Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Stłumione głosy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
11 czerwca 2022
Ebook
44,90 zł
Audiobook
37,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Stłumione głosy - ebook

Seria Vera została zekranizowana z Brendą Blethyn – dwukrotnie nominowaną do Oscara laureatką Złotego Globu i Złotej Palmy – jako serial telewizyjny bijący na świecie rekordy popularności, wielokrotnie emitowany również w Polsce.

Seria Vera. Tom 4

Inspektor Vera Stanhope znajduje w saunie ciało martwej kobiety. Przez chwilę przelatuje jej przez głowę myśl, że choć raz w życiu ma do czynienia  ze śmiercią z przyczyn naturalnych. Ale śmierć nigdy nie jest zwyczajna ani prosta… A na szyi kobiety widnieją ciemne pręgi...
Vera rozpoczyna śledztwo.
Szybko ustala, że ofiarą jest Jenny Lister, kierowniczka miejscowego ośrodka opieki społecznej.Poznaje jej córkę, narzeczonego córki, jego matkę – autorytet lokalnej elity – i koleżankę Jenny z pracy.  W tej sprawie przewija się zastanawiająco dużo kobiet… Kobiet niezamężnych, rozwiedzionych, porzuconych, zaniedbywanych. Każda z nich to osobna opowieść: o samotności, milczącym cierpieniu, poczuciu winy.
Każda z nich ma motyw zbrodni…

Vera Stanhope – jedyna w swoim rodzaju inspektor – niezadbana, samotna i obdarzona błyskotliwą inteligencją – za pomocą niezwykłej intuicji wyciąga z chaosu ludzkich namiętności zdawałoby się nielogiczną, lecz słuszną konkluzję. „Publishers Weekly”

Niepoddająca się żadnym regułom ani konwenansom Vera Stanhope jest jedynym pewnikiem w powieści pełnej prawdopodobnych podejrzanych, niejasnych motywów i ukrytych wskazówek, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje. „Kirkus Reviews”

Seria VERA to wizytówka Ann Cleeves: jej umiejętności zaglądania w duszę pozornie zwyczajnych ludzi i wydobywania gwałtownych emocji, gotujących się latami pod pozornie zwyczajną powierzchnią. Eurocrime

ANN CLEEVES to jedna z najwyżej cenionych brytyjskich autorek kryminałów wydawanych w 23 krajach. Jej misternie skonstruowane po­wieści odsłaniają sekrety zamkniętej społeczności, a każda ze znako­micie sportretowanych postaci jest odrębną zagadką psychologiczną.

Seria Vera to powieści i filmy o niepowtarzalnym nastroju smutku, pustki i samotności. Tu strach trzyma za gardło od pierwszej chwili, a do ostatniej nie sposób odgadnąć, kto zabijał.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-7971-8
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Vera płynęła powoli. Minął ją starszy mężczyzna w gumowym czepku, wyglądającym jak za mocno naciągnięty kondom. Nie był dobrym pływakiem, ale i tak był szybszy od niej. Ona była ślimakiem basenowego świata. A mimo to niemal mdlała z wysiłku, jakiego wymagało posuwanie do przodu ciężkiego ciała w wodzie.

Nienawidziła czuć wody na twarzy – jedno chlapnięcie i miała wrażenie, że się topi – płynęła więc ostrożną żabką, z podbródkiem parę centymetrów nad powierzchnią wody. Podejrzewała, że wygląda jak wielki żółw.

Zdołała unieść głowę jeszcze wyżej, by spojrzeć na ścienny zegar. Prawie południe. Lada chwila wysportowani, atrakcyjni staruszkowie przyjdą na wodny aerobik. Kobiety z pomalowanymi paznokciami palców stóp, w kwiecistych kostiumach, napędzane przyjemną świadomością, że są ostatnim pokoleniem, któremu wczesna emerytura zapewniła jaki taki luksus. Ryknie głośna muzyka, tak zniekształcona przez wymyślny system nagłaśniający i koszmarną akustykę basenu, że w ogóle nie będzie przypominać muzyki. Młoda kobieta w lycrze zacznie krzyczeć. Verze skóra ścierpła na samą myśl. Przepłynęła już swoje obowiązkowe dziesięć długości. No dobra, osiem. Nie potrafiła się oszukiwać, choćby to była kwestia życia i śmierci. A w tej chwili, z tymi płucami na granicy wytrzymałości, miała wrażenie, że naprawdę od tego zależy jej życie. Więc pieprzyć to! Pięć minut w saunie, supermocna latte i do roboty.

To pływanie było pomysłem jej lekarki. Vera poszła na standardowe badania, przygotowana na standardowy wykład na temat swojej wagi. Zawsze kłamała na temat ilości pochłanianego alkoholu, ale waga była oczywista i nie dało się jej ukryć. Lekarka była młoda, wyglądała wręcz jak dziecko przebrane w szacowne, dorosłe ciuchy.

– Zdaje sobie pani sprawę, że się pani zabija? – Pochyliła się do przodu nad biurkiem, aż Vera zobaczyła z bliska idealną skórę nieskalaną makijażem, poczuła dyskretne, dorosłe perfumy.

– Nie boję się śmierci – odpowiedziała. Lubiła wygłaszać takie dramatyczne oświadczenia, ale to chyba było zgodne z prawdą.

– Nie, no może pani nie umrze. – Lekarka miała czysty głos, choć odrobinę za wysoki, by słuchało się go przyjemnie. – Przynajmniej nie od razu. – I wymieniła wszystkie niemiłe objawy, jakimi mogła zaowocować skłonność Very do folgowania sobie. Stara szkoła, kawa na ławę. – Najwyższy czas na podjęcie paru niełatwych decyzji w kwestii stylu życia, pani Stanhope.

Pani inspektor, miała ochotę powiedzieć Vera. Pani inspektor Stanhope. Choć i tak wiedziała, że jej stopień nie zrobi na tym dziecku żadnego wrażenia.

Tak więc Vera zapisała się do klubu fitness w dużym hotelu za miastem i niemal codziennie udawało jej się wygospodarować godzinkę w ciągu dnia, by przepłynąć dziesięć długości basenu. Albo osiem. Nigdy mniej niż osiem, pomyślała z dumą. Starała się wybierać pory, kiedy klub był pusty. Wczesne poranki i wieczory nie wchodziły w grę. Wtedy szatnię oblegały młode, chude, opalone kobiety, które podłączały się do iPodów i zajmowały wszystkie sprzęty na siłowni. Jakżeby Vera mogła odsłonić swoje łuszczące się od egzemy nogi, swój obwisły brzuch, swój cellulit przed tymi szczebioczącymi, chichoczącymi boginiami? Czasami zaglądała do sali wyglądającej jak nowoczesna izba tortur, pełnej wielkich maszyn i dyszących, wijących się ciał. Mężczyźni błyszczeli od potu i Vera z niejaką fascynacją patrzyła na te śliskie mięśnie, szerokie bary i stopy w sportowych butach tłukące w bieżnie.

Zwykle przychodziła do klubu przed południem – wymykała się z pracy pod pretekstem takiego czy innego spotkania. Specjalnie wybrała miejsce dość oddalone od komisariatu; jeszcze tego by brakowało, żeby rozpoznał ją ktoś znajomy. Nie powiedziała kolegom, że zapisała się do klubu, i choć pewnie czasami czuli od niej zapach chloru, nie byli tacy głupi, żeby to komentować.

Dotarła do brzegu i przystanęła, żeby złapać oddech. Nie byłaby w stanie wyskoczyć w tym miejscu, jak robiła to młodzież. Kiedy brodziła w stronę schodków, ktoś z personelu przesunął linę z bojkami na środek basenu, by odgrodzić miejsce przeznaczone na wodny aerobik. Zdążyła w samą porę.

W saunie pachniało cedrem i eukaliptusem. Para była tak gęsta, że w pierwszej chwili Vera nie widziała, czy jest tu ktoś oprócz niej. Nie przeszkadzało jej towarzystwo kobiet – tutaj przynajmniej nikt nie widział jej brzydoty. Sąsiedzi mogli wyczuwać jej masę, ale nie dostrzegali szczegółów. O dziwo, czuła się bardzo nieswojo, kiedy była tu sam na sam z mężczyzną. Nie chodziło o to, że bała się ataku czy nawet dotyku nie na miejscu, gdyby jakiś wariat zechciał się na to narazić. Od pływalni oddzielały ją tylko wahadłowe drzwi i krzyk na pewno ściągnąłby kogoś z personelu. Zresztą, jakoś nigdy nie przerażali jej pomyleńcy. Przeszkadzała jej wyłącznie intymność sytuacji. Czuła, że gdyby wdała się w rozmowę, mogłaby odsłonić się w sposób, którego później by żałowała. Prawie naga, oszołomiona temperaturą i zapachem – spotkanie w takim miejscu mogłoby doprowadzić do zbyt poufnych zwierzeń, na niebezpieczne terytorium.

Zauważyła, że dzieli saunę z kobietą. Siedziała w kącie z podciągniętymi kolanami, ze stopami opartymi na marmurowej ławie. Głowę miała odchyloną do tyłu i wyglądała na absolutnie zrelaksowaną. Vera pozazdrościła jej. Taka całkowita relaksacja była stanem, który rzadko udawało jej się osiągnąć. Dziecinna pani doktor zasugerowała jogę i Vera poszła na jedne zajęcia, ale stwierdziła, że to potworna nuda. Utrzymywanie jednej pozycji przez całe wieki, leżenie płasko na plecach, kiedy myśli i pomysły kotłują ci się w głowie i podrywają cię do działania, to miało być relaksujące? Vera powoli usiadła na marmurze śliskim od skroplonej pary i chociaż bardzo uważała, wydała odgłos przypominający mokre pierdnięcie. Taktowna sąsiadka nie zareagowała. Vera spróbowała odchylić głowę do tyłu i zamknąć oczy, ale do mózgu natychmiast wtargnęły myśli o pracy. Nie zajmowała jej żadna konkretna sprawa. Od Bożego Narodzenia było wyjątkowo spokojnie. Zawsze jednak było coś do myślenia: jakieś niedające spokoju zastrzeżenia do polityki biurowej, wspomnienie tropu, który powinna była sprawdzić. Właśnie w takich chwilach fizycznego bezruchu jej mózg był najbardziej aktywny.

Otworzyła oczy i zerknęła z zazdrością na kobietę w kącie. Para była jakby mniej gęsta i Vera zauważyła, że jej towarzyszka nie jest w wieku emerytalnym, a dużo młodsza, koło czterdziestki. Krótkie kręcone włosy, gładki, niebieski kostium. Szczupła, z długimi, ładnymi nogami. Dopiero w tej chwili, kiedy ukryty nawiew znów przegonił parę, Vera zorientowała się, że kobieta jest zbyt nieruchoma, jej skóra jest zbyt blada. Obiekt jej zazdrości był martwy.2

Na basenie zaczął się już aerobik. Grała muzyka, choć dało się z niej wyłowić tylko łomoczące basy. Vera spojrzała nad wahadłowymi drzwiami. Osoby w wodzie wykręcały tułowia i wymachiwały rękami nad głową. Schyliła się nad ciałem i poszukała pulsu, ale wiedziała, że go nie znajdzie. Kobieta została zamordowana. Miała wybroczyny na białkach oczu i siniaki na szyi. Vera wiedziała, że to podłe, ale cichy głosik w jej głowie krzyknął z radości. Zawahała się przez chwilę. Ostatnia rzecz, jakiej chciała, to wywołać ogólną panikę. Nie była też gotowa powitać ratowników medycznych i kolegów w swoim czarnym kostiumie kąpielowym, w którym wyglądała jak mały balon zaporowy. Najpierw musiała się ubrać.

Młoda kobieta w klubowym uniformie – żółtej koszulce polo i żółtych szortach – zbierała piankowe pływaki z brzegu basenu. Vera przywołała ją na migi.

– Tak? – Identyfikator zawieszony na nylonowym sznurku na szyi kobiety mówił, że ma na imię Lisa. Rzuciła pływaki na stertę, posłała Verze zawodowy uśmiech.

– W saunie jest martwa kobieta. – Na pływalni panował taki hałas, że Vera nie bała się, iż zostanie usłyszana przez niepowołane osoby.

Ale dziewczyna ją usłyszała. Uśmiech zniknął. Lisa gapiła się na nią, oniemiała i przerażona.

– Jestem z policji – oznajmiła Vera. – Inspektor Stanhope. Proszę tutaj stać. Nie wchodzić do środka i nie wpuszczać nikogo innego. – Wciąż żadnej odpowiedzi. Lisa ciągle stała z wytrzeszczonymi oczami. – Czy pani mnie słyszała?

Lisa skinęła głową; ciągle nie mogła wydobyć z siebie słowa.

Szatnia była prawie pusta, bo zajęcia na basenie nie skończyły się jeszcze. Vera wyjęła z szafki komórkę i zadzwoniła do sierżanta Joego Ashwortha, swojego asystenta. Przez moment zastanawiała się, czy nie skłamać. „Piłam kawę w barze i personel zawołał mnie na dół, kiedy znaleźli ciało”. Ale oczywiście to by nie przeszło. Pociła się w saunie, nawet kichnęła. Zostawiła swoje DNA. Razem z DNA niezliczonych członków klubu fitness. A poza tym, ileż to razy sama perorowała na temat drobnych kłamstw wypowiadanych przez świadków, którzy chcieli sobie zaoszczędzić wstydu?

Wolną ręką naciągnęła na siebie majtki. Wiedziała, że kiedy zajęcia się skończą, uczestnicy staną w kolejce, by skorzystać z sauny, a nie była pewna, czy ta dziewuszka w żółtym uniformie ma dość siły przekonywania, by ich zatrzymać.

Ashworth odebrał.

– Mam tu podejrzany zgon – powiedziała. Właściwie nie trzeba było się wdawać w szczegóły, w jaki sposób natknęła się na trupa, więc je pominęła. – Załatw, co trzeba i zjaw się tutaj.

– Dlaczego nie z przyczyn naturalnych? Gorąco, wysiłek, pierwsze, co przychodzi do głowy, to zawał. Może ktoś w klubie naoglądał się za dużo kryminałów w telewizji? Dodał dwa do dwóch i wyszło mu pięć?

– Ta biedaczka została uduszona. – Vera wiedziała, że tak nie można, ale spodziewała się, że Ashworth jakimś cudem czyta jej w myślach i zawsze się irytowała, kiedy okazywało się, że nie. Poza tym, czy naprawdę wzywałaby go do zawału?

– Jestem niedaleko – oznajmił. – W tym eleganckim centrum ogrodniczym, kupuję urodzinowy prezent dla mamy. Będę za dziesięć minut.

Rozłączyła się i ubierała dalej. Spódnica spadła jej na kostium kąpielowy i teraz miała mokrą plamę z tyłu. Wyglądało to, jakby Vera się posikała. Zaklęła pod nosem i wróciła na pływalnię, omijając basenik do płukania stóp. Czuła na sobie potępiające spojrzenia. To nie było miejsce dla ubranych ludzi. Musiała znaleźć menedżera, ale nie chciała opuszczać miejsca zdarzenia. Aerobikowy szał osiągał kulminację. Taneczny wąż pląsających pań – z jednym czy dwoma panami – okrążał basen. Muzyka umilkła i wąż rozpadł się na roześmiane, rozgadane fragmenty. Kobieta w lycrze krzyknęła do mikrofonu, że wszyscy spisali się świetnie i że już się cieszy na kolejne spotkanie.

Vera dostrzegła swoją szansę i porwała mikrofon z dłoni instruktorki. Milczała przez sekundę. Zawsze uwielbiała być w centrum uwagi. Wiedziała, że czasami jest uważana za śmieszną postać, ale to przeszkadzało jej mniej niż bycie ignorowaną.

– Panie i panowie.

Spojrzeli na nią, zaniepokojeni tym zakłóceniem zwykłego biegu rzeczy, widokiem tej kobiety tak bardzo nie na miejscu. Co się dzieje? Może to jakaś demonstracja? Demokratyczny Front Grubasów domaga się swojego prawa do niezdrowego trybu życia? W każdym razie tak właśnie Vera odebrała ich reakcję, ale miała na sobie ubranie i to dawało jej poczucie wyższości. Ze swojego miejsca widziała pomarszczone szyje i obwisłą skórę ramion, patrzyła z góry na siwe odrosty.

– Jestem inspektor Vera Stanhope z Policji Northumberland. – Uniosła wzrok i dostrzegła Joego Ashwortha, który wyszedł właśnie z szatni z mężczyzną w garniturze, zapewne kimś z kierownictwa hotelu. Przyjechał szybciej, niż się spodziewała. – Przykro mi poinformować państwa, że w klubie doszło do nagłego zgonu i muszę prosić państwa o współpracę. Proszę wrócić do szatni. Kiedy już państwo się ubiorą, poprosimy państwa o zaczekanie w jadalni, aż spiszemy państwa dane. To nie powinno potrwać długo. Postaramy się zaoszczędzić państwu niedogodności, być może jednak będziemy musieli skontaktować się z państwem w późniejszym terminie. – Spojrzała ponad wodą na Ashwortha i jego towarzysza. Obydwaj skinęli głowami na znak, że i oni zrozumieli, czego od nich oczekuje.

Pływalnia opróżniała się powoli. Wszyscy byli zaciekawieni, podekscytowani. Jak banda uczniaków, pomyślała Vera. Przynajmniej nie będzie narzekania, że ich zatrzymano w celu złożenia zeznań. Ci ludzie mieli za dużo czasu, a za mało podniet w życiu. Trudno było uwierzyć, że ktoś z nich może być mordercą.

Ashworth obszedł basen i dołączył do niej; razem z nim przyszedł krawaciarz. Mężczyzna był młody, skory do pomocy, a do tego mały, okrągły i podrygujący – przypominał gumową piłkę. Obawiała się, że kierownictwo hotelu będzie robić trudności, bo morderstwo może zaszkodzić interesom, ale ten człowiek był tak samo podekscytowany jak emeryci w basenie. Stał na palcach i zacierał ręce. Vera miała wrażenie, że myśli tylko o tym, jaką to ciekawą historię będzie miał do opowiedzenia swojej dziewczynie po pracy i pewnie miał nadzieję, że pokażą go w lokalnych wiadomościach. W dzisiejszych czasach każdy chciał swoich pięciu minut sławy.

– To jest Ryan Taylor – przedstawił go Ashworth. – Zastępca kierownika.

– Czy mogę coś zrobić, pani inspektor?

– Tak. Proszę zorganizować herbatę i kawę. Dużo. I podać w jadalni. Z ciastkami. I kanapki. Przetrzymamy tych ludzi dość długo, a jest już pora lunchu. Lepiej, żeby się nie złościli.

Taylor zawahał się.

– Może być odpłatnie – powiedziała, domyślając się, o co mu chodzi. – Przy cenach, jakie tu macie, to są ludzie, którzy mogą sobie pozwolić na wymyślną kawę za parę funtów.

Twarz mu pojaśniała. Śmierć nieznajomej kobiety w średnim wieku nie była dla niego tragedią. Raczej okazją marketingową. Vera sądziła, że Taylor ich zostawi, ale on tylko odszedł parę metrów i przez chwilę mówił do walkie-talkie, które nosił przypięte do paska.

Lisa wciąż stała pod drzwiami sauny. Była blada. Vera była ciekawa, czy otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Po tak młodej dziewczynie spodziewałaby się raczej reakcji podobnej do zachowania kierownika. Dla niej śmierć pewnie nie była rzeczywista. Była raczej pierwszą sceną medialnego wydarzenia.

– Dotykała pani czegoś? – spytała Vera. – Jeśli tak, to żaden problem, oczywiście, ale musi mi pani powiedzieć. Odciski palców. Wie pani. – Pomyślała jednak, że odciski palców uda się zdjąć tylko z zewnętrznej strony drzwi. W środku, z tą parą? Marne szanse. Proszek daktyloskopowy zmieni się w maź.

Lisa odezwała się w końcu. Cichy, nieśmiały głosik.

– Nie – powiedziała. – Niczego nie dotykałam.

– Dobrze się pani czuje, kotku?

Młoda kobieta wzięła się w garść, uśmiechnęła.

– Tak, jasne.

– Była pani cały dzień na zmianie?

– Od ósmej rano.

Vera naciągnęła na dłonie lateksowe rękawiczki, które przed chwilą dostała od Ashwortha. Prawdziwy harcerz z tego Joego, zawsze przygotowany. Kiedy spojrzała na swoje palce, przypomniał jej się staruszek w czepku. Ciekawe, czyby go rozpoznała w ubraniu? Niekoniecznie. Otworzyła drzwi sauny.

– Proszę zajrzeć – zachęciła. – Śmiało. To nie wygląda makabrycznie. Chciałabym wiedzieć, czy pani ją rozpoznaje. Toby nam zaoszczędziło sporo czasu. – Joe za plecami Lisy marszczył brwi i kręcił głową, pełen dezaprobaty i oburzenia. Chłopak uważał kobiety za delikatne kwiatki, które nie przetrwają bez jego ochrony.

– Ja właściwie nie znam nikogo po nazwisku – odparła Lisa. – Nie znamy gości z basenu. Kiedy się prowadzi zajęcia, to co innego.

– Ale może zdoła nam pani powiedzieć, czy przychodziła tu regularnie. Może bywała na pani zajęciach.

Po chwili wahania Lisa zajrzała do sauny.

– Widziała ją już pani? – spytała Vera zniecierpliwiona. Co było nie tak z tą dziewczyną? Miała już dość tych słabowitych, mdlejących młódek.

– Nie jestem pewna. Wszystkie panie wyglądają dość podobnie, prawda? – Cóż, Vera nie mogła się nie zgodzić. Jej też wszystkie chude dziewczyny wydawały się takie same.

– Da się wyłączyć tę parę? – Vera nie wiedziała, jak wilgoć i ciepło wpływają na zwłoki, podejrzewała jednak, że nie pomagają zachować ich w dobrym stanie. – O ile nie trzeba wchodzić do środka.

Taylor w podskokach znalazł się przy niej.

– Jasne, zaraz się tym zajmę. – Zawahał się. – Mogę jeszcze w czymś pomóc?

– Zakładam, że zginęła tutaj, dziś przed południem – powiedziała Vera. – Bo przecież w nocy wszystkie pomieszczenia były sprzątane. Ktoś by zauważył, gdyby była w saunie wcześniej.

– Jasne. Oczywiście.

Jednak te słowa wydały jej się jakieś wymuszone.

– Naprawdę? To jest śledztwo w sprawie morderstwa. Nie obchodzą mnie wasze standardy higieniczne.

– Mieliśmy problemy z personelem sprzątającym. Dwie stałe sprzątaczki są na zwolnieniu. Zatrudniłem tymczasowego zastępcę, ale nie jest najlepszy. Nie mówię, że tu nie sprzątał, ale nie zdziwiłbym się, gdyby wcześniej zmył się ze zmiany.

– Skąd go pan wziął? – Vera starała się nie okazać zbytniej ekscytacji, ale to ją zainteresowało. Nowy członek personelu. Nieżywa klientka. Niekoniecznie oznaczało to, że jedno łączy się z drugim, ale bardzo ułatwiłoby jej życie, gdyby okazało się, że tymczasowy sprzątacz ma wyrok za mordowanie kobiet w średnim wieku, albo gdyby ofiara okazała się jego byłą żoną.

– To syn naszej recepcjonistki. Student spędzający ferie w domu.

– No dobrze. – Powinna była wiedzieć, że to nie będzie takie proste. – Będę musiała z nim porozmawiać. I z całym personelem, który był na zmianie. – Pomyślała, że woli rozmawiać z pracownikami, a wesołych staruszków zostawić Ashworthowi, który miał świętą cierpliwość. – Na pewno macie ewidencję wszystkich członków klubu, którzy tu dzisiaj wchodzili?

Klub miał bramkę wejściową na karty magnetyczne. Vera miała nadzieję, że każda z kart ma indywidualny czip z danymi, a nie służy tylko do uruchamiania kołowrotu.

– Tak – odparł Taylor, ale znów nie wydawał się przekonany. – Cały system informatyczny jest zarządzany z bazy w Tunbridge Wells. Zakładam, że będą mieli dane.

Vera postanowiła, że zleci to Holly. To była nudna robota: wiszenie na telefonie i czekanie, aż jakiś informatyk dogada się z komputerem. Holly, świeżo zatrudniona posterunkowa, była młoda, ładna i inteligentna, i każdy komputerowy magik, nawet nie widząc jej na oczy, będzie chciał jej udowodnić, jaki jest bystry. Holly miała też skłonność do zadzierania nosa i Vera od czasu do czasu zlecała jej nudne zadania, by pokazać dziewczynie, gdzie jej miejsce.

– Nie ma możliwości, żeby osoba bez członkostwa dostała się na pływalnię?

– Teoretycznie – odpowiedział Taylor. – Chyba że była gościem kogoś, kto należy do klubu. Wtedy prosimy członka, żeby okazał swoją kartę w recepcji i zapisał gościa.

Vera odtworzyła w pamięci swoje własne wizyty w klubie. Zawsze się spieszyła, często przeciągała plastikową kartę przez czytnik do góry nogami, przez co kołowrót się nie uruchamiał, albo z pośpiechu upuszczała ręcznik i hamowała ludzi czekających za nią. Zwykle jednak przy biurku obok siedziała kobieta w żółtym uniformie i pomagała jej przejść przez bramkę.

– Powiedział pan „teoretycznie”. A w praktyce? Jak trudno byłoby osobie niepowołanej dostać się do środka?

– To żadna trudność. Trzeba by wiedzieć, jak to wszystko działa, ale zawsze są sposoby na obejście systemu.

– Na przykład? – Coś w tym okrągłym faceciku zaczynało ją irytować. Pewnie jego dobry humor. Nic nie było w stanie go ruszyć. Szczęśliwi ludzie strasznie działali jej na nerwy.

– No więc, mogłaby pani powiedzieć, że zapomniała pani karty. Gościom ciągle się to zdarza. Poprosilibyśmy panią o wpisanie się do książki, ale nigdy nie porównujemy podpisu z oryginałem na liście członków. Karen z recepcji po prostu by panią wpuściła.

– Więc mogę się podpisać dowolnym bazgrołem?

– W zasadzie tak.

– Jak jeszcze można obejść system?

– Pożyczyć kartę od znajomego. Jesteśmy w zasadzie pewni, że to powszechna praktyka, szczególnie wśród młodszych członków. Na każdej karcie jest zdjęcie, ale zwykle na nie nie patrzymy. Jego zadaniem jest raczej zniechęcanie do oszustw niż identyfikacja. – Wydawał się zupełnie nieprzejęty, że ich system jest tak nieszczelny; uważał to wręcz za zabawne.

– Świetnie – rzuciła Vera. – Po prostu genialnie. – Ale tak naprawdę wciągnęły ją już meandry tej sprawy. Była dobrym detektywem i za rzadko miała okazję tego dowieść.

_Koniec wersji testowej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: