Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rywalka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Rywalka - ebook

Pammie zachowuje się jak typowa zaborcza matka. Niechęć, jaką żywi do Emily, ukochanej Adama, z każdym dniem rośnie. Pammie wtrąca się w ich życie, psuje romantyczne chwile, a wreszcie – pod pretekstem choroby – wprowadza się do nich.

Stopniowo życie Emily zmienia się w koszmar. Adam zawsze staje po stronie matki, a im bliżej ślubu, tym bardziej oddala się od przyszłej żony. Kiedy Emily odkrywa, że to Pammie znalazła ciało poprzedniej narzeczonej syna, która zmarła w tajemniczych okolicznościach, uświadamia sobie, w jakim niebezpieczeństwie się znalazła...

A jeśli zagrożeniem jest ktoś inny?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7515-620-1
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Stoi cała piękna w sukni ślubnej. Leży na niej doskonale, w mojej wyobraźni wybrała właśnie taką: elegancką, skromną i niepowtarzalną – jak ona sama. Serce mi krwawi na myśl, że jej wyjątkowy dzień nigdy nie nadejdzie, ale ona jeszcze nie musi tego wiedzieć.

Myślę o gościach, którzy się nie pojawią, o pustych ramkach na zdjęcia, bezgłośnym pierwszym tańcu, niezjedzonym torcie i czuję, że moja determinacja słabnie. Zbieram siły. To nie czas na wątpliwości.

Mam jeszcze wiele do zrobienia, muszę zadać tyle bólu i się nie wycofam. Już raz z mojej winy doszło do tragedii, tym razem zrobię to jak należy.

Błąd kosztowałby zbyt wiele.2

Nie szukałam chłopaka. Nie wiedziałam nawet, że chcę go mieć, dopóki nie pojawił się Adam. Razem z moją współlokatorką Pippą wiodłyśmy beztroskie i błogie życie. Chodziłyśmy do pracy, wracałyśmy do domu, piłyśmy herbatkę ze swoich tacek, a potem opychałyśmy się czekoladą przy maratonach _Skazanego na śmierć._ Przez te kilka godzin było nam jak w niebie, ale następnego ranka stawałam na wadze i przeklinałam swoje cztery kilo zimowego tłuszczyku. Co roku to samo – i oczywiście nie pomaga fakt, że nie chodzę na siłownię, za którą płacę siedemdziesiąt dwa funty miesięcznie. Nie mieszczę się już w jeansy w rozmiarze czterdzieści, które nosiłam zeszłego lata, ale zamiast kupić sobie takie w rozmiarze czterdzieści dwa, wolę przeczesywać sklepy w poszukiwaniu obszerniejszej czterdziestki, w którą się wcisnę. Całe lato żyłam złudzeniami i wciąż oszukiwałam się, że obiecywana gorąca końcówka sezonu pomoże mi odzyskać motywację.

Raz na jakiś czas wychodzę na miasto, zwłaszcza niedługo po wypłacie, ale te wieczory nie są już takie jak dawniej. Może to dlatego, że się starzeję, a może dlatego, że wszyscy inni są coraz młodsi, w każdym razie nieszczególnie pociąga mnie stanie w zatłoczonym pubie i przepychanie się łokciami do baru za każdym razem, gdy mam ochotę na drinka. Pippa zaciągnęła mnie siłą na parę koncertów, choć niestety nie w O2 Arena. Woli podziemne pieczary, gdzie zespoły – złożone chyba w większości z facetów, z którymi spała – rzucają się po scenie i zachęcają publiczność do tego samego. Można mnie poznać po tym, że stoję z tyłu, a z moich ukrytych słuchawek rozbrzmiewa na cały regulator składanka największych hitów musicalowych.

Dzięki Bogu za Seba, mojego najlepszego przyjaciela i męską wersję mnie. Wyszłabym za niego wiele lat temu, gdybym sądziła, że zdołam przeciągnąć go choć milimetr na stronę hetero, niestety jednak muszą mi wystarczyć wieczory w dźwiękoszczelnej budce do karaoke, gdy walczymy o najlepsze kwestie z _Les Misérables._ Poznaliśmy się w okresie, który nazywa moim „etapem fryzjerskim”. Niezadowolona z pracy sekretarki zapisałam się na wieczorowy kurs fryzjerstwa i makijażu. Oczywiście wyobrażałam sobie, że zostanę żeńską wersją Nicky’ego Clarke’a, będę miała modny salon w samym środku Mayfair, a klienci celebryci będą musieli robić rezerwacje na wiele miesięcy do przodu. W rzeczywistości spędziłam trzy miesiące na zamiataniu cudzych włosów i nabawiłam się zapalenia skóry na rękach od żrącego szamponu. Dawniej miewałam takie szalone pomysły, do których się rwałam, dając się zwieść wizjom świetlanej przyszłości. Tak jak wtedy, gdy zapisałam się na kurs urządzania wnętrz w pobliskim college’u. Nie miałam zamiaru uczyć się szycia ładnych poduszek albo spędzać godziny na zdzieraniu pięciu warstw lakieru ze starej komody. Nie – zamierzałam zostać nową Kelly Hoppen, pomijając pot i łzy, których wymaga zdobycie nowej umiejętności. Moim celem był Nowy Jork, gdzie natychmiast zlecono by mi urządzenie loftu dla Chandlera z _Przyjaciół_. Nie trzeba dodawać, że poduszki nigdy nie skończyłam, a zamówione próbki tapet i tkanin nie ujrzały już światła dziennego.

Seb był świadkiem co najmniej czterech zwrotów na mojej ścieżce kariery i za każdym razem szalenie entuzjastycznie mnie wspierał, zapewniając, że „jestem do tego stworzona”. A jednak kiedy po każdej zawodowej porażce płakałam na kanapie, jaka jestem bezużyteczna, przekonywał mnie, że tak naprawdę to nie było zajęcie dla mnie. Ale teraz w końcu znalazłam swoje powołanie. Choć odkryłam je nieco później, niż planowałam, wiem już, że mam dryg do wyławiania perełek wśród kandydatów. Na tym się znam, w tym jestem dobra.

– Czyli jest analitykiem do spraw analiz informatycznych? – spytał podejrzliwie Seb, gdy następnego dnia siedzieliśmy na Soho Square, jedząc na pół kanapkę i sałatkę z Marks & Spencer. – Cokolwiek to znaczy.

Skinęłam głową z entuzjazmem, ale w duchu zadawałam sobie to samo pytanie. Sama kojarzyłam prawdziwych ludzi z prawdziwymi posadami: asystenci sprzedaży w sklepach, sekretarki w biurach, asystentki dentystyczne. Sektor informatyczny to zupełnie inna dziedzina, potężna branża, którą w Faulkner’s wolimy zostawić ekspertom.

– Pewnie jest bardzo rozrywkowy – stwierdził Seb, z całych sił starając się zachować poważną minę. – I co zrobił? Rozpalił cię swoimi megabajtami?

Roześmiałam się.

– Wygląda inaczej, niżbyś się spodziewał.

– Czyli nie nosi okularów i nie ma przedziałka na środku głowy?

Pokręciłam głową z uśmiechem.

– I nie ma na imię Eugene?

– Nie – wymamrotałam z ustami pełnymi chleba i pieczonej wołowiny. – Jest wysoki, ciemnowłosy i ma piękne zęby.

– Twoja mama byłaby zachwycona.

Trzepnęłam go dłonią po ramieniu.

– I ma naprawdę seksowny głos. Głęboki i tajemniczy. Jak Matthew McConaughey, tylko bez teksańskiego akcentu.

Seb uniósł brwi zaskoczony.

– Czyli zupełnie inny niż McConaughey.

– Wiesz, o co mi chodzi – upierałam się. – I duże dłonie… bardzo duże dłonie z zadbanymi paznokciami.

– Po cholerę patrzyłaś na jego dłonie? – spytał Seb, plując niegazowaną lemoniadą. – Byłaś z nim przez piętnaście minut i zdążyłaś sprawdzić, czy ma obcięte skórki?

Wzruszyłam ramionami nadąsana.

– Chodzi mi tylko o to, że najwyraźniej o siebie dba, a ja to lubię u facetów. To ważne.

Seb cmoknął sceptycznie.

– To wszystko świetnie brzmi, ale jaka jest szansa, że go jeszcze zobaczysz, w skali od jednego do dziesięciu?

– Szczerze? Jeden albo dwa. Po pierwsze, wyglądał na takiego, co ma dziewczynę, a po drugie, chyba piwo pomieszało mu w głowie.

– Był pijany czy tylko wesoły?

– Trudno powiedzieć. To była czyjaś impreza pożegnalna i chyba wspomniał, że przyszli z jakiegoś baru w The City, czyli najwyraźniej już trochę krążyli. Adam wyglądał w porządku, może był trochę wymięty, ale przecież nie wiem, jak wygląda normalnie. Paru jego kolegów zdecydowanie miało już w czubie, ledwie stali.

– Pewnie w Grosvenor byli zachwyceni takimi gośćmi – roześmiał się Seb.

– Chyba kazano im wyjść, kiedy się zbierałam. – Skrzywiłam się. – Zaczęli się schodzić nadziani goście, a bar przypominał raczej knajpę dla turystów na Majorce, a nie elegancki lokal przy Park Lane.

– Kiepsko to wygląda, mała – powiedział Seb.

Zmarszczyłam nos.

– Prawda. Chyba marne są szanse, że się do mnie odezwie.

– Rzuciłaś mu to spojrzenie? – spytał.

– Jakie spojrzenie?

– No wiesz. Tę twoją minkę mówiącą „zabierz mnie do łóżka albo opuść na wieki”?

Zatrzepotał rzęsami i oblizał wargi tak nieseksownie, jak to tylko możliwe, zupełnie jak pies po zjedzeniu ulubionej chrupki. Kiedyś jeden mój adorator powiedział mu, że mam „łóżkowe oczy” i „wydatne usta” i od tamtej pory Seb nie dawał mi spokoju.

– No to rzuciłaś je czy nie?

– Zamknij się!

– Co miałaś na sobie? – spytał.

Wykrzywiłam twarz.

– Czarną ołówkową spódnicę i białą bluzkę. A co?

– Zadzwoni. – Uśmiechnął się. – Gdybyś włożyła tę namiotowatą spódnicę kupioną na wyprzedaży w Whistles, powiedziałbym, że szanse są zerowe, ale w ołówkowej? Średnie albo nawet wysokie.

Zaśmiałam się i rzuciłam w niego zwiędłym liściem sałaty. Każda kobieta powinna mieć swojego Seba. Udziela brutalnie szczerych rad, które czasami wytrącają mnie z równowagi i zmuszają do przemyślenia całego życia na nowo, ale dzisiaj jestem w stanie to znieść i cieszę się, że może ocenić sytuację, bo zawsze ma cholerną rację.

– Jak zamierzasz to rozegrać, kiedy zadzwoni? – spytał, wyciągając zabłąkany liść z brody i rzucając go na trawę.

– Jeśli zadzwoni – podkreśliłam – rozegram to jak zwykle. Nieśmiało i powściągliwie.

Seb się roześmiał i opadł na plecy, łaskocząc się po żebrach dla wzmocnienia efektu.

– Jeśli ty jesteś nieśmiała i powściągliwa, to ja jestem okazem macho.

Kusiło mnie, by wysypać mu resztę sałatki na głowę, gdy tak zwijał się ze śmiechu na trawie, ale wiedziałam, że pewnie przerodziłoby się to w otwartą bitwę na jedzenie. Tego dnia miałam napięty grafik, wolałam uchronić jedwabną bluzkę przed atakiem sosu balsamicznego. Szturchnęłam więc tylko Seba zaczepnie czubkiem lakierowanego czółenka na obcasie.

– I ty się nazywasz moim przyjacielem? – spytałam wyniośle i wstałam, zbierając się do odejścia.

– Zadzwoń, kiedy zadzwoni – zawołał za mną Seb.

Wciąż chichotał, gdy odchodziłam.

– Zadzwonię, jeśli zadzwoni – odkrzyknęłam, dochodząc do bramy placu.

Tego samego popołudnia w środku spotkania rozległ się dzwonek mojego telefonu. Mój klient, chiński biznesmen, który z pomocą tłumacza szukał pracowników do rozwijającej się firmy, pokazał gestem, żebym odebrała. Uśmiechnęłam się grzecznie i pokręciłam głową, ale na wyświetlaczu pojawił się napis „Numer zastrzeżony”, co mnie zaciekawiło.

Kiedy zadzwonił kolejne trzy razy, klient spojrzał na mnie błagalnie, niemal dopraszając się, bym odebrała.

– Przepraszam – powiedziałam, a potem wyszłam z sali.

Lepiej, żeby to było coś ważnego.

– Emily Havistock – powiedziałam, przesunąwszy palcem po iPhonie.

– Havistock? – powtórzył głos.

– Tak, czym mogę służyć?

– Nic dziwnego, że na plakietce nie miałaś nazwiska. – Roześmiał się.

Poczułam, jak krew uderza mi do głowy, a szyja i policzki czerwienieją.

– Niestety jestem teraz na spotkaniu. Czy mogę oddzwonić?

– Nie przypominam sobie takiego oficjalnego tonu. A może to twój głos telefoniczny?

Przemilczałam to, ale uśmiechnęłam się.

– No dobrze, oddzwoń – powiedział. – Tak przy okazji, mówi Adam. Adam Banks.

Czy on myśli, że dałam swój numer tabunowi facetów?

– Wyślę ci SMS-a – powiedział. – Na wypadek, gdyby mój numer się nie wyświetlił.

– Dziękuję, odezwę się wkrótce – odpowiedziałam, kończąc połączenie, ale wcześniej usłyszałam jego śmiech.

Przez resztę spotkania nie mogłam się skupić i złapałam się na tym, że próbuję je czym prędzej skończyć. Ale nie chciałam za szybko oddzwaniać, żeby nie domyślił się, jaką mam na to ochotę, więc kiedy tłumacz powiedział, że klient chciałby mnie oprowadzić po nowej części biurowej parę pięter wyżej, z wdzięcznością się zgodziłam.

Tydzień później przy kolacji musiałam wyjaśnić Adamowi, dlaczego oddzwoniłam do niego dopiero po trzech godzinach.

– Naprawdę spodziewasz się, że w to uwierzę? – spytał z niedowierzaniem.

– Przysięgam. Nie jestem z tych, co zwlekają, żeby zrobić wrażenie. Może kazałabym ci się pocić przez godzinę. Ale przez trzy? To niegrzeczne. – Roześmiałam się.

Zmrużył oczy, starając się powstrzymać uśmiech.

– I naprawdę przez cały ten czas tkwiłaś w windzie?

– Tak, przez trzy potwornie długie godziny, z mężczyzną, który ledwie mówił po angielsku, i dwoma supersmartfonami, z których żaden nie był na tyle smart, żeby zadzwonić po pomoc.

– Cała prawda o chińskiej technologii – rzucił, krztusząc się sauvignon blanc.

Zanim miesiąc później przedstawiłam Adama Sebowi, spotkaliśmy się osiemnaście razy.

– Chyba żartujesz! – jęknął Seb, gdy trzeci raz z rzędu odwołałam nasze wieczorne spotkanie. – Jak myślisz, kiedy mnie gdzieś wciśniesz?

– No już, nie rób się taki zazdrosny – zażartowałam. – Może jutro wieczorem?

– O ile znowu cię gdzieś nie zaprosi, tak?

– Obiecuję, że jutrzejszy wieczór będzie należał wyłącznie do ciebie. – Mimo wszystko już w chwili, gdy to mówiłam, miałam do niego trochę żalu.

– No dobrze, to co chcesz robić? – spytał naburmuszony. – Wyszedł ten film oparty na książce, która nam się podobała.

– _Gwiazd naszych wina_? – spytałam bez namysłu. – Dzisiaj idę na to z Adamem.

– A. – Wyczułam jego rozczarowanie i od razu miałam ochotę ugryźć się w język.

– Ale to nic – dodałam radośnie. – Jutro pójdę drugi raz. Książka była świetna, więc film też na pewno będzie, prawda? Musimy zobaczyć go razem.

– Skoro na pewno tego chcesz… – powiedział Seb nieco pogodniej. – Postaraj się nie bawić na nim za dobrze ze swoim chłopakiem.

Choćbym nawet chciała, nie było mi to dane. Moją uwagę odwracało to, że Adam cały czas wiercił się w fotelu i zerkał na telefon.

– A to radosna opowiastka – powiedział, gdy jakieś dwie godziny później wyszliśmy z kina.

– Tobie to dobrze – stwierdziłam, pociągając nosem i ukradkiem wycierając go w chusteczkę. – Mnie jutro czeka powtórka z rozrywki.

Zatrzymał się w pół kroku na ulicy i odwrócił do mnie.

– Dlaczego? – spytał.

– Bo obiecałam Sebowi, że obejrzę go razem z nim.

Adam uniósł pytająco brwi.

– Oboje uwielbiamy książkę i zawsze obiecywaliśmy sobie, że jeśli zrobią film, to zobaczymy go razem.

– Ale widziałaś go teraz – powiedział. – Załatwione.

– Wiem, ale chcieliśmy to zrobić razem.

– Muszę poznać tego Seba, który mi ciebie zabiera – powiedział, przyciągając mnie do siebie i wdychając zapach moich włosów.

– Gdyby był hetero, to miałbyś problem. – Zaśmiałam się. – Ale nie masz się czym martwić.

– To bez różnicy. Spotkajmy się któregoś wieczoru w przyszłym tygodniu, żeby razem podyskutować o zaletach i wadach tego głupiego filmu, który obejrzeliśmy.

Żartobliwie walnęłam go pięścią w ramię, a on pocałował mnie w czubek głowy. Czułam się, jakbyśmy byli razem od zawsze, ale kiedy był blisko, buzowało we mnie podniecenie, rozpalając każdy nerw. Nie chciałam, by to uczucie kiedykolwiek zniknęło.

Było jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić na pewno, ale jakąś częścią siebie, której nikt nie dostrzegał, wierzyłam, że to jest naprawdę coś. Nie byłam dość odważna, a może dość głupia, by wyśpiewywać wniebogłosy z dachów, że Adam jest „tym jedynym”, ale podobało mi się to uczucie. Było inaczej, i mocno trzymałam kciuki za to, żeby moje przeczucie się sprawdziło.

Czuliśmy się przy sobie swobodnie, może nie do tego stopnia, żeby nie zamykać drzwi łazienki, ale nie próbowałam też obsesyjnie dopasować koloru paznokci do odcienia pomadki, a niewielu facetów dotrwało do momentu, gdy się one gryzły.

– Jesteś pewna, że nie za wcześnie na pomiar Sebometrem? – spytał Seb, ocierając łzy, gdy dwadzieścia cztery godziny później wychodziliśmy z tego samego kina. – Przecież nie minął jeszcze nawet miesiąc, prawda?

– Dzięki za otwartość – powiedziałam.

Ja też znowu pochlipywałam, ale nie przejmowałam się tym, gdy byłam z Sebem. Wzięłam go pod ramię, łącząc się z nim w bólu po zakończeniu filmu.

– Nie chcę wyjść na pesymistę, ale to chyba troszkę zbyt intensywne, żeby miało przetrwać, nie sądzisz? Widujesz się z nim prawie codziennie. Czy to na pewno nie wypali się tak szybko, jak się zaczęło? Nie zapominaj, że wiem, jaka jesteś.

Uśmiechnęłam się, chociaż ubodła mnie trochę sugestia, że to, co mnie łączy z Adamem, może być tylko przelotnym romansem.

– Nigdy wcześniej się tak nie czułam, Seb. Musisz go poznać, bo myślę, że to może mieć przyszłość. I bardzo mi zależy na tym, żebyś go polubił.

– Ale wiesz, że moja recenzja będzie bardzo szczera – dodał. – Jesteś na to gotowa?

– Myślę, że go polubisz – odparłam. – A jeśli nie, to udawaj, że tak jest.

Roześmiał się.

– Czy powinienem unikać jakiegoś tematu? Na przykład tego, że kiedyś poprosiłaś, żebym się z tobą ożenił, albo że rzuciłaś majtkami w chłopaków z zespołu Take That?

Zaczęłam się śmiać.

– Nie, to nie problem. Możesz mówić, o czym chcesz. Nie mam zamiaru niczego przed nim ukrywać.

– Chwila – powiedział Seb, przechylając się do przodu i udając wymioty. – O, teraz lepiej. Na czym stanęliśmy?

– Wiesz, że jak się postarasz, to potrafisz być pierwszorzędnym wrzodem na tyłku? – Zaśmiałam się.

– Nie chciałabyś, żebym był inny.

– Poważnie, on jest dosyć opanowany, więc raczej go tak łatwo nie speszysz.

To był jedyny problem z Adamem: gdyby był jeszcze trochę bardziej niewzruszony, to zamieniłby się w posąg. Jego świat jest spokojny jak morze bez fal. Nie irytuje się, kiedy utkniemy za potwornie wolnym kierowcą. Nie obrzuca linii kolejowych wszystkimi znanymi epitetami, bo liście na torach powodują opóźnienia, i nie obwinia mediów społecznościowych za całe zło tego świata.

– Jeśli nie popierasz tego, co reprezentują, to po co z nich korzystasz? – spytał, gdy jęczałam, że dawni znajomi ze szkoły piszą o każdym beknięciu, pierdnięciu i słowie swoich dzieci.

Nie ruszał go żaden z trywialnych problemów, przez które prawie non stop ciskałam gromy. Może czekał i ostrożnie omijał moje sztormy, zanim pokaże mi własne, ale chciałam, żeby bardziej się przede mną odsłonił. Chciałam wiedzieć, że w jego żyłach płynie prawdziwa krew.

Kilka razy próbowałam sprowokować go do reakcji, choćby po to, żeby sprawdzić, czy ma puls, ale nie udało mi się go wkurzyć. Wydawał się szczęśliwy, idąc spokojnym krokiem przed siebie; nie czuł potrzeby ani pragnienia, by dać z siebie coś więcej. Może jestem niesprawiedliwa, może po prostu taki jest, ale od czasu do czasu lubię sprzeciw, nawet gdy chodzi tylko o dyskusję o artykule w „Daily Mail”. Nie miałoby dla mnie znaczenia, o co chodzi, wystarczyłby byle drobiazg pozwalający mi zajrzeć do jego świata. Ale choć bardzo się starałam, rozmowa zawsze schodziła na mój temat, nawet kiedy to ja zadawałam pytania. Nie dało się zaprzeczyć, że miało to swoje zalety, bo ostatni facet, z którym się umawiałam, potrafił przez cały wieczór nawijać o swojej obsesji na punkcie gier komputerowych. Mimo wszystko, gdy Adam tak ciągle odbijał piłeczkę, zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie o nim wiem.

Dlatego potrzebowałam Seba. On należy do osób, które potrafią od razu dotrzeć do sedna, przedrzeć się przez złożone warstwy osobowości rozmówców do samej ich duszy, często obnażanej już po kilku minutach od chwili, gdy go poznają. Raz zapytał moją matkę, czy mój tata to jedyny mężczyzna, z którym była. Od razu zakryłam dłońmi uszy, wykrzykując „la, la, la”, ale przyznała, że miała wspaniały romans z pewnym Amerykaninem tuż przed tym, jak związała się z tatą.

– Nie był to taki romans, o jakich wy, młodzi, zwykle mówicie – powiedziała. – Nie spotykaliśmy się potajemnie i nie uprawialiśmy pozamałżeńskiego seksu, żadne z nas nie miało zresztą małżonka, więc nie był to romans w znanym wam sensie. Było to po prostu piękne spotkanie dwojga ludzi, którzy odbierali na tych samych falach.

Szczęka opadła mi do podłogi. Pomijając szok wynikający z wiedzy, że moja mama najwyraźniej uprawiała seks więcej niż dwa razy (żeby począć mnie i mojego brata), do tego robiła to z kimś innym niż mój ojciec? Córki rzadko mają okazję odkryć takie perły przeszłości, a zanim się obejrzymy, jest za późno, by spytać. Ale gdy przebywa się z kimś takim jak Seb, każdy smakowity kąsek zostanie wydobyty na światło dzienne, i to niemal niezauważenie.

W kolejny weekend Adam, Seb i ja umówiliśmy się w barze w Covent Garden. Nie chciałam proponować kolacji na wypadek, gdyby zrobiło się sztywno i niezręcznie, ale miałam nadzieję, że tak zakończy się nasz wspólny wieczór. Nie skończyliśmy jeszcze pierwszego drinka, kiedy Seb zapytał Adama, gdzie dorastał.

– Pod Reading – odpowiedział. – Gdy miałem dziewięć lat, przeprowadziliśmy się do Sevenoaks. A ty?

Znowu to samo.

Ale Seb nie dał sobie popsuć szyków.

– Urodziłem się w szpitalu Lewisham, gdzie już zostałem. To znaczy nie w szpitalu, ale dosłownie dwie ulice dalej, przy przecznicy z High Street. Parę lat temu byłem w Sevenoaks, chłopak, z którym się spotykałem, miał tam firmę projektową. Bardzo ładna okolica. Dlaczego przeprowadziliście się z Reading?

Adam poruszył się na stołku skonsternowany.

– Eee, mój tata zmarł. Mama miała znajomych w Sevenoaks i potrzebowała pomocy w opiece nade mną i młodszym bratem. Nie mieliśmy po co zostawać w Reading. Ojciec przez lata pracował dla Microsoftu, ale kiedy odszedł… – Zamilkł.

– Ja też straciłem tatę – zwierzył się Seb. – Do dupy, nie?

Adam skinął smętnie głową.

– Czy twoja mama dalej jest sama, czy poznała kogoś innego? – spytał Seb, a potem speszony dodał: – Przepraszam, twoja mama dalej żyje, tak?

Adam pokiwał głową.

– Tak, dzięki Bogu. Wciąż mieszka w Sevenoaks i nadal jest sama.

– To trudna sytuacja, kiedy rodzic jest sam, prawda? – spytał Seb. – Czujemy się za niego o wiele bardziej odpowiedzialni, nawet kiedy jesteśmy dziećmi, a to oni powinni zachowywać się dorośle.

Adam uniósł brwi i pokiwał głową, zgadzając się. Nie mogłam się włączyć do tej rozmowy, bo na szczęście moi rodzice wciąż żyją, dlatego zaproponowałam, że pójdę po następną kolejkę.

– Nie, ja pójdę – powiedział Adam, któremu wyraźnie ulżyło, że może uwolnić się od dociekliwych pytań Seba. – Jeszcze raz to samo?

Ja i Seb skinęliśmy głowami.

– No i…? – spytałam, gdy tylko Adam się odwrócił.

– Bardzo miły – powiedział Seb. – Bardzo miły.

– Ale? – Wyczuwałam, że jakieś jest.

– Sam nie wiem – odparł, a ja od razu przygasłam. – Jest w nim coś dziwnego, ale nie umiem powiedzieć co dokładnie.

Tego wieczoru, gdy po seksie leżeliśmy obok siebie, gładząc się wzajemnie palcami po piersiach, znów poruszyłam kwestię jego rodziców.

– Myślisz, że twoja mama by mnie polubiła? – spytałam.

Obrócił się na bok i oparł na łokciu. Światło było zgaszone, ale przez niezasłonięte okno wpadało jasne światło księżyca. Widziałam tuż obok zarys jego ciała, czułam jego oddech na twarzy.

– Oczywiście, że tak. Uznałaby cię za ideał.

Mimo woli zauważyłam jego dobór słów: „uznałaby”, a nie „uzna”. Jest między nimi duża różnica – jedno wskazuje przypuszczenie, a drugie – zamiar. To zdanie powiedziało mi bardzo wiele.

– Czyli nie planujesz nas sobie przedstawić w najbliższym czasie? – spytałam najlżejszym tonem, na jaki mogłam się zdobyć.

– Jesteśmy razem dopiero od miesiąca – westchnął, wyczuwając powagę pytania. – Dajmy sobie czas, zobaczmy, jak nam się ułoży.

– Czyli nadaję się do tego, żeby z tobą sypiać, ale nie do tego, żeby poznać twoją matkę?

– Nadajesz się do obu tych rzeczy. – Roześmiał się. – Po prostu wolę działać bez pośpiechu. Bez presji. Bez obietnic.

Walcząc z uciskiem w gardle, odwróciłam się do niego plecami. Bez presji. Bez obietnic? Co to miało być? I dlaczego było takie ważne? Mogłam wyliczyć na palcach obu rąk wszystkich swoich kochanków. Każdy z nich coś dla mnie znaczył, pomijając jednonocną przygodę, zupełnie nie w moim stylu, podczas dwudziestych pierwszych urodzin mojej przyjaciółki. Ale chociaż już wcześniej byłam zakochana i pożądałam, nie pamiętałam takiego poczucia bezpieczeństwa. Tak właśnie czułam się przy Adamie. Miłość, pożądanie, bezpieczeństwo – mogłam zaznaczyć krzyżyk przy każdym z tych haseł i po raz pierwszy w dorosłym życiu czułam się spełniona, jakby wszystkie kawałki układanki trafiły na swoje miejsce.

– Dobrze – powiedziałam zirytowana własnym uzależnieniem od niego.

Chętnie pochwaliłabym się nim kuzynce trzeciego stopnia ciotki mojej mamy. On najwyraźniej nie czuł tego samego i mimo woli czułam się zraniona.3

Zawył klakson.

Pippa, która wisiała w oknie z papierosem w dłoni, wrzasnęła:

– Twój chłopak tu jest. Przyjechał swoim autem.

– Cii – odpowiedziałam. – Usłyszy cię.

– Jest trzy piętra niżej. A jego słyszy, do cholery, pół ulicy, więc nie ma się co przejmować.

Wcisnęłam się obok niej i pomachałam mu z okna. Znów zatrąbił, a Bill, nasz sąsiad, który mył właśnie samochód, podniósł wzrok.

– Wszystko w porządku, Bill – zawołała do niego Pippa. – To tylko elegancik Emily.

Bill wzruszył ramionami i wrócił do swojego zajęcia. Był najlepszym z możliwych sąsiadów: doskonale wiedział, kiedy zachować czujność, a kiedy przymknąć na coś oko.

Pippa i ja nie reprezentowałyśmy typowej dla tej okolicy grupy demograficznej – normą były młode małżeństwa mające dwoje i pół dziecka. Wszyscy twierdzili, że uwielbiają Lee – dzielnicę będącą kolorową enklawą między Lewisham i Blackheath. Jednak wiedziałyśmy równie dobrze jak oni, że tylko czekają, aż będą mogli wspiąć się o krok wyżej i przeskoczyć do tej ostatniej. Każdy chciał mieć w kodzie pocztowym SE3, cieszyć się charakterystycznym małomiasteczkowym klimatem i wielkimi otwartymi przestrzeniami. Podobno ofiary siedemnastowiecznej zarazy pochowano w Blackheath i stąd nazwa, ale nie przeszkadza to ludziom na tyle, by zrezygnowali ze spontanicznego urządzania tam grilla w letnie wieczory. Nie raz i nie dwa razem z Pippą dołączałyśmy do mas i udawałyśmy, że tam mieszkamy, rozgrzewając jednorazową tackę z folii aluminiowej, którą w pośpiechu kupowałyśmy na stacji benzynowej. Zawsze przychodzimy za późno, żeby zająć najlepsze miejsca przy pubach, a zanim zdążymy zaufać brytyjskiej pogodzie, mija już czwarta i dział z daniami z grilla w markecie jest ogołocony.

– Ooo, ładnie wyglądasz – skomentowała Pippa.

Wygładziłam przód dopasowanej sukienki, chociaż nie było czego wygładzać.

– Serio?

Spędziłam prawie godzinę, wybierając strój i rozpaczliwie miotając się między swobodną ładną bluzką i białymi jeansami oraz bardziej formalną przylegającą sukienką. Nie chciałam wyglądać, jakbym się za bardzo starała, ale niewystarczający wysiłek byłby pewnie czymś gorszym, więc wygrała granatowa kiecka. Zebrana w talii krepa rozszerzała się nad biodrami i opadała tuż za kolano. Dekolt był minimalny, a tkanina idealnie układała się na moich piersiach. Jak powiedziałaby moja mama: „Ta sukienka podkreśla to, co trzeba”.

– Zdenerwowana? – spytała Pippa.

– Właściwie to czuję się dobrze – skłamałam.

Nie musiała wiedzieć, że po wybraniu sukienki kolejną godzinę spędziłam na suszeniu włosów, spinaniu ich, rozpuszczaniu, a potem znowu spinaniu. Dawno nie miałam tak długich włosów – sięgały nieco poniżej ramion, a kilka jasnych pasemek w naturalnie kasztanowych włosach trochę je ożywiało. Ostatecznie zostałam przy upięciu i siłą wyciąg-nęłam kilka luźnych loków po obu stronach twarzy, by złagodzić stylizację. Francuski manicure, który zrobiłam sobie dwa dni wcześniej, dobrze się trzymał. Postawiłam na delikatny i naturalny makijaż. Chciałam osiągnąć efekt beztroskiej elegancji – w końcu miałam poznać matkę swojego chłopaka – ale tak naprawdę krócej przygotowywałam się na wesele przyjaciółki.

– Powodzenia – zawołała, gdy dotarłam do drzwi wyjściowych. – Będzie tobą zachwycona.

Żałowałam, że sama nie mam aż takiej pewności.

Zobaczyłam, że Adam mi się przygląda, gdy szłam ścieżką przed domem z bukietem w dłoni, a mój krok stał się bardziej ostentacyjny.

– Pięknie wyglądasz – powiedział, gdy do niego podeszłam i pochyliłam się, by go pocałować.

Trwało to trochę dłużej, niż się spodziewaliśmy, i zganiłam go za to, że rozmazał mi szminkę.

– No chyba lepiej, żebyś ją nałożyła jeszcze raz – stwierdził, wycierając usta. – A masz zapasową parę rajstop? – Przesunął dłonią po wnętrzu mojego uda. – Na wypadek, gdybym te podarł.

Zerknęłam w stronę Billa, który pucował maskę samochodu, i figlarnie odsunęłam dłoń Adama.

– Daj spokój, dobra? Ten biedak miał już jeden atak serca. Nie chcę mu zafundować drugiego.

– To pewnie najpikantniejszy pokaz, jaki widział od lat. – Roześmiał się.

Cmoknęłam z dezaprobatą i ostrożnie odłożyłam kwiaty na tylne siedzenie.

– Czyżbyś chciała komuś zaimponować? – spytał z uśmiechem.

– Ha, ha, ale śmieszne – powiedziałam.

– Jak samopoczucie? – Wyciągnął rękę i ujął moją dłoń.

– Trochę mnie mdli – odpowiedziałam szczerze. – Do tej pory poznałam tylko jedną mamę.

Roześmiał się.

– W takim razie chyba nie poszło zbyt dobrze, skoro jesteś tu ze mną.

Szturchnęłam go zadziornie.

– To poważna sprawa. Jeśli mnie nie polubi, to po mnie. Pewnie nawet nie odwieziesz mnie do domu.

– Będzie zachwycona – powiedział, próbując potargać mi włosy.

Złapałam jego dłoń w powietrzu.

– Nawet nie próbuj. Masz pojęcie, jak długo zajęło mi upięcie włosów?

– Cholera jasna, nie starasz się tak nawet wtedy, kiedy idziesz na randkę ze mną. Może powinienem częściej przedstawiać cię mamie. – Roześmiał się.

– Na tobie już nie muszę robić wrażenia – powiedziałam. – Owinęłam cię sobie wokół palca, jesteś na każde moje zawołanie. Została mi jeszcze twoja mama. Jeśli przeciągnę ją na swoją stronę, będę mogła rządzić światem. – Zaśmiałam się złowieszczo.

– Powiedziałem jej, że jesteś normalna. Lepiej zacznij się tak zachowywać.

– Powiedziałeś, że jestem normalna? – pisnęłam, udając sprzeciw. – No to na pewno uznała mnie za nudziarę, nie uważasz? Nie mogłeś trochę tego podrasować? – Patrzyłam, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. – Co jeszcze o mnie mówiłeś?

Przez chwilę się zastanawiał.

– Że jesteś zabawna, bystra i robisz genialne angielskie śniadanie.

– Adam – jęknęłam. – To wszystko? Tylko tym dla ciebie jestem? Dostawcą kiełbasek?

Oboje się roześmialiśmy.

– Powiedz szczerze: myślisz, że mnie polubi?

– Powiem ci szczerze: myślę, że cię pokocha. Nie można cię nie pokochać.

Jeśli w ten sposób dawał mi do zrozumienia, że mnie kocha, byłam gotowa to przyjąć. Nie było to idealne, ale wystarczało. Jeszcze nie powiedział tego wprost, ale byliśmy parą niecałe dwa miesiące, więc wolałam pośrednie sygnały widoczne w jego czynach – na przykład w tym, że przychodził do mnie do pracy w przerwie na lunch i przynosił mi kanapkę do zjedzenia przy biurku. Albo w tym, że wpadał do mnie, kiedy byłam przeziębiona i leżał ze mną w łóżku, a ja na niego kichałam i smarkałam. To więcej warte niż dwa głupie słówka, prawda? Każdy może je wypowiedzieć, nawet nieszczerze. Byłam zdania, że liczą się czyny, i tego się trzymałam – oczywiście do czasu, aż powie mi nieśmiertelne „kocham cię”, a wtedy wszystkie czyny nie będą warte złamanego grosza.

Wyjechaliśmy w stronę drogi A21, słuchając stacji Smooth Radio – powiedział, że jego mama za nią przepada. Dzięki temu miałam się łatwiej wprawić w odpowiedni nastrój. Prawdę mówiąc, wolałabym coś, co pozwoliłoby mi oderwać myśli od spotkania z jego mamą, zamiast wypełniać głowę jej ulubionymi piosenkami.

– Jaka ona jest? – spytałam.

Myślał o tym przez chwilę, pocierając zarost na podbródku.

– Jest chyba taka jak każda matka. Strażniczka domowego ogniska, rozjemczyni, niesamowicie lojalna i opiekuńcza wobec swoich dzieci. Mam nadzieję, że odwzajemniam wystarczająco tę lojalność. Nie zniosę słowa krytyki na jej temat. To wspaniała kobieta.

Czułam ogromną presję, by mnie polubiła, a jego komentarz jeszcze ją spotęgował. I Boże broń, gdybym ja nie polubiła jej – wiedziałam już, że wtedy zostanę sama. Musiałam sprawić, że to się uda, dla nas obu.

Ucieszyłam się, gdy z radia rozbrzmiał kawałek _Summertime_ Willa Smitha. Oboje zaczęliśmy śpiewać cały tekst z pamięci, aż do wersu „the smell from a grill could spark off nostalgia”.

– Tam nie ma słowa „grill” – roześmiał się – tylko „girl”!

– Nie wygłupiaj się – odcięłam się. – „Girl”? „The smell from a girl could spark off nostalgia?” Zapach dziewczyny wywołuje nostalgię? Goście są na grillu, chyba nie będą komentować zapachu przechodzącej dziewczyny, kiedy na ruszcie skwierczą kiełbaski, co nie?

Zerknął na mnie, jakbym zwariowała.

– Jaki zapach grilla wywołałby nostalgię?

– Nie wierzę, że w ogóle o tym rozmawiamy. Tam jest „grill”, wszyscy o tym wiedzą.

– Kiedy dojedziemy do mamy, wyszukamy to w Google’u.

Podobało mi się, że powiedział „do mamy”, a nie „do mojej mamy”. Poczułam się dzięki temu jakby częścią rodziny.

– Smooth Radio to prawdziwe objawienie – powiedziałam. – Nie sądziłam, że twoja mama buja się do takich rytmów jak _Big Willie Style_. Kto by się spodziewał?

Jego wyraz twarzy się zmienił, nagle powiało chłodem.

– Mówisz o mojej matce – powiedział z napięciem w głosie. – To chyba nie było zbyt stosowne, nie uważasz?

Roześmiałam się, sądząc, że się zgrywa. Ale mięśnie jego twarzy napięły się tak, że powinnam była wyczuć, że to nie żart.

– Rany, nie nadymaj się tak. – Zaśmiałam się i czekałam, aż zrobi to samo, ale wciąż pozostawał sztywny.

– Nie okazujesz szacunku.

Powstrzymałam chichot.

– Jezu, po prostu…

– Po prostu co? – burknął.

Włączył kierunkowskaz, chcąc przejechać na zewnętrzny pas, a moje gardło się ścisnęło, gdy wyobraziłam sobie, co się stanie w ciągu najbliższych kilku minut. Wyobrażałam sobie, że zawróci przy najbliższym zjeździe. Zostawi mnie na chodniku pod mieszkaniem i odjedzie z piskiem opon. Jak to się stało,

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: