Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

The Agathas. Śledztwo w Castle Cove - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Agathas. Śledztwo w Castle Cove - ebook

Poznaj Castle Cove  - miasteczko niewyjaśnionych zniknięć i sekretów…

Co zrobiłaby Agatha Christie? Takie pytanie zadała sobie Alice Ogilvie zeszłego lata, kiedy rzucił ją Steve, gwiazda koszykówki. Potem Alice zniknęła. To, dokąd poszła podczas swojej pięciodniowej nieobecności, jest tajemnicą w Castle Cove.
Teraz zniknęła kolejna dziewczyna Steve'a: Brooke Donovan. I tym razem nie zanosi się na to, by Brooke miała wrócić...
Policja jest przekonana, że to Steve stoi za zniknięciem, ale Alice nie jest tego taka pewna, a mając po swojej stronie Iris, swoją korepetytorkę, może uda jej się udowodnić swoją teorię.
Policja ignoruje wiele wskazówek, a lista podejrzanych jest długa. Jasne jest tylko to, że wszystko jest wielką tajemnicą; Agatha Christie nigdy by tego nie zignorowała. Tylko że Alice i Iris nie mają pojęcia, jak wiele skrywa miasteczko Castle Cove... ani w jak wielkie niebezpieczeństwo mogą się wpakować...

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8299-185-7
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

ALICE OGI­LVIE

31 PAŹ­DZIER­NIKA

7:50

Te blon­dynki, pro­szę pana, one spro­wa­dzają nie­mało kło­po­tów.

AGA­THA CHRI­STIE, DWA­NA­ŚCIE PRAC HER­KU­LESA,
TŁUM. GRA­ŻYNA JE­SIO­NEK

ALICE OGI­LVIE ZWA­RIO­WAŁA!

Wy­razy na mo­jej szkol­nej szafce są wiel­kie, na­pi­sane czar­nym mar­ke­rem. Nie można ich prze­oczyć. Gdy pod­cho­dzę, wi­dzę je już z końca ko­ry­ta­rza. Pierw­szy dzień w szkole po po­wro­cie z aresztu do­mo­wego, a wita mnie coś ta­kiego. Dla­czego mnie to nie dziwi?

Re­becca Ken­nedy par­ska śmie­chem na dru­gim końcu holu, gdzie stoi ra­zem z He­len Park i Bro­oke Do­no­van. Ga­pią się. Moje dawne przy­ja­ciółki. Moje dawne naj­lep­sze przy­ja­ciółki.

Cie­kawa je­stem, czy któ­raś z nich to na­pi­sała. Nie Bro­oke; ni­gdy by nie zro­biła cze­goś ta­kiego, ale nie zdzi­wi­ła­bym się, gdyby zro­biła to Ken­nedy. Wła­śnie tak by po­stą­piła. Gdzieś w środku ro­dzi się ból, ale my­ślę so­bie: co by te­raz zro­biła Aga­tha Chri­stie? Czy po­zwo­li­łaby im do­brać się do sie­bie? Wy­bie­głaby ze szkoły? Czy tak wła­śnie po­stą­piła, kiedy zdra­dził ją jej pierw­szy mąż? Do dia­bła, nie. Pod­nio­sła się dum­nie i zo­stała mię­dzy­na­ro­dową au­torką be­st­sel­le­rów.

Od­wra­cam się i mie­rzę wzro­kiem całą trójkę. Uśmie­szek Ken­nedy słab­nie.

– Ma­cie ja­kiś pro­blem? – mó­wię swoim naj­lep­szym, znu­dzo­nym gło­sem. Nie chcę tylko, aby za­uwa­żyły, że mi za­leży.

Park, oczy­wi­ście, opiera się ple­cami o szafki, uda­jąc, że nie jest w to za­mie­szana, i po­zwala, by jej pro­ste, lśniące, czarne włosy za­sło­niły jej twarz. Nie po­trafi znieść kon­fron­ta­cji. Ken­nedy prze­wraca oczami. A Bro­oke... cóż, jej po­ma­lo­wane na czer­wono usta drżą, jak­bym to ja zro­biła tu­taj coś złego.

– Alice – mówi ci­cho, jakby za­raz miała przejść do rze­czy, w które wo­la­ła­bym się ni­gdy nie za­głę­biać.

Zmu­szam się, aby spoj­rzeć jej w oczy, i do­piero wtedy za­uwa­żam, w co jest ubrana. Roz­glą­dam się po in­nych na ko­ry­ta­rzu i nie­stety tak – wszy­scy są w prze­bra­niach. Tylko nie ja.

Prze­bra­nie. Bo dzi­siaj jest Hal­lo­ween. Świet­nie. Mój po­wrót do ży­cia to­wa­rzy­skiego w Li­ceum Ca­stle Cove już stał się ma­sa­krą.

Bro­oke, Ken­nedy i Park wło­żyły stroje cho­ler­nych che­er­le­ade­rek. Jak ory­gi­nal­nie. Cała trójka ma na so­bie krót­kie, nie­bie­sko-białe, pli­so­wane spód­niczki, ich włosy są per­fek­cyj­nie za­krę­cone. Dziew­czyny są całe po­pla­mione krwią, z wy­jąt­kiem twa­rzy. Nie chciały za bar­dzo an­ga­żo­wać się w przy­go­to­wa­nie prze­bra­nia i po­psuć so­bie ma­ki­jażu.

Na­to­miast ja wy­glą­dam głu­pio. Je­stem je­dyną osobą na tym ko­ry­ta­rzu – może w ca­łej szkole – która nie jest ubrana w ko­stium.

Jak­bym po­trze­bo­wała ko­lej­nego upo­mnie­nia, że już tu nie pa­suję, wszech­świat naj­wy­raź­niej po­sta­no­wił ten fakt za­zna­czyć. Usu­wam z twa­rzy emo­cje, od­rzu­cam włosy przez ra­mię i otwie­ram drzwi szafki. Wiem, że wszy­scy pa­trzą. Cze­kają, żeby zo­ba­czyć, co zro­bię. Czy za­re­aguję.

Ale nie zro­bię tego.

Bo mnie to nie ob­cho­dzi.

------------------------------------------------------------------------

Sta­ram się nie za­snąć na trze­ciej lek­cji ma­te­ma­tyki, kiedy drzwi do klasy otwie­rają się i ja­kiś pierw­szak o za­ru­mie­nio­nej twa­rzy wsuwa głowę do środka, a wszy­scy jed­no­cze­śnie ob­ra­cają się w jego kie­runku.

– Hm – mówi ła­mią­cym się gło­sem. – Hm, prze­pra­szam. Mam list. – Pod­biega do pani Hol­li­ster i po­daje jej kartkę, ale za­nim na­uczy­cielka zdąży ją wziąć, pa­pier wy­śli­zguje się chłopcu spo­mię­dzy pal­ców i opada. Dzie­ciak ru­mieni się jesz­cze moc­niej, gdy pró­buje go zła­pać, za­nim spad­nie na li­no­leum. – Prze­pra­szam, prze­pra­szam. Pro­szę – mru­czy i wpy­cha go w rękę pani Hol­li­ster, po czym wy­biega z sali. Co za cyrk. Przy­naj­mniej na­uczy­cielka prze­stała glę­dzić o ra­chunku róż­nicz­ko­wym.

Hol­li­ster otwiera no­tatkę, czyta ją, a po­tem jej wzrok pada pro­sto na mnie.

– Alice – mówi no­so­wym gło­sem, do­ty­ka­jąc za­ska­ku­jąco dro­giego na­szyj­nika na szyi. Plecy mi sztyw­nieją. Trzy go­dziny w szkole i już mam kło­poty? Do­bry Boże, le­dwo zdą­ży­łam się wy­si­kać. – Je­steś we­zwana do ga­bi­netu pani West­ma­cott.

Żo­łą­dek mi się prze­wraca. Nie mam kło­po­tów. Jest dużo, dużo go­rzej.

Zo­sta­łam we­zwana do ga­bi­netu szkol­nej pe­da­gog.

------------------------------------------------------------------------

Pu­kam ci­cho do drzwi, ma­jąc na­dzieję, że może pani West­ma­cott tam nie bę­dzie. Ale pra­wie na­tych­miast sły­szę nad­gor­liwe:

– Tak?

Ni­gdy wcze­śniej nie mia­łam przy­jem­no­ści prze­by­wa­nia w ga­bi­ne­cie pani West­ma­cott, ale sły­sza­łam plotki. Kiedy otwie­ram drzwi, wi­dzę, że lu­dzie mó­wili prawdę. Ona na­prawdę ma swoje imię wy­pi­sane gi­gan­tycz­nymi, zło­tymi, błysz­czą­cymi li­te­rami na ścia­nie za biur­kiem. Rze­czy­wi­ście jest tam też ta­blica ogło­szeń za­ty­tu­ło­wana: Ta­blica uczuć. I ten kąt, o któ­rym wszy­scy mó­wią. Ten z po­du­chami, gdzie może od­by­wać „jam ses­sions” z uczniami.

Trudno uwie­rzyć, ale to też jest praw­dziwe.

Nic dziw­nego, że Bro­oke nie chciała, żeby jej tata oże­nił się z tą ko­bietą.

– Cześć! – woła. – Wejdź! – Ma­cha do mnie, a ja pod­po­rząd­ko­wuję się głów­nie dla­tego, że nie mam wy­boru. – Usią­dziemy tam? – Wska­zuje na pufy.

Hm... nie.

– Mam... chore ko­lana – kła­mię. Nie ma mowy, że­bym usia­dła na pu­fie. – Może na krze­śle. – Sia­dam, za­nim zdąży za­pro­te­sto­wać.

Po chwili wa­ha­nia wsuwa się na krze­sło, składa ręce na biurku i się po­chyla.

– Cie­szymy się, że wró­ci­łaś, Alice. – Ma na so­bie tu­nikę z mnó­stwem dziw­nych kształ­tów na­kle­jo­nych wo­kół de­koltu, a kasz­ta­nowe włosy spięła z tyłu za po­mocą opa­ski. Uwaga, wcale nie faj­nej opa­ski, ale jed­nej z tych gru­bych, które wi­dzia­łam na zdję­ciach lu­dzi z lat dzie­więć­dzie­sią­tych. – Wiemy, że sprawy miały się... kiep­sko w ciągu ostat­nich kilku mie­sięcy. – Pe­da­gog robi współ­czu­jącą minę, a mnie skręca się żo­łą­dek. Wiem, na co się za­po­wiada. – My wszy­scy uzna­li­śmy, że naj­le­piej bę­dzie, jak obie znaj­dziemy tro­chę czasu na po­ga­wędkę. – Unosi brwi, jakby py­tała, ale wiem, że to nie py­ta­nie. Wiem, że nie mam wy­boru. – Mo­żemy po pro­stu po­ga­dać, po­roz­ma­wiać o tym, jak się sprawy mają. W jaki spo­sób je­steś trak­to­wana w szkole. O ta­kich te­ma­tach! – West­ma­cott się uśmie­cha.

– Uhm. – Tylko tyle przy­cho­dzi mi do głowy w od­po­wie­dzi.

Igno­ru­jąc mój brak en­tu­zja­zmu, kon­ty­nu­uje:

– Na po­czą­tek po­roz­ma­wiajmy o Bro­oke i Ste­vie. Cho­dzą ze sobą. Jak so­bie z tym ra­dzisz? Naj­wy­raź­niej nie było ci z tym ła­two...

Jezu, ona na­prawdę chce o tym mó­wić? Jest pierw­szą osobą, która bez­po­śred­nio wspo­mniała przy mnie tych dwoje, od­kąd to wszystko się wy­da­rzyło. Bro­oke, od­kąd pa­mię­tam, była moją naj­lep­szą przy­ja­ciółką, więc za­wsze wie­dzia­łam, że ża­den z niej ide­alny anioł, któ­rego przede mną od­gry­wała (dwa słowa: Cole Fiel­ding). Kie­dyś to do­ce­nia­łam; po­trzeba tro­chę pie­przu, aby wszystko było in­te­re­su­jące. Ale ni­gdy się nie spo­dzie­wa­łam, że skrad­nie mi chło­paka sprzed nosa.

Steve i ja za­czę­li­śmy się spo­ty­kać, kiedy by­łam w dru­giej kla­sie, a on w pierw­szej i wła­śnie zo­stał gwiazdą szkol­nej dru­żyny ko­szy­kówki. Wcze­śniej za­wsze był w tle, spę­dza­jąc sporo czasu na obo­zach tre­nin­go­wych. Jego mama pra­co­wała na dwa etaty, żeby go było na nie stać. Ale chyba się opła­ciło, bo pew­nego dnia usły­sza­łam, jak dziew­czyny roz­ma­wiają o nim w ła­zience, o tym, że ja­kiś przy­pad­kowy uczeń, o któ­rym nikt ni­gdy nie sły­szał, prze­wo­dzi dru­ży­nie, a ja wie­dzia­łam, że mu­szę go mieć. Za­czę­li­śmy się spo­ty­kać kilka ty­go­dni póź­niej. Dzięki mnie stał się po­pu­larny. Da­łam mu ży­cie to­wa­rzy­skie. Do­stęp do mo­jego świata. A co on dał mi w za­mian? Rzu­cił mnie.

W czerwcu, po tym, jak po­wie­dział mi, że chce ze­rwać, po­nie­waż je­stem zbyt szorstka, po­je­cha­łam z mamą do Egiptu, żeby od­wie­dzić plan filmu, nad któ­rym pra­co­wała. Mój tata wy­je­chał z mia­sta w in­te­re­sach, jak to zwy­kle robi przez dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć pro­cent czasu, a Bren­dzie miał się uro­dzić pierw­szy wnuk, więc z tej oka­zji po­je­chała do San Diego. Za­tem mia­łam do wy­boru po­je­chać z mamą albo snuć się po ką­tach w domu, sama. Po­my­śla­łam, że może to bę­dzie do­bra roz­rywka, może Steve za­tę­skni za mną, a kiedy mnie nie bę­dzie, może wy­my­ślę, jak na­pra­wić na­sze sprawy. Poza tym, je­śli mam być cał­ko­wi­cie szczera, co zwy­kle trudno mi przy­cho­dzi w kwe­stii uczuć, po­my­śla­łam, że może moja mama i ja bę­dziemy się do­brze ra­zem ba­wić.

Cóż, nikt się spe­cjal­nie nie zdzi­wił tym, że pod­czas ko­lej­nej po­dróży mama pra­co­wała przez dwa­dzie­ścia cztery go­dziny na dobę, a ja sie­dzia­łam sama w po­koju ho­te­lo­wym. Dzięki Bogu za room se­rvice i po­wie­ści Aga­thy Chri­stie, które zna­la­złam w sa­lo­nie.

Po­wiedzmy, że moja mama i ja nie na­wią­za­ły­śmy więzi, ale Bro­oke i Steve z pew­no­ścią to zro­bili.

Drżę na wspo­mnie­nie o tym, jak Bro­oke po­ja­wiła się w moim domu ze łzami w oczach, aby po­in­for­mo­wać mnie, że ni­gdy nie chciała, żeby do tego do­szło – ona ni­gdy nie za­mie­rzała za­ko­chać się w Ste­vie. Kiedy Steve i ja cho­dzi­li­śmy ze sobą, on i Bro­oke za­wsze się do­ga­dy­wali – a ja by­łam na tyle głu­pia, by my­śleć, że to do­brze – naj­wy­raź­niej tak nie było.

– Ale czy to ko­nieczne? – Głos mi drży. Za­ci­skam usta. Opa­nuj się, Ogi­lvie.

Spoj­rze­nie West­ma­cott ła­god­nieje.

– Nie, oczy­wi­ście. Może za­czniemy od na­ucza­nia do­mo­wego? Po­wiedz mi, jak so­bie ra­dzi­łaś przez ostat­nie kilka mie­sięcy z na­uką w domu, kiedy by­łaś na... hm...

– W aresz­cie do­mo­wym? – koń­czę za nią.

– Hm, tak.

– Było do­brze. – Mocno za­pla­tam ręce na piersi.

– Wy­obra­żam so­bie, że mo­głaś czuć się tro­chę sa­motna.

– Było do­brze – po­wta­rzam. Boże, dla­czego ona tak bar­dzo na to na­ci­ska? – Ro­dzice ku­pili mi ko­nia – do­daję tylko po to, żeby uci­szyć ją jesz­cze na kilka se­kund. – Na uro­dziny, kilka mie­sięcy temu. Tuż przed... – Ury­wam.

Jej oczy się roz­ja­śniają.

– Ko­nia! To fan­ta­stycz­nie! Ja­kiej rasy?

To wcale nie jest fan­ta­styczne. Tak wła­śnie po­stę­pują moi ro­dzice: ku­pują mi coś – coś, czego nie mogę znieść – po­nie­waż jest dro­gie. Wzru­szam ra­mio­nami.

– Hm, brą­zo­wej?

– Czy trzy­masz go w Stajni na Zie­lo­nym Wzgó­rzu?

Przy­ta­kuję. Co za głu­pia na­zwa miej­sca dla tych po­twor­nych stwo­rzeń. Cho­ciaż naj­wy­raź­niej moi ro­dzice nie wie­dzą, że nie­na­wi­dzę koni od wa­ka­cji po czwar­tej kla­sie, kiedy mama zde­cy­do­wała, że córka, która jeź­dzi konno, bę­dzie do­bra dla jej wi­ze­runku, i za­pi­sała mnie na obóz jeź­dziecki. Po­go­dzi­łam się z tym, bo przy­naj­mniej chwi­lowo mama pa­mię­tała, że ist­nieję. To nie było ta­kie straszne... do­póki ta­kie się nie stało.

Kiedy ostat­niego dnia obozu pre­zen­to­wa­li­śmy na­sze ko­nie, Ma­rinda Kelly spa­dła ze swo­jego, ła­miąc bio­dro i obie nogi. Tak więc, mó­wiąc o trau­mie... Przy­je­chała ka­retka po­go­to­wia. Po tym ca­łym ba­ła­ga­nie przy­się­głam, że ni­gdy wię­cej nie zbliżę się do ko­nia bar­dziej niż na dzie­sięć me­trów. Tej przy­sięgi moi ro­dzice naj­wy­raź­niej nie pa­mię­tali.

– Ko­cham to miej­sce! Trzy­mam tam mo­jego Oli­vera! – mówi West­ma­cott, jak­by­śmy miały na­wią­zać bliż­sze sto­sunki za sprawą wspól­nej mi­ło­ści do koni.

Oczy­wi­ście, ona jest ko­niarą. Z całą pew­no­ścią.

– Świet­nie. – Co to za imię dla ko­nia... Oli­ver? Nie zdra­dzam mo­ich my­śli. Jesz­cze by mnie za­wie­siła pierw­szego dnia po po­wro­cie do szkoły. Przy­kle­jam uśmiech.

Opo­wiada o swo­ich ulu­bio­nych ko­niach, har­mo­no­gra­mie jazdy, ale przy­naj­mniej prze­stała za­da­wać mi py­ta­nia.

W końcu roz­lega się dzwo­nek ozna­cza­jący ko­niec lek­cji i moją szansę na ucieczkę. Wstaję, ale ona mnie po­wstrzy­muje.

– Po­cze­kaj, po­cze­kaj – mówi, ude­rza­jąc się dło­nią w czoło. – Za­po­mnia­łam, dla­czego cię tu w ogóle we­zwa­łam! Po­nie­waż prze­pa­dło ci kilka pierw­szych mie­sięcy szkoły, zna­leź­li­śmy dla cie­bie ko­re­pe­ty­tora. – Prze­rywa. – Hm, twoi ro­dzice to zor­ga­ni­zo­wali. Ja tylko po­śred­ni­czę.

Ko­re­pe­ty­tora?

– Daję so­bie radę – pro­te­stuję. – Nie po­trze­buję...

– Alice. – West­ma­cott unosi brew pod grubą oprawką oku­la­rów. – Twoje do­mowe wy­siłki były... po­wiedzmy, nie­wy­star­cza­jące. Je­dyny przed­miot, w któ­rym się bro­nisz, to fran­cu­ski. Po­trak­tuj to nie tyle jako su­ge­stię, co wy­móg. – Jej uśmiech znika, a na­zbyt we­soły głos staje się twardy. Czuję ciarki na ple­cach. – Do­brze?

Mru­gam oczami i ki­wam głową.

– Świet­nie! – Pe­da­gog klasz­cze w dło­nie, a jej głos wraca do prze­sad­nie en­tu­zja­stycz­nego tonu, jakby zu­peł­nie na mnie nie war­czała. – Przy­pi­sa­li­śmy cię do Iris Adams.

– Do kogo?

– Iris Adams. Nie znasz jej?

Wzru­szam ra­mio­nami. Dużo osób tu cho­dzi. Jak mogę znać wszyst­kie po na­zwi­sku?

West­ma­cott unosi brwi.

– Cho­dzi­cie ra­zem do szkoły od przed­szkola. – Jakby to miało oży­wić moją pa­mięć.

Kręcę głową.

West­ma­cott spo­gląda na kartkę w dłoni.

– Cóż, tu są wszyst­kie in­for­ma­cje. Przyj­dzie dziś do two­jego domu po szkole. Wszy­scy zgo­dzi­li­śmy się tak to usta­wić, po­nie­waż...

– Świet­nie. – Prze­ry­wam jej i za­bie­ram kartkę z ręki. – Dzię­kuję.

Wi­dzę chwi­lową iry­ta­cję na jej twa­rzy, za­nim znów się uśmiech­nie.

– Do­brze. Ide­al­nie. Och, Alice?

– Tak?

– Kiedy ży­cie daje ci cy­tryny, mo­żesz zro­bić le­mo­niadę!

Po­ka­zuję jej kciuk skie­ro­wany ku gó­rze.

Nie mogę się do­cze­kać.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: