Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sekcja M. Tom 1 - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
5 września 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sekcja M. Tom 1 - ebook

Niektórzy ludzie zasługują na karę, inni zasługują jedynie na śmierć

Nora Feller postanawia całkowicie zmienić swoje życie. Rezygnuje z pracy śledczej w szwedzkim Katrineholm, wyprowadza się z miasta i zaczyna wszystko od nowa. Może teraz uda jej się uciec od przeszłości.

Ku zaskoczeniu Nory zgłasza się do niej Sekcja M, jednostka policji powołana do wyjaśniania skomplikowanych spraw o zabójstwo. Mimo że przyjmują ją w swoje szeregi, członkowie sekcji nie są zadowoleni z jej obecności. Okazuje się, że nie może tutaj nikomu ufać.

Gdy w jednym z bastionów starej twierdzy w Varberg policja znajduje zwłoki dyrektora pracującego w Urzędzie Miasta i Gminy, na miejscu pojawia się Sekcja M. Wszyscy wiedzą, co maja robić, działają wręcz z chirurgiczną dokładnością. Nora ma inne metody pracy i zadaje wiele niewygodnych pytań. Czy pomoże jej to zjednać sobie kolegów i rozwiązać tę sprawę?

"Sekcja M" to nowa seria kryminałów szwedzkiej pisarki Christiny Larsson. Jej książki sprzedały się w blisko półmilionowym nakładzie i ukazały w Hiszpanii, Portugalii, Finlandii czy Rosji.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-078-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

– Na­prawdę cho­dzi wam o niego? – spy­tała ko­bieta, na­braw­szy po­wie­trza. – Je­stem zdzi­wiona. Nie są­dzi­łam, że…

Osoba sie­dząca po dru­giej stro­nie stołu wy­trzy­mała jej spoj­rze­nie i zmru­żyła oczy.

– Czy kie­dy­kol­wiek po­wie­rzono ci za­da­nie, które nie było od­po­wied­nio uza­sad­nione?

Ko­bieta jesz­cze raz zer­k­nęła na trzy­maną w ręce kartkę, jakby chciała się upew­nić, że wzrok jej nie myli.

– Czy mo­żesz od­po­wie­dzieć na moje py­ta­nie?

– Nie, ale… – Ko­bieta się za­wa­hała. Naj­wi­docz­niej zbyt mało wie­działa o ko­lej­nym obiek­cie, który jej wy­zna­czono. – My­ślę, że moja od­po­wiedź brzmi: nie.

– W ta­kim ra­zie nie ma po­wodu, żeby da­lej o tym dys­ku­to­wać, prawda?

Na twa­rzy osoby sie­dzą­cej po dru­giej stro­nie stołu po­ja­wił się uśmiech. Stop­niowo roz­ja­śniał całą twarz, ale nie oczy.

– Oczy­wi­ście – od­parła ko­bieta. Wło­żyła do to­rebki ko­pertę z kartką i wstała z krze­sła, żeby wyjść z po­koju. Uznała, że spo­tka­nie do­bie­gło końca.

– Chwi­leczkę, jesz­cze nie skoń­czy­li­śmy. Jak wy­gląda sprawa ob­sa­dze­nia sta­no­wi­ska?

Ko­bieta z po­wro­tem usia­dła na krze­śle.

– Wszystko prze­biega zgod­nie z pla­nem. My­ślę, że po­łknie ha­czyk i przyj­mie pro­po­zy­cję, a na do­da­tek bę­dzie prze­ko­nana, że sama tę pracę zna­la­zła. Po­winna za­cząć za mie­siąc. Po­pra­cuję tro­chę nad ludźmi z działu kadr, by ich prze­ko­nać, że na­sza kan­dy­datka ma od­po­wied­nie kwa­li­fi­ka­cje. My­ślę, że nie będę miała z tym pro­blemu.

– Świet­nie. W ta­kim ra­zie wszystko mamy uzgod­nione.

Ko­bieta ski­nęła głową i od razu po­czuła silny przy­pływ ad­re­na­liny. Chciała stąd jak naj­szyb­ciej wyjść, żeby na­tych­miast za­brać się do wy­ko­na­nia zle­ce­nia. Nie mo­gła się do­cze­kać ko­lej­nej roz­grywki… a wła­ści­wie po­lo­wa­nia.

Od­li­cza­nie wła­śnie się za­częło.ROZ­DZIAŁ 1

– Mama jest naj­waż­niej­szą osobą w moim ży­ciu. Za­wsze stała u mego boku i dla­tego chcę dla niej jak naj­le­piej. Mu­szę być pewna, że otrzyma wła­ściwą opiekę. Zbyt czę­sto czy­ta­łam o do­mach opieki, w któ­rych pen­sjo­na­riu­szom nie po­zwa­lano wy­cho­dzić na świeże po­wie­trze, a w cza­sie ad­wentu nie po­da­wano im do kawy bu­łe­czek sza­fra­no­wych.

Edvard Bro­ling ski­nął głową na znak, że po­dziela tę opi­nię, i lekko zmarsz­czył czoło. To je­den z jego do­brze wy­uczo­nych ge­stów. Po­woli splótł dło­nie i po­chy­lił się w kie­runku sie­dzą­cej na­prze­ciwko ko­biety.

– Bar­dzo do­brze pa­nią ro­zu­miem. To, o co pani pyta, znaj­duje się w ofer­cie na­szego ośrodka w Lin­går­den. Zwró­ciła się pani do wła­ści­wej pla­cówki.

Ko­bieta miała czter­dzie­ści kilka lat i wy­glą­dała na za­możną. Miała mar­kową, eks­klu­zywną to­rebkę i ele­ganc­kie ubra­nie. Ciemne, pra­wie czarne włosy się­gały jej do ra­mion. Bro­ling za­sta­na­wiał się przez chwilę, czy to nie pe­ruka. Ko­bieta za­cho­wy­wała się tro­chę sztywno i sztucz­nie. Spoj­rzała na niego ba­daw­czym wzro­kiem, jakby nie mo­gła się zde­cy­do­wać, czy jest wia­ry­godny. W końcu na jej twa­rzy po­ja­wił się po­wścią­gliwy uśmiech.

– Pro­szę mi wy­ba­czyć, nie chcia­łam być nie­grzeczna.

– Nic się nie stało. Jak już wspo­mnia­łem, do­sko­nale ro­zu­miem, co pa­nią nie­po­koi. Czy ży­czy pani so­bie, że­bym jesz­cze raz opro­wa­dził ją po na­szym ośrodku? A może ma pani do­dat­kowe py­ta­nia?

Bro­ling z tru­dem nad sobą pa­no­wał. Ko­bieta była u niego od dwóch go­dzin. Za­da­wała py­ta­nia, wy­piła za­ofe­ro­waną jej kawę, a mimo to wciąż za­cho­wy­wała się tak, jakby nie mo­gła się zde­cy­do­wać. Ta­kie ko­biety po­trze­bują sta­now­czej ręki. Do­brze by jej zro­biło, gdyby ktoś ją prze­le­ciał. Mó­wiąc krótko: przy­dałby się jej chłop z ku­ta­sem, żeby mo­gła się tro­chę roz­luź­nić. Na myśl o tym do­stał wzwodu. Czy pod­ję­cie de­cy­zji na­prawdę jest ta­kie trudne? Wo­lał się jed­nak nie de­ner­wo­wać i nie oka­zy­wać, że ma waż­niej­sze sprawy na gło­wie. Mo­głoby to znie­chę­cić ko­bietę do umiesz­cze­nia swo­jej cier­pią­cej na de­men­cję matki w ośrodku. Musi się ha­mo­wać, bo po­trze­buje pie­nię­dzy. Pu­ste łóżko to utra­cony zysk.

– Prze­ko­nał mnie pan – po­wie­działa w końcu ko­bieta. Zde­cy­do­wa­nym ru­chem wstała z krze­sła i strzep­nęła ze spód­nicy kilka nie­wi­dzial­nych pył­ków. – Dzię­kuję za po­świę­cony czas i in­for­ma­cje, któ­rych mi pan udzie­lił.

Mó­wiąc to, wska­zała bro­szurki, które do­stała od Bro­linga, i uśmiech­nęła się do niego, tym ra­zem tro­chę cie­plej niż po­przed­nio.

– Od­no­szę wra­że­nie, że to przy­ja­zne miej­sce i mo­jej ma­mie bę­dzie tu na­prawdę do­brze.

Bro­ling też wstał z krze­sła, ob­szedł biurko, po­dał ko­bie­cie rękę i od­pro­wa­dził ją do drzwi. Na­gle ko­bieta się za­trzy­mała.

– Bar­dzo prze­pra­szam, ale czy mo­gła­bym pana o coś po­pro­sić?

– Oczy­wi­ście – od­parł Bro­ling, roz­kła­da­jąc ręce. – W czym mogę po­móc?

O co jej znowu cho­dzi? – po­my­ślał z nie­za­do­wo­le­niem. Niech to szlag! Żeby się tylko nie roz­my­śliła.

– Chcia­ła­bym się cze­goś na­pić. Czy mogę do­stać szklankę wody?

Bro­ling od­wró­cił się i spoj­rzał na tacę. Stały na niej dwie fi­li­żanki, ta­le­rzyk z kil­koma cia­stecz­kami i ter­mos z kawą. Za­czął się za­sta­na­wiać, czy wy­pada mu wziąć fi­li­żankę, z któ­rej ko­bieta piła wcze­śniej kawę, iść do ła­zienki i na­lać do niej wody? Chyba nie, zro­bi­łoby to na ko­bie­cie nie­ko­rzystne wra­że­nie. Mo­głaby so­bie po­my­śleć, że w po­dobny spo­sób per­so­nel ośrodka trak­tuje swo­ich pod­opiecz­nych. Za­ci­snął zęby.

– Służę uprzej­mie – od­parł.

Wy­szedł z ga­bi­netu i wró­cił ze szklanką wody. Ko­bieta wy­piła kilka ły­ków i po­pa­trzyła na niego z wdzięcz­no­ścią. Bro­ling od­pro­wa­dził ją do wyj­ścia, po czym wró­cił do ga­bi­netu, usiadł przy biurku i włą­czył kom­pu­ter. Szybko wpi­sał do prze­glą­darki ad­res strony z grami ha­zar­do­wymi i za­lo­go­wał się. Od razu po­czuł, jak ogar­nia go na­pię­cie i bu­dzi się w nim na­dzieja. Dziś wie­czo­rem znowu za­gra w po­kera. Za­pi­sał się wczo­raj i wła­śnie otrzy­mał po­twier­dze­nie, że przy­znano mu miej­sce przy sto­liku. Gra to­czyć się bę­dzie o wy­so­kie stawki, ale wy­grane też będą nie­małe. Do ta­kiej gry nie siada byle kto. Ostat­nio karta mu nie szła i sporo prze­grał, ale ma prze­czu­cie, że dzi­siaj pój­dzie mu le­piej. Może po­wi­nien za­grać o wy­soką stawkę? Po­ka­zać po­zo­sta­łym gra­czom, z kim mają do czy­nie­nia? Po za­sta­no­wie­niu po­sta­no­wił za­grać o wię­cej i od razu prze­lał na swoje pry­watne konto po­nad sie­dem­dzie­siąt ty­sięcy z konta At­tica Care. Było nie było, jest wła­ści­cie­lem firmy i jej dy­rek­to­rem na­czel­nym. Główny księ­gowy bę­dzie ma­ru­dził, ale do­brze mu płaci, więc na pewno znaj­dzie ja­kieś roz­wią­za­nie.

Na jego biurku le­żało kilka wy­dru­ko­wa­nych fak­tur, które cze­kały na za­pła­ce­nie. Za­klął w my­ślach. Ma do spła­ce­nia raty za nowy sa­mo­chód i miesz­ka­nie w Mar­belli, które ku­pił wio­sną. Uśmiech­nął się do sie­bie. Uwiel­bia to uczu­cie, gdy su­nie bez­sze­lest­nie swoją te­slą i wi­dzi za­zdro­sne spoj­rze­nia. Kosz­tuje go to mnó­stwo pie­nię­dzy, ale warte jest efektu.

Gło­śno wes­tchnął. Przez pe­wien czas miał pro­blemy z wpły­wami z dru­giego źró­dła swo­ich do­cho­dów. Po­wi­nien zak­tu­ali­zo­wać stronę in­ter­ne­tową i umie­ścić na niej nowe zdję­cia i filmy. Przez ostat­nie pół roku mu­siał się ogra­ni­czyć, ale gdy tylko umowy zo­staną prze­dłu­żone, wszystko wróci do normy. Za­dzi­wia­jąco wiele osób jest go­to­wych za­pła­cić za to, co im ofe­ruje. Nie mógł się już do­cze­kać, kiedy znowu za­czną wpły­wać nowe za­mó­wie­nia. Dzięki nim nie bę­dzie mu­siał uśmie­chać się przy­mil­nie do ta­kich bab jak ta, która była tu przed chwilą, a tym bar­dziej im nad­ska­ki­wać.

Na­gle roz­le­gło się pu­ka­nie do drzwi. Za­mknął okienko prze­glą­darki i za­wo­łał po­iry­to­wany:

– Pro­szę wejść!

Drzwi się otwo­rzyły i w progu sta­nęła za­rzą­dza­jąca ośrod­kiem Mar­ga­reta Ohlin z se­gre­ga­to­rem pod pa­chą.

Bro­ling zer­k­nął na ze­ga­rek. Wpół do je­de­na­stej. Po­czuł bur­cze­nie w brzu­chu. To znak, że jest głodny. Po­stara się jak naj­szyb­ciej za­ła­twić sprawy, które ma z nią do omó­wie­nia, a po­tem pój­dzie na lunch.

– Słu­cham – po­wie­dział, kiedy Ohlin usia­dła na sto­ją­cym przed biur­kiem krze­śle.

– Bar­dzo się cie­szę, że bę­dziemy mo­gli po­roz­ma­wiać – za­częła. – Jest kilka spraw, które po­win­ni­śmy omó­wić.

Bro­ling zro­bił po­nurą minę i gło­śno wes­tchnął. Od razu za­uwa­żył, że ta­kim za­cho­wa­niem ze­stre­so­wał pod­władną.

– Na obecną chwilę po­byt w na­szym ośrodku kosz­tuje wię­cej niż w in­nych po­dob­nych pla­ców­kach – kon­ty­nu­owała Ohlin. – Na dłuż­szą metę jest to nie do utrzy­ma­nia. Czy ma pan ja­kiś plan oszczęd­no­ściowy?

Bro­ling uśmiech­nął się. Z ko­bie­tami po sześć­dzie­siątce za­wsze ła­two so­bie ra­dził. Ohlin za­czer­wie­niła się na twa­rzy i spu­ściła wzrok.

– Bę­dziemy mieć nową pen­sjo­na­riuszkę – po­wie­działa, po­da­jąc mu przez stół wy­peł­nione do­ku­menty. – Zgło­sił ją ktoś z ro­dziny.

– Co mam z tym zro­bić? – spy­tał Bro­ling.

– Po­my­śla­łam, że może chciałby pan…

– Nie mam ochoty. To na­leży do pani obo­wiąz­ków i za to pani płacę. Tak trudno to zro­zu­mieć?

Ohlin po­krę­ciła głową.

– Ko­lejna sprawa: jedna z sa­lo­wych zgło­siła brak zgod­no­ści w…

– Jest za­trud­niona na etat?

– Nie.

– To pro­szę ją zwol­nić.

– Ale prze­cież…

Bro­ling wstał z krze­sła, oparł dło­nie o biurko i po­chy­lił się do niej.

– Po­wiem wprost: od na­stęp­nego ty­go­dnia ma pani uzgad­niać gra­fik dy­żu­rów z tym, który obo­wią­zuje w na­szych pla­ców­kach w So­låsen i Aspud­den. Obiema za­rzą­dza Ka­te­rina Sto­ica. Musi się pani od niej wiele na­uczyć. Pro­szę oszczę­dzać na pie­lu­chach i ogra­ni­czyć za­stęp­stwa w te­ra­pii za­ję­cio­wej. Lu­dziom, któ­rzy cier­pią na de­men­cję, jest to obo­jętne. Ro­zu­miemy się?

Ohlin ski­nęła głową. Bro­ling za­uwa­żył, że zbiera jej się na płacz, ale udał, że tego nie wi­dzi.

– To wszystko na dzi­siaj – za­koń­czył i spoj­rzał na ekran kom­pu­tera. Dla niego spo­tka­nie do­bie­gło końca. Kiedy Ohlin wstała z krze­sła i ru­szyła do drzwi, gło­śno chrząk­nął. Ko­bieta się od­wró­ciła i po­pa­trzyła na niego sze­roko otwar­tymi oczami.

– Pro­szę przy­go­to­wać ra­port i w ciągu ty­go­dnia wy­słać mi go ma­ilem.

– Oczy­wi­ście. Tak zro­bię.

– Dzię­kuję. Pro­szę za­mknąć za sobą drzwi.

Le­d­wie Ohlin wy­szła z po­koju, Bro­ling wy­buch­nął śmie­chem, który był tak obez­wład­nia­jący, że męż­czy­zna mu­siał za­kryć usta dło­nią, by idąca ko­ry­ta­rzem Ohlin już tego nie usły­szała. Boże, co za stra­chajło! Na do­da­tek bar­dzo jej za­leży, żeby ro­bić wszystko zgod­nie z jego wolą. Wcale go to nie dzi­wiło: to w końcu on ura­to­wał jej kie­dyś skórę, gdy zna­lazł w jej biurku złoty ze­ga­rek na­le­żący do jed­nego z pen­sjo­na­riu­szy. Pró­bo­wała tłu­ma­czyć, że zna­la­zła go w ja­dalni i za­mie­rzała prze­trzy­mać u sie­bie do czasu, aż bę­dzie wia­domo, do kogo na­leży.

Ko­niecz­nie mu­siał coś zjeść. Po­kle­pał się po brzu­chu, żeby spraw­dzić, czy w kie­szeni ma­ry­narki ma te­le­fon, i się­gnął po wi­szący na ha­czyku koło drzwi płaszcz marki Hugo Boss. Wziął do rąk sza­lik z tą samą metką i wpraw­nie ufor­mo­wał wę­zeł pa­ry­ski. Za każ­dym ra­zem sta­rał się ro­bić to nie­zwy­kle ele­gancko. Chciał za­piąć płaszcz pod szyją, ale za­uwa­żył, że ostatni gu­zik od­padł. Od razu się zi­ry­to­wał. Ku­pu­jąc odzież z tej półki, ocze­kuje się, że gu­ziki są na­le­ży­cie przy­szyte. Trudno, odda go do krawca, a ra­chu­nek za usługę wy­śle do sklepu, w któ­rym do­ko­nał za­kupu.

Za­kła­da­jąc rę­ka­wiczki, zer­k­nął na tacę, która zo­stała w po­koju. Dla­czego Mar­ga­reta nie za­brała jej ze sobą? Znie­cier­pli­wiony zdjął jedną rę­ka­wiczkę i wci­snął kla­wisz we­wnętrz­nego te­le­fonu. Cze­ka­jąc na po­łą­cze­nie, wpa­try­wał się w ślady szminki na fi­li­żance. W słu­chawce roz­le­gły się trza­ski, a po­tem usły­szał głos dy­rek­torki, która przed­sta­wiła się z imie­nia i na­zwi­ska.

– Pro­szę za­brać tacę z mo­jego po­koju – po­wie­dział i nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, roz­łą­czył się. Przez cały czas wpa­try­wał się w ślad szminki na fi­li­żance, z któ­rej piła przed chwilą ko­bieta. Szminka była w ko­lo­rze krwi. Za­uwa­żył też, że na tacy nie ma fi­li­żanki, z któ­rej on pił kawę. Ro­zej­rzał się po po­koju. Dziwne, był pe­wien, że ją tam po­sta­wił. Jed­nak sły­sząc bur­cze­nie w brzu­chu, wzru­szył ra­mio­nami, za­brał ak­tówkę i wy­szedł z po­koju.ROZ­DZIAŁ 2

Nora Fel­ler wes­tchnęła, wsu­nęła dło­nie w kie­sze­nie dżin­sów i ro­zej­rzała się po po­koju. Z su­fitu zwi­sała ża­rówka bez aba­żuru, która oświe­tlała ja­sno­be­żowe ta­pety. Na ścia­nach wi­dać było ślady po ob­ra­zach i in­nych przed­mio­tach, które kie­dyś tu wi­siały. Miała szczę­ście, że udało jej się tak szybko wy­na­jąć miesz­ka­nie na cały rok, i to sto­sun­kowo bli­sko cen­trum Göte­borga. Przy ścia­nie je­dy­nego po­koju stały kar­tony z jej rze­czami, skła­dana wer­salka, re­gał na książki i kilka wa­li­zek z ubra­niami. Obok le­żał zwi­nięty dy­wan. Na pa­ra­pe­cie okna, z któ­rego roz­ta­czał się wi­dok na brzydki ko­ściół, sklep spo­żyw­czy i rondo z to­rami tram­wa­jo­wymi, stały dwa roz­ga­łę­zione kwiaty z ga­tunku za­mio­kul­kas za­mio­listny, a obok nich or­chi­dea, która w cza­sie prze­pro­wadzki do­znała po­waż­nego uszczerbku. Nora do­szła do wnio­sku, że naj­le­piej bę­dzie je wszyst­kie wy­rzu­cić i ku­pić nowe. Sama nie wie, po co przy­wio­zła je ze swo­jego po­przed­niego miesz­ka­nia. Na­gle uświa­do­miła so­bie, że całe jej do­tych­cza­sowe dwu­dzie­sto­dzie­wię­cio­let­nie ży­cie zmie­ściło się na nie­wielu me­trach kwa­dra­to­wych cu­dzego, brzyd­kiego miesz­ka­nia. Za­gry­zła wargi, żeby nie wy­buch­nąć pła­czem. Wszystko od­było się tak szybko. Przy­po­mniała jej się prze­pro­wa­dzona przed dwoma ty­go­dniami roz­mowa kwa­li­fi­ka­cyjna.

Kiedy do niej za­dzwo­nili i za­ofe­ro­wali to sta­no­wi­sko, zgo­dziła się bez wa­ha­nia. Po tym, co wy­da­rzyło się wcze­śniej, nie było sensu da­lej tkwić w Ka­tri­ne­hol­mie. Chciała uciec od do­tych­cza­so­wego ży­cia z Kri­stia­nem i pracy na ko­men­dzie, gdzie jako śled­cza zaj­mo­wała się bar­dzo po­waż­nymi spra­wami. Te­raz, gdy jest już po wszyst­kim, czuje się tak, jakby tamte cztery lata zo­stały wy­kre­ślone z jej ży­cia.

Zer­k­nęła na ze­ga­rek. Za nie­całą go­dzinę po­winna się sta­wić na ko­men­dzie po­li­cji przy Ernst Fon­tells Plats, na­prze­ciwko hali spor­towo-wi­do­wi­sko­wej Ul­levi. My­jąc zęby, wpa­try­wała się w swoje od­bi­cie w lu­strze. Po­sta­no­wiła, że zwiąże ciem­no­brą­zowe włosy w koń­ski ogon, za­miast pusz­czać je luźno na ra­miona. Po­winna wy­glą­dać po­waż­nie. Jej strój na ten dzień był do­kład­nie prze­my­ślany: czarna ma­ry­narka, do­pa­so­wane do niej spodnie, biała ko­szula z de­kol­tem, perły w uszach, a do tego pro­sty złoty łań­cu­szek z ser­dusz­kiem. Chciała wy­glą­dać na­tu­ral­nie, pro­fe­sjo­nal­nie, żeby nie zwra­cać na sie­bie uwagi. Wy­pluła pa­stę do umy­walki, po­chy­liła się i na­brała do ust wody z kranu. Od­chy­liła głowę, żeby je wy­płu­kać, ale za­krztu­siła się i kasz­ląc, wy­pluła resztę wody. Oczy za­szły jej łzami, ma­skara roz­ma­zała się po twa­rzy. Niech to szlag! Ode­rwała długi ka­wa­łek pa­pieru to­a­le­to­wego, żeby otrzeć nim usta i skórę pod oczami. Po­pa­trzyła w lu­stro i zo­ba­czyła w nim twarz zde­spe­ro­wa­nej osoby. Wzięła kilka głę­bo­kich wde­chów przez nos i wy­pu­ściła po­wie­trze ustami. Mu­siała ja­koś za­pa­no­wać nad my­ślami i uczu­ciem nie­po­koju. Od tej pory nie ma drogi od­wrotu, musi iść do przodu. Inna po­stawa jest wy­klu­czona.

*

Do prze­je­cha­nia miała szes­na­ście mi­nut. Zgod­nie z tym, co po­ka­zy­wała jej apli­ka­cja, ostatni od­ci­nek, ja­kieś cztery mi­nuty, przej­dzie pie­chotą. Ja­dąc tram­wa­jem, do­szła do wnio­sku, że miała dużo szczę­ścia, po­nie­waż udało jej się do­stać pracę w cha­rak­te­rze śled­czej w sek­cji do spraw za­bójstw, czyli Sek­cji M. Była to nie­za­leżna ekipa zło­żona z wy­so­kiej klasy spe­cja­li­stów z róż­nych dzie­dzin kry­mi­na­li­styki. Ce­lem ist­nie­nia grupy było roz­wią­zy­wa­nie spraw, które – na co wszystko wska­zy­wało – do­ty­czyły za­bójstw z pre­me­dy­ta­cją, a jed­no­cze­śnie można było z góry wy­klu­czyć prze­stęp­czość zor­ga­ni­zo­waną.

Ża­ło­wała, że przed prze­pro­wadzką nie miała dla sie­bie wię­cej czasu, ale od roz­mowy, pod­czas któ­rej za­pro­po­no­wano jej pracę, i od przy­ję­cia oferty mi­nęło za­le­d­wie kilka dni. Cały ten czas po­świę­ciła na pa­ko­wa­nie, za­my­ka­nie spraw, które miała na biurku, prze­ka­zy­wa­nie ich in­nym śled­czym i trzy­ma­nie Kri­stiana na dy­stans. Wczo­raj wie­czo­rem przy­je­chała do Göte­borga wy­na­jętą fur­go­netką, którą po roz­ła­dunku i prze­nie­sie­niu rze­czy do swo­jego no­wego miesz­ka­nia na par­te­rze od­sta­wiła na sta­cję ben­zy­nową. Za­nim się na nie zde­cy­do­wała, oglą­dała je w ser­wi­sie in­ter­ne­to­wym Bloc­ket.se. To jej drugi po­byt w Göte­borgu. Za pierw­szym ra­zem przy­je­chała tu z wy­cieczką szkolną pod ko­niec pod­sta­wówki. Uśmiech­nęła się do sie­bie. To, co zo­stało jej w gło­wie po wi­zy­cie w parku roz­rywki Li­se­berg, Mu­zeum Mor­skim i parku Slot­ts­sko­gen, nie przyda jej się w no­wej pracy.

Za każ­dym ra­zem, kiedy mo­tor­ni­czy ha­mo­wał, tram­waj zgrzy­tał i chrzę­ścił, a jej dzwo­niło w uszach. Sta­rała się za­pa­mię­ty­wać przy­stanki, na któ­rych się za­trzy­my­wali: Här­landa, Red­berg­splat­sen, Ol­skrok­stor­get, Svin­geln. Prze­jeż­dżali też koło cmen­ta­rza, przy któ­rego wej­ściu wy­gra­we­ro­wano słowa _Me­mento mori_. Po­czuła ucisk w piersi. Przy­po­mniały jej się groźby, które Kri­stian kie­ro­wał wo­bec niej po tym, jak z nim ze­rwała, gdy so­bie uświa­do­mił, że nie żar­to­wała i rze­czy­wi­ście chce się z nim roz­stać.

– Spró­buj mnie zo­sta­wić, a zgo­tuję ci ta­kie pie­kło, że po­pa­mię­tasz. Po­waż­nie się za­sta­nów i nie pró­buj mnie oskar­żać, bo nikt ci nie uwie­rzy. Do­pil­nuję, żeby nikt cię nie za­trud­nił ani nie chciał mieć z tobą nic wspól­nego. Niech wie­dzą, że je­steś ta­nią dziwką, która roz­kłada nogi przed każ­dym, kto ma na to ochotę.

Wy­szła od niego z tymi sło­wami w uszach i si­nia­kami na brzu­chu. Naj­gor­sze było to, że jego groźby były jak naj­bar­dziej re­alne. Kri­stian był funk­cjo­na­riu­szem po­li­cji, a ci nie do­no­szą na swo­ich ko­le­gów z pracy. To świat męż­czyzn, w któ­rym wszy­scy się wspie­rają. Za­wsze tak jest na zdo­mi­no­wa­nych przez nich sta­no­wi­skach.

Gło­śnik na su­fi­cie tram­waju za­trzesz­czał i me­cha­niczny głos oznaj­mił w miej­sco­wym dia­lek­cie, że na­stępny przy­sta­nek to Ul­levi.

Nora wy­sia­dła. Kiedy tram­waj od­je­chał, zo­ba­czyła bu­dy­nek po­li­cji, w któ­rym miała się spo­tkać ze swo­imi no­wymi ko­le­gami. Prze­nik­nął ją li­sto­pa­dowy chłód, więc pod­cią­gnęła koł­nierz kurtki, cia­śniej za­wią­zała sza­lik i do­piero wtedy ru­szyła do wej­ścia. W od­dali za­uwa­żyła wielki ekran, na któ­rym wy­świe­tlał się duży na­pis: „Wi­taj­cie w Göte­borgu”. Wi­tam, od­po­wie­działa w my­ślach, a gdy po­czuła na twa­rzy kro­ple desz­czu, nie po­tra­fiła po­wstrzy­mać się od uśmie­chu.

*

Po wej­ściu do bu­dynku zgło­siła się na re­cep­cji. Dwie mi­nuty póź­niej zja­wił się pra­cow­nik działu kadr, który prze­pro­wa­dzał z nią roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną.

– Miło mi – po­wie­dział. Po­dał jej rękę, ro­zej­rzał się i do­dał: – A to Luka Pe­tro­vić. Bę­dzie pani bez­po­śred­nim prze­ło­żo­nym.

Pe­tro­vić był wy­spor­to­wa­nym męż­czy­zną w wieku około czter­dzie­stu pię­ciu lat. Miał ciemne krę­cone włosy i szcze­ci­nia­sty za­rost. Przez kilka se­kund mie­rzył ją znu­dzo­nym wzro­kiem, a po­tem po­dał jej rękę na po­wi­ta­nie. Uścisk dłoni miał krótki i mocny.

– Chodźmy – po­wie­dział pra­cow­nik działu kadr, po­ka­zu­jąc ręką, w którą stronę mają się skie­ro­wać. Nora ru­szyła za nim w mil­cze­niu. Prze­szli koło war­towni, po­je­chali windą na dru­gie pię­tro i ru­szyli ko­ry­ta­rzem, mi­ja­jąc po­za­my­kane po­koje. W końcu za­trzy­mali się przy ciem­no­sza­rych drzwiach, do któ­rych do­stępu bro­nił elek­tro­niczny za­mek. Pe­tro­vić usta­wił się w taki spo­sób, żeby go przed nią za­sło­nić. Wpi­sał kod, a gdy roz­le­gło się klik­nię­cie i roz­bły­sła zie­lona lampka, po­szli da­lej.

Oczom Nory uka­zał się na­stępny ko­ry­tarz, tym ra­zem węż­szy i jakby bar­dziej przy­tulny niż po­przedni. Na ścia­nach wi­siały duże ob­razy, na pod­ło­dze le­żała tłu­miąca każdy krok wy­kła­dzina. Na końcu ko­ry­ta­rza, po pra­wej stro­nie, za­uwa­żyła otwarte drzwi jed­nego z po­ko­jów, z któ­rego do­bie­gał gwar gło­sów. Męż­czy­zna skrę­cił jed­nak w lewo i po chwili we­szli do nie­wiel­kiego po­miesz­cze­nia, w któ­rym stały cztery krze­sła i stół.

– Pro­szę usiąść – po­wie­dział i sam za­jął miej­sce. – Wi­tam w Göte­borgu, Dys­tryk­cie Za­chod­nim, w sek­cji do spraw za­bójstw. Kie­ruje nią na­czel­nik, który jed­no­cze­śnie za­rzą­dza wy­dzia­łem praw­nym miej­sco­wej po­li­cji. Pod­czas roz­mowy wstęp­nej zo­stała pani po­in­for­mo­wana, że sek­cja po­wstała dwa lata temu. W jej skład wcho­dzą osoby z wie­lo­let­nim, spe­cja­li­stycz­nym do­świad­cze­niem w za­kre­sie kry­mi­na­li­styki i w spra­wach o za­bój­stwo. Dys­po­nują też wie­dzą me­dyczną i psy­cho­lo­giczną. Sek­cja działa na te­re­nie ca­łego kraju i nie pro­wa­dzi jed­no­cze­śnie kilku do­cho­dzeń. Póź­niej, gdy wy­ma­gane są więk­sze środki i ko­nieczne jest wsz­czę­cie ko­lej­nych do­cho­dzeń, prze­ka­zu­jemy sprawę in­nym sek­cjom. Po­mysł oka­zał się strza­łem w dzie­siątkę, bo mamy pra­wie stu­pro­cen­tową wy­kry­wal­ność. Nie mu­simy się więc bać, że grupa zo­sta­nie roz­wią­zana. Wy­niki na­szej pracy pod­le­gają sta­łej oce­nie, a szef Cen­tral­nego Urzędu Śled­czego¹ jest z nas bar­dzo za­do­wo­lony.

Po tym wstę­pie męż­czy­zna zer­k­nął na ze­ga­rek i zmarsz­czył czoło.

– Mu­szę już iść. Za kilka mi­nut mam na­stępne spo­tka­nie.

Po tych sło­wach wstał z krze­sła i wy­szedł z po­koju.

– No tak – po­wie­dział Pe­tro­vić, gdy zo­stali sami. Przez chwilę mie­rzył Norę wzro­kiem, na chwilę za­trzy­mał go na wy­so­ko­ści jej piersi, a po­tem po­pa­trzył jej spo­koj­nie w oczy. – Naj­wyż­szy czas, że­byś po­znała człon­ków na­szej sek­cji. Chodźmy.

Wy­szli na ko­ry­tarz i skie­ro­wali się w stronę po­koju, z któ­rego na­dal do­bie­gały głosy. Kiedy we­szli do środka, za­pa­dła ci­sza. Wo­kół stołu kon­fe­ren­cyj­nego sie­działy cztery osoby, które ob­rzu­ciły Norę uważ­nym spoj­rze­niem.

– To jest Nora Fel­ler – po­wie­dział Pe­tro­vić, wska­zu­jąc jej wolne krze­sło. Sam usiadł na in­nym.

Pa­nu­jąca w po­koju ci­sza była tak doj­mu­jąca, że pra­wie można ją było sły­szeć. Nora czuła na so­bie ba­daw­cze, tak­su­jące spoj­rze­nia. Nikt się do niej nie uśmiech­nął. Po­czuła się nie­swojo.

W końcu mniej wię­cej czter­dzie­sto­let­nia, ele­gancko ubrana ko­bieta z ja­skrawą szminką na ustach i do­sko­na­łym ma­ki­ja­żem, wy­cią­gnęła rękę nad sto­łem i po­wie­działa z uśmie­chem:

– Na­zy­wam się Char­lotte Vic­to­rin i je­stem pro­fi­lerką. Cze­ka­li­śmy na cie­bie i wi­tamy w na­szym ze­spole, prawda? – skie­ro­wała py­ta­nie do Pe­tro­vi­cia.

– Oczy­wi­ście – od­parł. – Je­stem nie tylko sze­fem tej grupy, ale także śled­czym, co ozna­cza, że wy­ko­nuję taką samą pracę jak ty. A te­raz kon­ty­nu­ujmy pre­zen­ta­cję…

Mó­wiąc to, ski­nął głową męż­czyź­nie, który miał około dwu­dzie­stu pię­ciu lat i spra­wiał wra­że­nie znu­dzo­nego. Miał na so­bie szarą, wy­tartą od cią­głego pra­nia bluzę z kap­tu­rem z nie­czy­tel­nym na­pi­sem. Nie­ucze­sane włosy się­gały mu pra­wie do ra­mion. Kiedy po­dał No­rze rękę, żeby się przy­wi­tać, zo­ba­czyła, że ma po­ob­gry­zane pa­znok­cie. Ich oczy spo­tkały się przez chwilę. Nora do­my­śliła się, że męż­czy­zna za­uwa­żył, co zwró­ciło jej uwagę.

– Masz z tym ja­kiś pro­blem? – spy­tał. Nora po­krę­ciła głową, a twarz i szyję ob­lał jej ru­mie­niec. – No to nie gap się na nie – po­wie­dział. Uścisk jego dłoni spra­wił No­rze tak silny ból, że z tru­dem nad sobą za­pa­no­wała, żeby się nie skrzy­wić. – Na­zy­wam się Si­mon Bauer. Zaj­muję się in­for­ma­tyką kry­mi­na­li­styczną i od­po­wia­dam za sprawy tech­niczne.

Po tych sło­wach pu­ścił jej rękę, jakby na­gle stra­cił za­in­te­re­so­wa­nie Norą, i sku­pił uwagę na le­żą­cych na stole pa­pie­rach.

Za­pa­dła krótka ci­sza. Nora za­częła się za­sta­na­wiać, co tu robi i co to za lu­dzie. Może nie jest jesz­cze za późno, żeby się wy­co­fać?

– Na­prze­ciwko cie­bie sie­dzi Alba Svens­son. Jest fo­ren­sy­kiem, spe­cja­listką od za­bez­pie­cza­nia śla­dów na miej­scu zbrodni – kon­ty­nu­ował Pe­tro­vić. – Śmiem twier­dzić, że na­leży do naj­lep­szych w swoim fa­chu w Szwe­cji.

Ko­bieta, która mo­gła mieć mniej wię­cej tyle lat co Nora, ski­nęła jej głową.

– Wi­taj – po­wie­działa ci­cho, ucie­ka­jąc wzro­kiem. Jej skóra na twa­rzy i szyi była su­cha, czer­wona i spę­kana, po­dob­nie jak wargi. Nora uznała ją na pierw­szy rzut oka za osobę bez­barwną i prze­ciętną, cho­ciaż czę­sto miała do sie­bie pre­ten­sje o to, że zbyt po­chop­nie oce­nia i ka­te­go­ry­zuje spo­ty­ka­nych lu­dzi. Ty­powa wada za­wo­dowa, od któ­rej nie po­tra­fiła się uwol­nić.

– Cześć – od­parła, pró­bu­jąc się grzecz­nie uśmiech­nąć.

– Zo­sta­łem jesz­cze ja – po­wie­dział trzeci z męż­czyzn. – Wi­taj, Noro Fel­ler!

Miał twardy i bez­barwny głos, który pa­so­wał do jego wy­glądu. Jej imię i na­zwi­sko wy­po­wie­dział tak, jakby wy­plu­wał z sie­bie po­szcze­gólne dźwięki. – Na­zy­wam się Carl Aston i je­stem le­ka­rzem me­dy­cyny są­do­wej. Chyba nie mu­szę ci wy­ja­śniać, czym się zaj­muję – do­dał i wy­buch­nął śmie­chem.

Nora zmu­siła się do uśmie­chu. Aston miał krót­kie, szcze­ci­nia­ste siwe włosy i przy­po­mi­nał star­szego wie­kiem żoł­nie­rza ame­ry­kań­skiej pie­choty mor­skiej. Oparł się o krze­sło i skrzy­żo­wał ręce.

– Mu­szę po­wie­dzieć, że by­łem zdzi­wiony, kiedy usły­sza­łem, że to wła­śnie ty do­sta­łaś tę ro­botę.

– Na­prawdę? – od­parła Nora. W końcu zro­zu­miała, że musi pod­jąć tę psy­cho­lo­giczną walkę, bo ina­czej jej praca za­mieni się w pie­kło. Skrzy­żo­wała więc ręce na piersi i spoj­rzała mu pro­sto w oczy. Po chwili Aston znowu wy­buch­nął śmie­chem, zer­k­nął na Pe­tro­vi­cia i uniósł brwi, jakby o coś go py­tał.

– Jak wiesz, ob­sa­dze­nie wol­nego etatu prze­bie­gło pra­wi­dłowo – wy­ja­śnił Pe­tro­vić. Nora do­my­śliła się z tonu jego głosu, że te­mat po­ru­szany był wcze­śniej. Aston wzru­szył ra­mio­nami.

– Nie tylko ja się za­sta­na­wiam, ja­kim cu­dem tak nie­do­świad­czo­nej oso­bie, która na do­da­tek peł­niła służbę w tak ma­łej miej­sco­wo­ści jak Ka­tri­ne­holm, udało się do­stać tę pracę.

– Wy­star­czy – stwier­dził Pe­tro­vić. – Dział kadr pod­jął de­cy­zję, a my mu­simy się do niej do­sto­so­wać.

– Masz ochotę na kawę? – spy­tała ko­bieta, która przed­sta­wiła się jako pro­fi­lerka. – My już pi­li­śmy przed twoim przyj­ściem.

Nora mu­siała od­chrząk­nąć, żeby od­po­wie­dzieć. Stres i to, co roz­gry­wało się w po­koju, spra­wiło, że za­schło jej w ustach.

– Chęt­nie, na pewno jest smaczna.

– W ta­kim ra­zie wyjdź z po­koju i idź ko­ry­ta­rzem, aż doj­dziesz do au­to­matu. W lo­dówce pod spodem znaj­dziesz białe pie­czywo, po­czę­stuj się. A może wo­lisz, że­bym po­szła z tobą?

Nora po­krę­ciła głową. Czuła, że przez chwilę musi po­być sama, żeby wy­rów­nać od­dech, dojść do sie­bie i od­bu­do­wać się men­tal­nie. Lu­dzie, któ­rych przed chwilą po­znała, przy­pra­wili ją o skur­cze żo­łądka. Otwar­cie i bez ogró­dek po­trak­to­wali ją ne­ga­tyw­nie.

*

Kiedy kilka mi­nut póź­niej wró­ciła z kub­kiem pa­ru­ją­cej kawy do salki kon­fe­ren­cyj­nej, ku swemu zdu­mie­niu za­stała w niej tylko Pe­tro­vi­cia i Char­lotte. Sie­dzieli obok sie­bie z po­chy­lo­nymi gło­wami i po­waż­nymi mi­nami, jakby na­mięt­nie o czymś dys­ku­to­wali. Kiedy we­szła, uśmiech­nęli się do niej me­cha­nicz­nie i ski­nęli jej gło­wami. Nora była prze­ko­nana, że roz­ma­wiali o niej. Za­sta­na­wiała się, gdzie się po­dziali po­zo­stali. Pe­tro­vić chrząk­nął i wy­jął dłu­go­pis.

– Nie­czę­sto przy­cho­dzimy na ko­mendę, po­nie­waż więk­szość czasu spę­dzamy w te­re­nie. Na pewno to ro­zu­miesz. Zo­sta­łaś o tym po­in­for­mo­wana pod­czas roz­mowy kwa­li­fi­ka­cyj­nej i w trak­cie uzgod­nień z dzia­łem kadr. Ni­gdy nie wiemy, kiedy do­sta­niemy nowe zle­ce­nie, dla­tego peł­nimy stały dy­żur. In­nymi słowy mo­żesz się spo­dzie­wać te­le­fonu o każ­dej po­rze dnia i nocy. Dla­tego mu­sisz mieć za­wsze przy­go­to­waną torbę z ubra­niami na zmianę i przy­bo­rami ko­sme­tycz­nymi. Oso­bi­ście ra­dzę ci, że­byś miała przy­szy­ko­wane dwa ta­kie ze­stawy. To na wy­pa­dek, gdyby wy­jazdy na­stę­po­wały w krót­kim od­stę­pie czasu, je­den po dru­gim.

Pe­tro­vić wstał z krze­sła, wziął le­żącą na stole teczkę z do­ku­men­tami, wsu­nął ją pod pa­chę i spoj­rzał na Char­lotte.

– Te­raz ty przej­mij stery – po­wie­dział.

– Oczy­wi­ście – ski­nęła głową pro­fi­lerka.

Pe­tro­vić po­pa­trzył na Norę, wy­cią­gnął rękę i spoj­rzał jej w oczy.

– Mamy tu nie­ty­pową sy­tu­ację, która wy­maga lu­dzi o szcze­gól­nych umie­jęt­no­ściach. Chyba już zdą­ży­łaś to za­uwa­żyć?

Nora ski­nęła głową i uści­snęła mu dłoń. Pe­tro­vić wy­szedł z po­koju. Char­lotte za­mknęła za nim drzwi i usia­dła na­prze­ciwko Nory.

– Wiesz, co ci po­wiem? Je­stem ab­so­lut­nie pewna, że świet­nie się do­ga­damy. Po­zo­stali człon­ko­wie na­szego ze­społu są tro­chę…

Tu prze­rwała, wy­wró­ciła oczami i do­dała z uśmie­chem:

– …szcze­gólni, ale każdy z nich jest wy­bit­nym spe­cja­li­stą w swoim fa­chu.

– Dzięki – od­parła Nora. Od razu po­czuła się le­piej, wi­dząc, że przy­naj­mniej jedna osoba od­nosi się po­zy­tywne do tego, że to wła­śnie Nora do­stała tę pracę. Na­wet je­śli tylko udaje.

_______________

1 Szwedzki od­po­wied­nik ame­ry­kań­skiej FBI (przyp. tłum.).ROZ­DZIAŁ 3

Jo­han Kal­mér za­klął ci­cho. Przed chwilą po­tknął się i o mało co nie prze­wró­cił. Oświe­tle­nie nie dzia­łało tak, jak po­winno, więc żeby wi­dzieć, gdzie sta­wia stopy, drogę oświe­tlał so­bie te­le­fo­nem. Ka­zano mu się trzy­mać poza za­się­giem ka­mer mo­ni­to­ringu i tak wła­śnie zro­bił. Żeby tu wejść, po­słu­żył się klu­czem, który „po­ży­czył” bez po­zwo­le­nia z ar­chi­wum. Za­mek lekko się za­ci­nał, więc trzeba było użyć obu rąk. Kiedy wszedł do środka, dę­bowe drzwi za­mknęły się za nim z głu­chym trza­skiem i od tego mo­mentu mu­siał to­ro­wać so­bie drogę w ciem­no­ściach po omacku. Jedną dło­nią do­ty­kał ce­gla­nej ściany, w dru­giej trzy­mał te­le­fon. Szedł po­woli ko­ry­ta­rzem, który lekko opa­dał. Co prawda z szybu świetl­nego prze­bi­jało słabe świa­tło, ale im da­lej szedł, tym blask był słab­szy. W pew­nym miej­scu spa­dek się skoń­czył i Kal­mér do­my­ślił się, że do­tarł na naj­niż­szy po­ziom. Z le­wej strony zo­ba­czył świa­tło, więc udał się w tam­tym kie­runku. Do­tarł do końca ko­ry­ta­rza i zna­lazł się w ja­kimś po­miesz­cze­niu. Przed nim, ty­łem do niego, stała ubrana na czarno osoba.

Był na­prawdę po­iry­to­wany, że mu­siał sta­wić się na spo­tka­nie w ta­kim miej­scu. Co ten ktoś so­bie wy­obraża, po­my­ślał. Mimo to, kie­ro­wany cie­ka­wo­ścią, wszedł do środka. Przed kil­koma go­dzi­nami od­był pewną roz­mowę, z któ­rej do­wie­dział się, że ktoś chce mu opo­wie­dzieć coś o Ca­milli. Osoba, z którą roz­ma­wiał, nie chciała zdra­dzić szcze­gó­łów. Wspo­mniała tylko, że je­śli chce usły­szeć coś wię­cej, po­wi­nien przyjść na umó­wione miej­sce. Do­sta­nie tam in­te­re­su­jące zdję­cia, które bę­dzie mógł wy­ko­rzy­stać jako do­wód. Na myśl o swo­jej żo­nie i o tym, co miał zo­ba­czyć, ogar­nęła go za­zdrość. Fał­szywa dziwka! Był tak zły, że za­ci­snął dło­nie.

Kiedy zna­lazł się w od­le­gło­ści nie­ca­łych dwóch me­trów od ubra­nej na ciemno po­staci, za­trzy­mał się.

– Je­stem – po­wie­dział. – Co chcesz mi po­ka­zać?

Kal­mér wy­po­wie­dział te słowa wład­czym to­nem, ale mury i ciem­ność stłu­miły jego głos.

– Po­dejdź bli­żej i po­patrz na ścianę – szep­nęła po­stać.

Kal­mér nie­chęt­nie speł­nił to po­le­ce­nie. Pod­szedł do ce­gla­nego muru i spoj­rzał na wska­zane miej­sce. Na­gle wzdry­gnął się, bo usły­szał dźwięk przy­po­mi­na­jący dzwo­nie­nie lub szczęk­nię­cie. Mimo to nie ru­szył się z miej­sca, cho­ciaż coś w nim krzy­czało, że po­wi­nien ucie­kać co sił w no­gach. Opa­no­wał się jed­nak, co wię­cej, ogar­nęła go złość. Co za głu­pie sztuczki! Spoj­rzał na ciemną po­stać, żeby spy­tać, co to za wy­głupy, ale nie zdą­żył na­wet otwo­rzyć ust.

Pierw­szy cios do­stał w plecy. Chciał krzyk­nąć, ale był tak zszo­ko­wany, że nie mógł zła­pać po­wie­trza. Nogi ugięły się pod nim, ale utrzy­mał rów­no­wagę. Drugi cios tra­fił go w kark, mię­dzy pierw­szy kręg szyjny a kręg ob­ro­towy. Pa­ra­liż na­stą­pił na­tych­miast. Wy­wo­łany bó­lem im­puls do­tarł do jego mó­zgu, jesz­cze za­nim ko­lejne ciosy zmiaż­dżyły mu czaszkę. Chwilę póź­niej zna­lazł się w ob­ję­ciach mrocz­nej wiecz­no­ści.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: