Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ślady zbrodni. Niemi świadkowie przestępstw - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
11 marca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Ślady zbrodni. Niemi świadkowie przestępstw - ebook

Czy zastanawiasz się czasem, ile informacji kryje się pod twoim butem?

Oto fascynująca mieszanka reportażu i opowieści naukowych o związku między zbrodnią a naturą. Patricia Wiltshire, pionierka ekologii sądowej, opisuje w niej wyjątkowo nietypowe – bo… roślinne – śledztwa w sprawach najbardziej zagadkowych morderstw. Dla autorki istotny jest każdy detal, od mikroskopijnych pyłków roślin na bieżnikach opon, przez kolonie maleńkich grzybów na dywanie po drobnoustroje na ludzkim ciele. Właśnie w takich, zdawałoby się niepozornych, szczegółach tkwią wskazówki pozostawione przez przestępców!

Uzbrojona tylko w mikroskop Patricia Wiltshire wyszukuje dowody i eliminuje hipotezy, ostatecznie opracowując przekonującą tezę o tym, kto, jak i kiedy popełnił zbrodnię. Jej niezwykła wiedza, dokładność i pasja do ujawniania prawdy sprawiły, że stała się jednym z najbardziej pożądanych konsultantów policji na świecie. Ślady zbrodni to rozwiązywanie zagadek morderstw, znajdowanie zwłok, doprowadzanie winnych przed oblicze sprawiedliwości i oczyszczanie z zarzutów niesłusznie oskarżonych. Przekonaj się, ile na sali sądowej ma do powiedzenia natura!

Obecnie modne jest twierdzenie, że żyjemy w stale inwigilowanym społeczeństwie, ale to nie znaczy, że ludzi śledzi się tylko za pomocą kamer. Mogę ustalić, gdzie byliście, dzięki mikroskopijnym cząstkom na waszych butach. Na podstawie pyłku, który osiadł wam na podeszwach, mogę określić, którą drogą wracaliście do domu, czy szliście przez las, w którym rosły dzwonki, czy przez ogród. Mogę sprawdzić, gdzie spotkaliście się z ukochaną czy ukochanym, w której części pola czekaliście na spotkanie i o którą część muru się oparliście. A gdybyście mieli nieszczęście trafić do mnie już jako zwłoki, po przebadaniu grzybów, które wyrosły na waszej skórze i ubraniu, oraz zarodników i pyłku w waszych włosach, na ubraniu i butach, mogę opowiedzieć waszym bliskim, jaka śmierć was spotkała oraz gdzie i kiedy się to stało.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66380-60-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

------------------------------------------------------------------------

Początki

Wyobraź sobie, że wędrujesz po późnojesiennym lesie. Nagle ziemia pod twoimi nogami się ugina i twój wzrok przyciąga coś, co nie pasuje do otoczenia, coś nienaturalnego, spoczywającego w zagłębieniu terenu tuż obok ścieżki. A może akurat wyszedłeś z psem na spacer? (Tak zaczyna się naprawdę wiele tego rodzaju historii). Może pies zniknął gdzieś w zaroślach i zaczął skomleć? Przedzierasz się do niego przez jeżyny i nagle jakby cię coś tknęło – ale zanim uświadomisz sobie, co to takiego, opuszczasz wzrok i już wiesz, o co chodzi… Tuż przed tobą pies wściekle drapie ziemię, z której wystaje ludzka ręka. Jej bladość odcina się wyraźnie od czarnobrunatnej gleby.

Jeszcze niedawno ustalenie sprawcy zbrodni odkrytej w podobnych okolicznościach było możliwe tylko dzięki zeznaniom świadków lub przyznaniu się oskarżonego do winy. Jeśli nie było wskazówek co do tożsamości odnalezionego ciała bądź poszlak wskazujących na potencjalnego sprawcę, tożsamość ofiary pozostawała nieustalona. Czasy jednak się zmieniają, a medycyna sądowa stale się rozwija.

Współcześnie chyba wszyscy wiedzą, na czym polega identyfikacja na podstawie odcisków palców. Odciski odkryto choćby na prehistorycznej ceramice, a Chińczycy i Asyryjczycy już w starożytności wykorzystywali je jako oznakę prawa własności glinianych artefaktów, a także – to już nieco później – dokumentów. W 1858 roku Wiliam Herschel, pełniąc obowiązki brytyjskiego administratora w Indiach, wymagał, by na sporządzanych na miejscu umowach prócz podpisów pojawiały się też odciski palców. Pod koniec XIX wieku metoda ich badania była już w pełni dopracowana, a w 1882 roku francuski antropolog Alphonse Bertillon, prowadzący badania nad zróżnicowaniem osobniczym ludzi, pozyskiwał je rutynowo. W 1891 roku argentyńska policja zaczęła zdejmować odciski palców kryminalistom. Rozwijająca się daktyloskopia już w 1911 roku zaczęła być wykorzystywana w praktyce sądowej Stanów Zjednoczonych jako wiarygodna metoda identyfikacji tożsamości. Przeskoczmy teraz do roku 1980, kiedy to powstały pierwsze skomputeryzowane bazy odcisków palców w USA i w Wielkiej Brytanii, tzw. NAFIS (National Automated Fingerprint Identification System – narodowy zautomatyzowany system identyfikacji odcisków palców).

Mniej więcej w latach osiemdziesiątych XX wieku nastąpił drugi niezwykle istotny przełom w kryminalistycznych technikach identyfikacyjnych – opracowano metodę profilowania DNA. Tak jak badanie odcisków palców, profil DNA pozwala na stworzenie indywidualnej charakterystyki; można go sporządzić na podstawie próbki krwi, nasienia czy cebulek włosów. Metoda ta kompletnie zmieniła świat medycyny sądowej, niezwykle ułatwiając identyfikację tożsamości nieznanych ofiar (jak choćby tej odnalezionej w późnojesiennym lesie) czy też powiązanie sprawcy z miejscem zbrodni. Warto to podkreślić raz jeszcze – obie te techniki przyniosły prawdziwy przełom w naukach sądowych. Z jednej strony, dzięki nim za kratki trafiło wielu morderców, którzy w innym wypadku uniknęliby odpowiedzialności, i schwytano wielu seryjnych gwałcicieli, którzy bez wątpienia nadal atakowaliby kolejne ofiary. Z drugiej strony, w wielu przypadkach oczyszczono z zarzutów niesłusznie oskarżonych. Ucząc się na własnych błędach, policja stopniowo opanowała korzystanie z obu tych metod, by dochodzić do prawdy. Ale na miejscu zbrodni nie zawsze można zidentyfikować odciski palców sprawcy, szczególnie gdy przestępstwo popełniła osoba znająca techniki kryminalistyczne, działająca w rękawiczkach lub umiejętnie zacierająca po sobie ślady. Podobnie jest zresztą z DNA, które nie jest wcale aż tak wszechobecne i łatwe do pozyskania, jak to się wydaje większości ludzi – może się zdarzyć, że na miejscu przestępstwa nie udaje się wykryć żadnych śladów sprawcy – włosów, krwi, nasienia, innych płynów ciała czy tkanek – a tym samym nie da się sporządzić profilu DNA.

A co, jeśli… istnieje jeszcze inna metoda pozwalająca łączyć ludzi z miejscami, w których przebywali, metoda pozwalająca wskazać winnego lub oczyścić z zarzutów niesłusznie oskarżonego? Jeśli poza śladami DNA i odciskami palców istnieją jeszcze inne ślady, które umożliwiają potwierdzenie danej wersji zdarzeń i wykluczenie innych? I jeśli są to ślady tak wyraźne, trwałe i wszechobecne, że nawet najlepiej zaznajomiony z kryminalistyką przestępca nie będzie w stanie ich zatrzeć?

Przenieś się znów w wyobraźni do naszego późnojesiennego lasu. Kiedy przedzierasz się w stronę ciała przez jeżyny i zwisające gałęzie drzew, rękaw twojego płaszcza ociera się o korę pobliskiego dębu, wskutek czego do twojego ubrania przyczepia się porcja mikroskopijnych zarodników i pyłku zalegającego wcześniej w pęknięciach pnia. Kiedy schodzisz, ślizgając się, w dół zbocza, do twoich butów przylepia się ziemia zawierającą ziarna pyłków i zarodniki, które opadały na leśne poszycie zarówno w trakcie ostatniego sezonu pylenia, jak i tych wcześniejszych. Miejscowa gleba zawiera też niezliczone małe żyjątka oraz fragmenty martwych organizmów, które zamieszkiwały to środowisko jeszcze niedawno.

Kiedy przykucasz, by upewnić się, że naprawdę widzisz to, co widzisz, twoje włosy stykają się z gałązkami i listowiem nad miejscem, w którym leży ciało, i w ten sposób dostają się na nie pyłek, zarodniki i inne mikroskopijnej wielkości cząstki. Ślady, jakie pozostawiamy w otoczeniu – odciski stóp, zgubione włosy, włókna z ubrania – łatwo można przeoczyć lub szybko mogą zniknąć. Co jednak z tymi, jakie pozostawia otoczenie na was? A jeśli ktoś potrafiłby pozyskać takie dowody z waszego ciała i odzieży, zinterpretować je i dokładnie opisać na ich podstawie miejsce, z którego pochodzą, choćby znajdowało się ono bardzo daleko?

A teraz wyobraź sobie, że to ty jesteś mordercą. Co nieświadomie zabrałeś ze sobą z miejsca, gdzie ukryłeś swoją ofiarę?

W tym momencie na scenę wkraczam ja, a moja praca zaczyna przeplatać się z historią rozwoju kryminalistycznych metod identyfikacji. W 1994 roku byłam archeolożką środowiskową na University College London. Wkrótce jednak miało się to zmienić.

Od ponad czterdziestu pięciu lat zawodowo zgłębiam świat roślin, choć moje zauroczenie uniwersum przyrody trwa zdecydowanie dłużej. Jeszcze gdy byłam dziewczynką, bez względu na to, ile przeczytałam na temat otaczającego mnie świata roślin i zwierząt, zawsze chciałam dowiedzieć się o nim więcej. Do dziś nie wyzbyłam się przekonania, że zawsze pozostaje coś, co można poznać. To niewątpliwie frustrujące, ponieważ oznacza, że nigdy nie dobiegnie się do mety. Nikomu nie uda się tego dokonać. Droga jest wyczerpująca i nie ma końca.

Większość zawodowego życia spędziłam pochylona nad mikroskopem, przeglądając preparat za preparatem, starając się określić mieszaninę palinomorfów – mikroskopijnej wielkości ziaren pyłku i zarodników (spor) grzybów – wybarwionych na czerwono, zawieszonych w swego rodzaju galaretce i naniesionych na szkiełko podstawowe. Przypadkowemu obserwatorowi obraz, któremu się przyglądam, wydałby się plątaniną nieregularnych kształtów i plam, jednak palinolog – ktoś, kto zajmuje się badaniem właśnie palinomorfów – widzi w nim reprezentację danego środowiska przyrodniczego.

Mało komu, gdy zerknie na ziarno pyłku przez okular mikroskopu o dużym powiększeniu, nie wyrwie się bezwiednie komentarz odnoszący się do niezwykłego i złożonego piękna mikroświata, który ukazał się jego oczom. Jedne ziarna pyłku przypominają maleńkie kule z dziurkami na całej powierzchni, inne zaś hantle o ściankach ze zróżnicowaną liczbą otworów. Poza zagłębieniami i bruzdami we wszelkich możliwych rozmiarach i kształtach, powierzchnię ziarna pyłku pokrywają też skomplikowane wzory zmarszczek i fałd układających się w wiry, paski lub rzędy kolumn. Jedne ziarna są gładkie, a inne najeżone kolcami, które z kolei mogą być pokryte jeszcze mniejszymi wyrostkami. Prostota lub złożoność budowy wewnętrznej i powierzchni tych maleńkich produktów męskiej szyszki rośliny nagonasiennej lub pylników okrytonasiennej¹ umożliwiają nam poprawne przypisanie ich do danego gatunku rośliny.

Te drobiny, niezbędne do przedłużenia trwania gatunku, są naprawdę zachwycające, czasem budząc wręcz romantyczne wyobrażenia. Niestety, ku niezadowoleniu mojego bardzo uczuciowego męża jestem osobą pragmatyczną i twardo stąpającą po ziemi. Szczycę się wręcz swoim podejściem „opisuję tylko to, co widzę” i za każdym razem staram się zwalczyć w sobie pokusę szerszej interpretacji, ponieważ mogłaby ona prowadzić do powstawania błędów poznawczych. W mojej pracy zawodowej te drobne ziarna to coś znacznie ważniejszego niż element cyklu rozrodczego roślin lub grzybów. Dzięki nim tworzę narracje, które przekazuję następnie policji. Palinomorfy mogą świadczyć na przykład o tym, że nie byłeś tam, gdzie twierdzisz, że byłeś. Mogą mi podszepnąć, że kłamiesz albo naginasz fakty. Można je też porównać do nici, które po spleceniu ze sobą utworzą gobelin odwzorowujący, co i gdzie się stało, kto i w jakiej roli brał udział w danych wydarzeniach. Kiedy zostanie popełnione przestępstwo, moim zadaniem jest odczytać i przedstawić możliwości, które poznałam dzięki analizie ziaren pyłku, grzybów, porostów i mikroorganizmów pozyskanych z tego miejsca, a następnie poskładaniu w logiczną całość różnych faktów ze świata przyrody.

Kiedyś nazywałam wręcz siebie zawodową rozwiązywaczką łamigłówek, a określenie to nie odbiegało specjalnie od rzeczywistości. W mojej pracy bardzo liczy się dokładność, ale czasem odróżnienie ziaren poszczególnych pyłków nastręcza nie lada trudności. Trzeba być możliwie precyzyjnym, a gdy istnieją jakiekolwiek wątpliwości, należy korzystać ze sprawdzonych źródeł referencyjnych. Błędy mogą sprawić, że ktoś niesłusznie zostanie zatrzymany, a nawet skazany. To dlatego spędziłam w życiu niezliczone godziny, ślęcząc nad tycimi ziarnami pyłku, pracowicie je rozróżniając. A nie jest to banalne zajęcie, o nie.

Palinomorfy przedstawicieli starej ewolucyjnie rodziny różowatych (Rosaceae) zawsze mają trzy bruzdy, trzy pory oraz powierzchnię pokrytą prążkowanymi zawijasami. Wzory na ziarnach pyłku różnych gatunków należących do tej rodziny są do siebie bardzo podobne, mogą wręcz płynnie w siebie przechodzić, niezwykle trudno jest więc rozróżnić na przykład ziarna pyłku jeżyny, róży czy głogu – choć z kolei całą tę grupę można łatwo oddzielić od tarniny, śliwy i wiśni, których ziarna pyłku są pokryte znacznie wyraźniejszymi zawijasami. Miejsce zbrodni może więc znajdować się w sadzie wiśniowym, ale nie da się z całą pewnością stwierdzić, że próbka pod mikroskopem pochodzi właśnie z wiśni, a nie na przykład z tarniny – ponieważ różnice między nimi są naprawdę nieznaczne. Zarodniki „prostszych” roślin, takich jak mchy, wykazują jeszcze mniej cech charakterystycznych umożliwiających precyzyjne rozróżnienie gatunków. Rośliny, które wyewoluowały później niż mszaki, na przykład paprotniki, są od tych ostatnich bardziej zróżnicowane, choć jednocześnie nie aż tak, jak rośliny iglaste. Te z kolei są mniej różnorodne niż okrytonasienne. Świat tych ostatnich jest już niezwykle, wręcz oszałamiająco rozmaity, a my musimy jakoś odnaleźć w nim właściwą ścieżkę.

Bardzo możliwe, że nigdy nie spotkaliście przedstawiciela mojego zawodu – ba, może nawet nigdy wcześniej o takiej profesji nie słyszeliście. Czterdzieści lat temu rzeczywiście nie istniała. W większości krajów wciąż nie istnieje. Choć różnie się mnie określa, jedno przezwisko stało się szczególnie popularne, a mianowicie „gluciara”, na cześć opracowanej przeze mnie metody pozyskiwania śladów pyłku z jam nosowych ofiar. Mnie jednak bardziej trafia do przekonania „ekolog sądowy”, czyli ktoś, kto analizuje i interpretuje ślady wiążące się ze środowiskiem przyrodniczym tak, by wspomóc detektywów prowadzących śledztwo. Bez względu na to, czy chodzi o odnalezienie ciała ofiary w płytkim leśnym grobie, czy o odkrycie zmumifikowanych zwłok w podziemnej komórce na węgiel, czy też o wydobycie szczątków z zabagnionej rzeki, policja wzywa mnie na miejsce, bym przyjrzała się bliżej otoczeniu naturalnemu i poszukała wskazówek, które mogłyby wyjaśnić, co tam się wydarzyło. Gdy zbrodniarz przyznał się do winy, ale nie odnaleziono ciała, mam zidentyfikować ślady środowiskowe na jego ubraniu, obuwiu, narzędziach i samochodzie i spróbować odkryć, gdzie pogrzebano lub próbowano ukryć ofiarę. Jeśli badane są akty przemocy, w tym seksualnej, analizuję pyłek, zarodniki grzybów, skład gleby, mikroorganizmy i tym podobne ślady środowiskowe, weryfikując, czy sprawca i ofiara przebywali w tym samym otoczeniu, czy też nie. I chociaż nie jestem pierwszą osobą, która stara się pomóc w ujęciu przestępcy, badając świat roślin i zwierząt, to rozwinięcie tej dziedziny w Wielkiej Brytanii, otwarcie przed nią nowych perspektyw i opracowanie optymalnych procedur działania dla kolejnych jej przedstawicieli sprawiło, że pewnego pamiętnego dnia 1994 roku stało się to moim życiowym celem.

To właśnie moja działka: badam ślady interakcji między przestępcą a otaczającym go światem przyrody. Wskutek emitowania w telewizji nużąco powtarzalnych programów i seriali kryminalnych wiele osób wykazuje nadzwyczajne zainteresowanie kwestią śmierci, a nawet pewność, iż posiada sporą wiedzę na jej temat. Ludzi ci zobaczyli w telewizji setki aktorów, których ucharakteryzowano tak, by wyglądali jak martwi, i być może stali się nieczuli na widok zwłok. Kto jednak styka się stale z prawdziwą śmiercią, temu nigdy nie stanie się ona obojętna, a telewizyjne produkcje będą wydawać mu się banalne, głupie i pełne nieścisłości.

Istnieje pewne rozpowszechnione i moim zdaniem absurdalne mniemanie, że śmierć to tylko przystanek w długiej podróży naszych nieśmiertelnych dusz. Zupełnie w to nie wierzę. W czasach jeszcze całkiem niedawnych, w moim dzieciństwie, gdy chodziłam do kościoła, ludzie potrzebowali najwyraźniej tego typu przekonań, by stawić czoła najważniejszej z prawd – że nasze ciała to tylko minerały, woda i trochę energii. A także że na samym końcu ta energia, siła życiowa, znika, a nasze ciała, umysły, wspomnienia, wszystko, co składa się na naszą tożsamość, rozpada się na składowe i rozpuszcza w wielkim garze podstawowych pierwiastków, uniwersalnego budulca żywych istot. Większość z nas nie dopuszcza do siebie myśli, że składniki naszego ciała i umysłu, które uznajemy za siebie, kiedyś do nas nie należały i że gdy przeminiemy, zostaną wykorzystane w inny sposób. Mnie to w każdym razie ani nie smuci, ani nie niepokoi. Oto ostateczna forma recyklingu i tym samym reinkarnacji – i czeka ona każdego z nas, wierzącego czy nie.

Taka jest przyroda i choć niektórym wydać się może ona bezduszna i bezlitosna, to jest w tym piękniejsza niż najbardziej udziwnione i niemożliwe do potwierdzenia opowieści o życiu wiecznym. Jedyne życie po śmierci to to, które powstaje ze składowych naszych ciał, uwolnionych do środowiska po naszym zgonie, składowych, które można wykorzystać po raz kolejny i kolejny. Wyobraźmy sobie, że nasze ciało to fontanna wody pompowanej ze zbiornika. Określone ciśnienie wody i kształt dyszy, przez którą się ona wydostaje, dają charakterystyczny, jedyny w swoim rodzaju wzór – nasze ciało, nasze życie – ale zredukujmy ciśnienie do zera, a wzór zniknie, cała woda zaś trafi do zbiornika. To porównanie można odnieść również do pokarmów i wypitych płynów, które zapewniają nam energię w trakcie życia i nadają kształt. Nasza forma jest przejściowa. Po krótkim okresie trwania efektownych wodogrzmotów woda nieuchronnie spłynie strużką lub wirem prosto do zbiornika. Jeśli zaś zmieni się kształt dyszy, powstanie nowy wzór, nowe „życie”. Nasze ciała przybierają kształt, jaki nadaje im fontanna, a energia i części składowe tylko przez nie przepływają. Woda zawsze na końcu znajdzie się w zbiorniku.

Nie, nie ma więc życia po śmierci – ale śmierć ściśle wiąże się z życiem. Nasze żyjące ciało składa się z wielu wspaniale zrównoważonych względem siebie ekosystemów, martwe zaś staje się przebogatym i tętniącym życiem rajem dla mikrobów, nagrodą dla żywiących się padliną owadów, ptaków, gryzoni i innych zwierząt – z których część przybywa, by posilić się naszymi ziemskimi szczątkami, a część, by żerować na pierwszych przybyłych. Proces rozkładu ciała także wchodzi w zakres zainteresowań ekologa sądowego – ważne jest choćby to, jakiego rodzaju padlinożercy i w którym momencie zainteresowali się zwłokami. Larwy much i chrząszcze omarlicowate, osy i ścierwicowate, myszy i szczury, przepadające za padliną kruki i gawrony, lisy i borsuki, dżdżownice i ślimaki. Wszystkie mają znaczenie w mojej pracy, pomagając ustalić, kto, kiedy, gdzie i jak.

Właściwie powinnam przejść już do dalszej części tej opowieści, ale chcę jeszcze nakreślić w paru słowach, czego możecie się w niej spodziewać. Nie jest to książka opisująca historię czyjegoś życia, ponieważ to ze swojej natury jest zbyt obszerne i skomplikowane, by dało się je sensownie przedstawić w jednym tomie. Nie jest to też podręcznik, z którego można się nauczyć, jak zostać ekologiem sądowym, gdyż obszar zainteresowań tej dziedziny jest zbyt szeroki, a ona sama łączy w sobie wiele dyscyplin. Składają się na niego pewne aspekty botaniki, anatomii człowieka, zwierząt i roślin, gleboznawstwa, statystyki, palinologii (badań nad pyłkiem roślin, zarodnikami i podobnymi mikroskopijnymi bytami), mykologii (nauki o grzybach), bakteriologii, entomologii, parazytologii i wielu innych „logii”. Ekolodzy sądowi muszą znać budowę dużych i małych organizmów, ich tryb życia, występowanie, interakcje ze środowiskiem fizycznym i chemicznym oraz innymi stworzeniami. Uczymy się przez całe życie, a uzyskanie odpowiednich wyników (rezultatów jak najbardziej prawdopodobnych, ponieważ w tej dziedzinie trudno o absolutne rozstrzygnięcia) często opiera się na pewnej formie intuicji, budowanej w ciągu dziesiątków lat pracy, kompleksowego patrzenia na świat przyrody i wykorzystywania nauk empirycznych. Ale nie jest to też książka o śmierci.

Nie przerażają mnie martwe ciała. Zwłoki to zwłoki. Przestały już być ludźmi, stały się natomiast repozytoriami informacji, w których przyroda pozostawiła liczne wskazówki, za którymi możemy podążyć. W ciągu całej kariery tylko kilka razy opuściłam gardę, ulegając wpływowi historii związanej z ciałem leżącym w kostnicy. Pierwszy raz chodziło o zabójstwo dwudziestodwuletniej prostytutki, której zwłoki znaleziono w lesie i która osierociła troje dzieci. Było mi okropnie przykro i smutno ze względu na wszystko, przez co przeszła. Została odrzucona przez rodziców, gdy miała szesnaście lat, i musiała sobie radzić sama. Wpadła w sidła perfidnego alfonsa, który celowo uzależnił ją od kokainy, a następnie zmusił do prostytuowania się, by zarabiała na swoje uzależnienie i jego utrzymanie. Urodziła troje dzieci, nie znając ich ojców, ale nie porzuciła potomstwa. Jej wynędzniałe, drobne ciało dobitnie świadczyło, jak ciężkie życie wiodła, oddając się za pieniądze, by zapewnić byt swoim najbliższym. Kiedy zobaczyłam jej zwłoki, rozciągnięte na stalowym stole w prosektorium, rozpłakałam się – nie dlatego, że umarła, lecz ze względu na jej marny los i wszystko, co przecierpiała dla swoich dzieci. Podziwiałam ją za tę niezłomność.

Innym przypadkiem, który niezwykle mnie poruszył, było morderstwo piętnastoletniej Skandynawki o perfekcyjnym ciele, spoczywającym nago na stole w kostnicy w ostrym świetle lamp. Została zamordowana w lesie z powodu nieopanowanej żądzy pewnego mężczyzny i jego obsesji, by patrzeć na nią nagą, podczas gdy on będzie klęczał w trawie i się masturbował. Fizyczna doskonałość jej cielesnej powłoki wprawiła mnie w głęboki smutek – ze względu na życie, które ta dziewczyna mogła i powinna mieć, a które jej odebrano.

Często przyglądałam się śmierci – i to nie tylko w przypadku ludzi, których okoliczności przeniesienia się na tamten świat starałam się ustalić, lecz także osób mi bliskich. Jak wszyscy straciłam rodziców, ale zanim to się stało, odeszła też – na co nie byłam gotowa – moja babcia, która miała znaczny udział w moim wychowaniu. Doświadczyłam także, gdy byłam jeszcze dość młoda, odejścia mojej niespełna dwuletniej córeczki. Moja bogata wyobraźnia wciąż podsuwa mi jej obrazy, jakby przeniesione z książeczek dla dzieci Margaret Tarrant – zawsze optymistycznie przedstawiających perfekcyjne życie. Moje bardziej pragmatyczne „ja” rozumie te fantazje. Sama byłam bliska śmierci i widzę śmierć taką, jaka jest: beznamiętną i obojętną. Widzę ją jako jeden z wielu procesów w przyrodzie, nieograniczony i bezkresny, jak wiele innych.

Niniejsza książka zabierze was w podróż po świecie, w którym się obracam. Będę w nim waszym przewodnikiem, ukazującym fascynującą relację łączącą śmierć i przyrodę. Obejrzymy żywopłot w Hertfordshire, gdzie po raz pierwszy dotarło do mnie, że badania środowiska roślinnego niosą dla kryminalistyki niezwykłe źródło informacji – był to moment, który zmienił moje akademickie postrzeganie przyrody i otworzył przede mną nowe możliwości.

Zabiorę was do rowu, w którym siedziałam przez kilka godzin obok toczonego przez robaki ciała, a także na tzw. „Trupią Farmę” w Tennessee, gdzie obserwuje się i bada zwłoki pod kątem ich rozkładu, czerpiąc z tego wiele cennych informacji, a wreszcie do mieszkania w Dundee, gdzie szare i brązowe pleśnie, porastające przesiąknięte krwią dywany i poduszki, wskazały moment śmierci ofiary. Wybierzemy się na przechadzkę po gęstym lesie i odizolowanym od świata wrzosowisku, obejrzymy ciało porzucone na miejskim rondzie oraz pewne miejsce w południowej Anglii, gdzie odprawiano szamanistyczne obrzędy z wykorzystaniem halucynogennych, trujących roślin. Odwiedzimy także płytkie groby zdecydowanie zbyt wielu zaginionych dziewcząt, których rodziny już nigdy nie ujrzały żywych. Po drodze zrobimy kilka wypadów w moje rodzinne strony: opowiem wam o ludziach, których kochałam i straciłam, a także o pewnej dolinie w Walii, gdzie nasiąkałam fascynacją do natury, podziwiając stworzone przez nią cuda i jej niezmierzoną różnorodność. Jeśli na koniec okaże się, że udało mi się przekazać wam choćby odrobinę zachwytu, z jakim przyglądam się roślinom, zwierzętom i mikrobom, jeśli innym okiem spojrzycie na to, jak my, ludzie, funkcjonujemy w ramach wyznaczanych przez naturę – poczytam to sobie za sukces i uznam, że osiągnęłam cel.

Prawdę mówiąc, niewiele osób pojmuje, jak bardzo ludzki świat przenika się ze światem przyrody. Większość z nas mieszka w miasteczkach lub na przedmieściach, ale bez względu na to, czy na stałe przebywamy w mieście, czy gdzieś z dala od niego, dzika przyroda jest tuż obok. Może i jesteśmy najbardziej zmieniającym swoje otoczenie gatunkiem ze wszystkich, które chodziły lub pełzały po powierzchni naszej planety, ale dzielimy ją z ponad ćwierć milionem gatunków roślin, trzydziestoma pięcioma tysiącami ssaków, ptaków, ryb i płazów, a według ostatnich ocen także z ponad pięcioma milionami gatunków grzybów i może nawet trzydziestoma milionami gatunków owadów. Nie wspominam tu o niezliczonych niemal anonimowych przedstawicielach mikroskopijnego świata, z których istnienia w wielkim stopniu korzysta ekologia sądowa. Choć na ziemi żyje obecnie około siedmiu miliardów ludzi, na każdego z nas przypada około dwustu milionów owadów. Kiedy to sobie uświadomimy, przestaje dziwić, że przyroda także pozostawia na nas swój ślad.

Obecnie modne jest twierdzenie, że żyjemy w stale inwigilowanym społeczeństwie, ale to nie znaczy, że ludzi śledzi się tylko za pomocą kamer. Mogę ustalić, gdzie byliście, dzięki mikroskopijnym cząstkom na waszych butach. Na podstawie pyłku, który osiadł wam na podeszwach, mogę określić, którą drogą wracaliście do domu, czy szliście przez las, w którym rosły dzwonki, czy przez ogród. Mogę sprawdzić, gdzie spotkaliście się z ukochaną czy ukochanym, w której części pola czekaliście na spotkanie i o którą część muru się oparliście. A gdybyście mieli nieszczęście trafić do mnie już jako zwłoki, po przebadaniu grzybów, które wyrosły na waszej skórze i ubraniu, oraz zarodników i pyłku w waszych włosach, na ubraniu i butach mogę opowiedzieć waszym bliskim, jaka śmierć was spotkała oraz gdzie i kiedy się to stało. Mogę też stwierdzić, kto odebrał wam ukochaną, obejrzawszy roślinne ślady na butach, które sprawca miał na sobie, gdy ukrywał jej ciało w płytkim grobie. Pobierając ziarna pyłku, zarodniki i inne drobiny z jam nosowych zmarłego, mogę ustalić, czy ktoś został pogrzebany żywcem, czy też może gleba, która dostała się do jego nozdrzy, pochodzi ze znajdującego się nieopodal grobu miejsca, gdzie go uduszono. Wszyscy oddziałujemy na otoczenie, ale i ono odciska na nas swój ślad, wewnątrz i na zewnątrz. I choć czasem trzeba nieco się postarać, by go dostrzec, przyroda uczciwie wyzna wszystko, ujawni każdy sekret – temu, kto wie, gdzie szukać jej podpowiedzi.

------------------------------------------------------------------------4

------------------------------------------------------------------------

Pod powierzchnią

Przyszłam na świat w wyjątkowo mało zachęcających okolicznościach. Urodziłam się w skromnym domku w górniczej osadzie w Walii, w samym środku ostrej zimy, w połowie drugiej wojny światowej. Świat był pełen niedoli, choć wojna toczyła się gdzieś daleko od nas. Mieszkaliśmy na wzniesieniu niecały kilometr na wschód od czarnej od mułu węglowego rzeki Rhymney, spływającej raźno do ujścia Severn. Rhymney oddziela nas od hrabstwa Glamorgan, zamieszkanego przez ludzi znacznie się różniących od nas, mieszkańców znacznie zieleńszego hrabstwa Gwent. Niedaleko na północy leżą masywy górskie Black Mountains i Brecon Beacons, kawałek na południe jest już morze, a pełna zieleni dolina Wey leży tylko kilka kilometrów na wschód. Ścieżką tuż za domem, idąc ostro pod górę, można było dojść na wzniesienie, z którego roztaczała się wspaniała panorama pozbawionych drzew gór. W naszej okolicy nie rosło dużo kwiatów ogrodowych, ze względu na ustawiczne najazdy schodzących z wyżyn owiec. Ulicami miasteczka niemal zawsze kłusowały jakieś owcze uciekinierki, dumne jak królowe, ze zmierzwioną wełną i podążającymi za nimi jagniętami.

Najbardziej zniechęcający jednak, pomijając zimę i wojnę, był fakt, że przyszłam na świat jako dziecko moich rodziców. Moja mama była za młoda na macierzyństwo. Gdy mnie urodziła, nie mała jeszcze dwudziestu dwóch lat, ale poddała się presji miejscowych obyczajów i po zaledwie trzech latach małżeństwa zdecydowała się na dziecko. Mój ojciec był od niej tylko cztery lata starszy, a ponieważ pracował w kopalni, był tam bardziej użyteczny niż na froncie. To była oszałamiająca para. Moja mama była niska i pełna energii, o mlecznobiałej skórze, jasnych włosach i zadziwiająco wręcz błękitnych oczach. Mój ojciec z kolei stanowił skrzyżowanie Clarka Gable’a i Errola Flynna, miał hollywoodzki czarny wąsik, błękitne oczy i wspaniały głęboki, basowy głos. Nie miał na ciele grama tłuszczu, a sześciopak na brzuchu zawdzięczał kopaniu węgla, a nie sesjom na siłowni. Miał charyzmę, a kobiety w jego towarzystwie natychmiast zaczynały go kokietować. To z pewnością musiało wprawiać w niepewność moją matkę, choć ona także z pewnością nie mogła narzekać na brak admiratorów. Ludzie, którzy pamiętali ją z czasów jej młodości, mówili mi, że wyglądała jak gwiazda filmowa uwięziona w szarej wiosce. Nigdy nie widziano jej bez szminki na ustach i bez starannie ułożonych włosów – cóż za kontrast z jakże licznymi przypadkami kobiet z jej otoczenia, które z zarumienionych uroczo w dniu swojego ślubu młodych panien zmieniały się w nowych życiowych realiach w zaniedbane żony górników. Zwyczajowo kobiety chowały włosy pod zawojem i zakładały na siebie walijską chustę, w której trzymały niemowlę, dzięki czemu obie ręce miały wolne i mogły pracować. Moja mama była jednak zdeterminowana, by nie nosić tego rodzaju pęta – w efekcie nigdy nie miałam możliwości odczucia bezpieczeństwa i bliskości przy jej piersi; choć do dziś pamiętam jej wyraźny, choć delikatny zapach. Ich życie małżeńskie przebiegało jednak dość burzliwie – w lepszych chwilach, gdy stać mnie na wspaniałomyślność, stwierdzam, że było to zapewne nieuniknione. Jednak to ja tkwiłam w samym środku tego chaosu i do dziś trudno mi wybaczyć im ciągłe napięcie w naszym domu.

Ówczesny świat poważnie różnił się od dzisiejszego, choć pewne elementy z przeszłości przetrwały do naszych czasów. Wszyscy wiedzieli, co dzieje się u innych, a przynajmniej tak im się wydawało. Moje ciotki, wujowie i kuzyni mieszkali przy tej samej ulicy, a rodzice ojca byli właścicielami małego sklepu spożywczego na samym szczycie wzgórza. Moje wspomnienia z tamtych czasów przypominają mozaikę kolorowych kawałków szkła – jedne są przejrzyste, inne matowe, jeszcze inne porysowane i zniekształcone. Pierwszym, co wyraźnie pamiętam, było to, że siedzę z wyciągniętymi nogami na tylnej czarnej kanapie samochodu. Byłam wtedy zdziwiona, że moje nogi są krótsze niż wszystkich osób obok – i nie podobały mi się moje buciki. Kiedy pierwszy raz opowiedziałam o tym wspomnieniu mojej mamie, nie chciała mi uwierzyć aż do momentu, gdy opisałam swoją żółtą jedwabną sukienkę z nieco zbyt ciasnymi bufiastymi rękawami oraz zielone buciki z żółtym paskiem biegnącym od nosków. Mama była również oszołomiona, gdy opisałam inne wspomnienie – jak w bawialni cioci Evy robiono mi zdjęcie i podsadzono mnie na krześle, wystrojoną tym razem w drapiącą i za dużą na mnie różową sukienkę z organzy. Przysłali mi ją w prezencie krewni z Australii, z czego moja rodzina była bardzo dumna. Moja mama nie mogła uwierzyć, że pamiętam to wszystko tak wyraziście. „Ale w tym samochodzie miałaś tylko osiemnaście miesięcy, a kiedy robiono zdjęcie, dwa lata!” Mimo to zapamiętałam to wszystko bardzo dobrze, a wspomniane chwile na dobre zapisały się w mojej głowie. Do dziś nie mogę wyjść z podziwu, że małe dziecko może myśleć tak analitycznie i mieć tak zdecydowane zdanie w różnych kwestiach. Nie lekceważcie szkrabów – one mogą zapamiętać rzeczy, które wolelibyście, by zapomniały.

Oczywiście geny, których aktywność wpływa na chemię naszych mózgów, dziedziczymy po rodzicach, ale to, „kim jesteśmy”, kształtuje się także pod wpływem doświadczeń z okresu dzieciństwa i późniejszych. Myślę, że ludzie opisaliby mnie jako towarzyską, pewną siebie i asertywną, w czym przypominam rodziców. Oprócz genetyki sporą rolę odegrała w tym także obserwacja ich zachowania. Na geny nakłada się bowiem wpływ memów. Kiedy tylko ktoś odwiedzał nasz dom, oczekiwano, że dzieci popiszą się recytacją, śpiewem czy zagrają przerażającą interpretację jakiegoś utworu na pianinie. Nikt z nas nie miał prawa być nieśmiały lub wycofany. Był to całkiem niezły sposób na wytrenowanie zdolności komunikacyjnych; warto zauważyć, że nauczyciele byli jednym z głównych „produktów eksportowych” naszego małego kraju, a Walijczycy mają pewne inklinacje do teatru.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: