Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szkoła szpiegów. Kierunek: Meksyk - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 września 2023
Ebook
32,99 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,99

Szkoła szpiegów. Kierunek: Meksyk - ebook

Złowrodzy agenci Pająka wracają do gry. I nie liczą się z kosztami. Będzie luksusowo, wakacyjnie i… śmiertelnie niebezpiecznie! Ale od czego mamy superszpiegów Bena Ripleya i Ericę Hale?

Młodzi adepci Akademii Szpiegostwa CIA ruszają ze ściśle tajną misją, by namierzyć centralę terrorystów. Oczywiście, nic nie idzie tak, jak powinno. Ich samolot zostaje zestrzelony gdzieś nad Meksykiem. A potem jest jeszcze ciekawiej! Wybuchy, zamachy, ciosy z półobrotu, niespodziewane powroty znanych bohaterów, emocjonalny rollercoaster, tysiące zaskoczonych iguan i baseny pełne rekinów. Niełatwo być nastolatkiem, nawet jeśli jest się szkolonym do zadań specjalnych!

Szósty tom wciągającej i przezabawnej serii sensacyjnej o nastolatkach, które ratują świat. I to w jakim stylu!

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-268-4335-8
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

27 marca 2017

Do: , agent, agent emerytowany, Centralna Agencja Wywiadowcza

Temat: Więzień 62615 alias

Jak się pan z pewnością orientuje, prowadzone przez ostatni miesiąc próby wyciągnięcia z informacji na temat Pająka nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Choć na pewno wie więcej, niż do tej pory przyznał, zaskakująco dobrze potrafi trzymać język za zębami. (Raz, gdy faktycznie coś nam zdradził, informacje okazały się fałszywe – stąd niefortunny nalot, który agenci CIA przeprowadzili w zeszłym tygodniu podczas zjazdu skautów). pozostaje zaskakująco odporny na stosowane przez nas metody perswazji, a sposobów, które chciałbym wypróbować, zakazują niestety zapisy konwencji genewskich. Po krytyce w mediach w związku z atakiem na skautów CIA nie chce, żeby ktoś znowu mógł pozwać jej agentów do sądu.

Optymizmem napawa mnie więc nagła zmiana, która zaszła dziś rano w nastawieniu . Choć w pełni rozumiem pana sceptyczne podejście do tego więźnia, nie zamierzam zaglądać darowanemu koniowi w zęby. Wszelkie informacje, jakie zdołamy zdobyć na temat Pająka, mają absolutnie priorytetowe znaczenie dla pana i pańskiej drużyny. Pająk z pewnością obmyśla już kolejną szatańską intrygę, a jego ludzie zinfiltrowali naszą Agencję w stopniu tak wielkim, że ufać nie można właściwie nikomu. W tej sytuacji stwierdzam ze smutkiem, że stanowi naszą jedyną nadzieję na pokonanie Pająka raz na zawsze.

Proszę więc dogadać się z tym dzieciakiem i dać mu wszystko, czego zechce. (Albo niech przynajmniej uwierzy, że to dostanie).

A jeśli powie, że będzie rozmawiać tylko z , to niech rozmawia z .

Przy okazji – dzięki za polecenie mi doktor Raker. Świetnie rozmasowała moje halluksy!

Z poważaniem

dyrektor działu pozyskiwania informacji

Wiadomość zniszczyć po przeczytaniu.Rozdział 1

DOBRY OBYWATEL

Waszyngton

Ulica niedaleko Akademii Szpiegostwa

28 marca

Godzina 15.00

– Zatrzymać go!

Na te słowa natychmiast zerknąłem przez ramię. W odległości pięciu budynków ode mnie zobaczyłem wysokiego, niewiarygodnie umięśnionego faceta, który gnał chodnikiem, ściskając w dłoni torebkę w lamparcie cętki. Kawałek dalej na chodniku leżała staruszka.

Natychmiast pomyślałem, że to test.

Zwykły trzynastolatek raczej tak nie reaguje, ale ja nie byłem przecież zwykłym trzynastolatkiem, tylko przyszłym agentem i uczniem ściśle tajnej Akademii Szpiegostwa CIA. Akademii, która często inscenizowała dla nas sytuacje tego rodzaju, żeby zobaczyć, jak sobie poradzimy. Naprawdę. Zaskakująco często. Niecałe trzy dni wcześniej musiałem rozbroić fałszywą bombę i przeżyć pozorowany atak ninja, zanim jeszcze dotarłem na śniadanie.

Niespodziewane sprawdziany rzadko odbywały się jednak poza terenem kampusu. I zwykle dotyczyły poważnych przestępców – zabójców czy terrorystów – a nie zwykłych złodziei. Ale niczego nie mogłem wykluczyć.

– Proszę, niech mi ktoś pomoże! – zawołała staruszka.

Choć wokół kłębił się tłum, nikt nie próbował zatrzymać złodzieja. Co niezbyt dziwne, bo facet był wielki jak tir i wściekły jak ranny niedźwiedź. Przewracał na ziemię wszystkich, którzy stanęli mu na drodze, dlatego ludzie odruchowo rozsuwali się na boki. Starcie z kimś takim musiałoby skończyć się niezłą awanturą.

Był już trzy budynki za mną.

Zerknąłem niepewnie na Ericę Hale.

Erica spędziła w szkole szpiegów dwa lata więcej niż ja i była zdecydowanie najlepsza ze wszystkich jej uczniów i uczennic. W zasadzie biła na głowę nawet większość nauczycieli. Pochodziła z długiej linii agentów, zapoczątkowanej przez samego Nathana Hale’a. Jej drzewo genealogiczne uginało się od szpiegów. Krewni uczyli ją co i jak, odkąd potrafiła chwycić pałkę policyjną. A do tego była zdolna osobiście zorganizować na mnie atak z zaskoczenia.

Wyszliśmy z kampusu dlatego, że postanowiła podszkolić mnie z zaawansowanych technik samoobrony. Byłem dopiero na drugim roku akademii, ale niezwykłym zbiegiem okoliczności zdołałem pokrzyżować plany Pająka, naszego największego wroga, już cztery razy! Pająk to tajna organizacja gotowa za odpowiednią cenę szerzyć chaos i siać zamęt. Kiedy jego agenci nieco się już zirytowali tym ciągłym krzyżowaniem planów, postanowili mnie sprzątnąć.

Niestety, CIA nie potrafiła dostosowywać się do nietypowych sytuacji. Wedle reguł szkoły uczeń drugiego roku mógł uczestniczyć co najwyżej w zajęciach z samoobrony dla średnio zaawansowanych. Mimo że dodatkowa wiedza bardzo by mi się przydała. Dlatego do akcji wkroczyła Erica. Uczyła mnie bez pozwolenia, w swoim czasie wolnym.

Teraz, gdy staliśmy na ulicy i patrzyliśmy na nadbiegającego przestępcę, pokręciła głową. Ruch był delikatny, ledwie dostrzegalny, ale zrozumiałem oba jego znaczenia:

1. To nie test – naprawdę doszło do przestępstwa.

2. Nie powinienem się angażować.

W byciu tajnym agentem największy problem stanowiła właśnie tajność. Wystarczyło raz się zdemaskować i koniec. Nawet moi rodzice nie wiedzieli, że chodzę do szkoły szpiegów. Tajemnicę stanowiło samo jej istnienie. (Kampus oczywiście funkcjonował, znajdował się kilka przecznic dalej, ale był ukryty za wielkim kamiennym murem, a wedle napisu nad bramą należał do Akademii dla Uzdolnionej Młodzieży imienia Świętego Smithena).

Erica była rewelacyjna w walce wręcz. Mogłaby powalić złodzieja na łopatki szybciej, niż ty czy ja zawiązujemy sznurówki. Ale potem musiałaby wytłumaczyć, gdzie szesnastoletnia dziewczyna nauczyła się tak zadawać ciosy, a to stanowiłoby poważny problem. Erica nie zamierzała w żaden sposób zaszkodzić swojej karierze. Nawet jeśli oznaczało to, że jakiś zbir ucieknie z torebką biednej babuleńki. Teraz dała mi znać, żebym również nic nie robił.

Był jednak pewien problem: uznałem, że to nie w porządku.

– Mam w torebce wszystkie pieniądze! – zawodziła kobieta, żeby skłonić świadków do działania.

Zbir znajdował się już niemal przy mnie. Podchwyciłem jego spojrzenie. Był gotów pchnąć mnie na chodnik tylko dlatego, że stałem w zasięgu jego rąk.

Gdybyśmy znaleźli się na ringu, nie miałbym z nim szans. W walce byłem równie groźny jak żółw domowy. (Tak określiła to pani Simon podczas ostatniego egzaminu z samoobrony). Miałem jednak inne talenty, które mogłem w tej sytuacji wykorzystać.

Przede wszystkim byłem mistrzem matmy. Potrafiłem rozwiązywać w pamięci skomplikowane równania, nigdy nie zapominałem numerów telefonu i radziłem sobie nawet z trudnymi zagadnieniami dotyczącymi działania grawitacji czy trajektorii lotu obiektów w przestrzeni.

Ponadto szkoliłem się w hiperdokładnej obserwacji otoczenia. Tego również uczyła mnie Erica. Znacznie łatwiej uniknąć ataku zbirów, kiedy się wie, że go planują. Najgorzej jest dać się zaskoczyć. Podświadomie obserwowałem wszystkich otaczających mnie ludzi, zarejestrowałem więc:

1. potężnie zbudowanego faceta, który szedł w moją stronę, prowadząc na dwumetrowej smyczy buldoga,

2. kelnera, który wyciągał z kawiarni po mojej prawej stronie wózek z deserami,

3. trzy młode kobiety – gościnie tej samej kawiarni – siedzące przy stoliku na zewnątrz. Ta najbliżej mnie miała ogromną, trzypoziomową kanapkę.

Erica, która była jeszcze bardziej czujna niż ja – naprawdę superhiperczujna – zarejestrowała, że ja to wszystko rejestruję, i znów potrząsnęła głową, tym razem mocniej. To oznaczało, że naprawdę bardzo nie chciała, bym się zaangażował.

Ale i tak to zrobiłem.

Kiedy złodziej był tuż obok, uskoczyłem mu z drogi z przesadnym entuzjazmem. Uderzyłem w stolik trzech kobiet na tyle mocno, że woda ze szklanek trysnęła im na nogi. Wykorzystałem moment, gdy były zdekoncentrowane, zręcznie chwyciłem dwa kawałki bekonu, które wystawały z piętrowej kanapki, i cisnąłem je na ziemię tuż przy swoich stopach.

Buldog, jak to pies, skoczył w stronę bekonu, a przed uciekającym złodziejem nagle znalazła się naprężona smycz. Gdybym wybrał mniejszego psiaka – miniaturowego pudla albo ratlerka – plan by nie wypalił, ale buldog był ciężki jak wór z betonem. Kiedy złodziej trafił goleniem w smycz, zwierzę nawet nie drgnęło. Uciekinier potknął się i poleciał naprzód.

W tej samej chwili „przypadkowo” popchnąłem wózek z deserami – wystarczająco mocno, żeby wysunął się z rąk kelnera i znalazł na drodze przestępcy.

Uciekający przywalił w niego tak mocno, że ciasto z kremem, które przyjęło uderzenie, dosłownie wybuchło. Budyń ochlapał kilka znajdujących się najbliżej osób. Złodziej utknął z twarzą w czekoladowej tarcie. Tak się zdziwił, że wypuścił z rąk torebkę.

Problem w tym, że siła jego uderzenia rozpędziła wózek o wiele bardziej, niż przewidywałem. (Plan sformułowałem w kilka sekund, dlatego nie zdążyłem wyliczyć dokładnie wszystkich zmiennych). Pomknął po chodniku, a jako że ulica prowadziła tu łagodnie w dół, z każdą chwilą jeszcze nabierał tempa. Przerażeni przechodnie w ostatniej chwili uskakiwali mu z drogi. Złodziej, choć oślepiony czekoladą, czuł, że dzieje się coś niedobrego. Zaczął wrzeszczeć. Wózek nadal przyspieszał... aż wreszcie uderzył w hydrant na rogu ulicy i momentalnie znieruchomiał. Złodziej przeciwnie. Był wielki i miał własną, równie wielką bezwładność. Jego śliskie od musu i budyniu ciało wystrzeliło z wózka i pomknęło w powietrzu.

Dopiero wtedy zauważyłem pewien element otoczenia, na który wcześniej nie zwróciłem uwagi: za rogiem trwał remont ulicy.

Kilku robotników w jasnopomarańczowych kamizelkach nadzorowało projekt, który najwyraźniej wymagał wykorzystania trzech dużych maszyn budowlanych. Wzdłuż ulicy wykopano rów, żeby dostać się do rury ściekowej, którą przecięto piłą. Złodziej przeleciał nad krawędzią wykopu i runął w ścieki. Wylądował z obrzydliwym mlaśnięciem, po którym rozległ się okrzyk ekstremalnego obrzydzenia.

Wszyscy wokół nagrywali zdarzenie telefonami.

Nikt jednak nie zauważył, że miałem w nim swój udział. Zadbałem, by wszystko wyglądało na dziwaczny zbieg okoliczności.

Erica złapała mnie za ramię i odciągnęła, zanim ktokolwiek w ogóle zwrócił na nas uwagę.

Kelner podniósł torebkę i oddał ją staruszce, która zdołała tymczasem wstać z chodnika.

Ludzie wokół nas albo wysyłali nagrania przyjaciołom, albo wrzucali je do sieci. Nikomu nie przyszło na myśl, żeby wykorzystać telefon do wezwania policji.

Staruszce na szczęście chyba nic się nie stało. Tak głośno śmiała się z upadku złodzieja, że prawie wypluła sztuczną szczękę.

Ruszyłem w jej kierunku, aby się upewnić, że wszystko w porządku, ale Erica, która wciąż ściskała moje ramię, pociągnęła mnie na drugą stronę ulicy.

– Niepotrzebnie ryzykowałeś – warknęła pod nosem.

– Facet był przestępcą. Naszym zadaniem jest powstrzymywanie przestępców.

– Istotnych przestępców – poprawiła mnie. – Międzynarodowych handlarzy bronią. Terrorystów. Psycholi, którzy chcą szerzyć chaos i zniszczenie. Naszym celem nie są kieszonkowcy. To robota dla policji.

– Nie widziałem nigdzie policjantów. Poza tym zadziałałem bardzo subtelnie.

– Subtelnie? Uważasz, że facet pędzący po ulicy na wózku z deserami to subtelna akcja? Czemu go po prostu nie podciąłeś?

– Żeby nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nie da się kogoś podciąć tak, żeby nie zauważył.

– Jasne, że się da.

– Wcale nie... – zacząłem, ale nie dokończyłem, bo Erica mnie podcięła. A przynajmniej sądzę, że tak właśnie było. Zadziałała zbyt szybko, żebym cokolwiek zauważył. W jednej chwili się z nią sprzeczałem, a w drugiej leżałem jak długi na najbliższym klombie.

– Widzisz? – spytała.

– Przekonałaś mnie. – Wstałem i otrzepałem koszulkę z ziemi. – W porządku, może to nie była subtelna akcja. Ale skuteczna.

– Posłanie gościa do ścieków to lekka przesada.

– Eee... – rzuciłem niechętnie. – Cóż...

Westchnęła.

– Niech zgadnę. Zauważyłeś ścieki dopiero wtedy, gdy było już za późno.

Nie było sensu zaprzeczać.

– Tak.

– Nie zarejestrowałeś wielkiej, ziejącej dziury w ziemi, wokół której kręcili się faceci w odblaskowych kamizelkach?

– Była przecznicę od nas. A skupiłem się na innych sprawach. Na przykład na próbie kradzieży.

– Wokół zawsze będą się działy różne rzeczy. Nie możesz ani na moment tracić czujności. Pamiętaj: są ludzie, którzy pragną cię zabić.

Tyrada Eriki powinna mnie zirytować. Ale tak się nie stało. Choć groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo i wciąż musiałem wysłuchiwać, jak niewiele umiem, byłem szczęśliwy!

Ponieważ Erica Hale niepokoiła się o moje bezpieczeństwo. Czyli jej na mnie zależało.

Dodajmy, że była nie tylko najlepszą szpieżką w szkole, ale też najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. Miała hipnotyzujące spojrzenie i lśniące włosy. Roztaczała wokół zapach bzu i prochu strzelniczego, od którego kręciło mi się w głowie. Do tego umiała zbić na kwaśne jabłko facetów dwa razy większych od siebie.

Nieszczególnie jednak lubiła ludzi. Do niedawna wszelkie przyjaźnie uznawała tylko za źródło problemów. Nie bez powodu nazywano ją Królową Lodu. Dopiero po roku starań zdołałem zdobyć jej szacunek oraz, co istotniejsze, sympatię. Albo przynajmniej coś bliskiego sympatii, na co była gotowa sobie pozwolić. Nie chciała umówić się na randkę ani zostać moją dziewczyną, ale pocałowała mnie, kiedy sądziliśmy, że za chwilę oboje wyparujemy podczas eksplozji nuklearnej. A teraz uczyła mnie sztuki przetrwania, zamiast po prostu rzucić mnie na pożarcie wilkom.

W sferze kontaktów międzyludzkich nadal miała jednak istotne braki.

– Czemu się uśmiechasz? – spytała.

– A uśmiecham się? – odparłem i dopiero wtedy poczułem, że ma rację. Naprawdę cieszyła mnie jej troska o moje bezpieczeństwo. – Przepraszam, już przestaję.

– I dobrze. To poważna sprawa. – Nadal trzymała moje ramię w stalowym uścisku. Pociągnęła mnie za róg i pchnęła w stronę kampusu. – Masz już i tak dość problemów, bo Pająk chce cię dorwać. Jeśli wykręcisz jeszcze jeden taki numer i zdradzisz światu, że jesteś szpiegiem, CIA się ciebie wyprze i nikt już nie będzie cię chronił.

– Poza tobą – zauważyłem z nadzieją.

– Nie. To byłoby wbrew zasadom.

– I tak nie odpuścisz. Bo jeśli Pająk zaatakuje mnie, ty będziesz mogła zaatakować jego.

– Znowu się uśmiechasz – rzuciła.

Miała rację. Ale to był unik.

Choć już cztery razy pokrzyżowałem plany naszym wrogom, nadal nie wiedziałem o nich zbyt wiele. Reszta CIA też nie. Jeszcze rok temu samo istnienie Pająka stanowiło dla nas wszystkich tajemnicę. Do dziś nie poznaliśmy tożsamości jego przywódców i nie wiedzieliśmy, gdzie się ukrywają. Nie mieliśmy pojęcia, czy ich ludzie obsadzili jakieś stanowiska w amerykańskim rządzie, ilu ich jest i co knują. Drobne poszlaki, którymi dysponowaliśmy, ostatecznie donikąd nas nie doprowadziły.

Aż do tej chwili.

Telefon Eriki zawibrował w jej kieszeni.

Zdziwiłem się, bo na całym świecie tylko trzy osoby znały jej numer: jej dziadek (czyli wybitny szpieg z CIA), jej matka, czyli fenomenalna szpieżka z brytyjskiej MI6 (tak dobra, że nawet dziadek Eriki nie odkrył prawdy na jej temat), no i ja. A mnie Erica ujawniła swój numer bardzo niechętnie i zastrzegła, że mogę korzystać z niego tylko wtedy, gdy będzie chodziło o sprawy życia i śmierci. Numeru nie miał nawet jej ojciec, Alexander Hale. On również był szpiegiem, tyle że beznadziejnym. Ale na tyle sprytnym, że do niedawna ukrywał swoją skrajną niekompetencję przed prawie całą CIA.

Erica zdawała się zaniepokojona. Wyciągnęła telefon i sprawdziła, kto dzwoni. Odebrała i rzuciła krótkie:

– Jak sytuacja? – Słuchała przez kilka sekund, po czym odparła: – Właśnie z nim jestem. Sprowadzę go. – Rozłączyła się i dodała: – Dziadek chce cię widzieć. Natychmiast.

– Czemu?

– Murray Hill twierdzi, że jest gotów zacząć sypać.

Zbiła mnie z tropu. Murray Hill był tylko o rok starszy ode mnie, ale już zdążył stać się jednym z najbardziej podstępnych członków Pająka. Przez długie miesiące był kretem w szkole szpiegów i niemal zdołał wysadzić ją w powietrze. Od tamtej pory schwytano go już kilka razy, ale zawsze uciekał z niewoli. Od miesiąca siedział zamknięty w szkole szpiegów i konsekwentnie odmawiał udzielenia jakichkolwiek informacji o Pająku, choć obiecywano mu za to coraz wspanialsze nagrody.

– Czemu postanowił współpracować właśnie teraz? – spytałem.

– Dziadek nie wie. Twierdzi, że Murray po prostu zmienił zdanie.

– A co to ma wspólnego ze mną?

Przewróciła oczami – jak zwykle, kiedy zbyt wolno dodawałem dwa do dwóch.

– Czy to nie oczywiste? Murray jest gotów gadać tylko z tobą.

Rozdział 2

NEGOCJACJE

Sala narad w placówce karnej dla nieletnich

Akademia Szpiegostwa CIA

Piwnica, poziom -2

28 marca

Godzina 16.00

Murray Hill był przetrzymywany na terenie akademii, konkretnie – w Centrum Zdobywania Informacji imienia Cheneya, a jeszcze konkretniej – w specjalnym więzieniu dla uczniów, które utworzono zupełnie niedawno, bo do tej pory nikt nie uważał takiej placówki za potrzebną. Powszechnie sądzono, że nawet jeśli jakiś dzieciak okaże się zdolny do popełnienia straszliwej zbrodni przeciwko swojemu krajowi, wystarczy dla niego zwyczajny poprawczak.

W przypadku Murraya Hilla okazało się inaczej.

Ludzie Pająka już dwukrotnie odbili go z rąk rządu. Dlatego właśnie powstało więzienie na terenie akademii, chociaż Murray wcale nie został pierwszym osadzonym. (W momencie utworzenia zakładu przebywał na wolności). Pierwszą parą więźniów byli uczniowie z centrum szkoleniowego dla przyszłych złoczyńców Pająka: Padalec Jones, nadal pozostający za kratkami, oraz Ashley Sparks, która zdołała uciec.

Nowe więzienie pełniło równocześnie funkcję szkoły, tak więc Padalec i Murray brali udział w specjalnie przygotowanych kursach: „Czemu należy odejść z Pająka i pomóc nam go pokonać”, „Wstęp do puszczania farby na temat wrogich działań” i tak dalej. Nie widziałem Murraya, odkąd trafił za kratki, ale słyszałem plotki, że zajęcia nie przynosiły rezultatów. Cyrus Hale, dziadek Eriki, potwierdził to, kiedy prowadził nas przez centrum Cheneya.

– Mały skubaniec nie powiedział nic użytecznego, odkąd do nas trafił. Nieważne, jakich metod używaliśmy.

– Zawiodły nawet tortury? – spytała Erica.

– Agentom CIA nie wolno już stosować tortur – burknął Cyrus, jakby ten fakt wybitnie go irytował. Cyrus był uzdolnionym szpiegiem, ale nieszczególnie radził sobie w relacjach z innymi, podobnie jak Erica. Zachowywał się oschle i gburowato nawet wtedy, kiedy miał akurat dobry dzień, a dziś było ewidentnie kiepsko. – Ale mamy do dyspozycji cały wachlarz innych metod. Powiedzmy, że dzieciak nie opływa w luksusy.

– Co mu robicie? – spytałem.

– Stosujemy te same procedury co wobec innych więźniów, którzy odmawiają współpracy. Ograniczony czas snu. Zero telewizji i innych przyjemności. W ramach posiłków tylko wzbogacany witaminami kleik i woda.

– Nie dostaje niezdrowego żarcia? – Byłem w szoku. – Nie znam nikogo, kto żywiłby się tak fatalnie jak on! Jeśli zjadł w życiu jakieś warzywa, to tylko w hamburgerze. Sądziłem, że zacznie mówić już po tygodniu bez fast foodów. A on milczał przez miesiąc?!

– Wcale nie milczał – mruknął Cyrus. – Przeciwnie, gęba mu się nie zamyka. Sęk w tym, że nie mówi nic użytecznego. Same wymysły i bzdury.

Dotarliśmy do drzwi, których pilnowało dwóch strażników. Na widok Cyrusa stanęli na baczność, ale Ericę i mnie obrzucili niepewnymi spojrzeniami.

– Są ze mną – uspokoił ich Cyrus.

Strażnicy odsunęli się posłusznie. Jeden z nich wpisał kod na niewielkiej klawiaturze obok terminalu i drzwi otworzyły się ze szczęknięciem. Cyrus wprowadził nas do części dla osadzonych. Były tam dwie cele oddzielone wąskim korytarzem.

W pierwszej siedział Padalec Jones. Wyglądał identycznie jak wtedy, gdy odwiedziłem go po raz ostatni. Zajmował nawet to samo miejsce: był na łóżku polowym i wpatrywał się w ogromny telewizor, który otrzymał w nagrodę za przekazanie CIA informacji na temat Pająka. Jak zwykle grał na konsoli. Obok niego walały się puste paczki po cheetosach. Jeśli się nad tym zastanowić, to dieta Padalca była jeszcze gorsza niż Murraya. Jego główne – a może i jedyne – pożywienie stanowiły właśnie cheetosy. Całe usta miał pomarańczowe od pyłu. Wyglądał, jakby nosił radioaktywną bródkę.

– Cześć, Padalcu – rzuciłem. – Jak leci?

– Mye – odparł, co jak na niego stanowiło całkiem wylewną odpowiedź. Większość ludzi po prostu ignorował.

– Czy to Ben Ripley?! – zawołał z sąsiedniej celi Murray Hill. – Nie marnuj czasu na tego psychola, Benie. Równie dobrze mógłbyś gadać z kawałkiem selera. Chodź się przywitać.

Ruszyłem dalej korytarzem... i stanąłem jak wryty przed celą Murraya.

Erica też. A ją niełatwo zaskoczyć.

Murray zmienił się nie do poznania. Odkąd pamiętam, był w fatalnej kondycji. Miał wystający brzuch, permanentnie zgarbione plecy, wydolność misia koali, przetłuszczone włosy i cerę, a jego ubrania, pokryte plamami z jedzenia, przypominały obrazy Jacksona Pollocka. Teraz był o dziesięć kilo lżejszy. Jego krótko przycięte włosy wyglądały na świeżo umyte, a w oczach błyskały mu iskierki, których tam wcześniej nie widziałem. Brzuch miał absolutnie płaski... i umięśniony! Mięśnie nie były może wielkie, ale nie dało się ich nie zauważyć, bo Murray właśnie robił pompki – ten sam Murray, który zawsze wyglądał, jakby nawet siedzenie z wyprostowanymi plecami stanowiło dla niego sport ekstremalny!

– Erico! – zawołał na jej widok. – Wspaniale, że przyszłaś! Byłem pewien, że nie puścisz tu Bena samego. Bądź co bądź kroi się duża akcja i na pewno chcesz wziąć w niej udział.

Poderwał się z podłogi płynnym, zupełnie nie-Murrayowym ruchem, po czym zaczął robić pajacyki.

– Cześć, Murrayu – przywitała go Erica. Próbowała zachować swój zwyczajny spokój, ale ewidentnie była wytrącona z równowagi.

Murray to zauważył.

– Obczajasz moje nowe ciało? No, nie jest do końca nowe. Miałem je już wcześniej, ale teraz dzięki CIA zaliczyło mały tuning. – Wyszczerzył się do Cyrusa. – Chciałem panu podziękować, agencie Hale. Przyznaję, że pierwszych kilka dni, kiedy siedziałem tu zamknięty bez stymulacji umysłowej i karmiony pomyjami, zniosłem dosyć ciężko. Co było zgodne z waszym planem. Ale potem pojąłem, że użalanie się nad sobą w niczym mi nie pomoże. Postanowiłem więc jak najlepiej wykorzystać swoją sytuację. Poprosiłem strażników o sugestie, jak najszybciej dojść do formy, i zacząłem trenować. Powiem wam, że był to dla mnie naprawdę niesamowity miesiąc. Jak pana wnuczka zdążyła już zauważyć, zaliczam teraz życiową formę. Nawet pryszcze mi poschodziły! Czuję się rewelacyjnie. Fizycznie i psychicznie. – Znów spojrzał na Ericę i na mnie. – Wkręciłem się też w jogę, mindfulness i medytację tantryczną. Rewelacja! Czuję, jakbym wreszcie zrozumiał, kim jestem.

– Jesteś zdradzieckim draniem – odparłem.

– Kiedyś byłem zdradzieckim draniem – sprostował Murray. – Byłem też chciwy, pozbawiony skrupułów i generalnie niesympatyczny. Ale się zmieniłem. Choć pewnie w to nie uwierzycie, bardzo żałuję wszystkiego, co zrobiłem.

– Nie wierzę ci – powiedzieliśmy jednocześnie z Ericą.

– Zasłużyłem na to – stwierdził Murray głosem, w którym brzmiał chyba szczery smutek. – Ale naprawdę przepraszam. Fatalnie was potraktowałem.

– Próbowałeś nas zabić – przypomniałem. – I to nie raz.

– W porządku, traktowałem was gorzej niż fatalnie. Potwornie.

– Odrażająco – zasugerowała Erica. – Obrzydliwie. Wstrętnie. Ohydnie. Nieakceptowalnie. Nieludzko.

– Sama prawda – zgodził się Murray. – Czas spędzony w więzieniu pozwolił mi to pojąć. W poprzednim życiu uznawałem, że moje dobro jest ważniejsze od waszego bezpieczeństwa. Choć wtedy wydawało mi się to bardzo rozsądne, teraz już wiem, że z karmicznego punktu widzenia zachowywałem się naprawdę fatalnie. Dlatego... chcę odpokutować za swoje przewiny. Zrobić dla was coś dobrego, żeby wyrównać rachunki. – Przestał skakać i uśmiechnął się szeroko, aż błysnął złoty ząb, który wstawiono mu w miejsce brakującego siekacza. – Co, jeśli podam wam Pająka na tacy? Tym razem na serio.

Zrobiłem krok w tył. Znów byłem w szoku. Zerknąłem na Ericę, niepewny, co o tym myśleć. A ona spojrzała na dziadka.

Jeśli Cyrus był zaskoczony, to nie dał tego po sobie poznać. Skinął tylko głową na znak, że propozycję Murraya można traktować poważnie.

– Jak zamierzasz to zrobić? – spytała Erica.

– Wepchnę całą organizację do pudełka, owinę je tasiemką, zawiążę kokardkę i położę pod waszą choinką – rzucił sarkastycznie Murray. – Czemu zadajesz durne pytania? Po prostu zabiorę was tam, gdzie ukrywa się kierownictwo Pająka.

Czułem coraz większe zaskoczenie. Spodziewałem się, że Murray zdradzi nam co najwyżej kilka nazwisk. A on był gotów wydać całą organizację!

Ale Cyrus natychmiast zwątpił w jego słowa.

– Przez ostatni miesiąc powtarzałeś przesłuchującym cię agentom, że nie masz zielonego pojęcia, gdzie ukrywają się szychy z Pająka. Nagle zmieniłeś zdanie?

– Po pierwsze, agenci nigdy mnie o to grzecznie nie zapytali – wyjaśnił Murray. – A po drugie, wiem już, że postępowałem niesłusznie. Mogę to udowodnić, używając dwóch prostych słów: Adam Zarembok.

Cyrus zamrugał niepewnie.

– Kim jest Adam Zarembok?

– Uczniem szóstego roku naszej akademii – odparła Erica. – Kiepski z samoobrony, ale poza tym prymus. Szanowany przez uczniów. Przewodniczący klasy. Pracuje dla zarządu szkoły, żeby zarobić na czesne.

– Jest również wtyczką Pająka – poinformował nas Murray. – Już od dwóch lat. W jego pokoju znajdziecie skarbnicę tajnych dokumentów, które wykradł szkole.

Cyrus zerknął na Ericę.

– Miałaś go na radarze?

– Nie – przyznała. – Ale warto sprawdzić.

Cyrus podszedł do drzwi i przywołał jednego ze strażników.

– Wyślijcie zespół agentów do pokoju Zaremboka. Niech go przeszukają i zadzwonią, jeśli znajdą jakieś podejrzane materiały.

Strażnik zasalutował i odszedł, zostawiając drugiego przy drzwiach.

Tymczasem Murray chwycił przymocowany do sufitu pręt i zaczął się podciągać.

– Nie: jeśli znajdą, tylko: kiedy znajdą. Zarembok to zdrajca. Kiedyś byłem taki sam jak on. Ale to tylko płotka. Wydam wam całą organizację.

Cyrus zdążył już znowu do nas podejść. Jego sceptycyzm w znacznym stopniu wyparował.

– Jesteś gotów zaprowadzić nas do przywódców Pająka?

– Was wszystkich? Nie. – Murray miał zajęte ręce, dlatego wskazał Ericę i mnie stopami. – Ale ich tak. Ich i nikogo innego z CIA. To moje warunki. Nie podlegają negocjacjom.

– Dobrze wiesz, że nie mogę posłać do walki z Pająkiem dwójki dzieciaków – stwierdził Cyrus.

– A ty wiesz, że nie mogę zabrać ze sobą brygady agentów CIA – odparł Murray. – Operacja musi być ściśle tajna. To nie lądowanie w Normandii. Do tego w CIA roi się od podwójnych agentów. Jeśli poinformujesz zbyt wiele osób, jakiś zdrajca ostrzeże Pająka, zanim zdążymy opuścić kampus. Ale jeżeli nasza para superbohaterów wezwie wsparcie dopiero po tym, jak zaprowadzę ich do bazy Pająka... no, to inna rozmowa. – Znów spojrzał na mnie i Ericę. – Sami zdecydujecie, jak chcecie załatwić tę sprawę, dzieciaki.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: