Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Strażniczka miodu i pszczół - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
6 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Strażniczka miodu i pszczół - ebook

POWIEŚĆ WIBRUJĄCA SKRZYDEŁKAMI PSZCZÓŁ I PACHNĄCA MIODEM KAPIĄCYM Z ULI. PEŁNA EMOCJI. BO LAWENDOWY MIÓD USPOKOI TWOJĄ DUSZĘ, A AKACJOWY SPRAWI, ŻE ZNÓW SIĘ UŚMIECHNIESZ.

Angelica nigdzie nie zdołała zapuścić korzeni. Nie chciała się z nikim wiązać. Po tym, co spotkało ją w przeszłości, jest nieufna, pełna strachu i zawsze gotowa do ucieczki. Jedynie wśród pszczół czuje się dobrze. Jest wędrowną pszczelarką, odwiedza hodowle i pomaga usprawnić pracę uli oraz produkcję miodu. Zna się na tym jak mało kto. Całą wiedzę zdobyła jako dziecko, na Sardynii, która była kiedyś jej domem. Teraz dostała od losu swoją szansę. Na malowniczej wyspie, na której była szczęśliwa, czeka na nią miejsce, w którym rozpocznie wszystko od nowa…

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0974-4
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Urwisko owiewa morska bryza, wilgotna, słona i pełna wspomnień. Margherita Senes otwiera oczy i wpatruje się w lazur nieba.

Jest zmęczona.

Od kilku miesięcy jej oddech coraz częściej się zatrzymuje, podobnie jak bicie serca.

– Już prawie jesteśmy na miejscu – wypowiada ciche słowa w stronę horyzontu.

Uśmiecha się.

Spódnica delikatnie powiewa na schodkach i w końcu opada. Jest biała, bo pszczoły kochają kolory dnia i słońca. Jej dłoń, niegdyś silna i zdecydowana, ściska słomkowy kapelusz z woalką. Nie nosi go od lat, choć wszędzie go ze sobą zabiera.

Jej pszczoły są łagodne, a ona pracuje cierpliwie i spokojnie, zbierając to, czego ul nie wykorzysta. Pszczoły o tym wiedzą, takie zawarły porozumienie. Ten pakt sięga czasów, kiedy była małą dziewczynką.

Nową strażniczką.

Otula ją przyjemne brzęczenie, odpręża się. Jest jak melodia, która staje się coraz głośniejsza. Z tym dźwiękiem co rusz zlewa się szum źródlanej wody opowiadającej historie z dawnych lat.

Wstaje.

Oddech znów jest wyrównany, rytm serca wydaje się regularny.

– Chodźmy – mówi do siebie.

Idzie obok wąwozu, który chroni pszczoły przed niszczycielską siłą mistralu. Przygląda im się przez dłuższą chwilę, obserwuje z uwagą lot pszczół robotnic, które wracają do gniazda, niosąc kwiatowy pyłek. Uśmiecha się, a jej spojrzenie podąża w głąb lasu.

Oto ono. Widzi je, choć jest daleko. Tysiącletnie drzewo oliwne od lat pieszczone za dnia oślepiającym blaskiem słońca, a nocą księżycową poświatą. Stary król otoczony dworem złożonym ze szmaragdów i mchów, którego korzenie zanurzone są w przezroczystej wodzie. Jego potężne gałęzie zdają się sięgać nieba. Margherita wyciąga rękę, jakby chciała je pogłaskać.

To tylko chwila. Wchodzi na ścieżkę. Idąc nią, czuje się lekka.

– Zejście zawsze jest łatwiejsze – mówi do siebie cicho.

Została jej do zrobienia tylko jedna rzecz. Teraz jest już gotowa, może to zrobić, bo tak czuje w sercu. Musi to zrobić teraz. Żeby pozostał po niej jakiś ślad.

Ta myśl towarzyszy jej przez całą drogę do domu i później, kiedy pisze list, zakleja kopertę i kładzie na stole nakrytym koronkową serwetą. Obok koperty stoi porcelanowy talerzyk z perłowym plastrem miodu, który rozsiewa wokół zapach pierwszego wosku i wiosennego miodu.

1.

Miód rozmarynowy (Rosmarinus officinalis)

Subtelny, aromatyczny i delikatny. To miód przebudzenia i jasności umysłu, dodaje odwagi do przeprowadzenia zmian w życiu. Przynosi wspomnienie zapachu niebieskich kwiatów, z których pochodzi. Prawie biały, o aksamitnej krystalizacji.

Świt. Jej ulubiona pora ze względu na kolory, ciszę i zapach. I na obietnicę wpisaną w ten ledwie rozpoczęty dzień.

Angelica Senes widziała w życiu niejeden brzask. Wszystkie identyczne, a jednak każdy inny. Na przykład te hiszpańskie rozpalały przejrzyste niebo i miały posmak łez, lecz pachniały także wolnością i bezkresem. Na północy były opalizujące i mroźne, racjonalne i owocne. Bardziej na południe, w Grecji, świt zjawiał się niespodziewanie, skrząc się niczym fajerwerki.

No i brzask będący częścią jej wspomnień, kryształowy, w którego bezmiernym błękicie odbijała się dusza.

Wyszła z przyczepy. Na jej twarzy malowało się zmęczenie po nieprzespanej nocy. Trzymała w ręku małe metalowe dłuto pasieczne, które idealnie pasowało do zagłębienia dłoni. Angelica znała każdy szczegół tego narzędzia. Gładkie i cienkie na końcu, na tyle mocne, by unieść kratkę pszczelarską ociekającą miodem, było przedłużeniem jej ręki.

Lubiła myśleć, że ten wyjątkowy przedmiot ją identyfikuje. Zrobił go specjalnie dla niej Miguel Lopez, właściciel gospodarstwa pszczelarskiego w Hiszpanii, w którym mieszkała przez pierwsze lata z dala od domu. Uprawiano tam rozmaryn o srebrzystych gałązkach, niebo było błękitne, a wzgórza pokryte czerwoną ziemią. W tamtym czasie Angelica nie była skora do rozmów, co stary pszczelarz bardzo cenił, dlatego kiedy szedł odwiedzać pasieki czy szukał miejsc na założenie nowych, zabierał ją ze sobą.

Miguel szybko zrozumiał, że Angelica Senes zna język pszczół. To bardzo rzadki dar. W całym swoim życiu nie spotkał nikogo takiego jak ona. W tej dziewczynie było coś wyjątkowego, coś staroświeckiego.

Obserwując ją ukradkiem, zobaczył, że nie tylko rozmawia z pszczołami, ale im śpiewa. Śpiewa dla nich. Kiedy jej czysty głos unosił się nad polami niebieskich kwiatków, Miguel poczuł, że jego stare serce zaczyna bić szybciej. Silne emocje przywołały dawno pogrzebane wspomnienia. Jako że nie musiał dzielić się z nią swoją wiedzą, gdyż Angelica wiedziała o pszczołach więcej niż ktokolwiek inny, postanowił zrobić dla niej coś wyjątkowego, czego nie miała: dłuto pasieczne.

Jej siłę.

Wykuł je z żelaza, z którego robi się podkowy dla koni, z każdym ruchem cierpliwie modelując jego kształt. Było lekkie, z pozoru delikatne, dopasowane do małej kobiecej ręki.

Od tamtej pory Angelica zawsze miała je przy sobie. Również teraz, kiedy zbliżała się do innego pola rozmarynu. Do przeprowadzenia kontroli w pasiece nie potrzebowała niczego więcej.

Gospodarstwo rozciągało się po horyzont, otoczone niebieskozielonym morzem. Delikatne listki sadzonek, skropione poranną rosą, lśniły w niepewnym świetle poranka, a lekka bryza rozwiewała ich cierpki zapach.

Rozmaryn. Z nektaru jego roślin otrzymywano jasny miód, niemal biały, który krystalizował się szybko i delikatnie. Aromatyczny, słodki i kremowy. Jej ulubiony.

Nad polem wisiała wilgoć. Na niebie właśnie rozpływała się świetlista chmura. Przed przyczepą, która od lat była jej domem, czekał na nią wielki czekoladowy mastif. Czujne i ciemne oczy śledziły każdy jej ruch. Kiedy dała znak ręką, pies wybiegł jej naprzeciw.

– Chodź, Lorenzo, na nas już czas – powiedziała, głaszcząc go czule po łbie.

Zacznie stąd, postanowiła, idąc ścieżką. Rozglądała się uważnie, rejestrując każdy szczegół i wciągając powietrze przez nos, bo to w powietrzu mogą czyhać największe zagrożenia. Dopóki na własne oczy nie zobaczy uli, nie będzie mogła powiedzieć, co trapi pszczoły pana François Duponta, który zatrudnił ją przed tygodniem.

To jej zawód: wędrowna pszczelarka.

Zna pszczoły, ich brzęczenie jest jej ulubioną muzyką. Bezbłędnie rozumie ich język złożony z zapachów i dźwięków. Rozwiązuje problemy, które dręczą pasiekę, i jedzie dalej.

Jest strażniczką. Ostatnią strażniczką pszczół. Spadkobierczynią dawnej sztuki, która przechodziła jedynie z kobiety na kobietę.

Nagle jej myśli się rozpierzchły. Uleciały, jak zawsze, gdy wchodziła do tego świata, swojego świata. Wszystko inne po prostu przestawało się liczyć. Pszczoły mijały ją, lecąc szybko i znikając jej z pola widzenia z charakterystycznym brzęczeniem. Odprowadziła je wzrokiem i zobaczyła ule. Stały na polu w miejscu osłoniętym od wiatru. Doskonale, wreszcie jakaś mądra decyzja! Nic nie niszczy ula tak, jak porywisty wiatr. A w tej części Francji mistral potrafi wiać z taką siłą, że wyrywa drzewa z korzeniami.

Podeszła bliżej, przyglądając się uważnie każdemu detalowi. Kiedy znów spojrzała na identyczne niebieskie domki ustawione równiutko w rzędzie, ściągnęła brwi.

– Żadnego znaku, nawet najmniejszego rysunku w całej pasiece. Muszą być naprawdę skonsternowane – mruknęła. Zrobiła szczegółowe notatki i pokręciła głową. – Jak te biedne pszczoły, zdaniem pana Duponta, mają się tu orientować? Po numeracji uli? – spytała Lorenza, który dreptał za nią. – Wystarczy najmniejsze oznakowanie, nie trzeba malować od razu całej Kaplicy Sykstyńskiej! – dodała, wciąż kręcąc głową.

Rozchyliła gałęzie i przeszła na tyły pasieki. Kątem oka zauważyła, że pies przysiadł pod krzewem, i się uśmiechnęła. Zawsze tak robił. Trzymał się blisko niej do momentu, kiedy miała otworzyć ule, po czym przystawał w bezpiecznej odległości.

– Co z ciebie za pies pszczelarza! Powinieneś się wstydzić – skarciła go z uśmiechem.

Uchyliła wieko ula i wsunęła do środka dłuto. Miękkim ruchem podniosła daszek i zaczekała, aż pszczoły wyfruną. Część z nich przeleciała jej między palcami, dzięki czemu mogła uważnie im się przyjrzeć. Były lśniące i tłuściutkie, piękne w swojej ochrowo-żółto-złotej liberii. Szybko zdjęła daszek z ula.

Wtedy zaczęła śpiewać. Nad pasieką rozbrzmiały czystym dźwiękiem starannie artykułowane słowa starodawnej pieśni żałobnej. Zamknęła oczy, podczas gdy nuty zaczęły ją wypełniać i ulatywać przez usta. Czuła na języku ich rytm i łagodność. Doznała uczucia mocy, które spłynęło z jej serca aż do czubków palców. Nie przerywała śpiewania i kiedy usłyszała w odpowiedzi radosne brzęczenie pszczół, miała wrażenie, że lata razem z nimi.

Pierwsze, co poczuła, oprócz mocnego bicia swojego serca, to ciepło. Dochodziło z wnętrza ula, było jak powiew gorącego powietrza na skórze, miłe i uspokajające. Przygryzając dolną wargę, skupiona i cicha, bardzo ostrożnie odłożyła daszek na bok. Po chwili wypuściła powietrze i znowu zaczęła śpiewać.

Gniazdo wyglądało na bardzo uporządkowane, zamieszkane przez pszczoły, które, teraz zdezorientowane, przyfrunęły do pierwszego ula stojącego w szeregu i wchodziły jedna na drugą, zaciekawione tym nagłym wtargnięciem. Przestrzeń między ramkami była wypełniona plastrami miodu. Zapach perłowego wosku, nabrzmiałego od miodu, unosił się w powietrzu wraz z zapachem dymu, którym posłużył się ktoś, kto odwiedził pszczoły wcześniej i którym nasiąkły drewniane ścianki ula.

Delikatnie uniosła pierwsze ramki, szacując z uwagą ich zawartość, następnie dostała się do gniazda. Ramka, którą wybrała, była ciężka, po komórkach plastra spacerowały pszczoły karmicielki, czekając na noworodki. Młode pszczoły pokryte delikatnym meszkiem, otworzywszy cienką warstwę wosku, który zlepiał poszczególne komórki podobne do kołysek, wychodziły pomalutku na zewnątrz. Karmicielki natychmiast je przejmowały, głaszcząc czułkami i nóżkami, a skrzydełka nowo narodzonych pszczół rozchylały się po raz pierwszy.

W tej chwili było coś magicznego. Narodziny zawsze są wyjątkowym wydarzeniem. Angelica wpatrywała się w nie zachwycona i wydawało jej się, że widzi to samo, co one, że czuje to samo, co one.

Śledziła koliste ruchy robotnic, które po powrocie do ula tańcem pokazywały koleżankom stanowiska kwitnienia. Inne pszczoły zbierały upuszczone ziarenka pyłku kwiatowego albo wysysały nektar i przenosiły go do komórek.

Były bardzo dobrze zorganizowane, perfekcyjne w tym, co robiły, każda miała z góry ustalone zadanie do wykonania. Każda znała swoje miejsce w świecie.

Nagle coś sobie przypomniała. Przymknęła oczy, nabrała powietrza i odepchnęła od siebie niewygodną myśl. Skupiła się na ulu. Uniosła następny plaster miodu i kolejny, aż doszła do ostatniego. Pracowała ostrożnie, otoczona głośnym brzęczeniem pszczół, w cieniu wielkich krzaków czystka, które wyznaczały granicę pola rozmarynu. Świat wokół niej od dawna był na nogach. Do robotnic dołączyły szczygły, nawołując się piskliwie, i motyle o białych skrzydełkach… Jak one się nazywają? Bielinek kapustnik, pomyślała, śledząc wzrokiem ich lot. Proszę, są kolejne na kwiatach.

Im uważniej się przyglądała, tym więcej widziała. Obserwując ten mikroświat złożony z dźwięków, kolorowych owadów i skradzionego czasu, miała wrażenie, że wchodzi do innej rzeczywistości. Tu można było zatracić się w medytacji albo zwyczajnie stanąć w promieniach słońca dla czystej przyjemności i by poczuć ich ciepło na skórze. Ot tak, dlatego że miało się na to ochotę, bez żadnego usprawiedliwienia.

Dla Angeliki to była chwila wolności, kiedy mogła być sobą. Chwila, która napełniała ją szczęściem. Idealny moment zawieszenia w próżni.

To był świat pszczół.

Fruń, fruń, królowo kwiatów.

Fruń, fruń, złota pszczółko.

Strzeżesz życia, strzeżesz tego, co będzie…

Po skontrolowaniu pierwszego ula była zadowolona, warunki w nim panujące wydały jej się idealne. Pszczoły lśniły i latały żwawo, niosąc pyłek i nektar. Ramki obficie wypełniały zapasy. Nie zauważyła niczego, co mogłoby wskazywać na cierpienie czy osierocenie pszczół, poza dryfem. Królowa była młoda i regularnie składała jaja w przeznaczonych do tego komórkach plastra. Wokół nich znajdował się półpierścień utworzony z komórek pełnych miodu, który oddzielał je od drewnianej ramki.

Uważnie sprawdziła kolejne ule, wykonując dokładnie te same czynności, oglądając je czujnym okiem, z napięciem malującym się na twarzy. Skończyła w porze obiadowej. Odczekała, aż pszczoły, które ją obsiadły, odlecą, i ruszyła ścieżką z Lorenzem przy nodze. Zatrzymała się obok wodopoju, by mógł się napić. Zwierzak zanurzył w wodzie cały łeb i zaczął łapczywie chłeptać. Angelica również się odświeżyła. Gdy woda spływała po jej ciele, myśli zaczęły ulatywać w różnych kierunkach, jak pszczoły. Słońce grzało już bardzo mocno, wkrótce będzie musiała pracować w kapeluszu.

Właśnie wtedy w jej głowie pojawił się obraz: Margherita, jej Jaja, kobieta, która nauczyła ją śpiewać, zawsze miała przy sobie kapelusz.

Przystanęła na chwilę zamyślona, zapatrzyła się w horyzont, lecz zaraz ruszyła w dalszą drogę.

Jest jeszcze czas na odwiedzenie kolejnej pasieki, pomyślała, rozglądając się po okolicy. Ule były rozstawione w głębi doliny, wylotkami w stronę morza. Najlepiej zacząć od razu tam.

Wsiadła do kampera i przekręciła kluczyk w stacyjce. Stary samochód zakasłał. Angelica przymknęła oczy i zmówiła modlitwę. Znów przekręciła kluczyk i rzuciła okiem na Pepitę, bengalską kocicę, nowego członka tej dziwnej rodziny, która ułożyła się na desce rozdzielczej.

– Trzymaj się, mała.

Kotka spojrzała na nią obojętnie, ziewnęła i zamknęła oczy. Kiedy samochód wreszcie zapalił, Angelica odetchnęła z ulgą.

2.

Miód akacjowy (Robinia)

Białe kwiaty, zapach wanilii i świeżej trawy.
Gdy zamkniesz oczy, zobaczysz kwitnącą łąkę. To miód uśmiechu, daje witalność. W smaku subtelny i delikatny, ma drobne kryształki.

Następnego dnia, wcześnie rano, Angelica opuściła posiadłość pana Duponta. Udzieliła mu wszelkich wskazówek i rad, a także odebrała wynagrodzenie za swoją pracę. Przede wszystkim zasugerowała, by namalował na ulach różne obrazki, najlepiej w ulubionych kolorach pszczół, czyli żółtym, niebieskim i zielonym, używając ich naprzemiennie. Pszczoły zawsze wracają do swoich uli, ale należy pomóc im się zorientować, zwłaszcza w miejscach tak wietrznych jak to. Potem odjechała, tu kończyła się jej rola. Mimo to nie czuła satysfakcji, nie widziała powodów ani do radości, ani do smutku. Zupełnie nic.

Patrzyła na jadące przed nią samochody.

Poprzedniej nocy znowu miała ten sen: słyszała wołanie Jaji, która wychowywała ją jak własne dziecko. Ona biegła w jej stronę, jednak nie mogła do niej dotrzeć. Jaja chciała jej coś powiedzieć, w kółko to powtarzała. Ale co?

Na ułamek sekundy zamknęła oczy, lecz zaraz je otworzyła i skupiła się na prowadzeniu. Frustracja i żal nadal były na tyle silne, że odczuwała fizyczny ból. Co za absurd! Westchnęła. Naprawdę zaczyna mieć tego dość.

– Uważaj na sny o świcie – powiedziała pod nosem, przypominając sobie słowa matki. Myślami wróciła do Jaji…

*

– Pszczoły są strażniczkami kwiatów, moje dziecko. I są mądre. Wszystko o nas wiedzą. Karmią nas, leczą, przekazują nam swoją wiedzę. Trzeba tylko umieć ich słuchać. Nie musisz się ich bać.

– Dobrze, Jaju.

– Doskonale. Teraz spróbuj zaśpiewać. Pamiętasz słowa?

Angelica zadziera głowę i się uśmiecha. Oczywiście, że je pamięta. Są wyryte w jej głowie. Proste, jasne i klarowne.

– Tak. Fruń, fruń, królowo…

Znów skupia uwagę na pasiece, którą widzi przed sobą. Na łące przylegającej do pola złotogłowu w równym rzędzie stoi dziesięć uli. Kwiaty falują lekko na wietrze, tworząc biały całun, z którego unosi się dzika roślinna woń. Angelica jest zafascynowana pasieką, czuje jej ciepło, zapach, wsłuchuje się w brzęczenie owadów. Wie, że musi uważnie obserwować. To pierwsza zasada, której Jaja ją nauczyła. W ogóle się nie boi, choć intensywny aromat owiewa ją jak ostrzeżenie. Podoba jej się, jest słodki, mimo to czuje ucisk w żołądku. Zimą widziała morze w czasie burzy, wysokie, ciemne, ryczące fale zwieńczone kłębami białej piany. To było jednocześnie wspaniałe i straszne. Teraz, stojąc przed ulem, czuje podobne emocje. Przełyka ślinę, ma suche gardło i spierzchnięte wargi, ale nie chce się wycofać. Musi tylko zachować ostrożność i respekt. Powolnym ruchem ręki zdejmuje z głowy siatkę ochronną. Teraz nie ma już nic, co oddzielałoby ją od pszczół. Nad pasieką znowu rozbrzmiewają delikatne i wdzięczne słowa piosenki, którą śpiewa. Po chwili do jej dziecięcego głosiku dołącza głęboki i melodyjny głos kobiety stojącej obok niej, zachęcając do dalszego śpiewania.

Dziewczynka z gracją wyciąga rękę, tak jak uczyła ją tego Jaja.

– Teraz możesz dotknąć plastra.

Angelica otwiera oczy ze zdumienia. Po białym wosku spływa złota kropelka. Pszczoły skupiają się wokół niej i po kilku sekundach już jej nie ma, została przez nie wessana. Odsuwają się, robiąc dziewczynce miejsce.

Angelica delikatnie zagłębia w miękkim, ciepłym i pachnącym wosku palec wskazujący. Miód go oblepia, a mała wsuwa palec do ust i oblizuje. Słodki i aromatyczny miód rozpływa się na języku. Uśmiecha się do siebie i robi to jeszcze raz, czekając, aż miód zbierze się w zagłębieniu jej dłoni jak w pucharku.

– Jesteś gotowa? Nadlatują.

Oto i one. Pszczoły siadają po kolei na jej dłoni. To chwila czystej radości. Ich nóżki tańczą na delikatnej skórze Angeliki, łaskoczą ją. Słychać jej śmiech, unosi się nad wiejskimi polami i dociera aż nad morze, które odpowiada lazurowymi falami rozbijającymi się o brzeg. W głowie Angeliki ponownie rozbrzmiewają słowa piosenki:

Fruń, fruń, złota pszczółko.

Fruń, fruń, polna królowo.

Strzeżesz życia, wiesz, co nadejdzie

Osładzasz wody, słowa i pieśń…

– Widzisz? Zaakceptowały cię. Teraz ty również jesteś strażniczką, moje dziecko.

– Strażniczką?

– Tak. Od dziś, Angelico Senes, jesteś strażniczką pszczół.

– Tak jak ty, Jaju?

Zapada cisza, po czym rozlega się jej śmiech, cichy niczym podmuch wiatru.

– Tak. Tak jak ja.

*

Okolica powoli budzi się do życia. Oprócz samochodów, które wyprzedzają Angelicę, pojawiają się wielkie traktory na ogromnych kołach, wozy, a nawet furmanki ciągnięte przez konie czy osiołki w czerwonych uprzężach. Po obu stronach drogi drzewa ustępują miejsca zabudowaniom: chatom, domkom i gdzieniegdzie bardziej okazałym willom.

Zadzwoniła komórka. Angelika włożyła do ucha słuchawkę.

– Tak?

– Cześć, to ja.

– Cześć – rzuciła dziewczyna, patrząc przed siebie.

– Zły moment?

Zacisnęła usta.

– Jak się masz, mamo?

Chwila ciszy i zaraz po niej lekki śmiech.

– To ja nauczyłam cię odpowiadać pytaniem na pytanie, pamiętasz?

– Tak, mamo.

Uśmiechnęła się nieznacznie.

– Gdzie jesteś tym razem? – Głos Marii był miękki jak aksamit.

– We Francji. Wysłałam ci mejla.

– Chyba powinnaś wiedzieć, że nie sprawdzam poczty zbyt często. – Kolejna pauza, kolejna przedłużająca się cisza. – Zamierzasz wrócić do Włoch? – spytała niespodziewanie, jakby zbyt długo trzymała w sobie te słowa.

– W przyszłym miesiącu, jak wspominałam. – Angelica ściągnęła brwi. – Dlaczego?

– Chciałam wyjechać.

Dziwne. Sama myśl o podróży pociągiem napawała jej matkę wstrętem, a samolotu bała się bardziej niż czegokolwiek innego.

– Dokąd chcesz jechać?

Kolejna chwila ciszy, jakby szukała odpowiednich słów.

– Jeszcze nie zdecydowałam. Mam bardzo dużo czasu, odkąd Gennaro… Zbyt dużo. – Głos uwiązł jej w gardle.

Choć od śmierci jej drugiego męża, Gennara Pratiegi, minęły dwa lata, Maria Florinas nadal opłakiwała jego odejście. Takie wyznanie bardzo zaskoczyło Angelicę. To nie było w stylu jej matki.

– Co się dzieje, mamo? Powinnam się martwić?

– Ależ skąd! W parafii jest nowy ksiądz, ojciec Pietro, który organizuje różne wycieczki. Do kościołów, klasztorów… – Znowu zamilkła. – To ma nawet swoją nazwę, wiesz? Turystyka sakralna. Postanowiłam z nim jechać. Dlatego dzwonię…

Angelica rozważała w zamyśleniu znaczenie tych słów. Tego też nauczyła ją ona. Żeby przekraczać granicę, szukać w tonie wypowiedzi, w jej rytmie, czytać między wierszami. Często za fasadą milczenia kryły się prawdziwe intencje. Bardzo dobrze o tym wiedziała. Tak jak wiedziała, że matka kłamie. Przez moment pomyślała, żeby zjechać na pobocze, zatrzymać się i wyciągnąć z niej prawdę. Instynktownie zwolniła, lecz zaraz wcisnęła pedał gazu. Nie mogła nic zrobić, by wpłynąć na zmianę decyzji Marii. Mogła tylko czekać.

– Jesteś pewna?

– Eja, tak. Poza tym nie wyjadę od razu. Muszę załatwić parę spraw.

– Jakich spraw?

– Nic, czym musiałabyś się martwić, same drobiazgi.

– Innymi słowy, nie są to sprawy, które mnie dotyczą.

– Możesz być spokojna. Ja do ciebie zadzwonię. Nie dzwoń do mnie, dobrze?

– Co? Dlaczego? – Angelica ściągnęła brwi.

Wyznaczanie granic w ich kontaktach było typowym zachowaniem matki. Angelica już dawno powinna się do tego przyzwyczaić. Przecież tak było zawsze. Po jednej stronie matka, która wszystko ustalała i o wszystkim decydowała, po drugiej ona, próbująca się do tego dostosować. Mimo to ten szorstko wypowiedziany zakaz zabrzmiał dziwnie. Zakłucie w sercu było znakiem, że coś tu nie pasuje.

– Nie chcę, żebyś niepotrzebnie wydawała pieniądze.

Ta niespodziewana odpowiedź ją uspokoiła. To akurat było bardzo w jej stylu. Angelica pokręciła głową, jej twarz rozjaśnił uśmiech. Niewiele mogła na to poradzić, matka była pełna sprzeczności, które układały się w harmonijną całość, jak te niezwykłe utwory muzyczne na bębny i skrzypce: jednocześnie ostre, przenikliwe i rozdzierające.

– Dobrze, w takim razie będę czekała na twój telefon – powiedziała Angelica. Już miała się rozłączyć, lecz w jej głowie nagle uformowało się zdanie i zanim zdążyła się zorientować, wypowiedziała je: – Kocham cię.

Zapadła niezręczna cisza i Angelica pożałowała tych podyktowanych emocjami słów. Nie powinna była tego mówić. Matka nie lubi takich wyznań, czuje się nieswojo. Chciała ją przeprosić za ten wybuch uczuć, wyjaśnić, że od jakiegoś czasu jest niespokojna, nie może w nocy spać, ale wtedy usłyszała szloch matki.

– Co się dzieje? – spytała cicho, niemal szeptem. Tak mocno ściskała komórkę, że zbielały jej knykcie.

– Ja… to takie trudne, takie trudne.

– Co takiego, mamo?

– Wiesz, myślę czasem, że wychowując cię, popełniłam tyle błędów, że mogłam lepiej się postarać.

Kolejna przedłużająca się chwila ciszy pełna cieni i ciemnych miejsc, które Angelica dawno temu postanowiła wymazać z pamięci.

– Nie zaczynaj, mamo, proszę cię. Lubię swoje życie.

– Wiem, ale dlaczego musiałaś wyjechać?

– Musiałam? Proszę, nie zaczynaj. – Jej głos zabrzmiał bardziej szorstko, niż zamierzała, to dlatego, że nie przywykła do takiego płaczliwego tonu. Matka zawsze była niewzruszona i twarda jak kamień.

– Ja też cię kocham, córeczko. Zapamiętaj na zawsze jedną rzecz, Angelico – wyszeptała. – Słowa są dobre do czasu. Naprawdę liczą się gesty. Szybko się uwinę. Zadzwonię do ciebie po powrocie do domu. Czekaj na mój telefon, zobaczysz, że wszystko pójdzie dobrze.

Zanim Angelica zdążyła odpowiedzieć, połączenie zostało przerwane. Spojrzała na komórkę. Zjechała na pobocze, wyłączyła silnik i wybrała numer matki. Jeden, dwa… niecierpliwie liczyła sygnały.

Nagle wyświetlacz zgasł. Cholera! Spróbowała uruchomić telefon, bez skutku. Zrezygnowana podłączyła aparat do ładowarki. Postanowiła, że zadzwoni do niej później. Zadzwoni właśnie dlatego że matka jej tego zabroniła. Zadzwoni, bo chce wiedzieć, co kryje się za jej ostatnim zdaniem. Jakie słowa? O jakie gesty jej chodziło? Dokąd, do cholery, się wybiera? I przede wszystkim, co ma pójść dobrze?

Uświadomiła sobie, jak niedorzeczne są te pytania. Matka może robić to, na co ma ochotę, podobnie jak ona. Każda z nich żyje tak, jak chce, jest niezależna.

Maria nigdy nie zaakceptowała jej wędrownego trybu życia. Nie rozumiała wewnętrznego niepokoju, który ją trawił. Co innego Gennaro, jej ojciec – a dokładnie ojczym – on ją rozumiał i wspierał.

– Kiedy ma poznawać świat, jak nie teraz, gdy jest młoda… – mówił, starając się je uspokoić.

Z początku Angelica próbowała wytłumaczyć matce tę potrzebę wolności, lecz ona tego nie rozumiała, co więcej, poczuła się urażona.

– Masz wszystko, czego można pragnąć. – Tymi słowami kończyła każdą dyskusję, o ile do jakiejś dochodziło.

Nie oznaczało to jednak, że Angelica nie mogła robić tego, na co miała ochotę. Nowe wschody słońca i nowe zachody, co rusz nowe miejsca. Lubiła organizować wyprawy, zamknąć cały swój świat w plecaku i wyruszyć w drogę. Nikogo nie potrzebowała. Już nie.

Wróciła myślami do matki, do tego, co powiedziała. O co chodzi tym razem? Trudno rozgryźć tę kobietę. Odetchnęła głęboko, poczuła, że ciężar, który leży jej na sercu, robi się odrobinę lżejszy. Wykluczanie jej z podejmowania decyzji było typowym zachowaniem matki.

Uśmiechnęła się gorzko. Właściwie to prawdziwy cud, że poinformowała ją o tej podróży.

Dobrze, niech robi, co chce. Jeśli chodzi o nią, jak zwykle będzie robić swoje.

Miała swoje pszczoły, miała Lorenza i Pepitę. I kolejne wschody słońca do obejrzenia.

Wsunęła palce we włosy. Na jej twarzy pojawiła się determinacja.

Wyjechała na drogę, zostawiając za sobą chmurę kurzu. W jej głowie kłębiły się myśli i wspomnienia. Burzliwe i straszne. Próbowała je uporządkować, lecz były zbyt chaotyczne, strach mieszał się z cierpieniem. Były jak czarna bezksiężycowa noc, podczas której wiatr uderza w okiennicę, a ona drży.

*

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: