Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Taniec, pasja, marzenia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Taniec, pasja, marzenia - ebook

Książka inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.

„Tuż przed wyjściem na scenę, kiedy zostali wywołani dwa razy, oznajmili:
– Nogi mamy z waty, ręce spocone, ale co ma być, to będzie.  
I poszli.
Amanda zrobiła wielkie oczy, nie spodziewając się takiej szczerości z ich strony, i to w takim momencie. Miała nadzieję, że mimo chwilowej niedyspozycji, wywołanej stresem, zbiorą się w sobie, żeby jakoś zatańczyć. Ich drżące dłonie widziała jednak nawet zza kulis (…)”.

Amanda rozpoczyna swoją wymarzoną pracę jako instruktorka tańca w wieku zaledwie 20 lat – bez doświadczenia, za jedyną obronę ma swoje umiejętności. Wymarzyła sobie, że poprowadzi zespół taneczny zbudowany na fundamencie dobrej zabawy i przyjaźni, a nie chęci zdobywania pierwszych miejsc w zawodach.
Dziewczyna napotyka różne przeciwności losu, ale…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8159-925-2
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autora

Napisałam tę książkę, żeby za każdym razem, gdy na nią spojrzę, przypominała mi o najlepszych latach młodości. Było wiele pięknych i radosnych, ale też przykrych chwil. Wielokrotnie rozpierała mnie duma, ale niejednokrotnie też się zawiodłam.

Słowa nie są w stanie wyrazić wszystkich emocji, które towarzyszyły mi w tamtym czasie. Najważniejsze momenty są zachowane w pamięci, a także spisane na tych kartkach.

Teraz, gdy napisałam ostatnie zdanie w książce, mogę oddzielić sprawy z przeszłości i kontynuować nowe rozpoczęte przygody.

Anita DziubaRozdział 1

Kiedy Amanda pierwszy raz przekroczyła próg Rosnowskiego Ośrodka Kultury, miała tylko dwadzieścia lat. Była w wieku, kiedy ludzie stają na rozdrożu życiowych wyborów i przekraczają magiczną granicę między wiekiem lat nastu i dorosłością. Rówieśnicy Amandy, zaraz po ukończeniu szkoły średniej lub zawodowej, wyjeżdżali do dużego miasta na studia lub do pracy, albo zaczęli układać sobie życie w rodzinnym Koszalinie. Nic dziwnego, że tych, którzy wybrali wyjazd, wabiły wielki świat i wielkie perspektywy. Duża część tych osób była znudzona mieszkaniem w małym mieście. Po balu maturalnym, który nie bez powodu nazywany jest krokiem w dorosłość, zaczęli snuć pierwsze poważne plany. Później, kiedy zakwitły kasztany, wystarczyło, że przelali swoją wiedzę na arkusz maturalny, i wielki świat już stał przed nimi otworem.

Chyba dla wszystkich dwudziestolatków wyjazd do większego miasta jest dużym przeżyciem. Ale pojawienie się nowych problemów zauważają też osoby, które zostają w rodzinnej miejscowości, bez względu na to, czy to duże miasto, czy niewielka wioska. Wszyscy muszą swoje życie pokierować w konkretną stronę i odpowiedzieć sobie na mnóstwo pytań: „Gdzie szukać pracy? Czy wyprowadzić się od rodziców? I kiedy?”.

W Rosnowie wybór między ucieczką do miasta a zostaniem na wsi jest dużo prostszy. Tutaj zostaje większość, czy tego chce, czy nie. Młodzi są przywiązani do rodziny lub ziemi, albo po prostu nie mają wyboru, a starzy uważają, że to nie dla nich wielki świat. Jednak gdy to młodzi zostają z własnej woli, muszą brać pod uwagę, że życie tutaj toczy się wolniej, jest wypełnione pracą, a wolny czas trzeba sobie wypełnić samemu. Jeszcze pal licho to lato, bo wtedy jest co robić i gdzie pójść. Lato to czas pracy na świeżym powietrzu, a także przyjazdów turystów. Ale zimą przychodzi stagnacja, spokój i często też nuda, którą trudniej tutaj pokonać.

Najbardziej niespokojne duchy to jednak nastolatkowie. Spędzą tu jeszcze kilka lat, zanim podejmą decyzję o tym, czy wyjechać, czy zostać w rodzinnych stronach. Ich życie płynie od weekendu do weekendu, między szkołą i domowymi obowiązkami. Latem spędzają wolny czas na boisku, ganiając za piłką lub odpoczywając nad jeziorem, często też pomagając rodzicom. Zimą mają mniej zajęć i nuda wypełnia ich wolne dni, tak jak dni starszych osób. Młodzież znosi ją jednak gorzej, chce spędzać czas ciekawie. Czasem angażuje się w szkolne przedsięwzięcia, czasem w zajęcia pozalekcyjne. Tych ostatnich jest niestety najmniej. Młodzież ma do wyboru kilka godzin piłki nożnej, które cieszą się największą popularnością. Treningi są dobrze zorganizowane i można się porządnie zmęczyć. Czasem nastolatkowie zaglądają do domu kultury, gdzie zdarzają się dni wypełnione ciekawymi zajęciami. Rysunek, muzyka i taniec – to cała oferta tego miejsca.

Zajęcia taneczne jednak wyjątkowo przynoszą pecha pracującym tutaj instruktorom. Pierwsze odbyły się w Rosnowie kilka lat temu. Wtedy taniec nie był jeszcze tak popularny, więc nie spodziewano się dużego zainteresowania. Poza tym w domu kultury brakowało odpowiedniej sali. Miejsce udostępnione kilku grupom nie było wymarzone, bo składała się na nie tylko sala kinowa o niewielkiej powierzchni. O dziwo, nikt z tego powodu nie narzekał. Spotkania odbywały się raz w tygodniu i miały sporą frekwencję. Najwięcej chodziło małych dzieciaków, zaraz po skończonych lekcjach w podstawówce. Z czasem ich zapał przygasał. Ten, kto skończył lekcje wcześniej lub miał więcej pracy domowej, odpuszczał sobie „zajęcia z tańca”, jak sami je nazywali. W ślady kolegów szły następne osoby, a grupy kurczyły się w szybkim tempie. Kiedy zostały tylko trzy osoby, odprawiono je do domu raz na zawsze, bo nie było nowych chętnych.

Kilka miesięcy później zapał do tańca próbował wskrzesić pan Jacek. Był on instruktorem z Koszalina – miasta cieszącego się tu opinią większego i dającego więcej perspektyw na życie. Na zajęcia znowu przychodziły tłumy, bo każdy chciał nauczyć się tańczyć z instruktorem z prawdziwego zdarzenia. Były one ciekawostką nawet dla dorosłych, ale oni nie mieli odwagi stworzyć swojej grupy. Nie minęło jednak kilka miesięcy, a fatum znowu zawisło nad domem kultury. Dzieciaki nie zdążyły nawet przygotować się do pierwszych zawodów, kiedy instruktor z dnia na dzień zrezygnował z prowadzenia zajęć. Ręce nad tym załamała nawet pani dyrektor, która od początku trzymała kciuki za pana Jacka.

Trzecim podejściem, zdecydowanie najkrótszym, były zajęcia z panią Tamarą. Trwały one cztery tygodnie. Pani Tamara to kobieta pełna temperamentu i bardzo wymagająca, trzymająca dyscyplinę zajęć baletowych. Rozgrzewki trwały długo i na tyle męczyły dzieci, że nie miały one później siły tańczyć. Nie obyło się oczywiście bez interwencji rodziców. Jednak prośby o złagodzenie formy zajęć niewiele pomogły. Po każdej lekcji na kolejne wracało więc coraz mniej osób. Przez to naukę trzeba było zakończyć w rekordowo szybkim tempie.

Amanda była jedyną osobą, która podjęła próbę utrzymania zajęć znacznie dłużej. Mimo że nie miała żadnego doświadczenia w ich prowadzeniu.

Dlaczego akurat taniec? Pięcioletnia Amanda nie protestowała, kiedy rodzice zapisali ją na kurs dla dzieci. Widzieli, że jest zakochana bezgranicznie w programie Od przedszkola do Opola. Co tydzień, kiedy zaczynał się program, biegła co sił do telewizora. Nie mogła usiedzieć na kanapie, kiedy słyszała muzykę wydobywającą się z głośników. Nauka tańca, którą zaczęła pod okiem instruktorki, pani Ivanny, była naturalną koleją rzeczy. Ivannę wyróżniało rygorystyczne podejście do porządnej rozgrzewki. Mimo że czasem zabierała ona całe zajęcia, była obowiązkowym punktem w przygotowaniach grupy do tańca. Kiedy inni narzekali na zmęczenie i ból mięśni, Amanda chciała tańczyć więcej. Energia, którą wyzwalał w niej taniec, sprawiała, że czasem nie mogła usiedzieć w miejscu i przyglądać się krokom instruktorki. Nieświadomie chciała doświadczać tego, co w tańcu najlepsze – mieszanki radości, adrenaliny, a czasem też smutku. Rodzice byli dumni z małej, ruchliwej Amandy, która dawała popis przed rodziną, kiedy tylko była ku temu okazja.

Mimo że grupa taneczna, w której spędziła w Koszalinie kilka lat, rozpadła się, dziewczyna wiedziała, że będzie kontynuować naukę. Pomogło jej w tym szczęśliwe zrządzenie losu – po skończeniu szkoły średniej musiała poszukać pracy. Nie musiała długo myśleć, co chce robić. Nie brała pod uwagę siedzenia za biurkiem. Musiała być w ciągłym ruchu, bo to sprawiało jej radość.

Zaczęła więc szukać dla siebie szkoły tańca. Odbyła wiele rozmów, ale wszędzie powtarzał się ten sam problem – stanowiska w Koszalinie były już obsadzone. Tak los sprowadził ją do Rosnowa. Myślenie o pracy instruktora w tak małej miejscowości nie było jednak szczytem marzeń. Amanda słyszała, że nad zajęciami od wielu lat ciążyła klęska niepowodzenia. Instruktorzy przychodzili i odchodzili, nie zagrzewając tutaj długo miejsca. Ale jej zegar tykał, była połowa września, a ona ciągle nie miała pracy. Zamiast analizować wszystkie minusy tego miejsca, zaczęła myśleć o tym, jak miło będzie stanąć na deskach sceny w ośrodku kultury, a może nawet doprowadzić kilka grup do zwycięstwa w zawodach tanecznych. Pozytywne myśli zaczęły wygrywać tę batalię. Niezrażona złymi doświadczeniami, poczuła, że może więcej niż jej poprzednicy, zebrała się na odwagę, żeby odbyć rozmowę z najważniejszą osobą w ośrodku.

Poszła tam bez doświadczenia, za jedyną obronę mając swoje umiejętności. Zaryzykowała rozmowę z dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury i kiedy dopięła już swego i stanęła na progu jej gabinetu, wiedziała, że nie ma odwrotu.

Rozejrzała się po pustym, niewielkim pomieszczeniu, urządzonym w skromnym, ale dobrym guście. Panowała tutaj cisza, a zza okna przebijało się mocne słońce, nadając pokojowi przytulność.

– Dzień dobry – rzuciła nieśmiało.

Nie słysząc od razu odpowiedzi, w swojej głowie zaczęła snuć niepewne domysły.

A co jeśli nie mam wystarczająco dużo argumentów i już na wstępie mi odmówi? Pierwszy raz poczuła, że zaczyna panikować.

– Dzień dobry! – Po dłuższej chwili w drzwiach pojawiła się sylwetka eleganckiej kobiety.

Amanda od razu przeszła więc do rzeczy, żeby nie stracić swojej szansy.

– Byłam z panią umówiona na rozmowę dotyczącą prowadzenia zajęć tanecznych dla dzieci – mówiąc to, widziała, jak na twarzy kobiety pojawia się matczyny uśmiech. Kiwnęła ona jeszcze zachęcająco głową i dziewczyna szybko przestała mieć wątpliwości co do swojej decyzji. – Yyy… więc, mam na imię Amanda, mam dwadzieścia lat, rozpoczęłam studia i chciałabym mieć dodatkowe zajęcie… – Po raz ostatni niepewnie popatrzyła na kobietę, ale widząc jej aprobatę, nabrała trochę nowych sił i kontynuowała: – A że taniec to moja pasja i od najmłodszych lat jestem z nim związana, to czuję, że mogłabym poprowadzić swoją grupę taneczną. Taką grupę, którą pokieruję według własnego uznania i według własnych zasad. Grupę, której będę mogła przekazać to, czego sama nauczyłam się do tej pory – przerwała, czekając na pierwszą reakcję na swoją śmiałość, ale że nic się nie wydarzyło, postanowiła wyłożyć wszystkie karty na stół – jeśli pani wyrazi zgodę, to proponuję, żeby najpierw zajęcia odbywały się raz w tygodniu przez godzinę… Jeśli będzie większe zainteresowanie, dołożymy więcej spotkań. Chciałabym, żeby pani wiedziała, że nigdy sama nie prowadziłam grupy, będzie to moje nowe doświadczenie, nie wiem, czego mogę się spodziewać, ale bardzo proszę dać mi szansę, postaram się ją wykorzystać jak należy. Mam tutaj przy sobie dyplomy na potwierdzenie… – mówiła, kładąc na biurku stos papierów – …że taniec jest nieodłączną częścią mojego życia, odkąd pamiętam, i na potwierdzenie, że posiadam umiejętności taneczne, które chciałabym przekazać kolejnym osobom. I jeszcze najważniejsza kwestia – jeśli pani wyrazi zgodę, to ja ze swojej strony obiecuję, że w najbliższym możliwym czasie wyrobię kartę instruktorską pozwalającą mi pracować z dziećmi.

Tym razem potok słów, który wyrwał się z ust dziewczyny, zrobił na dyrektor wrażenie. Żeby zaakcentować to, jak prostolinijną jest osobą i jak ceni sobie szczerość, odpowiedziała:

– Zgadzam się.

– Słucham?

– Zgadzam się.

– Tak po prostu?

– Tak po prostu, może pani zaczynać nawet od jutra.

Siedząc przez kilka chwil niewzruszona, Amanda wywołała uśmiech na ustach milczącej kobiety. Gdyby tylko wiedziała, co teraz dzieje się w głowie dwudziestolatki! Przecież zaczyna swoją pierwszą pracę! I może to zrobić na własną rękę, choćby jutro! Niedowierzanie i bezgraniczna radość walczyły o miejsce w jej strunach głosowych. Kiedy była już na ulicy, krzyknęła z radości, ściągając na siebie wzrok kilku starszych osób. Uśmiechnęła się do nich tylko.

Dopiero w drodze do Koszalina dotarło do niej, jak duża odpowiedzialność będzie spoczywać na niej od następnego dnia. W jednym zdaniu dyrektorki zawarła cały swój pakt z dziećmi i ich rodzicami, żeby dać z siebie wszystko i wnieść w ich życie coś, czego w Rosnowie jeszcze nie miały – zajęcia z prawdziwego zdarzenia, które będą miały szansę trwać dłużej niż ostatnio.

Rozdział 2

Kartka z pamiętnika

Stałam już pół godziny pod jednym z dwóch sklepów w miasteczku, kiedy zwróciłam na to uwagę. Biała kartka z wydrukowanym tekstem, w sumie rzadkość jak na tę tablicę. Tutaj ludzie wieszają informacje o skupie albo klepsydry przed pogrzebem. Te pierwsze wypisane ręcznie, a drugie widoczne z daleka, tak, że wszyscy mogą sprawdzić, kogo w Rosnowie zabrakło. Dziwne, że nikt nie wiesza żadnej kartki, jak się ktoś urodzi – pomyślałam sobie kiedyś.

Drukowane ogłoszenie sprawiło, że na moment poczułam ekscytację. To mogło być coś ciekawszego niż szara codzienność. Profesjonalne zajęcia z tańca i to kolejny raz… Trochę nie chciało mi się wierzyć i już miałam zawijać się na chatę, ale wyjęłam jeszcze z kieszeni swoją nokię. Napisałam SMS-a do Kamila z datą pierwszych zajęć i godziną rozpoczęcia, żeby gdzieś je sobie zapisać. Zgasiłam wypalonego peta w śmietniku koło tablicy i ruszyłam do domu. Po szkole zawsze przechodziłam tą samą drogą, ale bałam się, że jutro ogłoszenie zniknie. Na wszelki wypadek zakodowałam datę jeszcze w głowie: dwudziesty piąty września, godzina siedemnasta. Miałam jeszcze sporo czasu, żeby zdecydować, czy w ogóle tam pójdę.

Sala w domu kultury na pierwszy rzut oka nie przypominała sal tanecznych, które znała Amanda. Była jak nieduże pomieszczenie w starym czarno-białym kinie, gdzie film puszcza się z rolki, a na deskach stoi fortepian. Tutaj jednak, siedząc na fotelach przed zbyt wysoką sceną, miało się wrażenie, że za chwilę wystąpi kukiełkowy teatrzyk. Jakby tego było mało, w powietrzu unosił się zapach kurzu i starego drewna, którym wyłożona była cała podłoga. Sala tak charakterystyczna dla domu kultury budziła od razu nie najlepsze skojarzenia u każdego instruktora, który tutaj pracował.

Nie tego spodziewała się również Amanda, gdy dostała zgodę na prowadzenie zajęć. W jej głowie radość mieszała się z rozczarowaniem. Warunki w Rosnowie nie przypominały tych z dużych miast, gdzie sale są ogromne i dostosowane nawet do dużej liczby osób. Tutaj nie było nawet luster na ścianach ani okien. Stojąc na scenie, dziewczyna mrużyła oczy przed oślepiającymi lampami, które skierowane były prosto na nią. Na podłodze zauważyła wystające drzazgi. Parkiet miał już swoje lata i pamiętał, kiedy pierwsze kroki stawiało tutaj starsze pokolenie. Amanda zaczęła mieć żal do samej siebie, że nie sprawdziła wcześniej, w jakich warunkach przyjdzie jej pracować.

Przypomniała sobie swoje pierwsze zajęcia w podobnej sali, gdy jako pięciolatka zaczynała naukę tańca. Pierwsze wrażenie również wtedy nie było najlepsze. Razem z panią Ivanną musieli zmieścić się na niewiele większej powierzchni. Jednak to tam przeżyła najlepsze chwile i nauczyła się najwięcej. Do dziś miło wspomina unoszący się przy wejściu zapach świeżego pieczywa z sąsiedniej piekarni. Zawsze po zajęciach chodziła tam z koleżanką i kupowały słodkie bułki z makiem.

– Dobra – powiedziała na głos, żeby dodać sobie odwagi – najwyżej nie wywietrzę sali i nie będziemy mieć dobrego światła. Grunt, że zajęcia się odbędą.

No, chyba że nikt nie przyjdzie… – ostatnie zdanie przyszło jej do głowy w ułamku sekundy.

Przez stres wywołany przygotowaniami do pierwszych zajęć nie wzięła pod uwagę najważniejszej kwestii – obecności dzieci. Ostatnie kilka dni spędziła na przygotowaniu układu. W końcu zaczynała swoją pierwszą prawdziwą pracę. Dużo planowała, zastanawiała się, jak będą wyglądać zajęcia. Chciała podejść do nich na luzie, żeby dzieci nie czuły presji i nie widziały jej stresu. Czuła, że bierze udział w jednym z ważniejszych wydarzeń w swoim życiu. Spełniała część marzeń o zawodowym tańcu i dzieleniu się tym, co umiała najlepiej. Nie wiedziała, że jest jeszcze wiele kwestii, o których nie miała nawet pojęcia, a które nieraz wywołają falę ogromnego stresu. Być za kogoś odpowiedzialnym i poprowadzić czyjeś życie w jak najlepszą stronę, to uczucie, którego dwudziestolatka jeszcze nigdy nie doświadczyła. Od pierwszych zajęć miała mieć realny wpływ na inne osoby, pokazać im świat, którego do tej pory nie znały. A ona zamiast życzenia powodzenia już pierwszego dnia usłyszała od pani wydającej klucze, że te lekcje nigdy się tu długo nie utrzymały.

Kto przyjdzie na zajęcia, których już za tydzień może nie być? – zastanawiała się dziewczyna.

W małej miejscowości zawsze będzie na świeczniku. Ludzie będą komentować wszystkie jej pomysły, które realizuje z dzieciakami, każdy ruch. A jak się nie powiedzie – wytkną ją palcami i długo będą pamiętać, że to ta, której się nie udało. Na dodatek kolejna osoba, która poległa, prowadząc zajęcia taneczne. Eh…

*

Amanda zaczęła nerwowo patrzeć na zegarek. Pięć, cztery, a za chwilę trzy minuty przed godziną siedemnastą, o której mają zacząć się zajęcia.

Nagle słychać nieśmiałe pukanie do drzwi.

– Proszę!

– Dzień dobry. Przyszłyśmy na zajęcia taneczne. To tutaj, tak?

– Zapraszam! – Z przejęciem zaprosiła dziewczynki na salę. – Przebierzcie się i zaczekamy jeszcze parę minut. Tylko wy jesteście? – zapytała drżącym głosem.

Wtedy zobaczyła też, że trzęsą się jej z przejęcia dłonie. Spróbowała to ukryć, splatając je za plecami.

Nie minęła chwila, a na sali zaczęło pojawiać się coraz więcej dzieci. Amanda od razu przeszła więc do działania, będąc przerażona frekwencją, którą obserwowała. Nie spodziewała się aż takiego zwrotu akcji. Stres opuścił jej ciało już po rozgrzewce. Spięty kark i plecy, drżące dłonie i głos zniknęły, kiedy patrzyła na grupę, która wykonywała jej polecenia bez najmniejszego problemu. Nie znała ich jeszcze, ale chciała, żeby ten pierwszy raz zrobił na dzieciach tak dobre wrażenie, że przyjdą też na następne lekcje.

– Jeden, dwa, trzy, cztery… ręką w górę, noga wykop, w prawo, w lewo…

Widząc zaangażowanie, poprowadziła zajęcia tak, jak jej się marzyło – bez błędów, pomyłek i przestojów. Wybrała też na początek łatwe kroki.

– Zaczynamy: nogi rozstawione na szerokość ramion, na raz ręka w górę – prosta i mocna, na dwa dołączamy drugą rękę, na trzy skok – nogi razem i na cztery osobno, na pięć piętę prawej, nogi kierujemy do środka, na sześć palce, na siedem znów pięta, a na osiem znów palce. – Dziewczyna wyrzucała z siebie słowa z pełną pasją.

Tak właśnie wyobrażała sobie swoją pracę, a udany start bardzo podniósł ją na duchu.

*

Na pierwsze zajęcia przyszły osoby w różnym wieku. W jednej grupie znalazły się więc najróżniejsze temperamenty, które z czasem, gdy lepiej poznawały instruktorkę, otwierały się przed nią coraz bardziej. Pierwszy spędzony razem rok szkolny był okresem, który dobrze procentował na przyszłość. Z miesiąca na miesiąc do grup dołączały kolejne osoby. Wieści o zajęciach tanecznych w małej miejscowości szybko się rozeszły. Grupy mieszane były na początku dziełem przypadku, bo każdy dołączał do jedynego istniejącego zespołu. Z czasem zostały one podzielone ze względu na wiek dzieci i młodzieży.

Pięciolatki były wyjątkową grupą, która wymagała najwięcej uwagi. Potrafiły przegadać całe zajęcia, nie ucząc się niczego. Mimo to na ich twarzach często gościł uśmiech.

– Proszę pani, a my w przedszkolu…

Tak zawsze zaczynały się długie rozmowy o wydarzeniach danego dnia.

– Proszę pani, a ja wczoraj na polu widziałam krowę!

– A pani wie, że literka „d” jest duża i mała?! Dzisiaj tak pani mi powiedziała w przedszkolu! Czy to jest prawda?

– A moja mama wczoraj płakała i powiedziała, że to przeze mnie, bo znowu jestem niegrzeczna.

Czasem działy się rzeczy mniej ważne, wtedy rozmowy były krótsze. Innym razem temat nie kończył się nawet, gdy kończyły się zajęcia. Instruktorka zaczęła przyzwyczajać się więc do licznych sytuacji, gdy komuś wypadł ząb i cała grupa żyła tylko oczekiwaniem na Wróżkę Zębuszkę.

Rozmowy jednak dziewczyna przeplatała nauką nowych kroków i żartami, jak często się tylko dało. Wtorkowe zajęcia mijały zatem jak z bicza strzelił, ale tylko zanim odkryła, że słodkie pięciolatki mają też drugą stronę: są humorzaste, a swoim negatywnym nastawieniem zarażają od razu całą grupę. Potrafią się rozpłakać, a gdy płacze jedno dziecko, cała sala zamienia się w zalaną łzami kompanię. Co robi się w takiej sytuacji? Wtedy myślała tylko o tym, że chciałaby skończyć zajęcia i pozwolić rodzicom przejąć nieciekawą sytuację pięciolatków. Na dodatek na widowni często siedzieli rodzice i przyglądali się, jak Amanda bezradnie rozkłada ręce, gotowa przysiąść się do płaczącej grupy. Naprawdę miała wtedy ochotę dać upust emocjom. Kiedy dzieciaki udało się uspokoić, wiedziała i tak, że rodzice nie spuszczają z niej wzroku ani na chwilę. Te kilka minut presji wydawały jej się najdłuższymi w życiu. Przez to po zajęciach czuła się jak dętka od roweru, z której zeszło powietrze, a czekał ją dziś jeszcze rajd po górach – za chwilę zajęcia zaczynała starsza grupa.

Młodzież znacząco różniła się od dzieciaków. Była bardziej świadoma i pilna w nauce. Pamiętała ustawienia i sama zajmowała swoje miejsca w szachownicy. Takie momenty dawały instruktorce chwilę wytchnienia od niespodziewanych sytuacji, w które wpędzały ją pięciolatki. Starsza grupa była inna.

Na początku chodziły same dziewczyny: Julita, Eliza, Magda, Iga, Klara, Maja, Zośka, Gabrysia, Nina, Hanka, Laura i Daniela. Niewielki rozstrzał wiekowy, prawie same znajome twarze. Ich dobrotliwe uśmiechy i pełne zainteresowania oczy dodawały otuchy i siły, przynajmniej na początku, w czasie kilku pierwszych tygodni.

Dziewczyny zawdzięczały pierwszy kontakt z tańcem telewizji, bo Internet był wtedy rzadkością. Z TV nie dowiedziały się jednak, że treningi będą długie i czasem trudne, a adrenalina na zawodach może sięgać zenitu. Ich świat przez wiele lat stanowiła szkoła, do której każdy miał blisko, i rodzinny dom z tradycjami. Determinacja, którą miały, żeby podjąć zupełnie nową dla siebie aktywność, była godna podziwu. Litry wylanego potu i niezliczona ilość kontuzji wiły nić porozumienia między nastolatkami i cementowały ich przyjaźń na oczach Amandy, a ta aż puchła z dumy.

Rozdział 3

Kartka z pamiętnika

Dzisiaj siedziałam na widowni. Spojrzenia, rzucane co jakiś czas w moją stronę ze sceny, nie zachęcały, żeby dołączyć do grupy. Patrzyłam na pierwsze lekcje, jakbym sama w nich uczestniczyła, ale nie mogłam wyobrazić sobie siebie w tamtym miejscu. Za dużo się tam działo, za dużo kroków do zapamiętania… jeszcze ta rozgrzewka. Ja ze swoją kondycją zrezygnowałabym już po pięciu minutach. Potrafię dostać zadyszki na wuefie, kiedy musimy przebiec dwa kółka wokół boiska. Z jednej strony gdy już leżę w łóżku, przytulona do poduszki, wyobrażam sobie, że tańczę każdy podpatrzony na tej sali układ. Z drugiej czuję strach, ale nie wiem, czego się boję. Ten strach pozwala mi przyjść tylko na widownię i patrzeć bezczynnie na to, co się tutaj dzieje. Widzę uśmiech na twarzy dziewczyn i też bym tak chciała. Dzisiaj pytałam Julitę, jak było na zajęciach tydzień temu, i ona z takim powerem odpowiedziała, że super… Ona jest taka wysportowana, zawsze wszędzie jej pełno. Nie dziwię się, że jako pierwsza poszła na te zajęcia. Pasuje tam jak ulał, a ja czuję, że tam nie pasuję.

Wtorkowe popołudnie zawsze oznaczało zajęcia z tańca, jak grupa zaczynająca je o osiemnastej nazywała godzinę spędzoną w domu kultury. Tym razem dziewczyny spotkały się na sali jak zawsze, ale w mniejszym składzie, co nie od razu przykuło uwagę Amandy. Atmosfera była luźna, bo grupa dokazywała od samego wejścia do szatni. Myśli nastolatek krążyły wokół jednego tematu – wymyślania, jak będą nazywały instruktorkę na zajęciach. Burza mózgów zajęła im sporo czasu przed treningiem, żeby teraz wybrać dla niej po prostu określenie „Pani Trener”. Przyjęło się bez problemu. Wszystko szło tego dnia tak dobrze, że przy sprawdzaniu obecności dziewczyna nie zauważyła, że kogoś brakuje na sali.

– Nina?

Odpowiedziała jej głucha cisza.

– Nina! – powtórzyła, rozglądając się po sali.

– Nie ma Niny – odezwała się nieśmiało Julita, lekko speszona, bo wiedziała, że będzie musiała tłumaczyć się za koleżankę.

– Dlaczego jej nie ma? Źle się czuje?

– Nie, Pani Trener, ona po prostu… nie chce już chodzić na zajęcia, wypisała się.

W tej chwili Amanda poczuła, że już dawno nie brakowało jej słów jak w tym momencie. Sala nagle wydała się jej jeszcze brzydsza i mniejsza niż zawsze. Poczuła, że jest jej bardzo duszno, a nie mogła nawet otworzyć okna. W powietrzu unosił się zapach po poprzednich zajęciach. Grupa stała przez chwilę bezradnie, ustawiona w brzydką szachownicę, co jeszcze bardziej przybiło instruktorkę. Z radosnej i pełnej energii atmosfery zostało tylko wspomnienie.

Po kilku chwilach zadumy zorientowała się, że wszyscy na nią patrzą. Odrzuciła więc na moment negatywne myśli i zaczęła zajęcia jak zawsze, nie chcąc, żeby ktoś zauważył, że nadal jest w gorszym humorze. Dziewczyny zaczęły w końcu ćwiczyć układ z ostatnich zajęć. Wyszło drętwo, bez emocji i zaangażowania. Kroki ciągle się wszystkim myliły, więc grupa skończyła zajęcia wcześniej. Obiecały, że następnym razem będzie lepiej, że się przyłożą. Instruktorka kiwnęła tylko głową na znak, że też uważa, iż za tydzień pójdzie im lepiej. Gdy wszyscy już opuścili salę, Amanda usiadła jeszcze na podłodze, jakby chciała zapaść się przez nią pod ziemię. Zaczęła analizować wszystkie zajęcia, które odbyły się do tej pory. Czy czegoś w nich brakowało? Jej wydawały się w miarę udane i ciekawe. Widocznie dla Niny takie nie były, dlatego postanowiła się wypisać. Jednak nie sądziła pewnie nawet, że dla Amandy będzie to cios poniżej pasa – pierwsza osoba opuszczająca grupę, i to bez żadnych wyjaśnień. Nawet nie mogła zapytać, co było nie tak.

W pewnym momencie instruktorka poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odsunęła się instynktownie, napinając wszystkie mięśnie ze strachu.

– Zapalisz? – usłyszała za swoimi plecami.

Odwróciła się i wiedziała od razu, skąd zna tę twarz.

– Nie wyszłaś ze wszystkimi? Zajęcia już się skończyły.

– Chodź na zewnątrz, zapalimy.

Dwudziestolatka niechętnie wyszła na parking, ale była zbyt ciekawa, czego chce ta dziewczyna, żeby odpuścić okazję do tej rozmowy. Stanowczo odmówiła jednak papierosa.

– A kim ty w ogóle jesteś, co?

– Jestem Zuza, przepraszam za ten brak kultury… A ty jesteś Amanda, prawda? Cała wioska o tobie gada.

Dziewczyna się zawahała.

– Jeśli będziesz dalej gadać takimi półsłówkami, to idę do domu!

– Zawsze mam problem z takimi rozmowami… a teraz zebrałam się na odwagę, żeby z tobą pogadać… – Dziewczyna zapaliła papierosa i zrobiła krótką pauzę, żeby wzbudzić większą ciekawość.

Miała rację, Amanda zmieniła nieco ton. Nie wiedziała, co do zaoferowania może mieć dziewczyna siedząca na widowni na każdych jej zajęciach, ale była tego szalenie ciekawa.

– No więc? – zaczęła zachęcająco.

– Skąd się tutaj wzięłaś? Nigdy nie widziałam cię w Rosnowie.

– Nic dziwnego, dojeżdżam tutaj z Koszalina. A ty pewnie miejscowa?

– Od zawsze.

– No dobra, powiesz mi, czego chcesz?

– Okej… nie wiem, czy myślałaś o tym wcześniej, ale chyba szkoda tych dzieciaków, co?

– O co ci chodzi? – Nieprzyjemne spostrzeżenie zdenerwowało Amandę.

A już tak dobrze jej szło – pomyślała.

– Szkoda ich, żeby zostały tutaj ze swoim talentem. Chyba dobrze im idzie?

Kolejne zdanie nie brzmiało w ustach Zuzy już tak bardzo jak zarzut. Amanda pomyślała, że w sumie to jej szkoda dzieciaków. W małej miejscowości nie mają wiele szans, żeby się wybić. Przypomniały jej się zajęcia z panią Ivanną, wymagające i dużo bardziej angażujące niż jej własne. Może jeśli będzie też wystarczająco wymagająca, to…

Z zamyślenia wyrwały ją słowa nieznajomej.

– Tak sobie pomyślałam, że i ja mogłabym… ale w sumie nie wiem, czy dam radę…

Amanda patrzyła na nią przez dłuższą chwilę, czekając na moment, aż dziewczyna sama zdradzi, o co jej chodzi.

– W sumie podoba mi się, jak prowadzisz zajęcia i w ogóle… U nas już kiedyś takie były, ale powiem ci, że od razu widać różnicę. Kiedyś nie chodziło tak dużo osób tak długo… No i tak pomyślałam, że…

– Może zajmiesz miejsce Niny? – przerwała jej Amanda.

– Mogłabym się z wami pouczyć, nie jestem kompletnie zielona. Mam trochę pomysłów… – Dziewczyna urwała, jakby dopiero po chwili dotarło do niej, co powiedziała instruktorka.

Amanda miała ochotę uściskać Zuzę, bo dawno nie usłyszała tylu miłych słów. Na dodatek wątpliwości, które narodziły się po ostatnich zajęciach, już prawie zniknęły. Pamiętała ciągle, jak dyrektorka dała jej szansę na samym początku. Dlaczego nie miała zrobić tego samego?

– Okej, pogadamy o tych pomysłach po następnych zajęciach – powiedziała i uśmiechnęła się zachęcająco.

– Czyli… mogę przyjść za tydzień?

Amanda tylko kiwnęła jej głową i podała rękę na pożegnanie.

Dobra jest – pomyślała w drodze powrotnej. Takiej szansy nie mogę zmarnować.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: