Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tajemnice dworu sułtana. Hatidże. Księga VIII - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 maja 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnice dworu sułtana. Hatidże. Księga VIII - ebook

Żyli w dwóch różnych światach… Połączyło ich przeznaczenie.
Książka, która zainspirowała twórców serialu Wspaniałe stulecie.

Ona jest jedyną córką groźnego sułtana Selima i ukochaną siostrą sułtana Sulejmana. On przybywa z dalekiej Pargi, to Ibrahim Pargali. Jego sercem rządzi ogromna ambicja, ale i pewien sekret… Szybko staje się najlepszym przyjacielem Sulejmana i dowódcą osmańskiej armii, przed którą drży cała Europa.  Gdy Pargali bierze za żonę piętnastoletnią Hatidże, tron jest niespodziewanie blisko. Jednak sułtanka Hürrem nie traci czujności…

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7930-9
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ XLI. SZEŚĆ LAT PÓŹNIEJ. EDIRNE. POSIADŁOŚĆ SUŁTANKI HATIDŻE. WRZESIEŃ 1520

XLI
Sześć lat póź­niej
Edirne
Posia­dłość suł­tanki Hati­dże
Wrze­sień 1520

Jesz­cze nie wze­szło słońce, kiedy jeź­dziec wje­chał na dzie­dzi­niec posia­dło­ści. Tętent kopyt przy­wo­łał słu­żą­cych. Iskry wydo­by­wa­jące się spod koń­skich kopyt, ude­rza­ją­cych o kamie­nie, w ciem­no­ściach wyglą­dały jak świe­tliki.

– Osza­la­łeś, czło­wieku? – wyszep­tał pode­ner­wo­wany słu­żący, który pró­bo­wał uspo­koić konia, ścią­ga­jąc go za wodze. – Myślisz, że można o tej porze zakłó­cać spo­kój suł­tance?

– To pilne – wydy­szał jeź­dziec, zeska­ku­jąc z konia. – Muszę się natych­miast widzieć z suł­tanką Hati­dże.

– Pew­nie – ode­zwał się drwiąco inny sługa. – A ja muszę się widzieć z czci­god­nym pady­sza­chem. I to zaraz! Jed­nak teraz pew­nie śpi…

– Nie zatrzy­muj­cie mnie, ago­wie – odparł konny, sta­ra­jąc się wygła­dzić swój strój. – Jak naj­szyb­ciej muszę się widzieć z suł­tanką Hati­dże. Mam dla niej wia­do­mość.

Kiedy męż­czy­zna już chciał ruszyć, kilku słu­żą­cych zastą­piło mu drogę.

– Hej! A dokąd to? Kim jesteś? Skąd przy­by­wasz?

– Moje imię nic wam nie powie. Ale skoro musi­cie wie­dzieć – powiem. Nazy­wają mnie Urwę­ci­nos… – Nagle wycią­gnął rękę i chwy­cił za nos słu­żą­cego sto­ją­cego naprze­ciwko niego. – Mówią, że kiedy go tak zła­pię, to po to, żeby go urwać.

Słu­żący, któ­rego nos przy­bysz ści­skał mię­dzy pal­cami, wijąc się z bólu, zaczął się wyry­wać.

– Czy to nie ty zapy­ta­łeś, skąd przy­by­wam? Przy­by­wam z Çorlu¹.

– Postra­da­łeś rozum, czło­wieku? – syk­nął któ­ryś, pró­bu­jąc pomóc cier­pią­cemu słu­dze. – Zostaw go. Nie widzisz, że bie­dak nawet nie może krzyk­nąć, żeby nie obu­dzić naszej suł­tanki? Mamy przy­pro­wa­dzić naszej pani jeźdźca całego pokry­tego pyłem? Idź do kuchni i napij się zupy, a póź­niej się umyj. Prze­ka­żemy wia­do­mość dwór­kom suł­tanki i wezwie cię w odpo­wied­nim cza­sie. Oczy­wi­ście, jeśli zechce.

– Co z was za nie­ro­zumni ludzie?! Mam urwać jesz­cze kilka nosów? Prze­cież mówię wam, że to pilne. Nie mogę cze­kać, aż obu­dzą się damy dworu. Natych­miast prze­każ­cie wia­do­mość. W prze­ciw­nym razie po nosach wezmę się za dusze. Tylko nie mów­cie, że nie ostrze­ga­łem.

Jeź­dziec puścił nos męż­czy­zny, któ­rego twarz z bólu stała się cała czer­wona. Kiedy zro­bił krok w stronę pozo­sta­łych, ze stra­chem się cof­nęli. Na nosie nie­szczę­snego słu­żą­cego pozo­stały dwa białe ślady po pal­cach jeźdźca, które natych­miast pode­szły krwią.

– Idź­cie! – zawo­łał jeź­dziec. – Obudź­cie, kogo chce­cie, tylko natych­miast prze­każ­cie suł­tance Hati­dże, że przy­był posła­niec wiel­kiego wezyra Piri Meh­meda Paszy.

Słu­żący spoj­rzeli na sie­bie bez słowa. Męż­czy­zna był sta­now­czy. Już wie­dzieli, co ich spo­tka, jeśli mu się sprze­ci­wią. Nos ich towa­rzy­sza spuchł, a sługa wciąż ronił łzy z bólu.

– Spró­buję – ode­zwał się jeden. – Jeśli wsta­nie, to dobrze. Jeśli nie, pocze­kasz.

Pod­czas gdy słu­żący wbiegł do środka, pozo­stali męż­czyźni udali się na prze­ciwny kra­niec dzie­dzińca, w stronę kuchni. Było to jedyne oświe­tlone miej­sce. Wszę­dzie uno­sił się zapach goto­wa­nej zupy. Ta woń spra­wiła, że jeź­dziec poczuł głód. Nie zaszko­dzi jedna miska zupy, zanim suł­tanka go do sie­bie wezwie.

Suł­tanka Hati­dże sie­działa zaspana za para­wa­nem.

– Skoro wywo­ła­li­ście takie zamie­sza­nie i pod­nie­śli­ście nas o tej porze, musi­cie mieć do prze­ka­za­nia ważną wia­do­mość, efendi.

Po dru­giej stro­nie Urwę­ci­nos pokło­nił się głę­boko.

– Suł­tanko…

– Podobno powie­dzie­li­ście, że przy­słał was wielki wezyr. O co cho­dzi? Czy Piri Pasza nie ocze­ki­wał naszego ojca w Çorlu? Ucie­szy­ły­śmy się, otrzy­maw­szy wia­do­mość, że razem przy­by­wają do Edirne. Ukoń­czono przy­go­to­wa­nia. Nie­cier­pli­wie wycze­ku­jemy naszego boha­ter­skiego ojca. – Zza para­wanu zauwa­żyła waha­nie na twa­rzy męż­czy­zny. – Mówże. Słu­cham.

– Ja… – zaczął cicho. – Nasz pan…

Nagle Hati­dże drgnęła. Musiało stać się coś złego. Prze­ra­że­nie, które niczym żela­zna pięść przez lata ści­skało jej serce, a ostat­nio jakby zelżało, teraz powró­ciło z podwójną mocą.

– Dobry Boże – wydu­siła z sie­bie. – Czy coś się stało naszemu pady­sza­chowi, efendi?

– Nie… – pró­bo­wał zała­go­dzić męż­czy­zna, wyczu­wa­jąc nie­po­kój po dru­giej stro­nie para­wanu. – Nasz pan… opu­ścił sto­licę i dotarł do Çorlu.

– Och! – Tym razem ści­śnięte stra­chem serce Hati­dże zatrze­po­tało z rado­ści. – Sły­sza­łaś, Nebile? Nasz ojciec suł­tan dotarł już do Çorlu. Jest bli­sko. Bie­gnij i zbudź wszyst­kie dziew­częta. Niech wszy­scy wezmą się do pracy. Nie­długo przy­bę­dzie suł­tan Selim Groźny. Niech nie zasta­nie wszyst­kich śpią­cych.

Sły­sząc szcze­bio­ta­nie suł­tanki, dziew­czyna od razu się zerwała. Przez para­wan posła­niec nie widział dokład­nie jej twa­rzy, ale był pewien, że jest piękna niczym nimfa. Mógł dostrzec jedy­nie czarne włosy się­ga­jące do bio­der, które falo­wały z każ­dym jej kro­kiem.

– Nie ma powodu do pośpie­chu, suł­tanko… – ode­zwał się męż­czy­zna.

Nebile już miała wyjść, lecz przy­sta­nęła. Hati­dże zawa­hała się. „Znów ogar­nia mnie ten prze­klęty strach”, prze­szło jej przez myśl.

– Nie ma? Dla­czego? Çorlu jest prze­cież nie­da­leko, efendi. Kiedy nasz pan dosią­dzie konia, będzie tu przed popo­łu­dniową modli­twą. – Ponow­nie zoba­czyła nie­pew­ność na twa­rzy posłańca. Ogar­nął ją gniew. – Mów, co masz do powie­dze­nia! Dla­czego tak się ocią­gasz? Mów.

– Czci­godny suł­tan… nie może przy­je­chać do Edirne, suł­tanko…

– Ale dla­czego? Çorlu jest bli­sko, po sąsiedzku. Od tylu dni cze­kamy na ten dzień. Nasz pan napi­sał nam, że poroz­ma­wiamy o waż­nych spra­wach. Dla­czego nie przy­je­dzie?

Męż­czy­zna się­gnął do kie­szeni. Wycią­gnął z niej małą sakiewkę i podał paziowi, który w jed­nej chwili poja­wił się przy nim.

– Wielki wezyr pole­cił, żebym wam to prze­ka­zał.

Hati­dże natych­miast wstała. Prze­wró­ciła para­wan, popy­cha­jąc go ze zło­ścią. „O co w tym cho­dzi? – mruk­nęła w duchu. – Dzieje się coś złego, a ja zamiast czym prę­dzej udać się do Çorlu, sie­dzę tu i cze­kam, aż ten męż­czy­zna coś z sie­bie wydusi”.

Wście­kła otwo­rzyła sakiewkę, którą podał słu­żący. Ręce drżały jej tak bar­dzo, że w żaden spo­sób nie mogła otwo­rzyć listu, który z niej wycią­gnęła.

– Nebile – jęk­nęła. Kątem oka zauwa­żyła dziew­czynę, która odkąd usły­szała słowa męż­czy­zny o tym, że nie ma pośpie­chu, pozo­stała w kom­na­cie, jakby coś prze­czu­wa­jąc. – Bła­gam cię, otwórz to.

Dziew­czyna natych­miast wyko­nała jej pole­ce­nie. Była to nie­wielka kartka. Podała ją suł­tance. Hati­dże ode­pchnęła ją.

– Nie mogę tego zro­bić. Ty prze­czy­taj, dziecko.

Nebile spoj­rzała na papier. Kiedy prze­czy­tała słowa skre­ślone ręką Piri Paszy, zaparło jej dech w pier­siach. „To… To… To nie­szczę­ście…”, pomy­ślała.

– _Nie żyje?_ – spy­tała drżą­cym gło­sem.

Nebile, widząc, w jakim sta­nie jest jej pani, natych­miast ujęła ją pod ramię, żeby ją pod­trzy­mać.

– Nieee… – ode­zwała się pospiesz­nie. – Cóż to za słowa? Boże ucho­waj! Usiądź­cie. Przy­niosę wam chłod­nej wody.

– Nebile! Co z Piri Paszą? Co napi­sał?

Dziew­czyna jed­nym tchem odczy­tała wia­do­mość:

Nasz suł­tan zamie­rzał czym prę­dzej dotrzeć do Edirne i spo­tkać się z Wami, suł­tanko. Jed­nak w Çorlu dostał gorączki. Na wszelki wypa­dek prze­nie­śli­śmy się do obozu w oko­li­cach wsi Sırt Köyü. Tutaj nasz pan chce przez jakiś czas…

Hati­dże nie wysłu­chała do końca.

– Jedziemy do Çorlu. – Pobie­gła w kie­runku drzwi. – Powia­dom­cie Hydyra Agę. Niech natych­miast poczyni przy­go­to­wa­nia. Nie chcemy ruszać w drogę konno. Ty też jedziesz z nami. Pokaż, gdzie jest Sırt Köyu. Pospiesz się!

Hydyr Aga spiął konia, żeby ruszyć przo­dem i prze­ka­zać wia­do­mość o przy­by­ciu suł­tanki. Teraz kapi­tan z Didi­mo­ti­cho stał się odda­nym sługą Hati­dże. Po krwa­wych wyda­rze­niach w dro­dze do sto­licy, kiedy oba­wiał się, że przy­płaci to głową, suł­tanka wzięła go pod swoje skrzy­dła, a nawet zabrała ze sobą do Edirne. Był odpo­wie­dzialny za ochronę nie­wiel­kiego pała­cyku wznie­sio­nego dla córki pady­sza­cha nad brze­giem rzeki. Wpraw­dzie nikt nie nazy­wał go kapi­tanem, ale jako naj­bar­dziej zaufany czło­wiek suł­tanki Hati­dże, Hydyr Aga z Didi­mo­ti­cho cie­szył się powa­ża­niem niczym pasza.

Histo­ria jego konia, który wpadł do jeziora Sapanca i mimo opła­ka­nego stanu odna­lazł swo­jego wła­ści­ciela, stała się praw­dziwą legendą wśród miesz­kań­ców Edirne. Nie­któ­rzy opo­wia­dali o tym, jak kapi­tan Hydyr ura­to­wał suł­tań­ską córkę z kipią­cej topieli, inni mówili o tym, że koń kapi­tana sam rzu­cił się do jeziora i ści­snąw­szy w zębach liny tra­twy, dowlókł ją do brzegu. Baśń i rze­czy­wi­stość mie­szały się ze sobą, ale nikomu to nie prze­szka­dzało. A ta histo­ria była dalej opo­wia­dana mło­dym przez sta­rych pod­czas gawęd nad brze­giem rzeki.

Kiedy ten boha­ter­ski kapi­tan Hydyr na grzbie­cie swo­jej legen­dar­nej Włóczni dotarł do obozu roz­ło­żo­nego w oko­li­cach Çorlu, było już dawno po zmroku. Mię­dzy namio­tami paliły się ogni­ska. Nad pale­ni­skami w samym krańcu obo­zo­wi­ska wisiały czarne kotły, nad któ­rymi uno­siły się kłęby dymu. Hydyr i jego koń w tej samej chwili zwie­trzyli sma­ko­wite zapa­chy gula­szu z cebulą i świe­żego owsa.

Nagle jan­cza­rzy peł­niący straż zastą­pili im drogę.

Hydyr Aga natych­miast prze­ka­zał im wia­do­mość:

– Suł­tanka Hati­dże jest o dzie­sięć minut drogi stąd. Moja pani zaraz tu będzie.

– Prze­jedź tu z tym zwie­rzę­ciem.

W innej sytu­acji kapi­tan pew­nie by się obu­rzył, ale tym razem przy­jął to spo­koj­nie. To nie był czas na roz­mowę. Żoł­nie­rze byli ponu­rzy i oso­wiali. Widać było, że są zbyt przy­gnę­bieni, żeby się prze­ciw­sta­wić. Kapi­tan zsiadł z konia.

– Nasz suł­tan…

Jak miał to powie­dzieć? Nie potra­fił. Żoł­nie­rze odwró­cili głowy i wlo­kąc sto­pami po ziemi, wró­cili na miej­sce warty. Naj­wy­raź­niej nie mieli odwagi nic powie­dzieć.

Sto­jący na samym środku namiot pady­sza­cha był oświe­tlony, a wej­ście do niego uchy­lone. Wyszło z niego dwóch męż­czyzn – jeden stary, drugi młody. Hydyr Pasza natych­miast roz­po­znał Piri Paszę.

– Paszo! – zawo­łał.

Takie zacho­wa­nie nie było wła­ściwe, ale w tej chwili nikt nie zwra­cał na to uwagi.

Sta­rzec spoj­rzał w jego stronę. Hydyr pod­szedł do niego pospiesz­nie i pozdro­wił.

– Wiemy, że wam uchy­bi­li­śmy, paszo. Przy­pisz­cie to naszemu pośpie­chowi. Jedzie tu suł­tanka Hati­dże.

– Jedzie? Ale…

Wielki wezyr wymie­nił spoj­rze­nia z towa­rzy­szą­cym mu mło­dzień­cem.

– Napi­sa­li­śmy prze­cież czci­god­nej suł­tance…

Nie zdą­żył dokoń­czyć zda­nia. Kiedy usły­szeli tętent zbli­ża­ją­cych się kopyt, pojął, że to zbędne.

– Już tu jest – powie­dział.

Kapi­tan zauwa­żył, że młod­szy męż­czy­zna szep­nął coś do ucha wiel­kiemu wezy­rowi. Meh­med Pasza ski­nął głową, przy­zna­jąc mu rację. Póź­niej zwró­cił się do Hydyra:

– Synu, jak sądzę, słu­żysz czci­god­nej suł­tance. Prze­każ więc swo­jej pani, że w tej chwili nasz suł­tan odpo­czywa. Nie nie­po­kójmy go. Ocze­ku­jemy jej w swoim namio­cie.

Kiedy Hydyr pospie­szył do głów­nej bramy obozu, wielki wezyr i nie­od­stę­pu­jący go mło­dzie­niec znik­nęli w namio­cie znaj­du­ją­cym się tuż obok namiotu pady­sza­cha.

Gdy tylko Hati­dże, w towa­rzy­stwie Nebile, weszła do namiotu, szyb­kim kro­kiem ruszyła w stronę Meh­meda Paszy.

– Paszo, przy­je­cha­łam natych­miast, kiedy dosta­łam wasz list. Czy czci­godny pady­szach jest bar­dzo chory?

Wielki wezyr pomi­nął mil­cze­niem pyta­nie suł­tań­skiej córki.

– Jeśli pozwo­li­cie, przed­sta­wię wam nadwor­nego medyka Alego Cze­le­biego.

Hati­dże, która zabro­niła nawet wyma­wiać przy niej słowa „medyk”, nie zare­ago­wała. Nic nie poczuła. Jej serce nie zabiło moc­niej. Natych­miast zwró­ciła się do medyka, który był przy­naj­mniej o trzy­dzie­ści lat młod­szy od Piri Paszy.

– Jak się czuje nasz ojciec?

Pochwy­ciła ukrad­kową wymianę spoj­rzeń obu męż­czyzn.

– Jego stan jest bar­dzo ciężki? Powiedz­cie wresz­cie. Co to za cho­roba? Posta­wiono dia­gnozę?

– Suł­tanko…

– Skoro ma tak wysoką gorączkę, że nie może podró­żo­wać dalej…

– Suł­tanko…

Hati­dże widziała, że medyk pró­buje jej prze­rwać, jed­nak nie sły­szała jego głosu.

– Jakie poda­li­ście lekar­stwa?

– Suł­tanko!

Tym razem zza zasłony medyk ode­zwał się gło­śniej­szym tonem.

– Edirne jest stąd nie­da­leko. Powo­zem… W takim namio­cie… Tam będzie lepiej… Może jechać?

– Suł­tanko Hati­dże, dziecko.

W końcu wielki wezyr musiał ją uci­szyć. Ujął ją za nad­gar­stek.

– To czas spo­koju, dziecko. Spo­koju i modli­twy za naszego czci­god­nego pady­sza­cha i jego pomyślne rządy na tej ziemi…

– Mój Boże… Mój Boże…

Hati­dże zasło­niła usta. W jej wnę­trzu roz­legł się roz­pacz­liwy krzyk: „Czyżby jeden z dwóch męż­czyzn w moim życiu mnie opusz­czał? _Ojciec mnie zosta­wia?!_”.

– Ali Cze­lebi prze­każe wam wia­do­mo­ści o sta­nie naszego pana. Jed­nak naj­pierw usiądź­cie. Synu… – Natych­miast poja­wił się słu­żący cze­ka­jący przy wej­ściu do namiotu. – Przy­nieś wody czci­god­nej suł­tance.

Hati­dże zajęła miej­sce wska­zane przez wiel­kiego wezyra. Nebile zaś natych­miast przy­klę­kła przy niej, ujmu­jąc jej ręce mię­dzy swoje dło­nie. „Ceva­hir też tak robiła – w jed­nej chwili prze­szło przez myśl Hati­dże. – W trud­nych dla mnie chwi­lach brała mnie za ręce… Ach, Ceva­hir, droga przy­ja­ciółko. Widzisz? Cier­pie­nie nie opusz­cza two­jej suł­tanki”.

Nadworny medyk odchrząk­nął.

– Powsta­nie Dże­lali² bar­dzo przy­gnę­biło naszego pana – zaczął, a w jego gło­sie sły­chać było udrękę.

Hati­dże kiw­nęła głową.

– Poczuł się lepiej, kiedy ten łgarz Bozo­klu Dże­lal, który ogło­sił się Panem Cza­sów i Mesja­szem Prze­zna­cze­nia, został poko­nany na przed­po­lach Ankary. Jed­nak wtedy na ple­cach naszego pana poja­wił się ten upo­rczywy wrzód. Nasz suł­tan się tym nie prze­jął. Nie uznał też za sto­sowne, żeby nas o tym powia­do­mić. Był prze­ko­nany, że to samo znik­nie. Lecz kiedy czy­rak stał się bole­sny, zwie­rzył się z tego swo­jemu poko­jow­cowi Hasa­nowi Dża­nowi. To on nam powie­dział. Hasan Dżan, zba­daw­szy dłońmi plecy naszego pana, zauwa­żył na nich obrzmie­nie wiel­ko­ści gołę­biego jaja. Kiedy odsło­nił koszulę, zoba­czył wrzód. Zgod­nie z tym, co mówił, miał duży czarny czu­bek niczym pta­sie oko. Dookoła zoba­czył czer­wo­no­pur­pu­rową opu­chli­znę. Nawet przy naj­de­li­kat­niej­szym dotyku nasz pan pod­ska­ki­wał z bólu. Hasan Dżan pora­dził, że będzie dobrze, jeśli zoba­czy to medyk, jed­nak pady­szach, jak to powie­dzieć, wie­cie…

Męż­czy­zna nagle zamilkł, jakby ktoś mu kazał. Kiedy Hati­dże unio­sła głowę, zauwa­żyła, że Nebile też wpa­truje się w Alego Cze­le­biego.

Dziew­czyna sie­dząca u jej stóp słu­chała męż­czy­zny z sze­roko otwar­tymi oczami. Medyk jakby dopiero teraz ją dostrzegł i ode­brało mu mowę. Przez chwilę Hati­dże prze­no­siła spoj­rze­nie mię­dzy nimi.

Nebile była taka piękna. Miała świeże, zaró­żo­wione policzki, orze­chowe oczy, kształtne brwi i dłu­gie rzęsy, a usta jak cze­re­śnie. Dziew­czyna, bar­dziej niż słu­chać męż­czy­zny, zda­wała się pochła­niać wzro­kiem twarz medyka z oka­la­jącą ją czarną brodą i jego syl­wetkę.

„Nie”, jęk­nęła w duszy Hati­dże. Wyrzu­ciła tę scenę z pamięci, a teraz odżyła na nowo, tylko tym razem akto­rzy byli inni. Przed laty to ona była na miej­scu Nebile, a rolę Alego Cze­le­biego grał jej sło­wik. „Boże – modliła się. – Nie rób mi tego. Nie dopuść do tego, żeby to dziecko, które tak kocham, podzie­liło mój los”.

– Tak – prze­rwała prze­dłu­ża­jące się mil­cze­nie. – Słu­cham.

Twarz Alego Cze­le­biego pokryła się rumień­cem. „Zupeł­nie jak on – pomy­ślała Hati­dże. – Zupeł­nie jak on…”. Nebile też zro­zu­miała ton głosu swo­jej pani. Zawsty­dzona ucie­kła spoj­rze­niem od medyka i utkwiła wzrok w prze­strzeni.

Medyk zaniósł się uda­wa­nym kasz­lem, pró­bu­jąc zna­leźć wymówkę dla tej ciszy.

– Czci­godny pady­szach nale­gał, żeby wyci­snąć wrzód. Hasan Dżan twier­dzi, że nie miał innego wyj­ścia. Zro­bił to tydzień przed wyru­sze­niem do Edirne. Nasz pan poczuł się lepiej. Bóle ustały. Powie­dział nawet poko­jow­cowi: „Masz uzdra­wia­jące dło­nie, Hasa­nie Dża­nie. Jeśli chcesz, mia­nuję cię swoim medy­kiem”.

Hati­dże zauwa­żyła, że spoj­rze­nie medyka znów wędruje ku Nebile. Roz­gnie­wała się. „Co to za zuchwal­stwo – żach­nęła się. – My mar­twimy się o zdro­wie naszego ojca, a Cze­lebi o swoje serce”.

– Myśli­cie o czymś? – wyrzu­ciła z sie­bie bez­wied­nie. – Wydaje nam się, że coś ukry­wa­cie. Nie rób­cie tego. Powiedz­cie wszystko, jak­kol­wiek jest to bole­sne. Wiemy, jak radzić sobie z cier­pie­niem i prze­ciw­no­ściami losu.

– Nasz pan powie­dział, że to stało się dwa dni przed wyru­sze­niem w drogę. Na wrzo­dzie znów poja­wił się czu­bek i zaczęły się bole­ści. Tym razem jesz­cze sil­niej­sze. Surowo przy­ka­zał Hasa­nowi Dża­nowi, żeby nikomu o tym nie wspo­mi­nał. W tym sta­nie wyru­szyli w drogę. Wczo­raj zauwa­ży­łem, że coś mu dolega. Jakby zachwiał się na grzbie­cie Bia­łego Dymu. Nikt nie widział w takim sta­nie Selima Groź­nego, który bez cie­nia zmę­cze­nia prze­kra­czał pusty­nie, żeby dotrzeć do ducho­wego domu naszego pro­roka³.

Wtedy wtrą­cił się Piri Meh­med Pasza.

– Kiedy nasz pan powie­dział, że nie czuje się dobrze, zatrzy­ma­li­śmy się. Miał trud­no­ści, nawet zsia­da­jąc z Bia­łego Dymu. Nagle zauwa­ży­li­śmy, że pady­szach jest cały roz­pa­lony. Natych­miast wezwa­li­śmy medy­ków. Dopiero wów­czas wszy­scy dowie­dzie­li­śmy się o wrzo­dzie.

Hati­dże znów przy­ła­pała medyka na tym, że ukrad­kiem przy­gląda się Nebile. Nie mogła już tego znieść.

– Cze­lebi! – Kiedy męż­czy­zna pod­sko­czył, pró­bo­wała nadać swo­jemu gło­sowi łagod­niej­szy ton. – Jaką posta­wiono dia­gnozę? Co to za wrzód?

Nawet Nebile zauwa­żyła naganę w jej gło­sie. Bio­rąc ją czę­ściowo na sie­bie, powoli odwró­ciła się ple­cami do męż­czy­zny, żeby uwol­nić się od czar­nych oczu Alego Cze­le­biego. Głowę zaś oparła na kola­nach swo­jej pani.

– Wąglik.

„Szpon lwa – jęk­nęła bez­gło­śnie Hati­dże. Przy­pa­dłość Selima Groź­nego odpo­wia­dała har­towi jego ducha. – Losie – lamen­to­wała – znów się na mnie uwzią­łeś”.

– Jest bar­dzo nie­bez­pieczny – powie­dział medyk nieco prze­mą­drzale.

Na jego twa­rzy malo­wało się przy­gnę­bie­nie. Jed­nak Hati­dże upa­try­wała jej źró­dła raczej w tym, że Nebile odwró­ciła się do niego ple­cami, niż w cho­ro­bie pady­sza­cha.

– Kiedy wyci­śnięto wrzód, ten się uzło­śli­wił. Ropa prze­nio­sła się w inne miej­sca na ciele naszego pana.

– Och… Inne miej­sca? Gdzie?

Ali Cze­lebi zawa­hał się. Posłał wiel­kiemu wezy­rowi ukrad­kowe spoj­rze­nie. Pierw­szy wezyr wzru­szył ramio­nami.

– Gdzie? – pona­gliła go Hati­dże.

– Wybacz­cie – szep­nął medyk. – Na przy­kład na lewą pachwinę naszego pana. Jesz­cze dwa poja­wiły się na ple­cach.

– Co zro­bi­li­ście?

– Czci­godny pady­szach zażywa opium, żeby uśmie­rzyć ból. Zabro­ni­li­śmy mu tego. Opium roz­ją­trza wrzody. Oczy­ści­li­śmy ranę i przy­ło­ży­li­śmy okład z dzieg­ciem.

Kobietę ogar­niała coraz więk­sza złość.

– Czyli przy­kry­li­ście ranę. Nie­ważne, co jest w środku, tak? Pozo­sta­wi­li­ście naszego ojca na pastwę losu? To chce­cie nam powie­dzieć, Cze­lebi?

Zarówno Piri Pasza, jak i Ali Cze­lebi spoj­rzeli zdzi­wieni na Hati­dże. Nie zro­bili niczego, żeby zasłu­żyć na taki gniew, lecz jedy­nie uczy­nili to, co nale­żało.

– Skoro zabro­ni­li­ście mu też zaży­wać opium, ozna­cza to, że pozo­sta­wi­li­ście go w bólach i cier­pie­niu.

Cze­lebi pró­bo­wał coś powie­dzieć, ale nie mógł wydu­sić z sie­bie słowa.

– Dziecko… – ode­zwał się szep­tem wielki wezyr.

– Słu­cham, paszo?

– Medycy zasto­so­wali wiele róż­nych elik­si­rów, żeby uśmie­rzyć ból czci­god­nego suł­tana. Pady­szach poczuł się dużo lepiej. Spo­koj­nie po nich zasnął.

– Chcemy go zoba­czyć.

Hati­dże szybko pod­nio­sła się z miej­sca.

Nebile o mały włos się nie prze­wró­ciła. W ostat­niej chwili zła­pała rów­no­wagę. Ona także pospiesz­nie wstała.

– Nasz pan śpi, suł­tanko. Dajmy mu odpo­cząć. Przez całą noc nie mógł zasnąć. I przez cały dzień. Śpi dopiero od godziny. Nękały go silne bóle. Pozwólmy mu jesz­cze tro­chę odpo­cząć.

– Okład z głogu – ode­zwał się cicho Ali Cze­lebi, pró­bu­jąc się bro­nić – prze­bije czu­bek wrzodu. Pozwoli, żeby wypły­nęła ropa. Jeśli uda nam się ją cał­ko­wi­cie usu­nąć…

– Chcemy zoba­czyć naszego ojca, Cze­lebi.

Męż­czy­zna bez­rad­nie spoj­rzał na Meh­meda Paszę.

– Chcemy zoba­czyć naszego ojca, paszo. Jeśli spró­bu­je­cie nas powstrzy­mać, spra­wię, że tego poża­łu­je­cie.ROZDZIAŁ XLII

XLII

Wielki wezyr Piri Meh­med Pasza wes­tchnął w duchu: „Ach, wielki Seli­mie, popatrz na swoją córkę. Kiedy się roz­gniewa, jest taka podobna do cie­bie. Czy ktoś znaj­dzie odwagę, żeby spoj­rzeć w te oczy?”.

Pochy­lił głowę z pokorą.

– Ali Cze­lebi zabie­rze was do naszego pana.

Medyk ruszył przo­dem, a Hati­dże i Nebile za nim. W pew­nej chwili Hati­dże zła­pała dziew­czynę za nad­gar­stek i spoj­rzała jej głę­boko w oczy.

Nebile nie wie­działa, co zro­bić. Zro­zu­miała jej spoj­rze­nie. Nie wie­działa nato­miast, czy suł­tance spodoba się to, co wyczyta w jej oczach. Czy roz­po­zna, że zako­chała się w Alim Cze­le­bim od pierw­szego wej­rze­nia?

– Moja suł­tanko.

Zawsty­dzona ucie­kła wzro­kiem.

– Popatrz na mnie.

Spoj­rzała i wtedy zro­zu­miała. Zro­biła to, co naka­zała jej pani. Przez chwilę patrzyły na sie­bie. Dla Hati­dże była to chwila, ale dla Nebile wyda­wała się trwać tysiąc lat. „Boże Ojcze – jęk­nęła w duchu dziew­czyna. – Moja suł­tanka zro­zu­miała. Wyczy­tała to w moich oczach. Wie, że się w nim zako­cha­łam”.

Hati­dże domy­śliła się wszyst­kiego. Czy można było oprzeć się strzale prze­zna­cze­nia? Jej to się nie udało, a mia­łoby się udać pięk­nej i mło­dej Nebile? Pomimo prze­ra­że­nia i nie­po­koju rysy jej twa­rzy powoli zaczęły łagod­nieć. Poja­wił się na niej uśmiech pełen miło­ści.

– Chodź ze mną – szep­nęła. – Będziesz mi potrzebna, dziecko. Nie zosta­wiaj mnie samej.

Pochmurna twarz Nebile od razu się roz­ja­śniła. „Nie roz­gnie­wała się! – wykrzyk­nęła w myślach. – Moja suł­tanka nie roz­gnie­wała się na moje uczu­cia!”.

Medyk uchy­lił połę wej­ścia do namiotu suł­tana, do któ­rego wstępu bro­nili straż­nicy sto­jący po obu stro­nach, i zro­bił przej­ście dla Hati­dże i Nebile. Kiedy Hati­dże zer­k­nęła ponad ramie­niem, zauwa­żyła, że Ali Cze­lebi idzie zaraz za Nebile.

– Wy nie, Cze­lebi. – Jej głos był srogi i zde­cy­do­wany. Zer­k­nęła na dziew­czynę, żeby spraw­dzić, jakie wra­że­nie zro­biły na niej te słowa. Wyda­wało się, że blask w oczach Nebile natych­miast zgasł. – Wy – pod­jęła – zostań­cie tu z moją Nebile. Chcemy przez chwilę być same z naszym ojcem.

„Ale się ucie­szyli”, pomy­ślała Hati­dże. Wie­działa, że nie powstrzyma tego, co ma się stać. Nauczył ją tego los. Co ma być, to będzie. Ale tym razem będzie ina­czej. Teraz już wie­działa, jak sta­wiać czoła prze­zna­cze­niu. Może zbyt późno, ale nauczyła się tego. Nie wolno pod­da­wać się losowi. Posta­no­wiła nie spusz­czać oka z nadwor­nego medyka. „Jeśli zoba­czę coś, co mi się nie spodoba, nie chcia­ła­bym być w two­jej skó­rze, Cze­lebi – mruk­nęła. – Możesz być młody i przy­stojny, a miłość mojej Nebile może opły­nąć cię niczym woda, ale wiedz, że nie przy­mknę oczu na jej krzywdę. Nie pozwolę, żeby Nebile spo­tkał ten sam los”.

Jeśli będzie trzeba, odbie­rze życie, ale nie pozwoli, żeby Nebile cier­piała tak jak ona i sto­czyła się w ciemną pustkę, w którą sama wpa­dła.

Kiedy Ali Cze­lebi zro­zu­miał, że zosta­nie sam na sam z dziew­czyną, pod­biegł i uchy­lił zasłonę oddzie­la­jącą część, w któ­rej spał pady­szach. Hati­dże zoba­czyła, że ktoś sie­dzi przy ojcu i czyta Koran. Hasan Dżan zaś klę­czał i cicho pła­kał. Ali Cze­lebi dał im znak, żeby wyszli. Hodża dokoń­czył ostat­nie wersy i obaj opu­ścili namiot.

Hati­dże rozej­rzała się po wnę­trzu. Ude­rzył ją pewien zapach – ciężki i przy­tłu­mia­jący wonie uno­szące się z aro­ma­tycz­nych kadzi­deł roz­ta­cza­ją­cych wokół cie­niutką zasłonę dymu. To był odór ropy.

Pode­szła i sta­nęła przy łożu ojca. Tęsk­nie na niego spoj­rzała. Miała ochotę objąć go, zawo­łać: „To ja!”, pła­kać, opie­ra­jąc głowę na jego piersi, ale nic takiego nie zro­biła. Była w sta­nie tylko stać i patrzeć, jakby była obca.

„Śpi”, domy­śliła się.

Nagle zdzi­wiła się.

Czy to był orzeł pól bitew­nych Selim Chan, który siał postrach na dwóch kon­ty­nen­tach, szedł jak burza przez egip­skie pusty­nie, Mame­lu­ków i Safa­wi­dów? Czy ten blady, wychu­dzony męż­czy­zna był suł­ta­nem Seli­mem Groź­nym, przed któ­rym na rów­ni­nie Çaldıran uciekł szach Ismail, pozo­sta­wia­jąc swój tron, który poko­nał Al-Ash­rafa al-Ghaw­riego pod Mardż Dabik, Dżan­ber­diego Al-Gha­zali pod Ar-Raj­da­nijją, Tuman­baja na pustyni w Gazie i który zasiadł na tro­nie w Kairze?⁴ Przez chwilę Hati­dże miała sza­leń­czą ochotę krzyk­nąć: „Wstań! Wstań, boha­ter­ski suł­ta­nie! Wstań, ty, który chwy­ci­łeś sztan­dar islamu i przy­nio­słeś go do serca Impe­rium Osmań­skiego! Wstań, naj­więk­szy z rodu Osmana, o naj­dziel­niej­szy! Wstań, nie­zrów­nany dowódco, który zdo­by­łeś to, co święte! Wstań i przy­pasz sza­blę! Czy to wła­ściwe tak leżeć, kiedy pań­stwo czeka na twoją służbę?”.

Nie, to nie było wła­ściwe. „Prze­klęte zasady – żach­nęła się w duchu Hati­dże. – Nie przy­stoi ci tak leżeć!”.

Oczy orła, w które nikt nie miał odwagi spoj­rzeć, były zamknięte. Tak bar­dzo się zesta­rzał, odkąd widziała go po raz ostatni. Tym­cza­sem miał dopiero pięć­dzie­siąt lat. Pod­czas swo­jego ośmio­let­niego pano­wa­nia dotarł tam, gdzie nie udało się dotrzeć wielu wład­com, zatknął sztan­dar Impe­rium Osmań­skiego z trzema pół­księ­ży­cami w miej­scach, o któ­rych wielu nawet się nie śniło.

Hati­dże nie wytrzy­mała dłu­żej.

– Ojcze?

Była pewna, że wyszep­tała to słowo, ale dla niej było jak krzyk.

Nie poru­szył się.

– Ojcze, to ja.

Selim się nie poru­szył.

– To ja, twoja córka, Hati­dże. Twoja kró­lowa Tomy­ris.

Nic się nie zmie­niło. Suł­tan Selim spał.

– Otwórz swoje orle oczy.

Coś sta­nęło jej w gar­dle. Zakryła usta, żeby stłu­mić szloch.

– Hati­dże…

„Czy to naprawdę się stało?”.

Szept! Dobry Boże! Jego powieki drgnęły. Głos był tak cichy, że nie była pewna, czy rze­czy­wi­ście go sły­szała.

– Ojcze?

– Jecha­li­śmy do cie­bie, Hati­dże.

Tym razem zyskała pew­ność. Sły­szała go.

– Nie mogły­śmy się docze­kać. Przy­je­cha­ły­śmy do cie­bie, ojcze. Chcia­ły­śmy przy­wi­tać naszego czci­god­nego pady­sza­cha.

– Co zro­bić? Siły wystar­czyło nam, żeby dotrzeć tylko tutaj. – Na chwilę jego twarz ści­snął ból. – Jed­nak… wie­dzie­li­śmy, że nasza córka pospie­szy do nas.

Z wiel­kim tru­dem wypo­wia­dał każde słowo.

– Nie prze­mę­czaj­cie się.

Nagle ojciec otwo­rzył oczy. Miała wra­że­nie, że cier­pie­nie na jego twa­rzy na chwilę znik­nęło.

– Hati­dże?

– Słu­cham, panie.

– Ojcze… – Jego głos prze­szedł w szept. – Nawet jeśli na to nie zasłu­ży­li­śmy, chcemy, żebyś mówiła do nas „ojcze”. Przy­naj­mniej teraz.

Hati­dże z miło­ścią ujęła rękę pady­sza­cha mię­dzy swoje dło­nie.

– Ojcze, jeste­ście moim ojcem dziel­nym jak lew. Wczo­raj, teraz i na zawsze.

Nagle przy­gry­zła wargi, zda­jąc sobie sprawę, jak nie­wła­ściwe jest nazy­wa­nie lwem kogoś, kto nie jest w sta­nie nawet poru­szyć głową.

– Jeste­śmy sami?

Hati­dże zdzi­wiła się.

– Słu­cham, tato suł­ta­nie?

– Jeste­śmy sami?

– Tak.

– Wiesz, gdzie jeste­śmy?

– Nie­da­leko jest wio­ska.

Twarz Selima ścią­gnął ból. Powoli pokrę­cił głową.

– Tutaj… – wes­tchnął. – Tutaj poko­na­li­śmy naszego ojca Baja­zyda Chana i zrzu­ci­li­śmy go z tronu, Hati­dże.

Nie wie­działa, co powie­dzieć. Czy los mógł być tak okrutny? „Czyż­by­śmy byli prze­klęci?”, prze­szło jej przez myśl. Czy to prze­kleń­stwa jej dziada, stry­jów i kuzy­nów tak w nich ude­rzały?

– Co za spra­wie­dli­wość losu, Hati­dże. Widzia­łaś? Powa­lił nas na rów­ni­nie, gdzie pognę­bi­li­śmy naszego ojca.

Przez chwilę mru­czał coś, czego Hati­dże nie mogła zro­zu­mieć. Wyda­wało jej się, że mówi: _„Oto, na co zasłu­guje ten, który ode­brał życie swo­jemu ojcu”._ Drgnęła prze­ra­żona, ale nie miała czasu, żeby o to zapy­tać.

– Zbliż się i posłu­chaj mnie uważ­nie. Nie sądzę, żebym był w sta­nie to powtó­rzyć. Córko…

Hati­dże nachy­liła się nad ojcem.

– Poczy­ni­li­śmy pewne przy­go­to­wa­nia – mówił z tru­dem suł­tan Selim. – W tajem­nicy. To dalece poufne. Nikt nie może się o tym dowie­dzieć. Nie­które… Nie­które są tylko w naszej gło­wie. Rozu­miesz? Hati­dże… Tylko… Jest to też po czę­ści powód naszego przy­by­cia w te strony.

Nagle Hati­dże drgnęła. Jak to? Ojciec nie przy­je­chał z tęsk­noty za nią, żeby się zoba­czyć, ale żeby ukryć swoje sekretne plany?

Selim odczy­tał wyraz twa­rzy córki. Pró­bo­wał się uśmiech­nąć, a nawet unieść rękę i pogła­skać ją po policzku, ale mu się nie udało. Jego twarz ponow­nie ścią­gnął ból.

– Nie gnie­waj się. – Spo­mię­dzy jego warg wydo­był się jękliwy szept. – Tak nale­żało zro­bić, kró­lowo Tomy­ris.

– Nie prze­mę­czaj­cie się.

Ponow­nie nachy­liła się nad ojcem. „Kró­lowa Tomy­ris, tak?”.

– Muszę to powie­dzieć. Nie mamy zbyt wiele czasu. Jeste­śmy u kresu naszej drogi. To, czego nie dopro­wa­dzi­li­śmy do końca, musi dokoń­czyć nasz syn.

– Ojcze! – Hati­dże pró­bo­wała zasło­nić ręką usta suł­tana.

Selim ostat­kiem sił oswo­bo­dził się spod jej dłoni.

– Każdy rodzi się i umiera. Kró­lowa Tomy­ris dobrze o tym wie. _To pań­stwo jest wieczne, ale nie jego sługa._ Niech trzy­mają naszą śmierć w tajem­nicy, dopóki czci­godny pady­szach suł­tan Sulej­man chan nie przy­pa­sze sza­bli i nie zasią­dzie na tro­nie.

Zamilkł, żeby nabrać powie­trza. Oddy­chał z coraz więk­szą trud­no­ścią. Jego pierś uno­siła się i opa­dała jak miech kowal­ski.

– Wielki wezyr posłał do naszego syna pię­ciu kon­nych. Każdy z nich poje­dzie do Seru­hanu inną drogą, żeby piąty dotarł na miej­sce, jeśli czte­rem pozo­sta­łym coś się sta­nie. Sulej­man musi natych­miast udać się do sto­licy. Tron nawet przez jeden dzień nie może być pusty, Hati­dże. Rozu­miesz to? Nie może.

– Ojcze, ale… – Nagle na twarz pady­sza­cha spa­dła poje­dyn­cza kro­pla. Córka obmy­wała obli­cze suł­tana Selima swo­imi łzami. – Tatu­siu…

– Teraz, posłu­chaj. Powiem ci naj­waż­niej­szą rzecz. Nachyl się.

Hati­dże zro­biła to, co pole­cił jej ojciec. Jej ucho nie­mal doty­kało jego warg. Kiedy pady­szach szep­tał, ona słu­chała z uwagą i nie­do­wie­rza­niem.

– Zro­zu­mia­łaś? – zapy­tał w końcu suł­tan.

– Tak.

– Weź je. Zro­zu­mia­łaś, gdzie są, prawda? Weź je, prze­czy­taj i daj Sulej­ma­nowi. Niech pozna nasze słowa, zamie­rze­nia i cele. Jeśli uzna to za przy­sięgę daną ojcu, zrobi to, co należy. Jeśli zaś uzna, że podąży wła­sną drogą, takie będzie jego prawo jako suł­tana. Niech będzie, jak zde­cy­duje. Niech to zosta­nie pomię­dzy synem Selima Chana, suł­ta­nem Sulej­ma­nem, który wstąpi na tron, a jego sio­strą suł­tanką Hati­dże. Dobrze?

– Ojcze… – jęk­nęła Hati­dże.

Mogła jedy­nie pła­kać. Los odbie­rał jed­nego z dwóch męż­czyzn jej życia. Z każdą chwilą ojciec był coraz słab­szy.

– Jesz­cze jedno – powie­dział Selim. – Za moim pasem jest nie­wielka kartka. Weź ją.

Hati­dże wycią­gnęła zza ojcow­skiego pasa skra­wek papieru.

– Dobrze – mruk­nął Selim. – Daj ją mojej żonie, suł­tance Hafsie, kiedy razem z naszym synem przy­bę­dzie do sto­licy. Niech w szczę­ściu i pomyśl­no­ści odgrywa rolę _suł­tanki valide_.

Przez chwilę chciała roz­wi­nąć zwój i go prze­czy­tać.

– Nie teraz – ode­zwał się jej ojciec. Pomimo całego cier­pie­nia pró­bo­wał się wypro­sto­wać, żeby ją powstrzy­mać. Hati­dże zamknęła list w dłoni. Suł­tan Selim z jękiem opadł na posła­nie. – Póź­niej. Póź­niej, kiedy to się skoń­czy… – Spoj­rzał na nią gasną­cymi oczami. – Zbliż dłoń do moich ust, Hati­dże.

Nagle poczuła na dłoni roz­pa­lone gorączką wargi ojca. Wszystko w niej zajęło się ogniem. „Nie!”, wykrzyk­nęła w duchu.

Pady­szach cało­wał jej dłoń. Był to poże­gnalny poca­łu­nek, prośba o wyba­cze­nie, a może poca­łu­nek pojed­na­nia z córką.

– Dzięki Ci, Boże – jęk­nął. – Dałeś swo­jemu słu­dze tyle życia, żeby docze­kał wyba­cze­nia naszej córki. W końcu pozwo­li­łeś nam być ojcem naszej Hati­dże. Nie ma już nic waż­niej­szego, nic wyż­szego dla Two­jego sługi Selima. Jestem gotów. Możesz teraz wziąć to, co mi powie­rzy­łeś.

Utkwił oczy osnute cie­niem śmierci w Hati­dże. Dopiero teraz zro­zu­miał, skąd ta wil­goć na jego twa­rzy. Jego córka pła­kała. Łzy pły­nęły jej z oczu jak deszcz. Koiły tra­wiącą go gorączkę. „Boski deszcz”, prze­mknęło mu przez myśl.

– _Nie płacz_ – szep­nął. – _Kró­lowa Tomy­ris nie pła­kała. Suł­tanka Hati­dże też nie może pła­kać._

Jakby bra­ko­wało mu powie­trza. Wal­czył o każdy oddech.

– Teraz idź. Daj Sulej­ma­nowi Adze to, co ci powie­dzia­łem. Idź. Nie chcę, żebyś widziała, jak umie­ram. Zapa­mię­taj mnie na zawsze jako Selima Groź­nego, o czar­nych brwiach, oczach sokoła, orlim spoj­rze­niu i pod­krę­co­nym wąsie, któ­rego gniew jest po tysiąc­kroć gor­szy od bicza. Tak będzie lepiej. Idź. Jedź pro­sto do sto­licy.

Hati­dże deli­kat­nie unio­sła rękę ojca, za któ­rym tak tęsk­niła. Obsy­pała jego dłoń poca­łun­kami. Wypro­sto­wała się. Uca­ło­wała jego policzki, które obmyła swo­imi łzami.

– Seli­mie Cha­nie – szep­nęła – dopóki ta dusza będzie trwać w tym ciele, Hati­dże zawsze będzie pamię­tała cię jako jedy­nego, uko­cha­nego ojca.

W tej samej chwili zoba­czyła łzy w jego oczach.

Suł­tan Selim pła­kał.

– Idź.

Nagle ich dło­nie się roz­dzie­liły. Hati­dże po raz ostatni spoj­rzała na ojca. Pra­gnęła ujrzeć na jego twa­rzy naj­mniej­szy uśmiech. „Boże – modliła się. – Pro­szę, w tej ostat­niej chwili roz­ja­śnij jego twarz uśmie­chem. Takim go do sie­bie zabierz. Nie odma­wiaj mojemu ojcu swo­jego raju”.

Roz­legł się świst bicza i czte­ro­konny powóz ruszył do sto­licy, koły­sząc się na wszyst­kie strony.

Hati­dże nawet nie zauwa­żała wstrzą­sów, które mio­tały nią na boki, a w więk­szo­ści spra­wiały, że pra­wie ude­rzała głową w sufit.

Nebile sie­działa naprze­ciwko niej. Z oczu dziew­czyny wciąż pły­nęły łzy. Kiedy Hati­dże wycią­gnęła rękę, żeby je otrzeć, poczuła ból pra­wej dłoni. Od jej ści­ska­nia paznok­cie wbiły się w skórę. Gdy otwo­rzyła dłoń, ujrzała nie­wielki skra­wek papieru, który wyjęła zza pasa ojca. Zapo­mniała o nim.

Pró­bo­wała się uśmiech­nąć do Nebile patrzą­cej na nią przez rzęsy mokre od łez.

– Nie płacz, dziecko.

– Ale… ale ty pła­czesz, moja suł­tanko.

Naprawdę pła­kała? Nawet nie zda­wała sobie z tego sprawy. Czuła tylko ból.

– Posłu­chaj, ja też już nie będę pła­kać. Widzisz? – Znów pró­bo­wała się uśmiech­nąć. – Dobrze? Już koniec. Mamy przed sobą długą drogę. Spró­buj się chwilę prze­spać.

Nebile pokrę­ciła głową.

– Nebile nie może spać, dopóki nie zaśnie moja suł­tanka.

Hati­dże nic nie odpo­wie­działa. Przy­mknęła oczy. Musiała jak naj­szyb­ciej dotrzeć do Nowego Pałacu. Musi wziąć list ojca, który ma prze­ka­zać Sulej­ma­nowi, zanim kto­kol­wiek go znaj­dzie.

Na chwilę przed jej oczami poja­wili się Sulej­man Aga i matka. Obraz twa­rzy dwojga uko­cha­nych ludzi zda­wał się koić jej ból.

Powoli roz­ło­żyła kartkę, którą miała w dłoni.

Naj­droż­sza córko!

Kiedy wczo­raj w nocy bóle nieco ustały, myśla­łem o swoim życiu. O tym, co zro­bi­łem i czego nie zro­bi­łem, a może nie zdo­ła­łem zro­bić… Sulej­ma­nowi, Tobie, mojej żonie, matce mojej córki suł­tanki. „Ach, Hafso – jęk­ną­łem. – Ach, moja pełna poświę­ce­nia, gaze­lo­oka Hafso”. Z moich ust wydo­był się bejt:

Kiedy przed moją potęgą drżały nawet lwy,

Los spra­wił, że sta­łem się nie­wol­ni­kiem tych gaze­lich oczu.

Prze­każ te słowa jako ostat­nie pozdro­wie­nie od Selima dla jego żony, moja suł­tanko Hati­dże.

Nagle Hati­dże prze­stała się powstrzy­my­wać i wpa­dła w roz­pacz.

Nebile zerwała się z miej­sca i usia­dła przy niej.

– Moja suł­tanko. – Scho­wała głowę w zagłę­bie­niu jej szyi. – Nie płacz, moja naj­droż­sza suł­tanko. Nie płacz.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Çorlu – mia­sto turec­kie w Tra­cji, w rejo­nie morza Mar­mara. W oko­li­cach Çorlu miała miej­sce pierw­sza w histo­rii Impe­rium Osmań­skiego bitwa mię­dzy ojcem a synem – suł­ta­nem Baja­zy­dem II a księ­ciem Seli­mem, w któ­rej zwy­cię­żył Selim (wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­maczki).

2. Powsta­nia Dże­lali to okre­śle­nie bun­tów ludo­wych i jan­cza­rów, które miały miej­sce w XVI i XVII wieku, spo­wo­do­wa­nych pogor­sze­niem się sytu­acji spo­łeczno-eko­no­micz­nej na zie­miach Impe­rium Osmań­skiego. Swoją nazwę wzięły od nazwi­ska przy­wódcy pierw­szego takiego buntu w 1519 roku, któ­rym był Bozo­klu Şeyh Celâl. (Wła­śnie o tym wyda­rze­niu jest mowa w książce).

3. Mowa tu o Jero­zo­li­mie.

4. Wymie­nia się tu miej­sca kolej­nych bitew, gdzie odbyły się walki Tur­ków (pod wodzą Selima I) z Mame­lu­kami, zakoń­czone zwy­cię­stwem Selima i przy­łą­cze­niem Egiptu do Impe­rium Osmań­skiego oraz uzna­niem zwierzch­nic­twa turec­kiego w Syrii.

5. Cho­ciaż jan­cza­rzy sta­no­wili trzon wojsk pie­szych i wojsk lokal­nych w poszcze­gól­nych gar­ni­zo­nach Impe­rium Osmań­skiego, to byli praw­dzi­wym utra­pie­niem dla panu­ją­cego. Byli for­ma­cją na tyle silną, że mogli oba­lić wła­dzę suł­tana. W rezul­ta­cie legal­nym władcą pozo­sta­wał ten z pre­ten­den­tów do tronu, któ­remu udało się opa­no­wać sto­licę, skar­biec, archiwa i uzy­skać popar­cie jan­cza­rów.

6. W Tur­cji Selim I znany jest pod przy­dom­kiem Okrutny.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: