organizm, żeby dotrwać do kolejnego dnia?

• Czy istnieje skuteczny sposób na pozbycie się kaca?

Woda do kwasu czy kwas do wody? Nie ryzykuj i sięgnij po tę książkę! Pierwiastki, związki i reakcje chemiczne towarzyszą nam na każdym kroku. Są z nami, gdy zmywamy naczynia, ćwiczymy na siłowni, pieczemy ciasto czy najzwyczajniej śpimy. Lepiej je poznać i mieć po swojej stronie.

Kate Biberdorf udowadnia, że chemia nie musi być ani nudna, ani trudna. Co więcej, książka pozwala zrozumieć, jak zbudowany jest otaczający nas świat. Zawiera także wiele cennych chemicznych trików, które mogą ułatwić nam codzienne życie. Roztwory i spółka nie muszą być straszne, nawet jeśli na szkolnych lekcjach chemii próbowaliśmy jedynie dotrwać do dzwonka.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66981-65-2
Rozmiar pliku: 518 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wpro­wa­dze­nie

Ner­dzi tacy jak my mogą pod­cho­dzić do rze­czy z nie­iro­nicz­nym en­tu­zja­zmem.

Ner­dzi po­tra­fią ko­chać różne rze­czy, i to taką mi­ło­ścią, że chce się ska­kać, bry­kać i nie można się opa­no­wać.

Gdy ktoś na­zywa in­nych nerdem, głów­nie chce przez to po­wie­dzieć: „lu­bisz rze­czy”.

John Green

Chcę roz­po­cząć tę książkę od pew­nego wy­zna­nia.

Je­stem nerdką che­mii.

Je­stem che­miczką, mój mąż Josh jest che­mi­kiem, więk­szość na­szych przy­ja­ciół to też na­ukowcy. (Nie wszy­scy, ale nikt nie jest ide­alny). Słynę z tego, że na co dzień uci­nam so­bie po­ga­wędki o kwar­kach. Ra­zem z Jo­shem dys­ku­to­wa­li­śmy na randce o pa­ra­me­trach do­świad­cze­nia na­gro­dzo­nego No­blem i ostro się po­kłó­ci­li­śmy o to, który pier­wia­stek z układu okre­so­wego jest naj­lep­szy – pal­lad, rzecz ja­sna.

Ale wiem, że nie każdy tak ma.

Prawdę mó­wiąc, więk­szość osób tak nie ma.

Cza­sem trudno zro­zu­mieć che­mię. Do li­cha, ciężko ob­jąć ro­zu­mem całą na­ukę. Ist­nieje tak wiele nazw i re­guł, wszystko może wy­da­wać się nie­wia­ry­god­nie zło­żone. Do­ty­czy to zwłasz­cza che­mii, po­nie­waż nie mo­żemy jej zo­ba­czyć.

Na bio­lo­gii można prze­pro­wa­dzić sek­cję żaby.

Na­uczy­ciel może za­de­mon­stro­wać prze­jawy fi­zyki, ta­kie jak przy­spie­sze­nie, w praw­dzi­wym ży­ciu.

Ja nie mogę tak po pro­stu po­dać wam atomu.

Cza­sami na­wet moi przy­ja­ciele i człon­ko­wie ro­dziny nie ro­zu­mieją, co ro­bię. Moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka, Chel­sea, sta­nowi tego ide­alny przy­kład. Jest me­ga­mą­dra, ro­zu­mie ogólne za­sady na­uki i pra­cuje jako ju­bi­lerka, więc ma do czy­nie­nia z che­mią. Ale Chel­sea ni­gdy nie ła­pała, co działo się na lek­cjach che­mii w na­szym li­ceum. Kiedy ja by­łam ocza­ro­wana, ona czuła się za­ra­zem znu­dzona i za­gu­biona. Cho­dzi­ły­śmy wtedy do dru­giej klasy, a ja nie ro­zu­mia­łam, co wtedy prze­ży­wała.

Dziś jed­nak to ła­pię. Pra­wie co­dzien­nie wi­dzę uczniów i uczen­nice jak Chel­sea.

Je­stem pro­fe­sorką na Uni­wer­sy­te­cie Tek­sań­skim w Au­stin i pro­wa­dzę za­ję­cia za­ty­tu­ło­wane „Che­mia w oto­cze­niu”. To kurs wpro­wa­dza­jący, prze­zna­czony dla stu­den­tów, któ­rzy praw­do­po­dob­nie ni­gdy wię­cej nie za­pi­szą się na na­uki ści­słe. Wy­obraź­cie so­bie stu­dentkę an­gli­styki, która pró­buje wy­brać naj­ła­twiej­sze ćwi­cze­nia z nauk ści­słych i chce zdać je na tróję – tak wy­gląda moja praca.

Pew­nego roku na pierw­szych za­ję­ciach stu­dent za­py­tał mnie o kwarki, co skoń­czyło się wy­gło­sze­niem przeze mnie dy­gre­sji na te­mat czą­stek ele­men­tar­nych atomu przed grupą pię­ciu­set świeżo upie­czo­nych pierw­szo­rocz­nia­ków. Nie­któ­rzy pró­bo­wali ro­bić sza­leń­cze no­tatki, inni po pro­stu ga­pili się na mnie, bę­dąc w róż­nym sta­dium to szoku, to stra­chu. Inni za­częli na­gry­wać te­le­fo­nami wi­deo z moim udzia­łem. Dwie dziew­czyny do­słow­nie kur­czowo ści­skały się na­wza­jem.

Całe zaj­ście może by­łoby za­bawne, gdy­bym nie na­pę­dziła stra­chu kil­ku­set stu­den­tom, któ­rzy po­sta­no­wili dać szansę che­mii (i mnie). Więk­szość z nich nie miała zie­lo­nego po­ję­cia, o czym mó­wię. Rów­nie do­brze mo­gła­bym ga­dać po klin­goń­sku. Je­stem pewna, że ta sy­tu­acja tylko spo­tę­go­wała mit, że na­uki ści­słe są nudne i nie­moż­liwe do zro­zu­mie­nia.

A to dla­tego, że li­czą się słowa, zwłasz­cza gdy mowa o na­uce.

Kiedy obro­ni­łam dok­to­rat, prze­sła­łam mo­jej ma­mie jako za­łącz­nik do ma­ila ko­pię mo­jej pracy dok­tor­skiej. Po kilku mi­nu­tach za­dzwo­niła do mnie. Za­nim zdą­ży­łam po­wie­dzieć „cześć”, usły­sza­łam jej śmiech w słu­chawce. Nie ro­zu­mia­łam, czemu się śmieje. Czy wy­sła­łam jej zły za­łącz­nik? Czy wła­śnie obej­rzała śmieszny fil­mik z ko­tem? Czy za­dzwo­niła do mnie przy­pad­kiem, bo miała te­le­fon w tyl­nej kie­szeni spodni?

W końcu wy­rzu­ciła z sie­bie: „Ka­tie, nie mam po­ję­cia, co zna­czą te wszyst­kie słowa! Co to jest ace… naf­tyl?”. Mama śmiała się tak do­no­śnie, że nie zdo­łała wy­du­sić ni­czego wię­cej. Mia­łam mę­tlik w gło­wie. Prze­cież po­wie­dzia­łam jej, o czym na­pi­sa­łam pracę. Czego nie ro­zu­miała?

Po czym otwo­rzy­łam plik i prze­czy­ta­łam pierw­szą li­nijkę:

Syn­tezy i wła­ści­wo­ści ka­ta­li­tyczne sze­ściu no­wych ka­ta­li­za­to­rów 1,2-ace­na­ftenu N-he­te­ro­cy­klicz­nego pal­ladu(II) na no­śniku kar­be­no­wym. Kar­ben ace­na­ftenu można wy­two­rzyć z za­sto­so­wa­niem pod­staw­ni­ków me­zy­ty­lo­wych lub 1,2-dii­zo­pro­pylo-N-ary­lo­wych.

W tam­tej chwili zro­zu­mia­łam – co prze­czy­tała moja mama, co usły­szeli moi stu­denci i co czuła Chel­sea. Moja mama nie miała po­ję­cia, co zna­czy ka­ta­li­za­tor 1,2-ace­na­ftenu N-he­te­ro­cy­klicz­nego pal­ladu(II) na ba­zie kar­be­nów.

I szcze­rze mó­wiąc, nie mu­siała tego wie­dzieć. (Gdy­by­ście się za­sta­na­wiali, to ro­dzaj ka­ta­li­za­tora sto­so­wa­nego w re­ak­cjach po­trzeb­nych do wy­pro­du­ko­wa­nia le­ków).

Che­mia jest fajna, wręcz cza­dowa, ale che­micy (łącz­nie ze mną) czę­sto mó­wią o na­ukach ści­słych w taki spo­sób, że znie­chę­cają wszyst­kich bez dok­to­ratu. W tej książce do­ko­nam cze­goś prze­ciw­nego. Moją mi­sją jest po­ka­za­nie mo­jej ma­mie – i wam wszyst­kim – dla­czego che­mia mnie pa­sjo­nuje. Dla­czego jest cu­downa, dla­czego jest wielce eks­cy­tu­jąca i dla­czego wy też po­win­ni­ście ją po­ko­chać.

Obie­cuję, że nie bę­dzie dys­ku­sji o kwar­kach ani na­wet opisu me­tody na­uko­wej. Ale za­nim skoń­czy­cie czy­tać tę książkę, zro­zu­mie­cie pod­stawy che­mii i zo­ba­czy­cie, że che­mia jest wszę­dzie: od szam­ponu, któ­rym my­je­cie rano włosy, po piękny za­chód słońca wie­czo­rem. Kryje się w po­wie­trzu, któ­rym od­dy­cha­cie; do­słow­nie nie mo­że­cie bez niej żyć. A im wię­cej o niej wiemy, tym bar­dziej po­tra­fimy do­ce­nić świat, w któ­rym ży­jemy.

Ro­zej­rzyj­cie się wo­kół sie­bie. Wszystko, co wi­dzi­cie, jest ma­te­rią. Cała ma­te­ria składa się z czą­ste­czek, a czą­steczki zbu­do­wane są z ato­mów.

Tusz na tej stro­nie to mo­le­kuła, która zo­stała wchło­nięta we włókna pa­pieru, a klej w opra­wie to tylko szy­kowna czą­steczka, która wiąże się za­równo z pa­pie­rem, jak i z okładką. Che­mia kryje się wszę­dzie i we wszyst­kim.

W pierw­szych czte­rech roz­dzia­łach wy­ja­śnię wam, co mu­si­cie wie­dzieć, aby zro­zu­mieć pod­stawy atomu, czą­ste­czek i re­ak­cji che­micz­nych. To taka che­mia 1.0 lub pod­su­mo­wa­nie tego, co mó­wiła wa­sza na­uczy­cielka, kiedy aku­rat pi­sa­li­ście li­ścik do naj­lep­szej przy­ja­ciółki w dru­giej kla­sie li­ceum. (Na mar­gi­ne­sie: obie­cuję, że do końca tej czę­ści wresz­cie za­ła­pie­cie, o co cho­dzi z ato­mami).

Druga część tej książki do­ty­czy che­mii w ży­ciu co­dzien­nym, od kawy, którą pa­rzy­cie rano, po wino, które pi­je­cie wie­czo­rem. Po­mię­dzy tymi dwoma punk­tami dnia ro­bimy mnó­stwo rze­czy: pie­czemy, sprzą­tamy, go­tu­jemy, ćwi­czymy, a na­wet idziemy na plażę. Przy oka­zji do­wie­cie się, jak działa che­mia w wa­szych te­le­fo­nach ko­mór­ko­wych, kre­mach do opa­la­nia i tka­ni­nach, a także in­nych przed­mio­tach co­dzien­nego użytku.

Na­pi­sa­łam tę książkę z na­dzieją, że nie tylko zła­pie­cie che­mię, ale się nią pod­nie­ci­cie. Mam na­dzieję, że od­kry­je­cie coś no­wego i nie­spo­dzie­wa­nego o świe­cie wo­kół nas – i że bę­dzie­cie chcieli po­dzie­lić się zdo­bytą wie­dzą z part­ne­rem czy part­nerką, dziećmi, przy­ja­ciółmi, ko­le­żan­kami i ko­le­gami w pracy… na­wet z nie­zna­jo­mymi z knajpy.

Po­nie­waż go­rąco wie­rzę, że dzięki mi­ło­ści do na­uki mo­żemy uczy­nić świat lep­szym miej­scem.

Za­cznijmy od razu.1. Li­czą się małe rze­czy.
Atom

Che­mia jest wszę­dzie i we wszyst­kim. Tkwi w te­le­fo­nie ko­mór­ko­wym, w ciele, w ubra­niu i w ulu­bio­nym kok­tajlu! Tłu­ma­czy, dla­czego lód roz­ta­pia się w wodę, i po­maga nam prze­wi­dzieć, co się sta­nie, je­śli po­łą­czymy dwa pier­wiastki, na przy­kład sód i chlor (uwaga, spoj­ler: po­wsta­nie sól).

Ale czym jest che­mia?

Fa­chowa de­fi­ni­cja mówi, że che­mia to na­uka o ener­gii i ma­te­rii oraz o tym, jak one na sie­bie od­dzia­łują. W tym kon­tek­ście ma­te­ria ozna­cza wszystko, co ist­nieje, za to ener­gia do­ty­czy re­ak­tyw­no­ści czą­steczki. (Czą­steczka to je­den z wielu nie­zwy­kle ma­łych ele­men­tów, z któ­rych składa się ma­te­ria. Wię­cej na ten te­mat prze­czy­ta­cie w dal­szej czę­ści książki).

Che­micy za­wsze chcieli prze­wi­dy­wać, jak bę­dzie wy­glą­dało od­dzia­ły­wa­nie mię­dzy dwiema czą­stecz­kami – in­nymi słowy, mieli ochotę pro­gno­zo­wać, co się sta­nie, je­śli po­łą­czymy dwie sub­stan­cje che­miczne. Sta­wiamy więc różne py­ta­nia i sta­ramy się na nie od­po­wie­dzieć. Czy sub­stan­cje che­miczne za­re­agują w tem­pe­ra­tu­rze po­ko­jo­wej? Czy doj­dzie do wy­bu­chu? Czy je­śli je pod­grze­jemy, to po­wstaną nowe wią­za­nia?

Aby od­po­wie­dzieć na ta­kie py­ta­nia, mu­simy zro­zu­mieć pod­stawy che­mii. Czyli mu­simy cof­nąć się do da­le­kiej prze­szło­ści, po­nie­waż che­mia to sta­ro­żytna na­uka. Bar­dzo sta­ro­żytna.

W V wieku dwóch fi­lo­zo­fów, De­mo­kryt i Leu­kip­pos, po­sta­wiło hi­po­tezę, że cały świat zbu­do­wany jest z ma­lut­kich, nie­po­dziel­nych ka­wał­ków zwa­nych ato­mos. W zbio­rze ese­jów opi­sy­wali, jak można po­łą­czyć mi­liony ato­mos, aby po­wstało to, co wi­dzimy wszę­dzie do­okoła nas; tak jak z kloc­ków Lego można zbu­do­wać różne przed­mioty, na przy­kład łódź lub od­lo­towy sta­tek ko­smiczny So­kół Mil­len­nium.

Cho­ciaż De­mo­kryt i Leu­kip­pos mieli cał­ko­witą ra­cję – i dziś dzierżą palmę pierw­szeń­stwa jako ci, któ­rzy po­dali de­fi­ni­cję idei atomu – to za ży­cia nie do­cze­kali się ak­cep­ta­cji stwo­rzo­nej przez sie­bie teo­rii. A to dla­tego, że ich po­mysł kłó­cił się z po­glą­dami dwóch in­nych ów­cze­snych fi­lo­zo­fów, Ary­sto­te­lesa i Pla­tona (któ­rzy byli ra­czej gru­bymi ry­bami).

Ary­sto­te­les i Pla­ton uwa­żali, że ma­te­ria na świe­cie (to zna­czy wszystko) składa się z po­łą­cze­nia ziemi, po­wie­trza, wody i ognia. We­dług ich teo­rii zie­mia jest zimna i su­cha, woda jest zimna i mo­kra, po­wie­trze jest go­rące i mo­kre, a ogień – go­rący i su­chy. I wszystko na świe­cie może po­wstać z po­łą­cze­nia tych czte­rech ży­wio­łów/ele­men­tów. Są­dzili też, że każdy przed­miot na świe­cie może prze­obra­zić się z ziemi w po­wie­trze, z po­wie­trza w ogień, z ognia w wodę i z po­wro­tem. Ich teo­ria gło­siła na przy­kład, że kiedy pali się kłoda, zmie­nia się ona z cze­goś zim­nego i su­chego (ziemi) w coś go­rą­cego i su­chego (ogień). Gdy ogień zga­śnie, wy­pa­lona kłoda ob­raca się znów w zie­mię, po­nie­waż jest wtedy zimna i su­cha.

Je­śli jed­nak ktoś zgasi ogień wodą, to spa­lone drewno sta­nie się po­łą­cze­niem dwóch ele­men­tów: ziemi i wody. Wów­czas spa­lony i mo­kry po­piół zaj­mie o wiele wię­cej miej­sca niż sterta su­chego po­piołu. Za­tem Ary­sto­te­les i Pla­ton wzięli to za znak, że każda ma­te­ria może stać się nie­skoń­cze­nie więk­sza lub mniej­sza wy­łącz­nie po­przez zmianę jej związ­ków.

De­mo­kry­towi bar­dzo nie po­do­bał się ten po­mysł. Uwa­żał, że mu­szą ist­nieć ja­kieś ogra­ni­cze­nia co do tego, jak mała może stać się dana rzecz. Po­wiedzmy, że kro­isz bo­che­nek chleba na pół. Po­tem znów prze­kra­jasz go na pół, i jesz­cze raz, i jesz­cze. W końcu, jak są­dził De­mo­kryt, za­brak­nie chleba do kro­je­nia. Gdy cze­goś nie można już po­dzie­lić, to wła­śnie ostatni mały ka­wa­łek bę­dzie po­je­dyn­czym ato­mem. I De­mo­kryt miał ra­cję!

Ale to się nie li­czyło, po­nie­waż Ary­sto­te­les był wów­czas ce­le­brytą po­śród fi­lo­zo­fów. Kiedy od­rzu­cił ideę ato­mos, wszy­scy po­szli jego śla­dem. Nie­stety Ary­sto­te­les się my­lił i ludz­kość przez ko­lejne dwa ty­siące lat błęd­nie in­ter­pre­to­wała świat jako zwią­zek ziemi, wody, po­wie­trza i ognia.

Niech to wy­brzmi. Dwa ty­siące lat!

Do­piero w XVII wieku ktoś do­star­czył wy­star­cza­jąco moc­nych do­wo­dów i zdo­łał pod­wa­żyć teo­rię Ary­sto­te­lesa. Dzi­waczny fi­zyk, Ro­bert Boyle, uwiel­biał prze­pro­wa­dzać eks­pe­ry­menty po to, by oba­lać po­wszech­nie przy­jęte do­gmaty. Zwró­cił uwagę na teo­rię Ary­sto­te­lesa i na­pi­sał książkę, w któ­rej do­wo­dził, że świat nie jest zbu­do­wany z ziemi, wody, po­wie­trza i ognia, jak są­dzili Grecy.

Boyle wy­ja­śnił, że jest ina­czej: świat składa się z pier­wiast­ków – ma­łych frag­men­tów ma­te­rii, któ­rych nie można po­dzie­lić na dwie mniej­sze czę­ści. Brzmi zna­jomo?

Pu­bli­ka­cja książki Boyle’a – pod traf­nym ty­tu­łem The Scep­ti­cal Chy­mist (Scep­tyczny che­mik) – była jak sy­gnał do startu w wy­ścigu po od­na­le­zie­nie tych ma­łych i nie­po­dziel­nych czę­ści zwa­nych pier­wiast­kami. Boyle uwa­żał wów­czas, że więk­szość po­wszech­nych ma­te­ria­łów, ta­kich jak miedź czy złoto, to związki owych pier­wiast­ków. Jed­nak wkrótce po wy­da­niu książki od­kryto te sub­stan­cje (oraz je­de­na­ście in­nych) i zde­fi­nio­wano je jako pier­wiastki.

Przy­kła­dowo mie­dzi użyto po raz pierw­szy w 9000 roku p.n.e. na Bli­skim Wscho­dzie, ale do­piero po pu­bli­ka­cji książki Boyle’a lu­dzie za­częli przy­glą­dać się jej uważ­nie. Bio­rąc pod uwagę nową myśl do­ty­czącą pier­wiast­ków, na­ukowcy za­częli są­dzić, że miedź nie jest związ­kiem pier­wiast­ków – ale sta­nowi pier­wia­stek sam w so­bie.

To samo stało się z oło­wiem, zło­tem, sre­brem… I w ten spo­sób roz­po­znano pierw­sze trzy­na­ście pier­wiast­ków. Póź­niej na­ukowcy stale szu­kali do­wo­dów, które wska­zy­wa­łyby na nowy pier­wia­stek. Do­pro­wa­dziło to do od­kry­cia fos­foru w 1669 roku, a w 1735 roku – ko­baltu i pla­tyny.

Dziś wiemy, że pier­wia­stek to do­kład­nie to, co opi­sał Boyle: sub­stan­cja, która nie ulega dal­szemu po­dzia­łowi na prost­sze i mniej­sze ele­menty pod­czas re­ak­cji che­micz­nej. Wiemy też, że pier­wiastki skła­dają się z mi­lio­nów, a na­wet mi­liar­dów ma­leń­kich ka­wa­łecz­ków ma­te­rii zwa­nych ato­mami (na­zwa po­cho­dzi od ory­gi­nal­nego ter­minu wy­my­ślo­nego przez De­mo­kryta: ato­mos). Jed­nak od­kry­cia tego do­ko­nano do­piero w 1803 roku, kiedy na taki po­mysł wpadł bry­tyj­ski na­uko­wiec John Dal­ton.

Prze­łom ten czę­sto na­zywa się teo­rią ato­mi­styczną. Dal­ton twier­dził, że wszyst­kie atomy w jed­nym pier­wiastku (po­wiedzmy, w wę­glu) są iden­tyczne oraz że wszyst­kie atomy w in­nym pier­wiastku (na przy­kład w wo­do­rze) też są iden­tyczne. Ale nie mógł wy­tłu­ma­czyć jed­nego: dla­czego atomy wę­gla róż­nią się od ato­mów wo­doru i na od­wrót.

Choć ów­cze­śni na­ukowcy nie wie­dzieli – jesz­cze – wszyst­kiego, przy­jęli teo­rię ato­mi­styczną, a jed­no­cze­śnie pró­bo­wali za­dać jej kłam. (Uwaga, spoj­ler: nie udało im się, po­nie­waż Dal­ton ma i miał ra­cję). Przez ko­lejne stu­le­cie prze­pro­wa­dzali eks­pe­ry­ment za eks­pe­ry­men­tem, pró­bu­jąc zna­leźć dziurę w ca­łym, to zna­czy w teo­rii Dal­tona. Ale wszyst­kie dane wciąż po­pie­rały hi­po­tezę Dal­tona o ato­mach w pier­wiast­kach.

W pew­nym mo­men­cie trio na­ukow­ców, Jo­seph Lo­uis Gay-Lus­sac, Ame­deo Avo­ga­dro i Jöns Ja­cob Be­rze­lius, pod­jęło wy­jąt­kowo bo­le­sny wy­si­łek i pró­bo­wało usta­lić masę ato­mową każ­dego pier­wiastka. Był to to­talny chaos. Każdy na­uko­wiec wy­ko­rzy­sty­wał inne tech­niki i pra­co­wał we­dług róż­nych stan­dar­dów, a pu­bli­ko­wane dane były zu­peł­nie sprzeczne. Pa­no­wał taki ba­ła­gan, że spo­łecz­ność na­ukowa po­sta­no­wiła zdać się na wło­skiego che­mika, Sta­ni­slaa Can­niz­zaro, który usta­no­wił tak roz­pacz­li­wie po­trzebne uni­wer­salne stan­dardy masy.

Je­stem zu­peł­nie nie­obiek­tywna, ale gdy­bym w po­ło­wie XIX wieku była ak­tywną na­ukow­czy­nią, nie tra­ci­ła­bym ani chwili na ten po­mysł. Jako ktoś, kto uwiel­bia roz­kła­dać rze­czy na czę­ści i skła­dać je na nowo, za­sta­na­wia­ła­bym się nad o wiele waż­niej­szym za­gad­nie­niem: skoro można roz­ło­żyć ma­te­rię na atomy, to z czego zbu­do­wany jest atom? Do dzi­siaj nie je­stem pewna, czy na­ukow­ców epoki wik­to­riań­skiej ogra­ni­czała do­stępna ów­cze­śnie tech­no­lo­gia, czy po pro­stu nie in­te­re­so­wała ich od­po­wiedź na to py­ta­nie. Bez względu na to, jaka była przy­czyna tego stanu rze­czy, do­piero pod ko­niec XIX wieku sir J. J. Thom­son po­sta­no­wił w końcu przyj­rzeć się bli­żej temu, jaka jest bu­dowa atomu, i prze­pro­wa­dził do­świad­cze­nia z pro­mie­niami ka­to­do­wymi.

W tym celu szczel­nie za­mknął szklaną rurkę z dwiema me­ta­lo­wymi elek­tro­dami we­wnątrz – wy­glą­dała mniej wię­cej jak za­mknięta kap­slem bu­telka z dwoma dłu­gimi, cien­kimi ka­wał­kami me­talu w środku. Thom­son w swoim eks­pe­ry­men­cie usu­nął moż­li­wie jak naj­wię­cej po­wie­trza z rurki i na­stęp­nie prze­pu­ścił na­pię­cie elek­tryczne przez elek­trody. Gdy to zro­bił, wy­raź­nie zo­ba­czył prąd prze­ska­ku­jący mię­dzy jed­nym me­ta­lo­wym ele­men­tem a dru­gim, co na­zwał pro­mie­nio­wa­niem ka­to­do­wym.

Pod­czas swo­ich ba­dań Thom­son zdo­łał okre­ślić, że pro­mie­nie ka­to­dowe są przy­cią­gane przez do­dat­nie ła­dunki i od­py­chane przez ła­dunki ujemne. Co waż­niej­sze, dzięki temu, że zmie­niał ro­dzaje me­talu, do­wie­dział się, że pro­mie­nio­wa­nie ka­to­dowe jest za­wsze ta­kie samo bez względu na pier­wia­stek.

Thom­son bar­dzo się ucie­szył z wy­ni­ków do­świad­cze­nia, bo wie­dział, że wska­zują na prze­ło­mowe od­kry­cie. Je­śli pro­mie­nie ka­to­dowe nie były uni­ka­towe dla każ­dego pier­wiastka czy atomu, to mu­siały re­pre­zen­to­wać je­den z ele­men­tów skła­do­wych, które bu­do­wały atom, a na­wet atomy róż­nych pier­wiast­ków. Jed­nak Thom­son, świa­domy, że jego ko­lega po fa­chu, na­uko­wiec John Dal­ton, wła­śnie prze­ko­nał wszyst­kich, że atomy były uni­ka­towe, oba­wiał się – i słusz­nie – że lu­dzie mu nie uwie­rzą. Eks­pe­ry­men­to­wał więc da­lej.

Dzięki róż­nym in­ten­syw­nym ob­li­cze­niom Thom­son od­krył, że wy­ko­rzy­sty­wane przez niego pro­mie­nie ka­to­dowe są znacz­nie lżej­sze od masy ja­kie­go­kol­wiek zna­nego atomu. To tak, jak­by­ście mieli zwa­żyć masę wszyst­kich kla­mek w domu, ale ona by­łaby o wiele, wiele mniej­sza od cał­ko­wi­tej masy domu. Tak samo by­łoby w przy­padku domu są­siada czy ro­dzi­ców. Thom­son od­krył, że każdy „dom” (to zna­czy atom) za­wiera tro­chę kla­mek, które są iden­tyczne i za­wsze lżej­sze od cał­ko­wi­tej masy domu.

Dla eks­pe­ry­mentu Thom­sona ozna­czało to, że wy­od­ręb­nił nie­zwy­kle mały ka­wa­łek z atomu. W za­sa­dzie wła­śnie od­krył elek­tron! Te ma­ciu­peń­kie ele­menty znaj­dują się we wnę­trzu atomu i mają ła­du­nek ujemny.

Prze­sko­czę te­raz w przy­szłość hi­sto­rii od­kryć do­ko­na­nych przez na­ukow­ców i zdra­dzę wam, że atom składa się z trzech nie­wiel­kich czę­ści: elek­tro­nów, pro­to­nów i neu­tro­nów. Pro­tony (na­ce­cho­wane ła­dun­kiem do­dat­nim) oraz neu­trony (które – do­brze zga­dli­ście – są neu­tralne) znaj­dują się w ją­drze (środku atomu), za to elek­trony miesz­czą się poza ją­drem. In­nymi słowy, je­żeli przy­jąć, że moje ciało to atom, to wów­czas moje nerki i wą­troba by­łyby pro­to­nami i neu­tro­nami. Elek­tro­nami by­łoby wszystko, co znaj­duje się na ze­wnątrz ciała, na przy­kład kurtka i rę­ka­wiczki.

Ła­two mo­gła­bym od­dać ko­muś kurtkę lub po­ży­czyć swoje rę­ka­wiczki, tak samo atomy po­tra­fią z ła­two­ścią wy­mie­niać się elek­tro­nami. Jed­nak gdyby ktoś ze­chciał za­brać mi wą­trobę albo nerki, nie by­łaby to dla niego ła­twi­zna. Czy jest to moż­liwe? Tak. Czy po ope­ra­cji by­ła­bym taka sama? Nie. Ana­lo­gicz­nie nie­zmier­nie trudno prze­ka­zać pro­tony.

Liczba pro­to­nów w ją­drze ato­mo­wym okre­śla, z ja­kim pier­wiast­kiem mamy do czy­nie­nia. Na przy­kład atom wę­gla za­wsze bę­dzie miał sześć pro­to­nów w ją­drze, atom azotu – za­wsze sie­dem pro­to­nów. Je­śli przy­pad­kiem atom azotu zgu­bił pro­ton, nie jest to już azot. Atom ten staje się wę­glem, po­nie­waż wę­giel ma sześć pro­to­nów. Pro­ces ten – zwany che­mią ją­drową – nie prze­biega tak ła­two. Prawdę mó­wiąc, w więk­szo­ści przy­pad­ków do­dat­kowy neu­tron na­leży wstrze­lić do atomu, aby wy­wo­łać roz­pad ją­drowy. Tę me­todę sto­suje się ak­tu­al­nie po to, by wy­pro­du­ko­wać w elek­trow­niach ją­dro­wych ener­gię (m.in. prąd).

Choć atomy rzadko przyj­mują lub od­dają pro­tony, uwiel­biają się nimi wy­mie­niać, a ma to spory zwią­zek z tym, jak są zbu­do­wane.

Wy­obraź­cie so­bie, że ubie­ra­cie się w mroźny zi­mowy dzień, który za­mier­za­cie spę­dzić na śniegu. Zdą­ży­li­śmy już so­bie po­wie­dzieć, że je­żeli je­ste­ście ato­mami, to wa­sze nerki i wą­troba są ją­drem, w któ­rym miesz­czą się pro­tony i neu­trony. Ale przyj­rzyjmy się uważ­niej war­stwom wa­szego ubioru. Naj­bliż­sza ciału – twoją bie­li­zną ter­miczną – by­łaby pierw­sza war­stwa elek­tro­nów. Bluzka i spodnie sta­no­wi­łyby ko­lejną war­stwę elek­tro­nową, po niej przy­szłaby pora na kurtkę i spodnie śnie­gowe.

Elek­trony krę­cące się w war­stwie „kurtki” – zwa­nej naj­bar­dziej ze­wnętrzną po­włoką (lub w skró­cie ze­wnętrzną po­włoką) – są w che­mii nie­zwy­kle ważne. Na­zy­wamy je elek­tro­nami wa­len­cyj­nymi i to wła­śnie one ła­two za­mie­niają się miej­scami z in­nymi ato­mami pod­czas re­ak­cji che­micz­nych. War­stwy ubra­nia chro­nią ciało przed ni­ską tem­pe­ra­turą w zi­mie, tak samo ze­wnętrzna po­włoka chroni wnę­trze atomu – tak zwaną po­włokę we­wnętrzną – przed ze­wnętrz­nymi si­łami.

Elek­trony we­wnętrz­nej po­włoki nie mogą od­dzia­ły­wać na inne atomy, po­nie­waż są osło­nięte elek­tro­nami wa­len­cyj­nymi. Ko­le­żanki i ko­le­dzy z two­jej pracy nie mogą zo­ba­czyć, jaką masz na so­bie bie­li­znę, po­nie­waż „osła­niają” ją bluzka i kurtka.

Ta za­leż­ność działa na rzecz atomu, po­nie­waż każda war­stwa elek­tro­nów jest ujem­nie na­ła­do­wana, za­tem war­stwy od­py­chają się wza­jem­nie. Zna­czy to, że za­wsze bę­dzie drobna prze­rwa mię­dzy war­stwą elek­tro­nów w ato­mie – tak samo jak za­wsze bę­dzie nie­wielki od­stęp mię­dzy bluzką a kurtką.

Wy­ko­rzy­stajmy tę me­ta­forę jesz­cze bar­dziej. Atomy mają różne roz­miary, a wszystko spro­wa­dza się do tego, jak wiele warstw „nosi” atom. Wszy­scy znamy ko­goś, kto za­wsze musi wkła­dać tonę ubrań, żeby nie było mu zimno, tym­cza­sem ktoś inny może spa­ce­ro­wać w krót­kich spoden­kach i san­da­łach przez cały rok. Ta sama re­guła do­ty­czy ato­mów: mniej­sze atomy nie no­szą zbyt wiele warstw, za to duże atomy mają ich całe mnó­stwo.

Kiedy wspo­mi­nam o elek­tro­nach wa­len­cyj­nych, pa­mię­taj­cie, że są to elek­trony „kurt­kowe”, no­szone na ze­wnętrz­nej po­włoce atomu. Za­pewne zdję­li­by­ście z sie­bie kurtkę w sło­neczny dzień, aby cie­pło bez­po­śred­nio roz­grzało skórę – i tak samo elek­trony są go­towe po­rzu­cić swoją ze­wnętrzną po­włokę i za­re­ago­wać z ze­wnętrz­nymi si­łami.

Może to brzmieć szo­ku­jąco, ale na­ukowcy zro­zu­mieli to, co wła­śnie wy­tłu­ma­czy­łam, do­piero w 1932 roku. Stało się tak w du­żej mie­rze dla­tego, że przez stu­le­cia ba­da­cze pra­co­wali w od­osob­nie­niu i z ogra­ni­czo­nym do­stę­pem do in­for­ma­cji (pa­mię­taj­cie, że była to epoka sprzed in­ter­netu). Aż do nie­dawna che­mia była po­wolną, mo­no­tonną dzie­dziną. Jed­nak na szczę­ście dziś wiemy, że atomy zbu­do­wane są z pro­to­nów, neu­tro­nów i elek­tro­nów – i że elek­trony mogą ła­two ule­gać wy­mia­nie mię­dzy ato­mami. Co wię­cej, daw­niej lu­dzie na­uki na ca­łym świe­cie zda­wali so­bie sprawę, że po­trzeba ujed­no­li­co­nego spo­sobu or­ga­ni­za­cji tego, czego do­wie­dzieli się o każ­dym ro­dzaju atomu.

I wtedy wła­śnie po­wstał układ okre­sowy pier­wiast­ków che­micz­nych.

Układ okre­sowy to nie tylko ściąga na lek­cje che­mii. Dla na­ukow­czyni ta­kiej jak ja jest nie­zbędny, po­nie­waż już na pierw­szy rzut oka mówi mi wszystko, co mu­szę wie­dzieć o da­nym pier­wiastku – po­znaję jego wła­ści­wo­ści i to, jak jego atomy będą się za­cho­wy­wać i w ja­kie in­te­rak­cje wcho­dzić.

Za­cznijmy od po­czątku. Gdy opra­co­wy­wano układ okre­sowy pier­wiast­ków, każ­demu pier­wiast­kowi na­le­żało nadać na­zwę i sym­bol che­miczny. Może się to wy­da­wać dość pro­ste i zro­zu­miałe, ale ta­kie nie było. Czę­sto się zda­rzało, że dwie osoby od­kry­wały – lub twier­dziły, że od­kry­wają – ten sam pier­wia­stek mniej wię­cej w tym sa­mym cza­sie, ale na­zy­wały go ina­czej. Jaka za­tem była ofi­cjalna na­zwa? Jak mo­że­cie so­bie wy­obra­zić, wy­bu­chały liczne kłót­nie, kiedy na przy­kład pan­chro­mium na­zwano wa­na­dem albo wol­fram mia­no­wano tung­ste­nem.

Jesz­cze w 1997 roku Stany Zjed­no­czone, Ro­sja i Niemcy ska­kały so­bie do oczu z po­wodu nazw pier­wiast­ków od 104 do 109. W 2002 roku Mię­dzy­na­ro­dowa Unia Che­mii Czy­stej i Sto­so­wa­nej (w skró­cie IU­PAC) w końcu po­ło­żyła kres tej bła­ze­na­dzie i za­re­ko­men­do­wała, jak na­leży na­zy­wać pier­wiastki w przy­szło­ści. Obec­nie gor­li­wie wy­peł­nia się te za­le­ce­nia, ale nada­nie ofi­cjal­nej na­zwy no­wemu pier­wiast­kowi wciąż może po­trwać na­wet dzie­sięć lat.

Wy­my­śle­nie sym­bolu che­micz­nego dla każ­dego pier­wiastka było o wiele ła­twiej­sze, po­nie­waż jest to skrót od na­zwy. Więk­szość to oczy­wi­sto­ści – na przy­kład He to hel, a Ga to gal, ale nie­które są mniej prze­wi­dy­walne, na przy­kład że­lazo. Jego sym­bol che­miczny – Fe – po­cho­dzi od ła­ciń­skiego słowa fer­rum. Dwa inne sym­bole che­miczne, które mogą po­ja­wić się w pu­bo­wym qu­izie, to W ozna­cza­jące wol­fram (tung­sten) i Hg ozna­cza­jące hy­drar­gy­rum (rtęć).

Gdy już każdy pier­wia­stek otrzyma na­zwę i sym­bol, przy­cho­dzi pora na przy­pi­sa­nie mu liczby ato­mo­wej. Liczba ato­mowa zga­dza się z liczbą pro­to­nów w ją­drze. Liczba ato­mowa wo­doru to 1, co ozna­cza, że pier­wia­stek ten ma tylko je­den pro­ton w ją­drze. Do­tych­czas naj­wyż­sza liczba ato­mowa wy­nosi 118. Pier­wia­stek o ta­kiej licz­bie to oga­ne­son (Og) i ma on 118 pro­to­nów w ją­drze.

Ozna­cza to, że oga­ne­son ma także 118 elek­tro­nów poza ją­drem. A to dla­tego, że liczba ato­mowa pier­wiastka wska­zuje także, ile elek­tro­nów znaj­duje się na ze­wnątrz ją­dra. Ważne, aby za­pa­mię­tać, że wszyst­kie pier­wiastki che­miczne po­winny być neu­tralne. Zna­czy to, że liczba pro­to­nów w środku ją­dra jest taka sama jak liczba elek­tro­nów poza nim. Za­tem wy­star­czy, że zer­k­niemy na liczbę ato­mową wo­doru – czyli 1 – i wiemy, że pier­wia­stek ma je­den pro­ton we­wnątrz i je­den elek­tron na ze­wnątrz. Bądźmy spe­cja­li­stami i zgłębmy to za­gad­nie­nie. Je­den pro­ton w ją­drze ma do­datni ła­du­nek (+1), który znosi ujemny ła­du­nek (−1), przez co pier­wia­stek jest neu­tralny (0). To samo dzia­ła­nie ma­te­ma­tyczne można prze­pro­wa­dzić z oga­ne­so­nem .

Nie­stety sprawa z neu­tro­nami nie jest taka pro­sta. Atomy róż­nią się liczbą neu­tro­nów, na­wet atomy tego sa­mego pier­wiastka. Za­tem che­micy po­sta­no­wili do­dać jesz­cze jedną liczbę do układu okre­so­wego pier­wiast­ków. Tak zwana masa ato­mowa okre­śla, ile pro­to­nów i neu­tro­nów znaj­duje się w ją­drze każ­dego pier­wiastka. W prze­ci­wień­stwie do liczby ato­mo­wej masa ato­mowa rzadko sta­nowi liczbę cał­ko­witą. Dzieje się tak, po­nie­waż na­ukowcy sto­sują śred­nią wa­żoną z liczby neu­tro­nów w ato­mie, po­tem do­dają ją do liczby pro­to­nów i w ten spo­sób okre­ślają masę ato­mową.

Po­szcze­gólne atomy ce­chują się sto­sun­kiem pro­to­nów do neu­tro­nów zbli­żo­nym do 1 : 1. Zna­czy to, że mo­żemy osza­co­wać masę ato­mową, po­dwa­ja­jąc liczbę ato­mową. Na przy­kład ma­gnez ma liczbę ato­mową 12 oraz masę ato­mową równą 24,3 (o 12 pro­to­nach i śred­niej wa­żo­nej 12,3 neu­trona), a wapń ma liczbę ato­mową 20 oraz masę ato­mową równą 40,1 (z 20 pro­to­nów i śred­niej 20,1 neu­trona).

Jed­nak, jak to w na­uce bywa, ist­nieją wy­jątki od re­guły. Przy­kła­dowo uran ma liczbę ato­mową 92, więc są­dzi­ła­bym, że jego masa ato­mowa równa się około 184. Ale masa ato­mowa tego pier­wiastka wy­nosi 238,03 z po­wodu liczby izo­to­pów uranu, które za­wie­rają różne liczby neu­tro­nów. Więk­szość ato­mów, jak na przy­kład uran, ma po kilka izo­to­pów, a izo­topy wy­stę­pują wtedy, gdy przy­naj­mniej dwa atomy tego sa­mego pier­wiastka mają różną liczbę neu­tro­nów. Żad­nego z izo­to­pów nie uważa się za „lep­szego” od reszty, więc do­da­jemy wszyst­kie atomy i po pro­stu wy­cią­gamy śred­nią z liczby neu­tro­nów. Ta śred­nia liczba to stan­dar­dowe ozna­cze­nie atomu. W przy­padku uranu mó­wimy o ura­nie-238. Ma­gnez i wapń to od­po­wied­nio ma­gnez-24 i wapń-40.

Izo­topy

Lu­bię mó­wić, że izo­topy to atomy z cha­rak­te­rem. Izo­top po­wstaje wtedy, gdy dwa atomy – lub wię­cej – tego sa­mego pier­wiastka mają różną liczbę neu­tro­nów. Izo­topy tak na­prawdę wy­stę­pują bar­dzo po­wszech­nie, ale nie mamy w zwy­czaju sku­piać się na nich, kiedy uczymy się che­mii, po­nie­waż neu­trony ce­chuje neu­tralny ła­du­nek. Za­tem nie wpły­wają one na to, jak atom za­cho­wuje się pod­czas ty­po­wej re­ak­cji che­micz­nej. (Po­świę­camy uwagę zwy­kle tym ele­men­tom, które wpły­wają na prze­bieg re­ak­cji: pro­to­nom i elek­tro­nom).

Skoro już so­bie to po­wie­dzie­li­śmy, to mo­żemy pod­kre­ślić, że na­ukowcy opi­sali każdy kie­dy­kol­wiek od­kryty izo­top, i są­dzę, że to cał­kiem faj­nie. Izo­topy – tak jak Lady Gaga w pio­sence Born this Way – „już się ta­kie uro­dziły” i wy­stę­pują w na­tu­rze na ca­łym świe­cie wraz z do­dat­ko­wymi neu­tro­nami.

Świet­nym przy­kła­dem jest wę­giel. Więk­szość ato­mów wę­gla ma sześć pro­to­nów i sześć neu­tro­nów. Jed­nak nie­które atomy wę­gla na­tu­ral­nie za­wie­rają sie­dem lub na­wet dzie­więć neu­tro­nów w ją­drze. Te do­dat­kowe neu­trony nie­ko­niecz­nie spra­wiają, że atomy wę­gla są bar­dziej re­ak­tywne lub stałe, ale to dzięki nim po­wstają izo­topy.

To tak, jak dwa psy tej sa­mej rasy mogą wy­glą­dać na pierw­szy rzut oka tak samo, ale je­den dal­ma­tyń­czyk może mieć kilka łat wię­cej od dru­giego. Dwa psy są pra­wie iden­tyczne, a te „do­dat­kowe” ciapki nie zmie­niają zbyt wiele ani w psie, ani w ra­sie. Tak samo dzieje się z izo­to­pami – do­dat­kowe neu­trony zwy­kle nie zmie­niają atomu ani pier­wiastka, ani na­wet tego, w ja­kie re­ak­cje izo­top wcho­dzi z in­nymi pier­wiast­kami. To po pro­stu do­dat­kowa de­fi­ni­cja.

Kiedy na­ukowcy opra­co­wali już na­zwy i sym­bole che­miczne, liczbę ato­mową i masę ato­mową każ­dego pier­wiastka, za­pra­gnęli tak zor­ga­ni­zo­wać dane, żeby można było prze­wi­dy­wać re­ak­tyw­ność che­miczną. Chcieli wie­dzieć, jak za­chowa się dany pier­wia­stek, tak aby unik­nąć nie­bez­piecz­nych re­ak­cji che­micz­nych: aby nie wy­two­rzyć ga­zów tok­sycz­nych ani nie wy­sa­dzić się w po­wie­trze. W tym celu naj­ła­twiej było roz­po­znać wspólne ele­menty łą­czące atomy i po­dzie­lić je we­dług fi­zycz­nych i che­micz­nych wła­ści­wo­ści.

Pod­jęto kilka prób uło­że­nia pier­wiast­ków w lo­gicz­nym po­rządku. Nie­miecki che­mik Jo­hann Döbe­re­iner usi­ło­wał po­dzie­lić wszyst­kie pier­wiastki na grupy li­czące po trzy i szybko za­uwa­żył, że więk­sze atomy czę­sto są bar­dziej wy­bu­chowe. Wkrótce inny nie­miecki na­uko­wiec, Pe­ter Kre­mers, pró­bo­wał po­łą­czyć dwie triady w kształt li­tery „T”. Pro­blem z me­todą triady był taki, że ba­da­cze mu­sieli za­pa­mię­tać za dużo pio­no­wych triad i nie można było pro­sto po­rów­nać jed­nej grupy z inną.

Dwaj pra­cu­jący nie­za­leż­nie od sie­bie na­ukowcy – Dmi­trij Men­de­le­jew oraz Lo­thar Meyer – do­szli do wnio­sku, że mogą upo­rząd­ko­wać wszyst­kie pier­wiastki w jed­nej ta­beli, je­śli usze­re­gują je zgod­nie z ro­snącą masą ato­mową. Dzięki tej me­to­dzie po­łą­czyli ni­czym puz­zle wszyst­kie triady Kre­mersa przy­po­mi­na­jące li­terę „T” – i tak oto po­wstał pierw­szy układ okre­sowy pier­wiast­ków.

Wy­jąt­ko­wym wkła­dem Men­de­le­jewa w uło­że­nie ta­blicy było umiesz­cze­nie na niej dwóch „no­wych” pier­wiast­ków. Gdy Men­de­le­jew ze­sta­wiał ze sobą dane, za­uwa­żył, że po­mię­dzy masą ato­mową zna­nych pier­wiast­ków wy­stę­puje pewna za­leż­ność, i zdał so­bie sprawę, że musi zo­sta­wić pu­ste miej­sce w ukła­dzie dla ko­lej­nych dwóch pier­wiast­ków, które zo­staną od­kryte w przy­szło­ści. Po­wiedzmy na przy­kład, że na­uczy­ciel ma­te­ma­tyki po­pro­sił was, że­by­ście okre­ślili, ja­kiej cy­fry bra­kuje w sze­regu: 2, 4, 8, 10. Pew­nie zo­ba­czy­cie, że w owym sche­ma­cie bra­kuje cy­fry 6, a ca­łość po­winna wy­glą­dać tak: 2, 4, 6, 8, 10.

Men­de­le­jew z grub­sza zro­bił to samo. Otrzy­mał grupy ato­mów o tej sa­mej licz­bie elek­tro­nów wa­len­cyj­nych, ale sche­mat rzą­dzący ich masą ato­mową nie do końca się zga­dzał. Wo­bec tego Men­de­le­jew nie tylko stwier­dził, że na­leży jesz­cze od­kryć pewne pier­wiastki, ale też po­tra­fił prze­wi­dzieć ich względną masę ato­mową. I jak wielu na­ukow­ców, któ­rych na­zwi­ska do tej pory wy­mie­ni­łam, Men­de­le­jew miał słuszne prze­czu­cie. Kiedy wy­izo­lo­wano i od­kryto gal (Ga) i ger­man (Ge), ko­lejno w 1875 i 1886 roku, Men­de­le­je­wowi w końcu przy­pi­sano od dawna za­le­głą za­sługę stwo­rze­nia pierw­szego praw­dzi­wego układu okre­so­wego pier­wiast­ków che­micz­nych.

Dzi­siej­szy układ okre­sowy po­wstał na fun­da­men­tach tego, który zo­stał opra­co­wany przez Men­de­le­jewa. Ma 7 okre­sów (po­zio­mych rzę­dów) i 18 grup (pio­no­wych ko­lumn) za­wie­ra­ją­cych nie­wiel­kie pro­sto­kąty. Każdy pro­sto­kąt sym­bo­li­zuje pier­wia­stek i za­wiera te same cztery stan­dar­dowe in­for­ma­cje, któ­rymi wów­czas na­ukowcy cha­rak­te­ry­zo­wali pier­wiastki: sym­bol, na­zwę che­miczną, liczbę ato­mową oraz masę ato­mową. Ma­jąc te wszyst­kie dane na wy­cią­gnię­cie ręki, che­micy tacy jak ja – i wy – mogą w mgnie­niu oka okre­ślić liczbę pro­to­nów, elek­tro­nów i elek­tro­nów wa­len­cyj­nych w ato­mie.

Układ okre­sowy pier­wiast­ków jest ba­da­czom nie­zbędny, po­nie­waż do­star­cza nie­wia­ry­god­nej ilo­ści in­for­ma­cji o pier­wiast­kach, które two­rzą wszelką ma­te­rię w świe­cie. Ta­blice Men­de­le­jewa są tak bar­dzo ważne, że w ze­szłym roku mój uni­wer­sy­tet wy­pra­wił im­prezę z oka­zji sto pięć­dzie­sią­tej rocz­nicy jej opra­co­wa­nia. Był układ okre­sowy uło­żony z ba­be­czek, prze­pro­wa­dzi­łam kilka po­ka­zów, a dzie­kan na­szego wy­działu wy­gło­sił piękną prze­mowę. To było jedno z naj­bar­dziej ner­dow­skich przy­jęć, na które kie­dy­kol­wiek mnie za­pro­szono, i szcze­rze mó­wiąc, ba­wi­łam się do­sko­nale.

Na końcu tej książki także znaj­dzie­cie układ okre­sowy pier­wiast­ków che­micz­nych, ale je­śli szu­ka­cie wer­sji elek­tro­nicz­nej, go­rąco po­le­cam pta­ble.com. Jesz­cze wiele razy będę na­wią­zy­wała tu do ta­blicy Men­de­le­jewa, więc chcę mieć pew­ność, że wy też wie­cie, jak z nich ko­rzy­stać. Ta­blica bę­dzie na­szym prze­wod­ni­kiem w roz­dziale o zdro­wiu i do­brym sa­mo­po­czu­ciu, a także pod­stawą ana­lizy che­mii, z którą mamy do czy­nie­nia na co dzień. Mu­simy znać po­ło­że­nie pier­wiast­ków w ukła­dzie okre­so­wym oraz wi­dzieć, co to ozna­cza dla re­ak­tyw­no­ści. Gdy bę­dziemy po­tra­fili zro­zu­mieć układ okre­sowy pier­wiast­ków, poj­miemy także, dla­czego za­wsze po­win­ni­śmy sto­so­wać szam­pon i od­żywkę tej sa­mej marki albo czemu upie­czone przez was cia­sto nie wy­gląda tak jak to, które wi­dzie­li­ście w pro­gra­mie ku­li­nar­nym Ma­ster­Chef.

Za­cznijmy od przy­kładu. Otwórz­cie, pro­szę, książkę na ukła­dzie okre­so­wym pier­wiast­ków i znajdź­cie pro­sto­kąt z sym­bo­lem che­micz­nym wo­doru – H – w le­wym gór­nym rogu ta­beli. Je­śli zer­k­nie­cie w górny róg pro­sto­kąta z li­terą „H”, zo­ba­czy­cie też cy­frę 1. Jest to liczba ato­mowa pier­wiastka, którą za­wsze po­ka­zuje się w gór­nej czę­ści okienka. Po­win­ni­ście też zna­leźć liczbę 1,008 w tym sa­mym pro­sto­ką­cie z li­terą „H”. Jest to masa ato­mowa, która za­wsze znaj­duje się na dole okienka.

Pew­nie za­uwa­ży­li­ście, że wo­dór mie­ści się na szczy­cie więk­szej ko­lumny. Każda ko­lumna w ukła­dzie okre­so­wym pier­wiast­ków na­zywa się grupą lub ro­dziną, a nu­mer ko­lumny wska­zuje na liczbę elek­tro­nów wa­len­cyj­nych, które za­wiera każdy pier­wia­stek. (Pa­mię­taj­cie, elek­trony wa­len­cyjne znaj­dują się na ze­wnętrz­nej po­włoce – ni­czym kurtka).

Jak mó­wić w ję­zyku che­mi­ków?

Je­śli chce­cie brzmieć jak che­micy, odej­mij­cie 10 od nu­meru ko­lumny w ukła­dzie okre­so­wym da­nego pier­wiastka. Więk­szość na­ukow­ców mówi o gru­pach 3, 4, 5, 6, 7 i 8, za­miast o ko­lum­nach 13, 14, 15, 16, 17 i 18. A to dla­tego, że nu­mer grupy od­po­wiada licz­bie elek­tro­nów wa­len­cyj­nych. Nie do­ty­czy to ko­lumn 3–12, po­nie­waż pier­wiastki z tych grup nie za­wsze dzia­łają zgod­nie z tra­dy­cyj­nymi za­sa­dami, które rzą­dzą elek­tro­nami wa­len­cyj­nymi. Jed­nak w przy­padku ko­lumn 13–18 uży­wamy ła­twych skró­to­wych opi­sów, po­nie­waż liczba elek­tro­nów wa­len­cyj­nych po­zwala nam prze­wi­dzieć, jak dany atom bę­dzie się za­cho­wy­wał w od­mien­nych wa­run­kach.

Weźmy na przy­kład wo­dór, który znaj­duje się w pierw­szej ko­lum­nie, za­tem może mieć tylko je­den elek­tron wa­len­cyjny. Z tego po­wodu lit, sód i wszyst­kie po­zo­stałe pier­wiastki z tej grupy także mu­szą mieć je­den elek­tron wa­len­cyjny. Mo­żemy za­tem za­ło­żyć, że wszyst­kie pier­wiastki che­miczne z pierw­szej grupy będą za­cho­wy­wały się bar­dzo po­dob­nie do sie­bie w po­dob­nych wa­run­kach. Mogę was za­pew­nić, że wo­dór (i wszyst­kie inne pier­wiastki z grupy pierw­szej) lubi od­da­wać swój elek­tron in­nym ato­mom i bę­dzie wy­ka­zy­wał nie­zwy­kle wy­soką re­ak­tyw­ność che­miczną. Ale dla­czego tak się dzieje?

Za­pewne lu­dzie spoza kręgu na­uki po­my­ślą zgod­nie z lo­giką, że pier­wia­stek z jed­nym elek­tro­nem wa­len­cyj­nym zro­biłby wszystko, co w jego mocy, aby ochro­nić (i za­trzy­mać) swój je­dyny wa­len­cyjny elek­tron. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak atomy dzia­łają wręcz prze­ciw­nie – elek­tron zo­staje ode­pchnięty od ją­dra. Dziwne, prawda?

Roz­łóżmy ten pro­ces na czyn­niki pierw­sze. Skoro wiemy, że ją­dro (wa­sze nerki i wą­troba) ma ła­du­nek do­datni, to elek­trony (wa­sza bluzka i kurtka) będą mocno przy­cią­gane przez do­dat­nie cen­trum. Gdy jed­nak do atomu do­damy wię­cej elek­tro­nów, ist­nieje więk­sze praw­do­po­do­bień­stwo wy­stą­pie­nia od­py­cha­nia po­mię­dzy elek­tro­nami. In­nymi słowy, twoja bluzka bę­dzie od­py­chała twoją kurtkę. Za­tem ją­dro nie bę­dzie trzy­mało się kur­czowo swo­jego je­dy­nego lub dwóch elek­tro­nów wa­len­cyj­nych, ale za­miast tego we­wnętrzna po­włoka od­py­cha elek­trony wa­len­cyjne w ato­mie (twoja bluzka od­py­cha kurtkę od ciała).

Z tego po­wodu więk­szość pier­wiast­ków o dwóch elek­tro­nach także jest dość re­ak­tywna. Są odro­binę bar­dziej sta­tyczne od pier­wiast­ków z jed­nym elek­tro­nem, ale co do za­sady pier­wiastki w gru­pie dru­giej bez pro­blemu od­dają swoje elek­trony. Be­ryl, ma­gnez, wapń i stront to świetne przy­kłady pier­wiast­ków o dwóch elek­tro­nach wa­len­cyj­nych, w któ­rych elek­trony od­py­chają się tak samo jak w pier­wiast­kach z grupy pierw­szej.

Wę­giel i krzem znaj­dują się w czwar­tej ko­lum­nie, za­tem mają po cztery elek­trony wa­len­cyjne. Czyli mo­żemy się spo­dzie­wać, że wę­giel i krzem za­cho­wają się bar­dzo po­dob­nie w zbli­żo­nych wa­run­kach. Che­micy wie­dzą już, że za­równo wę­giel, jak i krzem są dość sta­tyczne, mo­żemy więc się do­my­ślać, że po­dob­nie jest z każ­dym in­nym pier­wiast­kiem z grupy czwar­tej – tak jak dzieje się z ge­ra­nium, cyną i oło­wiem.

Men­de­le­jew traf­nie prze­wi­dział, że che­micy w przy­szło­ści będą chcieli od­kryć, w jaki spo­sób pier­wiastki będą na sie­bie od­dzia­ły­wały. Wła­śnie dla­tego upo­rząd­ko­wał układ okre­sowy pier­wiast­ków che­micz­nych, z któ­rego ko­rzy­stamy do dziś, we­dług elek­tro­nów oraz masy ato­mo­wej. (Także z tego po­wodu ta­blica Men­de­le­jewa ma kształt kie­li­cha, a nie pro­sto­kąta. Ob­szerne luki na szczy­cie układu okre­so­wego po­zwa­lają usze­re­go­wać pier­wiastki we­dług ich fi­zycz­nych i che­micz­nych wła­ści­wo­ści).

Gdy prze­su­wamy pal­cem w dół ko­lumny układu okre­so­wego pier­wiast­ków, atomy ro­bią się co­raz więk­sze. Ogól­nie rzecz uj­mu­jąc, naj­więk­sze atomy znaj­dują się w le­wym dol­nym rogu ta­blicy Men­de­le­jewa, a naj­mniej­sze pla­sują się w pra­wym gór­nym rogu.

Każdy rząd – lub okres (stąd na­zwa układu okre­so­wego) – ozna­cza do­dat­kową „war­stwę” elek­tro­nów w da­nym ato­mie. Wę­dru­jąc w po­przek okresu w ukła­dzie okre­so­wym (z le­wej strony do pra­wej), na­tra­fiamy na co­raz mniej­sze atomy. Wy­daje się, że jest na od­wrót, prawda? Jak to moż­liwe, że hel jest mniej­szy od wo­doru?

W każ­dym ko­lej­nym okre­sie każdy pier­wia­stek zy­skuje po jed­nym do­dat­ko­wym pro­to­nie i elek­tro­nie. Zna­czy to, że do­datni ła­du­nek ją­dra wzra­sta za każ­dym ra­zem, gdy ro­śnie liczba ato­mowa. Im więk­szy ła­du­nek do­datni, tym bar­dziej elek­trony wa­len­cyjne przy­cią­gane są do środka atomu (czyli do ją­dra).

Przy­kła­dowo ła­du­nek ją­dra wo­doru wy­nosi +1. Wo­dór po­cho­dzi z pierw­szej grupy, więc mo­żemy za­ło­żyć, że ma także je­den elek­tron wa­len­cyjny. Ozna­cza to, że ła­du­nek ją­dra +1 jest przy­cią­gany przez ła­du­nek −1 w elek­tro­nie.

Ale po­rów­najmy tę za­leż­ność do przy­cią­ga­nia w ato­mie helu. Hel leży w dru­giej gru­pie, są­dzimy więc, że ma dwa pro­tony i dwa elek­trony. Przy­cią­ga­nie ła­dunku +2 w ją­drze przez ła­du­nek −2 elek­tronu wa­len­cyj­nego jest znacz­nie więk­sze niż przy­cią­ga­nie mię­dzy ła­dun­kami +1 i −1 w wo­do­rze. Zna­czy to, że elek­trony wa­len­cyjne są za­sy­sane w kie­runku ją­dra o wiele sil­niej, niż przy­cią­gane są elek­trony wa­len­cyjne wo­doru. Za­tem hel ma mniej­szy pro­mień ato­mowy od wo­doru.

Je­śli ze­sta­wimy od­py­cha­nie po­mię­dzy elek­tro­nami oraz przy­cią­ga­nie mię­dzy pro­to­nami i elek­tro­nami, za­czniemy za­uwa­żać kilka tren­dów obo­wią­zu­ją­cych w ukła­dzie okre­so­wym pier­wiast­ków. Naj­ła­twiej za­pa­mię­tać za­sadę rzą­dzącą gru­pami i okre­sami, po­wta­rza­jąc: „gruby frans”. Frans, je­den z naj­więk­szych ato­mów w ukła­dzie okre­so­wym pier­wiast­ków che­micz­nych, znaj­duje się w le­wym dol­nym rogu i ma liczbę ato­mową 87. Ma 87 pro­to­nów, 87 elek­tro­nów i śred­nio 136 neu­tro­nów. Gdyby frans był osobą, no­siłby na so­bie SPORO ubrań.

Jest jesz­cze je­den wnio­sek, który można wy­snuć po sa­mym zer­k­nię­ciu na układ okre­sowy, a mia­no­wi­cie to, jak bar­dzo dany atom jest po­datny na zmianę. Pa­mię­taj­cie, atomy po­tra­fią dość ła­two tra­cić i zy­ski­wać elek­trony – to dla nich jak ścią­gnię­cie kurtki, a dla więk­szych ato­mów, ta­kich jak frans, jak zdję­cie z sie­bie war­stwy ubrań.

Go­to­wość pier­wiastka do zy­ska­nia lub utraty elek­tro­nów na­zy­wamy po­wi­no­wac­twem elek­tro­no­wym. Przy­kła­dowo więk­szość pier­wiast­ków z pra­wego gór­nego rogu układu okre­so­wego, ta­kich jak tlen i fluor, ma duże po­wi­no­wac­two elek­tro­nowe, co zna­czy, że roz­pacz­li­wie pra­gną wzbo­ga­cić się o elek­tron. Pier­wiastki z siód­mej grupy (ko­lumny 17) owiane są złą sławą, po­nie­waż pra­gną ukraść elek­tron z są­sia­du­ją­cego atomu, przy czym fluor ce­chuje się naj­więk­szą re­ak­tyw­no­ścią.

Jon – co to ta­kiego?

Kiedy atom zy­ska (lub straci) elek­tron, na­zy­wamy go jo­nem. Ter­min anion ozna­cza każdy atom, który zdo­był przy­naj­mniej je­den elek­tron, a ka­tion – każdy atom, który stra­cił przy­naj­mniej je­den elek­tron.

Naj­pierw przyj­rzyjmy się anio­nom. Anion za­wsze ma ła­du­nek ujemny i wię­cej elek­tro­nów niż pro­to­nów. Bę­dzie też więk­szy od od­po­wia­da­ją­cego mu neu­tral­nego atomu. Gdyby mój mąż od­dał mi swój duży pu­chaty płaszcz, wy­glą­da­ła­bym w nim na więk­szą. Po­dob­nie atom, który zy­skał elek­tron (te­raz zwany anio­nem), staje się więk­szy. Świet­nym przy­kła­dem jest fluor. Atomy flu­oru za­wsze dążą do zdo­by­cia jed­nego elek­tronu, aby prze­mie­nić się w anion flu­or­kowy (F–). Kiedy fluor jest neu­tralny, po­zo­staje bez­u­ży­teczny dla ludz­kiego ciała. Ale gdy tylko zy­skuje elek­tron, staje się flu­or­kiem (anio­nem), a tym sa­mym mi­kro­skład­ni­kiem od­żyw­czym, który prze­ciw­działa próch­nicy i wspiera zdrowy wzrost ko­ści w ciele czło­wieka. Moim zda­niem to fa­scy­nu­jące, że je­den nie­wielki elek­tron po­wo­duje tak ogromne zmiany we wła­ści­wo­ściach che­micz­nych atomu.

Ter­mi­nem ka­tion na­zy­wamy każdy atom, który stra­cił je­den lub wię­cej elek­tro­nów. W przy­kła­dzie z pu­cha­tym płasz­czem mój mąż sym­bo­li­zuje ka­tion, gdy daje mi swoje okry­cie wierzch­nie – czyli elek­tron. Ka­tiony za­wsze mają po­zy­tywny ła­du­nek i wię­cej pro­to­nów niż elek­tro­nów. Wy­dają się też mniej­sze od po­cząt­ko­wego neu­tral­nego atomu – tak samo jak mój mał­żo­nek wy­da­wałby się mniej­szy, kiedy prze­ka­załby mi już swój płaszcz.

Atomy, które z naj­więk­szym praw­do­po­do­bień­stwem staną się ka­tio­nami – w prze­ci­wień­stwie do po­wszech­nych anio­nów – znaj­dują się w le­wym gór­nym rogu układu okre­so­wego pier­wiast­ków, tak jak lit czy be­ryl. Pier­wiastki te mają je­den lub dwa elek­trony wa­len­cyjne, które mogą bez trudu prze­ka­zać in­nemu ato­mowi. Wła­śnie dla­tego aku­rat te pier­wiastki z o wiele więk­szym praw­do­po­do­bień­stwem zo­staną ka­tio­nami niż anio­nami.

Za­sada ta do­ty­czy szcze­gól­nie pier­wiast­ków umiej­sco­wio­nych w gru­pie pierw­szej, zwłasz­cza litu. Atom litu musi stra­cić tylko je­den elek­tron, aby prze­mie­nić się w ka­tion litu (Li+). Ka­tiony litu w po­staci jonu można wy­ko­rzy­stać do le­cze­nia za­bu­rze­nia afek­tyw­nego dwu­bie­gu­no­wego, po­nie­waż po­ma­gają re­gu­lo­wać wraż­li­wość mó­zgu na do­pa­minę, pod­czas gdy neu­tralny me­tal litu nie ma ta­kiego wpływu na or­ga­nizm czło­wieka. Po­now­nie wi­dzimy, że do­da­nie lub usu­nię­cie za­le­d­wie jed­nego elek­tronu może ra­dy­kal­nie zmie­nić wła­ści­wo­ści fi­zyczne atomu.

Ostat­nią ka­te­go­rią, którą po­win­ni­ście po­znać, jest grupa ósma (ko­lumna 18). Wszyst­kie znaj­du­jące się tu­taj pier­wiastki na­zy­wamy nie­ak­tyw­nymi (obo­jęt­nymi). Pier­wiastki te nie chcą zdo­być elek­tronu ani go stra­cić. Wy­obra­żam so­bie pier­wiastki z tej grupy, ta­kie jak hel czy neon, jako lu­dzi, któ­rzy w so­botni wie­czór wolą zo­stać w domu i re­lak­so­wać się na ka­na­pie, za­miast wy­cho­dzić na mia­sto i ba­wić się na im­pre­zie. Wszyst­kie pier­wiastki z ósmej grupy (hel, neon, ar­gon, kryp­ton, kse­non i ra­don) zwiemy ga­zami szla­chet­nymi, po­nie­waż tak rzadko do­pusz­czają się in­te­rak­cji z in­nymi – ni­czym człon­ko­wie ro­dziny kró­lew­skiej.

Układ okre­sowy pier­wiast­ków che­micz­nych to znacz­nie wię­cej niż zwy­kła ścią­gawka. Kiedy pa­trzymy na ta­blicę Men­de­le­jewa, wi­dzimy stu­le­cia od­kryć do­ko­na­nych przez ty­siące – je­śli nie setki ty­sięcy – na­ukow­ców z ca­łego świata. Ko­rzy­sta­jąc z układu okre­so­wego, po­tra­fimy do­ko­nać wspa­nia­łych rze­czy, na przy­kład stwo­rzyć ob­ra­zo­wa­nie wy­kry­wa­jące no­wo­twór czy wy­na­leźć pół­prze­wod­niki, które umoż­li­wiają pracę pa­neli sło­necz­nych. Na­wet ba­te­rie li­towo-jo­nowe w te­le­fo­nie ko­mór­ko­wym czy lap­to­pie to wy­nik po­wta­rza­ją­cych się wzo­rów w ukła­dzie okre­so­wym – dzia­łają tylko dla­tego, że elek­trony po­ru­szają się w ato­mach i po­mię­dzy ato­mami. Dzięki so­lid­nej pod­sta­wie bu­dowy atomu ła­twiej nam raz po raz za­ob­ser­wo­wać prze­jawy in­te­rak­cji mię­dzy elek­tro­nami i pro­to­nami na świe­cie.

Skoro już po­ję­li­ście pod­stawy atomu – pro­tony, neu­trony i elek­trony – a także to, jak atomy two­rzą pier­wiastki, mo­żemy przejść do tego, co się dzieje, kiedy spo­ty­kają się dwa atomy róż­nych pier­wiast­ków. Tu wła­śnie che­mia robi się na­prawdę eks­cy­tu­jąca, po­nie­waż przy­cią­ga­nie po­mię­dzy ato­mami jest jak cho­dze­nie na randki lub za­wie­ra­nie no­wych przy­jaźni.

Czy po­jawi się przy­cią­ga­nie?

Jak tych dwoje za­re­aguje?

Czy stwo­rzą mię­dzy sobą więź?

Ciąg dal­szy w wer­sji peł­nej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: