Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Siostra Słońca. Siedem sióstr - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
17 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Siostra Słońca. Siedem sióstr - ebook

Nowe wydanie bestsellerowej sagi „Siedem sióstr”!

Wyjątkowa opowieść – po części saga rodzinna, po części baśń – która zręcznie wciąga nas w zawikłaną historię pochodzenia siedmiu sióstr.

Mogłoby się wydawać, że Elektra D'Aplièse ma wszystko, o czym można zamarzyć. Jest olśniewająco piękną top modelką. Jest sławna na całym świecie. I bajecznie bogata…

Wszystko to jednak tylko pozory, w rzeczywistości Elektra stoi na skraju załamania. Niespodziewana śmierć adopcyjnego ojca, Pa Salta, jeszcze pogarsza jej stan. By poradzić sobie ze stratą, Elektra sięga po alkohol i narkotyki. I właśnie wtedy dostaje list od nieznajomej, która twierdzi, że jest jej… babką.

W 1939 roku Cecily Huntley-Washington przybyła z Nowego Jorku do Kenii, by leczyć złamane serce. Przebywając w towarzystwie swojej babci – członkini osławionej kompanii z Wesołej Doliny – nad brzegami jeziora Naivasha, Cecily poznała Billa Forsytha, zatwardziałego kawalera i hodowcę bydła, utrzymującego bliskie relacje z dumnym plemieniem Masajów. W obliczu nadchodzącej katastrofy, gdy wiadomo, że wojna jest już nieunikniona, Cecily decyduje się przyjąć oświadczyny Billa. Przenosi się do doliny Wanjohi, a gdy Bill wyjeżdża, zostaje całkiem sama. Do czasu, gdy w lesie nieopodal farmy znajduje… porzucone niemowlę.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-6775-802-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NASTROJOWA, PEŁNA MAGII SAGA RODZINNA

Sześć sióstr. Choć urodziły się na różnych kontynentach, wychowały się w bajecznej posiadłości Atlantis na prywatnym półwyspie Jeziora Genewskiego. Adopcyjny ojciec, nazywany przez nie Pa Saltem, nadał im imiona mitycznych Plejad.

Każda ułożyła sobie życie po swojemu i rzadko mają okazję spotkać się wszystkie razem. Do domu ściąga je niespodziewana śmierć ojca, który zostawił każdej list i wskazówki mogące im pomóc w odkryciu własnych korzeni. I w znalezieniu odpowiedzi na pytanie, co się stało z siódmą siostrą.

ELEKTRA

Elektra ma wszystko: jest słynną modelką, piękną i bogatą. A jednak traci kontrolę nad swoim życiem, zwłaszcza po śmierci Pa Salta, i sięga po alkohol i narkotyki. Kiedy stoi już na skraju załamania, otrzymuje list od kobiety, która twierdzi, że jest jej… babką.

Rok 1939. Cecily Huntley-Morgan opuszcza Nowy Jork i jedzie do Kenii, by leczyć złamane serce. Mieszka w pięknej posiadłości nad brzegami jeziora Naivasha, należącej do jej matki chrzestnej, Kiki, która wprowadza dziewczynę do osławionego dekadenckiego towarzystwa z Wesołej Doliny. Ale to pewien farmer utrzymujący bliskie kontakty z Masajami sprawia, że Cecily pozostaje w Afryce.

Urodzona kilkadziesiąt lat później Elektra, broniąc się przed poznaniem losów przodków, niemal straciła szansę na szczęśliwe zakończenie. Bo czasem, aby iść naprzód, najpierw trzeba się zagłębić w labirynt przeszłości.LUCINDA RILEY
(1965–2021)

Urodziła się w Irlandii. We wczesnej młodości próbowała swoich sił jako aktorka, grała zarówno na deskach teatru, jak i w filmach, pracowała też w telewizji. Pierwszą powieść napisała w wieku 24 lat. Akcję swoich książek osadzała w różnych zakątkach świata. Być może to jeden z powodów, dla których powieści Riley zyskały niezwykłą popularność na całym świecie, zostały przetłumaczone na 37 języków, a liczba sprzedanych egzemplarzy przekroczyła 40 milionów. Szczególny sukces odniosły części cyklu Siedem Sióstr (sprzedane w nakładzie 25 milionów egzemplarzy), który prawdopodobnie wkrótce zostanie zekranizowany.

Powieści Riley były wielokrotnie nominowane do międzynarodowych nagród, m.in. niemieckiej Lovely Books, włoskiej Premio Bancarella czy brytyjskiej Romantic Novel of the Year Award. W 2020 r. Lucinda Riley zdobyła nagrodę Dutch Platinum przyznawaną tytułom, które sprzedały się w Holandii w ponad 300 tysiącach egzemplarzy. Wcześniej otrzymała ją autorka _Harry’ego Pottera_, J.K. Rowling.

Lucinda Riley we współpracy z synem, Harrym Whittakerem, napisała serię książek dla najmłodszych czytelników.

Dom rodzinny Riley, gdzie wychowała czwórkę dzieci, znajduje się w Norfolk, w Anglii, ale w 2015 r. autorka spełniła swoje marzenia i kupiła wiejską posiadłość w irlandzkim hrabstwie Cork, które zawsze uważała za swoje miejsce na ziemi. Jej ostatnich 5 książek powstało właśnie tam.

W 2017 r. u pisarki zdiagnozowano nowotwór. Przez lata walczyła z chorobą. Zmarła w otoczeniu rodziny 11 czerwca 2021 r.

LUCINDARILEY.COM3

– Elektro, jesteśmy na przystani – usłyszałam łagodny szept.

Oprzytomniałam, zamrugałam w jasnym świetle i zdałam sobie sprawę, że to blask słońca odbijającego się od lustra wód Jeziora Genewskiego.

– Przespałam dobre cztery godziny – powiedziałam zaskoczona, wysiadając z auta. – Mówiłam, że z tobą czuję się bezpiecznie. – Uśmiechnęłam się do niego, kiedy otwierał bagażnik. – Potrzebuję tylko torby, resztę możesz zostawić do jutra.

Zamknął samochód i poszedł przodem do miejsca, gdzie była zacumowana szybka łódź motorowa. Podał mi rękę, żebym wsiadła, po czym zajął się przygotowaniami, by ruszyć, a ja umościłam się wygodnie na miękkiej skórzanej kanapie blisko steru. Myślałam o tym, z jaką radością zawsze wracałam do Atlantis. Ale wyjeżdżając stąd, zwykle czułam ulgę.

Może tym razem będzie inaczej, powiedziałam i westchnęłam, bo ta wieczna nadzieja jakoś nigdy się nie spełniała.

Christian odpalił silnik i popłynęliśmy do domu mojego dzieciństwa. Jak na koniec marca było ciepło. Przyjemnie. Czułam promienie słońca na twarzy, we włosach – wiatr.

Kiedy zbliżaliśmy się do półwyspu, na którym stał nasz dom, wyciągałam szyję, żeby jak najszybciej dostrzec zza drzew Atlantis. Dom był niezwykły – tak śliczny, że przypominał trochę disnejowski zamek. Kompletnie nie pasował do Pa Salta, pomyślałam. Ojciec miał bardzo mało ubrań. Z tego, co pamiętam, na okrągło nosił te same trzy marynarki – lnianą latem, tweedową zimą i jeszcze jedną, z niezidentyfikowanej bliżej tkaniny, w okresach przejściowych. W jego pokoju było tak mało sprzętów jak w klasztornej celi. Zastanawiałam się zawsze, czy nie zadaje sobie jakiejś tajemnej pokuty za popełnione w przeszłości zbrodnie, ale tak czy inaczej… Kiedy podpływaliśmy do Atlantis, przyszło mi do głowy, że garderoba i sypialnia ojca były istnym paradoksem w zestawieniu z naszym domem.

Mama wyszła już mnie witać. Machała uradowana. Jak zwykle była bardzo elegancka. Zauważyłam, że ma na sobie spódnicę z bouclé, którą podebrałam dla niej z wieszaka z próbkami modeli Chanel, bo wiedziałam, że się nią zachwyci.

– Elektra! _Chérie_, co za niespodzianka! – Wspięła się na palce, a ja nachyliłam się, żeby mogła ucałować mnie w oba policzki i uściskać.

Po chwili cofnęła się, żeby mi się przyjrzeć.

– Jesteś śliczna jak zawsze, ale moim zdaniem za chuda. Nie martw się, Claudia ma wszystkie składniki, żeby usmażyć ci twoje ulubione naleśniki z jagodami, jeśli zechcesz. Wiesz, że jest tu Ally ze swoim dzidziusiem?

– Tak, Christian mi mówił. Nie mogę się doczekać, żeby poznać siostrzeńca.

Ruszyłam za nią ścieżką i przez ogród przed domem, ciągnący się aż do jeziora. Zapach trawy i budzących się do życia roślin był uderzająco świeży w porównaniu z nowojorskim zaduchem. Nabrałam głęboko w płuca tego cudownego powietrza.

– Chodź do kuchni – powiedziała Ma. – Claudia już szykuje brunch.

Obejrzałam się na Christiana. Kiedy stawiał przy schodach moją torbę, podeszłam do niego.

– Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś. Cieszę się, że przyjechałam.

– Zawsze do usług, Elektro. O której musimy jutro ruszyć na lotnisko?

– Około dziesiątej wieczorem. Moja asystentka zamówiła odrzutowiec. Wylatujemy o północy.

– Dobrze. Gdyby coś się zmieniło, powiedz Marinie, ona da mi znać.

– Oczywiście. Miłego weekendu.

– Nawzajem. – Skinął mi głową i znikł we frontowych drzwiach.

– Elektra!

Odwróciłam się i zobaczyłam idąca do mnie z kuchni Ally. Wyciągnęła ręce, żeby mnie uściskać.

– Cześć, młoda mamo – powiedziałam, kiedy mnie przytuliła. – Gratulacje.

– Dzięki. Nadal trudno mi uwierzyć, że jestem matką.

Z ukłuciem zazdrości pomyślałam, że wygląda świetnie. Jej ostre rysy trochę złagodniały, bo w ciąży zrobiła się ciut pulchniejsza, a bajeczne złocistorude włosy świeciły niczym aureola wokół twarzy o porcelanowej cerze.

– Wyglądasz pięknie – pochwaliłam ją.

– Nie, wcale nie. Przytyłam osiem kilo i jakoś nie mogę tego zrzucić, a w nocy śpię może dwie godziny, nie więcej. Mam w łóżku nienasyconego faceta. – Roześmiała się.

– Gdzie on jest?

– Odsypia noc, oczywiście. – Ally wzniosła oczy do nieba, jakby miała to synowi za złe, ale robiła wrażenie tak szczęśliwej jak nigdy dotąd. – Przynajmniej będziemy mogły trochę porozmawiać – dodała, gdy szłyśmy do kuchni. – Dziś uświadomiłam sobie, że nie widziałam cię od czerwca, kiedy zjechałyśmy się tu po śmierci Pa Salta.

– No, tak, byłam bardzo zajęta.

– Staram się śledzić w gazetach i magazynach, co u ciebie, ale…

– Cześć, Elektro – powitała mnie po francusku Claudia z tym swoim mocnym niemieckim akcentem. – Jak się masz?

Właśnie wlewała na patelnię ciasto na naleśniki. Usłyszałam apetyczne skwierczenie.

– Świetnie, dziękuję.

– Chodź. – Ally wskazała mi krzesło przy długim stole. – Siadaj i opowiedz mi wszystko, co się z tobą działo od czasu, kiedy tu byłaś.

– Dobrze, ale najpierw skoczę na górę się odświeżyć.

Obróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni. Nagle ogarnęła mnie panika. Wiedziałam, jak Ally lubi przepytywać wszystkie siostry, a nie byłam pewna, czy jestem na coś takiego gotowa.

Złapałam torbę, po czym wspięłam się na mansardę – która zresztą wcale nie przypominała mansardy, ale przestronne piętro, gdzie miałyśmy pokoje – i otworzyłam drzwi swojej sypialni. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak wtedy, kiedy wyjeżdżałam do Paryża jako nastolatka. Ściany były nadal pomalowane na łagodny kremowy beż. Usiadłam na łóżku. W porównaniu z pokojami pozostałych sióstr, które ozdobiły je rzeczami oddającymi ich osobowość, to wnętrze wydawało się gołe. Nie zdradzało wiele na temat osoby, która mieszkała tu przez pierwsze szesnaście lat swojego życia. Żadnych plakatów z modelkami czy gwiazdami popu, sportu albo tancerkami… Nic, co by wskazywało, kim jestem.

Sięgnęłam do torby, złapałam butelkę wódki zawiniętą w kaszmirowe dresowe spodnie i upiłam dobry haust. Ta sypialnia wyrażała wszystko, co można o mnie powiedzieć – byłam jak pusta skorupa. Nie miałam – nigdy – żadnych pasji. I nie wiedziałam, kim jestem, ani wtedy, ani teraz, pomyślałam, wtykając butelkę z powrotem do jej gniazdka, po czym sięgnęłam po mały pakiecik upchany do przedniej kieszonki torby, żeby wziąć kreskę.

*

Nim ruszyłam na dół, wódka mnie uspokoiła, a po koce zrobiłam się trochę weselsza. Kiedy rozkoszując się przysmakami Claudii, siedziałam z mamą i Ally, zgodnie z ich oczekiwaniami opowiadałam o fantastycznych przyjęciach, na jakich bywam, celebrytach, których spotykam, i wtajemniczałam je w krążące w środowisku ploteczki.

– A co z tobą i Mitchem? Czytałam w gazetach, że się rozstaliście. To prawda?

Czekałam na to pytanie. Ally była zagorzałą zwolenniczką nieowijania niczego w bawełnę.

– Tak. Od kilku miesięcy nie jesteśmy już razem.

– Co się stało?

– O, wiesz… – Wzruszyłam ramionami i wypiłam łyk gorącej mocnej kawy, żałując, że nikt nie dolał do niej bourbona. – On mieszkał w LA, ja w Nowym Jorku, oboje stale podróżujemy…

– Więc to nie był ten twój jedyny? – drążyła Ally.

W kuchni nagle coś zazgrzytało. Rozejrzałam się.

– Monitor małego. Bear się obudził. – Ally westchnęła.

– Zajrzę do niego – zaoferowała mama, ale Ally już stała i delikatnie przytrzymała ją na krześle.

– Miałaś dyżur od piątej rano, kochana, teraz moja kolej.

Jeszcze nie widziałam siostrzeńca, ale już mi się spodobał. Zuch. Wybawił mnie z ognia pytań inkwizytorki Ally.

– A jak tam twoje nowe mieszkanie? – zagadnęła mama, zmieniając temat. Jeśli takt ma jakąś postać fizyczną, to moja Marina jest jego uosobieniem.

– W porządku – odparłam. – Wynajęłam je jednak tylko na rok, więc prawdopodobnie niedługo poszukam innego lokum.

– Pewnie niezbyt często tam bywasz, przy tych wszystkich wyjazdach.

– Racja, ale mam przynajmniej gdzie trzymać rzeczy. O, patrzcie, kto tu jest!

Do stołu zbliżała się Ally. Miała na rękach dziecko o ogromnych ciemnych oczach, które popatrywały ciekawie. Ciemnorude włosy zaczynały się już skręcać w ciasne loczki na czubku głowy.

– To Bear – przedstawiła syna Ally z matczyną dumą.

Czemu nie miałaby być dumna? Każda kobieta, która odważyła się rodzić, była dla mnie bohaterką.

– O mój Boże! Słodki… można go zjeść! Ile teraz ma? – spytałam, kiedy Ally siadała z małym na kolanach.

– Siedem tygodni.

– Oj, a taki z niego olbrzym!

– Bo ma niesamowity apetyt. – Ally uśmiechnęła się, odpięła bluzkę i przystawiła dziecko do piersi.

Bear zaczął głośno ssać. Skrzywiłam się.

– To cię nie boli?

– Z początku trochę bolało, ale już się przyzwyczailiśmy, co, kochanie? – odparła, popatrując na niego z góry, jak pewnie ja czasem patrzyłam na Mitcha. Innymi słowy, z miłością.

– No, to teraz zostawimy was, dziewczynki, żebyście się nagadały – odezwała się Claudia, kiedy sprzątnęła ze stołu. – Do zobaczenia później.

Razem z Ma wyszły z kuchni.

– Tak mi przykro z powodu taty Beara, Ally, naprawdę – powiedziałam.

– Dziękuję, Elektro.

– Czy on… ojciec…

– Miał na imię Theo.

– Czy Theo wiedział o dziecku?

– Nie, i ja też, dopiero kilka tygodni po jego śmierci się zorientowałam. W tamtym czasie myślałam, że mój świat się wali. Ale teraz – Ally uśmiechnęła się do mnie pogodnie – nie wyobrażam sobie życia bez niego.

– Brałaś pod uwagę…?

– Aborcję? Przemknęło mi coś takiego przez myśl, tak. Wiesz, jestem żeglarką, tata Beara nie żył, a ja nawet nie miałam wtedy domu. Ale nigdy bym się potem z tym nie pogodziła. Uważam, że Bear to dar. Czasami, kiedy karmię go przed świtem, naprawdę czuję, że Theo jest przy mnie.

– To znaczy jego duch?

– Tak.

– Nie sądziłam, że wierzysz w te bzdury. – Uniosłam brwi.

– Ja też nie, ale wieczorem przed narodzinami Beara zdarzyło się coś zdumiewającego.

– Co?

– Byłam wtedy w Hiszpanii. Poleciałam tam szukać Tiggy, u której właśnie stwierdzono chorobę serca, tyle że ona zamiast się leczyć, wyruszyła na poszukiwanie swoich krewnych. I powiedziała mi coś, co mógł wiedzieć tylko Theo. – Dłoń Ally powędrowała do wisiorka, który miała na szyi.

– Co takiego?

– Kupił mi go Theo. – Ally uniosła malutkie turkusowe oczko. – Kilka tygodni wcześniej zerwał się łańcuszek i Tiggy twierdziła, że Theo chce wiedzieć, dlaczego go nie noszę. A potem dodała, że podoba mu się imię Bear. I wiesz co? On rzeczywiście lubił to imię! – W oczach Ally zabłysły łzy. – Byłam sceptyczna, ale obawiam się, że zostałam nawrócona. I wiem już, że Theo nad nami czuwa.

Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do mnie lekko.

– Trochę ci zazdroszczę – przyznałam. – Problem w tym, że ja właściwie w nic nie wierzę. A jak jest teraz z sercem Tiggy?

– Najwyraźniej bardzo jej się poprawiło. Wróciła do Szkocji i szczęśliwie związała się z lekarzem, który opiekował się nią, kiedy chorowała. A przy okazji jest to właściciel posiadłości, na której ona pracuje.

– To trzeba się wkrótce spodziewać kościelnych dzwonów?

– Wątpię. Charlie formalnie nadal ma żonę. Z tego, co wiem od Tiggy, jest w trakcie trudnego rozwodu.

– A co u reszty sióstr?

– Maja dalej jest w Brazylii z tym swoim uroczym Florianem i jego córką. Star pomaga swojemu chłopakowi, którego z jakiegoś powodu nazywają Mouse, odnawiać jego dom w Kent w Anglii. A CeCe mieszka z dziadkiem i przyjaciółką, Chrissie, w australijskim interiorze. Widziałam zdjęcia niektórych jej obrazów. Są fantastyczne. Ma wielki talent.

– Więc wszystkie siostry urządziły sobie od nowa życie? – spytałam.

– Na to wygląda.

– I zrobiły to, odkrywając swoje korzenie?

– No, tak. Nawet ze mną tak było. Pisałam ci w mailu, że mam brata bliźniaka?

– Hm…

– Oj, Elektro, na pewno pisałam. I że poznałam biologicznego ojca, który jest muzycznym geniuszem, ale też skończonym pijakiem.

Patrzyłam, jak na jego wspomnienie Ally się rozpromienia, jednocześnie wprawnie przystawiając synka do drugiej piersi.

– A ty? – rzuciła. – Zrobiłaś coś w związku z listem, który zostawił ci tata?

– Szczerze mówiąc, nawet go nie otworzyłam, w dodatku nie pamiętam, gdzie jest. Możliwe, że zginął.

– Och, Elektro! – Popatrzyła na mnie z wyrzutem. – Chyba żartujesz?

– Musi gdzieś być, ale nie zawracałam sobie głowy szukaniem.

– Naprawdę nie chcesz wiedzieć, skąd pochodzisz?

– Nie. Nie widzę w tym sensu. Jakie to ma znaczenie? Jestem, kim jestem teraz.

– Mnie to na pewno pomogło. Zresztą nawet jeśli nie chcesz iść tym tropem, to to, co Pa Salt pisał w tych listach, było jego ostatnim darem dla nas wszystkich.

– O Chryste! – Miałam już dość. – Ty i pozostałe dziewczyny traktujecie Pa Salta jak jakiegoś cholernego świętego! A to był tylko facet, który nas adoptował z jakiegoś dziwnego powodu, nieznanego żadnej z nas!

– Proszę, nie krzycz. Denerwujesz dziecko. Przykro mi, jeśli…

– Idę się przejść.

Wstałam od stołu, pomaszerowałam do wyjścia, otworzyłam drzwi i zatrzasnęłam je z hukiem za sobą. Szłam po trawie w kierunku przystani, żałując, jak to zwykle po kilku godzinach w Atlantis, że tu w ogóle przyjechałam.

– Co to jest z tymi moimi siostrami i Pa Saltem? Nawet nie był naszym biologicznym ojcem, na Boga!

Burcząc pod nosem dalej, usiadłam na pomoście. Machając opuszczonymi nad wodę nogami, starałam się wziąć kilka głębokich wdechów. Nie zadziałało. Może uratuje mnie kolejna kreska. Wstałam i ruszyłam po swoich śladach z powrotem do domu. Weszłam na górę na palcach, żeby nikt mnie nie usłyszał. Zamknęłam drzwi pokoju na klucz i wyciągnęłam to, czego potrzebowałam.

Kilka minut później byłam już spokojniejsza. Położyłam się na łóżku i wyobraziłam sobie po kolei wszystkie siostry. Z jakichś powodów pojawiły mi się przed oczami jako disnejowskie księżniczki, co było całkiem zabawne. W tej postaci wcale nie wydawały się wkurzające; kochałam je. Wszystkie, poza CeCe (ona przybrała nagle postać czarownicy z _Królewny Śnieżki_). Zachichotałam i doszłam do wniosku, że to okrutne, nawet w stosunku do CeCe. Wiem, ludzie mówią, że rodziny się nie wybiera, jednak Pa Salt wybrał nas sobie i dlatego byłyśmy na siebie skazane. Może nie dogadywałam się z CeCe, bo ona nie dawała sobie wciskać kitu jak inne. I umiała pyskować głośniej ode mnie. Pozostałe za wszelką cenę starały się żyć w zgodzie, a jej na tym nie zależało. Trochę jak mnie…

Cztery moje starsze siostry pewnie nigdy nie pomyślały, że mają siebie nawzajem: Ally – Maję; Star – CeCe… A mnie została Tiggy. To z nią musiałam się trzymać, kiedy dorastałyśmy – między nami było tylko kilka miesięcy różnicy. Naprawdę ją kochałam, ale byłyśmy kompletnie różne, jak dwie strony medalu. I nie pomagało też to, że starsze siostry nie kryły, że wolą się bawić z malutką Tiggy niż ze mną. Ona nie awanturowała się, nie wrzeszczała, nie miała stale napadów wściekłości. Siadała na kolanach, ssała palec i była grzeczna. Kiedy byłyśmy starsze, próbowałam się z nią przyjaźnić, bo czułam się samotna, ale to jej bajanie o duchowości doprowadzało mnie do białej gorączki.

Kiedy koka ze mnie wyparowała, siostry przestały być księżniczkami i znów stały się sobą. Zresztą jakie to ma znaczenie? Pa Salt odszedł, byłyśmy tylko grupką kobiet zupełnie do siebie niepodobnych, które zostały zebrane w jednym miejscu w dzieciństwie, ale teraz każda poszła w swoją stronę. Starałam się oddychać wolno i robić to, co zalecała mi terapeutka, czyli analizować, czemu się tak strasznie zezłościłam. I dla odmiany, wydało mi się, że wiem. Ally powiedziała, że pozostałe siostry są szczęśliwe. Ułożyły sobie życie z tymi, którzy je kochali. Nawet CeCe, która zawsze wydawała mi się podobnie trudna do pokochania jak ja. Zdołała jakoś skończyć z tą dziwaczną obsesją na punkcie Star i pójść naprzód. Co więcej, odnalazła powołanie w sztuce, którą zawsze uwielbiała.

A ja? Jak zwykle zostałam bez pary. Odkąd umarł Pa Salt, nie udało mi się znaleźć nic. Może tylko czasem trafił mi się jakiś nowy i bardziej odpowiedzialny diler. Choć w sensie finansowym zdecydowanie odniosłam największy sukces – z tego, co mówił mój księgowy, mogłabym już dziś przestać pracować i nigdy nie martwić się o pieniądze. Tylko na co mi to, skoro nie miałam pojęcia, co innego chciałabym robić?

Ktoś zapukał do drzwi.

– Elektro? Jesteś tam?

To była Ally.

– Tak, proszę.

Weszła z Bearem na rękach.

– Przykro mi. Powiedziałam coś, co cię uraziło, przepraszam – odezwała się, stojąc w progu.

– Słuchaj, nie masz się czym martwić. Nie chodzi o ciebie, ale o mnie.

– Wszystko jedno, przepraszam. Tak dobrze znów cię widzieć i tak się cieszę z twojego przyjazdu. Mogę usiąść? On waży chyba tonę.

– Jasne.

Westchnęłam. Ostatnie, czego mi było trzeba, to dać się osaczyć dociekliwej Ally w mojej własnej sypialni.

– Chciałam z tobą o czymś porozmawiać, Elektro. Tiggy mówiła mi, że powinnyśmy coś sprawdzić.

– Co?

– Wiesz, była tu w zeszłym miesiącu i trafiła do piwnicy. Zjeżdża się tam ukrytą windą.

– O… jasne. I?

– Powiedziała, że trzymano tam wina, ale za jedną z półek wypatrzyła jakieś drzwi. Może powinnyśmy sprawdzić, dokąd prowadzą.

– Pewnie. A czemu po prostu nie spytać mamy?

– Możemy, ale Tiggy miała wrażenie, że ona nie chce o tym mówić.

– Jezu, Ally! To nasz dom. Mama dla nas pracuje! Przecież mamy prawo pytać, o co chcemy, i robić tu, co nam się podoba, nie?

– Niby tak, ale… no wiesz… – Westchnęła ciężko. – Może jednak zróbmy to delikatnie, przez szacunek dla niej. Mama jest tu od dawna… Prowadziła dom z Claudią, opiekowała się nami, nie chcę, żeby odczuła, że nie liczymy się z nią teraz, kiedy… jest inaczej.

– Sugerujesz, żebyśmy zakradły się tam w środku nocy i zobaczyły, dokąd prowadzą te drzwi? – Uniosłam brew. – Nadal nie rozumiem, dlaczego mamy bawić się w jakieś gówniane podchody, kiedy mogłybyśmy po prostu zapytać?

– Daj spokój, Elektro, nie wkurzaj się tak. Tu jest ta piwnica i tajna winda. Pa Salt nie zrobił ich bez powodu. Cokolwiek o nim myślisz, był człowiekiem praktycznym. Ja w każdym razie i tak budzę się w nocy przez Beara i zamierzam zbadać tę sprawę. Po prostu zastanawiałam się, czy nie chciałabyś tam zejść ze mną? Tiggy mówiła, że musimy być przynajmniej we dwie, żeby przesunąć półkę, za którą są te drzwi. Powiedziała mi też, gdzie jest klucz. – Ally przerwała na chwilę. – Potrzymałabyś Beara? Skoczę do łazienki.

Wstała i położyła mi dziecko na kolanach. Żeby się nie sturlał, musiałam go przytrzymać obiema dłońmi. W efekcie solidnie beknął.

– Cudownie! – rzuciła Ally od drzwi. – Od pół godziny próbowałam to z niego wydobyć!

Zamknęła się w łazience. Zostaliśmy z Bearem sami.

Popatrzyłam na niego, a on na mnie.

– Cześć – powiedziałam, modląc się, żeby mnie nie obsikał czy coś w tym rodzaju. Pierwszy raz w życiu trzymałam takie małe dziecko.

Dostał czkawki i dalej się na mnie gapił.

– Co ty tam sobie myślisz, mały? Zastanawiasz się pewnie, czemu twoja ciocia jest zupełnie innego koloru niż mama? Nigdy go nie poznałeś, ale miałeś nieźle szurniętego dziadka – ciągnęłam, bo wydawało mi się, że podoba mu się ta rozmowa. – Oczywiście był wspaniały, wiadomo, bardzo mądry i tak dalej, ale myślę, że mnóstwo przed nami ukrywał. Nie sądzisz?

Nagle poczułam, jak to małe ciałko się odpręża i nim wróciła jego mama, Bear zamknął oczka i mocno zasnął.

– Ale masz rękę do dzieci. – Ally uśmiechnęła się do mnie. – Zwykle muszę go kołysać godzinami, żeby się poddał.

– Pewnie się znudził. – Wzruszyłam ramionami, gdy ostrożnie brała go ode mnie.

– Położę go do łóżeczka i trochę odsapnę, póki mam okazję – szepnęła. – Do zobaczenia.

*

Przed kolacją zadbałam, by zaaplikować sobie profilaktyczną dawkę wódki na uspokojenie, a potem nalałam sobie sporego drinka z zapasów w spiżarni na dole. Na szczęście rozmowa skupiała się głównie na zachwytach nad kuchnią Claudii – podała swój słynny sznycel i zjadłam do ostatniego kawałeczka – oraz planach naszej wyprawy do Grecji, podczas której miałyśmy złożyć na falach wieniec w rocznicę śmierci Pa Salta.

– Myślałam, że powinnyśmy popłynąć same, ale Maja tydzień wcześniej przyleci z Florianem, którego od dawna chcę poznać, i jego córką Valentiną – powiedziała Ally. – Star, jej chłopak i jego syn Rory też dolecą, podobnie jak Tiggy ze swoim Charliem i jego córką Zarą…

– Ho, ho! – rzuciłam. – To Maja, Star i Tiggy są macochami dzieci partnerów?

– No tak – potwierdziła Ally.

– I jako twoja przybrana matka ręczę ci, że będą je kochać nie mniej, niż gdyby były ich własne – wtrąciła stanowczo Marina.

– Czy przyjedzie też CeCe?

– Tak mówiła. Ma nadzieję, że jej dziadek i przyjaciółka też będą mogli.

– Jej partnerka Chrissie?

I mama, i Ally gapiły się na mnie oniemiałe. Zastanawiałam się, dlaczego ja jedna w rodzinie walę wszystko prosto z mostu?

– One są w związku, tak? – zapytałam.

– Nie wiem – wybąkała Ally. – Ale mam wrażenie, że CeCe jest szczęśliwa, i tylko to się liczy.

– Przecież od samego początku było jasne, że CeCe jest lesbijką. Że kocha się w Star.

– Elektro, nie należy się wtrącać w sprawy intymne innych – zwróciła mi uwagę mama.

– Ale CeCe to nie jacyś „inni”. A poza tym w czym problem? Cieszę się, jeśli znalazła kogoś, na kim jej zależy.

– Naprawdę będzie ciężko się pomieścić – ciągnęła Marina, nie dając się wciągnąć w te dywagacje.

– Skoro już wszyscy odnaleźli swoje rodziny i tylko ja jedna jestem sama jak palec, to jeśli brakuje miejsca, może po prostu nie powinnam przyjeżdżać.

– Och, Elektro, nawet tak nie mów! Musisz przyjechać, obiecałaś. – Ally miała autentycznie zmartwioną minę.

– No dobra, to może prześpię się w tajemnej piwnicy, którą odkryła tu Tiggy podczas ostatniego pobytu – wypaliłam, odwracając się twarzą do Mariny.

Ally spiorunowała mnie wzrokiem zza stołu, ale byłam zbyt pijana, by się przejąć.

– Ach, piwnica… – Mama popatrzyła na nas obie. – Tak, mówiłam Tiggy, że tu jest i nie ma w tym żadnej tajemnicy. Kiedy skończymy ten cudowny apfelstrudel Claudii, zabiorę was na dół, żeby wam pokazać.

Rzuciłam Ally spojrzenie mówiące „A widzisz!”, na co ona tylko uniosła bezradnie brwi. Kiedy dojadłyśmy deser, mama wstała i wyjęła klucz ze skrzynki na ścianie.

– No dobrze, idziemy?

Nie trzeba było odpowiadać, bo od razu wyszła z kuchni, a my z Ally rzuciłyśmy się w ślad za nią. W korytarzu mama chwyciła za mosiężną wypustkę, odsunęła mahoniowy panel i ukazała się miniaturowa winda.

– Po co to zamontowano? – spytałam.

– Jak wyjaśniałam Tiggy, wasz ojciec nie robił się coraz młodszy, a chciał mieć łatwy dostęp na wszystkie piętra domu. – Marina otworzyła drzwi windy i wcisnęłyśmy się do kabiny.

Od razu poczułam się klaustrofobicznie. Wzięłam kilka oddechów, gdy mama naciskała mosiężny guzik i drzwi zasunęły się za nami.

– No tak, pojmuję, ale czemu ją ukrywał? – spytałam, gdy winda ruszyła.

– Elektro, przymknij się, dobrze? – syknęła Ally, wkurzona już mną na maksa. – Na pewno mama sama nam to wyjaśni.

Jazda trwała cztery sekundy. Szarpnęło, gdy dotarłyśmy na dół. Drzwi rozsunęły się i weszłyśmy do zwyczajnej piwnicy, która, tak jak mówiła Ally, była ze wszystkich stron obstawiona półkami na butelki wina.

– No proszę. – Marina poszła krok naprzód i wskazała rękami na pomieszczenie. – Piwnica na wino waszego ojca. – Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. – Przykro mi, Elektro, lecz nie ma w tym żadnej wielkiej tajemnicy.

– Ale…

Stojąca za nią Ally spojrzała na mnie tak, że nawet ja nie odważyłam się tego zlekceważyć.

– No… rzeczywiście bardzo tu ładnie… – Zaczęłam rozglądać się po półkach, ciekawa, co też zgromadził na nich Pa Salt. Wyciągnęłam jedną butelkę. – Ho, ho, Château Margaux, rocznik tysiąc dziewięćset pięćdziesiąty siódmy. W najlepszych restauracjach w Nowym Jorku można je zamówić za ponad dwa tysiące. Szkoda, że wolę wódkę.

– Możemy już wracać? Muszę sprawdzić, co u Beara – powiedziała Ally, mierząc mnie kolejnym ostrzegawczym spojrzeniem.

– Daj mi jeszcze parę minut – odparłam, dalej penetrując półki. Wyciągałam to tu, to tam butelkę i udawałam, że studiuję etykiety, ale cały czas starałam się wypatrzeć ukryte drzwi, o których mówiła Ally. Po prawej stronie przyjrzałam się burgundowi Rothschild 1972 i dostrzegłam ledwie zauważalną rysę w ścianie za półką.

– Dobrze – rzuciłam, podchodząc do mamy i Ally. – Wracajmy.

Kiedy zbliżałam się do windy, zorientowałam się, że jest obwiedziona stalowym zabezpieczeniem.

– A to na co? – Pokazałam palcem.

– Jeśli wciśniesz ten przycisk – Marina dotknęła miejsca z boku – drzwi windy znikną pod stalowym panelem.

– Więc gdybyśmy go teraz wcisnęły, zostałybyśmy odcięte od świata? – spytałam, czując, jak ogarnia mnie panika.

– Nie, skąd! Ale gdyby ktoś próbował się tu dostać z góry, to nie wejdzie. To skarbiec – wyjaśniła mama, kiedy wciskałyśmy się do windy. – Nic niezwykłego w domu bogatej rodziny mieszkającej na odludziu. Gdyby, Boże, uchowaj, Atlantis stało się celem ataku złodziei albo zdarzyło się coś jeszcze gorszego, moglibyśmy się schować i wezwać pomoc. Tak, _chérie_. _–_ Marina uśmiechnęła się do mnie leciutko, gdy wjeżdżałyśmy piętro wyżej. – Na dole jest sygnał wi-fi.

Wysiadłyśmy z windy i wróciłyśmy do kuchni, a ja zanotowałam w pamięci, gdzie odkłada klucz.

– Wybaczcie mi, ale jestem już zmęczona – powiedziała. – Muszę się położyć.

– To przez Beara, nie dał ci spać od piątej. Jutro z rana ja się nim zajmę.

– Nie, Ally. Jak się teraz prześpię, dam sobie doskonale radę. I tak ostatnio wcześnie się budzę. Dobranoc.

Skinęła nam obu głową i wyszła z kuchni.

– Skoczę sprawdzić, jak tam Bear – rzuciła Ally i już miała pędzić za mamą, ale trąciłam ją w ramię.

– Czemu nie wjedziesz na górę windą? – Zdjęłam klucz z haczyka i pomachałam jej nim przed nosem. – Winda wjeżdża aż na mansardę. Widziałam przycisk.

– Nie, Elektro. Wejdę piechotą, dzięki.

– Jak sobie życzysz. – Wzruszyłam ramionami, gdy zniknęła.

Nalałam sobie trochę wódki z colą i przeszłam korytarzem pod gabinet ojca. Popchnęłam drzwi. Pokój wyglądał jak żywe muzeum, jakby Pa Salt był tu przed chwilą i zaraz miał wrócić. Jego pióro i notes nadal leżały pośrodku biurka. Wszędzie panował jak zwykle nienaganny porządek. Nie to co u jego najmłodszej córki, pomyślałam, uśmiechając się krzywo. Usiadłam w jego starym obrotowym skórzanym fotelu i przez chwilę przypatrywałam się półkom z książkami ustawionym pod jedną ze ścian. Podeszłam i wyjęłam wielki oksfordzki słownik języka angielskiego. Często go używałam jako dziewczynka. Pewnego razu zastałam Pa Salta przy rozwiązywaniu krzyżówki w angielskiej gazecie.

– Witaj, Elektro. – Uśmiechnął się, podnosząc na mnie wzrok. – Nie potrafię tego zgadnąć.

Przeczytałam hasło: _Opadają, kiedy śpisz (7)._ Zastanowiłam się chwilę.

– Może powieki?

– Tak, oczywiście, masz rację! Ale z ciebie mądra dziewczynka.

Od tamtej pory podczas wakacji, jeśli był w domu, wołał mnie do siebie i siadaliśmy razem, by rozwiązywać krzyżówki. Lubiłam te chwile. Do tej pory łapię często gazetę, czekając w sali dla VIP-ów na lot, i bawię się tymi łamigłówkami. To bardzo wzbogaciło moje angielskie słownictwo. Wiem, że zadziwiam tym przeprowadzających ze mną wywiady dziennikarzy. Wszyscy myślą, że jestem tak tępa jak tapeta na mojej twarzy.

Odłożyłam słownik i miałam wyjść, gdy poczułam wyraźnie zapach wody kolońskiej Pa Salta. Stanęłam jak wryta. Poznałabym ten świeży cytrynowy aromat na końcu świata. Przebiegł mnie dreszcz. Przypomniałam sobie, co wcześniej mówiła Ally o wrażeniu, że Theo nadal jest przy niej…

Roztrzęsiona, opuściłam gabinet i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Ally była w kuchni. Szykowała butelki.

– Co to za mleko w dzbanku? – spytałam. – Myślałam, że karmisz Beara piersią?

– Tak, ale ściągnęłam trochę, żeby mama miała mu co dać jutro rano.

– Błe! – Skrzywiłam się, patrząc, jak nalewa mleko do butelki. – Jeśli kiedyś będę miała dziecko, w co wątpię, nie dam sobie z tym wszystkim rady.

– Nigdy nie mów nigdy. – Ally uśmiechnęła się do mnie. – A przy okazji, kilka tygodni temu widziałam w gazecie twoje zdjęcie z Zedem Eszu. Jesteście parą?

– O Chryste, nie! – Wetknęłam palce do puszki z herbatnikami i wyciągnęłam maślane ciasteczko. – Czasami chodzimy razem zabawić się gdzieś w Nowym Jorku. Albo dokładniej, żeby zabawić się ze sobą.

– Mówisz, że jesteście kochankami?

– Tak, a co? Masz z tym jakiś problem?

– Nie, skąd, ale… – Popatrzyła na mnie z niepokojem. – Tylko…

– Co takiego?

– Nie, nic. W każdym razie kładę się spać, póki mogę. A ty?

– Ja też.

Dopiero po wypiciu wódki z mojego tajnego zapasu, którą napełniłam kubek do mycia zębów, kiedy umościłam się w swoim łóżku z lat dziecinnych i poczułam się przyjemnie zamroczona, przypomniałam sobie o rysie na ścianie za półką w piwnicy. Może powinnam tam teraz zejść i sprawdzić…

– Jutro – obiecałam sobie, gdy zamknęły mi się oczy.4

Następnego ranka obudził mnie wrzask Beara. Sięgnęłam po zatyczki do uszu w nadziei, że uda mi się pospać jeszcze parę godzin, ale było za późno. Nie mogłam już zasnąć. Wrzuciłam na siebie stary szlafrok, który nadal wisiał na drzwiach, i poczłapałam w poszukiwaniu jakiegoś towarzystwa. Płacz dobiegał z końca korytarza, gdzie były pokoje mamy. Zapukałam delikatnie do drzwi.

– _Entrez_.

Weszłam i zobaczyłam ją nadal jeszcze w szlafroku, co było bardzo rzadkim widokiem.

– Zamknij za sobą, Elektro. Nie chcę, żeby obudził Ally.

– No – patrzyłam, jak Marina chodzi po pokoju z kapryszącym dzieckiem w ramionach – mnie dał radę poderwać na nogi, to pewne.

– To teraz wiesz, jak to było dla starszych dziewczynek, kiedy co noc budził je twój krzyk.

Uśmiechnęła się do mnie.

– Co mu jest? – spytałam, obserwując, jak rytmicznie poklepuje go po pleckach.

– Gazy, nic takiego. Jest w złym humorze, jak się budzi.

– Ja też się darłam z tego powodu?

– Nie, z gazami świetnie sobie radziłaś. Po prostu lubiłaś dźwięk swojego głosu.

– Naprawdę byłam takim okropnym dzieckiem?

– Skądże. Tylko nie lubiłaś być sama. Zasypiałaś mi na rękach, ale kiedy tylko odkładałam cię do łóżeczka, budziłaś się i płakałaś, póki znów nie wzięłam cię na ręce. Mogłabyś dać mi ten muślin? – Wskazała kwadratowy kawałek białego materiału leżący na stoliku.

– Pewnie – powiedziałam i podałam jej.

Popatrzyłam dokoła, na ładne zasłony w kwiatowy wzór, kanapę obitą kremowym adamaszkiem, zdjęcia na mahoniowym biurku i rozstawionych w różnych miejscach stolikach. Na jednym z nich zobaczyłam wazon z różowymi różami. Pomyślałam, jak bardzo ten pokój przypomina samą Marinę. Elegancki, skromny, bez śladu bałaganu. Podeszłam i wzięłam oprawioną fotografię, na której w perłach i wieczorowej sukni stała obok Pa Salta w smokingu z muszką.

– Gdzie to było?

– W paryskiej operze. Kiri Te Kanawa śpiewała jako Mimi w _Cyganerii_. To był wyjątkowy wieczór. – Nadal krążyła z Bearem w ramionach po miękkim jasnym dywanie.

– Często dokądś chodziliście?

– Nie. Ale oboje uwielbialiśmy operę, zwłaszcza Pucciniego.

– Mamo…

– Tak, Elektro?

Nawet teraz, mając dwadzieścia sześć lat, nie byłam pewna, czy mam śmiałość zadać jej to nurtujące mnie, od kiedy byłam mała, pytanie.

– Czy ty i Pa Salt… no, czy mieliście romans?

– Nie, _chérie_. Wiesz, teraz mam prawie sześćdziesiąt pięć lat. Twój tata był ode mnie na tyle starszy, że mógłby być moim ojcem.

– W moim środowisku bogaci mężczyźni często wybierają sobie partnerki w wieku swoich córek.

– Możliwe, Elektro, ale twój ojciec nigdy by się do czegoś takiego nie posunął. Był dżentelmenem w każdym calu. A poza tym…

– Co?

– Nie… nic.

– Proszę, powiedz, co zaczęłaś.

– On zawsze miał kogoś innego.

– Naprawdę? Kogo?

– Daj spokój, Elektro. Powiedziałam już dość.

Bear solidnie beknął i mama błyskawicznie złapała tryskający mu z buzi biały płyn muślinową chustką.

– _Bien, bien, mon petit chéri –_ szepnęła, ocierając go. – Czy on nie jest słodki?

– Jeśli coś może być słodkie o piątej nad ranem, w dodatku wymiotując, to na pewno on.

– Pamiętam dobrze, jak i ciebie nosiłam, żebyś przestała płakać. – Marina usiadła w fotelu, tuląc do siebie Beara. Teraz wyglądał tak, jakby wypił za dużo wódki, oczka mu się kleiły. – Wydaje się, jakby to było wczoraj. A tu mamy już drugie pokolenie. Twój ojciec tak by się cieszył, gdyby wiedział o wnuku, zanim umarł. Ale widać nie było mu to pisane.

– No tak. Mamo…

– Tak, Elektro?

– Czy byłaś z nim, kiedy mnie znalazł i zabierał tutaj?

– Nie, zajmowałam się twoimi siostrami w domu.

– Więc nie wiesz, skąd się wzięłam?

– Przecież na pewno napisał ci o tym w liście?

– Zgubiłam go. – Wzruszyłam ramionami i wstałam, nim mogła mnie zbesztać. – Idę na dół. Zrobię sobie kawę. Przynieść ci coś?

– Nie, dziękuję. Położę małego do łóżeczka i zejdę do ciebie, kiedy się ubiorę.

– Dobrze. No to do zobaczenia.

*

Kiedy o ósmej zbudziła się Ally, ja byłam już po drugiej wódce i żałowałam, że nie zamówiłam samolotu na wcześniejszą godzinę. Miałam całe czternaście godzin do wyjazdu. Naprawdę nie wiedziałam, czym zabić czas. Próg nudy był u mnie tak niski, jakby w ogóle nie istniał.

– Miałabyś ochotę popływać po jeziorze, Elektro? – spytała Ally, kiedy siedziałyśmy nad naleśnikami przyrządzonymi przez Claudię.

– Twoim _Laserem_?

– Tak. Pogoda piękna, warunki idealne, dość wiatru, ale nie tyle, żeby było niemiło.

– Wiesz, że sporty ekstremalne to nie moja bajka.

– Oj, Elektro, naprawdę, mała wyprawa żaglówką po jeziorze, kiedy będziesz tylko spokojnie siedzieć i nic nie musisz robić, to niezbyt „ekstremalna” przygoda. – Ally przewróciła oczami. – W każdym razie ja i Bear płyniemy, więc do zobaczenia.

Wyszła, a ja westchnęłam ciężko i zjadłam świeżo upieczoną muffinkę, tylko dlatego, że wyglądała na taką samotną w koszyczku. Po dziesięciu minutach Ally wróciła z synem w nosidełku. Mały miał na sobie najsłodszy kapok na świecie.

– Jesteś pewna, że nie masz ochoty? Może jednak popłyniesz z nami?

– Nie, dziękuję – powiedziałam, po czym poszłam do salonu, żeby pooglądać filmy.

Włączyłam telewizor, przejrzałam sterty płyt DVD, ale nie znalazłam nic, co by mnie zainteresowało.

– Cholera – jęknęłam, patrząc na zegarek. Co ja tu robiłam w dzieciństwie, kiedy nudziłam się i wściekałam?

Biegałaś, Elektro…

– Prawda – mruknęłam do siebie.

Jeśli byłam w złym humorze albo ktoś się na mnie gniewał (a zwykle zdarzało się i jedno, i drugie), po prostu uciekałam w góry za domem. Znalazłam tam krętą ścieżkę, którą się wdrapywałam – choć nie była to jakaś pionowa ściana – i biegłam, żeby uciec przed wszystkim tym, co kłębiło mi się w głowie.

Poszłam po schodach do swojego pokoju i wygrzebałam z dolnej szuflady komody stare legginsy z lycry i koszulkę z wulgarnym nadrukiem, którą mama kazała mi przewracać na lewą stronę, kiedy ją nosiłam. Pod ubraniami dostrzegłam blok, w którym bazgrałam jako dziecko. Wyciągnęłam go i przerzuciłam kartki. Połowa z nich była pełna szkiców sukni z dziko udrapowanymi kołnierzami, dżinsów z pęknięciem od uda do kostki i bluzek, które z przodu wyglądały grzecznie, ale nie miały pleców…

– Dobre… – mruknęłam, przypominając sobie bluzkę, którą miałam na sobie podczas ostatniej sesji, niemal identyczną jak te z moich projektów.

Do kartek podoczepiałam nawet próbki znalezionych materiałów, wszystkie w jaskrawych kolorach. Uwielbiałam jaskrawe barwy, kiedy byłam młodsza. Wsunęłam blok do kieszeni przy torbie, myśląc, że te rysunki to jedyne, co w pewien sposób łączy tamtą dawną mnie z obecną. Potem poszukałam butów do biegania w głębi szafy, przebrałam się i wyszłam z domu przez kuchnię. Minęłam warzywniak i otworzyłam tylną furtkę, za którą zaczynały się góry.

Ruszyłam ścieżką, którą ostatnio pokonywałam dziesięć lat temu. Choć regularnie bywałam teraz w siłowni, nogi mnie bolały i przebycie ostatnich kilku metrów przyszło mi z trudem. Jeszcze parę głazów i ślizgając się na mokrych, twardych poroślach, wreszcie dotarłam na miejsce.

Ciężko dysząc, stanęłam na półce skalnej, która znajdowała się zaledwie u stóp prawdziwych gór wznoszących się za mną, ale stąd widok na jezioro był najwspanialszy. Spojrzałam w dół na dachy Atlantis i dzięki terapiom, które przechodziłam, zdałam sobie sprawę, dlaczego ten obraz wydawał mi się dawniej tak wyjątkowy – Atlantis było wtedy całym moim światem, obejmowało wszystko, a jednak stąd robiło wrażenie domku dla lalek, malutkiego i mało ważnego.

To pozwalało się zdystansować, patrzeć z perspektywy, powiedziałam sobie, kiedy siedziałam na półce, machając nogami nad urwiskiem. Tu nawet ja czułam się malutka.

Zostałam tam jakiś czas, ciesząc się pogodnym, pięknym dniem. Na jeziorze dostrzegłam łódź. Stąd wyglądała jak zabawka. Żagielek wydymał się na wietrze. Płynęła gładko po wodzie. I nagle poczułam, że nie chcę wracać na dół, do rzeczywistości. Chciałabym zostać na górze, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Byłam tu wolna, a na myśl o powrocie do Nowego Jorku, między góry zbudowane przez człowieka, aż mnie skręcało w brzuchu. W tym zachłannym mieście wszystko było sztuczne, pozbawione znaczenia, a tu prawdziwe, dziewicze i czyste.

– Jezu, Elektro, zaczynasz gadać jak Tiggy – skarciłam się.

Ale jeśli nawet, to co? Wiedziałam jedno: że jestem okropnie nieszczęśliwa i że zazdroszczę każdej z sióstr nowego spełnionego życia. Kiedy Ally opowiadała, jak to przywiozą do Atlantis swoich nowych partnerów, przyjaciół i członków rodzin, poczułam się jeszcze bardziej samotna, bo nie miałam żadnego pomysłu, kogo mogłabym tu zaprosić.

Wstałam, zdając sobie sprawę, że jednak muszę wracać, choćby z tego głupiego powodu, że zapomniałam wziąć butelkę wody, a chciało mi się pić. Jeszcze raz spojrzałam na rozciągający się w dole widok.

– Jak to jest, że niby mam wszystko, a czuję się tak, jakbym nie miała nic? – spytałam gór.

Zeskakując z półki, uświadomiłam sobie, że potrzebuję prawdziwego życia i… trochę miłości. Ale gdzie mam tego szukać, to chyba tylko jeden Pan Bóg wie… no, może jeszcze Pa Salt, tam w niebie.

_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: