Summer - ebook
Summer - ebook
Summer po tragicznych przejściach ze swoim byłym chłopakiem boi się komukolwiek zaufać. Stara się żyć normalnie, jednak codzienność nie jest tak łatwa, jak mogłoby się wydawać. Gdy do miasta wraca dawny przyjaciel dziewczyny, ta czuje się w końcu bezpieczna, a na jej twarzy zaczyna gościć uśmiech. Szczęście niestety nie trwa długo, ponieważ Damon nie daje o sobie zapomnieć. Co będzie w stanie zrobić, by odzyskać dziewczynę? I najważniejsze – czy ona pozwoli mu do siebie wrócić? ""Summer"" to niezwykle dojrzały i przemyślany debiut. Gorąco polecam i zachęcam do lektury! Ogrom emocji gwarantowany już od pierwszych stron książki. Adriana Rak - pisarka
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67024-34-1 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Epilog
Playlista
List do czytelnika
PodziękowaniaRozdział 1
Obecnie ☼
– Cześć. Jestem Summer i nie radzę sobie ze smutkiem. Jest we mnie wszędzie, rozlewa się i nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Lekarze twierdzą, że to depresja. Dla mnie to wszystko jedno. I tak czuję się jak gówno.
Siadam ciężko na krześle po wygłoszeniu cotygodniowej formułki, którą wszyscy zgromadzeni w kółku podsumowują chóralnie:
– Jesteśmy z tobą, Summer.
Nienawidzę tych zajęć „mających mi pomóc”. Jak można zrobić cokolwiek dla osoby, która wewnętrznie już nie żyje? Może innym wygłaszanie tego samego w kółko wydaje się być pomocne, może pozwala oswoić się z rzeczywistością, ale dla mnie to marnowanie czasu i pieniędzy. Bo tak, to kosztuje i sądząc po ostatnim miesiącu – wcale niemało. Nie, nie jesteśmy biedni, po prostu są rzeczy ważne i ważniejsze, niestety moja terapia jest teraz priorytetem. Wiecie, ojciec – wysokiej klasy chirurg, matka – piękna, utalentowana aktorka. Ha, ha, żartowałam! Tak, ojciec jest lekarzem, ale stomatologiem, a matka pracuje w telewizji, owszem, ale jako prezenterka wieczornych wiadomości. Dlaczego myślę, że to dużo kosztuje? Ponieważ oboje zostają w pracy po godzinach.
Od małego pamiętam, że zawsze byli ze mną, mieli czas na każdą zabawę, wieczorne wspólne posiłki, zwykłą rozmowę. Teraz wygląda to tak, że mijają się w biegu, niezdolni do wygospodarowania chwili tylko dla siebie. Nie mogę narzekać, codziennie rozmawiają ze mną: o moich smutkach, troskach, postępach w terapii.
Początkowo chciałam udawać, że wszystko w porządku, by przestali mnie tam wysyłać, by znów było jak dawniej, ale jako że z mamą jestem zżyta najbardziej, nie potrafiła się ona przekonać do mojej nagłej przemiany.
Wiecie, w szkole każdy uznawał mnie za kujona, pannę bez przyjaciół lub po prostu dumną dziewuchę, której przez znanych rodziców uderzyła sodówka do głowy.
Uczyłam się co prawda dużo, ale do kujona było mi daleko, przyjaciół miałam i to najlepszych ze wszystkich, jednak czasami życie weryfikuje, kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto udaje. Czy sodówka uderzyła mi do głowy? Też nie. Po prostu zawsze starałam się dorównać rodzicom, ale z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że to nie ma najmniejszego sensu. Po co być niedoskonałym w jednym, skoro można być doskonałym w czymś innym? Są i będą moim wzorem, ale czas zająć się sobą, swoimi marzeniami i być w tym najlepszą.
– Summer! Chodź, już wszyscy poszli. – Czuję lekkie trącenie w ramię. – Mogłaś mówić, że ci się podoba. Rodzice na pewno wykupiliby ci dodatkowe godziny, ale póki co chodź, bo nie dostaniemy już nic na kolację.
Wpatruję się w porcelanową buźkę znajomej z terapii. To jedna z tych osób, które uwielbiają być w centrum zainteresowania. Zwykle nawet nie wiecie, że i takie osoby potrafią być kruche w środku. Też nie miałam o tym pojęcia. Do czasu, aż poznałam Ashley. Jest pogodna, wesoła, ale to tylko maska, tak naprawdę w środku skrywa swoje demony. Czasem ciężko dostrzec człowieka w człowieku, gdy sklasyfikujemy go tylko po zachowaniu, jakie przejawia wśród innych. Mówią, że ludzi trzeba poznać w trzech sferach: w samotności, w kontaktach z ludźmi i po pijanemu. To ostatnie podoba mi się najbardziej. Nie przekonałam się o tym jeszcze, ale czuję, że mogłoby to być ciekawe doświadczenie. Kiedyś chyba trzeba będzie spróbować. Tylko z kim? Ashley może i dałaby się na to namówić, ale pewności to ja nie mam.
– No już, już idę – odpowiadam z ociąganiem. – I co do tej całej szopki, nie, nadal mi się nie podoba.
Wstaję dość gwałtownie, przez co krzesło z piskiem przesuwa się po podłodze. Widząc dezorientację Ashley, uśmiecham się delikatnie, chcąc jej pokazać, że ta złość nie jest efektem jej gadaniny, a mojego własnego ja. Chwytamy się za ręce i jak para idziemy w kierunku suto zastawionego stołu. Dla jasności, z moją orientacją wszystko w porządku, wolę chłopców. Tak właśnie, tę płeć silniejszą, mocniejszą i bardziej dupkowatą. Ash jest jak siostra, a siostry trzymają się za ręce.
– Popatrz – wypala dziewczyna po zaledwie kilkuminutowej ciszy – nie ma już babeczek z wisienką! Wiesz, jak kocham wisienki! Przez ciebie ich nie zjadłam! – ucina swój wywód, widząc zapewne wyraz mojej twarzy.
Powiem wam, że nie chcielibyście tego widzieć. Stoję sparaliżowana strachem, oczekując tego, co nastąpi po tych słowach. Ale nic nie nadchodzi. Ash uśmiecha się ciepło.
– Summer, wiesz, że nie to miałam na myśli. Jesteś cudowna i raz na jakiś czas mogę odmówić sobie babeczki. W końcu od ciasteczek dupka rośnie, nie? – Szturcha mnie ramieniem.
– Oj, Ash, jak zwykle masz w sobie pokłady energii, którą mogliby wykorzystać do produkcji oświetlenia całego stanu. – Staram się wypaść pewniej, niż się czuję. Chcę się tak poczuć i wiem, że kiedyś to nastąpi. – Ale spokojnie, nic takiego się nie stało. W końcu od tego jest to całe zamieszanie. – Gestem wskazuję na salę. – A teraz czas upolować pizzę, bo zimnej to ja nie lubię.
☼
Wiecie, co w tym wszystkim jest najfajniejsze? Że coś takiego jak szkoła praktycznie nie istnieje. Gdybym rzekła choć słowo, rodzice pozwoliliby mi wrócić w „przyjazne mury placówki edukacyjnej”, ale że wyraziłam chwilową chęć nauki w domu, nie mają nic przeciwko. Lekcje nie są drogie i postanowiłam, że przeznaczę na to oszczędności, jakie zmagazynowałam przez kilka lat odkładania kieszonkowego. Dzielimy się na pół płatnościami, więc dla żadnej ze stron nie jest to krzywdzące. Tak, pomyślicie sobie, że jestem pasożytem, że żeruję na rodzicach, każąc im więcej pracować, by zarabiali na moje widzimisię, ale tak nie jest. Potrafię kalkulować i naprawdę od tego nie zbankrutujemy, uwierzcie mi, wszystko jest pod kontrolą.
Mówiąc pod kontrolą, mam na myśli pieniądze, bo z kuchnią to sobie radzę raczej średnio. Właśnie przypaliłam mleko. Cóż, można? No można, Summer na pewno to potrafi.
Prędko otwieram okna, a garnek zalewam wodą. Nieprzyjemny zapach unosi się po całym pomieszczeniu i raczej jest już wszędzie, ale na to w tej chwili nic nie poradzę. Muszę tylko wywietrzyć porządnie, a po mojej wpadce nie będzie śladu. Wzdycham i ciężko opadam na krzesło. Czas wymyślić coś innego do jedzenia.
Otwieram lodówkę i przez dłuższą chwilę przeglądam jej zawartość. Decyduję się na jogurt. Lepsze to niż nic. Po posiłku wyciągam czyste naczynia ze zmywarki i w końcu siadam na kanapie z książką. Jednak ciężko jest mi się skupić na lekturze. Moje myśli uciekają wciąż do tego, że mogłam mieć dobre życie, ale wszystko się skomplikowało.
Z rozmyślań wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewam. Annie ma wpaść dopiero na weekend, kiedy nie będzie mieć wielu obowiązków szkolnych czy domowych. Z ociąganiem wlokę się do drzwi. Nigdy nie patrzę przez wizjer, ale od dziś będę to robić, bo gdy je otwieram z rozmachem, ukazuje mi się potężny tors, szerokie ramiona w opinającym je podkoszulku i ten sam dupkowaty uśmiech na twarzy, którą za wszelką cenę chcę wymazać z pamięci.
– Czego chcesz, Damon? – Patrzę na niego podejrzliwie, mrużąc swe niebieskie oczy.
– Chcę pogadać, mogę? – Wskazuje głową środek domu, a ja mimowolnie przesuwam się bardziej do otwartej przestrzeni, by zagrodzić mu i widok, i drogę.
Wiem, że mógłby odepchnąć mnie w jednej sekundzie. Gdyby chciał, wdarłby się do środka, nie patrząc na nikogo i na nic. Ma gdzieś sądowy zakaz zbliżania się.
A może ten okres już minął? Na samą myśl ciarki przechodzą mi wzdłuż kręgosłupa. Nie, to niemożliwe, że mój koszmar zaczyna się od nowa.
– Nie mamy o czym rozmawiać, Damon. Idź sobie – mówię bardziej opanowana, niż się czuję. Jeśli teraz się załamię, wszystko pójdzie na marne.
– Zmieniłem się, kotku, nigdy więcej cię nie skrzywdzę, przysięgam.