Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Testo ćpun. Seks, narkotyki i polityka w epoce farmakopornografii - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
1 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Testo ćpun. Seks, narkotyki i polityka w epoce farmakopornografii - ebook

To ubrana w formę dziennika z procesu przyjmowania przez autora testosteronu polityczna historia technologii związanych z ludzką seksualnością. Od pigułki antykoncepcyjnej przez viagrę do syntetycznych hormonów.

Proces przyjmowania przez autora syntetycznego testosteronu zostaje poddany społeczno-politycznej analizie, z której wyłania się obraz późnego kapitalizmu opanowanego przez swoiste połączenie farmakologii z pornografią. Korzystając z rozpoznań Michela Foucault i Judith Butler, Preciado pokazuje, jak seks i seksualność stają się przedmiotem technologicznych przekształceń, które domagają się poważnego teoretycznego namysłu.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66586-86-4
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NOTA OD AUTORA

Dnia nie pamiętam już dokładnie którego, gdzieś między 18 a 22 grudnia 2014 roku, powziąłem (nierozstrzygalną) decyzję o zmianie mojego imienia na Paul – jak niewolnicy, którzy odzyskawszy wolność, przybierali nowe imię, jak zmienią się nazwy palestyńskich wiosek, wypowiedziane znów przez wygnańców. Nie jest to ostateczny, definitywny krok na drodze przemiany rodzaju, a tylko kolejny zabieg przemieszczenia i gest oporu. Nadawanie imienia jest tutaj kolejną bajką, choć tym razem wymyślaną zbiorowo. Teraz wy musicie przyznać mi prawo noszenia tej maski.

Niniejszą książkę napisano jednak przed tą zmianą, dlatego zachowano w niej wszystkie oryginalne inicjały. Tylko nazwisko na okładce, będące zarazem śladem, zatarciem i obietnicą, zmieniono. Rozumieć należy przez to, że Paul bierze do siebie i na siebie wszystko to, co niegdyś należało do BP.

_Je vis dans un monde où plein de choses que je pensais impossibles sont possibles_; Guillaume Dustan, _Dans ma chambre_, P.O.L., Paris 1996.

_Vos, quod milia multa basiorum / Legistis, male me marem putatis? / Pedicabo ego vos et irrumabo_; Katullus, 161, przeł. Grzegorz Franczak, tegoż, _Poezje wszystkie_, Homini, Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec, Kraków 2013, s. 261.

W polskim przekładzie, w porozumieniu z redakcją, zważywszy na wymogi języka polskiego oraz wskazówki samego PP, przyjęto nieco inne rozwiązanie – przyp. tłum.WSTĘP

Ta książka nie jest pamiętnikiem. Ta książka wszystko zawdzięcza testosteronowi, jest częścią procedury dobrowolnego odurzenia, uwzględnia ciało i afekty PBP. To ciało-esej. W swej istocie to literatura. Posunięta do skrajności – to cielesno-polityczna fikcja, teoria siebie albo autoteoria. W okresie objętym tym esejem w kontekście doświadczalnego ciała dokonały się dwa następujące po sobie przeobrażenia, których wpływu nie można było oszacować z góry ani wziąć pod rozwagę jako funkcji ciała – stworzyły jednak granice, wokół których wcieliło się pisanie. Pierwszym z nich była śmierć GD, osoby, która ucieleśniała odchodzącą w przeszłość epokę, ikony i ostatniego francuskiego przedstawiciela literacko-seksualnej rebelii; niemal równocześnie zachodził tropiczny ruch ciała PBP w stronę ciała VD, dający sposobność doskonalenia – i zagłady. To zatem zapis fizjologicznych i politycznych mikromutacji dokonujących się w ciele PBP pod wpływem testosteronu, jak również teoretycznych i fizycznych przemian wywołanych w owym ciele przez utratę, pragnienie, uniesienie, klęskę i wyrzeczenie. Nie interesują mnie moje emocje, przynajmniej w tej mierze, w jakiej są moje i należą wyłącznie do mnie. Nie interesuje mnie ich aspekt jednostkowy, a jedynie kwestia, jaki udział w nich ma to, co nie jest moje, co do mnie nie przynależy. To, co przejawia się w dziejach naszej planety, ewolucji istot żywych, przepływach ekonomicznych, reliktach innowacji technologicznych, przygotowaniach do kolejnych wojen, w handlu organicznymi niewolnikami i towarami, w budowaniu hierarchii, w instytucjach kary i ucisku, w sieciach komunikacji i nadzoru, na przygodnym przecięciu technik i opinii, w biochemicznych przeobrażeniach uczuć oraz w produkcji i dystrybucji pornograficznych obrazów. Niektórzy czytelnicy i czytelniczki odczytają tę książkę jako podręcznik swoistego płciowego bioterroryzmu na skalę cząsteczkową. Inne_i dostrzegą w niej pojedynczy punkt na mapie wymierania. W tekście tym jednak czytelniczka_ik nie znajdzie żadnych ostatecznych wniosków odsłaniających prawdę mojej płci ani zwiastunów przyszłego oblicza świata. Niniejsze stronice przedstawiam raczej jako zestaw teoretycznych połączeń, cząsteczek i afektów, służący pozostawieniu śladów po politycznym eksperymencie trwającym 236 dni i nocy, który nigdy się nie zakończył i przybiera coraz to nowe formy. Jeśli czytelniczka_ik uzna ten tekst za nieprzerwany potok refleksji filozoficznych, zapis procesu przyjmowania hormonu oraz szczegółowy wykaz praktyk seksualnych bez rozwiązań zapewnianych przez ciągłość, to dlatego tylko, że tak konstruuje i dekonstruuje się podmiotowość.1. TWOJA ŚMIERĆ

5 października: dowiaduję się od Tima, że umarłeś. Tim płacze. On cię kocha. W swoich ostatnich książkach nie potraktowałeś go jednak zbyt wielkodusznie. Mówi: „To Guillaume”. Płacze, powtarza: „To Guillaume, to Guillaume! Znaleźliśmy go martwego w jego nowym mieszkaniu w Paryżu. Nie wiemy nic więcej. To stało się dwa dni temu, trzeciego. Po prostu nic nie wiadomo”.

Dotąd nikt nie wiedział o twojej śmierci. Rozkładałeś się przez dwa dni, leżąc w tej samej pozycji, w jakiej upadłeś. Nic w tym złego. Nikt nie zawracał ci głowy. Zostawili cię samego z twym ciałem, dając ci czas potrzebny do opuszczenia w spokoju tego padołu łez. Płaczę wraz z Timem. To niemożliwe.

Odkładam słuchawkę i pierwszą rzeczą, jaką robię, jest wybranie numeru VD – nie wiem nawet czemu. Widzieliśmy się dwukrotnie. Raz – sami, bez ciebie. To ty skłaniasz mnie, bym zadzwonił. Podsłuchujesz naszą rozmowę. Twój umysł rozpościera się wokół, tworząc elektormagnetyczne pole, z którego dobywają się nasze słowa. Twój duch jest kablem, po którym płyną nasze głosy. Gdy rozmawiamy o twojej śmierci, jej głos budzi mnie znów do życia. „Najpotężniejszy jest jej głos, jak mi się zdaje” – powiadałeś. Rozmawiając z nią, powstrzymuję się od płaczu. Odkładam słuchawkę, by rozryczeć się w samotności. Bo nie chciałeś już dłużej żyć i dlatego, że jak mawiał twój ojciec chrzestny, „martwy poeta już nie pisze”.

Tego samego dnia, parę godzin później, nakładam na skórę pięćdziesięciomiligramową dawkę Testogelu, by móc zacząć pisać tę książkę. Robię to nie po raz pierwszy. To moja codzienna dawka. Łańcuchy węglowe, _O-H₃, C-H₃, C-OH_, stopniowo wnikają w naskórek i penetrują coraz głębsze warstwy skóry, póki nie dotrą do naczyń krwionośnych, zakończeń nerwowych i gruczołów. Przyjmuję testosteron nie po to, by zmienić się w mężczyznę ani by fizycznie przepłciowić moje ciało; biorę go po to, by ujawnić to, co społeczeństwo chciało ze mną zrobić; żeby móc pisać, pieprzyć się, odczuwać postpornograficzną przyjemność, wyposażyć w cząsteczkowe protezy moją technologicznie zacofaną transpłciową tożsamość, złożoną ze sztucznych penisów, tekstów i ruchomych obrazów – robię to, by pomścić twoją śmierć.

Wideopenetracja

_Wolę stracić wzrok niż ujrzeć, jak odchodzisz_

Etta James

21:35. Twój duch wlatuje przez okno i spowija pokój mrokiem. Zapalam wszystkie światła. Przymocowuję kamerę do statywu i wkładam czystą kasetę. Sprawdzam kadrowanie. Obraz jest gładki i symetryczny; czarna skórzana kanapa tworzy poziomą linię u dołu kadru. Pomalowana na biało ściana z wolna biegnie jej śladem, nie sprawiając jednak wrażenia ciężaru ani masywności. Włączam kamerę. Podchodzę do sofy. Poza kadrem na stoliku leżą wcześniej przygotowane: elektryczna golarka, lusterko, kartka białego papieru, plastikowa torebka, butelka hipoalergicznego kleju do stosowania na twarzy, saszetka z pięćdziesięciomiligramową dawką testosteronu w postaci żelu, tubka lubrykantu, żel do rozluźnienia odbytu, uprząż z przymocowanym realistycznym gumowym penisem (24 × 4 cm), realistyczne czarne silikonowe dildo (25 × 6 cm), czarne dildo ergonomiczne (14 × 2 cm), maszynka i krem do golenia, plastikowa miska wypełnioną wodą, biały ręcznik i jedna z twoich książek, pierwsza, najwspanialsza, będącą początkiem i końcem wszystkiego. Wchodzę w kadr. Rozbieram się, acz nie do końca. Zostaję w obcisłej czarnej koszulce. Jak w trakcie operacji eksponuję jedynie te narządy, na których przeprowadzany będzie zabieg. Stawiam lusterko na stoliku. Podłączam do prądu golarkę. Wydaje z siebie przeszywający, wysoki dźwięk, głos cyberdziecka usiłującego wydostać się z silniczka, spluwającego w twarz przeszłości. Reguluję ostrza na długość jednego centymetra. Twój duch wydaje z siebie cichy pomruk aprobaty. Siadam na kanapie, a połowa mojej twarzy – o rysach pozbawionych wyrazu i skupienia – wyłania się w lusterku: moje krótko ostrzyżone włosy, soczewki kontaktowe, których krawędź tworzy cieniutką aureolę wokół źrenic, nieregularny kolor skóry, miejscami trupio białej, gdzieniegdzie zaś upstrzonej jasnoróżowymi cętkami. Nazywano mnie kobietą, nie sposób jednak dostrzec tego w moim fragmentarycznym odbiciu widocznym w lustrze. Zaczynam golić głowę, począwszy od przodu i przechodząc z wolna do tyłu, następnie zaś od środka ku lewej, a potem prawej stronie głowy. Pochylam się, by odcięte pukle opadły na stolik. Otwieram plastikową torebkę i wsuwam do niej ścięte włosy. Wyłączam golarkę i ustawiam długość na zero. Kładę na stoliku czystą kartkę papieru, włączam z powrotem golarkę i przejeżdżam nią znów po całej głowie. Krótkie, cieniutkie włoski opadają na biały papier. Gdy głowa jest już zupełnie gładka, wyciągam wtyczkę z gniazdka. Składam kartkę na pół, by włosy zebrały się pośrodku, tworząc ciągłą prostą linię. Działkę czarnej kokainy. Wciągam działkę włosów. Daje mi niemal taki sam haj. Otwieram słoiczek z klejem i biorąc zanurzony w nim pędzelek, cienką smugą pokrywam obszar nad górną wargą, chwytam między palce kosmyk włosów i umieszczam go pieczołowicie na warstwie kleju, przytrzymując dopóty, dopóki doskonale nie przylgnie do skóry twarzy. Pedalski wąsik. Przeglądam się w lusterku. Źrenice oczu nadal okolone są tą samą aureolą. Ta sama twarz, ta sama skóra. Taka sama, a nie do (roz)poznania. Spoglądam w obiektyw kamery, podwijam wargę, by pokazać zęby, tak samo jak ty to robiłeś. W typowym dla ciebie grymasie.

Srebrne opakowanie zawierające pięćdziesięciomiligramową dawkę testosteronu w postaci żelu jest takiej samej wielkości, co jednorazowa saszetka cukru. Rozrywam pokryty aluminiową folią papierek, ze środka wypływa lekki, zimny, przezroczysty żel, natychmiast wchłaniający się w skórę mojego lewego ramienia. Pozostaje po nim jedynie unosząca się w powietrzu chłodna woń, niczym wspomnienie po świeżym oddechu, pocałunku śniegowego bałwana.

Wstrząsam pojemnikiem z kremem do golenia, wyciskam odrobinę pęczniejącej i pieniącej się białej substancji na dłoń, a następnie smaruję nią włosy łonowe, wargi sromowe i skórę wokół odbytu. Zanurzam ostrze maszynki w wodzie i przystępuję do golenia. Włosy i krem unoszą się na powierzchni wody. Część skapuje na kanapę i podłogę. Tym razem udaje mi się nie zaciąć. Po wygoleniu całej skóry krocza spłukuję ją i osuszam. Zakładam uprząż i zapinam paski po obu stronach bioder. Przede mną sterczy wzwiedziony do granic możliwości sztuczny penis, tworzący kąt prosty z linią mojego kręgosłupa. Pasek z przytwierdzonym sztucznym penisem jest wystarczająco wysoko, by można było zobaczyć oba tak różne otwory mojego ciała, gdy się pochylę.

Smaruję ręce przezroczystym żelem i chwytam oba dilda. Nacieram je, masuję, smaruję, ogrzewam dłońmi, każde z osobna, następnie pocieram nimi o siebie, niczym dwoma ogromnymi chujami splatającymi się w gejowskim pornosie. Mam świadomość, że kamera wszystko filmuje, widzę mrugającą czerwoną diodę. Wymachuję silikonowym sztucznym chujem nad słowami, którymi wytatuowałeś strony tomiku _Dans ma chambre_. Gestem, który jest twój. Sztuczny penis częściowo zasłania stronę, tworząc barierę pozwalającą odczytać niektóre ze słów, część zaś ukrywając: „Śmialiśmy się. Wsiadł ze mną do samochodu. Spojrzałem na niego. Pomachał do mnie ręką zanim / zapadła noc. Wiedziałem, co powinienem zrobić / nigdy się w nim nie zakochać. To jednak wspaniałe uczucie być przez niego kochanym. Nie było w tym nic złego”.

Następnie wsuwam sztuczne penisy w otwory w dolnej części ciała. Najpierw tego realistycznie wykonanego, następnie ergonomicznego, który trafia do mojego odbytu. Zawsze łatwiej mi było wsadzić coś do odbytu, który jest wielowymiarową przestrzenią pozbawioną kostnych ścian. Tym razem było podobnie. Klęcząc, odwróciłem się tyłem do kamery, głową i końcami palców dotykając podłogi, trzymałem ręce za plecami, by łatwiej operować dildami w otworach ciała.

Jesteś jedyną osobą mogącą czytać z tej księgi. Przed tą kamerą „po raz pierwszy odczułem pokusę odmalowania dla ciebie autoportretu”. Namalowania siebie tak, jak gdybym był_a tobą. _Drag you_. Przedzierzgnięcia się w ciebie. Przywrócenia cię do życia w tym obrazie.

Od tej chwili wszyscy jesteście martwi. Amelia, Hervé, Michel, Karen, Jackie, Teo i ty. Czy nie należę bardziej do waszego świata aniżeli do świata żywych? Czy moja polityka nie jest waszą polityką, mój dom, moje ciało nie są wasze? Wskrzesić was we mnie, uprowadzić własne ciało, tak jak kosmici uprowadzali Amerykanów, zamieniając ich w żyjące puste powłoki? Powstań we mnie z martwych, opętaj mój język, przejmij me ramiona, genitalia, penisy, krew, cząsteczki; opętaj moją dziewczynę, psa, nawiedź mnie, zamieszkaj, żyj we mnie! Przybądź! _Ven!_ Proszę, nie odchodź. _Vuelve a la vida!_ Powróć do życia! Chwyć mnie za płeć. Niżej, u dołu, wulgarnie. Zostań ze mną.

Ta książka nie ma innej racji bytu, poza marginesem niepewności istniejącym między mną a moimi genitaliami, w równym stopniu należącymi do sfery wyobrażeń, między trzema językami, które do mnie nie przynależą, między tobą żywym a tobą umarłym, między moim pragnieniem, by podążać twoim śladem, a niemożliwością zachowania twojego nasienia, między twoją wiekuistą milczącą księgą a potokiem słów, które w pośpiechu chcą się prześlizgnąć przez moje palce, między testosteronem a moim ciałem, między V a moją miłością do V. Spoglądając z powrotem w obiektyw kamery, wypowiadam słowa: „Ten testosteron jest dla ciebie, ta przyjemność jest dla ciebie”.

Nie oglądam nagranego przed chwilą na miniDV filmiku. Nawet go nie numeruję. Wkładam kasetę z powrotem do przezroczystego czerwonego pudełka i piszę na nalepce:

3 października 2005 roku. W DNIU TWOJEJ ŚMIERCI.

Poprzednie i kolejne dni naznaczone są moim rytualnym zażywaniem testosteronu. Procedurę tę przeprowadza się w domu; byłaby ona tajna i prywatna, gdyby tylko podawanie sobie testosteronu nie było za każdym razem filmowane i anonimowo przesyłane przeze mnie na stronę internetową, na której setki transpłciowych, mutujących ciał z całego globu wymieniają się praktycznymi umiejętnościami i wiedzą na ten temat. W tej audiowizualnej sieci moja twarz jest bezcielesna, moje imię zaś pozbawione znaczenia. Jedynie ścisła więź między moim ciałem a tą substancją stanowi obiekt kultu, obiekt nadzoru. Rozsmarowuję żel na ramionach. W pierwszej chwili mam wrażenie lekkiego klapsa na skórze. Z czasem przechodzi ono w doznanie chłodu, nim całkowicie zniknie. Następnie przez dzień albo dwa nic się nie dzieje. Nic. Tylko czekanie. W końcu przychodzi niebywałe poczucie klarowności umysłu, stopniowo, towarzyszy mu zaś wybuch żądzy pieprzenia się, włóczenia się, wychodzenia w miasto. To szczytowy moment, w którym duchowa moc testosteronu, wiążącego się z moją krwią, wybija się na pierwszy plan, pokonując wszystko inne. Znikają wszelkie nieprzyjemne doznania. W odróżnieniu od tych, jakie daje speed, to wewnętrzne pobudzenie nie ma nic wspólnego z niepokojem ani ze zgiełkiem. To po prostu odczucie współbrzmienia z rytmem miasta. W odróżnieniu od kokainy testosteron nie wywołuje zaburzeń w postrzeganiu siebie, słowotoku ani manii wielkości. Jedynie przypływ sił, odzwierciedlający przyrost siły mięśni i mocy mojego mózgu. Moje ciało jest siebie świadome, odczuwam jego obecność. Po upływie paru dni to wewnętrzne poruszenie słabnie, jednak poczucie mocy, niczym piramida odsłonięta przez piaskową burzę, pozostaje.

Jak mam wyjaśnić to, co się ze mną dzieje? Co mam począć z moją żądzą przeobrażenia? Co począć ze wszystkimi tymi latami, gdy określałem siebie mianem feministki? Kim jestem dzisiaj: feministką uzależnioną od testosteronu czy też transpłciowym ciałem uzależnionym od feminizmu? Nie pozostaje mi nic innego jak zrewidować dotychczasowe poglądy, wstrząsnąć nimi za pomocą przyjmowanego testosteronu. Pogodzić się z faktem, że zachodząca we mnie zmiana nie różni się w istocie od przeobrażeń dokonujących się w naszych czasach.

Guillaume Dustan, _Nicolas Pages_, Editions Balland, Paris 1999, s. 17.

Michel Houellebecq, _Rester vivant et autres textes_, Librio, Paris 1997, s. 19.

Pierwsza powieść francuskiego pisarza Guillaume’a Dustana.

G. Dustan, _Nicolas Pages_, dz. cyt., s. 155.

Hervé Guibert, _L’image fantôme_, Editions de Minuit, Paris 1981, s. 5.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: