Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

TAIPI. Obrazki z życia Polinezyjczyków - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,00

TAIPI. Obrazki z życia Polinezyjczyków - ebook

Opublikowana w 1846 roku, pierwsza powieść Hermana Melville’a to historia czteromiesięcznego pobytu amerykańskiego żeglarza w dolinie Taipi na polinezyjskiej wyspie Nuka Hiva. Debiut − oparty na doświadczeniach autora, które przemieszał z tym, co wyniósł z lektur, i tym, co niektórzy akademicy zwykli nazywać stekiem kłamstw – spotkał się z dużym zainteresowaniem czytelników po obu stronach oceanu, spragnionych opowieści na temat egzotycznych krain oraz obyczajów ich „barbarzyńskich” mieszkańców. „Człowiek żyjący wśród kanibali” zdobył rozgłos, także przez kontrowersje, jakie wzbudził erotyczny wątek powieści, jak i niepochlebny opis misjonarzy, usiłujących nawracać tubylców na „prawdziwą wiarę”.

Spis treści

 

Przedmowa autora

ROZDZIAŁ I.Morze – Tęsknota za wybrzeżem – Statek złakniony lądu – Cel podróży – Markizy – Przygoda żony misjonarza wśród dzikich – Charakterystyczna anegdota o królowej Nuku Hivy

ROZDZIAŁ II.Rejs z terenów łowisk na Markizy – Senne chwile na statku – Sceneria mórz południowych – Ziemia! – Zastajemy eskadrę francuską na kotwicy w zatoce Nuku Hivy – Osobliwy pilot – Eskorta pirog – Flotylla orzechów kokosowych – Pływający goście wdzierają się na pokład „Dolly” – Stan rzeczy, który potem nastąpił

ROZDZIAŁ III.Krótka relacja o najświeższych poczynaniach Francuzów na Markizach – Roztropne postępowanie admirała – Sensacja wywołana przez przybycie obcych – Pierwszy koń oglądany przez wyspiarzy – Refleksje – Nędzny podstęp Francuzów – Dygresja na temat Tahiti – Opanowanie wyspy przez admirała – Dziarski postępek angielskiej damy

ROZDZIAŁ IV.Sytuacja na statku – Zawartość jego spiżarni – Długość rejsów na morzach południowych – Historia latającego wieloryba – Postanawiam opuścić statek – Zatoka Nuku Hiva – Taipisowie – Najście Portera na ich dolinę – Refleksje – Wąwóz Taior – Rozmowa starego królaz francuskim admirałem

ROZDZIAŁ V.Myśli poprzedzające próbę ucieczki – Toby,kolega marynarz, zgadza się współuczestniczyć w tym przedsięwzięciu – Ostatnia noc na statku

ROZDZIAŁ VI.Próbka marynarskiego oratorstwa – Krytyczne uwagi marynarzy – Wachtasterbortowa dostaje przepustkę – Ucieczka w góry

ROZDZIAŁ VII.Druga strona góry – Rozczarowanie – Lista rzeczy zabranych ze statku – Podział zapasu chleba – Wygląd wnętrza wyspy – Odkrycie – Rozpadlina i wąwóz – Bezsenna noc – Dalszeodkrycia – Moja choroba – Krajobrazmarkizański

ROZDZIAŁ VIII.Doniosłe pytanie: Taipi czy Happar? – Szaleńcze przedsięwzięcie – Przygnębiająca sytuacja – Noc w parowie – Ranny posiłek – Szczęśliwy pomysł Toby’ego – Wędrówka ku dolinie

ROZDZIAŁ IX.Niebezpieczna przeprawa przez wąwóz – Zejście w dolinę

ROZDZIAŁ X.Wejście do doliny – Ostrożny marsz – Ścieżka – Owoce – Odkrywamy dwóch krajowców –Ich osobliwe zachowanie – Zbliżamy siędo zamieszkanej części doliny – Sensacjawywołana naszym widokiem – Przyjęcie w domu jednego z tubylców

ROZDZIAŁ XI.Nocne refleksje – Poranni goście – Wojownik w pełnym stroju – Dziki eskulap – Praktyka sztuki uzdrawiania – Kamerdyner – Opis domu mieszkalnego w dolinie – Portretyjego mieszkańców

ROZDZIAŁ XII.Usłużność Kori-Kori – Jego oddanie – Kąpiel w strumieniu – Brak wyrafinowania panien z Taipi – Przechadzka z Mehewim – Taipisowski gościniec – Gaje Tabu – Teren do Hula-hula – Tai – Sterani dzicy – Gościnność Mehewiego – Nocne obawy – Przygoda w ciemnościach – Honory czynione gościom – Dziwny pochód i powrót do domu Marheja

ROZDZIAŁ XIII.Próba sprowadzenia pomocy z Nuku Hivy – Niebezpieczna przygoda Toby’ego w górach Happaru – Elokwencja Kori-Kori

ROZDZIAŁ XIV.Wielkie wydarzenie w dolinie – Wyspiarskitelegraf – Coś przydarza się Toby’emu –Faiewei okazuje czułe serce – Melancholijnerefleksje – Tajemnicze postępowaniewyspiarzy – Przywiązanie Kori-Kori –Wiejska sofa – Luksus – Kori-Kori roznieca ogień à la Taipi

ROZDZIAŁ XV.Dobroć Marheja i reszty wyspiarzy – Dokładny opis drzewa chlebowego – Rozmaite sposoby przyrządzania jego owoców

ROZDZIAŁ XVI.Smętna sytuacja – Zdarzenie w Tai – Anegdota Marheja – Golenie głowy wojownika

ROZDZIAŁ XVII.Poprawa zdrowia i stanu ducha – Szczęśliwość Taipisów – Ich uciechy porównane z rozrywkami bardziej oświeconych społeczności – Różnice między występkami ludzi cywilizowanych i nieoświeconych – Potyczka w górach z happarskimi wojownikami

ROZDZIAŁ XVIII.Pływam w towarzystwie dziewcząt z doliny – Piroga – Skutki tabu – Rozkoszna wycieczka postawie – Piękny kaprys Faiewei – Nowa szata – Obcy przybywa do doliny – Jego tajemnicze postępowanie – Wyspiarskie oratorstwo – Rozmowa – Jej skutki – Odejście nieznajomego

ROZDZIAŁ XIX.Refleksje po odejściu Marnu – Bitwana pukawki – Dziwny pomysł Marheja –Sposób wyrabiania tapy

ROZDZIAŁ XX.Dzieje zwykłego dnia w dolinie Taipi – Tańce dziewczyn markizańskich

ROZDZIAŁ XXI.Źródło Arwa Uai – Niezwykłe zabytkowe szczątki – Kilka uwag na temat dziejów pai-pai znajdujących się w dolinie

ROZDZIAŁ XXII.Przygotowania do wielkiego festynuw dolinie – Dziwne poczynania w Gajach Tabu – Pomnik z tykw – Strój galowy taipisowskich panien – Wyruszenie na festyn

ROZDZIAŁ XXIII.Święto Tykw

ROZDZIAŁ XXIV.Myśli nastręczone przez Święto Tykw – Nieścisłość pewnych opublikowanych relacji o wyspie – Powody – Zaniedbanie pogan w dolinie – Wizerunek poległego wojownika – Osobliwy zabobon – Kapłan Kolori i bóg Moa Artua – Zdumiewający obrzęd religijny – Zrujnowany święty przybytek – Kori-Korii bożyszcze – Wnioski

ROZDZIAŁ XXV.Ogólne informacje zebrane na festynie – Uroda Taipisów – Ich wyższość nad mieszkańcami innych wysp – Różnice w kolorze skóry – Roślinny kosmetyk i maść – Świadectwa podróżników o niepospolitej piękności Markizanów – Nieliczne dowody obcowania z cywilizowanymi istotami – Zdezelowany muszkiet – Prymitywna prostota rządów – Królewska godność Mehewiego

ROZDZIAŁ XXVI.Król Mehewi – Aluzja do jego hawajskiej mości – Postępowanie Marheja i Mehewiego w pewnych delikatnych materiach – Szczególny rodzaj małżeństwa – Liczba ludności – Jednolitość – Balsamowanie – Miejsce chowania zwłok – Obrzęd pogrzebowy w Nuku Hivie – Liczba mieszkańców Taipi – Rozmieszczenie domów – Szczęśliwość w dolinie – Przestroga – Kilka myśli na temat cywilizacji wysp – Uwagi o teraźniejszym stanie Hawajczyków – Historia żony misjonarza – Wytworne ekwipaże w Oahu – Refleksje

ROZDZIAŁ XXVII.Stosunki społeczne i ogólny charakter Taipisów

ROZDZIAŁ XXVIII.Wyprawy rybackie – Sposób podziału ryb – Bankiet o północy – Świece mierzące czas – Bezceremonialny sposób jedzenia ryb

ROZDZIAŁ XXIX.Historia naturalna doliny – Złote jaszczurki – Brak płochliwości ptaków – Komary – Muchy – Psy – Samotny kot – Klimat – Palma kokosowa – Szczególne sposoby wdrapywania się na nią – Zwinny młody wódz – Nieulękłość dzieci – Tu-Tu i palma kokosowa – Ptaki w dolinie

ROZDZIAŁ XXX.Profesor sztuk pięknych –Jego prześladowanie – Coś niecoś o tabu i tatuażu – Dwie historie ilustrujące pierwsze z nich – Kilka myśli o dialekcie Taipi

ROZDZIAŁ XXXI.Dziwny obyczaj wyspiarzy – Ich zaśpiewy oraz szczególne właściwości głosu – Zachwyt króla, gdy po raz pierwszy usłyszał piosenkę – Nowa godność nadana autorowi – Instrumenty muzyczne w dolinie – Zachwyt krajowców nad popisem pięściarskim – Pływające dziecię – Piękne sploty dziewcząt – Olejek do włosów

ROZDZIAŁ XXXII.Obawa nieszczęścia – Przerażające odkrycie – Kilka uwag o ludożerstwie – Druga bitwa z Happarami – Dzikie widowisko – Tajemnicza uroczystość – Późniejsze rewelacje

ROZDZIAŁ XXXIII.Marnu znowu przybywa do doliny – Szczególna z nim rozmowa – Próba ucieczki – Niepowodzenie – Smutna sytuacja – Współczucie Marheja

ROZDZIAŁ XXXIV.Ucieczka

DODATEK

CIĄG DALSZY TAIPI.Historia Toby’ego

Mikołaj Wiśniewski, Posłowie

Przypisy

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66272-96-5
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Lemuelowi Shaw
Sędziemu Najwyższemu Stanu Massachusetts
tę książeczkę z wyrazami czułości dedykuje
autor

.

PRZEDMOWA AUTORA

Przeszło trzy lata upłynęły od wydarzeń opisanych w niniejszym tomie. Okres ten, z wyjątkiem ostatnich paru miesięcy, autor spędził głównie na kołataniu się po szerokim oceanie. Marynarze są dzisiaj jedynymi ludźmi, którzy przeżywają jakieś podniecające przygody, i wiele rzeczy, które spokojnym domatorom wydają się dziwne i romantyczne, dla nich jest czymś równie powszednim, jak kurta przetarta na łokciach. Jednak mimo że marynarze są oswojeni ze wszelkimi ciekawymi przygodami, zdarzenia zapisane na tych kartach służyły nieraz, gdy snuło się o nich opowieść, nie tylko do wypełnienia nużących godzin nocnej wachty na morzu, ale i pobudzały najżywsze uczucia u kolegów autora. Dlatego też przywiodło go to do wniosku, że jego dzieje nie omieszkają zainteresować tych, co są mniej niż marynarze obeznani z życiem pełnym przygód.

Jak można będzie zauważyć, autor, opowiadając o niezwykłych i ciekawych ludziach, między których rzuciły go losy, omawia głównie ich najoczywistsze właściwości, a przy opisie obyczajów powstrzymuje się na ogół od wdawania się w wyjaśnianie ich pochodzenia i celu. Ponieważ autorzy dzieł o podróżach wśród barbarzyńskich społeczności najczęściej szeroko się na owe tematy rozwodzą, piszący te słowa uważa za słuszne zwrócić uwagę na to, co można by uznać za karygodne przemilczenie. Nikt nie jest świadom bardziej od autora jego niedostatków pod tym i wielu innymi względami, jednakże ma on pewność, że jeżeli weźmie się pod uwagę bardzo szczególne okoliczności, w jakich się znalazł, wszystkie te opuszczenia będą mu darowane.

W nader licznych publikowanych opowiadaniach przywiązuje się niemałą wagę do dat; ponieważ jednak autor zatracił wszelką rachubę dni tygodnia podczas relacjonowanych tutaj wydarzeń, ma przeto nadzieję, że czytelnik zechce litościwie przejść do porządku nad jego niedociągnięciami w tym względzie.

W użytych w niniejszej książce słowach polinezyjskich – z wyjątkiem przypadków, kiedy pisownia została już uprzednio ustalona przez innych – zastosowano taką formę ortograficzną, która mogłaby najłatwiej przekazać ich brzmienie cudzoziemcowi. W kilku dziełach opisujących wyspy na Pacyfiku wiele najpiękniejszych kombinacji dźwięków mowy zagubiono całkowicie dla ucha czytelnika przez przesadne obserwowanie pospolitych reguł pisowni.

W rozdziałach, które nastąpią, jest kilka ustępów, które można by uznać za zbyt surowe wobec pewnego czcigodnego grona ludzi, których poczynania – opisywane nam przez nich samych – na ogół, i często bardzo zasłużenie, cieszą się wysokim uznaniem. Wszelako czytelnik przekona się, że te fragmenty oparte są na niezaprzeczalnych faktach, które natychmiast doszły do wiadomości piszącego te słowa. Wnioski wynikające z tych faktów są nieodparte, i autor, przedstawiając je, nie kierował się żadną animozją w stosunku czy to do samych jednostek, czy też do chwalebnej sprawy, której nie zawsze przysłużyły się poczynania niektórych jej rzeczników.

Ogromne zainteresowanie, jakie wzbudziły w Ameryce, Anglii i w całym świecie wydarzenia rozgrywające się ostatnio na wyspach Sandwich, na Markizach oraz na Wyspach Towarzystwa, usprawiedliwia, jak ufam, kilka skądinąd nieuzasadnionych dygresji.

W niniejszej opowieści są pewne rzeczy, które z pewnością wydadzą się czytelnikowi dziwne lub może całkiem niezrozumiałe, jednakże nie bardziej niż podówczas samemu autorowi. Zrelacjonował owe sprawy tak, jak się wydarzyły, i pozostawia każdemu możność wyrobienia sobie o nich własnego sądu, ufając, że jego gorące pragnienie mówienia nieupiększanej prawdy pozyska mu zaufanie czytelników.Rozdział I

MORZE – TĘSKNOTA ZA WYBRZEŻEM – STATEK ZŁAKNIONY LĄDU – CEL PODRÓŻY – MARKIZY – PRZYGODA ŻONY MISJONARZA WŚRÓD DZIKICH – CHARAKTERYSTYCZNA ANEGDOTA O KRÓLOWEJ NUKU HIVY

Sześć miesięcy na morzu! Tak, czytelniku, jako żywo, sześć miesięcy nieoglądania lądu, krążenia za kaszalotami pod piekącym słońcem równika, na rozhuśtanych falach bezmiernego Pacyfiku! Już przed wieloma tygodniami wyczerpał się wszystek nasz świeży prowiant. Nie został ani jeden patat, ani jeden yam. Wspaniałe pęki bananów, co niegdyś ozdabiały naszą rufę i pokład szańcowy, niestety zniknęły, a pyszne pomarańcze, które wisiały u topów masztów i u want, także przepadły bez śladu! Tak, wszystkiego tego już nie ma i nie zostało nam nic oprócz solonej wołowiny i sucharów. O, wy, kajutowi żeglarze, którzy czynicie tyle hałasu z powodu czternastodniowej przeprawy przez Atlantyk, którzy tak patetycznie opowiadacie o prywacjach i uciążliwościach morskiej podróży, kiedy to po całym dniu spożywania śniadań, obiadów i kolacji z pięciu dań, gwarzenia, gry w wista i picia ponczu szampanowego przypadał wam w udziale ten ciężki los, że zamknięci w małych pokoikach wykładanych mahoniem i klonem spaliście przez dziesięć godzin, nieniepokojeni przez nikogo prócz „tych nicponi, marynarzy, wrzeszczących i tupiących nad głową” – cóż powiedzielibyście o sześciu miesiącach z dala od lądu?

Ach, co by się dało za ożywczy widok jednego źdźbła trawy – za możność powąchania garści iłowatej ziemi! Czyż nie ma wokół nas nic świeżego? Nie można ujrzeć nic zielonego? Owszem, wewnętrzna strona naszych burt pomalowana jest na zielono, ale jakiż to lichy i mdły kolor – jak gdyby nic, co bodaj przypomina zieleń, nie mogło rozkwitnąć tak niezmiernie daleko od lądu. Nawet korę, co niegdyś okrywała drewno używane przez nas na opał, obgryzł i pożarł wieprzek kapitana – i to tak dawno temu, że i sam wieprzek został z kolei pożarty.

W kojcu dla kur jest tylko jeden samotny lokator: niegdyś wesoły i żwawy młody kogut, co tak dzielnie sobie poczynał wpośród potulnych kwok. Ale spojrzyjcie nań teraz: oto stoi tam osowiały, przez cały dzień na tej swojej niezmordowanej jednej nodze. Odwraca się z niesmakiem od zapleśniałego ziarna, które ma przed sobą, i od słonawej wody w małym korytku. Opłakuje zapewne swe utracone towarzyszki, które dosłownie porywano mu jedną po drugiej i których już więcej nie zobaczył. Jednakże nieliczne będą dni jego żałoby, albowiem Mungo, nasz czarny kucharz, powiedział mi wczoraj, że w końcu dano hasło i los biednego Pedra jest przypieczętowany. Jego wynędzniałe ciało zostanie złożone w przyszłą niedzielę na stole kapitana i jeszcze na długo przed nocą pogrzebane ze zwykłymi ceremoniami pod kamizelką tego zacnego osobnika. Któż by uwierzył, że może być ktokolwiek tak okrutny, by marzyć o ścięciu nieszczęsnego Pedra; a jednak ci samolubni marynarze modlą się bez przerwy, by uczyniono koniec z tym nieszczęsnym ptakiem. Mówią, że kapitan za nic nie skieruje statku do lądu, póki ma w perspektywie danie ze świeżego mięsa. Tylko ten biedny ptak może mu go dostarczyć, a kiedy wreszcie zostanie pożarty, kapitan się opamięta. Nie życzę ci źle, Piotrusiu, ale ponieważ jesteś skazany na to, by wcześniej czy później spotkał cię los twej rasy, oraz zważywszy, że położenie kresu twemu istnieniu ma być sygnałem do naszego wyzwolenia – cóż, prawdę rzekłszy, chciałbym, by ci poderżnięto gardło bodaj w tej chwili, bo – och, jakże pragnę zobaczyć znów żywą ziemię! Sam stary statek marzy, aby raz jeszcze spojrzeć na brzeg przez swoje kluzy kotwiczne, a Jack Lewis słusznie mówił przed kilku dniami, kiedy kapitan zganił jego sterowanie.

– Bo widzi pan, kapitanie Vangs – powiedział wtedy śmiały Jack – jestem jednym z najlepszych sterników, jacy kiedykolwiek przyłożyli rękę do szprych koła sterowego, ale żaden z nas nie potrafi teraz kierować tą starą krypą. Nie da się utrzymać jej pod wiatr; zawsze od niego odpadnie, choćby się nie wiem jak uważało. A kiedy, panie kapitanie, kładę mięciutko ster na burtę i próbuję łagodnie namówić ją do pracy, ona nie przyjmuje tego mile, tylko odpada znowu; a wszystko dlatego, iż wie, że ma ląd od zawietrznej, i za nic nie chce iść na nawietrzną.

No, tak – bo i dlaczego miałaby chcieć, Jack? Czyż każda z jej tęgich belek nie wyrosła na brzegu i czyż nie ma ona tej samej wrażliwości, co my?

Biedny stary statek! Sam jego wygląd zdradza owe pragnienia; jakże żałośnie się prezentuje! Farba na burtach, przepalona piekącym słońcem, jest spurchlona i popękana. Popatrzcie na te wodorosty, które statek włóczy za sobą, i na ten szpetny pęk obrzydłych skorupiaków, co obrósł jego rufę; ilekroć zaś kadłub wzniesie się na fali, ukazuje blachy oddarte lub zwisające strzępiastymi płatami.

Biedny stary statek! Powtarzam raz jeszcze: przez sześć miesięcy kołatał się i kolebał bez jednej chwili spoczynku. Ale odwagi, staruszku; mam nadzieję niebawem cię ujrzeć o rzut sucharem od wesołego lądu, gdy będziesz przytulnie stał na kotwicy w jakiejś zielonej zatoczce, osłonięty od porywistych wiatrów.

– Hurra, chłopaki! Rzecz załatwiona: w przyszłym tygodniu bierzemy kurs na Markizy!

Markizy! Jakież przedziwne wizje rzeczy niezwykłych wywołuje sama ta nazwa! Nagie hurysy, kanibalskie uczty, gaje kokosowe, wytatuowani wodzowie i bambusowe świątynie; słoneczne doliny porośnięte drzewami chlebowymi, rzeźbione pirogi tańczące na roziskrzonych błękitnych wodach, dzikie puszcze strzeżone przez straszliwe bożki – pogańskie obrzędy oraz ofiary z ludzi. Takie były dziwnie mieszane przewidywania, które mnie nawiedzały podczas rejsu z obszaru łowisk. Czułem nieodpartą chęć zobaczenia tych wysp, które starodawni podróżnicy opisywali tak błyskotliwie.

Grupa wysp, ku której obecnie sterowaliśmy, aczkolwiek należy do najwcześniejszych odkryć europejskich na morzach południowych, jako że odwiedzono ją po raz pierwszy w roku 1595, jest nadal zamieszkiwana przez takie same dziwne i barbarzyńskie istoty jak dawniej. Misjonarze, wysłani ze świątobliwym zadaniem, przepływali obok tych pięknych wybrzeży i pozostawiali je bożkom z kamienia i drewna. W jakichże ciekawych okolicznościach wyspy te zostały odkryte! Na wodnym szlaku Mendañi^() krążącego w poszukiwaniu jakichś złotodajnych obszarów wykwitły niczym zaczarowana wizja i przez chwilę ów Hiszpan myślał, że spełniło się jego cudowne marzenie. Ku czci markiza de Mendoza, podówczas wicekróla Peru, pod którego protekcją pływał, nadał im nazwę oznaczającą godność jego opiekuna, a po powrocie przekazał światu mglistą i wspaniałą relację o ich pięknie. Jednakże wyspy nienawiedzane przez całe lata popadły znów w zapomnienie i dopiero niedawno dowiedziano się czegoś na ich temat. Raz na pół wieku jakiś awanturniczy wędrowiec zakłócał ich niezmącony spokój i zadziwiony niezwykłym widokiem był niemal skłonny rościć sobie prawo do nowego odkrycia.

O tej interesującej grupie mało co opowiedziano, jeżeli pominiemy drobną o niej wzmiankę w szkicach z podróży po morzach południowych. Cook podczas swych wielokrotnych wypraw morskich dokoła kuli ziemskiej zaledwie ocierał się o ich brzegi, i wszystko, co o nich wiemy, pochodzi z paru ogólnych relacji. Wśród nich są dwie zasługujące na szczególną uwagę: Dziennik wyprawy fregaty Stanów Zjednoczonych «Essex» na Pacyfik podczas ostatniej wojny, spisany przez Portera^(), zawiera podobno ciekawe szczegóły dotyczące wyspiarzy. Jest to wszelako dzieło, z którym nigdy się nie spotkałem; Stewart, kapelan amerykańskiego szlupu wojennego „Vincennes”, również poświęcił temu tematowi część swojej książki, zatytułowanej Wizyta na morzach południowych.

W ciągu ostatnich paru lat statki amerykańskie i angielskie, biorące udział w masowych połowach wielorybów na Pacyfiku, zawijały czasem, kiedy zabrakło im żywności, do przestronnej przystani, która istnieje na jednej z tych wysp; jednakże obawa przed krajowcami, oparta na pamięci o strasznym losie, jaki spotkał z ich rąk wielu białych, powstrzymywała załogi od takiego obcowania z ludnością, które mogłoby dać jakieś pojęcie o jej szczególnych zwyczajach i obyczajach.

Misje protestanckie najwyraźniej porzuciły nadzieję wyrwania tych wysp z pogaństwa. Sposób traktowania misjonarzy przez krajowców był we wszystkich przypadkach taki, że mógł zastraszyć nawet najśmielszych. Ellis w swoich Badaniach polinezyjskich podaje kilka interesujących relacji o nieudanych próbach misji z Tahiti utworzenia swoich placówek na niektórych wyspach z tej grupy. Na krótko przed moim przybyciem na Markizy zdarzył się tam w związku z owymi próbami dosyć zabawny incydent, którego nie mogę tu pominąć.

Pewien nieulękły misjonarz, bynajmniej nie zniechęcony niepowodzeniem, jakie towarzyszyło wszystkim poprzednim próbom zjednania dzikich, i wierząc mocno w skuteczność wpływu niewieściego, sprowadził między nich swą młodą i piękną żonę, pierwszą białą kobietę, która odwiedziła ich brzegi. Wyspiarze zrazu przypatrywali się z niemym zachwytem tak niezwykłemu zjawisku i byli skłonni uważać je za jakieś nowe bóstwo. Jednakże po krótkim czasie oswoiwszy się z uroczym widokiem owego bóstwa oraz niechętni fałdom tkaniny osłaniającej jego kształty, popróbowali przeniknąć poprzez uświęconą zasłonę z perkalu, która je spowijała, i w swojej ciekawości tak dalece przekroczyli granice dobrego wychowania, że urazili poczucie przystojności damy. Gdy wreszcie ustalili jej płeć, ich uwielbienie zmieniło się w pogardę; nie było końca zniewagom, jakimi obrzucili ją dzicy, rozwścieczeni rzekomym oszustwem, którym wyprowadzono ich w pole. Ku zgrozie czułego małżonka zdarto z niej szaty i dano do zrozumienia, że nie wolno jej więcej nosić bezkarnie takich zwodniczych osłonek. Delikatna dama nie była dość ewangelicznie nastawiona, aby to ścierpieć, i bojąc się dalszych niestosowności, zmusiła męża do porzucenia całego przedsięwzięcia, po czym razem wrócili na Tahiti.

Natomiast nie wzdragała się tak przed ukazywaniem swych wdzięków sama wyspiarska królowa, nadobna małżonka Mowanny, króla Nuku Hivy. W jakieś dwa czy trzy lata po wydarzeniach opisanych w niniejszym tomie, znajdując się na pokładzie okrętu wojennego, przypłynąłem na owe wyspy. Od pewnego czasu mieli Markizy w swym posiadaniu Francuzi, którzy już się chełpili dobroczynnymi skutkami swej jurysdykcji, dostrzegalnymi w postępowaniu krajowców. Warto nadmienić, że w swoich wysiłkach reformatorskich wymordowali ich około stu pięćdziesięciu w Whitihoo – ale mniejsza o to. W czasie, o którym mowa, eskadra francuska zebrała się w zatoce Nuku Hivy i podczas rozmowy z naszym zacnym komandorem jeden z ich kapitanów zaproponował, abyśmy, jako okręt flagowy eskadry amerykańskiej, przyjęli uroczyście wizytę pary królewskiej. Oficer francuski wywodził, z widoczną satysfakcją, że pod ich kierownictwem król i królowa nasiąkli właściwymi pojęciami o swoim wysokim dostojeństwie i podczas wszystkich ceremonialnych okazji zachowują się z należytą godnością. Jakoż poczyniono przygotowania do przyjęcia ich królewskich mości na pokładzie w sposób odpowiadający ich randze.

Pewnego pięknego popołudnia dostrzeżono wesoło przystrojoną proporczykami szalupę odbijającą od burty jednej z fregat francuskich i płynącą prosto ku naszemu trapowi. Na jej rufie spoczywał Mowanna ze swoją małżonką. W miarę jak się zbliżali, czyniliśmy im wszelkie honory należne monarchom – marynarze powdrapywali się na reje, daliśmy salut armatni i podnieśliśmy niesamowitą wrzawę.

Weszli po trapie, zostali powitani przez komandora z kapeluszem w ręku, kiedy zaś przechodzili przez pokład szańcowy, warta marynarska sprezentowała broń, a orkiestra zagrała Króla wysp kanibalskich. Dotąd wszystko szło dobrze. Oficerowie francuscy uśmiechali się i robili niezmiernie uradowane miny, ogromnie kontenci z godnego zachowania się tych znamienitych osobistości.

Wygląd ich niewątpliwie był obliczony na wywołanie wrażenia. Jego królewska mość miał na sobie przepyszny mundur wojskowy, sztywny od złotych galonów i haftów, a ogoloną głowę przykrywał mu olbrzymi chapeau bras, na którym powiewały strusie pióra. Wszelako była jedna drobna skaza na jego powierzchowności. Szeroki pas tatuażu przebiegał mu przez twarz na wysokości oczu, co sprawiało, że wyglądał tak, jakby nosił olbrzymie okulary ochronne, a osoba monarsza w okularach ochronnych nasuwa pewne niestosowne myśli. Jednakże krawcy floty francuskiej wykazali całą wesołość swego narodowego gustu dopiero w przystrojeniu nadobnej ciemnolicej królewskiej małżonki. Ubrana była w jaskrawoszkarłatną materię obszytą żółtym jedwabiem, która, sięgając nieco poniżej kolan, odsłaniała jej bose nogi, upiększone spiralnym tatuażem i przypominające nieco dwie miniaturowe kolumny Trajana. Na głowie miała fantazyjny turban z fiołkowego aksamitu, ozdobiony srebrnymi gałązkami oraz zwieńczony kitą z różnobarwnych piór.

Załoga okrętu, która stłoczyła się na schodni, aby podziwiać ten widok, wprędce zwróciła na siebie uwagę jej królewskiej mości. Ta upatrzyła sobie między marynarzami starego wilka morskiego, którego obnażone ramiona, stopy oraz pierś pokryte były tyloma wykonanymi tuszem napisami, co wieko egipskiego sarkofagu. Nie bacząc na wszelkie nieśmiałe napomknięcia i protesty francuskich oficerów, królowa natychmiast podeszła do tego marynarza, rozchyliła mu szerzej na piersiach płócienną kurtkę, podciągnęła nogawice szerokich spodni i jęła oglądać z admiracją jaskrawy błękit i cynober tatuażu. Pochylała się nad marynarzem i gładząc go, wyrażała swój zachwyt przeróżnymi dzikimi okrzykami i gestami. Można sobie łatwo wyobrazić zmieszanie układnych Galów wobec tak nieprzewidzianego zdarzenia, ale pomyślcie tylko, jaka ich ogarnęła konsternacja, gdy nagle królewska dama, pragnąc pokazać hieroglify na własnym wdzięcznym ciele, pochyliła się na chwilę i obróciwszy się raptem, zadarła kraj swej szaty, ukazując widok, przed którym przerażeni Francuzi cofnęli się pośpiesznie i zeskoczywszy do szalupy, zemknęli z widowni tak okropnej katastrofy.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: