Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sekcja M. Tom 2 - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
13 października 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sekcja M. Tom 2 - ebook

Niektórzy ludzie zasługują na karę, inni zasługują jedynie na śmierć

 

Louise Brobacke zostaje znaleziona martwa w swoim przydomowym basenie. Dłonie i stopy ma związane opaskami zaciskowymi. Dochodzenie przejmuje Sekcja M. Po pewnym czasie okazuje się, że w najbliższym otoczeniu Brobacke miała opinie okrutnej zimnej kobiety, która wykorzystuje zatrudnianych przez siebie pracowników. Czy ktoś postanowił się zemścić?

Tymczasem Nora Feller wciąż nie może się zorientować, dlaczego w Sekcji M panuje dziwna, a zarazem groźna atmosfera. Wygląda na to, że każdy skrywa jakąś tajemnicę i nikomu nie można ufać. Do kogo będzie mogła się zwrócić, gdy dopadnie ją cień z przeszłości?

"Sekcja M" to nowa seria kryminałów szwedzkiej pisarki Christiny Larsson. Jej książki sprzedały się w blisko półmilionowym nakładzie i ukazały w Hiszpanii, Portugalii, Finlandii czy Rosji.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-077-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

W in­nym cza­sie i w in­nych oko­licz­no­ściach Char­lotte na pewno by go chciała. Ma wy­spor­to­waną syl­wetkę, czego naj­lep­szym do­wo­dem są wy­raź­nie za­ry­so­wane mię­śnie brzu­cha i wy­kształ­cone mię­śnie ra­mion. Na ca­łym ciele nie ma grama tłusz­czu. Po­żera go wzro­kiem, a jed­no­cze­śnie udaje, że nie wi­dzi, jak roz­sze­rzo­nymi ze stra­chu oczami szuka z nią kon­taktu wzro­ko­wego. Z wbi­tego do su­fitu haka zwisa prze­wle­czony przez wie­lo­krą­żek sznur, któ­rym zwią­zała mu nad­garstki. Męż­czy­zna wisi z rę­kami pod­cią­gnię­tymi nad głowę. Kostki nóg też ma zwią­zane sznu­rem.

Char­lotte na­ci­ska na dźwi­gnię wy­ciągu i po­miesz­cze­nie wy­peł­nia brzęk ob­ra­ca­ją­cego się wie­lo­krążka. Męż­czy­zna unosi się o kilka cen­ty­me­trów. W tym mo­men­cie je­dy­nie mu­ska pod­łogę pal­cami stóp. Char­lotte pod­cho­dzi do niego i kła­dzie mu dło­nie na bio­drach. Męż­czy­zna ma twarde, okrą­głe po­śladki. Char­lotte chci­wie wdy­cha jego za­pach, czuje w nim strach i pot nie­my­tego mę­skiego ciała. Ogar­nia ją silne po­żą­da­nie, ale wie, że po­winna sku­pić się na za­da­niu, które ma do wy­ko­na­nia. Męż­czy­zna pró­buje coś po­wie­dzieć, ale nie może, bo usta ma za­kle­jone ta­śmą. Dźwięk, który wy­do­bywa się przez jego roz­sze­rzone noz­drza, tylko go ośmie­sza. Char­lotte zrywa ta­śmę, męż­czy­zna gwał­tow­nie ła­pie po­wie­trze. Z su­chej, spę­ka­nej wargi ciek­nie mu strużka krwi.

– Pro­szę – mówi bła­gal­nym to­nem.

Char­lotte ude­rza go w lewy po­li­czek. Z ust męż­czy­zny wy­do­bywa się zdu­szony krzyk. Char­lotte znowu go po­licz­kuje, tym ra­zem moc­niej niż po­przed­nio.

Męż­czy­zna za­gryza wargi. Są pra­wie zbie­lałe z bólu. Oczy ma roz­sze­rzone, pa­trzy na nią bła­gal­nym wzro­kiem. Char­lotte od­wraca się, bie­rze do ręki długą, pod­łą­czoną do po­jem­nika z ga­zem dy­szę i za­ma­szy­stym ru­chem pod­suwa mu ją pod twarz.

– Bę­dziesz mó­wił tylko wtedy, gdy ci na to po­zwolę, ro­zu­miesz?

Męż­czy­zna kiwa głową i go­rącz­kowo mruga oczami, żeby po­wstrzy­mać łzy.

– Co ro­bi­łeś w miesz­ka­niu Nory?

Męż­czy­zna gwał­tow­nie prze­łyka ślinę i nie spusz­cza­jąc wzroku z po­li­cjantki, od­po­wiada:

– Po­sze­dłem ją prze­pro­sić.

– Kła­miesz – ce­dzi przez za­ci­śnięte zęby Char­lotte. – Otrzy­ma­łeś wy­raźne po­le­ce­nie, ale nie było w nim mowy o tym, że wolno ci ją od­wie­dzić. Po­myśl, co by się stało, gdyby za­trzy­mała cię po­li­cja. Gdy­bym ja cię nie za­brała.

– Chcia­łem jej tylko po­wie­dzieć, że wię­cej nie musi się mnie bać.

– Je­śli jesz­cze raz skon­tak­tu­jesz się z nią w ja­ki­kol­wiek spo­sób, za­biję cię. Je­śli ko­muś pi­śniesz, co wiesz i co wi­dzia­łeś, za­biję cię. Je­śli znowu mi się sprze­ci­wisz, za­biję cię.

Cia­łem męż­czy­zny wstrzą­sają nie­kon­tro­lo­wane drgawki. Po na­gich no­gach spływa mu struga mo­czu, która roz­lewa się po pod­ło­dze. Po­miesz­cze­nie wy­peł­nia cierpki, ostry smród. Char­lotte cofa się o krok. Wi­dok i za­pach mo­czu wy­wo­łują u niej ta­kie obrzy­dze­nie, że na­tych­miast zbiera jej się na wy­mioty.

Nie ufa mu, a on chyba nie zdaje so­bie sprawy z po­wagi sy­tu­acji. Z wes­tchnie­niem bie­rze do ręki rolkę ta­śmy kle­ją­cej i od­rywa z niej dwa ka­wałki. Kri­stian broni się roz­pacz­li­wie, kręci głową, żeby jej to utrud­nić, ale Char­lotte za­kleja mu usta ta­śmą. Przez chwilę przy­gląda mu się z nie­sma­kiem, po czym sięga po dy­szę i od­kręca za­wór. Świsz­czący dźwięk świad­czy o tym, że z po­jem­nika wy­do­bywa się gaz. Char­lotte wci­ska czer­wony gu­zik i ob­ser­wuje ni­ski pło­mień. Po­woli re­gu­luje jego po­ziom, żeby stał się bar­dziej in­ten­sywny. Im bar­dziej jest nie­bie­ski, tym wyż­szą ma tem­pe­ra­turę. Przy­kłada koń­cówkę dy­szy do stóp męż­czy­zny i po kilku se­kun­dach po­miesz­cze­nie wy­peł­nia smród pa­lo­nej skóry. Za­fa­scy­no­wana ob­ser­wuje, jak skóra Kri­stiana czer­wie­nieje, po­krywa się bą­blami, a na końcu cał­ko­wi­cie czer­nieje.ROZ­DZIAŁ 1

– Tym ra­zem mu­sisz być szcze­gól­nie do­kładna i ostrożna. To mała miej­sco­wość. Byle zda­rze­nie wzbu­dza tu po­wszechne za­in­te­re­so­wa­nie i ro­dzi py­ta­nia.

Char­lotte za­ci­ska zęby i kiwa głową. Po co ta prze­mowa, prze­cież jest pro­fe­sjo­na­listką. Nikt nie musi przy­po­mi­nać jej o me­to­dach pracy ani o pod­sta­wo­wych za­sa­dach bez­pie­czeń­stwa. Każde zle­ce­nie jest inne, a ona uwiel­bia wy­zwa­nia. Za każ­dym ra­zem lubi prze­kra­czać nie tylko swoje moż­li­wo­ści, ale także ocze­ki­wa­nia wo­bec niej.

Męż­czy­zna unosi fi­li­żankę z kawą i pa­trzy na Char­lotte zim­nym, wy­ra­cho­wa­nym wzro­kiem, jakby szu­kał w niej ewen­tu­al­nych sła­bo­ści. Wy­pija łyk czar­nego na­poju i od­sta­wia fi­li­żankę, która gło­śno dzwoni o por­ce­la­nowy spodek. Char­lotte wzdryga się mi­mo­wol­nie. Głos męż­czy­zny brzmi jak szept:

– Na skroni masz nie­wielki mię­sień. Kiedy za­czyna drgać, zdra­dza, że je­steś wzbu­rzona. Czy ist­nieje ja­kiś pro­blem, o któ­rym po­wi­nie­nem wie­dzieć?

– Nie – od­po­wiada Char­lotte, która stara się mó­wić chłod­nym, zde­cy­do­wa­nym to­nem. – Jed­nak od czasu, gdy do na­szej sek­cji tra­fiła Nora, po­ja­wiły się trud­no­ści.

– Ma być tak, jak po­wie­dzia­łem. Twoim obo­wiąz­kiem jest ją nad­zo­ro­wać. Miej ją przez cały czas na oku.

– Mo­żesz na mnie po­le­gać.

– Uwa­żaj na sie­bie – kon­ty­nu­uje męż­czy­zna, kie­ru­jąc w jej stronę wska­zu­jący pa­lec. – Za bar­dzo lu­bisz to, co ro­bisz, i dla­tego czę­sto ba­lan­su­jesz na gra­nicy bez­pie­czeń­stwa. Za­cho­wu­jesz się tak, jak­byś ce­lowo chciała ujaw­nić swoją toż­sa­mość. Po­tem, kiedy sy­tu­acja staje się trudna, a zbyt do­cie­kliwe py­ta­nia grożą ujaw­nie­niem prawdy, ty otwie­rasz na­gle swoją cza­ro­dziej­ską skrzy­neczkę, po­cią­gasz za ja­kieś nitki i wy­ko­rzy­stu­jesz wła­sne umie­jęt­no­ści, po­nie­waż je­steś prze­ko­nana, że po­tra­fisz ma­ni­pu­lo­wać swoim oto­cze­niem.

Char­lotte czuje się upo­ko­rzona, ale za­ci­ska zęby i nie pro­te­stuje.

– Obie­cuję, że żad­nych pro­ble­mów już nie bę­dzie.

– Nie myśl so­bie, że coś zo­stało ci dane raz na za­wsze. Nie ma lu­dzi nie­za­stą­pio­nych.

– Zga­dzam się, ale za­uwa­ży­łam, że na końcu za­wsze zo­stają ci naj­lepsi.

– Być może tak jest. Po­ży­jemy, zo­ba­czymy. Masz się na­tych­miast za­brać do tego zle­ce­nia. Do końca czerwca ma być po wszyst­kim.

Char­lotte kiwa głową i wstaje z krze­sła. Na­resz­cie. Ko­pertę z in­struk­cjami do­ty­czą­cymi no­wego za­da­nia wkłada do to­rebki. Jest pod­eks­cy­to­wana. Dzięki no­wemu zle­ce­niu, które przed chwilą otrzy­mała, znowu bę­dzie się czuła tak, jakby od­gry­wała rolę Boga. Nie może się już do­cze­kać. Bę­dzie się roz­ko­szo­wać każdą se­kundą, bo ko­cha gry i wy­zwa­nia z ła­twym do prze­wi­dze­nia wy­ni­kiem.ROZ­DZIAŁ 2

Claes Bro­backe pa­trzył na mo­rze. Ni­gdy nie prze­sta­wał dzi­wić się jego ogro­mowi i po­tę­dze. O brzeg ude­rzały co­raz to nowe fale, jakby po­ru­szane siłą ja­kie­goś per­pe­tuum mo­bile. W po­wie­trzu uno­sił się za­pach wo­do­ro­stów, na dwo­rze ro­biło się co­raz ciem­niej. Świat wy­glą­dał tak, jakby skła­dał się z jed­nego sza­rego widma. Nad­brzeżne skały, które w ciągu ty­sięcy lat zo­stały oszli­fo­wane i wy­gła­dzone, przyj­mu­jąc formę pła­skich płyt, zmie­niały w pa­nu­ją­cym pół­mroku barwę, a niebo było nie­wiele ja­śniej­sze od wody.

Bro­backe kon­ty­nu­ował spa­cer przez po­ro­śnięty po­skrę­ca­nymi ko­na­rami drzew i gę­stą ro­ślin­no­ścią re­zer­wat przy­rody. Krą­żył wśród skal­nych blo­ków, aż zna­lazł się na po­la­nie, gdzie te­ren był bar­dziej pła­ski i ła­twiej mu było iść. Za­trzy­mał się i głę­boko ode­tchnął. Po­wie­trze prze­siąk­nięte było wil­go­cią, na war­gach czuł smak soli. Koń­czył się ko­lejny cie­pły letni dzień wy­peł­niony tłu­mami ku­ra­cju­szy, po­ła­wia­czy ra­ków i mi­ło­śni­ków sło­necz­nych ką­pieli. Cią­gnąca się przed nim plaża nie była zbyt długa, ale za to uro­czo wci­śnięta w za­tokę. Ka­wa­łek od brzegu znaj­do­wała się nie­wielka wy­spa o na­zwie Sto­ra­skär, bę­dąca czymś w ro­dzaju po­zo­sta­ło­ści po ostat­nim zlo­do­wa­ce­niu. Zwień­czone bia­łymi grzy­wa­czami fale za­le­wały ka­mienne molo pro­wa­dzące w głąb na­giej wy­spy.

Na prze­ło­mie dzie­więt­na­stego i dwu­dzie­stego wieku na tym te­re­nie dzia­łała huta szkła. Funk­cjo­no­wała na długo przed tym, jak po­wstało tu po­pu­larne ką­pie­li­sko, w któ­rym po­bu­do­wano ho­tele dla ku­ra­cju­szy. To, co zo­stało po hu­cie – ołów, rtęć i ar­sze­nik – po­wrzu­cano do wy­drą­żo­nych w przy­brzeż­nych wy­dmach do­łów. Je­dyną po­zo­sta­ło­ścią po za­bu­do­wa­niach był długi gra­ni­towy mur. Na jego ru­inach zbu­do­wano ka­wiar­nię i re­stau­ra­cję, do któ­rej przy­le­gał po­ro­śnięty drze­wami i krza­kami grunt na­le­żący do gminy. Da­lej wzno­sił się bu­dy­nek, w któ­rym w okre­sie ist­nie­nia huty miesz­kali pra­cow­nicy z ro­dzi­nami. Póź­niej prze­bu­do­wano go na let­nią willę, z któ­rej roz­ta­czał się wspa­niały wi­dok na mo­rze. Za willą urzą­dzono dwa ogól­no­do­stępne par­kingi. Za­tokę i te­reny po­ło­żone przy plaży za­my­kała druga re­stau­ra­cja, za którą za­czy­nały się skały i opusz­czony ka­mie­nio­łom. Z każ­dego miej­sca roz­ta­czał się roz­le­gły wi­dok. Z pró­bek po­bra­nych w oko­licy wy­ni­kało, że zie­mia i wy­dmy są mocno ska­żone, a po­ziom za­nie­czysz­czeń prze­kra­czał po­wszech­nie obo­wią­zu­jące normy usta­lone przez Urząd Ochrony Śro­do­wi­ska. Wła­ści­wie na­le­ża­łoby po­wie­dzieć, że „znacz­nie prze­kra­czał”, po­nie­waż wła­śnie w taki spo­sób zo­stało to opi­sane w ra­por­cie śro­do­wi­sko­wym. Na wspo­mnie­nie o nim Bro­backe uśmiech­nął się do sie­bie. Po­my­śleć, jak ła­two sfał­szo­wać dane, je­śli ma się od­po­wied­nie kon­takty. Rów­nie ła­two można na­stra­szyć lu­dzi. W tym mo­men­cie po­czuł wi­bro­wa­nie te­le­fonu w kie­szeni, więc zdjął rę­ka­wiczki, od­wró­cił się ple­cami do wia­tru i ode­brał. W słu­chawce usły­szał głos Jo­nasa Ringa, kie­row­nika bu­dowy w Ha­ver­dalu.

– Znowu mamy kło­poty z Li­twi­nami – po­wie­dział Ring.

– Niech to szlag! My­śla­łem, że wszystko z nimi za­ła­twi­łeś.

– Jak też tak my­śla­łem, ale wy­gląda na to, że są uparci.

– O co cho­dzi tym ra­zem?

– O to samo co ostat­nio.

– Po­wiedz im, że je­śli nie we­zmą się do ro­boty, wstrzy­mamy im wy­płatę i nie do­staną wol­nego na święta. Na pewno da im to do my­śle­nia.

– A nie le­piej zgo­dzić się na ich żą­da­nia?

– Chcesz im li­zać tyłki? A może za­mie­rzasz za­kwa­te­ro­wać ich w ho­telu Ty­lösand?

– Nie, ale spró­bujmy ich prze­ko­nać, że je­śli wy­ro­bią się na czas, do­staną pre­mię. Dajmy im mar­chewkę, za­miast obi­jać ich ki­jem.

Bro­backe się skrzy­wił. Je­śli Jo­nas na­dal bę­dzie ustę­po­wał ro­bot­ni­kom, trzeba go bę­dzie za­stą­pić kimś in­nym.

– Daj im pa­lec, a od­gryzą ci całą rękę. Masz skoń­czyć z tym ba­ła­ga­nem.

– Okej, spró­buję ich uspo­koić.

– Zrób co­kol­wiek, obo­jętne co, ale po­zbądź się pro­blemu. Prace mają się za­koń­czyć do dwu­dzie­stego grud­nia.

Bro­backe się roz­łą­czył. Czy za­wsze musi się zaj­mo­wać wszyst­kimi spra­wami oso­bi­ście? Lo­uise bę­dzie wście­kła. Od razu stra­cił hu­mor. Wy­brał w ko­mórce nu­mer i cze­kał, aż osoba, do któ­rej za­dzwo­nił, od­bie­rze.

– Tak? – usły­szał w słu­chawce szorstki głos.

– To ja. Mamy pro­blem z tymi, któ­rych przy­ję­li­śmy w paź­dzier­niku. Chyba wiesz, kogo mam na my­śli?

Ze słu­chawki po­pły­nął wartki po­tok słów, praw­do­po­dob­nie prze­kleństw, wy­po­wie­dzia­nych w ob­cym, nie­zro­zu­mia­łym ję­zyku.

– Wiem. Masz na my­śli ostat­nią prze­syłkę z Wilna? Te­raz wi­dzę, że to był błąd. Le­piej za­trud­niać lu­dzi z pro­win­cji.

– Mu­simy jak naj­szyb­ciej ich wy­mie­nić.

– W so­botę do Halm­stadu trafi ko­lejna prze­syłka. Miej­scem do­ce­lo­wym miała być Kungs­backa, ale prze­kie­ruję ją tu­taj.

Bro­backe wes­tchnął, roz­łą­czył się i wło­żył te­le­fon do kie­szeni kurtki. Cza­sem trzeba dać lu­dziom na­uczkę. Ju­tro za­dzwoni do Jo­nasa i o wszyst­kim go po­in­for­muje.

Tym­cza­sem zro­biło się tak ciemno, że pra­wie nie wi­dział, gdzie sta­wia stopy. Za każ­dym ra­zem, gdy stąp­nął krzywo, gło­śno klął. Je­śli wszystko pój­dzie zgod­nie z pla­nem, za pięć lat to miej­sce bę­dzie wy­glą­dać zu­peł­nie ina­czej. Te­ren zo­sta­nie oświe­tlony, wy­ło­żony ka­mien­nymi pły­tami albo wy­lany as­fal­tem, żeby lu­dzie się nie po­ty­kali i nie mu­sieli cho­dzić po omacku. Ju­tro ma umó­wione spo­tka­nie z miej­sco­wymi urzęd­ni­kami. Zer­k­nął na ze­ga­rek. Pora wra­cać do domu, za pół go­dziny ko­la­cja. Lo­uise obie­cała przy­rzą­dzić pla­cek kar­to­flany ze sma­żoną rybą. Na samą myśl o ta­kich sma­ko­ły­kach po­cie­kła mu ślinka.ROZ­DZIAŁ 3

Nora Fel­ler prze­cią­gnęła dło­nią po spo­co­nej twa­rzy, żeby od­gar­nąć z niej skle­jone ko­smyki wło­sów, które wy­msknęły jej się na czoło. Sze­roko roz­sta­wiła nogi, na­brała po­wie­trza, po­chy­liła się i obiema dłońmi chwy­ciła sztangę. Po chwili przy­klę­kła i się na­prę­żyła. Na sztan­dze miała sto trzy­dzie­ści pięć ki­lo­gra­mów, po­nie­waż za­mie­rzała wy­rów­nać wła­sny re­kord. Ką­tem oka za­uwa­żyła, że Char­lotte jej się przy­gląda. Czyżby chciała spraw­dzić, czy po­ra­dzi so­bie z ta­kim cię­ża­rem? Nora wy­brała w sali ja­kiś od­le­gły punkt, wbiła w niego wzrok, szarp­nęła sztangę, pod­cią­gnęła ją po­wy­żej ud i ener­gicz­nie się wy­pro­sto­wała.

– Świet­nie! – za­wo­łała Char­lotte.

Nora opu­ściła sztangę na pod­łogę. Drżały jej nogi, rwały ją palce. Cof­nęła się o krok i uśmiech­nęła, a Char­lotte od­wza­jem­niła jej uśmiech. Po­czuła się jak uczen­nica, która chce zwró­cić uwagę pani na­uczy­cielki.

– Na dzi­siaj ko­niec – po­wie­działa.

Char­lotte unio­sła kciuk. W mil­cze­niu szły do szatni. Nora otwo­rzyła szafkę i za­częła zdej­mo­wać prze­po­cony dres.

– Jak się czu­jesz w swoim no­wym miesz­ka­niu? – spy­tała Char­lotte.

– Do­brze. Dzię­kuję, że po­mo­głaś mi je zna­leźć.

– A Kri­stian? Zo­sta­wił cię w spo­koju?

Nora za­marła w bez­ru­chu. Pod­czas ca­łego tre­ningu nie po­świę­ciła mu na­wet jed­nej chwili. Jego agre­sywne za­cho­wa­nie zże­rało ją od środka, tłu­miło jej po­czu­cie pew­no­ści sie­bie. Na po­czątku była w nim za­ko­chana, ale póź­niej wy­szedł z niego po­twór. Bił ją, prze­śla­do­wał i do­pro­wa­dził do tego, że w ak­cie de­spe­ra­cji zre­zy­gno­wała ze służby w po­li­cji w Ka­tri­ne­hol­mie i prze­pro­wa­dziła się do Göte­borga. Po sło­wach Char­lotte po­czuła, że strach wró­cił, wy­peł­nił całe jej wnę­trze, skradł wolną prze­strzeń i ode­brał ra­dość ży­cia.

Char­lotte po­ło­żyła jej dłoń na ra­mie­niu.

– Wszystko w po­rządku? – spy­tała.

Nora po­krę­ciła głową i usia­dła na ławce przed szafką.

– Bu­dzę się na każdy dźwięk, a serce wali mi tak mocno, że chwi­lami za­czy­nam się bać o swoje że­bra. Wiem, że za­brzmi to jak fra­zes, ale tam­tego wie­czoru, gdy pró­bo­wał we­drzeć się do mo­jego miesz­ka­nia, po­my­śla­łam, że na­de­szła moja ostat­nia chwila. Strasz­nie się ba­łam.

– Wiem, że już cię o to py­ta­łam, ale czy je­steś ab­so­lut­nie pewna, że oprócz Kri­stiana był tam ktoś jesz­cze?

– Na sto pro­cent. Nie­stety, nie wi­dzia­łam tej osoby, po­nie­waż świa­tło na klatce scho­do­wej było zga­szone. Sły­sza­łam tylko ha­łas, jakby od­głos walki dwóch osób, a po­tem za­pa­dła ci­sza. Kiedy zja­wiła się po­li­cja, ni­kogo już nie było.

Nora nie wspo­mniała o wi­zy­cie Astona, bo in­stynkt jej pod­po­wia­dał, żeby tego nie ro­bić. Lu­biła Char­lotte, ale zu­peł­nie jej nie znała.

– To dziwna i nie­przy­jemna sprawa – stwier­dziła ści­szo­nym gło­sem Char­lotte. – Ale coś ci po­wiem. Roz­ma­wia­łam z na­szym dzia­łem per­so­nal­nym. Do­wie­dzia­łam się, że Kri­stian praw­do­po­dob­nie zo­stał prze­nie­siony do służby ze­wnętrz­nej i prze­bywa gdzieś na Bli­skim Wscho­dzie.

Nora na­tych­miast po­czuła ogromną ulgę.

– Czy to wia­do­mość wia­ry­godna? Dla­czego nic mi nie mó­wi­łaś?

Char­lotte wzru­szyła ra­mio­nami.

– To in­for­ma­cje nie­po­twier­dzone.

– Mam na­dzieję, że to prawda. Niech tam zo­sta­nie jak naj­dłu­żej.

Nora pod­nio­sła się ener­gicz­nie z ławki, zdjęła bie­li­znę, wzięła ręcz­nik, bu­te­leczkę szam­ponu i za­mknęła szafkę na klucz.

– W ta­kim ra­zie mam go z głowy. Jak my­ślisz, kiedy da­dzą nam nowe zle­ce­nie? Nie mogę zna­leźć so­bie miej­sca od tego cią­głego cze­ka­nia.

We­szła do po­miesz­cze­nia z prysz­ni­cami, a Char­lotte udała się tam za nią. Od­krę­ciła kran i wsu­nęła dłoń pod stru­mień, żeby spraw­dzić, czy woda nie jest za go­rąca.

– Ciesz się wol­nym cza­sem, bo bywa i tak, że za­nim zdą­żymy wró­cić do domu, je­ste­śmy wzy­wani do ko­lej­nej sprawy.

Nora we­szła pod prysz­nic.

– Co te­raz ro­bią po­zo­stałe osoby z na­szej sek­cji?

– Wy­ko­nują czyn­no­ści, które są ko­nieczne do za­mknię­cia śledz­twa. Spo­ty­kają się z pro­ku­ra­to­rem, pro­wa­dzą ana­lizy i tak da­lej.

– To zna­czy, że praca to­czy się da­lej? Dla­czego ja nie mam nic do ro­boty?

– Bo je­steś nowa. W przy­szło­ści, kiedy spoj­rzysz na te ci­che dni z per­spek­tywy lat, za­tę­sk­nisz za wol­nym cza­sem.

Nora wo­lała się nie spie­rać. I tak czuła się w sek­cji obca, cho­ciaż Char­lotte przez cały czas z nią była, jakby chciała przy­pil­no­wać, żeby nic jej się nie stało. To­wa­rzy­szyła jej na tre­nin­gach, cho­dziła z nią na kawę i słu­chała tego, co miała do po­wie­dze­nia.

Wzięły prysz­nic i w mil­cze­niu się ubrały. Nora przez cały czas się nad czymś za­sta­na­wiała. Pewne wąt­pli­wo­ści nie da­wały jej spo­koju. Kto ją chroni? Kto śle­dził Kri­stiana? Kto prze­szko­dził mu wtar­gnąć do jej miesz­ka­nia? Prze­cież o tym, że wy­na­jęła miesz­ka­nie w Kål­l­tor­pie, wie­działo nie­wiele osób. Wy­gląda na to, że jej dane oso­bowe prze­cho­wy­wane w dziale per­so­nal­nym nie są od­po­wied­nio chro­nione. A może źró­dłem prze­cieku był ktoś z sek­cji? Na­tych­miast po­my­ślała o Pe­tro­vi­ciu, który przez cały czas trak­to­wał ją tak, jakby chciał ją znie­chę­cić do pracy w sek­cji, żeby po­tem się jej po­zbyć. Za­gry­zła wargę. A może tylko ją te­sto­wał? Do­tych­czas brała udział tylko w jed­nym śledz­twie pro­wa­dzo­nym przez ich sek­cję, a mimo to już kilka razy chciała się zwol­nić z po­wodu złego trak­to­wa­nia. Osta­tecz­nie po­sta­no­wiła, że da swoim no­wym ko­le­żan­kom i ko­le­gom jesz­cze jedną szansę. Je­dyną osobą, z którą czuła się zwią­zana, była Char­lotte.ROZ­DZIAŁ 4

Claes Bro­backe za­par­ko­wał przed sie­dzibą urzędu wo­je­wódz­kiego przy ulicy Slot­ts­ga­tan. Po­pra­wił kra­wat, zer­k­nął na ze­ga­rek i wy­siadł z sa­mo­chodu. Przez chwilę przy­glą­dał się brzyd­kiemu, dwu­kon­dy­gna­cyj­nemu bu­dyn­kowi z brą­zo­wej ce­gły, który jego zda­niem przy­no­sił wstyd ca­łemu mia­stu. Bu­dy­nek stał wci­śnięty mię­dzy sie­dem­na­sto­wieczny za­mek a po­cho­dzący z pięt­na­stego wieku ko­ściół pod we­zwa­niem Świę­tego Mi­ko­łaja. Bro­backe do­szedł do wnio­sku, że wła­dze Halm­stadu po­winny wy­bu­rzyć tego po­tworka i zbu­do­wać na tym miej­scu coś, co wpi­sze się w kra­jo­braz mia­sta. Na­wet usta­wione we wszyst­kich oknach świecz­niki ad­wen­towe nie były w sta­nie do­dać bu­dyn­kowi urody.

Na scho­dach przed wej­ściem spo­tkał radną Åsę Eric­son i na­czel­nika Wy­działu Ochrony Śro­do­wi­ska, Olę Ljung­berga. Oboje przy­wi­tali się z nim i za­pro­wa­dzili go do sali kon­fe­ren­cyj­nej, w któ­rej cze­kał już Ulf Lu­dvigs­son, szef działu ad­mi­ni­stra­cji Wy­działu Ochrony Śro­do­wi­ska, i radny To­bias Wik­ström, do­bry przy­ja­ciel Cla­esa. Ser­decz­nie się przy­wi­tali i za­jęli miej­sca przy stole kon­fe­ren­cyj­nym, na któ­rym stały ter­mosy z kawą i le­żały ta­le­rze z ka­nap­kami.

– Wi­taj, Claes – za­czął Wik­ström, pa­trząc na po­zo­stałe osoby sie­dzące przy stole. – Chcemy cię za­pew­nić, że bar­dzo do­ce­niamy twoją ini­cja­tywę.

Po­zo­stałe osoby ski­nęły gło­wami na po­twier­dze­nie, że zga­dzają się z jego sło­wami. Tylko Eric­son zro­biła taką minę, jakby to, co zro­bił Bro­backe, nie wy­warło na niej żad­nego wra­że­nia.

– Urząd Mia­sta i Gminy speł­nia swoje za­da­nia tylko wtedy, gdy ści­śle współ­pra­cuje z przed­się­bior­cami – kon­ty­nu­ował Wik­ström. Zro­bił po­ważną minę i po­wiódł wzro­kiem po po­zo­sta­łych. – Jak zdą­ży­łem się zo­rien­to­wać, pro­po­zy­cja Cla­esa na­leży do tych, na któ­rych zy­skują wszyst­kie strony – stwier­dził. Roz­ło­żył swo­jego lap­topa, prze­su­nął oku­lary na czu­bek nosa i kilka razy stuk­nął w kla­wia­turę. Chwilę póź­niej na ścien­nym ekra­nie wy­świe­tliło się wy­ko­nane z drona zdję­cie plaży w Ste­ninge. – Grunty, o któ­rych mowa, mam na my­śli te­reny ska­żone od­pa­dami po­cho­dzą­cymi z dzia­ła­ją­cej tam sto lat temu huty szkła, ogra­ni­czają się wła­ści­wie do jed­nego te­renu – wy­ja­śnił. Się­gnął po pi­lota z la­se­ro­wym wskaź­ni­kiem i na ekra­nie po­ja­wił się czer­wony punkt, który za­czął się prze­miesz­czać z miej­sca na miej­sce. – Te­raz twoja ko­lej, Ola. Przed­staw nam wy­niki ana­lizy po­bra­nych na miej­scu pró­bek.

Bro­backe uwa­żał Ljung­berga – jed­nego z en­tu­zja­stów zie­lo­nej fali – za mię­czaka. Ljung­berg, który tego dnia ubrany był w ko­szulę i bo­jówki, prak­tycz­nie ca­łym dniami prze­sia­dy­wał w biu­rze. Był tak chudy i blady, że na pewno sto­so­wał dietę we­ge­ta­riań­ską, a może na­wet we­gań­ską. Bro­backe do­szedł do wnio­sku, że tak wy­gląda ktoś, kto żywi się sa­mymi wa­rzy­wami. Tacy jak Ljung­berg pew­nie ni­gdy się nie za­sta­na­wiają, co by było, gdyby na­gle za­prze­stać pro­duk­cji na­biału i mięsa. Skąd bra­liby do tych swo­ich upraw na­wozy na­tu­ralne? Po­zy­ski­wa­liby je z mar­chewki i sa­łaty? Bo prze­cież sztucz­nych na­wo­zów też nie sto­sują?

Ljung­berg chrząk­nął ostroż­nie.

– To bar­dzo nudny ra­port pe­łen rów­nie nud­nych da­nych z ana­lizy pró­bek, które po­bra­li­śmy ubie­głego lata. Pań­stwowa In­spek­cja Pracy stwier­dza w swo­jej eks­per­ty­zie, że ska­że­nia po­zo­stałe po dzia­łal­no­ści huty w Ste­ninge, te wszyst­kie osady i resztki szkła, znacz­nie prze­wyż­szają normy do­pusz­czalne dla użyt­ko­wa­nia ziemi. Cho­dzi tu głów­nie o ar­sze­nik, ołów i rtęć. Za­no­to­wano też wy­soki po­ziom po­li­cy­klicz­nych wę­glo­wo­do­rów aro­ma­tycz­nych. Wnio­sek z tego taki, że prze­by­wa­nie na tym te­re­nie stwa­rza za­gro­że­nie dla zdro­wia. Na­leży więc pod­jąć kon­kretne dzia­ła­nia, i to na­tych­miast. Je­śli tego nie zro­bimy, bę­dziemy mu­sieli za­mknąć nie tylko plażę, wy­dmy i ką­pie­li­ska, ale także cały te­ren po­ro­śnięty drze­wami i młod­nia­kiem, który roz­ciąga się mię­dzy let­nią willą a ka­wiar­nią przy plaży. Wła­ści­wie trzeba bę­dzie za­mknąć całą plażę, a ści­ślej mó­wiąc te­ren roz­cią­ga­jący się mię­dzy ka­wiar­nią w pół­noc­nej czę­ści plaży a re­stau­ra­cją w jej czę­ści po­łu­dnio­wej.

– To zła wia­do­mość – stwier­dził Bro­backe. – Na szczę­ście moja firma, CLB Bygg & An­läg­gning, może za­pro­po­no­wać pewne roz­wią­za­nie. Jak już wspo­mnia­łem, go­towi je­ste­śmy po­kryć koszty usu­nię­cia szko­dli­wych osa­dów z ca­łego te­renu. Mo­żemy za­cząć na­tych­miast, żeby wy­dmy, te­reny zie­lone i grunt w oko­li­cach ka­wiarni przy plaży mo­gły się znowu od­ro­dzić. Dzięki temu już na­stęp­nego lata będą mo­gły być znowu użyt­ko­wane bez ry­zyka utraty zdro­wia.

Eric­son pod­nio­sła rękę i za­brała głos:

– Koszty i tak po­nie­sie pań­stwo, cho­ciaż obo­wią­zek usu­nię­cia za­nie­czysz­czeń spad­nie na gminę Halm­stad. Taką in­for­ma­cję prze­ka­zano mi w urzę­dzie wo­je­wódz­kim.

Bro­backe kon­ty­nu­ował wy­po­wiedź.

– Nie mam za­miaru was po­uczać, co ma­cie ro­bić, ale prawda jest taka, że na­sze pań­stwo prze­zna­czyło na liczne pro­jekty zwią­zane z usu­wa­niem ta­kich ska­żeń i za­nie­czysz­czeń na te­re­nie ca­łego kraju za­le­d­wie kilka mi­lio­nów ko­ron. Żeby wy­stą­pić o te środki, po­trzeba kilku mie­sięcy. Po­tem bę­dzie­cie mu­sieli po­cze­kać na de­cy­zję o ich przy­zna­niu i wy­ko­nać eks­per­tyzy, które stwier­dzą, ile pia­chu i ziemi na­leży stąd wy­wieźć i oczy­ścić. Naj­gor­sze jest to, że wszyst­kie prace zwią­zane z oczysz­cze­niem te­renu mu­szą się od­być w ra­mach prze­targu zgod­nie z ustawą o za­mó­wie­niach pu­blicz­nych. Ta­kie pro­ce­dury po­chła­niają mnó­stwo czasu. Mó­wimy o przy­naj­mniej trzy­let­nim okre­sie, cho­ciaż naj­praw­do­po­dob­niej po­trwa to pięć lat. Jak my­śli­cie, czy miesz­kań­com Ste­ninge się to spodoba? A co z tu­ry­stami? Czym się to skoń­czy dla mał­żeń­stwa, które pro­wa­dzi ka­wiar­nię i re­stau­ra­cję? Co ze schro­ni­skami tu­ry­stycz­nymi? Nie wspo­mnę o tym, że ceny do­mów po­lecą na łeb na szyję.

Eric­son za­ci­snęła zęby i wy­ce­dziła:

– Ro­zu­miemy, o czym pan mówi, ale mu­simy dzia­łać w gra­ni­cach prawa.

Pie­przona biu­ro­kratka – po­my­ślał Bro­backe, ale zmu­sił się do uśmie­chu. Baby po­winny się zaj­mo­wać czymś in­nym niż po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji. Oczy­wi­ście z wy­jąt­kiem Lo­uise. Z fa­ce­tami ła­twiej się do­ga­dać, bo po­tra­fią się kon­cen­tro­wać na spra­wach waż­nych i nie cze­piają się szcze­gó­łów. Dzięki jego ofer­cie gmina i pań­stwo za­osz­czę­dzą mnó­stwo pie­nię­dzy.

– Ob­li­czy­łem, że w su­mie bę­dzie to kosz­to­wać od sie­dem­na­stu do dwu­dzie­stu mi­lio­nów ko­ron, a może na­wet wię­cej – po­wie­dział i zro­bił pauzę, żeby wy­so­kość tej kwoty wy­warła na wszyst­kich więk­sze wra­że­nie i utrwa­liła im się w pa­mięci. Puk­nął pal­cami w blat stołu i cią­gnął: – Wszystko za­leży od tego, jaka jest za­war­tość PAH w grun­cie. Po­brane z ziemi próbki są nie­wy­star­cza­jące. W ra­por­cie czy­tamy na przy­kład, że w ziemi za­ko­pano resztki ma­te­ria­łów za­wie­ra­ją­cych kre­ozot, po­nie­waż wszyst­kie bu­dynki stały na pia­sku, a kre­ozot do­da­wany do drewna prze­dłu­żał jego ży­wot­ność. Moja pro­po­zy­cja ozna­cza, że wa­sza gmina nie wyda ani jed­nej ko­rony. W za­mian pro­szę o prze­ka­za­nie mi kilku dzia­łek.

Wik­ström uniósł pa­lec.

– Nie mo­żemy de­ba­to­wać nad tym ra­por­tem dłu­żej niż dwa dni, bo po­tem bę­dziemy mu­sieli opu­bli­ko­wać jego treść i po­in­for­mo­wać opi­nię pu­bliczną. Wszy­scy chyba wie­dzą, co to ozna­cza. Lu­dzie nas roz­szar­pią, za­czną wy­ma­gać od urzęd­ni­ków i rad­nych roz­wią­za­nia pro­blemu. Ni­komu, po­wta­rzam: ni­komu nie spodoba się to, że cała pro­ce­dura bę­dzie trwać od trzech do pię­ciu lat. Je­stem więc za tym, żeby przy­jąć pro­po­zy­cję Cla­esa, bo po­zwoli nam to oczy­ścić plażę i oko­liczne te­reny, za­nim za­cznie się lato. Dzięki temu nasi re­stau­ra­to­rzy, stali miesz­kańcy i tu­ry­ści ucier­pią na tym w mi­ni­mal­nym stop­niu. Co pań­stwo na to?

Lu­dvigs­son po­pa­trzył na Ljung­berga, który ski­nął głową.

– Ja i Ola już o tym roz­ma­wia­li­śmy i obaj je­ste­śmy za przy­ję­ciem oferty. Uwa­żamy, że oczysz­cza­nie te­renu po­winno się za­cząć jak naj­szyb­ciej.

– Dzię­kuję – sko­men­to­wał jego słowa Wik­ström, który nie mógł po­wstrzy­mać uśmie­chu. – Zga­dzam się z wa­szą opi­nią. Åsa, ja­kie jest twoje zda­nie na ten te­mat?

Eric­son ob­ró­ciła się na krze­śle, po­pa­trzyła w okno i do­piero po dłuż­szej chwili od­po­wie­działa na py­ta­nie:

– My­ślę, że gmina mo­głaby prze­ka­zać w za­mian grunty po­ło­żone w Ske­dali, Kla­stor­pie albo Flyg­sta­den.

Bro­backe uśmiech­nął się do niej i od­parł:

– To piękne te­reny, ale nie je­stem za­in­te­re­so­wany.

– Może pan jed­nak prze­my­śli tę pro­po­zy­cję? Kiedy opi­nia pu­bliczna do­wie się, ja­kie te­reny do­stał pan w za­mian za zło­żoną ofertę, sy­tu­acja może się zro­bić… hm… jak by to po­wie­dzieć… nie­po­ko­jąca.

Bro­backe po­zbie­rał ze stołu swoje pa­piery, wło­żył je do ak­tówki i wstał.

– W ta­kim ra­zie dzię­kuję pań­stwu za to, że mo­głem przed­sta­wić moją ofertę, ale po­zo­stanę przy tym, co po­wie­dzia­łem. Ro­zu­miem, że chcie­li­by­ście prze­dys­ku­to­wać moją pro­po­zy­cję we wła­snym gro­nie. Chyba błęd­nie zro­zu­mia­łem cel tego spo­tka­nia. My­śla­łem, że pod­pi­szemy umowę, ale je­śli…

– Ależ, Claes – prze­rwał mu zde­cy­do­wa­nym to­nem Wik­ström. – Bądź tak miły i usiądź. Åsa, roz­ma­wia­li­śmy o tej spra­wie wczo­raj i wszy­scy zgo­dzi­li­śmy się pod­pi­sać pa­piery. Już nie pa­mię­tasz?

Bro­backe z tru­dem za­cho­wy­wał po­wagę. Wszystko po­to­czyło się do­kład­nie tak, jak prze­wi­dy­wali ra­zem z Wik­strömem. Ob­ser­wo­wał, jak Eric­son wal­czy ze sobą. Urzęd­niczka sie­działa na krze­śle sztywno, jakby kij po­łknęła, miała roz­bie­gany wzrok i ścią­gnięte usta. W końcu ski­nęła głową.

– Zgoda. Ja też pod­pi­szę.ROZ­DZIAŁ 5

Nora była już tak znu­dzona bez­czyn­no­ścią, że za­częła krą­żyć po miesz­ka­niu, które zna­la­zła dla niej Char­lotte. Po noc­nej wi­zy­cie Kri­stiana w jej po­przed­nim lo­kum dal­sze prze­by­wa­nie pod sta­rym ad­re­sem uznała za zbyt ry­zy­kowne. Jej nowe miesz­ka­nie znaj­do­wało się na czwar­tym pię­trze bu­dynku sto­ją­cego koło Öve­råsval­len w Lun­den. Skła­dało się z dwóch świeżo wy­re­mon­to­wa­nych po­ko­jów i bal­konu z wi­do­kiem na Göte­borg. Po­szła do kuchni, na­lała so­bie kawy i usia­dła przy stole. Otwo­rzyła lap­topa i za­częła ser­fo­wać po in­ter­ne­cie. Po pew­nym cza­sie po­sta­no­wiła spraw­dzić, czy na któ­ryś z jej te­le­fo­nów nie do­stała po­wia­do­mie­nia. W służ­bo­wym nie było ani no­wych ese­me­sów, ani in­for­ma­cji o nie­ode­bra­nych po­łą­cze­niach. Za to na Mes­sen­ge­rze zna­la­zła ku swemu zdu­mie­niu wia­do­mość od Ulrika Fol­kes­sona, daw­nego ko­legi z wy­działu do spraw za­bójstw ko­mendy po­li­cji w Ka­tri­ne­hol­mie. „Za­dzwoń” – na­pi­sał. Przy­po­mniała so­bie, że w cza­sie śledz­twa, które im zle­cono, za­nim zwol­niła się z pracy (zro­biła to bez za­cho­wa­nia usta­wo­wego ter­minu wy­po­wie­dze­nia umowy), Ulrik był jed­nym z tych ko­le­gów, z któ­rymi cią­gle darła koty. Za­wa­hała się, co zro­bić, ale od­dzwo­niła. Po wielu sy­gna­łach chciała się roz­łą­czyć, ale w ostat­niej chwili Ulrik ode­brał.

– Fol­kes­son, słu­cham.

– Mówi Nora. Dzwo­ni­łeś do mnie.

– Wszystko u cie­bie w po­rządku?

– To zna­czy?

– Mu­simy się spo­tkać. Czy mo­gła­byś tu przy­je­chać?

– Do Ka­tri­ne­holmu? Nie są­dzę – od­parła. Nie miała ochoty ani na spo­tka­nie, ani na wy­jazd. Nur­to­wało ją py­ta­nie, czy Ulrik wie­dział, jak trak­to­wał ją jego bli­ski ko­lega Kri­stian, a je­śli tak, to dla­czego nic z tym nie zro­bił.

– Prze­pra­szam za to, jak cię trak­to­wa­łem, ale mu­simy po­roz­ma­wiać.

– Po­wiedz mi to te­raz.

– Wo­lał­bym nie mó­wić o tym przez te­le­fon.

– W ta­kim ra­zie nie jest to aż ta­kie ważne.

– Gdyby nie było, nie dzwo­nił­bym do cie­bie.

Nora się za­wa­hała. W jego gło­sie usły­szała coś, czego nie było w nim daw­niej. Poza tym ni­gdy wcze­śniej o nic jej nie pro­sił. Jako pro­wa­dzący śledz­two wy­da­wał jej po­le­ce­nia w spra­wach, w które oboje byli za­an­ga­żo­wani.

– Z kim przyj­dziesz?

– Z ni­kim. Bę­dziemy tylko my.

Nora ro­zej­rzała się po kuchni. Była znu­dzona i nie miała kon­kret­nych pla­nów. Po­my­ślała, że przy oka­zji wy­jazdu do Ka­tri­ne­holmu mo­głaby od­wie­dzić mamę. Na ra­zie ich sek­cja nie pro­wa­dziła żad­nego śledz­twa, więc dla za­bi­cia czasu ćwi­czyła w si­łowni i spo­ty­kała się z Char­lotte.

– Okej – od­parła, zer­ka­jąc na ze­ga­rek. Było wpół do trze­ciej. Je­śli wy­naj­mie sa­mo­chód, na miej­scu bę­dzie za cztery go­dziny. – Pro­po­nuję ósmą wie­czo­rem. Po przy­jeź­dzie na miej­sce za­dzwo­nię do cie­bie i umó­wimy się na spo­tka­nie.

– Su­per. W ta­kim ra­zie do zo­ba­cze­nia wie­czo­rem. I jesz­cze jedno…

– Tak?

– Ni­komu nie mów o na­szej roz­mo­wie.

Nora usły­szała w słu­chawce, jak ktoś woła Ulrika po imie­niu, i roz­mowa zo­stała prze­rwana. Zdu­miona po­pa­trzyła przez okno. Na dwo­rze zro­biło się brzydko, spadł deszcz. Char­lotte wy­ja­śniła jej kie­dyś z uśmie­chem, że taka po­goda jest dość ty­powa dla Göte­borga.

Po roz­mo­wie z Ulri­kiem na­szły ją złe prze­czu­cia. Za­dzwo­niła do mamy, a gdy nie ode­brała, zo­sta­wiła jej wia­do­mość: „Je­steś w domu? Wie­czo­rem będę w Ka­tri­ne­hol­mie. Chcia­ła­bym u cie­bie prze­no­co­wać, je­śli to moż­liwe. Od­dzwoń na po­twier­dze­nie, że ode­bra­łaś tę wia­do­mość. Ca­łu­ski. Nora”.ROZ­DZIAŁ 6

Char­lotte nie­chęt­nie wstała z cie­płego łóżka. Skóra na­dal ją pa­liła, cała była spo­cona. Łono miała na­brzmiałe, w brzu­chu na­dal czuła mo­tyle. Ko­lejny or­gazm. Na samą myśl o za­ro­śnię­tej twa­rzy Pe­tro­vi­cia prze­szedł ją dreszcz. Chciała wię­cej. Pe­tro­vić le­żał z lekko otwar­tymi ustami na ple­cach i ci­cho chra­pał.

Od pew­nego czasu dzia­łał jej na nerwy. Stał się kłó­tliwy i ma­rudny. Gdyby nie był tak do­bry w łóżku, nie wy­trzy­ma­łaby z nim tak długo. Przez chwilę zro­biło jej się nie­do­brze, ale szybko jej prze­szło. Miała ochotę przy­nieść ob­cęgi i uciąć mu to, co wbrew jej woli tak bar­dzo ją do niego cią­gnęło.

Owi­nęła się płasz­czem ką­pie­lo­wym i w tej sa­mej chwili usły­szała zna­jomy dźwięk. Do­bie­gał z kuchni, gdzie zo­sta­wiła swo­jego lap­topa. Wy­szła z sy­pialni i ostroż­nie za­mknęła za sobą drzwi. Od pew­nego czasu żyła w stre­sie, bo za­da­nie re­ali­zo­wano z opóź­nie­niem. Sy­tu­acja stała się na­prawdę po­ważna. Za­da­nie, które jej po­wie­rzono, na­le­żało do naj­trud­niej­szych, z ja­kimi miała do czy­nie­nia. Pro­blem po­le­gał na tym, że mu­siała ro­bić jed­no­cze­śnie dwie rze­czy: pil­no­wać, żeby wszystko prze­bie­gało zgod­nie z pla­nem, i co­dzien­nie spo­ty­kać się z Norą, żeby kon­tro­lo­wać, czym się zaj­muje i co za­mie­rza ro­bić.

Usia­dła na krze­śle i roz­ło­żyła lap­topa. Na ekra­nie za­świe­ciła się jedna z ikon. Ozna­czało to, że włą­czyła się apli­ka­cja sen­so­ryczna, a wraz z nią ka­mera, która za­częła od­bie­rać oraz emi­to­wać ob­razy i dźwięki. Char­lotte wpi­sała ha­sło, wy­brała je­den z pro­gra­mów i ak­ty­wo­wała kur­so­rem funk­cję dźwięku. Na­ło­żyła słu­chawki i usły­szała głos Nory, a dzięki ob­ra­zowi z za­mon­to­wa­nej w otwo­rze wen­ty­la­cyj­nym ka­mery wi­działa też jej twarz. Z po­czątku wy­ra­żała dez­apro­batę, po­tem zro­biła się sta­now­cza i za­cięta. Ka­tri­ne­holm! Złe wie­ści! Bę­dzie mu­siała wy­słać tam ko­goś, żeby miał oko na Norę i usta­lił, z kim się spo­tyka i roz­ma­wia. To zbyt nie­bez­pieczne, nie może zo­sta­wić jej bez ochrony. Z wes­tchnie­niem zdjęła słu­chawki, wy­lo­go­wała się, za­mknęła lap­topa i po­szła obu­dzić Pe­tro­vi­cia.

– Bę­dziesz mu­siał ra­dzić so­bie beze mnie – po­wie­działa. – Mu­szę coś za­ła­twić, ale nie wiem, ile czasu mi to zaj­mie. Mam na­dzieję, że kró­cej niż dobę.

Pe­tro­vić wstał z łóżka.

– Mu­simy z tym skoń­czyć. Na dłuż­szą metę jest to dla mnie nie do wy­trzy­ma­nia. Mam ro­dzinę, ale ni­gdy nie ma mnie w domu. Dłu­żej tego nie zniosę. Nie chcę już dłu­żej pro­wa­dzić tej po­dwój­nej gry. Czy mo­gła­byś mnie od niej uwol­nić?

– Prze­stań zrzę­dzić i uża­lać się nad sobą. Do­brze wiesz, jaka jest druga opcja: od dzie­się­ciu do dwu­na­stu lat wię­zie­nia. Je­śli tam tra­fisz, twoja ro­dzina od­wróci się od cie­bie do końca ży­cia. Mu­sisz się po­go­dzić ze swoją sy­tu­acją. In­nego wyj­ścia nie ma.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: