Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sekrety Julii - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lipca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Sekrety Julii - ebook

Historia o miłości tak wielkiej, że przenosi góry.

Gdy Alicja znajduje listy matki, czuje, że odkrywa historię niezwykłej miłości.

Nie wie, że gdy rozwikła sekret, odmieni swoje życie raz na zawsze.

Nigdy nie wiesz, kogo spotkasz na tatrzańskiej ścieżce. Julię przed tragiczną śmiercią w górach ratuje chłopak o oczach koloru niezapominajek. Choć byłoby lepiej, gdyby ich drogi nigdy się nie przecięły, czasu nie da się cofnąć. W sercu Julii rodzi się uczucie. Kiedy zdecyduje się poddać miłości, może jednak być już za późno, a los okrutnie z niej zakpi.

Aby zawalczyć o miłość, trzeba będzie uciec się do sekretów, złamać wiele konwenansów i działać wbrew sobie. Czy to wystarczy, by ocalić uczucie, które narodziło się na górskim szlaku?

Czy rozwikłanie sekretu sprzed lat w końcu przerwie krąg niespełnionej miłości

i zrujnowanych pragnień?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7098-5
Rozmiar pliku: 918 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Mała siedziała nieruchomo, wpatrzona w migający ekran. Drobnymi paluszkami skubała końce grubych warkoczy.

Alicja z bólem serca przez chwilę przypatrywała się córce.

– Kasiu, chodź do kuchni. Zobaczmy, co panie kucharki ze szkoły przygotowały na obiad. – Z wysiłkiem uniosła do góry kąciki ust.

Dziecko skierowało pilota w stronę telewizora i gdy ekran zgasł, niechętnie zsunęło się ze skórzanej, mocno wytartej kanapy i z ociąganiem podeszło do matki.

– Nie jestem głodna, w szkole jadłam kanapkę.

– Tak mało ostatnio jesz, Kasieńko. – Przyklękła i przytuliła dziecko do siebie. Znów bezskutecznie usiłowała się uśmiechnąć. – Aż sukienka zrobiła ci się luźna na brzuszku.

– To dlatego, że go wciągnęłam, ale teraz zobacz. – Dziewczynka nabrała głęboko powietrza i przechyliła się do tyłu, wypinając mały brzuszek pod kwiecistą sukienką.

– No rzeczywiście. – Na rozluźnionej twarzy Alicji pojawił się lekki uśmiech. – Jednak spróbujmy coś zjeść. Co my tu mamy?

Nad pokrywkami składanej menażki pochyliły się dwie jasne głowy. Jedna dziecięca, z grzywką, o gładko splecionych, długich warkoczach po dwóch stronach równego przedziałka, druga kobieca, z prostymi włosami do ramion. Nieliczne ślady siwizny mogłoby dostrzec tylko wyjątkowo spostrzegawcze oko. Może dlatego, że pojawiły się nagle, bardzo niedawno.

– Pomidorowa z ryżem, i zobacz, twoje ulubione naleśniki z serem.

– Moje ulubione to były, jak babcia zrobiła, a inne to nie są ulubione, tylko zwyczajne. – Mała bródka zadrgała niebezpiecznie. – A jak babci nie ma, to ulubionych też już nigdy nie będzie.

Alicja z trudem przełknęła spływające w gardle łzy i wyszeptała:

– Teraz ja ci będę takie robić zamiast babci i może też kiedyś będą ulubione, dobrze?

– Dobrze, mamusiu – usłyszała cieniutki głosik.

Zaczęły w milczeniu jeść zupę.

Kobieta obserwowała swoją córkę – tak żywą parę miesięcy temu, teraz wyciszoną, spokojną, bez zwyczajnej w tym wieku dziecięcej energii. Patrząc na nią, sama ledwo miała siłę unosić łyżkę. W dalszym ciągu nie potrafiła pogodzić się z tym, co je spotkało. Teraz też nie mogła jeść, mimo że obiady gotowane w szkole, gdzie pracowała, były naprawdę smaczne.

Po wypadku męża schudła dobrych parę kilo. Potem, opiekując się chorą matką, straciła kilka kolejnych i wyglądała teraz jak obciągnięty skórą szkielet. Wiedziała o tym, ale co z tego, skoro żołądek – kanciasta bryła – nie chciał niczego przyjmować. Ale nie o siebie się bała najbardziej. Przede wszystkim martwiła ją Kasia, która po śmierci ojca straciła całkiem apetyt. A po niedawnej śmierci ukochanej babci zamknęła się w sobie. Nie umiała skupić się na odrabianiu lekcji, nie brała udziału w zabawach koleżanek na przerwach, nie chciała nawet chodzić do szkoły, na szczęście już niedługo koniec roku. Tolerowała tylko córki Danusi, przyjaciółki Alicji. Znała je dobrze, bawiła się z nimi od najwcześniejszego dzieciństwa, a teraz w ich towarzystwie zapominała o tragedii i czasem się nawet uśmiechała.

Alicja nie chciała pierwsza skończyć posiłku i powoli przełykała rosnącą jej w ustach zupę. Jej córka niemrawo grzebała łyżką między napęczniałymi ziarnkami ryżu, jednak od czasu do czasu podnosiła ją do ust. W końcu odsunęła od siebie prawie pusty talerz.

– Zjadłam.

Alicja odetchnęła z ulgą.

– To teraz naleśniczek?

– Nie chcę już jeść. Pójdę oglądać telewizję, zaraz będą _Bulionerzy_, a potem _Smurfy_.

Zaszurało odsuwane od stołu ciężkie drewniane krzesło, rozległ się brzęk talerza wkładanego niewprawną ręką do zlewu. Po chwili Alicja została w kuchni sama, podążając wzrokiem za znikającą za drzwiami drobną postacią w za szerokiej sukience. Nie zdążyła jeszcze się poruszyć, gdy do jej uszu dobiegł głośny dźwięk czołówki popularnego serialu.

Brakowało jej siły na sprzeciwianie się temu, że dziecko całymi popołudniami bezmyślnie ogląda telewizję, w tym te ogłupiające seriale, bo nie bardzo potrafiła zaproponować coś w zamian. Nie myślała trzeźwo. Zapomniała nawet kupić córce prezent na wczorajszy Dzień Dziecka, choć przecież sama robiła w bibliotece okolicznościową gazetkę.

Tknięta wyrzutem sumienia zajrzała do pokoju i zapytała:

– Kasiu, umówię się z ciocią Danusią na jutro i pójdziemy razem na lody, żeby uczcić Dzień Dziecka. Chcesz?

– Tak. – Dziewczynka na chwilę oderwała wzrok od ekranu. Choć w cieniutkim głosiku brakowało entuzjazmu, było to jedno z niewielu „tak” ostatnio przez nią wypowiedzianych.

Alicja wróciła do kuchni i sięgnęła po zgrabną nokię leżącą na lodówce. Wybrała numer przyjaciółki. Nie musiała długo czekać na odebranie.

Po chwili rozmowy Danka zapytała:

– Zabrałaś się już do porządków w mamy pokoju?

– Jeszcze nie.

– Akurat jestem sama, bo Tomek dał mi wolne i zabrał dziewczynki na jakieś proszone urodziny, więc dobrze trafiłaś. Może zajrzę do ciebie i zaczniemy działać? Musisz powoli brać się w garść.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Alicja wolalaby spędzić piątkowe popołudnie zaszyta w mysiej dziurze, gdzie będzie ciemno i zbyt ciasno na jakiekolwiek ruchy.

– Porządki czy branie się w garść? – W słuchawce rozległ się trochę sztuczny śmiech Danki. – Oba pomysły są dobre, zwłaszcza podlane winem. Zaraz będę.

Alicja nie zdążyła zaprotestować.

*

Nie minęło pół godziny, jak zadźwięczał dzwonek u drzwi.

Do przedpokoju żwawo weszła nieco pulchna, aczkolwiek całkiem seksowna kobieta, wnosząc ze sobą zapach piżmowych perfum. Brązowe oczy obrzuciły gospodynię taksującym spojrzeniem.

– Ależ ty schudłaś! – Twarz gościa przybrała zatroskany wyraz. – Chodź do lustra, pokażę ci. Zauważyłam to już na pogrzebie, ale nic nie mówiłam.

Złapała przyjaciółkę za kościste ramię i lekko ją popychając, przeszła z nią obok starej szafy gdańskiej. Stanęły razem przed dużym lustrem oprawionym w rzeźbioną ramę.

– Patrz, jesteś dokładnie dwa razy chudsza niż ja.

Rzeczywiście, trudno było nie przyznać jej racji. Szczupła, wręcz chuda Alicja ubrana w za duży podkoszulek, który wisiał na niej jak na wieszaku i odsłaniał sterczące obojczyki, stanowiła mocny kontrast z postacią o krągłych biodrach i obfitym biuście.

Grubsza postać w lustrze przyłożyła ręce do bioder, jakby mierząc ich szerokość, i cmoknęła.

– Hmm, a może to ja ostatnio przytyłam? Chyba że to lustro z mojej strony pogrubia. – Ciemne oczy spoglądające krytycznie spod wijących się lekko, krótkich brązowych loczków zmierzyły odbicie od stóp do głów.

W końcu Danka, niezadowolona z rezultatu oględzin, odwróciła się z niesmakiem.

– No dobrze, a gdzie Kasia? Jak ona się ma?

– Ogląda jakiś głupawy film, nie chce jeść. Nie ma w niej odrobiny życia.

– To zupełnie jak z tobą. – Ciężkie westchnienie towarzyszyło wypowiadanym słowom. – Może jutro na lodach się rozrusza.

Gdy przeszły do kuchni, Danka sięgnęła do torby.

– Pokrój sernik. – Położyła plastikowy pojemnik na stole przykrytym pięknym szydełkowym obrusem i zaczęła szukać w szufladach korkociągu. – Tylko uważaj, nie pobrudź tego koronkowego dzieła sztuki. Najlepiej nakryj obrus jakąś folią albo całkiem ściągnij, bo się boję, że go zalejemy winem.

– Zawsze możemy nalać wina do kubków i iść pod magnolię, jak za dawnych studenckich czasów. – Alicja uśmiechnęła się blado i wskazała głową rozłożyste drzewo widoczne przez balkonowe drzwi prowadzące na schodki i podwórko. Pod drzewem stała mała drewniana ławeczka.

– Chyba nie wypada starym babom pić wina na ławce – odezwała się tryskająca zdrowiem i młodością trzydziestosześcioletnia stara baba. – Daj kieliszki albo może szklanki, żeby się za bardzo nie certolić, szybko zapalę i bierzmy się do roboty. Trzeba w końcu uprzątnąć tę sypialnię. – Z widoczną przyjemnością zaciągnęła się papierosem, otwierając na oścież kuchenne okno. – Jak cię znam, sama się szybko do tego nie weźmiesz.

Alicja podniosła głowę znad krojonego właśnie sernika. Czyżby w słowach jej przyjaciółki było trochę racji?

Od śmierci matki nawet nie weszła do jej pokoju. Bała się – spędziła tam parę długich miesięcy przy łóżku ciężko chorej. Jedyną pomocą była przychodząca czasem pielęgniarka. Mama wolała chorować w domu, nie w szpitalu, chociaż tam miałaby bardziej fachową opiekę i większe możliwości uśmierzenia bólu. Śmierć tak naprawdę była dla niej wybawieniem, z czego Alicja doskonale zdawała sobie sprawę. Mimo wszystko było jej bardzo trudno, choć przez te parę miesięcy pożegnała się z matką i przyzwyczaiła do myśli, że ta wkrótce odejdzie do lepszego świata. Może byłoby jej łatwiej, gdyby miała wsparcie w mężu, ale jego też zabrała śmierć parę miesięcy wcześniej, i to w najgłupszy możliwy sposób. Wypadek samochodowy.

Danka, widząc pobladłą twarz przyjaciółki, pierwsza nacisnęła klamkę drzwi prowadzących do sypialni i pchnęła je mocno. Bezskutecznie. Pytająco spojrzała na Alicję trzymającą się pół kroku za nią.

Alicja wskazała wzrokiem na tkwiący w zamku klucz.

– Zamknięte.

Danka, kręcąc głową z niedowierzaniem, przekręciła klucz.

Weszły do dusznego, ciemnego pokoju, Alicja z obawą i wstrzymanym oddechem, Danka pewnie i zdecydowanie, rozglądając się wkoło.

– Rany, trzeba przewietrzyć, odsłonić te grube zasłony. – Od razu objęła dowodzenie. – Alicjo, otwórz okna, jest już chłodniej, wpadnie trochę świeżego powietrza.

– Dzień dobry, ciociu. – Drobny cień ukazał się w drzwiach. – Mama pozwoliła cioci tu wejść?

– Och, moja Kasieńka. – Danka złapała dziewczynkę, podniosła do góry i zakręciła się z nią wkoło, przy okazji patrząc pytająco na Alicję. – Już nie oglądasz telewizji?

– Mama mówiła, żeby lepiej tu nie wchodzić, bo i tak nie będziemy korzystać z tego pokoju – wyjaśniła Kasia. – A teraz są reklamy i czekam na _Smurfy_.

– To chodź szybciutko do kuchni, przyniosłam ciasto, specjalnie dla ciebie. – Danka złapała dziewczynkę za rączkę i pociągnęła za sobą, wychodząc z pokoju. – Lubisz mój sernik, prawda?

– Tak, bardzo, to mój ulubiony.

Nagle przez jej twarzyczkę przemknął cień jakiejś niedobrej myśli.

– Ciociu, ale ty nie umrzesz, prawda? Bo ja ciebie bardzo kocham, tak jak babcię. – Drepczące przez przedpokój bose nóżki zatrzymały się, a smutne oczy popatrzyły w górę. – A mama naleśniki to może jeszcze zrobi, ale takiego sernika jak ty na pewno nie, bo piecze tylko szarlotki.

– Nie, mój kwiatuszku, na pewno nie umrę. – Danka nie bardzo rozumiała, ale postanowiła chwilowo nie zgłębiać tematu. – Czy ja wyglądam, jakbym miała umrzeć?

– Nie, ciociu, zupełnie nie. Ale pamiętam, że jak tata jechał na lotnisko, też nie wyglądał.

Alicja obserwowała tę rozdzierającą scenę i czuła, jak ból w jej piersiach się zwiększa, a powietrze nie trafia do płuc przez ściśniętą tchawicę. A może to nie tchawica, tylko płuca były ściśnięte w bolesnym imadle. A może jakaś inna część ciała? Nieważne. Usiłowała przynajmniej utrzymać się na nogach i oddychać. Płytko, ale oddychać, oddychać.

Danka próbowała ratować sytuację.

– Uroczyście obiecuję, że będę ci piekła serniki i różne pyszne rzeczy, których mama nie potrafi. – Podniosła do góry dwa palce i zaraz potem pociągnęła dziewczynkę za sobą do kuchni.

– I że nie umrzesz? – Bose stópki znów zatuptały.

– I że nie umrę. – Przysięga została dokończona.

– To dobrze. – Uspokojone dziecko podbiegło do stołu i sięgnęło po kawałek ciasta. – Mogę iść teraz na wieczorynkę?

Bolesny ucisk nieco zelżał, powietrze wpłynęło do płuc i Alicja w końcu wydobyła z siebie głos.

– Możesz.

Razem z przyjaciółką odetchnęły z ulgą, gdy mała wyszła, ostrożnie niosąc talerzyk w wyciągniętej dłoni. Gdy tylko Kasia zniknęła im z oczu, Alicja zrezygnowana opadła na krzesło.

– Widzisz, Danuśka, co się dzieje? – Łzy znów zaczęły się jej gromadzić w gardle. – I jak mam dalej żyć? I po co?

– Proszę cię, nie zadawaj głupich pytań. – Dezaprobata w spojrzeniu Danki była bardzo wyraźna. – Jak? Wiem przecież, że ci trudno. Ale pomyśl, że masz po co żyć. Chociażby dla niej. – Danka wskazała głową kuchenne drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła dziewczynka. – Jeśli już nie masz siły dla siebie. O co jej chodziło z tymi naleśnikami?

– A właśnie, naleśniki. – Alicja przypomniała coś sobie, nie zwracając uwagi na zadane pytanie. – Może zjesz? Tyle że są zimne. Podgrzać ci? – Jak najdłużej przeciągała moment zmierzenia się z sypialnią zmarłej matki. Nie była na to gotowa i nie wiedziała, czy w ogóle kiedyś będzie.

Nie była też gotowa, żeby myśleć o swoim mieszkaniu w bloku, gdzie wcześniej mieszkali z Wiktorem i Kasią. Od paru miesięcy stało puste i nieuporządkowane. Po wypadku przeprowadziły się tu, do kamienicy, do samotnie mieszkającej matki, a niedługo potem gwałtownie przyszła choroba i brakło już czasu na zajmowanie się tamtym pustym, nikomu niepotrzebnym miejscem.

– Zjem zimne, daj. Od ciebie ze szkoły? – Danka już trzymała w ręku złożony w trójkąt naleśnik wyciągnięty z postawionego przed nią płytkiego metalowego pojemnika. – Nie gotujesz teraz, co?

Alicja pokręciła głową.

– Kasia nie chciała zjeść?

– Nie – przyznała ze smutkiem.

– A ty?

– Nic nie przechodzi mi przez gardło.

– Jak ty się pozbierasz, to i jej będzie łatwiej. – Danka skończyła jeść i upiła duży łyk wina ze szklanki, uważając, by nie poplamić obrusu. Zachęciła przyjaciółkę gestem. – Wypij, może cię trochę znieczuli.

Alicja posłusznie przechyliła szklankę, nie zważając na to, że rubinowe krople gładko spływają po ściance i kapią na śnieżnobiały obrus.

Danka zerwała się z krzesła tak szybko, że jej pełny biust zafalował w wycięciu lekkiej sukienki. Sięgnęła po ceramiczny pojemnik na kuchennym blacie i obficie posoliła jasnoczerwone plamki. Białe kryształki zabarwiły się od razu i napęczniały od wilgoci.

– A mówiłam! – Pokręciła głową z dezaprobatą. – Weź tę szklankę, ja wezmę butelkę i idziemy.

Alicja nie ruszała się z miejsca.

Przyjaciółka w końcu się zniecierpliwiła.

– No wstawaj!

– Danka, musimy dziś? – Alicja nie potrafiła się zmobilizować. Tak straszliwie jej się nie chciało. Mogłaby spać i o niczym nie myśleć, nic nie robić. Mózg nie wysyłał osłabionym mięśniom żadnych sygnałów, by je poruszyć.

– Im szybciej to będziesz miała za sobą, tym lepiej. No już! – Danka poganiała ją bez skrupułów.

Alicja zmusiła się do wstania i podniesienia szklanki.

Po raz drugi weszły do sypialni, w której już się trochę przewietrzyło. Przez wychodzące na chodnik otwarte na oścież okno do pokoju przenikał ciepły zapach rozgrzanego miasta, słychać było uliczne odgłosy. Lekki wiatr wydymał wzorzystą firankę, choć nie przynosił wiele chłodu.

Wzrok Alicji padł na łóżko przykryte wzorzystą kapą, a potem na masywną komodę z trzema szufladami, pozastawianą buteleczkami, pudełkami po lekarstwach i innymi aptecznymi akcesoriami.

Danka natychmiast zauważyła nieporządek na komodzie.

– Jeszcze tego nie sprzątnęłaś?

Usłyszała tylko ciężkie westchnienie.

– A ja mogę to zrobić? – Danka wskazała głową ciężki mebel stojący pod ścianą.

– Mhm.

Alicja delikatnie przysiadła na brzeżku łóżka nakrytego patchworkową narzutą, jakby się bała usiąść wygodniej. Danka, nie zwracając uwagi na bierność przyjaciółki, wzięła duże pudełko po podkładach higienicznych i zamaszystym gestem zgarnęła do niego wszystko z komody. Na meblu pozostały tylko ślady w otoczce kurzu.

Nagle się zawahała.

– Może chcesz to jeszcze przejrzeć? Może coś się przyda?

– Wolę nie.

Danka ze zrozumieniem pokiwała głową i podeszła do toaletki z rozkładanym na boki, upstrzonym ciemnymi plamkami lustrem, gdzie stały różne kosmetyczne drobiazgi, kremy, pudełeczka, watki i maści.

– A co z tym?

– Wyrzuć.

– Na pewno wszystko?

– Na pewno.

Kartonowe pudło szybko się zapełniło.

– Co dalej? Szuflady? Szafa?

– Danka, chyba nie jestem w stanie. – Z gardła skurczonej na brzegu łóżka Alicji dobył się powstrzymywany szloch.

Danka natychmiast przypadła do niej.

– O Boże, przepraszam, może rzeczywiście to za wcześnie dla ciebie, chciałam ci tylko pomóc. – Złapała drżącą Alicję i przytuliła do siebie, delikatnie kołysząc ją jak małe dziecko.

– Dziękuję, naprawdę dziękuję. – Alicja zapanowała nad sobą po dobrej chwili. Przyjaciółka zawsze działała na nią kojąco i mobilizująco, było tak od czasów ich wczesnej młodości, i w jej słowach zwykle było dużo racji. Przecież rzeczywiście kiedyś musi się zająć tym pokojem. Tak czy siak. Choć prawdę mówiąc, wolałaby na zawsze o nim zapomnieć. O pokoju i o cierpieniu – jej i powoli umierającej matki. Dlatego wolała, żeby Kasia tu nie wchodziła, i ona sama też bała się nawet uchylać drzwi, by atmosfera tego miejsca nie przeniosła się na całe mieszkanie.

Sięgnęła w stronę nocnej szafki, gdzie Danka postawiła butelkę wina i puste już szklanki. Napełniła je do połowy, wypiła swoją duszkiem i resztką siły woli zdecydowała:

– Szuflady.

Z dwiema pierwszymi poszło szybko. Bielizna, jakieś stare szpargały, ścinki materiałów, papierowe wykroje. Przy starych pergaminowych wykrojach krawieckich opisanych grubym ołówkiem zadrżała Alicji ręka, ale opanowała się szybko i wcisnęła je do przygotowanego zawczasu grubego foliowego wora na śmieci.

Z trzecią, na samym dole, miały problem, bo była albo tak obciążona, albo tak rzadko używana. Stare drewno wypaczyło się, zakleszczyło na prowadnicach i trudno było ją nawet poruszyć.

– Boże, co twoja mama tam trzymała? – Danka aż się zasapała, chcąc wyszarpać szufladę na siłę.

– Nie mam pojęcia. – Alicji nigdy to specjalnie nie interesowało. – Przy mnie tam nie zaglądała, a ja nie pytałam, bo co to za różnica?

– Dawaj, ciągniemy jeszcze raz. – Danka się najwyraźniej zawzięła.

Złapały po jednym masywnym, porządnie przytwierdzonym uchwycie, zaparły się nogami o podłogę i na hasło dane przez Dankę zgodnie pociągnęły, wkładając w to wszystkie siły.

Szuflada wyleciała z hukiem na podłogę, robiąc wyrwę w starym złuszczonym parkiecie. Spojrzały najpierw na siebie z satysfakcją, a potem na skutek swoich działań.

– Tym się w ogóle nie przejmuj. – Alicja machnęła ręką i odgoniła sprzed nosa fruwające w powietrzu pyłki kurzu. – I tak jeszcze nie wiem, co zrobię z tym pokojem.

– Może to będzie pokój dla Kasi? – palnęła bez zastanowienia Danka, schylając się nad szufladą.

Alicja wzdrygnęła się i pokręciła głową. To byłoby rozwiązanie najgorsze z możliwych – ulokować dziecko w tym przybytku bólu i rozpaczy. Danka na widok sprzeciwu na twarzy Alicji szybko wycofała się z kolejnych błyskotliwych pomysłów.

– Mamo, co się stało? – W drzwiach stanęła wystraszona hałasem Kasia. Spojrzała na papiery wysypane z szuflady. – Jakie ładne znaczki na tych listach, takie kolorowe. – Schyliła się i podniosła coś z podłogi.

Danka łagodnie wyjęła dziecku z ręki kopertę oklejoną kolorowymi znaczkami i włożyła do szuflady.

– My teraz z mamusią robimy porządki, a ty się jeszcze możesz pobawić albo szykować do spania, jeśli chcesz.

– Ale na tym znaczku była wieża Eiffla, uczyłam się o niej w szkole. – Buzia dziewczynki się zachmurzyła. – Chcę obejrzeć!

– Obejrzysz wszystkie znaczki, ale najpierw zrobimy to my. – Danka nie poddawała się niczyjej presji, nawet małej, słodkiej dziewczynki. – Obiecuję.

Kasia, już przekonana, zgodnie kiwnęła głową i nie wdając się z ciocią w dalszą dyskusję, wyszła z pokoju.

Alicja w oszołomieniu patrzyła na zawartość szuflady – wcześniej zapewne uporządkowaną, teraz w nieładzie. Tylna ścianka była uszkodzona, pewnie zawadziła o coś podczas wyciągania szuflady na siłę, i odstawała od dna. Pod wpływem szarpnięcia wypadła mała paczka listów i pojedyncze koperty leżały tuż obok na podłodze. W szufladzie dojrzała szare kartonowe teczki z opisaną na wierzchu zawartością, parę pożółkłych zdjęć i stare mapy, chyba górskich szlaków.

– Boże, tu chyba całe życie mojej mamy jest zgromadzone – wyszeptała, patrząc na to wszystko jak zahipnotyzowana. – Życie, którym się z nikim nie dzieliła.

– Ale i tak trzeba to przejrzeć. Mogą być jakieś ważne dokumenty, polisy, o których nie wiesz, sprawy do dokończenia, wyciągi z kont bankowych. – Danka, jak zawsze, była praktyczna. – A przede wszystkim umowy z lokatorami w kamienicy, które koniecznie musisz znaleźć.

– Wszystkie sprawy lokatorskie związane z kamienicą mama mi wcześniej przekazała, to nie to – wyszeptała Alicja, wpatrując się w leżące przed nią papiery, jakby zobaczyła ducha.

Tak się też czuła – jakby duchy z dawnych lat chciały do niej przemówić, tylko ona nie miała sił, by ich wysłuchać.

– Nie wiem, czy powinnyśmy w tym grzebać. – Obawiała się zanurzenia w nie swoją przeszłość.

– Oczywiście, że powinnyśmy. – Zdecydowany ton Danki w końcu przywrócił Alicji trzeźwość myślenia. – Co my tu mamy?

Danka zgarnęła rozsypane listy, zerknęła na adres i podała przyjaciółce pochylonej nad szufladą.

– Powinnaś je przejrzeć, tak myślę. Zaadresowane do Julii Nowakowskiej.

– Myślisz, że powinnam przeczytać listy mamy? – Kobieta wyciągnęła drżącą dłoń po spory pakiecik, drugą ręką odgarniając z twarzy jasne włosy. – One są strasznie stare, zobacz, z Francji.

– To są listy do mamy, a nie mamy. – Danka nawet w takiej sytuacji była konkretna. – A tu? Zobacz. – Sięgnęła znowu do szuflady. – Zdjęcia. To chyba twoja mama, jak była młoda, co? Podobna jesteś do niej.

– Boże, jak to się stało, że ja nigdy tu nie zaglądałam? – Alicja patrzyła na zdjęcie przedstawiające ładną dziewczynę z warkoczem obejmowaną przez przystojnego młodego mężczyznę z jasną czupryną dzikiego wikinga, stojących na tle wysokich białych skał. Duchy przeszłości dobijały się do niej coraz mocniej, aż czuła mrowienie w plecach. – Ciekawe, kim jest ten chłopak?

– Może twój ojciec, co? – podsunęła Danka. – Chyba go widziałaś przynajmniej na zdjęciu?

– Wiesz dobrze, że moja mama, nie wypominając jej teraz niczego, o ojcu nigdy nie chciała rozmawiać. Rozpłynął się według niej w powietrzu. – Wpatrując się w przytulone do siebie postacie, Alicja czuła, że jest coraz bliższa płaczu. – Zobaczmy może lepiej te papiery, zastanówmy się, co wyrzucić, co zostawić. Chciałabym mieć to za sobą.

– Zobaczmy najpierw, co w tych listach. – Dankę korciło, by otworzyć koperty. – No chyba że chcesz je sama potem przeczytać?

Alicja podniosła się, otrzepując kolana i z trudem prostując kręgosłup. Potrzebowała chwili odpoczynku – od porządków i emocji. Bała się takiego grzebania w życiu niedawno zmarłej matki. Na szczęście jest Danka.

– Zróbmy sobie małą przerwę.

– Świetnie! – Danka zerwała się błyskawicznie z podłogi. Porządki nigdy nie były jej ulubionym zajęciem, za to rozmowy o życiu zawsze.

– Sama nie wiem, co z tym wszystkim zrobić. – Alicja położyła dłonie na plecach. – Coraz bardziej się sypię, wszystko mnie boli i czuję się chora.

Tak dużo na nią ostatnio spadło. Dzisiejszy dzień też przyniósł wrażenia, których nie potrafiła już dźwigać. Plecy jej także się zbuntowały.

Danka chyba to dostrzegła i ze współczuciem spojrzała na przyjaciółkę.

– To co? Może w takim razie kawa?

– Kawa wieczorem? – zdziwiła się Alicja. – Ale może być, i tak nie śpię po nocach. – Uznała, że w jej obecnym stanie ciała i ducha najprościej będzie ze wszystkim się zgadzać.

Danka zamknęła okno, potem zamaszystym ruchem zaciągnęła ciężkie aksamitne kotary, powodując wirowanie drobinek kurzu w powietrzu. Wyszły z pokoju, po czym Alicja zawróciła i zamknęła drzwi, przekręcając dwa razy tkwiący w zamku klucz.

W kuchni Danka szybko ściągnęła ze stołu ubrudzony obrus i namoczyła go w zimnej wodzie. Alicja patrzyła na nią nieprzytomnie, pogrążona w myślach. Znowu chciało jej się płakać, łzy utworzyły w jej gardle lepką kulę i nie chciały spłynąć. Zamrugała parę razy, chcąc zwilżyć wysuszone oczy. Nic to nie dało, piekły dalej. Wydawało się, że nic już od niej nie zależy, że nic nie można zrobić, by życie nabrało barw. Była pusta w środku jak wydmuszka.

– Co ja mam dalej robić? – wydarło jej się z piersi rozpaczliwe pytanie.

Danka przerwała pranie obrusu.

– Co dalej? Chyba musisz po prostu żyć, godzina po godzinie, dzień po dniu.

– Nie potrafię. Czuję, że jeśli coś się nie wydarzy, to wyląduję w wariatkowie. Nie wiem, czy rozumiesz.

– Chyba tak. – Danka niepewnie kiwnęła głową.

Rozumiała, a przynajmniej tak jej się wydawało. Z bólem serca i wilgotnymi oczami popatrzyła na unikającą jej wzroku, znów pogrążoną w myślach przyjaciółkę. Odstawiła na bok plastikową miednicę.

– To co, nastawię wodę na kawę? – Nieudolnie próbowała poprawić nastrój.

Alicja machinalnie przytaknęła. Stała oparta o blat, nieruchomo, ciągle trzymając w dłoni listy, jakby o nich zapomniała. Jej przyjaciółka, chcąc zmienić temat, wskazała na koperty.

– Może je otworzysz?

Twarz Alicji z bladej stała się sina.

– Przyznam, że trochę się boję. – Z wahaniem podeszła do stołu i położyła na nim stertę kopert. – Już nie jestem w stanie znieść niczego więcej.

– A cóż tam mogą być za tajemnice?

– Właśnie nie wiem i tego się boję. – Alicja usiadła przy stole, po czym zaraz wstała, najwyraźniej nie mogąc sobie znaleźć miejsca. – Wiesz co, zaniosę jeszcze Kasi kawałek sernika – powiedziała i wyciągnęła z szafki talerzyki. Dwa położyła na stole, na jeden nałożyła spory kawałek ciasta. – Zobaczę przy okazji, co ona tam robi, bo nam chyba dłużej zejdzie.

Danka kiwnęła głową i powoli zaczęła mieszać zalaną przed chwilą kawę, nakładając sobie kawałek sernika kuszącego waniliowym zapachem, delikatną konsystencją i białą pianką na wierzchu. Przez kremowy ser przebijały pomarańczowe półksiężyce brzoskwiń z puszki. Jej popisowe ciasto.

Po chwili Alicja była z powrotem.

– Usnęła przed telewizorem, może to i dobrze. Więc zobaczmy, co w tych listach. Sprawdź po dacie, który pierwszy.

Danka po krótkich poszukiwaniach podała jej właściwą kopertę, po czym taktownie zajęła się kolejnym kawałkiem sernika, wydłubując najpierw kawałki owoców.

Alicja zagłębiła się w czytaniu.

Trwało to dłuższą chwilę. Danka skończyła jeść drugi kawałek, stwierdziła, że na trzeci nie zezwala jej rozsądek, dopiła więc stygnącą kawę. Z obawą patrzyła na Alicję.

Ta siedziała nieruchomo, sztywno wyprostowana i, o ile było to jeszcze możliwe, coraz bledsza. Czasami jej ciałem wstrząsał ni to głęboki, urwany oddech, ni to pojedynczy szloch bez jednej łzy.

Danka bała się odezwać i przerwać przedłużające się ciężkie milczenie. Po chwili Alicja spojrzała na nią takim wzrokiem, że nie trzeba było dużej przenikliwości, by zrozumieć, że znów coś się stało.

– Kto to pisze? – Danka nie opanowała ciekawości.

– Chłopak mamy, miał na imię Sylwek. – Alicja wpatrywała się w jeden punkt, nieruchoma jak posąg. – Wygląda na to, że wyemigrował z całą rodziną. Ciekawe, czy to ten ze zdjęcia?

– To może rzeczywiście jest twój ojciec? – Pragmatyzm Danki doszedł do głosu nawet w takiej chwili.

– Chyba nie, nic o tym nie pisze.

– Pokaż. – Bezceremonialnie wyjęła list z dłoni Alicji. Przebiegła go szybko oczami. – O, jak tu ładnie pisze, słuchaj.

„Francja to naprawdę piękny kraj, a Paryż to piękne miasto. Tu czuję prawdziwą wolność. Ale bez ciebie nic nie wydaje się piękne, a co mi po wolności, skoro dalej jestem twoim niewolnikiem. Tęsknię, aż brakuje mi tchu. Marzę o chwili, kiedy przyjedziesz, mój najdroższy Kapturku, i Paryż stanie się wtedy naprawdę piękny”.

– Kapturku? Ciekawe, dlaczego tak do niej mówił. – Alicja poczuła się niezręcznie, jakby wchodziła w intymne życie zmarłej.

– Tego już pewnie się nie dowiesz, ale romantycznie, co? – Danka westchnęła z rozmarzeniem. – Ciekawe, czy była u niego? Ale jakby pojechała, to w tamtych czasach raczej by nie wróciła. – Pociągnęła w zamyśleniu jeden ze swoich kręconych loczków. – O dziecku rzeczywiście nic nie ma, a skądś musiałaś się wziąć na tym świecie. – Oprócz praktyczności cechował ją też czasami zupełny brak delikatności.

– Pewnie tak. – O dziwo, Alicji to stwierdzenie nie poruszyło, naprawdę musiała być mocno znieczulona winem. – Ale żyję już bez tej wiedzy trzydzieści sześć lat i okazuje się, że nie jest taka niezbędna.

– Każdemu potrzebna jest wiedza o jego korzeniach. – Kolejną cechą Danki była nieustępliwość. – Czytaj te listy dalej, może czegoś się dowiesz. Poza tym, z którego roku jest ten list? Z sześćdziesiątego dziewiątego przecież.

– I co z tego? – Alicja myślała dziś wolno, do tego matematyka nigdy nie była jej mocną stroną.

– A ty z którego jesteś?

– Z siedemdziesiątego.

– No właśnie! – Danka wykrzyknęła triumfalnie. – Tak samo jak ja. Więc rzeczywiście on jako ojciec raczej nie pasuje w tej układance, zwłaszcza że emigrował. Ktoś musiał być potem. Może się dowiesz, jak jeszcze pogrzebiesz w tej szufladzie.

– Nie chcę już wiedzieć nic więcej. – Głos Alicji był coraz cichszy. – Oni się chyba bardzo kochali – szepnęła jakby do siebie. Wyczuwała, że to było coś więcej niż zwykły list chłopaka do dziewczyny. – On wyjechał za granicę i straciła go, została sama.

– Jak to sama? Musiała mieć potem kogoś, no i miała ciebie.

Alicja jakby nie słyszała.

Wstała i jak automat podeszła do okna, wpatrując się w granatową ciemność. W jej pamięci pojawiały jej różne wspomnienia, wszystkie trudne i bolesne.

Odwróciła się.

– Przepraszam, ale chyba musisz już iść, nie gniewaj się. – Podeszła do stołu i machinalnie zaczęła sprzątać talerzyki i filiżanki, jakby zamknęła się w należącym już tylko do niej świecie. Nie patrzyła na Dankę. – Zadzwonię jutro z rana. Umówimy się na lody z naszymi dziewczynami i może potem skończymy porządki.

Danka skinęła głową.

Po wyjściu gościa Alicja przez dłuższą chwilę stała nieruchomo, jakby szukając pomysłu, co teraz ze sobą zrobić, po czym usiadła przy stole, złożyła głowę na rękach i w końcu wybuchnęła głośnym, spazmatycznym płaczem. Ostatni raz tak płakała – parę dni – zaraz po pogrzebie Wiktora, aż serce w niej stwardniało, a łzy wyschły, pozostawiając głębokie bruzdy w wymizerowanej twarzy. Teraz nie wiedziała, skąd taka fontanna. Łzy płynęły i płynęły, bez końca. Miała poczucie, że teraz płacze również w imieniu matki, z tęsknoty za jej utraconą młodzieńczą miłością. I z powodu braku odpowiedzi na pytanie, które odcisnęło się w jej duszy niczym w podatnej glinie – skąd się wzięła na tym świecie? Może Danka ma rację, może korzenie są ważne? W końcu powoli się uspokoiła. Miała wrażenie, że przepłakała pół nocy i łzy naprawdę się już skończyły.

Podniosła się z krzesła. Wytarła twarz lnianą kuchenną ściereczką, która od razu stała się wilgotna. Przeszła do salonu, gdzie na kanapie spokojnie spała jej najdroższa Kasia, podłożywszy sobie pod policzek dwie złożone dłonie zamiast poduszki.

Alicja chwilę stała nad śpiącym dzieckiem, myśląc ze współczuciem o trzech kobietach – jej matka straciła swą wielką miłość, ona ukochanego męża i ojca, jej córka – ojca i niepoznanego nigdy dziadka.

Przykryła śpiącą dziewczynkę kocem, który zdjęła z fotela obok, delikatnie wsunęła jej pod głowę poduszkę porzuconą gdzieś w nogach i sama poszła do sypialni. Mimo nadmiaru emocji zmęczona trudami dnia i wycieńczona długim płaczem błyskawicznie usnęła.3

Nigdy nie lubiła tej łazienki z ciasną kabiną prysznicową – niegdyś szczytem luksusu, i poobijaną muszlą toaletową wciśniętą w ciasny kąt między pralką a ścianą wyłożoną mdłymi kafelkami. Cud, że zmieściła się tu jeszcze niewielka umywalka z wiszącym nad nią malutkim lustrem z brzydkimi zaciekami.

Jeszcze z czasów młodości pamiętała, że zawsze było jej tu ciasno, ale w końcu się z tym pogodziła, bo nie było innego wyjścia. Potem kupili z Wiktorem mieszkanie w bloku i wyprowadziła się, ale tam łazienka też była niewiele większa, bo budowało się wtedy oszczędnie i szanowało metraż, który lepiej było wykorzystać, robiąc obszerniejsze pokoje. A gdy po śmierci Wiktora wróciła

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: