Siedlisko gorących serc - ebook
Siedlisko gorących serc - ebook
Anna, Kasia i Eliza goszczą w „Iskierce”, stojącej na pełnym słońca i otulonym ciszą wzgórzu. Ono jest źródłem siły i energii kobiet do pokonywania stających przed nimi wyzwań. Dobro oraz optymizm całej trójki są zaraźliwe; przyciągają licznych, poznanych na Kaszubach przyjaciół, więc „Iskierka” tętni życiem jak nigdy dotąd. Tuż obok trwa budowa siedliska, którego centralnym elementem będzie ich przyszły dom.
Anna wraz z Ryszardem, w którym kocha się z wzajemnością, zajmują się jego budową. Kasia podczas wesela z Maciejem oznajmia, że pod sercem nosi jego dziecko, zaś najmłodsza bohaterka, Eliza, rozpoczyna drugi rok studiów w Gdyni. Czas tam spędzony to dla niej również okres poważnych rozterek sercowych. Gdy pojawi się w Parchowie z dyplomem ukończenia uczelni wydarzy się coś, co ostatecznie wyjaśni tajemnicę pochodzenia Anny, ale także spowoduje, że serce Elizy zdecyduje się wreszcie, dla kogo ma bić mocniej.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-043-2 |
Rozmiar pliku: | 928 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
N ie dajcie się nabrać na jego sztuczki – powiedziała Kasia, rozejrzała się wokół, a potem zerknęła na Maćka. – To niezły aktor, ciągle gra! – roześmiała się; rozległy się oklaski uznania.
Maciej, wbity w oparcie jednego z udekorowanych dla pary młodej krzeseł, miał rozszerzone do granic możliwości źrenice. Zdjął zaparowane okulary. Przetarł je. Rozbawiona Kaśka przyglądała mu się przez szparki w oczach. Biesiadnicy z wolna zaczynali zajmować się sobą.
– Kasiu, ale… to przecież… – usiłował wydukać.
Kasia przykryła jego usta pocałunkiem. Zrezygnowany Maciej rozłożył ramiona. Biesiada weselna trwała, Kasia dowcipkowała, ktoś od czasu do czasu do nich podszedł, zagadał, lecz Maciej tylko z rzadka odpowiadał lub blado się uśmiechał. Po weselnym przyjęciu, kiedy byli już u siebie w pokoju, próbował wrócić do tematu, ale zaczął tak niezdarnie, że Kasia biorąc to za jego poczucie humoru, zbyła go, machając ręką i zmęczona prawie natychmiast zasnęła.
Rano Maciej także nie był w sosie. Ciężko oddychał, chodził z kąta w kąt, wreszcie usiadł na foteliku naprzeciw leżącej jeszcze w łóżku i przeciągającej się Kasi.
– Sama wiesz, że nie mogę mieć dzieci. Opowiadałem ci o tym, więc jak możesz być ze mną w ciąży… –
rzucił wreszcie ponurym głosem ni to pytanie, ni to stwierdzenie.
Kasia natychmiast oprzytomniała i poderwała się na łóżku.
– Czy ty to mówisz poważnie? – spytała, cedząc słowa.
– Jak najpoważniej – skinął głową.
– Maćku, ale w moim życiu jesteś tylko… ty…
– Więc logicznie patrząc, nie powinnaś być w ciąży – powiedział cicho, ale dobitnie.
Kaśka wpatrywała się w niego z przerażeniem w oczach. Jak on może w ogóle takie rzeczy mówić? On naprawdę uwierzył, że nie może mieć dzieci. A przecież kobieta zawsze wie, czyje nosi dziecko.
– Maćku, kobieta zawsze wie, czyje nosi dziecko!
– powtórzyła głośno ostatnią swoją myśl, próbując się uśmiechnąć.
– Ale jak to możliwe, skoro ja nie mogę mieć dzieci…
– Z tego, co opowiadałeś, nigdy nie zrobiłeś żadnych badań. – Przełknęła nerwowo ślinę.
– Ale mam wadę… – wskazał palcem na podbrzusze – …która uniemożliwia mi zostanie ojcem.
– Boże! Powiedziano ci tylko, jak mi zrelacjonowałeś, że w przyszłości możesz mieć problemy, czy tak?
– Ale to na jedno wychodzi – upierał się.
– Przecież jesteś naukowcem, na Boga, i logika nie jest ci obca! – rozgniewała się, nie wytrzymując ciśnienia.
Zacisnął usta i pięści. Tego jeszcze u niego nie widziała. Zachowywał się i mówił jak mały obrażony chłopiec, który nie ma wiedzy i nie znajduje argumentów, a nie jak naukowiec.
– Maćku, powinieneś pójść na spacer i przemyśleć, jakie głupoty mi tu opowiadasz. Gdybym była młódką, pewnie bym się załamała. – Pokręciła głową. – Ale w moim wieku kobieta zastanawia się nad czym innym. Gdzie ja głupia oczy miałam, by nie dostrzec, że mój mężczyzna jest dzieciakiem? Rób, co chcesz, ale w ciąży jestem z tobą i dziecko ci urodzę – powiedziała twardo.
Maciej złapał się oburącz za głowę.
– Chyba nie uważasz, że będę ojcem nie swojego dziecka? – rzucił szorstko.
– Coś ty powiedział? – Kaśka przymknęła oczy.
– Wynoś się stąd! Ale już!
Maciej popatrzył na nią nienawistnie i z zaciętą miną wyszedł z pokoju.
– No nie! Przecież to jest patentowany głupek! Meteorologia, chmury, moczarki… srarki! – wrzasnęła.
– Ty… ty… gnojku! Gdzie mój telefon?!
Rozglądała się po pokoju.
Gdy po kilku sygnałach w telefonie odezwało się niewyraźne:
– Halo…
Rzuciła w eter:
– Marysia…?
– A kto ma być? – usłyszała znajomy, choć mocno zaspany głos przyjaciółki.
– Idziemy na spacer! – wrzasnęła Kaśka.
– To dlatego mnie budzisz? Bardzo zabawne. Pa.
– Maryśka! Obudź się. Idziemy na spacer! Za dziesięć minut bądź koło tartaku.
– Ty co, mówisz poważnie? – Marysia ziewnęła.
– A co, masz mnie za taką, co sobie żartuje?
– No, kilka razy wycięłaś mi niezły numer.
– Ale z kim jestem w ciąży, to chyba wiem, co?! Pamiętaj, za dziesięć minut spotykamy się koło tartaku!
– Ale…
Kaśka rzuciła telefonem w poduszkę. Umyła zęby, opłukała twarz, szybko ubrała się i zbiegła w dół.
– A dokąd to panna młoda tak wcześnie? – dobiegło ją z kuchni pytanie Felci; Kaśka przyhamowała.
– Maciej też gdzieś przed chwilą wyszedł – dodała matka, siedząca obok Felci przy stole; Kaśka spojrzała na obie.
– Tak to jest… – zaczęła i machnęła ręką; ruszyła dalej.
Przy tartaku, przebierając nogami z emocji, czekała już Marysia.
– Co się, Kacha, stało?
– Wyobraź sobie, że ten smarkul uważa, że to nie jego dziecko! – wrzasnęła.
– No co ty… – Marysia potrząsnęła końskim ogonem; jej oczy zrobiły się wielkie jak talerze.
– Przecież kobieta wie, z kim jest w ciąży, tak?
– No jasne, ale…
– On sobie wmówił, że to, co kiedyś usłyszał od lekarza, że może mieć w przyszłości pewne problemy, jest niepodważalne.
– Naprawdę…?
– Tak, naprawdę…
– Masz babo placek.
– Ano mam! – Kaśka tupnęła.
– A wiesz… – Marysia złapała ją pod pachę. – Wczoraj, kiedy krzyknęłaś o ciąży, wydawało mi się, że on był autentycznie zaskoczony…
– No mógł, bo nic mu wcześniej nie mówiłam. Chciałam zrobić niespodziankę! Potem myślałam, że się bawi…
– To w takim razie był niemądry pomysł… – Marysia pokręciła głową.
– Więc według ciebie, on jest takim człowiekiem, że każdorazowo powinnam się zastanawiać, czy coś, co chcę powiedzieć, jest odpowiednie na jego intelekt…?
– Teraz się wyzłośliwiasz. To nie jest przecież pierwszy lepszy głupek…
Kaśkę nie wiedzieć czemu słowa te rozśmieszyły.
– Ty się jeszcze śmiejesz? Kacha, z wami obojgiem jest coś nie teges – zachichotała Marysia.
– Słuchaj. Jak on coś takiego mógł sobie w ogóle pomyśleć… i jeszcze powiedzieć to głośno! – Kaśka machnęła ręką. – Żonie, dopiero co poślubionej… i co ja mam zrobić?
– A próbowałaś z nim rozmawiać? – Marysia zajrzała Kasi w twarz.
– No, nie wygłupiaj się. Przecież z nim rozmawiałam. To wcale nie jest śmieszne – Kaśka obruszyła się na przyjaciółkę.
– Wyście się pokłócili, a nie rozmawiali.
– Jak można rozmawiać, jeśli on się zaparł, że ma feler, bo kiedyś…
– To już mówiłaś, ale może trzeba inaczej…
– Inaczej, czyli jak? – Kasia zatrzymała się.
– Inaczej, czyli spokojnie. Wyjaśnić mu, że się myli, że jest tylko on, że nie mogłabyś…
– Marysiu! Zgłupiałaś? Ja mam się tłumaczyć? A może jeszcze przepraszać, że się… podłożyłam…!
– Kasia spojrzała w oczy przyjaciółki. – Posłuchaj, Marysiu, ja go kocham, ale takiej rozmowy z nim nie przeprowadzę. Dokładnie wiem, kiedy to się stało… – dokończyła cicho; w jej oczach pojawiły się łzy.
– Kiedy? – Marysia zajrzała jej w oczy. – Chodźmy… opowiedz, proszę.
– W domku na Mull of Kintyre…
– Tam?
– Tam właśnie.
– Jak cudownie – Marysia przewróciła oczami.
– Pokazał mi wschód słońca, a po powrocie poszliśmy… na nasz Mount Everest… – Teraz Kasia przewróciła oczami; otarła łzy. – Wszystko czułam. – Dotknęła ręką brzucha i uśmiechnęła się.
– No przecież…! To się czuje, jak się kocha.
Chwilę szły w milczeniu. Doszły do ściany lasu.
– Idziemy dalej? – Marysia zerknęła na Kasię.
– Idziemy aż do Bawernicy.
– Chyba zgłupiałaś, to będzie z dziesięć kilometrów.
– Przecież las bawernicki… to ten las.
– Ale ty jesteś! Bawernica jest na drogowskazie, co nie znaczy, że tak nazywa się las!
– No popatrz, a ja myślałam…
– Najpierw po ponad kilometrze jest Słupia, parking i droga do leśniczówki, potem po czterech kolejnych kilometrach jest Chałupa, taki niewielki przysiółek, potem za dwa kilometry Chośnica, a dopiero na końcu, po kolejnych trzech kilometrach, Bawernica.
– Ale mądrze gadasz… Razem wyszło mi rzeczywiście dziesięć. Skończyły mi się paluszki. – Uśmiechnięta Kasia pokazała palce, na których zliczała kilometry.
– A widzisz… On tak samo precyzyjnie myśli o twojej ciąży i swoim felerze – zachichotała Marysia.
– No, nie mów… – Kasia zmarszczyła czoło; ich wzrok się spotkał. – To co ja mam zrobić?
– Już powiedzieliście sobie za dużo i za głupio, bo ty chyba też coś palnęłaś, może nie?
– Szczerze? – Kasia spojrzała na Marysię; ta pokiwała głową. – Kazałam mu się wynosić…
– No, to grubo… – Marysia zamyśliła się. – Wczoraj, kiedy powiedziałaś o ciąży, a ja dojrzałam u niego coś więcej niż niedowierzanie, byłam pewna, że też widzisz to samo.
– Naprawdę byłam przekonana, że zagrał taką rolę…
– Potem to się jakoś rozmyło i machnęłam ręką, ale widzę, że miałam rację. To moja teoria pierwszego wrażenia, która u mnie prawie zawsze się sprawdza.
– Mądre to twoje psychologiczne podejście…
– Poradź się może jeszcze córki… – zachichotała Marysia.
– Teraz to już cię całkiem poniosło! – Kasia omiotła ją wzrokiem.
Chwilę szły w milczeniu. Stanęły na mostku, pod którym przepływała, lekko szemrząc, Słupia; oparły się o balustradę.
– Jak tutaj ślicznie i spokojnie. Ta rzeka płynie i płynie… Wiadomo dokąd, ale odkąd…?
– Chyba skąd? Nie wiem, gdzie ma źródło.
– Chciałam powiedzieć i ja coś mądrze, jak mój mąż naukowiec – Kasia mrugnęła. – Pytałam odkąd… ile tysięcy lat.
– Aha... dobre pytanie.
– Czas też płynie…
– Tylko nie pytaj mnie znowu odkąd? – Marysia potrząsnęła końskim ogonem i objęła przyjaciółkę.
– Jesteśmy tutaj rok i trzy miesiące. Niby niedługo, a spójrz, ile się zmieniło. Miałam długoletniego partnera, kochanka – Piotra, potem był Krzyś… – Kasia rozłożyła dłonie. – Teraz mam męża, który jest ojcem mojego dziecka, ale mówi, że to nie on, bo on ma feler – zaśmiała się ponuro.
– Cieszę, że już nie tupiesz i nie krzyczysz. Mam nadzieję, że dalej też nie będziesz się zamartwiać tą sprawą. – Marysia spojrzała jej w twarz.
– Mam dar dwutorowego myślenia… Chyba już ci to kiedyś mówiłam. Nie…? Kiedy tak sobie szłyśmy i rozmawiałyśmy o tym zdarzeniu, w tle obmyśliłam strategię, co z tym zrobię.
Teraz Kasia wsunęła rękę pod pachę Marysi; ruszyły w kierunku leśniczówki.
– Ciekawe to dwutorowe myślenie… Ale powiedz, co wymyśliłaś?
– Postanowiłam po prostu… przeczekać! – zawołała Kasia.
– Poważnie?
– Każda moja rozmowa z nim na ten temat będzie rodziła stres, a on kiedyś wreszcie sam wszystko zrozumie… chyba. – Kasia spojrzała poważnie na przyjaciółkę.
– Tak, to też jest sposób, tylko nie wiem…
– Znam siebie. Jeśli tak nie zrobię, będę się tylko zamartwiać. Jestem w czwartym miesiącu, zostało pięć, gdzieś w połowie lutego urodzę.
– Czy już wiesz, jaka płeć? – Marysia prawie podskoczyła. – Jakie miałaś smaki? Rzygałaś?
– Hi, hi, hi. Raz mnie tylko zemdliło, smaki mam takie… normalne. Wiesz, Marysiu, co? – Zacisnęła dłoń na jej przedramieniu. – Kiedy byłam z Elizką w ciąży, przeżywałam stres po śmierci Piotrusia…
Spojrzały po sobie.
– Nie chcę krzywdzić tej mojej kruszyny. – Położyła dłoń na brzuchu. – Śpij, dziecinko, idziemy w las – powiedziała z uśmiechem i mrugnęła do Marysi; ta z podziwu prychnęła.
– Jesteś wielka!
– A ty wiesz, jaka będę niebawem?
Kasia wydęła policzki i wykonała ruch dłonią pokazujący spodziewany rozmiar brzucha.
Zaśmiały się obie do rozpuku. Potem jakiś czas szły w milczeniu.
– A ja miałam męża, ale wybrał wolność… – rzekła w zamyśleniu Marysia. – Jest teraz tam, na niebieskich łąkach…
Wskazała na niebo prześwitujące pomiędzy sosnami.
– Och, Klausik… Ale nowy model też jest ze znakomitej półki. – Kasia przytuliła Marysię; ta zmierzyła ją karcącym wzrokiem. – No, nie glap się tak. Przecież ty zawsze dajesz dobro, więc mimo tragedii ono samo do ciebie przyszło.
– Dobrze, że to powiedziałaś… Nie zapomnę Klausa nigdy, ale Adaś bardzo kocha moje dzieci, ma z nimi cudowny kontakt, chociaż wiesz… – Marysia spojrzała na Kasię.
– Tak. To Anioł… i prawie też się w nim zakochałam – mrugnęła.
– Twoje niedoczekanie! – pisnęła Marysia i potrząsnęła końskim ogonem. – Mój ci on jest!
Objęły się.
– Mama też się czuje tutaj znakomicie, zakochała się – rozważała Kaśka. – W życiu bym nie pomyślała. Fajny ten jej Lew, znaczy Ryszard.
– Doskonały model, taki przedwojenny – Marysia uśmiechnęła się.
– Elizka dostała się na studia, na które chciała. A tak z nią walczyłam… i po co? I jeszcze poznała Igora, i może się kochają…
– I może coś z tego będzie… – mrugnęła Marysia.
– To, co Anna opowiadała o Jutce i swoich studiach, twój przypadek, a potem Elizy, a szczególnie ten Elizy… – Marysia potrząsnęła głową – …powoduje, że sporo myślę już o studiach Miłosza, a potem Joasi. To będzie ich decyzja, od początku do końca. Ja co najwyżej porozmawiam z nimi, kiedy powiedzą, na co się zdecydowali.
– A jeśli wykombinują coś nie tak?!
– Co ty nie powiesz! A Anna co wykombinowała, a ty… już nie mówiąc o Elizce?!
Zaperzona Marysia zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem.
– Jak ja cię kocham! – Ta objęła ją z całych sił. – Dobrze, że myśmy na siebie trafiły… wreszcie.
– Mnie też jest dzięki tobie łatwiej, Kasiu, też cię kocham, bo ty sprowadziłaś tutaj mojego Anioła Adasia.
– Nie zazdroszczę ci, bo mam swojego profesorka, choć on życiowo jest taki… taki… – Kasia poruszyła ramionami i wskazała na małą choinkę; zachichotały obie.
– Wszystko się ułoży.
– No jasne, że tak. Spójrz, jaka cierpliwa i wyrozumiała była i jest Felcia. Tyle lat czekała na Jana… Pięćdziesiąt lat minęło od momentu, kiedy się w nim zakochała, i on wrócił.
– On by nie wrócił… chyba nigdy… gdyby nie wy.
– Marysia potrząsnęła głową. – Wzgórze ma w sobie coś, to prawda, ale to wy jesteście katalizatorem, który uruchomił drzemiącą w nim energię, spowodował zmiany. Szukałam tego słowa jakiś czas temu i podpowiedział mi Adaś. On tak samo uważa. Troszeczkę się ze mnie śmiał, gdy mu wyjaśniłam, do opisu jakiej sytuacji brakuje mi słowa, ale potem zamilkł i tak patrzył na mnie, patrzył… wiesz, jak on potrafi.
– Wiem, przeszywa cię wzrokiem, tymi otwartymi szeroko oczami i nie masz ochoty skłamać, tylko robi się ciepło pod sercem.
– A ty skąd to wiesz? – Marysia złapała Kasię za ramiona i śmiejącymi się oczami wpatrywała w nią.
– Szczerze?
– No jasne!
– Bo jak się poznaliśmy, to też tak na mnie popatrzył…
– Kacha…
– Chciałaś wiedzieć?
– No, to mów… – Marysia cofnęła się o pół kroku i złapała pod boki.
– Madzia wyszeptała mi tym swoim aksamitem do ucha historię jego żony Kasi, kiedy on rozmawiał na środku Erina z Konradem. Gdy wrócił, z wrażenia nie mogłam z niego spuścić wzroku. Patrzyłam na niego, a on na mnie. Nawet jak o czymś innym była rozmowa, to ciągle przeszywał mnie wzrokiem. A potem, po jednym z tańców, wyszliśmy zaczerpnąć powietrza i on mnie uniósł w górę i… całowaliśmy się.
– Ach, ty zołzo! Uwodziłaś mi mojego Adasia!
– Ja tylko sprawdzałam, czy się tobie nada!
– Przecież się nie znałyśmy?
– Aż tak to nie, ale piłyśmy przecież brendy w czasie burzy, a to… zobowiązuje!
Kasia zrobiła minę, po której Marysia zaczęła biegać w kółko i podskakiwać.
– Ty mój kochany… testerze pocałunków!
Skoczyła z rozpędu na Kasię.
– Uważaj, dzikusko. Trochę szacunku dla kobiety w ciąży… – obie się rozchichotały.
– Jakby ktoś nas podsłuchał, pomyślałby, że idiotki – sapnęła wreszcie Marysia.
– Lubię sobie trochę poidiocieć.
Kaśka poruszyła kilkukrotnie ramionami i biodrami.
Spoważniały po chwili.
– Więc co zrobisz z tym swoim nauczycielem z przedmieścia? – Marysia mrugnęła.
– Tak jak ci mówiłam, wezmę go na czas. Teraz mam go sporo, a on już nic głupszego nie jest w stanie wykombinować. Mam jeszcze jeden ruch, ale o nim przy innej okazji.
– Teraz, proszę… – Marysia złożyła ręce i przewróciła oczami.
– Nie ma mowy, jestem głodna i maleństwo też…
Położyła rękę na brzuchu.
*
– To wy byłyście razem?
Anna miała zasępioną minę; Felcia też spoglądała niepewnym wzrokiem na wchodzące do kuchni Kaśkę i Marysię.
– Biegałyśmy po rosie, po cudownym wrzosie! – zachichotała Marysia.
– Maciej wyjechał… Nie chciał nic mówić! – powiedziała Anna, ze smutkiem spoglądając na córkę.
Kaśka rozłożyła ramiona i bystrym wzrokiem popatrzyła kolejno na wszystkie kobiety.
– A gdybyś ty miała przygotować się na konferencję zaraz po ślubie i na pojutrze napisać dwa referaty, to byś się cieszyła? – Kaśka zatrzymała wzrok na matce.
Oczy Marysi zrobiły się jak wielkie wojskowe wazy.
– To ty wiedziałaś? Przecież nic nam rano nie mówiłaś? – spytała Anna.
– A co miałam mówić? Jak się dowiedziałam, to w ramach odtrutki poszłyśmy sobie z Marysią pobiegać we trójkę po rosie, po cudownym wrzosie…
Spojrzała na Marysię i uśmiechnęły się do siebie.
– A kto jeszcze był z wami?
Felcia wygięła się w kierunku drzwi do sieni; Anna też skierowała tam swój wzrok.
– No jak to kto? Marysia, ja i to… małe.
Kasia pogładziła się po brzuchu z uśmiechem.
– I nie jesteś zła na Macieja? – Felcia z wrażenia aż usiadła.
– On…
– …wróci jeszcze mądrzejszy – Marysia, śmiejąc się, przerwała Kaśce.
– No widzicie! A teraz, Marysiu, szamamy, bo jest co! – Kaśka spojrzała na stół.
– Jak ty się wyrażasz! – załamała ręce Anna, ale w jej oczach pojawiły się błyski dobrego humoru.
– Moja mądra, kochana synowa. – Felcia podeszła do Kasi i wyściskała ją. – Tak się tutaj martwiłyśmy z Anią, że coś się stało.
– No jasne, że się stało! – pisnęła Marysia i przybrała poważny wyraz twarzy.
Felcia z wrażenia osunęła się na krzesło i spojrzała na Annę; obie spoważniały. Wpatrywały się w Marysię.
– Czy wy tak w środku nocy musicie wrzeszczeć?
– doszedł je od progu zaspany głos Elizy; przeciągała się.
– Ale co się stało, córcia? – odważyła się po chwili spytać Felcia, nie spuszczając wciąż wzroku z Marysi.
– Nie wiem, o czym rozmawiacie, ale Kasiula jest w ciąży i to jest hit! A już sobie myślałam, że to ja będę pierwsza!
Eliza ubiegła Marysię, chichocząc; złapała palcami kawałek pasztetu z półmiska.
– Ja ci dam, dziewucho! – krzyknęła Kaśka, grożąc jej.
– A poza tym nie bierze się pasztetu z półmiska palcami! – zawołała Marysia i także złapała w palce kawałek pasztetu; Kaśka uczyniła podobnie.
– No, to szamamy! – zabormotała pełną buzią Eliza.
Anna i Felcia przeżegnały się, ale ich oczy już się śmiały.
*
W sobotę około południa do „Iskierki” przyjechał niezapowiedziany Igor. Eliza dojrzała go z werandy i wyszła na spotkanie do bramy.
– Lubisz ekstremalne przeżycia? – rzucił po przywitalnym pocałunku.
– Chyba raczej nie… – Pokręciła głową.
– Ale choć takie tyci, tyci? – Pokazał na palcach.
– Jeśli są takie, jak pokazujesz, to może… – uśmiechnęła się.
– Spójrz, jak pięknie się zrobiło i chociaż jutro już piętnasty września, warto by sprawdzić, jaka jest woda w Mauszu. Co ty na to?
– Na coś takiego mogę się skusić – mrugnęła. – I to z przyjemnością!
Za pół godziny leżeli na kocu, w ciepłym słoneczku, na mauszowskim cyplu. Rozmawiali o mijającym lecie i o tym, co może się jeszcze wydarzyć w najbliższym czasie.
– Spójrz, jak się fajnie porobiło. Mama wzięła ślub z Maciejem i dziecko na horyzoncie, Marysia podniosła się z Klausowej traumy i teraz zaczyna rozkwitać przy Adamie.
– Nam do siebie też coraz bliżej… – Igor uśmiechnięty od ucha do ucha przysunął się do Elizy; ich ciała dotknęły się.
Eliza wyciągnęła rękę i pogładziła go po torsie.
– Zostały tylko ostatnie motyle, trochę owadów, kaczki, kilka łabędzi i my… Wszyscy pozostali wyjechali.
Igor rozejrzał się wokół i nachylił do ust Elizy; całowali się długo i namiętnie.
– Może sprawdzimy, jaka jest woda? Strasznie się ciepło zrobiło… – Eliza powachlowała się dłońmi.
– Zaraz pójdę zobaczyć, tylko jeszcze jeden całus.
Kiedy ruszył w kierunku wody, Eliza wsparła się na łokciu; lubiła przypatrywać się jego wysportowanej sylwetce. Dotarłszy do wody, ledwie włożył do niej stopę, natychmiast ją stamtąd wyciągnął.
– Jakiś prąd podłączyli czy co? – rzucił w jej kierunku. – Zimna, że aż parzy!
– Nie przesadzaj! – Eliza poderwała się.
Igor chodził po wodzie jak czapla. Eliza była pewna, że sobie z niej żartuje. Kiedy jednak sama weszła do wody, z wrażenia zabrakło jej tchu.
– Ona… jest… lodo…wata! – wykrzyczała na raty.
– Tak to jest, kiedy się nie wierzy autorytetom. Kąpiemy się? – Spojrzał na nią ze śmiechem.
– Bo ja wiem – odpowiedziała niepewnie.
– Przyjechaliśmy i się nie wykąpiemy? – Zrobił minę. – Stopy już się powoli przyzwyczajają. Teraz czas na kolana – roześmiał się. – O rany! – wrzasnął, zanurzywszy się nieco głębiej.
– Wiesz co? Albo się kąpię, albo nie! – zachichotała i rzuciła się plecami na wodę. – O kurczę pieczone! – wrzasnęła po chwili, stając i otrząsając się z wody.
– Wytrzymałaś? – Spojrzał na nią z podziwem. – Jeśli ty dałaś radę, to ja też wytrzymam.
Igor odbił się od dna; jego wyprężone ciało zatoczyło łuk i z pluskiem zniknęło pod wodą. Wypłynął kilkanaście metrów od brzegu.
– Najgorszy jest pierwszy moment! – zawołał, otrząsając wodę z włosów. – Kilka zimnych nocy i popatrz, co się z wodą porobiło!
Popływali chwilę, a kiedy wyszli na brzeg, pobawili się w szybkiego berka.
– Proponuję zdjąć te mokre fatałaszki… – rzucił Igor.
– Ty też zdejmiesz? – spytała Eliza.
– W zasadzie… czemu nie? – uśmiechnął się. – Na wszelki przypadek wziąłem suche.
– Ja też.
Poskakali, zasłaniając się ręcznikami w trakcie przebierania, a po chwili opadli na koc.
– Słoneczko, grzej szybko! Ta woda naprawdę była zimna! – Eliza rozmasowywała uda.
Igor popchnął ją delikatnie. Opadła na plecy.
– Ja cię rozmasuję.
Przesuwał dłonie po jej udach w kierunku kolan i z powrotem; Eliza przyglądała mu się zza delikatnie przymkniętych oczu.
– Fachowo to robisz – pochwaliła, przyciągając go bliżej.
Przywarli do siebie. Tak jak przed kąpielą, całowali się długo i namiętnie.
– Już mi się znowu ciepło zrobiło – uśmiechnęła się Eliza i powachlowała dłońmi.
– To może znowu do wody?
– O nie, nie, nie! Przyjedziesz za dwa tygodnie na imprezę kończącą sezon?
Odwróciła się na bok i wsparła na łokciu, delikatnie smyrając go po torsie.
– Raczej tak – odparł i przyciągnął ją do siebie; położyła głowę na jego piersi.
– To super. Dobrze mi z tobą, Igorio, a teraz jeszcze tak cieplutko – ziewnęła.
– Chcesz spać? – spytał cicho.
– A mogę chwilkę?
– Możesz – powiedział, głaszcząc ją delikatnie po ramionach i plecach.