Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Sekcja M. Tom 3 - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
13 października 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sekcja M. Tom 3 - ebook

Niektórzy ludzie zasługują na karę, inni zasługują jedynie na śmierć.

 

Sekcja M zostaje wysłana do Katrineholm, żeby zbadać sprawę brutalnego morderstwa lekarza medycyny sądowej, Nilsa Sachsa. Nora Feller coraz bardziej się niepokoi, bo to między innymi Sachs przyczynił się do jej rezygnacji z pracy w miejscowej policji.

Wszystkie dowody wskazują na jednego sprawcę, ale Nora czuje, że tej sprawy nie da się tak łatwo rozwiązać. Na dodatek konflikty z członkami Sekcji M się pogłębiają i kobieta już nikomu nie może ufać. Powoli zaczyna do niej docierać, że jest tylko pionkiem w rozgrywce, a macki głównych graczy sięgają najwyższych władz państwowych.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8034-076-2
Rozmiar pliku: 1 006 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

– Gdzie je­steś? W Ka­tri­ne­hol­mie? Nie ro­zu­miem – zdzi­wiła się Char­lotte. Miała na­dzieję, że usły­szy ja­kieś lo­giczne wy­tłu­ma­cze­nie, po­nie­waż po­czuła się po tych sło­wach dość nie­swojo. – A co ty tam ro­bisz? Prze­cież to mia­sto leży poza ob­sza­rem dzia­łań Sek­cji M, a nam nie wolno dzia­łać na ob­cym te­re­nie.

Męż­czy­zna od­po­wie­dział po­woli, z tru­dem pa­nu­jąc nad zło­ścią w gło­sie.

– Nie mia­łaś, nie masz i ni­gdy nie bę­dziesz mieć prawa do kwe­stio­no­wa­nia mo­ich de­cy­zji, zwłasz­cza do po­da­wa­nia w wąt­pli­wość za­dań, które zle­cam ci do wy­ko­na­nia.

Char­lotte była tak po­iry­to­wana, że za­ci­snęła pię­ści. Wo­la­łaby od­być tę roz­mowę, sie­dząc na­prze­ciwko swo­jego roz­mówcy, a nie przez te­le­fon. Pod­jęła jesz­cze jedną próbę przed­sta­wie­nia swo­jej ar­gu­men­ta­cji:

– Wzbu­dzimy zbyt duże za­in­te­re­so­wa­nie, a chyba nie o to nam cho­dzi.

– Za­da­nie, które otrzy­ma­łaś, na­leży do naj­waż­niej­szych, ja­kie ci do­tych­czas zle­ca­li­śmy – od­parł męż­czy­zna, który prze­ma­wiał co­raz tward­szym to­nem. – Nie za­wiedź nas. Nie może być żad­nych wąt­pli­wo­ści, że wszystko od­było się tak, jak po­winno.

– Naj­słab­szym ogni­wem wśród nas jest Nora Fel­ler, która stale kwe­stio­nuje na­sze de­cy­zje – stwier­dziła Char­lotte. – Wpraw­dzie nie robi tego na głos, ale ta­kie za­cho­wa­nie jest o wiele groź­niej­sze. Nie chcę jej w na­szej eki­pie, bo utrud­nia pracę za­równo mnie, jak i po­zo­sta­łym oso­bom.

– Już o tym roz­ma­wia­li­śmy i moja od­po­wiedź brzmi tak samo: Nora ma u was zo­stać. Pracę w sek­cji za­koń­czy do­piero wtedy, gdy ja tak po­sta­no­wię. Je­steś oso­bi­ście od­po­wie­dzialna za jej bez­pie­czeń­stwo. Zro­zu­mia­łaś?

– Nora jest nie­prze­wi­dy­wal­nym czyn­ni­kiem ry­zyka. Od pew­nego czasu krąży wo­kół niej Aston, który pró­buje się do­wie­dzieć, ja­kim spo­so­bem do­stała tę pracę. Wy­py­tuje ją o prze­szłość i szuka in­for­ma­cji na jej te­mat. Czy w tej sy­tu­acji mo­gli­by­śmy usu­nąć z sek­cji przy­naj­mniej jego?

– Nie. On też musi u was zo­stać. Sama wiesz dla­czego.

– Wiem, że kie­dyś pra­co­wał w po­li­cji bez­pie­czeń­stwa SÄPO…

– Jego praca w Sek­cji M nie tylko wzmac­nia wasz au­to­ry­tet, ale także od­dala ewen­tu­alne po­dej­rze­nia i wąt­pli­wo­ści co do wa­szej dzia­łal­no­ści.

– Jed­nak…

– Wy­star­czy! Masz ro­bić, co ci każę. Żad­nych wy­sko­ków i dzia­ła­nia na wła­sną rękę. Już cię kie­dyś ostrze­ga­łem. Kiedy śledz­two wkra­cza w roz­strzy­ga­jącą fazę, nie wolno ci im­pro­wi­zo­wać i ma­ni­pu­lo­wać oto­cze­niem. Je­śli nie wy­wią­żesz się z tego zle­ce­nia tak pre­cy­zyj­nie, jak to jest moż­liwe, bę­dziemy mu­sieli zli­kwi­do­wać wa­szą sek­cję.

– By­łoby mi znacz­nie ła­twiej wy­ko­ny­wać po­wie­rzone mi za­da­nia, gdy­bym wie­działa, dla­czego Nora jest tak ważna.

– Dla two­jego do­bra bę­dzie le­piej, je­śli do­wiesz się tylko tego, co jest ko­nie­czne do spraw­nego wy­ko­na­nia za­da­nia.

– Ale ja…

– Od­po­wiedź brzmi: nie, a je­śli nie umiesz się z tym po­go­dzić, to…

Char­lotte zro­zu­miała, że nie po­winna prze­cią­gać struny. Wo­lała nie ry­zy­ko­wać, że jej roz­mówca wy­ła­duje swoją złość na niej. W końcu do niej do­tarło, że po­winna ustą­pić.

– Prze­pra­szam – po­wie­działa stłu­mio­nym gło­sem. – Nie będę już wra­cała do tego te­matu. Na­tych­miast przy­stą­pię do przy­go­to­wań. Nie bę­dzie żad­nych pro­ble­mów.

– Świet­nie. W ta­kim ra­zie wszystko usta­li­li­śmy. I jesz­cze coś…

Przez kilka se­kund, które trwały całą wiecz­ność, w te­le­fo­nie pa­no­wała ci­sza. Char­lotte cze­kała w na­pię­ciu, co jesz­cze usły­szy.

– Za­pa­mię­taj, co ci po­wiem: je­śli nas za­wie­dziesz, ce­lem na­stęp­nego zle­ce­nia bę­dziesz ty.ROZ­DZIAŁ 2

Char­lotte przej­rzała się w lu­strze. Do­cho­dziła czwarta rano – go­dzina wilka. To o tej po­rze więk­szość lu­dzi umiera, po­grą­żeni w głę­bo­kim śnie, a nocne kosz­mary stają się re­alne. Za­ło­żyła po­pie­la­to­blond pe­rukę i zwią­zała ją w koń­ski ogon. Ma­ki­jaż nada­wał jej twa­rzy prze­ciętny wy­gląd, a brą­zowe so­czewki ukry­wały praw­dziwy, sta­lo­wo­nie­bie­ski ko­lor jej oczu. Nikt jej w tym prze­bra­niu nie roz­po­zna. Na samą myśl o tym, że jest nie do po­ko­na­nia, po­czuła, że krew w jej ży­łach krąży jakby szyb­ciej. Na wszelki wy­pa­dek spraw­dziła, czy elek­tro­niczna karta i pla­kietka z imie­niem i na­zwi­skiem przy­cze­piona do kie­szeni le­kar­skiego far­tu­cha, z któ­rej wy­sta­wało etui z kil­koma dłu­go­pi­sami, trzy­mają się mocno.

Przed wyj­ściem z po­koju jesz­cze raz spoj­rzała, czy w bocz­nych kie­sze­niach far­tu­cha jest wszystko czego bę­dzie po­trze­bo­wać do wy­ko­na­nia zle­ce­nia. Na szczę­ście ni­czego nie bra­ko­wało. Lekko się po­chy­liła, spu­ściła głowę, wy­szła z miesz­czą­cej się w pod­zie­miach szpi­tala strefy ma­ga­zy­nów i ru­szyła ko­ry­ta­rzem łą­czą­cym kilka blo­ków szpi­tal­nych. Pod­łoga i ściany po­ma­lo­wane były na szary ko­lor, z tym że farba na pod­ło­dze miała ciem­niej­szy od­cień. Me­ta­lowe kon­struk­cje, na któ­rych za­wie­szono świe­tlówki, rzu­cały dłu­gie cie­nie. Szła ener­gicz­nym kro­kiem, mi­ja­jąc po dro­dze sta­lowe, za­mon­to­wane do­kład­nie na­prze­ciwko sie­bie drzwi. Taka pre­cy­zja nie wy­ni­kała by­naj­mniej z po­trzeb per­so­nelu szpi­tala, lecz była efek­tem wi­zji ar­chi­tekta. Char­lotte po­sta­no­wiła pójść scho­dami, na wy­pa­dek gdyby przy­pad­kiem utknęła w win­dzie z kimś, kto za­cząłby jej za­da­wać nie­po­trzebne py­ta­nia, za­in­te­re­so­wałby się jej iden­ty­fi­ka­to­rem i kartą elek­tro­niczną, a przy oka­zji mógłby za­pa­mię­tać jej twarz. W dro­dze na od­dział me­dy­cyny są­do­wej spo­tkała za­le­d­wie dwie osoby. Kiedy do­szła do wej­ścia na od­dział, prze­cią­gnęła kartę przez czyt­nik. Za­świe­ciła się zie­lona lampka, drzwi się roz­su­nęły i usły­szała cha­rak­te­ry­styczne klik­nię­cie elek­tro­nicz­nego zamka. We­szła do środka i usta­wiła się w taki spo­sób, żeby nie była wi­do­czna z ko­ry­ta­rza. Sys­tem elek­tro­nicz­nego nad­zoru za­re­je­struje to wej­ście na kon­cie dok­tora Nilsa Sachsa. Przez długą chwilę stała nie­ru­chomo, wsłu­chu­jąc się w dźwięki do­bie­ga­jące ze szpi­tala. O tej po­rze ni­kogo nie po­winno tu być, ale na wszelki wy­pa­dek po­sta­no­wiła się upew­nić, że jest sama. Prze­szła kilka kro­ków i zna­la­zła się w po­cze­kalni. Po jed­nej stro­nie stała obita zie­lo­nym, pil­śnio­wym ma­te­ria­łem ka­napa, po dru­giej znaj­do­wała się re­cep­cja. Nie za­trzy­mu­jąc się, Char­lotte po­szła da­lej. Mi­nęła ko­lejne szklane drzwi i sta­nęła przed ga­bi­ne­tem dok­tora Nilsa Sachsa. Ro­zej­rzała się i szybko we­szła do środka. Wy­jęła la­tarkę i oświe­tliła wnę­trze. Przy jed­nej ze ścian uj­rzała ogromny re­gał z fa­chową li­te­ra­turą me­dyczną i roz­pra­wami na­uko­wymi. Na środku po­koju znaj­do­wało się biurko, a na nim stał kom­pu­ter. Wzdłuż po­zo­sta­łych ścian usta­wione były szare, za­my­kane na sta­lowe ża­lu­zje szafy na do­ku­menty. Od razu za­uwa­żyła, że wszę­dzie pa­nuje wzo­rowy po­rzą­dek. Wie­działa, że Sachs jest ty­pem pe­danta z fo­to­gra­ficzną wprost pa­mię­cią. Sta­no­wiło to dla niej pewne utrud­nie­nie, ale po­trak­to­wała to jak wy­zwa­nie. Naj­czę­ściej ra­dziła so­bie do­sko­nale, ale tym ra­zem oko­licz­no­ści, w któ­rych przy­szło jej dzia­łać, były nie­zwy­kle trudne. Nie­stety, to nie ona po­dej­muje de­cy­zje o re­ali­za­cji za­dań – ona je tylko wy­ko­nuje. Do tej pory jej za­da­nia po­le­gały na eli­mi­na­cji i na roz­wią­zy­wa­niu pro­ble­mów. Była jed­nak pewna, że to, kiedy osią­gnie swój wła­sny cel, jest tylko kwe­stią czasu, a wtedy to ona bę­dzie po­dej­mo­wać de­cy­zje i zle­cać za­da­nia. Do tej pory Sek­cja M re­ali­zo­wała wszyst­kie zle­ce­nia w za­chod­niej Szwe­cji. Tym ra­zem przy­szło im dzia­łać w Ka­tri­ne­hol­mie, da­leko od Göte­borga, w re­gio­nie pod­le­ga­ją­cym ju­rys­dyk­cji in­nej ko­mendy po­li­cji. Musi się do­wie­dzieć, dla­czego tym ra­zem przy­słano ich tu­taj. Do­my­śliła się, że ma to coś wspól­nego z Norą. Z ja­kie­goś po­wodu miała ją chro­nić. Nie wie­działa tylko ja­kiego.

Usia­dła przy biurku i wło­żyła do kom­pu­tera kartę elek­tro­niczną, żeby za­lo­go­wać się na konto dok­tora Sachsa. Ak­ty­wo­wała zdalny pul­pit, spraw­dziła nu­mer IP, wy­łą­czyła za­porę sie­ciową i za­częła im­por­to­wać pliki tek­stowe i zdję­ciowe. Nie uwa­żała się za osobę miękką, słabą czy de­li­katną. Wręcz prze­ciw­nie: nie­wiele rze­czy mo­gło wy­wrzeć na niej wra­że­nie. Nils Sachs wkrótce umrze, bo tak bę­dzie naj­pro­ściej. Dzięki temu unikną kon­se­kwen­cji dla niej, dla Sek­cji M, a zwłasz­cza dla zle­ce­nio­dawcy, który de­cy­do­wał o jej ży­ciu i przy­szło­ści. Kiedy skoń­czyła, po­now­nie uru­cho­miła za­porę sie­ciową i wy­łą­czyła kom­pu­ter. Przed wyj­ściem z ga­bi­netu upew­niła się, czy wszystko wy­gląda w nim tak samo, jak przed dwu­dzie­stu mi­nu­tami, gdy do niego we­szła. Pół go­dziny po wej­ściu na od­dział znowu zna­la­zła się w pod­zie­miach. Prze­brała się i opu­ściła te­ren szpi­tala.ROZ­DZIAŁ 3

Nocą na­pa­dało przy­naj­mniej pół me­tra śniegu, ale mimo to za­równo drogi, jak i ulice były po­rząd­nie od­śnie­żone. War­stwa bia­łego pu­chu, który okry­wał oko­licę, tłu­miła wszyst­kie dźwięki. Droga pro­wa­dząca na par­king przy Le­śnej Ka­plicy bie­gła jakby mię­dzy dwoma śnież­nymi wa­łami, przez co przy­po­mi­nała aleję. Nora mu­siała za­par­ko­wać przy mu­rze ota­cza­ją­cym cmen­tarz, tak jak zro­bili to po­zo­stali uczest­nicy ce­re­mo­nii po­grze­bo­wej. W kie­runku ka­plicy zmie­rzał sznur ubra­nych na czarno po­staci. Nora roz­po­znała po­śród nich swo­ich daw­nych ko­le­gów z pracy. Na myśl o tym, że znowu się z nimi spo­tka, ogar­nął ją strach. Głę­boko wes­tchnęła. Tem­pe­ra­tura spa­dła do sie­dem­na­stu stopni po­ni­żej zera i mróz szybko prze­nik­nął do wnę­trza sa­mo­chodu. Do­szła do wnio­sku, że długo tu nie wy­sie­dzi, więc za­brała to­rebkę i wy­sia­dła z wozu. Po­pa­trzyła w stronę lasu i ścieżki pro­wa­dzą­cej na wzgó­rze Gat­stu­berg. Ze śledz­twa pro­wa­dzo­nego przez po­li­cję w Ka­tri­ne­hol­mie wy­ni­kało, że Ulrik wła­śnie tam ode­brał so­bie ży­cie. Po­my­ślała, że chęt­nie by prze­czy­tała jego list po­że­gnalny, obej­rzała zdję­cia z miej­sca zda­rze­nia i za­po­znała się z ma­te­ria­łem ze­bra­nym przez ekipę śled­czą, ale wie­działa, że nikt jej tego nie udo­stępni. Czuła silną po­trzebę, żeby wejść na górę i zba­dać miej­sce, gdzie Ulrik rze­komo prze­szedł przez ba­rierkę i rzu­cił się ze skały. Może pój­dzie tam po po­grze­bie?

Kiedy we­szła do ka­plicy, pra­wie wszyst­kie miej­sca były już za­jęte. Za­częła się za­sta­na­wiać, czy nie le­piej wyjść na dwór. Na ka­ta­falku le­żała trumna, o którą oparte były wieńce i wią­zanki kwia­tów z sze­ro­kimi je­dwab­nymi szar­fami. Na ich wi­dok na­szły ją wy­rzuty su­mie­nia, że za­po­mniała o kwia­tach i nie przy­nio­sła choćby skrom­nego bu­kie­ciku. Nie­stety, przez ostat­nią dobę po­chła­niały ją my­śli o ma­mie, która po uda­rze za­pa­dła w śpiączkę i le­żała w szpi­talu. Prak­tycz­nie rzecz bio­rąc, za­miesz­kała w szpi­talu, a na­wet no­co­wała na łóżku wsta­wio­nym do po­koju przez per­so­nel. Przez cały czas drę­czyła ją nie­pew­ność, czy jej mama kie­dy­kol­wiek zdoła od­zy­skać przy­tom­ność. Le­ka­rze stwier­dzili, że udar ob­jął swym za­się­giem prawą pół­kulę mó­zgową, co może do­pro­wa­dzić do nie­do­władu koń­czyn. Po­zo­stało mieć na­dzieję, że nie doj­dzie do za­bu­rzeń mowy. Le­ka­rzy nie­po­koił też fakt, że pa­cjentka nie wy­bu­dziła się po ope­ra­cji. Nora nie bar­dzo się na tym znała, ale po spo­so­bie, w jaki per­so­nel me­dyczny pa­trzył na nią po każ­dym ba­da­niu, do­my­ślała się, że sy­tu­acja nie jest do­bra.

– Noro! – usły­szała na­gle czyjś głos. Od­wró­ciła się i zo­ba­czyła Evę-Britt z działu tech­nicz­nego po­li­cji w Ka­tri­ne­hol­mie. Dawna ko­le­żanka z pracy dała No­rze znak, żeby usia­dła obok. Ta ski­nęła głową i z wdzięcz­no­ścią za­jęła miej­sce w ławce w ostat­nim rzę­dzie.

W cza­sie ce­re­mo­nii po­grze­bo­wej nie ode­zwały się do sie­bie ani sło­wem. Nora roz­glą­dała się co ja­kiś czas, żeby spraw­dzić, czy nie zo­ba­czy gdzieś Kri­stiana. Strach przed tym, na co mógłby ją na­ra­zić, po­zo­sta­wił w niej głę­bo­kie ślady. Char­lotte twier­dziła, że po­do­bno do­stał pracę za gra­nicą, i miała na­dzieję, że tak wła­śnie było. Kri­stian skrzyw­dził ją tak bar­dzo, że ży­czyła so­bie tego z ca­łego serca. W pierw­szej ławce za­uwa­żyła ko­bietę z dwójką dzieci. Do­my­śliła się, że to była żona Ulrika. Nie zdą­żyła po­znać jej oso­bi­ście, po­nie­waż w dniu, w któ­rym za­trud­niała się w po­li­cji i tra­fiła do ekipy Ulrika, oboje byli już po roz­wo­dzie. Dzieci – chło­piec i dziew­czyna – były w wieku dzie­się­ciu i dwu­na­stu lat. Bar­dzo im współ­czuła, bo sama do­brze wie­działa, czym jest strata ojca i jak bar­dzo można za nim tę­sk­nić.

Ka­płan wy­gła­szał tra­dy­cyjną mowę po­grze­bową, ale Nora w ogóle go nie słu­chała. Uwa­żała, że to tylko pu­ste słowa, ty­powe kli­sze o mi­ło­ści, wy­ba­cza­niu i Bogu, który rze­komo spra­wuje opiekę nad swoją trzódką. Bzdury! Gdyby tak było, nie po­zwo­liłby na zbrod­nie, prze­śla­do­wa­nia, wojny, gwałty czy han­del ko­bie­tami i dziećmi. Ka­płan twier­dził, że Bóg wy­ba­cza, ale z jej punktu wi­dze­nia wy­glą­dało to tak, że Bóg naj­pierw po­zwala na po­peł­nie­nie zbrodni, a po­tem od­pusz­cza winy tym, któ­rzy się jej do­pu­ścili. Ka­płan twier­dził też, że czło­wiek po­wi­nien ko­chać bliź­niego swego jak sie­bie sa­mego… Cie­kawe, co by po­wie­dział ro­dzi­com dzieci, które zo­stały zgwał­cone i za­mor­do­wane przez pe­do­fi­lów. Przez cztery lata pracy w wy­dziale, który zaj­mo­wał się naj­cięż­szymi zbrod­niami, na­oglą­dała się ich wię­cej, niżby chciała. Sprawcy nie­któ­rych prze­stępstw nie za­słu­gują na to, żeby wyjść z wię­zie­nia albo ze szpi­tala psy­chia­trycz­nego, a Ko­ściół to ob­łudna in­sty­tu­cja, która przez setki lat sta­rała się pod­po­rząd­ko­wy­wać so­bie lu­dzi, żeby móc spra­wo­wać nad nimi wła­dzę.

W cza­sie ich ostat­niego spo­tka­nia Ulrik wy­glą­dał na prze­stra­szo­nego. Twier­dził, że jest śle­dzony i pod­słu­chi­wany. Nie po­trak­to­wała go po­waż­nie, bo uznała, że prze­sa­dzał i po­padł w pa­ra­noję. Te­raz pa­trzyła na jego obawy zu­peł­nie ina­czej. W tym, co pró­bo­wał jej prze­ka­zać, coś się kryło. Dla­czego go nie słu­chała? Dla­czego nie pró­bo­wała do­ciec, co chciał jej po­wie­dzieć? Po­czuła dła­wie­nie w gar­dle, oczy za­szły jej łzami. Wo­kół sły­chać było ci­chy, z tru­dem tłu­miony szloch. Na po­grzeb Ulrika przy­szło na­prawdę wiele osób.

Otwo­rzyła to­rebkę i za­częła szu­kać chu­s­teczki hi­gie­nicz­nej. Zna­la­zła port­mo­netkę, te­le­fon ko­mór­kowy, kilka dłu­go­pi­sów, klu­cze i parę in­nych przed­mio­tów, w tym mię­dzy in­nymi ja­sno­nie­bie­ską ko­pertę z na­dru­kiem przed­sta­wia­ją­cym ja­skółkę i klu­czy­kiem w środku. Po­chło­nięta cho­robą mamy zu­peł­nie o nim za­po­mniała. Była pewna, że to Ulrik zo­sta­wił tę ko­pertę na szpi­tal­nej szafce. Pew­nie uznał, że to bez­pieczne miej­sce.

Przy­po­mniało jej się ostat­nie śledz­two, które ra­zem pro­wa­dzili. W ro­wie z wodą zna­le­ziono zwłoki męż­czy­zny o nie­usta­lo­nej toż­sa­mo­ści. Na szyi miał wy­ta­tu­owaną ja­skółkę. Ulrik twier­dził, że to ame­ry­kań­ski dzien­ni­karz, który miał na imię Da­vid. Na­zwi­ska za­po­mniała, a te­raz prze­kli­nała się w my­ślach, że nie uwie­rzyła Ulri­kowi i zlek­ce­wa­żyła in­for­ma­cje, które chciał jej prze­ka­zać. Ulrik nie żył, a jego słowa na­brały in­nego sensu. Po­sta­no­wiła się do­wie­dzieć, co tak na­prawdę usta­lił. We­dług jego teo­rii ktoś chciał od­su­nąć ich od śledz­twa, bo po­do­bno wpa­dli na ślad ja­kie­goś du­żego prze­krętu. Za­sta­na­wiała się, o co mo­gło cho­dzić. W pierw­szym rzę­dzie po­my­ślała o nar­ko­ty­kach, bo wła­śnie w tej branży gra to­czy się o wiel­kie pie­nią­dze i działa w niej wielu bez­względ­nych ty­pów. Han­del ludźmi to ko­lejna ga­łąź prze­stęp­czo­ści, w któ­rej do­cho­dzi do za­bójstw. Ulrik twier­dził jed­nak, że w sprawę za­mie­szana była ame­ry­kań­ska firma Ama­zon, która wy­ku­piła w Ka­tri­ne­hol­mie kil­ka­set ty­sięcy me­trów kwa­dra­to­wych gruntu, żeby zbu­do­wać na nim ser­we­row­nię. Na­gle przy­po­mniała so­bie na­zwi­sko za­mor­do­wa­nego dzien­ni­ka­rza, o któ­rym mó­wił Ulrik. Na­zy­wał się Hem­ler.

Po­czuła lek­kie klep­nię­cie w ra­mię. Ock­nęła się i do­piero te­raz za­uwa­żyła, że wszy­scy uczest­nicy ce­re­mo­nii stoją. Na­tych­miast wstała z ławki. Było jej wstyd, za­czer­wie­niła się. Chyba stra­ciła po­czu­cie czasu. Czyżby ce­re­mo­nia do­bie­gła końca? Lu­dzie pod­cho­dzili po ko­lei do trumny, żeby po­że­gnać się ze zmar­łym, ale ona po­sta­no­wiła tego nie ro­bić, bo nie chciała zwra­cać na sie­bie uwagi. Z opusz­czoną głową wy­szła z ka­plicy i szyb­kim kro­kiem skie­ro­wała się do sa­mo­chodu. Z ni­kim się nie po­że­gnała i na­wet się wo­kół sie­bie nie ro­zej­rzała. W chwili, gdy kła­dła dłoń na klamce, usły­szała, że ktoś zwraca się do niej po imie­niu. Od­wró­ciła się. Przed nią stała była żona Ulrika.

– Dzień do­bry – po­wie­działa. Głos miała twardy, oczy spuch­nięte od pła­czu. Wzięła Norę za rękę i kon­ty­nu­owała: – Dzię­kuję, że pani przy­szła. Pew­nie pani nie wie, kim je­stem. Ulrik był moim mę­żem, mamy dwójkę dzieci.

Ko­bieta pa­trzyła No­rze pro­sto w oczy i przez cały czas trzy­mała ją za rękę.

– Ulrik mó­wił, że w śledz­twach ni­gdy pani nie od­pusz­czała, a każdy trop drą­żyła tak długo, aż sprawę udało się wy­ja­śnić.

Nora wzru­szyła lekko ra­mio­nami.

– Dzię­kuję, miło mi to sły­szeć. Wy­razy współ­czu­cia z po­wodu śmierci Ulrika.

Ko­bieta moc­niej ści­snęła Norę za rękę i zni­żyła głos do szeptu:

– On ni­gdy nie po­peł­niłby sa­mo­bój­stwa. Czy­ta­łam ten tak zwany list po­że­gnalny, który zna­la­zła po­li­cja, i twier­dzę, że to nie były jego słowa. Ulrik ni­gdy by tak nie na­pi­sał. Poza tym nie miał de­pre­sji.

Nora uwol­niła dłoń i cof­nęła się o krok. Nie­raz miała do czy­nie­nia z ludźmi, któ­rzy pod­czas ża­łoby pró­bo­wali zrzu­cić na ko­goś winę i ulżyć swemu bó­lowi.

– Czy po­wie­działa pani o tym śled­czym, któ­rzy ba­dali tę sprawę?

– Tak, ale w ogóle ich to nie za­in­te­re­so­wało. Pani była jego ko­le­żanką z pracy, Ulrik pa­nią sza­no­wał. Pro­szę mi spoj­rzeć w oczy i po­wie­dzieć, że on rze­czy­wi­ście ode­brał so­bie ży­cie.

Nora nie zdą­żyła od­po­wie­dzieć, bo pod­szedł do nich star­szy, ubrany w weł­niany płaszcz męż­czy­zna, który ob­jął ko­bietę ra­mie­niem. Wy­glą­dał na jej ojca.

– Chodź już, Tove – po­wie­dział. – Mu­simy je­chać. Cze­kają na nas.

Ko­bieta ski­nęła No­rze głową, od­wró­ciła się i bez słowa po­że­gna­nia ru­szyła do sa­mo­chodu. Męż­czy­zna spoj­rzał na Norę.

– Nie pa­mię­tam, czy kie­dy­kol­wiek się spo­tka­li­śmy… Je­stem jej oj­cem, na­zy­wam się Lars Da­vids­son.

Nora po­dała mu rękę.

– Nora Fel­ler.

Oczy męż­czy­zny roz­bły­sły, jakby na­gle coś so­bie przy­po­mniał.

– W ta­kim ra­zie za­pra­szam pa­nią do Djulö na skromny po­czę­stu­nek. Na­wet je­śli nie była pani zgło­szona.

Nora po­krę­ciła głową.

– Bar­dzo dzię­kuję, to miłe z pana strony, ale nie mogę. Moja mama leży w szpi­talu i mu­szę do niej je­chać.

– Ro­zu­miem – od­parł męż­czy­zna. Wsu­nął dłoń do we­wnętrz­nej kie­szeni ma­ry­narki, coś z niej wy­jął i po­dał No­rze rękę. – Dzię­kuję, że pani przy­szła.

Nora po­czuła, że wsu­nął jej coś w dłoń. Wi­zy­tówkę?

– Pro­szę do mnie za­dzwo­nić – do­dał na po­że­gna­nie.

– Dziadku, cze­kamy – za­wo­łało jedno z dzieci.

Nora ski­nęła mu nie­znacz­nie głową, bo wo­lała ni­czego nie obie­cy­wać. Męż­czy­zna zro­bił taką minę, jakby mu to wy­star­czyło. Od­wró­cił się i po­ma­chał dziecku ręką.

– Już idę! – za­wo­łał.

Nora przez długi czas sie­działa w sa­mo­cho­dzie. W końcu wes­tchnęła zre­zy­gno­wana i za­częła się za­sta­na­wiać, co da­lej. W cza­sie ce­re­mo­nii szyby w sa­mo­cho­dzie za­mar­zły i w środku pa­no­wał lo­do­waty chłód, który wdzie­rał się pod ubra­nie. Cała aż się trzę­sła z zimna. Nie wie­działa, co my­śleć o śmierci Ulrika. Może po­winna so­bie od­pu­ścić tę sprawę? Prze­cież śledz­two wy­ka­zało, że po­peł­nił sa­mo­bój­stwo. Na gło­wie miała dwie inne ważne sprawy, o któ­rych musi my­śleć: nową pracę w Sek­cji M i chorą mamę. Uru­cho­miła sil­nik i po­je­chała do szpi­tala.

Kiedy we­szła do sali, w któ­rej le­żała mama, na­gle po­czuła się tak, jakby ze­szło z niej całe po­wie­trze. Usia­dła przy jej łóżku i za­częła się za­sta­na­wiać. Po­grzeb Ulrika oży­wił wspo­mnie­nia o tym, co przed trzema laty czuła po śmierci ojca. Ogar­nęła ją pustka. Tak bar­dzo za nim tę­sk­niła. Ce­re­mo­nia w ko­ściele, kwiaty, wieńce, psalmy… wszystko na­dal tkwiło w jej pa­mięci. Cza­sem od­no­siła wra­że­nie, jakby to wy­da­rzyło się wczo­raj. Przy­po­mniała so­bie, co po­wie­działa jej mama, gdy po na­bo­żeń­stwie po­de­szła do trumny, żeby po­że­gnać się ze swoim zmar­łym mę­żem. Mu­siała przy­klęk­nąć, bo nie mo­gła ustać na no­gach.

– Ko­cham cię, Chri­ste­rze – szlo­chała udrę­czo­nym gło­sem i ze łzami w oczach. – By­łeś moim wy­bawcą, anio­łem stró­żem. Nie tak jak on. Dzię­kuję ci za wszyst­kie lata, które ra­zem prze­ży­li­śmy.

Nora spy­tała ją kie­dyś, co te słowa zna­czyły, i dla­czego na­zwała swo­jego męża wy­bawcą, ale jej matka sta­now­czo za­prze­czyła, ja­koby coś ta­kiego po­wie­działa.

– Mu­sia­łaś się prze­sły­szeć – stwier­dziła. – Błęd­nie mnie zro­zu­mia­łaś.

Nora upie­rała się przy swoim, ale sta­now­czość, z jaką jej matka za­prze­czyła tym twier­dze­niom, spra­wiła, że od­pu­ściła so­bie te­mat. Te­raz znowu za­częła się za­sta­na­wiać, czy jej matka nie miała kie­dyś in­nego męż­czy­zny. Na przy­kład ko­goś ta­kiego jak Kri­stian, kto ją bił, po­ni­żał i jej gro­ził. Po­pa­trzyła na nią i po­gła­skała mamę po twa­rzy. Była taka blada. Ko­chana mama. Te­raz zo­stały same.ROZ­DZIAŁ 4

Wstyd zże­rał Sachsa od środka. Wi­dok uko­cha­nego czło­wieka, któ­rego zo­ba­czył na stole sek­cyj­nym, na­peł­nił go bó­lem i wy­wo­łał w nim szok, a po­tem spro­wa­dził na zie­mię. Wszystko, co przed­tem uzna­wał za oczy­wi­ste i z czego był dumny, za­wa­liło się, bo oka­zał się tchó­rzem. Uśmiech­nął się gorzko na samo wspo­mnie­nie. Przed tym wszyst­kim na­le­żał do osób, które na pierw­szym miej­scu za­wsze sta­wiały prawdę, po­gar­dzały nie­chluj­stwem i nie­kom­pe­ten­cją. Skon­tak­to­wał się z nim Ulrik Fol­kes­son. Za­da­wał mu różne py­ta­nia i w końcu po­sta­wił go pod ścianą, a on w chwili sła­bo­ści wszystko mu wy­ja­wił. Zwie­rzył mu się z tego, co wie­dział, po­nie­waż chciał się po­ra­dzić, co zro­bić z po­sia­daną wie­dzą. Te­raz Ulrik nie żyje.

Od­pę­dził my­śli, które na­peł­niały go stra­chem, wy­ci­snął na dłoń tro­chę bia­łej pianki do go­le­nia i roz­tarł ją na piersi. Sutki ścią­gnęły się przy lek­kim do­tyku pal­ców, prze­szedł go dreszcz po­żą­da­nia. De­li­kat­nie do­tknął pal­cem ostrza go­larki i skóra za­bar­wiła się na czer­wono. Lu­bił sprzęt wy­so­kiej ja­ko­ści, za­wsze dbał, żeby wszystko, co miał, było jak naj­lep­sze. Ża­ło­wał wielu rze­czy, które wy­da­rzyły się w jego ży­ciu. Ża­ło­wał za­równo tego, co zro­bił, jak i tego, czego nie zro­bił, bo za­bra­kło mu od­wagi. W końcu, nie zwa­ża­jąc na pro­blemy, któ­rych nie umiał roz­wią­zać, po­sta­no­wił czer­pać z ży­cia pełną gar­ścią. Miał na­dzieję, że kie­dyś wszystko ja­koś się ułoży. Nie chciał tak po pro­stu sie­dzieć i cze­kać, cho­ciaż przez cały czas był świa­domy, że grozi mu nie­bez­pie­czeń­stwo. Prawda była taka, że za dużo wie­dział. Gra to­czyła się o zbyt wy­soką stawkę.

Po ogo­le­niu piersi za­brał się do go­le­nia pa­chwiny i worka mosz­no­wego. Nad człon­kiem zo­sta­wił tro­chę owło­sie­nia, po­nie­waż do­szedł do wnio­sku, że skoro jest do­ro­słym męż­czy­zną, tak bę­dzie le­piej. Otwo­rzył szafkę i wy­jął z niej czarne je­dwabne bok­serki. Ma­te­riał był tak miękki, że pra­wie nie czuć go było na skó­rze. Za­sta­na­wiał się, co jesz­cze wło­żyć, i do­szedł do wnio­sku, że wy­star­czy zwy­kły, czarny T-shirt. Z do­świad­cze­nia wie­dział, że w ta­kich sy­tu­acjach zdję­cie odzieży za­biera zwy­kle nie­wiele czasu.

Oświe­tle­nie w sa­lo­nie było przy­tłu­mione. Z wbu­do­wa­nych w ściany gło­śni­ków do­bie­gały dźwięki pio­senki Eda She­erana pod ty­tu­łem _Shape of You_. Wy­peł­nia­jąca miesz­ka­nie mu­zyka za­pew­niała od­prę­ża­jący na­strój. Do ku­bełka na szam­pana na­sy­pał tro­chę lodu i wsta­wił do niego bu­telkę Lan­son Black La­bel Brut. Przy­go­to­wał dwa kie­liszki, a na­stęp­nie cały ten ze­staw za­niósł do sa­lonu i po­sta­wił na sto­liku przy ka­na­pie. Po­szedł do sy­pialni, po­pra­wił po­duszki na świeżo za­sła­nym łóżku, wy­jął te­le­fon ko­mór­kowy i wszedł w apli­ka­cję Scruff. Na ekra­nie wy­świe­tliło się zdję­cie męż­czy­zny o wy­spor­to­wa­nej syl­we­tce z ma­ską na oczach. Mimo to było wi­dać, że jego oko­loną ciem­nymi, krę­co­nymi wło­sami twarz ma ty­powo mę­ski, kwa­dra­towy kształt. Po­czuł, jak czło­nek mu sztyw­nieje, i się uśmiech­nął. Cze­kał na ten wie­czór z nie­cier­pli­wo­ścią. Ostatni raz prze­żył coś ta­kiego dawno temu. Kiedy usły­szał dzwo­nek do drzwi, od razu sko­czył mu puls. Za chwilę bę­dzie mógł so­bie ulżyć.

Sto­jący w progu męż­czy­zna nie do końca przy­po­mi­nał tego ze zdję­cia. Był star­szy, ale przy­stojny, sek­sowny i za­dbany. Jemu naj­zu­peł­niej to wy­star­czało. Uśmiech­nął się i dał swo­jemu go­ściowi znak ręką, żeby wszedł do miesz­ka­nia. Po­czuł, jak przez jego ciało prze­pływa fala cie­pła i prze­peł­nia go na wskroś. Ob­jęli się na po­wi­ta­nie i nie­śmiało do sie­bie uśmiech­nęli. Męż­czy­zna, który miał na imię Nico – tak przy­naj­mniej wy­ni­kało z apli­ka­cji – zdjął skó­rzaną ma­ry­narkę. Cia­sna ko­szula pod­kre­ślała mię­śnie ra­mion i tu­ło­wia. Nilsa od razu na­szła ochota, żeby po­pie­ścić jego pierś i pła­ski brzuch. Był bar­dzo pod­nie­cony i z tru­dem się przed tym po­wstrzy­mał. Smu­tek i sa­mot­ność zmu­szały go do wy­zby­cia się wszel­kich za­ha­mo­wań. W końcu zdo­łał się opa­no­wać.

– Ładne miesz­ka­nie – stwier­dził Nico, roz­glą­da­jąc się po sa­lo­nie. Głos miał mroczny, lekko ochry­pły.

– Dzięki – od­parł Nils i wska­zał ręką bu­telkę szam­pana. Był za­do­wo­lony, że ku­pił aku­rat ten ga­tu­nek. Po­zwo­lił so­bie na ten luk­sus z my­ślą o spo­tka­niu.

– Chęt­nie – od­parł z uśmie­chem Nico. Prze­su­nął ję­zy­kiem po gór­nej war­dze i przez chwilę trzy­mał go w ką­ciku ust, które zło­żył jak do po­ca­łunku.

Nils wy­jął bu­telkę z ku­bełka. Obej­mu­jąc ją drżą­cymi pal­cami, wy­obra­żał so­bie, co go czeka. Kil­koma szyb­kimi ru­chami usu­nął fo­lię, roz­wią­zał me­ta­lowy sznu­rek i zdjął z szyjki sta­lową na­kładkę. Po­chy­lił bu­telkę, jedną dłoń po­ło­żył na korku, drugą ujął dno bu­telki. Przez cały czas utrzy­my­wał kon­takt wzro­kowy ze swoim go­ściem, któ­remu bar­dzo chciał za­im­po­no­wać. Przez pe­wien czas ob­ra­cał bu­telką, aż ko­rek wy­sko­czył z szyjki, po czym uniósł ją z trium­falną miną.

Nico uśmiech­nął się, znowu zło­żył usta jak do po­ca­łunku i mru­gnął jed­nym okiem. W po­wie­trzu aż wi­bro­wało od ochoty na seks i na­dziei, które Nils wią­zał z tym wie­czo­rem. Na­lał szam­pana do kie­lisz­ków i je­den po­dał swo­jemu go­ściowi.

– Wy­pijmy za dzi­siej­szy wie­czór, któ­rego ni­gdy nie za­po­mnimy – po­wie­dział Nico. Uniósł kie­li­szek i wzniósł to­ast. Ani na chwilę nie prze­sta­wał pa­trzeć Nil­sowi w oczy.

– Tak, za dzi­siej­szy wie­czór! – od­parł Sachs. – Masz na coś ochotę? Je­steś głodny? Chciał­byś się cze­goś na­pić?

Dla obu była to ty­powa za­bawa, ro­dzaj słow­nego tańca przed wy­lą­do­wa­niem w łóżku. Coś w ro­dzaju słow­nej gry wstęp­nej.

Nico roz­siadł się wy­god­nie na ka­na­pie.

– Chęt­nie – od­parł. – Czy mógł­bym pro­sić o szklankę wody?

– Ja­sne. Pójdę do kuchni, a ty się w tym cza­sie roz­gość.

Nico oparł się o po­duszki i za­ło­żył nogę na drugą. Nils nie mógł ode­rwać wzroku od wy­brzu­sze­nia w jego roz­po­rku. Nico za­uwa­żył jego spoj­rze­nie i ci­cho się ro­ze­śmiał. Nils po­szedł do kuchni, od­krę­cił kran i na­lał wody do szklanki. Dło­nie drżały mu na myśl o tym, co wkrótce prze­żyje. Czuł się jak nowo na­ro­dzony. Kiedy wró­cił, za­uwa­żył, że pod­czas jego nie­obec­no­ści Nico na­peł­nił kie­liszki po brzegi szam­pa­nem.

– Dzię­kuję – po­wie­dział de­li­kat­nym gło­sem Nico. – Wznie­śmy ko­lejny to­ast. Za chwilę po­sma­ku­jesz cze­goś in­nego. Za­pew­niam cię, że ni­gdy wcze­śniej cze­goś ta­kiego nie do­świad­czy­łeś. Do dna!

– Do dna – od­parł Nils i dwoma ły­kami opróż­nił kie­li­szek. Cały aż drżał z po­żą­da­nia. Fa­cet wie­dział, czego chce: tę­sk­nił do­kład­nie za tym sa­mym co on. Od­sta­wił kie­li­szek na sto­lik i na­gle po­czuł w ustach i w gar­dle cierpki smak. Spoj­rzał py­ta­ją­cym wzro­kiem na bu­telkę, na pu­sty kie­li­szek i na­gle po­czuł tak silny ból, jakby ktoś roz­wier­cał mu no­żem żo­łą­dek. Gło­śno jęk­nął.

Chciał wo­łać o po­moc, ale z jego ust wy­do­by­wały się nieme dźwięki, bo ję­zyk od­mó­wił mu po­słu­szeń­stwa. Nie był w sta­nie wy­po­wie­dzieć choćby słowa. Od­wró­cił się, żeby spoj­rzeć na swo­jego go­ścia, ale jego już nie było.

Całe jego ciało ogar­nął ból. Zgiął się wpół i na­gle usły­szał dwa głosy. Je­den na­le­żał do Nica, drugi do ko­biety.

– Do­bra ro­bota.

Chwilę po­tem po­ciem­niało mu w oczach i jego świat prze­stał ist­nieć.

Na za­wsze.ROZ­DZIAŁ 5

Nora obu­dziła się, gdy pie­lę­gniarka de­li­kat­nie po­trza­snęła ją za ra­mię.

– Dzień do­bry – po­wie­działa. – Ma pani ochotę na kawę i ka­na­pkę? Za­pra­szam do nas.

Nora spoj­rzała na ze­ga­rek. Kwa­drans po szó­stej. Od­su­nęła koł­drę, wstała z łóżka i po­de­szła do mamy. Ko­bieta le­żała z pod­łą­czo­nymi do ciała rur­kami i prze­wo­dami. Na wy­świe­tla­czu urzą­dze­nia kon­tro­lu­ją­cego od­dech, rytm serca i ak­tyw­ność mó­zgu wi­dać było sze­reg cyfr.

– Mamo – szep­nęła Nora, wpa­tru­jąc się z na­dzieją w twarz matki. Dla­czego jest cią­gle nie­przy­tomna? Dla­czego nie otwo­rzy oczu i nie po­wie: „Dzień do­bry, có­reczko”.

Pie­lę­gniarka spraw­dziła, czy kro­plówka jest po­da­wana pra­wi­dłowo, uśmiech­nęła się współ­czu­jąco do Nory, po­pra­wiła jej ma­mie po­duszkę pod głową i wy­szła z sali.

Nora ziew­nęła. Nie­wiele spała tej nocy, ale po­nie­waż przez cały czas drę­czył ją nie­po­kój, na­wet nie pró­bo­wała po­spać dłu­żej.

Go­dzinę póź­niej była już po prysz­nicu i śnia­da­niu. Źle się czuła z po­wodu swo­jej bez­rad­no­ści, ale mimo to nie chciała zo­sta­wiać mamy sa­mej. Chciała przy niej być, kiedy się obu­dzi. O wiele gor­sze były jed­nak wszyst­kie my­śli, które kłę­biły się w jej gło­wie. Wczo­raj­szy po­grzeb nie po­pra­wił jej hu­moru. Przez cały czas wra­cała my­ślami do tego, co usły­szała od by­łej żony Ulrika i jej ojca. Wzięła to­rebkę i wy­jęła z niej wi­zy­tówkę, którą do­stała od Larsa Da­vids­sona.

Urząd Pla­no­wa­nia Prze­strzen­nego Mia­sta i Gminy Ka­tri­ne­holm. Pod spodem nu­mery te­le­fo­nów i ad­res e-ma­ilowy. Przez chwilę się wa­hała, ale osta­tecz­nie po­sta­no­wiła za­dzwo­nić, żeby usły­szeć, co ma jej do po­wie­dze­nia. To, co prze­ka­zał jej Ulrik, nie da­wało jej spo­koju. Twier­dził, że ktoś go pod­słu­chuje, a z jego kom­pu­tera wy­ka­so­wano wia­do­mo­ści i pliki. Wy­jęła z to­rebki te­le­fon, ale za­nim wy­brała nu­mer, sam za­dzwo­nił. Po­pa­trzyła na wy­świe­tlacz: Luka Pe­tro­vić, Sek­cja M. Po­czuła nie­po­kój. Po co do niej dzwoni? Ode­brała.

– Cześć. Jak się czu­jesz? Co z mamą?

Pe­tro­vić przy­wi­tał się z nią grzecz­nym to­nem. Nora po­czuła się nie­zręcz­nie. Już chyba woli, gdy za­cho­wuje się wo­bec niej szorstko i nie­sym­pa­tycz­nie.

– Miło, że py­tasz – od­parła. – Miała udar i jesz­cze się nie wy­bu­dziła.

– Przy­kro mi to sły­szeć. Tak się składa, że do­sta­li­śmy zle­ce­nie w Ka­tri­ne­hol­mie, a po­nie­waż już tam je­steś, chciał­bym spy­tać, czy mo­gła­byś wziąć udział w śledz­twie. Oczy­wi­ście w ta­kim za­kre­sie, który bę­dzie ci od­po­wia­dał.

– W Ka­tri­ne­hol­mie? Czemu wła­śnie tu­taj?

– Nie wiem. Może dla­tego, że nie pro­wa­dzimy te­raz in­nego do­cho­dze­nia, więc zle­ce­nie punk­towe mo­żemy wy­ko­nać wła­śnie tam.

– Do­sta­je­cie zle­ce­nia poza te­re­nem wa­szej ju­rys­dyk­cji?

– Nie. Za­zwy­czaj mamy pełne ręce ro­boty w na­szym re­gio­nie.

– O co cho­dzi tym ra­zem?

– Na ra­zie nie­wiele wiem, ale wy­gląda na to, że prze­stęp­stwo speł­nia wszyst­kie kry­te­ria, by­śmy za­jęli się tą sprawą. Je­dziemy au­to­bu­sem, na miej­scu bę­dziemy za dwie go­dziny. Był­bym na­prawdę wdzięczny, gdy­byś mo­gła się do nas przy­łą­czyć. Po­trze­bu­jemy cię.

– Hm… sama nie wiem – za­częła Nora, ale szybko zmie­niła ton, bo wy­obra­ziła so­bie, co po­wie­dzą jej byli ko­le­dzy, gdy zjawi się w tu­tej­szej ko­men­dzie w to­wa­rzy­stwie Pe­tro­vi­cia i ca­łej Sek­cji M, żeby prze­jąć śledz­two od miej­sco­wej po­li­cji. To bę­dzie piękna ze­msta. Po­pa­trzy z po­li­to­wa­niem na Kurta Ber­nera, swo­jego by­łego prze­ło­żo­nego, który ni­gdy jej nie wspie­rał, tylko mniej lub bar­dziej na nią na­ci­skał, żeby ode­szła. – Okej, zga­dzam się. Nie mogę obie­cać, że będę wam po­ma­gać w peł­nym za­kre­sie, ale chęt­nie we­zmę udział w do­cho­dze­niu na tyle, na ile bę­dzie to moż­liwe.

– Dzię­kuję. Ofiara na­zywa się Nils Sachs. Był pa­to­lo­giem, na­ukow­cem i or­dy­na­to­rem w szpi­talu imie­nia Au­gu­sta Kul­l­berga.

Nils Sachs! Nora od razu go so­bie przy­po­mniała. To on wy­ko­nał sek­cję męż­czy­zny, któ­rego nie udało się zi­den­ty­fi­ko­wać. Tego z ta­tu­ażem. Po­tem śledz­two zo­stało umo­rzone. Nils po­wie­dział jej, że na karku i ple­cach ofiary zna­lazł si­niaki, które mo­gły wska­zy­wać na to, że męż­czy­zna był siłą przy­trzy­my­wany pod wodą wy­peł­nia­jącą rów, w któ­rym go po­tem zna­le­ziono. Póź­niej, gdy zło­żył ofi­cjalny ra­port, za­prze­czył, ja­koby coś ta­kiego po­wie­dział, a gdy za­żą­dała od niego wy­ja­śnień w obec­no­ści in­nych osób, za­prze­czał każ­demu jej słowu. Wy­szło na to, że sama to so­bie zmy­śliła.

– Współ­pra­co­wa­łam z nim przy róż­nych śledz­twach w po­przed­niej pracy – od­parła, nie wspo­mi­na­jąc, czym się to wszystko skoń­czyło.

– Co mo­żesz o nim po­wie­dzieć?

– Kom­pe­tentny, do­brze zor­ga­ni­zo­wany – od­parła Nora. Na wspo­mnie­nie tego, jak ją po­trak­to­wał, żo­łą­dek pod­szedł jej do gar­dła.

– Za­dzwo­nię do cie­bie, jak bę­dziemy na miej­scu. Char­lotte za­re­zer­wo­wała nam po­koje w Du­fwe­holms Her­r­gård. Znasz ten obiekt?

– Tak, to bar­dzo ładny pen­sjo­nat. Stoi nad je­zio­rem.

– Świet­nie. Za­dzwoń, je­śli bę­dziesz miała ja­kieś py­ta­nia albo przy­po­mnisz so­bie o tym Sach­sie coś, o czym my też po­win­ni­śmy wie­dzieć.

Roz­mowa do­bie­gła końca, ale Nora na­dal stała z te­le­fo­nem w ręce. Na­gle po­czuła się tak, jakby ktoś ją ob­ser­wo­wał. Ro­zej­rzała się po po­koju. Czyżby wpa­dła w taką samą pa­ra­noję jak Ulrik? Nie, to się działo na­prawdę. Nie lubi przy­pad­ków, zresztą ża­den śled­czy ich nie lubi. Ja­kim cu­dem spe­cjalna grupa ope­ra­cyjna, która na co dzień działa w za­chod­niej Szwe­cji, do­stała zle­ce­nie nie tylko w zu­peł­nie in­nym re­gio­nie, ale także w mie­ście, w któ­rym ona do nie­dawna pra­co­wała? Jakby tego było mało, ofiarą zbrodni padł le­karz, z któ­rym współ­pra­co­wała przy swoim ostat­nim śledz­twie w spra­wie śmierci nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­nego męż­czy­zny. Praw­do­po­do­bień­stwo ta­kiego zbiegu oko­licz­no­ści, wy­nosi zero.

Bra­ko­wało jej za­ufa­nej osoby, z którą mo­głaby się po­dzie­lić swo­imi wąt­pli­wo­ściami. Na przy­kład ko­goś ta­kiego jak Ulrik. Za to wkrótce zjawi się tu Pe­tro­vić z po­zo­sta­łymi człon­kami sek­cji. Jesz­cze raz wzięła do ręki wi­zy­tówkę z nu­me­rem te­le­fonu Da­vids­sona. Wkle­pała jego nu­mer, ale roz­my­śliła się i po­szła do re­je­stra­cji, w któ­rej za­stała dwie za­jęte roz­mową pie­lę­gniarki. Trze­cia szła ko­ry­ta­rzem, kie­ru­jąc się do po­koju, nad któ­rym pa­liła się czer­wona lampka. Nikt nie zwra­cał na Norę uwagi, bo po dwóch ty­go­dniach wszy­scy się przy­zwy­cza­ili do jej obec­no­ści na od­dziale. Była jak ci­chy, wierny sługa kur­su­jący mię­dzy salą matki a re­cep­cją, w któ­rej czę­sto­wano ją kawą i ka­nap­kami. Pie­lę­gniarki roz­ma­wiały z nią w wol­nym cza­sie, ale naj­czę­ściej za­jęte były sobą lub pa­cjen­tami. Nora po­de­szła do kon­tu­aru, na któ­rym le­żał te­le­fon bez­prze­wo­dowy, i ukrad­kiem wsu­nęła go do kie­szeni. Wy­szła z od­działu i za­dzwo­niła do Da­vids­sona.

– Dzień do­bry, Lars Da­vids­son – usły­szała w słu­chawce.

– Mówi Nora Fel­ler. Chciał pan ze mną po­roz­ma­wiać.

– Chwi­leczkę.

W słu­chawce roz­le­gły się trza­ski, po czym za­pa­dła ci­sza.

– Prze­pra­szam, mu­sia­łem za­mknąć drzwi. Dzię­kuję, że po­sta­no­wiła pani do mnie za­dzwo­nić.

– Chce pan po­roz­ma­wiać ze mną o ja­kiejś kon­kret­nej spra­wie?

– Trafne okre­śle­nie. Te­raz ro­zu­miem, dla­czego Ulrik lu­bił z pa­nią współ­pra­co­wać.

Nora nie od­po­wie­działa, cze­kała na to, co usły­szy. Da­vids­son chrząk­nął dwa razy i kon­ty­nu­ował:

– Ani ja, ani Tove nie wie­rzymy, że Ulrik ode­brał so­bie ży­cie.

– Dla­czego?

– Roz­ma­wia­li­śmy o tym wiele razy i do­szli­śmy do wnio­sku, że on po pro­stu prze­stał być sobą. Ostat­nio cho­dził ze­stre­so­wany. Nie­po­koił się o moją córkę i ich dzieci, ale wy­glą­dało to ina­czej, niż wtedy, gdy ktoś mar­twi się o swoją ro­dzinę. Poza tym nie był ni­czym przy­gnę­biony.

Nora wes­tchnęła w my­ślach. Do­szła do wnio­sku, że spo­dzie­wała się po tej roz­mo­wie zbyt wiele. Była tym tak po­iry­to­wana, że na­wet nie umiała tego ukryć.

– Czy wła­śnie o tym chciał mi pan opo­wie­dzieć?

– My­śla­łem, że za­in­te­re­suje pa­nią na­sza opi­nia.

– Pro­szę wy­ba­czyć, ale to nic kon­kret­nego.

– A była pani na Gat­stu­berg? Oglą­dała pani miej­sce, z któ­rego Ulrik rze­komo spadł?

– Nie.

– W ta­kim ra­zie su­ge­ruję tam po­je­chać.

W słu­chawce za­pa­dła ci­sza, co ozna­czało, że Da­vids­son się roz­łą­czył. No­rze zro­biło się głu­pio, po­czuła się jak ama­torka. Nie po­winna była re­ago­wać w taki spo­sób.

– Niech to szlag! – za­klęła gło­śno. Za nie­całe dwie go­dziny Pe­tro­vić i reszta to­wa­rzy­stwa zja­wią się w mie­ście, a ona nie bę­dzie miała czasu, żeby po­je­chać na Gat­stu­berg. Musi sko­rzy­stać z oka­zji i po­je­chać tam te­raz. Jesz­cze raz za­dzwo­niła do Da­vids­sona.

– Spo­tkajmy się na par­kingu przy Le­śnej Ka­plicy. Będę tam za kwa­drans.ROZ­DZIAŁ 6

Z gło­śni­ków są­czyła się ci­cha mu­zyka. Nora je­chała po­woli, nu­cąc _Last Chri­st­mas_ grupy Wham! Było jej smutno, czuła się sa­motna.

W ra­diu le­ciały na zmianę spoty re­kla­mowe. Krzewy i sto­jące przed do­mami cho­inki ob­wie­szone były sznu­rami lśnią­cych lam­pek. Pra­wie wszyst­kie okna były roz­świe­tlone przez ad­wen­towe świecz­niki. Nora za­gry­zła wargę. Boże Na­ro­dze­nie, gdy mama cho­ruje i leży w szpi­talu, to żadne święta. Od kiedy umarł oj­ciec, świą­teczne dni spę­dzały we dwie w ja­kimś ho­telu albo pen­sjo­na­cie w Da­lar­nie, dzięki czemu nie mu­siały szy­ko­wać góry je­dze­nia ani ro­bić grun­tow­nych po­rząd­ków, a cały za­osz­czę­dzony czas prze­zna­czały dla sie­bie. Za­ha­mo­wała przed przej­ściem dla pie­szych, przy któ­rym stała grupka dzieci z san­kami. Ma­lu­chy ubrane były w kurtki, czapki i rę­ka­wiczki, miały za­ró­żo­wione po­liczki i uszczę­śli­wione bu­zie. Pew­nie jesz­cze nie wie­dzą, jak okrutny po­trafi być ota­cza­jący je świat, po­my­ślała. Kiedy prze­szły na drugą stronę, wrzu­ciła je­dynkę i ru­szyła. Nocą spa­dło do­dat­kowe dwa­dzie­ścia cen­ty­me­trów śniegu i za­spy po­gar­szały wi­docz­ność. Do­jeż­dża­jąc do ronda, zdjęła nogę z gazu, żeby nie wpaść w po­ślizg. Na ron­dzie stała me­ta­lowa rzeźba, która przed­sta­wiała od­wró­cony do góry no­gami kwiat. Co za ohyda! Za­sta­na­wiała się, ile wy­dano na tego po­tworka z pie­nię­dzy po­dat­ni­ków. Na pewno kil­ka­set ty­sięcy ko­ron.

Po­sta­no­wiła o tym nie my­śleć. Co ją to wła­ści­wie ob­cho­dzi? Strasz­nie dzi­siaj ma­ru­dzi. Za dużo ga­da­nia i zbyt mało ćwi­czeń fi­zycz­nych to fa­talna kom­bi­na­cja. Do­brego hu­moru na pewno jej od tego nie przy­bę­dzie. Po­cie­szała się jed­nym: nie musi już pła­cić za sa­mo­chód z wy­po­ży­czalni, bo po mie­ście jeź­dzi na­le­żą­cym do mamy vo­lvo V40.

Skrę­ciła w drogę pro­wa­dzącą do ka­plicy przy Le­śnym Cmen­ta­rzu. Z par­kingu uprząt­nięto śnieg, ale o tej po­rze i tak nie było na nim żad­nego sa­mo­chodu. Wy­sia­dła z wozu i spoj­rzała w kie­runku za­le­sio­nego wzgó­rza, któ­rym bie­gła ścieżka pro­wa­dząca na szczyt Gat­stu­berg. Wy­dy­chane po­wie­trze od razu za­mie­niało się w parę wodną. Za­częła prze­stę­po­wać z nogi na nogę, żeby się roz­grzać. Wy­jęła te­le­fon i cze­ka­jąc na Da­vids­sona, za­częła czy­tać in­ter­ne­towe wy­da­nie lo­kal­nej ga­zety „Ka­tri­ne­holms-Ku­ri­ren”. Chciała spraw­dzić, czy po­ja­wiły się ja­kieś nowe in­for­ma­cje o śmierci Sachsa, ale zna­la­zła je­dy­nie wzmiankę, że Sachs zo­stał kie­dyś wy­róż­niony za wy­niki swo­ich ba­dań na­uko­wych.

Pa­nu­jącą wo­kół ci­szę prze­rwał dźwięk dzwonka. Na ekra­nie te­le­fonu wy­świe­tliło się imię dzwo­nią­cej osoby – Eva-Britt. Na po­grze­bie Ulrika za­mie­niły kilka słów. Nora przez chwilę się wa­hała, czy ode­brać, ale w końcu to zro­biła.

– Cześć, Noro. Cie­szę się, że udało mi się do cie­bie do­dzwo­nić. Ze sta­cji ben­zy­no­wej Preem przy Brun­ns­ga­tan przy­słali nam torbę z two­imi rze­czami. Zo­sta­wi­łaś ją w ba­gaż­niku sa­mo­chodu z wy­po­ży­czalni. Po­do­bno pró­bo­wali się z tobą skon­tak­to­wać, ale twój te­le­fon nie działa.

Z po­czątku Nora po­my­ślała, że na sta­cji ktoś ją po­my­lił z inną osobą. Na szczę­ście szybko so­bie przy­po­mniała, że torbę dał jej Ulrik, gdy przed kil­koma ty­go­dniami spo­tkali się w Ha­ver­dal. Był w niej swe­ter i kilka in­nych dro­bia­zgów, które męż­czy­zna przy­wiózł z ko­mendy w Ka­tri­ne­hol­mie. Wy­rzuć­cie to ba­ra­chło na śmieci, po­my­ślała. W pierw­szym od­ru­chu nie miała ochoty je­chać do swo­jego daw­nego miej­sca pracy, ale zmie­niła zda­nie. Wy­grze­bała się już z dołka psy­chicz­nego, w któ­rym przez pe­wien czas tkwiła, i te­raz ci, któ­rzy tak źle ją trak­to­wali, po­ża­łują. Będą mu­sieli speł­niać po­le­ce­nia wy­da­wane przez nią i resztę ekipy.

– Zo­staw torbę na re­cep­cji, od­biorę ją przy oka­zji.

– A nie mo­gła­byś do nas wpaść i na­pić się ze mną kawy? Nie mia­ły­śmy oka­zji po­roz­ma­wiać dłu­żej na po­grze­bie.

– Oba­wiam się, że w tych oko­licz­no­ściach nie zdążę.

– Trudno, szkoda. Je­steś te­raz w mie­ście?

– Tak.

– No to prze­cież mo­żesz do mnie wpaść. Pół go­dziny cię nie zbawi.

Nora za­gry­zła wargę. Eva-Britt za­wsze za­cho­wy­wała się wo­bec niej fair. Z dru­giej strony Nora wie­działa, że je­śli po­je­dzie tam bez zgody Pe­tro­vi­cia i o wszyst­kim opo­wie, na pewno się na nią wściek­nie. Zresztą na­wet nie wie, czy Sek­cja M ofi­cjal­nie prze­jęła śledz­two. Ale cóż, żeby coś do­stać, naj­pierw trzeba coś dać.

– Będę brała udział w śledz­twie w spra­wie za­bój­stwa w Ka­tri­ne­hol­mie.

– Masz na my­śli Sachsa?

– Już o tym wiesz?

– Tak. Od sa­mego rana to­czą się u nas spo­tka­nia za za­mknię­tymi drzwiami. Za­częły się o wpół do ósmej, kiedy przy­szłam do pracy. Sama wiesz: pod­nie­sione głosy i tak da­lej. Wiem tylko tyle, że około szó­stej rano Nils zo­stał zna­le­ziony mar­twy w swoim miesz­ka­niu. Kwa­drans póź­niej na miej­scu zja­wił się pa­trol. Nikt z na­szych tech­ni­ków na­wet nie zdą­żył wy­je­chać, bo ci z wy­działu za­bójstw do­stali wia­do­mość, że mają się trzy­mać od tej sprawy z da­leka. Po­do­bno je­dzie do nas spe­cjalna ekipa śled­cza. Nikt nie wie dla­czego.

– Nie znam szcze­gó­łów tej de­cy­zji.

– Ale na­le­żysz do ekipy, która ma prze­jąć śledz­two?

– Na to wy­gląda.

– Jak to?

– Pra­cuję w sek­cji od nie­dawna i o ta­kich de­cy­zjach nie je­stem in­for­mo­wana jako pierw­sza.

– Wi­dzę, że znaj­du­jesz się w ta­kim sa­mym po­ło­że­niu jak ja – ro­ze­śmiała się Eva-Britt.

– Mu­szę cię o coś spy­tać. Czy twoim zda­niem do śmierci Ulrika mo­gło dojść w in­nych oko­licz­no­ściach?

– Ni­gdy nie wia­domo, co ktoś na­prawdę czuje, ale wszy­scy byli bar­dzo zdzi­wieni, że ode­brał so­bie ży­cie. A ty nie?

– Ja też – przy­znała Nora. W tym sa­mym mo­men­cie na par­king z dużą pręd­ko­ścią wje­chało czarne audi A6, które za­par­ko­wało obok niej. Z sa­mo­chodu wy­siadł Lars Da­vids­son, który wy­cią­gnął do niej rękę na po­wi­ta­nie.

– Mu­szę koń­czyć – rzu­ciła Nora. – Zdzwo­nimy się.

Roz­łą­czyła się i wło­żyła apa­rat do kie­szeni.

– Wi­dzę, że jed­nak zde­cy­do­wała się pani tu przy­je­chać – oznaj­mił z krzy­wym uśmie­chem Da­vids­son.

– Tak. Pro­szę mi po­ka­zać, gdzie to się stało.

Męż­czy­zna spoj­rzał na nią życz­li­wym wzro­kiem, ski­nął głową i szyb­kim kro­kiem ru­szył w stronę wzgó­rza. Nora mu­siała pra­wie biec, żeby do­trzy­mać mu kroku. Za­równo w le­sie, jak i na ścieżce pro­wa­dzą­cej z par­kingu na szczyt, na któ­rym znaj­do­wał się punkt wi­do­kowy, le­żała gruba war­stwa śniegu. Biały puch wci­skał im się do bu­tów. Szli przez las w mil­cze­niu i po dzie­się­ciu mi­nu­tach szyb­kiego mar­szu do­tarli na szczyt, z któ­rego roz­cią­gał się prze­piękny wi­dok na pola, je­zioro Dju­lösjön i ho­tel Stora Djulö. Nora ni­gdy wcze­śniej tu nie była, ale sły­szała o tym miej­scu, po­pu­lar­nym celu spa­ce­rów i wy­cie­czek.

Da­vids­son miał za­czer­wie­nione od mrozu i wy­siłku po­liczki. Na nie­zbyt roz­le­głym, pła­skim szczy­cie, z któ­rego jedna ze ścian stromo opa­dała, znaj­do­wało się ogro­dze­nie z dru­cia­nej siatki. Się­gało im pra­wie do pasa i miało chro­nić tu­ry­stów przed osu­nię­ciem się. Da­vids­son wska­zał miej­sce, w któ­rym siatka mię­dzy dwoma słup­kami była wgnie­ciona na głę­bo­kość około dzie­się­ciu cen­ty­me­trów. Oboje się tam skie­ro­wali. Nora ostroż­nie się wy­chy­liła. Znaj­do­wali się przy­naj­mniej pięt­na­ście me­trów nad zie­mią.

– To stało się tu­taj, prawda? – spy­tała.

– Tak. Ulrik nie lu­bił du­żych wy­so­ko­ści. Wie­działa pani o tym?

Nora po­krę­ciła głową.

– Nie­wiele osób o tym wie­działo. Po pro­stu wpa­dał w pa­nikę i za­cho­wy­wał się jak spa­ra­li­żo­wany. Wiem o tym, bo kie­dyś wi­dzia­łem go w ta­kiej sy­tu­acji, i mu­sia­łem mu po­móc. Po­tem ka­zał mi obie­cać na wszyst­kie świę­to­ści, że ni­komu o tym nie wspo­mnę. Do­brze go ro­zu­mia­łem. Jako funk­cjo­na­riusz po­li­cji po­wi­nien być nie­ustra­szony. Nie wiem tylko, po co tam wtedy po­szedł.

– Co na­pi­sał w li­ście po­że­gnal­nym?

– Do­słow­nie kilka zdań: że nie wi­dzi sensu dal­szego ży­cia i prosi o wy­ba­cze­nie. List zna­le­ziono na stole w kuchni.

– Czy kie­dy­kol­wiek roz­ma­wiał z pa­nem o śledz­twach, które pro­wa­dził?

Da­vids­son zmarsz­czył czoło.

– Ni­gdy. A czemu pani pyta? Czy któ­reś z nich mo­gło mieć coś wspól­nego z jego śmier­cią?

– Nie­ważne. Czy chce mi pan jesz­cze coś po­ka­zać albo po­wie­dzieć?

– Nie. Co pani za­mie­rza z tym zro­bić?

– Z czym?

Da­vids­son prze­cią­gnął dło­nią po twa­rzy i ro­zej­rzał się po oko­licy. Oczy mu zwil­got­niały, za­mru­gał po­wie­kami. Wes­tchnął i spoj­rzał na Norę.

– Je­śli woli pani uda­wać, że sprawy mają się tak, jak po­winny, nie będę pani do ni­czego zmu­szał. Wra­cam do pracy, ale je­śli zmieni pani zda­nie, pro­szę się ze mną skon­tak­to­wać.

Nora otwo­rzyła usta, żeby rzu­cić coś na od­czep­nego, ale Da­vids­son zdą­żył się już od niej od­wró­cić i ru­szył dłu­gim kro­kiem na dół. Cho­lera, po­my­ślała Nora. Ogar­nęły ją wąt­pli­wo­ści. Da­vids­son miał ra­cję. Po­winna za­kwe­stio­no­wać ofi­cjalną przy­czynę śmierci Ulrika, sta­wiać py­ta­nia i do­wie­dzieć się, dla­czego uwa­żał, że ktoś go śle­dzi. Przy­po­mniała jej się nie­bie­ska ko­perta z klu­czy­kiem, którą na­dal miała w to­rebce. Jak tu spraw­dzić, do czego pa­suje? Oczy za­szły jej łzami, za­mru­gała po­wie­kami i za­ci­snęła zęby. Co tu się dzieje? Czemu ją to wszystko spo­tyka? Po­cią­gnęła no­sem i prze­su­nęła dło­nią po twa­rzy. Drżała z zimna, bo chłód wci­skał jej się pod kurtkę. Mimo rę­ka­wi­czek dło­nie jej ze­sztyw­niały, a palce u stóp zdrę­twiały tak bar­dzo, że ich nie czuła. Na­gle ci­szę prze­szył dzwo­nek służ­bo­wej ko­mórki. Nora ode­tchnęła głę­boko i ode­brała.

– Do­jeż­dżamy do Ka­tri­ne­holm – po­wie­działa Char­lotte. – Po­je­dziemy pro­sto do miesz­ka­nia Sachsa. Ulica Va­sa­vägen sześć­dzie­siąt cztery. Miesz­ka­nie zo­stało za­bez­pie­czone przez miej­scową po­li­cję.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: