Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Resolutions - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

The Resolutions - ebook

Nowy Rok to idealny moment na nowy start. Tym razem Jess marzy jednak tylko o powrocie do przeszłości – górskich wycieczek, czteroosobowych imprez urodzinowych, niekończących się wiadomości na grupowym czacie…

Jess, Lee, Ryan i Nora od dawna są prawie nierozłączni, a kiedy są razem, nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Ale gdy na horyzoncie zaczyna majaczyć moment zakończenia szkoły średniej, w nawale obowiązków przyjaciołom coraz trudniej jest znaleźć dla siebie czas. Aby na nowo ich zbliżyć, Jess namawia więc resztę do podjęcia wspólnego wyzwania.
Przyjaciele przywracają tradycję podejmowania postanowień noworocznych – tym razem wprowadzając ją jednak w życie w bardziej ekscytującej formie. Zamiast wymyślać postanowienia dla siebie samych, każde z nich pozwala grupie zadecydować, jakie wyzwania powinni podjąć.
Przed paczką miesiące pełne zwariowanych doświadczeń, które przeżyją, próbując zrealizować wyznaczone im cele: pocałować osobę, która jest dla nich nieodpowiednia, postawić stopy w oceanie, mówić „tak” wszystkim spontanicznym propozycjom…
Jedno jest pewne – po roku podejmowania ryzyka, dokonywania odmieniających życie decyzji i przeżywania pierwszych miłości nic nie będzie już takie samo jak kiedyś.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-7408-8
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Nora

Zgodnie z przepisem do ciasta należy dodać trzy łyżki nutelli – Nora dodała ich pięć. Tworzyła skomplikowane wzory, mieszając czekoladę nożem w cieście do brownie. Bardzo się przy tym relaksowała, choć smakowite desenie i tak miały zniknąć po upieczeniu i wyrośnięciu ciasta. Gdy wszystkie składniki ładnie się połączyły, włożyła formę do piekarnika. Po chwili dołożyła jeszcze wersję z masłem orzechowym, nastawiła minutnik na telefonie i zapisała zmodyfikowaną wersję przepisu w notesie.

W głowie miała już pełno pomysłów na kolejne zmiany. Jak smakowałoby brownie z dodatkiem gujawy? Albo z lepką warstwą dulce de leche? Na samą myśl o tym ślinka napłynęła jej do ust. Westchnęła, zamknęła gruby notes z przepisami i odłożyła go na półkę z książkami kucharskimi. Uwielbiała, gdy podczas pieczenia przez głowę przewijało jej się mnóstwo nowych pomysłów. Wystarczyło, że zmieszała ze sobą mąkę, cukier i czekoladę, a umysł natychmiast podsuwał jej tuzin nowych opcji i wariacji do wypróbowania.

Szkoda, że nikt nigdy nie miał możliwości spróbować jej wypieków poza grupą przyjaciół i przypadkowych klientów. Tak musiało być – Nora doskonale to rozumiała. Spędziły z mamą wiele lat na kultywowaniu tradycji klasycznej kuchni portorykańskiej, którą serwowały w swojej małej restauracji (czy można ją w ogóle nazywać restauracją, skoro w środku mieści się tylko jeden stolik?). Ich knajpka nosiła nazwę La Islita del Caribe. Wiele z autorskich przepisów Nory nie nadawało się do menu – były po prostu nieopłacalne. Mimo to, tworząc nowe dania, czuła się lepiej, a to jej w zupełności wystarczało. Gdyby było inaczej, nie miałaby notesu pełnego przepisów.

Przeciągnęła palcem po grzbietach książek na półce. Skrywały przeróżne historie o Portoryko (gdzie urodziła się jej mama) i Kubie (skąd pochodzili rodzice jej taty), biografie eleganckich gwiazd, takich jak Rita Moreno, oraz parę ulubionych książek mamy. Książki z przepisami kulinarnymi stanowiły największą część księgozbioru; mama trzymała nawet dwa takie same egzemplarze swojej ulubionej portorykańskiej książki kucharskiej. Te klasyczne przepisy tworzyły podstawę ich pierwszego menu. Wciąż miała w pamięci siebie w wieku siedmiu lat, gdy musiała stawać na palcach, żeby spojrzeć ponad ladę – już wtedy pomagała mamie i roznosiła pojemniki z arroz relleno¹ pierwszym klientom.

Nora dorosła, a wraz z nią zwiększyła się jej rola w La Islita – do tego stopnia, że stała się odpowiedzialna za menu z deserami. Wciąż marzyła o tym, żeby dodać do oferty jakieś nowsze przepisy, ale była dumna już z tego, że może tu pracować i że mama ma do niej tyle zaufania. W przyszłości to jej przypadnie w spadku prowadzenie La Islita, miała jednak na to jeszcze dużo czasu, nieważne, jak często przypominała jej o tym mama.

Wrzuciła wszystkie naczynia do zlewu, wypełniła go wodą, żeby się namoczyły, i zaczęła się zastanawiać, czy przygotować trzeci deser na imprezę sylwestrową u Jess. A raczej posiadówkę sylwestrową – w końcu mieli być tylko we czworo: Jess, Lee, Ryan i Nora. Tak czy siak, nie mogła doczekać się spotkania z przyjaciółmi. Między szkołą a pracą w La Islita rzadko kiedy znajdowała chwilę, żeby z nimi posiedzieć. Tęskniła za wypadami z Lee na jakikolwiek film SF albo o superbohaterach lub po prostu za rozmowami z Jess i Ryanem nad kubkiem gorącej kawy, której nie musiałaby sama przygotować.

Zerknęła na dwie formy z brownie w piekarniku i spróbowała oszacować, jak wiele cukru pochłonęła w zeszłym roku.

Choć to Ryan miał przynieść słodycze na imprezę, Nora była odpowiedzialna za desery – a tych dwóch sektorów nie powinno się mylić. Wyciągnęła notes z półki i przeglądnęła szybko przepisy, ale nie znalazła wśród nich niczego, co mogłaby przygotować z pozostałości w lodówce. Jej wzrok padł na ostatni zakup mamy z wyprzedaży garażowej. Przekartkowała książkę kucharską, która wyglądała jak z lat dziewięćdziesiątych, i zatrzymała się na przepisie na waniliowe bezy. Idealnie! Przypomniały jej cytrynowe bezy, które jej Abu przywoziła ze sobą za każdym razem, gdy przyjeżdżała w odwiedziny. Chociaż… bezy w książce miały idealny kształt, podczas gdy wypieki babci były pofarbowane na dziwaczny zielony kolor i miały nieregularny kształt, w zależności od tego, jak upadły, zrzucone z łyżki na metalową formę.

Według przepisu białka trzeba było oddzielić od żółtek na co najmniej dwadzieścia cztery godziny. Kto miał na to czas? Nora była pewna, że babcia nie trzymała dodatkowych białek w lodówce ot tak, bez żadnego powodu, postanowiła użyć więc świeżych. Napełniła małą miskę ciepłą wodą, po czym zanurzyła w niej jajka, żeby je trochę ocieplić, a w tym czasie zajęła się myciem naczyń. Nie mieli zbyt wiele misek.

Przepis sugerował, że powinna użyć zwykłego cukru i cukru pudru. Trzeba naprawdę kochać przepisy, w których należy użyć dwóch rodzajów cukru!

Jej telefon zawibrował.

Ryan: Jak zwykle nie wyciągam wniosków ze swoich błędów i pomagam Jess wszystko urządzić.

Jess: Przecież to kochasz.

Ryan: Serio?

Lee: Piszecie ze sobą z tego samego pokoju?

Ryan: …Nie.

Jess: Tak.

Lee: Debile.

Ryan: To tak: TWIX-y dla Nory, M&M’s z masłem orzechowym dla Jess i torebka gorących fiutów dla Lee. Dobrze zapamiętałem?

Lee: HEJ!

Nora: =)

Lee: To było niemiłe.

Ryan: =)

Lee: A tak na serio, załatwiłeś mi Starbursty, prawda?

Ryan: Jestem profesjonalistą, przecież wiesz.

Lee: Nigdy w ciebie nie wątpiłam.

Nora uśmiechnęła się, pokręciła głową i zanurzyła dłonie w letniej wodzie w poszukiwaniu gąbki kryjącej się gdzieś na dnie, po czym zabrała się do zmywania czekoladowej masy z misek. Zatraciła się w pracy, gdy nagle dotarł do niej brzęk kluczy przekręcanych w drzwiach.

– Nora! – zawołała mama przy wejściu, przeciągając przesadnie „o”.

– ¡Aqui! – odparła. Nie żeby w ich mieszkanku było jakoś specjalnie dużo pomieszczeń, w których mama musiała jej szukać.

Mama wrzuciła klucze do miseczki przy drzwiach i teraz męczyła się, próbując zdjąć zimowe buty.

– Po co je w ogóle wkładałam? Pomyślałby kto, że po latach życia w Denver zrozumiem tutejszą pogodę, pero no.

Uwolniła się od masywnych buciorów, przeszła za kuchenną ladę i przytuliła mocno Norę. Pachniała smażonym olejem, kuminem i czosnkiem – właśnie taki zapach pozostawał na ubraniu po długim dniu w La Islita. Nora z kolei zwykle pachniała kawą, wanilią i cukrem. Beth często powtarzała, że czuje na jej skórze cukier.

– To proste – powiedziała Nora do mamy, która osunęła się na kanapę. – Jednego dnia pada śnieg, a na drugi dzień znika, ale por alguna razón zawsze jest pogoda na rower.

– Dzisiaj była beznadziejna.

– Wszystkie zamówienia się udały? – Nora poczuła przypływ poczucia winy, że wzięła wolne.

– Sí. Tylko nie rozumiem, dlaczego niektórzy zawsze znajdą jakiś powód, żeby ponarzekać, coňo. – Rzuciła okiem na Norę. – Por favor dime, że mamy jeszcze trochę café, którą tía przysłała z Portoryko.

– Mamy. – Nora wyciągnęła szklany słoik ze spiżarni i nasypała odmierzoną ilość zmielonej kawy do kawiarki. – Co tym razem?

– Dlaczego nie dodajemy oliwek do piñon²? Bo nie, i to by było na tyle! Moja mama ich nie lubiła, ja zresztą też, Dios. Jeśli tak bardzo chcesz, to sama je sobie dodaj, Doña Claudia.

– W sumie to nasza stała klientka.

– Tak. La vieja dobrze zdaje sobie z tego sprawę. – Mama wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła. – Brakowało nam ciebie dzisiaj.

– Wiem. – Nora wyciągnęła szmatkę z szuflady i próbowała usilnie się skupić na osuszeniu miski, żeby odegnać wyrzuty sumienia, które groziły jej bólem brzucha. Wiedziała, że mama nie chciała wzbudzić w niej poczucia winy, ale, cholera, zawsze odczuwała to samo.

– Bez ciebie to nie to samo – powiedziała mama, zatrzymując na niej wzrok trochę dłużej, niż to było konieczne.

– Co?

Mama wzruszyła ramionami.

Nora tego nie rozumiała.

– O co chodzi?

– Wzięło mnie na wspomnienia. – Próbowała odwrócić uwagę Nory, która jednak chciała wiedzieć więcej.

– O czym?

– O tobie.

– O mnie? – Dlaczego mamie zebrało się teraz na wspomnienia o niej?

– Sí, tu. Jestem z ciebie dumna, wiesz?

Nora wzdrygnęła się i poczuła, jak rumieniec pokrywa jej szyję.

– Mami…

– Wiem, wiem! Myślałam tylko, jakie to szczęście, że cię mam. Dziś w La Islita było naprawdę dobrze, ale nie doszlibyśmy do tego, co mamy, gdyby nie ty. I wiesz co? – Odwróciła wzrok od Nory, jakby zobaczyła coś, czego ona nie mogła dostrzec. – Widzę przed nami wspaniałą przyszłość, Mija. Tylko poczekaj. To będzie nasz rok. Rok La Islita. I to wszystko dzięki tobie.

Nora pokręciła głową.

– Przesadzasz.

– Nigdy nie przesadzam.

Przesadzała. I to jak.

Nora wyciągnęła z miski jajka, które uzyskały już temperaturę pokojową, i położyła je na ścierce. Odrzuciła od siebie strzępki poczucia winy, które się w niej odezwały. Strzępki, które wypominały jej, że mogła wstać wcześniej i pomóc mamie, jednocześnie przygotowując deser na dzisiejszy wieczór. Owszem, byłaby zmęczona, ale przecież codziennie się tak czuje.

– ¿Qué haces?

– Bezy.

– ¿Ay, guárdame unos cuantos? – Pogładziła się po brzuchu. – Muszę zjeść coś słodkiego.

– Claro.

– Wiesz – zaczęła, przybierając zamyślony wyraz twarzy. – Musimy rozszerzyć nasze wiosenne menu cateringowe o jakiś nowy deser. Bezy byłyby prościutkie, a twoja abuela ucieszyłaby się, gdyby zobaczyła je w menu. ¿Qué crees?

Nora w myślach zobaczyła siebie, jak wyciska tysiące maleńkich bezowych całusków, jeden po drugim, czekając wieki, aż porcja się wysuszy, żeby szybko spakować je na kolejne wesele, cumpleaňos albo na przyjęcie, które akurat by przygotowywały. Już czuła ten ból pleców.

– Nie wiem… muszą sporo poleżeć w piekarniku, żeby stały się odpowiednio lekkie.

Mama wzruszyła ramionami.

– Piénsalo i daj mi znać. Ty tu jesteś szefową.

Nora słyszała, jak w czajniku gotuje się woda. Wróciła myślą do artykułu, który czytała dzień wcześniej. Była w nim mowa o tym, że tak naprawdę nigdy nie można nadrobić straconych godzin snu. Jakimś cudem sprawiło to, że poczuła się jeszcze bardziej zmęczona.

– Cieszysz się na dzisiejszą imprezę? – Mama rozpuściła kok, który upięła wcześniej na czubku głowy, uwalniając kaskadę czarnych włosów na ramiona.

Włosy Nory były niemal tak samo czarne, nie były jednak proste, a kręcone. Spinała je na czubku głowy tak jak mama.

– Tak, trudno nas wszystkich zebrać razem, a zwłaszcza namówić Ryana. – Nora nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Czy on ciągle…? – zapytała mama, przechodząc za ladę, żeby jej pomóc.

– Ma złamane serce?

Mama skinęła głową.

– Tak – odparła Nora.

– Bueno, może dzisiejszy wieczór dobrze mu zrobi?

– Mam nadzieję.

Nora położyła między nimi dwie miseczki.

– Do tej wbijemy żółtka, a do tej białka. Nie wrzucaj białek do miski, dopóki nie będziesz pewna, że nie ma w niej resztek żółtka – poleciła.

Mama szturchnęła ją biodrem.

– Uczysz mnie moich własnych metod? – zapytała.

– Tak właściwie to metody Abu.

– Ach tak, rozumiem. – Mama rozbiła skorupkę jajka o ladę i wylała jego zawartość w garść. – W takim razie najwyższy czas, żebyś poznała moje.

Nora sięgnęła po jajko i skupiła się na uczuciu, jakie wywołało białko prześlizgujące się przez palce, po czym wrzuciła żółtko do miseczki. Uśmiechnęła się, widząc, że mama robi to samo. Ile takich dni, wypełnionych wspólnym gotowaniem, miały już za sobą? Setki? A ile jeszcze jest przed nimi?

Na tę myśl Nora poczuła, jakby potknęła się o dziurę w chodniku, i zamarła. Żółtko przelewało się przez jej palce, więc szybko odrzuciła napływające myśli na bok i wróciła do pracy.Ryan

Jess leżała na łóżku Ryana i nie zamierzała wstać. Nie chciało mu się jej do tego zmuszać – musiałby wydostać się z pościeli, w którą jego śpiące „ja” było zawinięte tak pieczołowicie, i wykonać minimalny wysiłek, żeby zrzucić ją z łóżka. To było zdecydowanie za dużo ruchu jak na tak wczesną porę… Czy minęło już południe? Jess podskoczyła na jego łóżku z taką siłą, że właściwie sam z niego spadł.

– Nie rób tak, Jessico Marie Agüedo.

Nie żeby sam sobie na to nie zasłużył. Był naprawdę beznadziejnym przyjacielem przez ostatnich parę miesięcy, odkąd rozstał się z Jasonem. Znowu.

Jess przestała się ruszać. Wyobrażał sobie, jak próbuje zgadnąć, w którym miejscu pod gadającą pościelową masą schowana jest jego twarz.

– Pff, pamiętasz moje pełne imię! No dobra, prawie. Do kompletu brakuje ci trzech ostatnich imion. W każdym razie obiecałeś, że pomożesz mi przygotować sylwestra.

– Obiecał ci to Ryan z przeszłości. Który był jeszcze wtedy w związku – i był o wiele szczęśliwszy. – Trochę mijał się z prawdą, ale nie miał teraz czasu, żeby wchodzić w szczegóły i roztrząsać nieudane próby ratowania ich związku po pierwszym rozstaniu, kiedy Jason wyjechał do college’u. Pogodzili się tylko na chwilę, właściwie do Święta Dziękczynienia, tuż przed imprezą z tej okazji w ośrodku Stowarzyszenia Tajwańskiego. Cudownie. – Ryan z przeszłości powiedział dużo gównianych rzeczy, których Ryan z teraźniejszości bardzo żałuje. Natomiast Ryan z teraźniejszości nie zamierza odpowiadać za obietnice Ryana z przeszłości.

Ryan z teraźniejszości nie chciał dać się odnaleźć pod pościelą. Jego serce było roztrzaskane na milion kawałeczków.

– No chodź – błagała Jess. – Nie możesz tak leżeć cały dzień.

Phi, ile z tego dnia w ogóle zostało?

– To dla mnie bardzo trudne – odparł Ryan.

Powinien się podnieść. Powinien pomóc przyjaciółce, tak jak jej to obiecał, ale tak ciężko było mu zwlec się z łóżka, tak ciężko mu się myślało. Utknął w miejscu. O wiele łatwiej było po prostu przestać się starać.

– No chodź! Nikt inny nie może mi pomóc – nalegała Jess.

– Nie trać nadziei! Skąd możesz wiedzieć, że nikt…?

– Tęsknisz za nami, wiem o tym. – Jess przesunęła się i położyła na łóżku obok pościelowego kokonu, trącając materiał palcem.

Oczywiście, że tak. Naprawdę za nimi tęsknił. Jess, Nora i Lee bardzo go wspierały od czasu rozstania. Lee zaproponowała nawet, że może zabić Jasona i ukryć jego ciało, jeśli tylko Ryan będzie tego potrzebował. Grzecznie odmówił – nie rozważał takiej opcji nawet przez ułamek sekundy, kiedy cały był pogrążony we wściekłości. Jedyne, na co mógł się zdobyć, to brak wiary w siebie. Prawdę mówiąc, był w tym naprawdę dobry.

Palec Jess wbił się w zgięcie materiału w poszukiwaniu ramienia, które mógłby dźgnąć.

– Przestań, to odrażające. – Ryan przymknął oczy, a gdy otworzył je po raz kolejny, skupił wzrok na splocie materiału przed jego twarzą. Wyblakłe odcienie niebieskiego nachodziły na siebie. Jak szybko rozpadną się, gdy wyciągnie z nich jedną nitkę? Wyobraził sobie, jak ciągnie za nią, a jego oczom ukazują się plamki światła przeświecające przez dziurawy koc, potem kolejne, a jego dłonie, tworząc rozmaite wzory, nie przestają pracować. Widział je w głowie, ukłucia światła, alfabet Morse’a na tkaninie, po chwili jednak jego umysł się zaciął, nitki się przerwały i pozostało tylko oślepiające światło. Mrużąc oczy, odwrócił się do Jess.

– Tęsknimy za tobą – powiedziała Jess i wzięła głęboki wdech.

– Przecież jestem tutaj – odpowiedział, chociaż dobrze wiedział, o co jej chodziło. – No, w pewnym sensie.

Ryan zwinął się w kłębek. Przyciągnął koc bliżej ciała, czując, jak tkanina drapie go po głowie pogrążonej w myślach. Musiał powstrzymywać rękę przed sięgnięciem po nitki. Nie miał jednak na to wystarczająco silnej woli, więc jego palce wkrótce odnalazły zerwaną nić i mocno za nią pociągnęły.

Jess przysunęła się bliżej. Zastanawiał się, czy jej też przypomniały się czasy, kiedy byli dziećmi, chowali się pod łóżkiem i pisali po deskach pod materacem. Dobrze było mieć ją obok siebie i myślał, że może mógłby jej to powiedzieć. Był jednak pewien, że ona o tym wie.

– Wiesz, mam mnóstwo rzeczy do roboty. Jak pójdziesz ze mną, też się czymś zajmiesz i nie będziesz musiał już myśleć – zaproponowała.

– Nie do końca rozumiem tę twoją taktykę. – Ściągnął koc trochę niżej, otworzył jedno oko i popatrzył na Jess przez materiał. Zamglony obraz przyjaciółki zlał się z tkaniną, jakby ktoś machnął suchym pędzlem obraz olejny tuż po wyschnięciu.

– Zrobię wszystko, żebyś miał jakieś zajęcie i żebyś przestał tak obsesyjnie myśleć o Jasonie.

– Wcale nie myślę o nim obsesyjnie. Ani trochę. Mam doła, chyba tak, albo… – westchnął. Gdyby słowa były farbami, może potrafiłby opisać to, co czuje. Gdyby Ryan był obrazem, z pewnością byłby płótnem zamalowanym węglem. Ślady węgla pozostają na dłoniach – nawet jeśli przysięgasz, że nigdy go nie tknąłeś. W centrum obrazu, niczym światło w ciemności, jaśniałaby plama bieli. I w zależności od tego, z której strony byś na nią patrzył, stawałaby się jaśniejsza albo bardziej przygaszona.

Przez chwilę czuł ogromną potrzebę, żeby wyciągnąć stary szkicownik i namalować swoją wizję, ale tak szybko jak obraz się pojawił, tak szybko zniknął pod falą wątpliwości i paraliżującej niemocy.

– No dobra, masz doła. Pomyśl tylko, że w ogóle nie będziesz miał na niego czasu, kiedy zawalę cię całym tym pierdolnikiem rzeczy do zrobienia!

Przycisnął dłonie do oczu, oczekując, że na powiekach pojawią się niewielkie plamki światła. Nawet nie patrząc na Jess, wiedział, że ta się uśmiecha. Świadomość, że tak dobrze zna swoich przyjaciół, była pocieszająca.

– Obiecuję. – Głos Jess był czysty i ciepły. Tego właśnie potrzebował. – Nie będziesz myśleć o niczym innym, tylko o tym, jak bardzo cię wkurzam.

Teraz on się uśmiechnął.

– Nie jesteś aż tak wkurzająca – powiedział.

– Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz? – zapytała, pełna nadziei.

Mógł odpowiedzieć, że nie. Mógł. Czuł ulgę, tkwiąc w miejscu, ale jednocześnie bardzo go to wykańczało. Propozycja Jess była kuszącą ofertą oderwania się od tego wszystkiego, choćby na chwilę. Co, jeśli nie skorzysta z okazji? Czy będzie mieć jeszcze taką szansę?

– Muszę wziąć prysznic – zdecydował.

– To prawda.

– To było niemiłe – powiedział i zrzucił ją w końcu z łóżka. Ucieszył go głuchy odgłos, który wydała, uderzając o ziemię.

– Zaczekam na ciebie na dole. Za dziesięć minut?

– Co? Co najmniej trzydzieści.

– W porządku.

Ryan wydostał się spod koca. Wyobraził sobie, że odwija się z kokonu jak motyl, przeobrażając się z poczwarki, ale w rzeczywistości nie wyglądało to tak majestatycznie – wydał z siebie parę stłumionych chrząknięć i spadł z łóżka. Przywitały go promienie słońca – z tą samą radością, z którą przywitała go Jess – nie przejmując się, czy jest na to gotów, czy nie. Zrzucił z siebie na podłogę zaplątany materiał, który wtopił się od razu w panujący na niej bałagan.

Jak to możliwe, że Jess zdołała powstrzymać się przed posprzątaniem wszystkiego, kiedy on leżał w kokonie? Nie miał zielonego pojęcia. W rogu pokoju zauważył stos pudełeczek – prezentów, które babcia przywoziła mu ze swoich częstych podróży (podróży, które czekają również na niego, jeśli tylko pozwoli mu na to plan zajęć i budżet). Przedtem tworzyły niesforną górę, teraz leżały grzecznie posortowane w trzech stosikach pod ścianą. Mogło być gorzej.

Z dołu dochodził do niego głos Jess, która ucinała sobie pogawędkę z jego rodzicami. Teraz każde opóźnienie będzie go słono kosztować. Wyciągnął ręcznik ze stosu prawdopodobnie czystych ubrań i udał się do łazienki. Ustawił wodę na najgorętszą i wskoczył pod prysznic. Wirująca woda znikała w odpływie, a on zamknął oczy i wyobrażał sobie, że jego zmartwienia wyrażają odcienie szarości, które spływają z niego i odpływają razem z wodą. Kiedy otworzył oczy, wciąż jednak czuł smutek na swojej skórze. To dobrze. Czy poza przygnębieniem zostałoby z niego coś jeszcze?Lee

Lee dotarła na krańce internetu. Wiedziała, że to koniec, gdy zobaczyła filmik z lodami w obracającym się rożku, dzięki czemu nie trzeba było ich okręcać samemu – taki wynalazek oznacza chyba koniec ludzkości. Jak leniwym trzeba być, żeby potrzebować obracających się lodów?

To, że sama bardzo chętnie kupiłaby taki rożek, wskazywało, że czas najwyższy, aby odejść od laptopa. Wciąż miała jeszcze parę godzin przed imprezą u Jess i wiele rzeczy, którymi mogła się zająć: na przykład mogła udawać, że znów sprząta swój pokój. Prawda była jednak taka, że przypadkowym efektem udawania, że się sprząta pokój, jest realne posprzątanie pokoju, więc nie warto było się w ogóle ruszać. Mogła dokończyć ostatni tom powieści graficznej, ale wtedy skończyłaby czytać całą serię, a na to zdecydowanie nie była gotowa.

Stosik nieprzeczytanych czasopism filmowych leżał na podłodze obok biurka, przewrócony jak na zawołanie. Zabrała się do sortowania, decydując, które z nich zostawić, a które wyrzucić, gdy nagle ktoś zapukał do pokoju.

– Lee? – zawołał zza drzwi jej tata.

– Jestem ubrana – odparła, taksując wzrokiem piżamę z układem słonecznym.

Tata zajrzał do środka i uśmiechnął się, co dziwnie wyglądało na twarzy gościa, który – sądząc po aparycji – mógłby spokojnie zgnieść mały samochód. Choć na pierwszy rzut oka trudno to było dostrzec w tym dwumetrowym olbrzymie, bo z zewnątrz wyglądał na umięśnionego twardziela, jednak w środku był miękką pianką marshmallow. Z jej taty można było czytać jak z otwartej księgi, Lee natomiast skrywała emocje tak głęboko w sobie, jak tylko potrafiła. Tak było bezpieczniej.

Usiadła przy biurku i zauważyła, że zostawiła włączony filmik na ekranie.

– Co to? – Tata przybliżył twarz do laptopa na odległość paru centymetrów. Lee zanotowała w pamięci, by przypomnieć mu o konieczności zapisania się do okulisty. Jego wzrok nieustannie się pogarszał.

– Najwspanialszy wynalazek w historii ludzkości.

Na twarzy pojawił mu się szeroki uśmiech.

– Myślałem, że to miejsce jest już zajęte przez penicylinę?

– Ludzie często się tak mylą.

– Serio? – Tata zachichotał, po czym rozejrzał się po pokoju i zamilkł na chwilę.

Lee westchnęła, przeczuwając, co zaraz powie. W chwilach takich jak ta zawsze chodziło o mamę. Paulę Marię Perez-Carter. Musiała uważać, jak wymawia się imię Paula, i zawsze odpowiednio zaakcentować u, tak żeby pasowało do jej mieszanego pochodzenia i brązowej skóry, która uwielbiała słońce. Wspominanie mamy wciąż było dla nich bardzo trudne, mimo że od jej śmierci minęły trzy lata. To było wobec niej niesprawiedliwe, ale taka była prawda.

– Co się stało?

– Chciałem się tylko upewnić, czy na pewno będziesz mogła opuścić parę dni w szkole, żeby pojechać ze mną na wycieczkę do Virginii na urodziny mamy?

– Dziwne, że w ogóle o to pytasz – odparła Lee. – Opuszczanie lekcji zawsze jest OK.

– Chciałem mieć pewność. W razie gdybyś miała już jakieś plany. W końcu nigdy nie wiadomo.

Lee pokręciła głową. Zawsze zaznaczała datę urodzin mamy w kalendarzu razem z datą jej śmierci. Pojadą w kwietniu do Virginii, tak jak robili to co roku, bez względu na pogodę, tak jak życzyłaby sobie tego mama.

Na pewno nie życzyłaby sobie natomiast efektu domina, jaki wywoływała ta wycieczka. Każdego roku wyjazd prowadził do tego, że tata szukał sposobu, jak zająć się czymś do kwietnia, żeby nie myśleć o tym, jak bardzo mu jej brakuje. W zeszłym roku na przykład założył publiczny ogródek w środku zimny. W tym roku oznaczało to stawienie czoła pokojowi gościnnemu – albo raczej temu, co miało być pokojem gościnnym, a tak naprawdę było pokojem na wszystko, co Lee nazywała „trudnymi rzeczami”. Leżały tam rzeczy, których ciężko im było się pozbyć: ubrania, biżuteria, której Lee nie chciała przejąć, dokumentacja medyczna i zdjęcia – wszystko, co było związane z jej mamą.

– Nie mam żadnych planów. Pojedziemy do cioci Rose? – Uśmiechnęła się, łapiąc go za dłoń.

– Wątpię, żeby udało nam się tego uniknąć. – Tata też się uśmiechnął i uścisnął jej dłonie.

Lee zawsze myślała, że ma tak duże ręce jak tata, jednak zwykle potem przychodziły chwile takie jak ta, w których czuła się, jakby znów miała pięć lat i przechodziła z nim za rękę przez ulicę.

Lee odziedziczyła cechy obojga rodziców – była niska jak mama, ale silna zupełnie jak tata. Bezceremonialna jak ona, ale jednocześnie wrażliwa jak on, choć tę cechę ukrywała najgłębiej, jak mogła.

Tata odsunął się od biurka i w dwóch krokach stał już przy drzwiach, zajmując całą framugę. Lee zawsze bardzo bawił ten widok – wyobrażała sobie, że żyją w domku dla lalek, na który on był zwyczajnie za duży.

– O której wychodzisz? – zapytał.

– Pewnie około ósmej. A ty idziesz na swoją biurową imprezkę?

– To za dużo powiedziane. Imprezka wymaga pewnego poziomu wyluzowania, o którym moi współpracownicy nigdy nie słyszeli.

– Zapowiada się niezły melanż – odparła Lee.

– Mam wrażenie, że inaczej rozumiemy słowo „melanż”.

– Czy przypadkiem nie zasnąłeś na zeszłorocznej imprezie?

Tata pokręcił głową.

– To była tylko krótka drzemka, żeby trochę doładować akumulatory.

– Jasne. – Lee mrugnęła do niego.

Zamknęła za nim drzwi i doszedł do niej dźwięk wibracji telefonu ukrytego gdzieś w poduszkach. Przeczytała SMS-a. Jess udało się wyciągnąć Ryana spod koca. To dobrze. Nie miała komu dokuczać przez ostatnich parę tygodni.

Wysłała zbiorowego SMS-a z potwierdzeniem, że zajęła się napojami, po czym znów rzuciła telefon na łóżko. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej najwygodniejszy sweter na dziś wieczór – piwnica Jess w zimie była zawsze lodowato zimna – i jej wzrok padł na małe, poobijane pudełko.

Pokój gościnny nie był jedynym miejscem, w którym upychała „trudne rzeczy”. Może powinna rozprawić się z tym wszystkim przed kolejną wycieczką? Wyjęła pudełko i wygładziła taśmę, którą je skleiła. Była już lekko żółtawa i odchodziła po bokach.

Ściskając pudełko, usłyszała znajomy dźwięk dzwonków wietrznych, który wyciągnął wspomnienia z odmętów jej pamięci… Tak. Przypomniała sobie, że w tych odmętach utonęło też wiele innych momentów.

Notatnik, album, wszystko było zamazane w pamięci. Na pewno w środku są jeszcze inne rzeczy, ale jej wspomnienia nie były na tyle drobiazgowe.

Telefon znów zawibrował.

Cokolwiek było w środku i tak długo na nią czekało, mogło więc spokojnie poczekać jeszcze jeden dzień. I jeszcze jeden. Rzuciła pudełko obok butów, chwyciła sweter i zamknęła szafę.

Wszystko po kolei.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: