Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Trzy siostry z Toskanii - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trzy siostry z Toskanii - ebook

Czy podróż do serca Włoch może odmienić los?

Od dnia, w którym ponad dwieście lat temu Filomena Fontana rzuciła klątwę na swoją młodszą siostrę, w żadna z drugich w kolejności córek z klanu Fontanów nie znalazła miłości.

Niektóre, jak Emilia, szczęśliwa singielka pracująca w brooklyńskiej piekarni swojego dziadka, uważają, że to jedynie zbieg okoliczności. Inne, jak jej seksowna kuzynka Lucy, twierdzą, że to nie jest zwyczajny pech, a prawdziwa klątwa. Obie singielki są jednak zaskoczone, gdy ich cioteczna babka Poppy dzwoni ze zdumiewającą propozycją: jeśli pojadą z nią do jej ojczyzny, Włoch, przysięga, że ​​w swe osiemdziesiąte urodziny spotka się z miłością swojego życia na schodach katedry w Ravello i w ten sposób przełamie raz na zawsze „klątwę drugich córek”.

Na tle weneckich kanałów, falujących toskańskich pól i czarujących wiosek na wybrzeżu Amalfi kwitnie romans, wypełnia się przeznaczenie i odkrywane są rodzinne sekrety – tajemnice, które mogą zagrozić rodzinie Fontana o wiele bardziej niż wielowiekowa klątwa.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8321-862-5
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

TRASA CIOCI POPPY

Dzień pierwszy

Poniedziałek, 15 października, Wenecja

Dzień drugi

Wtorek, 16 października, Wenecja

Dzień trzeci

Środa, 17 października, Wenecja

Dzień czwarty

Czwartek, 18 października, Toskania

Dzień piąty

Piątek, 19 października, Toskania

Dzień szósty

Sobota, 20 października, Toskania

Dzień siódmy

Niedziela, 21 października, wybrzeże Amalfi

Dzień ósmy

Poniedziałek, 22 października, wybrzeże Amalfi

80. urodziny cioci PoppyPROLOG

Wiele lat temu w Trespiano we Włoszech Filomena Fontana – przeciętna, zgorzkniała dziewczyna, której młodsza siostra została pobłogosławiona urodą – przeklęła wszystkie drugie córki w rodzinie Fontanów, skazując je na życie pozbawione miłości.

Filomena zazdrościła swojej siostrze Marii od pierwszej chwili, kiedy to zobaczyła ją słodko wtuloną w ramiona mamy. Dziecięca zazdrość zaczęła jątrzyć się jeszcze bardziej, kiedy obie zaczęły dojrzewać i weszły w wiek nastoletni. Ukochany Filomeny, Cosimo – młody mężczyzna wrażliwy na kobiece wdzięki – zachwycił się jej młodszą siostrą. Choć Maria usilnie odrzucała jego zaloty, Cosimo się nie poddawał. Filomena ostrzegła siostrę:

– Jeśli ukradniesz mojego Cosima, będziesz przeklęta na zawsze – ty i wszystkie drugie córki w naszej rodzinie.

Niedługo potem, w czasie pikniku z rodziną Fontanów, Cosimo zaskoczył Marię nad rzeką, gdzie – jak sądził – nikt ich nie zobaczy. Przyciągnął ją do siebie i wycisnął na jej ustach pocałunek. Zanim dziewczyna zdążyła go odepchnąć, nadeszła Filomena. Widząc jedynie pocałunek, zawrzała gniewem. Chwyciła kamień i rzuciła nim w siostrę, trafiając ją prosto w oko. Maria straciła wzrok, a jej oko wypłynęło. Nie była już pięknością i nigdy nie wyszła za mąż.

Niektórzy powiedzą, że to zbieg okoliczności. Inni będą przekonywać, że to samospełniająca się przepowiednia. Ale nikt nie może zaprzeczyć faktom. Od dnia, kiedy Filomena rzuciła klątwę, a było to ponad dwieście lat temu, ani jedna z drugich córek w rodzinie Fontanów nie zaznała trwałej miłości.ROZDZIAŁ 1

Emilia

Współcześnie
Brooklyn

Siedemdziesiąt dwie rurki do _cannoli_ leżą przede mną na kratce do studzenia. Wyciskam sok z kandyzowanych wiśni maraschino i ostrożnie dodaję go do kremu zrobionego ze śmietany, ricotty i cukru pudru. Przez zaparowane okno wyglądam z kuchni na zapleczu do wnętrza sklepu. Jak zwykle we wtorkowy poranek w Piekarni i Delikatesach Lucchesi panują cisza i spokój. Moja babcia, _nonna_ Rosa Fontana Lucchesi, stoi za ladą delikatesów, porządkując słoje z oliwkami i mieszając w pojemnikach z pieczonymi paprykami i serem feta. Mój ojciec wchodzi przez podwójne drzwi, balansując z tacą, na której piętrzą się plastry _prosciutto_. Szczypcami przekłada je do lady chłodniczej na mięso, gdzie klientów kuszą już _pancetta_ i _capicola_.

Z przodu sklepu, za kasą, moja siostra Daria, oparta plecami o ladę ze słodyczami, gorączkowo wystukuje wiadomość na telefonie. Pewnie pisze do jednej ze swoich przyjaciółek, skarżąc się na Donniego lub dziewczynki. Z głośników płynie piosenka _That’s Amore_ Deana Martina. Mój zmarły dziadek uważał, że włoska muzyka pozwala zbudować w delikatesach i piekarni autentyczny klimat. I choć nie mam nic przeciwko muzycznym gustom mojego zmarłego dziadka, to nasza włoska playlista ogranicza się do trzydziestu trzech piosenek. Trzydziestu trzech piosenek, które mogłabym – i czasem to robię – zaśpiewać słowo po słowie nawet przez sen.

Wracam do moich _cannoli_ i zabieram się do wypełniania kremem sześciu tuzinów kruchych rurek. Już po chwili muzyka cichnie, a zapach ciasta się rozwiewa. Myślami jestem daleko, w Somerset, w Anglii, zagubiona w mojej historii…

_Czekała na przystani Clevedon, wpatrując się w morze, na którego powierzchni połyskiwały promienie zachodzącego słońca. Nagle usłyszała czyjś głos. Odwróciła się z nadzieją, że zobaczy swojego ukochanego. Ale w cieniu czaił się jej były…_

Podskakuję na dźwięk dzwonka, który odzywa się na ścianie obok mnie. Poprawiam okulary i zerkam przez okno. To pani Fortino z bukietem pomarańczowych i żółtych gerber. Jej siwe włosy upięte są w elegancki kok, a para beżowych spodni podkreśla szczupłą sylwetkę. Mój ojciec, stojący za ladą z mięsem, prostuje się, prezentując swoje metr osiemdziesiąt wzrostu, jednocześnie wciągając brzuch rysujący się pod fartuchem. Babcia patrzy na niego z taką miną, jakby właśnie wypiła kieliszek octu.

– _Buongiorno_, _Rosa_ – ćwierka pani Fortino, mijając ladę z delikatesami.

_Nonna_ odwraca się, mrucząc pod nosem: _puttana,_ włoskie słowo oznaczające lafiryndę. Zanim podejdzie do lady z mięsem, przy której czeka mój ojciec, pani Fortino jak zwykle zatrzymuje się przy lustrze. Nie wie jednak, że jest to lustro weneckie, co oznacza, że przegląda się w tym samym oknie, przez które ja wyglądam właśnie z kuchni.

Robię krok do tyłu, kiedy sięga po szminkę w różowym odcieniu pasującym do jej bluzki i wygładza włosy. Zadowolona odwraca się w stronę mojego ojca stojącego za ladą z mięsem.

– To dla ciebie, Leo. – Uśmiecha się i wręcza mu bukiet.

Moja babcia syczy jak gęś, która próbuje przepędzić każdego, kto choćby rzuci okiem na jej pisklę. I nie ma znaczenia, że „pisklę” to jej sześćdziesięciosześcioletni zięć, który jest wdowcem od niemal trzech dekad.

Mój łysiejący ojciec przyjmuje kwiaty z płonącymi policzkami. Jak co tydzień dziękuje pani Fortino i rzuca niespokojne spojrzenie na babcię. _Nonna_ Rosa miesza grzyby konserwowe, udając, że nie zwraca na nich uwagi.

– Miłego dnia, Leo – dodaje pani Fortino i macha na pożegnanie.

– Miłego dnia, Virginio. – Ręka mojego ojca sięga pod ladę po wazon, ale jego wzrok odprowadza panią Fortino do wyjścia. Serce mi się ściska na myśl o tej dwójce.

Dzwonek rozlega się ponownie i do sklepu wchodzi wysoki mężczyzna. To ten sam facet, który w zeszłym tygodniu kupił tuzin moich _cannoli_. Elegancki nieznajomy, który wyglądem pasuje bardziej do Beverly Hills niż Brooklynu. Rozmawia z moim ojcem i babcią. Zakradam się w pobliże drzwi, żeby uchwycić urywki ich konwersacji.

– To zdecydowanie najlepsze _cannoli_ w Nowym Jorku.

Wyrywa mi się cichy okrzyk radości i mocniej nadstawiam uszu.

– Przyniosłem tuzin na spotkanie w ubiegłym tygodniu i moi współpracownicy po prostu je pochłonęli. Jestem teraz najpopularniejszym opiekunem klienta w Morgan Stanley.

– Bardzo nas to cieszy – odpowiada mój ojciec. – Piekarnia i Delikatesy Lucchesi działają od 1959 roku. Wszystko przygotowujemy sami.

– Naprawdę? A mógłbym osobiście podziękować cukiernikowi?

Prostuję się gwałtownie. Przez ostatnie dziesięć lat nikt nie chciał osobiście ze mną porozmawiać, a tym bardziej mi podziękować.

– Roso – zwraca się ojciec do babci – czy mogłabyś poprosić tutaj Emilię?

– O mój Boże! – szepczę.

Zrywam siatkę z głowy, żałując jednocześnie, że nie umyłam dziś rano włosów, które teraz związane są w gruby brązowy kucyk. Ręce mi się trzęsą, kiedy rozwiązuję fartuch i poprawiam okulary na nosie. Instynktownie dotykam palcem dolnej wargi. Blizna, nie grubsza niż nitka, po niemal dwóch dekadach zdążyła się wygładzić i zblednąć – dziś ma tylko delikatny odcień bladego błękitu. Ale tam jest, tuż pod moją wargą. Wiem, że tam jest.

Podwójne drzwi ze stali nierdzewnej otwierają się i pojawia się w nich _nonna_ Rosa. Jej niska, tęga sylwetka jest onieśmielająca i sztywna.

– Jedna paczka _cannoli_ – cedzi przez zęby. – _Presto!_

– _Sì, nonna_. Dobry pomysł!

Łapię szybko dwa świeżo przygotowane _cannoli_ i wkładam je do pudełka. Kiedy zmierzam w stronę drzwi, babcia wyjmuje je z moich dłoni.

– Wracaj do pracy. Masz zamówienia do zrealizowania.

– Ale, _nonna_, on…

– To zapracowany mężczyzna – przerywa mi. – Nie ma powodu, żeby tracił swój czas.

Wychodzi z kuchni. Z otwartymi ustami gapię się w jej kierunku do momentu, aż wahadłowe drzwi przestają się poruszać.

– Bardzo mi przykro. – Słyszę, jak odzywa się do mężczyzny. – Cukiernik wyszedł dziś wcześniej.

Robię krok do tyłu. Co to ma być, do diabła! Nie liczyłam na romans. Nie jestem głupia. Chciałam po prostu posłuchać, jak ktoś chwali moje wypieki. Jak _nonna_ śmiała mnie tego pozbawić!?

Przez kuchenne okno widzę, jak mężczyzna rozmawia z Darią, płacąc za butelkę włoskiego napoju gazowanego Bravazzi. Podnosi małe białe pudełko, które dostał ode mnie – od babci – i mam wrażenie, że znowu chwali moje _cannoli._

Mam dość! Nie dbam o to, co mówi _nonna_, albo jak narcystyczne się to wydaje. Wychodzę stąd.

Kiedy zdejmuję fartuch, wzrok mojej siostry kieruje się w stronę okna. Nie może mnie widzieć, ale na pewno wie, że patrzę. Nasze spojrzenia się spotykają. Powoli, niemal niedostrzegalnym ruchem, kręci przecząco głową.

Cofam się z zapartym tchem. Opieram się o ścianę i zamykam oczy. Ona tylko stara się chronić mnie przed gniewem babci. Jestem drugą córką z rodziny Fontanów. Po co _nonna_ miałaby marnować tego przyzwoitego, kochającego _cannoli_ mężczyznę na mnie, kobietę, która – moja rodzina jest co do tego przekonana – nigdy nie znajdzie miłości?ROZDZIAŁ 2

Emilia

Sklep, który znajduje się przy 20 Alei, od mojego małego mieszkanka na drugim piętrze, które nazywam Emwillą, przy 72 Ulicy dzielą jedynie cztery przecznice. Pokonuję je pieszo, jak zawsze ściskając w dłoni torebkę z ciastkami dnia. Jest koniec sierpnia, słońce świeci łagodnie, a w powietrzu unosi się zapach kończącego się lata.

Położone na południowym krańcu Brooklynu Bensonhurst jest jak jego przyszywane dziecko – skromna dzielnica wciśnięta między odrestaurowane i zamożniejsze Coney Island i Bay Ridge. Jako dziecko marzyłam, że stąd wyjadę i zamieszkam w jakimś bardziej efektownym miejscu niż ta etniczna dzielnica, która lata świetności ma już za sobą. Ale Bensonhurst – miejsce, w którym moi dziadkowie razem z tysiącami innych Włochów osiedlili się w dwudziestym wieku – to mój dom. Niegdyś nazywano ją Małymi Włochami Brooklynu. Nakręcono u nas nawet _Gorączkę sobotniej nocy_! Dzisiaj jednak wszystko wygląda inaczej. Na każdy włoski sklep czy restaurację przypada rosyjska piekarnia, żydowski sklep albo chińska restauracja. _Invadenti –_ intruzi – mawia o nich moja babcia. Przyglądam się staremu, wybudowanemu z cegły domowi szeregowemu – to jedyny dom, jaki kiedykolwiek miałam. Kiedy moi rodzice jeszcze w latach osiemdziesiątych wyjechali na miesiąc miodowy nad wodospad Niagara, _nonna_ Rosa i _nonno_ Alberto przenieśli wszystkie swoje rzeczy na parter, przeznaczając pierwsze piętro na mieszkanie moich rodziców. Mój ojciec mieszka tam od tej pory. Czasem się zastanawiam, co ten mężczyzna, o ponad dziesięć lat starszy od mojej mamy, myślał o tej decyzji teściów. Czy miał wybór? Czy moja mama była taką silną kobietą jak _nonna_ Rosa?

Mam bardzo mgliste wspomnienia Josephiny Fontany Lucchesi Antonelli. Widzę ją, jak stoi przy kuchni, uśmiecha się do mnie i opowiada mi historię, mieszając w garnkach, z których dobiega mnie zapach jabłek i cynamonu. Daria mówi, że to tylko moja wyobraźnia, i pewnie ma rację. Moja siostra miała cztery lata, a ja zaledwie dwa, kiedy nasza matka umarła na ostrą białaczkę szpikową, która – jak się potem dowiedziałam – jest najbardziej śmiertelną formą tej choroby. Moje wspomnienia dotyczą zapewne mojej babci Rosy, ale obraz uśmiechniętej gawędziarki stojącej przy kuchni jakoś mi nie pasuje do wizerunku babci – poważnej kobiety, która, jak sięgam pamięcią, wydawała się wiecznie poirytowana z mojego powodu. Ale dlaczego miałoby być inaczej? Choroba jej córki zbiegła się idealnie z ciążą, w efekcie której pojawiłam się na świecie.

– Dzień dobry, Emmie. – Pan Copetti, ubrany w swój granatowo-szary uniform, zatrzymuje się obok mnie. – Chcesz swoją pocztę czy mam ją wrzucić do skrzynki?

Podchodzę do niego.

– Przyjmę jedynie powiadomienie o wygranej na loterii. Rachunki może pan zatrzymać.

Chichocze i zaczyna grzebać w swojej torbie, a potem wręcza mi zawiniątko przypominające taco, w którym rolę tortilli pełni błyszcząca ulotka.

– Właśnie na to liczyłam – mówię, rzucając okiem na pocztę. – Wnioski o karty kredytowe i kupony żywnościowe, których zawsze zapominam użyć.

Uśmiecha się i unosi rękę, machając na pożegnanie.

– Miłego dnia, Emmie.

– Miłego dnia, panie Copetti!

Podchodzę do sąsiedniego budynku – ten też jest z cegły, ale ma kolor beżowy – i wchodzę do holu. Patrizia Ciofi wyśpiewuje arię z _Traviaty_. Zaglądam przez szklane drzwi. Mimo że opera głośno dudni z odtwarzacza CD z lat dziewięćdziesiątych, najnowszego nabytku w tym zakładzie, wujek Dolphie mocno śpi w jednym ze swoich foteli fryzjerskich. Co dziwne, to dzwonek rozlegający się nad drzwiami, kiedy je otwieram, zawsze podrywa go na nogi. Naciskam klamkę i, jak się spodziewałam, widzę, jak wraca do rzeczywistości, ociera ślinę z brody i poprawia okulary.

– Emilia! – woła z takim zachwytem, jakby nie widział mnie od tygodni.

Mój wuj jest bardziej uroczy niż przystojny: jego głowę pokrywają puszyste białe loczki, a policzki są tak pełne, że można by przysiąc, że właśnie wyrwano mu zęby mądrości. Jak zwykle ma na sobie swój fryzjerski fartuch – czarny, z trzema ukośnie ułożonymi zatrzaskami na kołnierzu i imieniem _Dolphie_ wyhaftowanym na kieszeni.

– Cześć, wujku Dolphie – przekrzykuję muzykę. Młodszy brat babci Rosy jest tak naprawdę moim ciotecznym dziadkiem, ale w naszej rodzinie nikt nie przejmuje się takimi szczegółami. Wręczam mu torebkę. – Dziś mamy biszkopty pistacjowe i kawałek _panfrote_.

–_ Grazie._ – Chwieje się, biorąc ode mnie torbę, a ja z trudem opieram się pokusie, aby go podtrzymać. W wieku siedemdziesięciu ośmiu lat mój wuj jest nadal dumnym mężczyzną. – Mam pójść po nóż? – pyta.

– Dziękuję, nie trzeba. Jest całe dla ciebie – odpowiadam jak zawsze.

Podchodzi do odtwarzacza CD przycupniętego na parapecie. Dłonią usianą plamami starczymi przekręca pokrętło głośności. Opera cichnie. Odkładam moją pocztę na ladę i podchodzę do starego metalowego stojaka wypełnionego magazynami i ulotkami reklamowymi. Nalewam sobie filiżankę kawy ze śmietanką.

Siadamy obok siebie w pustych fotelach fryzjerskich. Okulary w prostokątnych oprawkach, podobne do moich, ale dwa razy większe, ześlizgują mu się z nosa, kiedy zajada się słodyczami.

– Dużo pracy? – pytam.

– Tak – odpowiada, chociaż jego malutki salon jak zwykle jest pusty. – Bardzo dużo.

Kiedy byłam małą dziewczynką, w zakładzie wujka zawsze było pełno: trzech mężczyzn czekało na strzyżenie, kolejny na golenie, a jeszcze dwóch innych piło grappę i grało w karty w pokoju na zapleczu. Zakład fryzjerski Dolphiego był wtedy dla całego sąsiedztwa miejscem spotkań, do którego przychodziło się posłuchać opery, podyskutować i wymienić się ploteczkami. Ale teraz było tu pusto jak w budce telefonicznej. Myślę zresztą, że nie można było nikogo winić za to, że nie ma zaufania do fryzjera, który brzytwę trzyma w drżącej dłoni.

– Twoja kuzynka Luciana umówiła się dziś na strzyżenie. Obiecałem, że jakoś ją wcisnę. – Zerka za zegarek. – Jak zwykle się spóźnia.

– Pewnie miała gorący dzień w pracy – mówię i od razu żałuję doboru słów. Moja żywiołowa kuzynka Lucy (kuzynka drugiego stopnia, jeśli chcielibyśmy być precyzyjni) nie kryje tego, że prowadzi bujne „życie towarzyskie”. Jeśli dodać do tego fakt, że jej obecny chłopak jest jej współpracownikiem, bardzo możliwe, że Lucy ma w pracy rzeczywiście gorący dzień. – Jak się miewa ciocia Ethel? – pytam, żeby zmienić temat.

Wujek Dolphie unosi brwi.

– Wczoraj wieczorem widziała się ze swoją siostrą. Spotkania z Adrianą zawsze poprawiają jej humor – chichocze, ocierając usta chusteczką. – Gdyby tylko udało mi się sprawić, żeby ta kobieta odwiedzała nas częściej…

Ciocia Ethel i wujek Dolphie mieszkają nad zakładem fryzjerskim w dwupokojowym mieszkaniu, które zdaniem ciotki jest nawiedzone. Słodka Ethel twierdzi, że widuje duchy krewnych „ze starego kraju”, co – jak podejrzewam – jest jednym z powodów, dla których wujek utrzymuje stałe godziny otwarcia zakładu i regularnie w nim przesiaduje. Każdy z nas potrzebuje przecież miejsca, w którym mógłby się schronić. Pytałam moją ciotkę, czy zdarzyło jej się zobaczyć moją mamę, ale zawsze odpowiadała „nie”. Po kilku latach w końcu przestałam pytać.

Wujek Dolphie wrzuca ostatni kęs do ust i otrzepuje ręce z okruszków.

– _Delizioso –_ stwierdza i szurając butami, podchodzi do stanowiska fryzjerskiego. Wraca z plikiem kartek, który dałam mu wczoraj. – Podoba mi się ta historia, _la mia nipote talentata_.

Moja utalentowana siostrzenico? Zagryzam wargi, żeby nie zacząć krzyczeć z radości.

– Grazie.

– Potrafisz budować napięcie. Czuję, że nadchodzi jakiś wielki konflikt.

– Masz rację – mówię, przypominając sobie fragment fabuły, który wymyśliłam dzisiaj w pracy. Wyciągam z teczki strony, które napisałam ostatniej nocy, i wręczam mu je. – Następny fragment przyniosę w czwartek.

– A nie jutro? – Krzywi się.

Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Moje pisanie to nasz mały sekret. „Nigdy nie lekceważ wizji, która może się zmienić w spełnione marzenie” – lubi mi powtarzać.

Wujek Dolphie powiedział mi kiedyś, że w młodości marzył o tym, żeby komponować opery, ale nie chce się ze mną podzielić swoimi kompozycjami ani nawet opowiedzieć o pomysłach. „To takie głupstwa” – mówi za każdym razem i czerwieni się po same uszy. Ale ja cieszę się, że i on kiedyś miał swoją wizję, która mogła się zmienić w spełnione marzenie. Szkoda tylko, że ją zlekceważył.

– Przykro mi – odpowiadam. – Nie mam dziś czasu na pisanie. Daria organizuje spotkanie swojego klubu książki. Zaprosiła mnie. – Mój ton jest nonszalancki, jakby zaproszenie na spotkanie z moją siostrą i jej przyjaciółkami było dla mnie codziennością. – Poprosiła, żebym przyniosła _dolce pizza. –_ Zerkam na zegarek, który wskazuje wpół do czwartej, i podchodzę do zlewu, żeby opłukać filiżankę. – Jej zdaniem głównym celem takich spotkań jest jedzenie, picie i rozmawianie. A jeśli zostanie trochę czasu, to dyskutują też o książce.

Jego ciemne oczy błyszczą.

– To wspaniała wiadomość! Cieszę się, że siostra zaprosiła cię do swojego klubu. Pamiętam czasy, kiedy byłyście nierozłączne.

Czuję nagle, jak dławi mnie w gardle. Przerażona otwieram szafkę i udaję, że szukam ręcznika.

– Cóż, nie jestem jeszcze stałym członkiem – mówię, mrugając gwałtownie. – Ale mam nadzieję, że jeśli jej przyjaciółki polubią mnie albo przynajmniej _pizza di crema_, którą przyniosę, zaproponuje mi dołączenie na stałe.

– _Pizza di crema?_ – Wujek Dolphie spogląda na mnie z ukosa. – Nie pozwól jej się wykorzystywać.

– To wcale nie jest taki skomplikowany przepis. A poza tym uwielbiam jej pomagać. – Udaję, że nie widzę tego, jak sceptycznie unosi brwi.

– Luciana powiedziała, że wpadnie o drugiej, żebym jej podciął włosy– zerka na zegarek i wzdycha – ale nawet się nie odezwała. Ani słowem. Obawiam się, że w naszym małym światku robi jej się za ciasno.

Oczyma wyobraźni widzę moją kuzynkę, która swoje krągłości w rozmiarze L wciska w dżinsy w rozmiarze M, i zastanawiam się, czy jej dziadek mówi dosłownie, czy w przenośni.

– Jest jeszcze dzieckiem – uspokajam go. – Nic jej nie będzie.

– Dzieckiem?! – protestuje ze złością. – Od kiedy dwudziestojednolatka jest dzieckiem? – Ścisza głos, jakby ten pusty zakład mógł go usłyszeć. – Słyszałaś? Luciana ma nowego chłopaka. Poznała go w tej nowej pracy. Ethel myśli, że to może być ten jedyny.

Rusza znacząco krzaczastymi brwiami.

– Taa… Czy ciocia Ethel nie mówiła tak samo o Dereku? I tym perkusiście Nicku? I tym facecie… jak mu tam było… tym z tatuażem w kształcie kobry? – Wzruszam ramionami. – Lucy jest młoda. Ma przed sobą całe życie. Po co ten pośpiech?

Spogląda na mnie znacząco, milczeniem przypominając mi, że Lucy jest drugą córką. Tak samo jak ja.

– Czy ma chłopaka, czy nie – stwierdzam, wycierając blat – Lucy wydaje się lubić swoją nową pracę.

– Obsługiwanie stolików w tym skąpym kostiumie? – Potrząsa głową. – Powiedz mi, Emilio, dlaczego taka bystra dziewczyna jak Luciana chciałaby pracować w takim miejscu jak Rudy’s?

– Rulli’s – poprawiam go. – To najpopularniejszy lokal w mieście.

– A co jest nie tak z Homestretch? Irene i Matilde pracowały tam przez długie lata i nosiły, wyobraź sobie, porządne bluzki i normalne buty.

Mój cioteczny dziadek, który wyemigrował z Włoch rok po babci i ciotecznej babce Poppy, jest tradycjonalistą. Pub Homestretch działał już od dobrych dwóch dekad, kiedy dwudziestojednoletni Dolphie przybył do Bensonhurst. Pięćdziesiąt siedem lat później nadal był wierny staremu lokalowi.

– Wujku Dolphie, czasem coś nowego może być dobre.

Unosi podbródek.

– Nowy ser? Nie. Nowe wino? Nie. Nowa sztuka? Nie. – Bierze moją twarz w dłonie. – _Dolce nipotina mia_, w nowym nie ma nic dobrego. To stare jest dobre. Ze wszystkich ludzi na świecie akurat ty powinnaś to zrozumieć. – Unosi moje związane w kucyk włosy. – Trzymasz się tej fryzury od kiedy? Dwudziestu lat? A okulary? Miałaś je chyba na zdjęciu zrobionym do licealnej księgi pamiątkowej?

– Chciałabym. Od tamtej pory zmieniałam szkła trzy razy. – Szybko zdejmuję okulary w cienkich drucianych oprawkach i odsuwam je od twarzy, żeby im się przyjrzeć. – Na szczęście te oprawki są w zasadzie niezniszczalne. Dokładnie tak, jak mówił optyk.

– I bardzo dobrze, _cara mia_ – odpowiada wujek. – Po co zmieniać koła, jeśli nadal się kręcą, _sì_?

– Otóż to. – Wkładam okulary na nos i całuję go w policzek. – Do zobaczenia jutro przy okazji kolejnej dostawy ciasteczek.

– Dziękuję – odpowiada i podchodzi do kasy. – Nie zapomnij _la posta_.

Kiedy podaje mi pocztę, ze stosiku przesyłek wysuwa się koperta, którą musiałam wcześniej przegapić. Ląduje na podłodze, a on przydeptuje ją czubkiem zamszowego buta Hush Puppy.

– List – mówi, gapiąc się na leżącą kopertę. – Taki prawdziwy.

Przykucam, żeby podnieść tajemniczą przesyłkę, ale stopa wujka ani drgnie. Pochyla się, żeby dokładniej się przyjrzeć. Jego oczy najpierw się zwężają, potem szeroko otwierają, a w końcu zachmurzają. Przykłada dłoń do ust.

Ręcznie zaadresowana koperta spogląda na nas z podłogi. Stempel pocztowy wskazuje, że nadana została z Filadelfii w stanie Pensylwania. Uśmiech znika mi z twarzy. Zamieram. W lewym górnym rogu, napisane ekstrawaganckim charakterem pisma, widnieją dane nadawcy. Poppy Fontana. Nieutrzymująca kontaktu z rodziną siostra babci Rosy i wujka Dolphiego – Paolina. Tajemnicza babcia cioteczna, która zawsze fascynowała mnie na odległość. Ciekawa kobieta, która – jak przekonuje _nonna_ – jest _un problema,_ problemem. Jedyna żyjąca krewna, z którą zakazano mi się spotykać.ROZDZIAŁ 3

Emilia

Kiedy wychodzę na zewnątrz, przyciskam do siebie teczkę tak mocno, jakby kryła się w niej jakaś broń, a nie zwykły list. Zmuszam się, żeby zwolnić. _Nonna_ Rosa stoi w oknie wykuszowym, zerkając zza ciężkich adamaszkowych zasłon. Chociaż ma małe oczy, może się poszczycić doskonałym wzrokiem, co jest szczególnie użyteczne dla kobiety, która – przysięgłabym – jest w stanie zobaczyć nawet to, co kryje się za rogiem. Macham do niej z nadzieją, że nie wyglądam zbyt nonszalancko. W typowym dla siebie przypływie irytacji odwraca się do mnie plecami. Przykro mi to mówić, ale często myślę, że chciałabym, aby to ona mieszkała w przytulnym mieszkanku na poddaszu. Albo w mieszkaniu mojego taty na pierwszym piętrze. Wtedy nie mogłaby słyszeć moich kroków za każdym razem, kiedy przechodzę przez ganek, wyglądać z wykuszowego okna i śledzić mnie, dwudziestodziewięcioletnią kobietę. Ale chyba jej nie doceniam. Moja _nonna_ na pewno znalazłaby inne okno nadające się do szpiegowania.

Przez drzwi ze wstawką z fazowanego szkła wchodzę do holu, którego podłogę pokrywają płytki lastryko, i zaglądam do teczki, żeby upewnić się, że list ciągle tam jest. Buntowniczy dreszcz przebiega mi po plecach. Wchodzę na górę, przeskakując po dwa stopnie z orzechowego drewna na raz, i szeroko otwieram niezamknięte na klucz drzwi do mojego mieszkania. Niewielka kuchnia – w zasadzie to trzy szafki i mała lodówka pokryta zdjęciami moich siostrzenic – zalana jest popołudniowym słońcem. Wysypuję zawartość teczki na blat i wygrzebuję list od ciotki Poppy.

Delektując się oczekiwaniem, przyglądam się fioletowej kopercie i staram się odgadnąć, z jakiej okazji do mnie napisała. To nie moje urodziny. Do Bożego Narodzenia zostały cztery miesiące. Moja cioteczna babcia Poppy – kobieta, którą spotkałam tylko raz, ale która nigdy nie zapomina o świętach – starzeje się i musiało jej się coś pomieszać. Drapek, mój długowłosy, czarno-biały kot, który wygląda, jakby nosił smoking, wychodzi zza rogu. Przytulam go i całuję w uroczy pyszczek małego zrzędy.

– Zobaczymy, co ma nam dziś do powiedzenia ciotka Poppy? Tylko musisz obiecać, że nic nie zdradzisz babci Rosie.

Sadzam go sobie na ramieniu i zaczynam otwierać kopertę. Serce bije mi mocno, kiedy wyjmuję ze środka elegancką papeterię w kolorze sorbetu limonkowego. Uśmiecham się na widok fioletowego atramentu i ekscentrycznych szkiców na marginesie: małej dziewczynki wymyślającej marzenie na widok spadającej gwiazdy, bukietu stokrotek, mapy Włoch.

Moja najdroższa Emilio,

_piszę do Ciebie, aby poprosić o przysługę. Nie, może niedokładnie przysługę. W zasadzie to ja wyświadczę przysługę Tobie. Widzisz, chciałabym odmienić Twoje życie._

Opadam na krzesło i drapię kota za uchem, kontynuując jednocześnie czytanie.

Jesienią wracam do moich ojczystych Włoch, żeby świętować osiemdziesiąte urodziny. Chciałabym, żebyś do mnie dołączyła.

Wzdycham. Włochy? Ja? Ledwie znam moją cioteczną babkę. A jednak obrazy rozległych winnic i pól słoneczników od razu wypełniają moją głowę…

Będziemy się świetnie bawić! Lubisz się bawić, prawda? Podejrzewam, że w Twoim życiu może brakować radości, skoro pracujesz w tym okropnym sklepie z moją siostrą i swoim ojcem. Nie. Nie sądzę, żeby to mogło być w jakikolwiek sposób zabawne.

Prycham pod nosem. Z moim życiem jest wszystko w porządku. I z zabawą też. Mogę pracować z moją rodziną i mieszkać tutaj, w Bensonhurst, w tym samym miejscu, w którym dorastałam. I choć od Manhattanu dzieli mnie mniej niż godzina jazdy pociągiem, czuję się jak w niewielkim miasteczku. Nadal wieszamy pranie na sznurach i znamy naszych sąsiadów. Mam też Matta, lojalnego kumpla, z którym znamy się całe życie i którego widuję niemal codziennie. Jak wiele osób może to o sobie powiedzieć? Paolina Fontana nie mogłaby się bardziej mylić.

Wyjedziemy w połowie października, niespełna sześć tygodni od dziś. Zakładam, że zachowałaś swój włoski paszport. Polecimy do Wenecji, a potem pociągiem udamy się do Florencji, żeby skończyć wyprawę na Wybrzeżu Amalfi, gdzie muszę się pojawić na schodach katedry w Ravello w dniu moich osiemdziesiątych urodzin.

Katedra w Ravello? Co ona planuje?

Proszę, zadzwoń do mnie, abyśmy mogły wszystko ustalić. Tymczasem życzę Ci bukietów czterolistnych koniczynek i podwójnych tęczy.

Z wyrazami miłości,

ciocia Poppy

Jestem tak podekscytowana, że aż mnie ściska w żołądku, ale szybko przywołuję się do porządku. Nie mogę sobie pozwolić na wycieczkę do Włoch. Nie przy mojej skromnej pensji. A nawet gdybym mogła, _nonna_ by mi zabroniła. Z jękiem opieram głowę na oparciu dębowego krzesła. Ciotka Poppy będzie musiała sobie znaleźć inną towarzyszkę podróży. Może inną krewną?

Ale nie, ciotka Poppy nie utrzymuje kontaktu z nikim w naszej rodzinie.

Więc może podróżować z przyjaciółmi. Przecież musi mieć przyjaciół.

A może nie?

Nieoczekiwanie wypełnia mnie fala czułości dla cioci, której nie pozwolono mi nigdy poznać. Jak samotna mi się teraz wydaje. Starsza kobieta, która pisze do mnie w każde moje urodziny i szuka kontaktu w każde święto, jakie tylko przychodzi mi do głowy, w tym także w Dzień Flagi.

Był taki okres, miałam wtedy może dziewięć lub dziesięć lat, kiedy Poppy i ja pisałyśmy do siebie listy. Czułam prawdziwy dreszcz, kiedy otwierałam skrzynkę i znajdowałam w niej list od mojej ciotecznej babci. Chciała wiedzieć, którzy przyjaciele rozśmieszają mnie najbardziej, czy wolę sznurówki czy rzepy, ogórki kiszone czy konserwowe i która pora roku „sprawia, że rozkwitam”. Żaden dorosły nigdy się tak mną nie interesował. Do czasu aż w pewne sobotnie popołudnie _nonna_ przyłapała mnie, kiedy krążyłam niespokojnie po holu.

– Co tu robisz? Dlaczego marnujesz czas, zamiast sprzątać w swoim pokoju?

– Czekam na pocztę – powiedziałam, dygocząc z niecierpliwości. – Mam korespondencyjnego przyjaciela.

Ciocia Poppy użyła takiego wyrażenia w jednym z listów i bardzo podobało mi się jego brzmienie na języku.

_Nonna_ zmarszczyła brwi.

– Korespondencyjnego przyjaciela. A cóż to znaczy?

Uśmiechnęłam się szeroko.

– Piszę do twojej siostry, ciotecznej babci Poppy!

_Nonna_ bez słowa wycofała się do swojego mieszkania. Dziesięć minut później, dokładnie w chwili, kiedy nasz nowy listonosz, pan Copetti, wkroczył do holu, wynurzyła się z niego ponownie. Wyciągnęła rękę po pocztę.

– Proszę bardzo – powiedział listonosz i mrugnął do mnie. – Dzisiaj mam dla ciebie kartkę.

Uśmiechnęłam się, zaglądając babci przez ramię. Pan Copetti odwrócił się do wyjścia, ale _nonna_ uniosła dłoń.

– Zaczekaj.

Szybko przejrzała pocztę, wyławiając z niej kopertę w kolorze mandarynkowym.

– To do mnie – powiedziałam, wyciągając po nią rękę.

_Nonna_ wyjęła długopis zza ucha. Czerwoną kreską przekreśliła adres i dopisała: „Zwrócić do adresata”.

– _Nonna_! – zawołałam. – Co ty robisz?

Wręczyła kopertę listonoszowi.

– Możesz iść.

W jego oczach widziałam, że desperacko szuka w sobie odwagi, żeby jej się sprzeciwić. _Nonna_ zrobiła krok do przodu, wskazując palcem drzwi.

– Wynocha! W tej chwili!

Wyskoczył z naszego domu jak z katapulty, a ja dostałam szlaban na tydzień i całkowity zakaz „bzdurnej” korespondencji z ciocią Poppy.

Odczekałam całe dziesięć dni, zanim w sekrecie napisałam kolejny list do mojej ciotecznej babci. Ukryłam go w książce do matematyki, planując wrzucić go do skrzynki w drodze do szkoły. Serce waliło mi jak młotem, kiedy tamtego ranka usiadłam do śniadania. Jedząc, bez przerwy trzymałam rękę na książce, jakbym chciała ją chronić.

_Nonna_ przyglądała mi się podejrzliwie. Niemal zemdlałam, kiedy przeszła obok mnie, zerkając w dół na moją książkę. Nadal popijałam kakao, nie odrywając dłoni od okładki i modląc się do Matki Boskiej, żeby nic się nie wydało. Ale kiedy wstałam, żeby w końcu wyjść, mój sweter zaczepił o oparcie krzesła, które uderzyło w książkę. Jak w zwolnionym tempie list wysunął się spomiędzy kartek i jak papierowy samolot poszybował wdzięcznie w dół, lądując na kapciu babci.

Nie muszę chyba mówić, że _nonna_ nie okazała mi litości. Jeśli nie liczyć zwyczajnych kartek świątecznych, skąpych pocztówek z podziękowaniami i wybieranych na chybił trafił kartek świątecznych, nigdy więcej nie miałam kontaktu z cioteczną babcią.

Odwracam się do okna, spoglądając na miejską mozaikę złożoną z dachów, przewodów i zabytkowych anten, i z przyzwyczajenia pocieram bliznę pod dolną wargą. Co pomyślała ciocia Poppy, kiedy moje listy przestały przychodzić? Poczuła się zraniona? Rozczarowana? Czy domyśliła się, że była to decyzja babci Rosy, a nie moja? Ale czy rzeczywiście tak było? Dlaczego się nie postawiłam, nie przekonałam taty, żeby pozwolił mi kontynuować tę przyjaźń? Odpowiedź jest jasna. Mój ojciec nigdy nie sprzeciwiłby się swojej teściowej. Jest na to zdecydowanie zbyt nieśmiały. A wstydliwa prawda jest taka, że ja wcale nie jestem inna. Kiedy przychodzi do stawienia czoła babci Rosie, tej szorstkiej małej kobiecie, która podpisuje nasze czeki z wypłatą i dzierży prawo własności do naszych mieszkań, oboje jesteśmy tchórzami.

Czuję ucisk w żołądku i chowam twarz w dłoniach, starając się uciszyć pytanie, które głośno rozbrzmiewa mi w głowie. „Czy teraz, niemal dwadzieścia lat później, masz odwagę, żeby odkupić swoją winę?”.ROZDZIAŁ 4

Emilia

Wkładam fartuch, zdeterminowana, by uwolnić się od myśli o Włoszech i biednej cioci Poppy. Na blacie kuchennym kładę najcenniejszą rzecz, jaką posiadam – książkę kucharską mamy – i zabieram się do pracy.

We Włoszech, gdzie dorastali _nonna_ i wujek Dolphie oraz ciocia Poppy, to ciasto nazywano _dolce pizza_, czyli słodką pizzą. Mieszam łyżeczkę proszku do pieczenia z cukrem i mąką, podczas gdy Drapek zatacza ósemki wokół moich kostek. Moja starsza siostra, która nigdy nie nauczyła się piec (bo niby po co, skoro miała siostrę, żeby robiła to za nią?), nie ma pojęcia, że przygotowanie tego słodkiego placka wypełnionego kremem o smaku cynamonu i skórki pomarańczowej oraz drylowanymi wiśniami w syropie Amarena Fabbri zajmuje więcej czasu, niż potrwa nasze dzisiejsze spotkanie klubu książki.

Mój telefon zaczyna dzwonić. Na wyświetlaczu widzę imię siostry, więc włączam głośnik, żeby móc jednocześnie mieszać i rozmawiać.

– Cześć, Dario. Właśnie robię _pizza di crema_.

– To dobrze. Posłuchaj, Emmie, właśnie widziałam na Grouponie świetną ofertę wyjazdu all inclusive do Tropicany w Atlantic City. Pomyślałam sobie, że fajnie byłoby się tam wybrać z Donniem. Czy jeśli wykupię wyjazd, popilnujesz dziewczynek w jakiś weekend? Może jesienią?

Wlewam masę do foremek, nie zawracając sobie głowy wyskrobywaniem jej z dna miski.

– Tak, jasne.

– Dzięki. Jesteś najlepsza, Emmie.

Uśmiecham się.

– Ty jesteś lepsza.

Zamiast kontynuować nasz dziecięcy rytuał i odpowiedzieć „Ty jesteś najlepszejsza”, zmienia temat.

– Spotkanie klubu książki zaczyna się o siódmej, ale potrzebuję cię tutaj jak najszybciej – wzdycha znacząco. – Oczywiście Donny wybrał sobie pierwszy weekend roku szkolnego na wyjazd w delegację. Nie uwierzysz, ile zadań domowych ma Natalie. A Mimi ma przynieść na jutro babeczki. – Podnosi głos. – I ktoś zapomniał mi o tym powiedzieć!

Biedna Mimi. Jest tak samo roztargniona jak ja, kiedy miałam siedem lat.

– Wkładam właśnie ciasto do piekarnika. Będę u was, jak tylko się upiecze.

– Super.

Ma się właśnie rozłączyć, kiedy wyrzucam z siebie nowinę.

– Dostałam dziś list. Od cioci Poppy.

– O matko! Czego chciała?

Przejeżdżam szpatułką po dnie miski i pakuję ją do ust, ciesząc się, że nie rozmawiamy przez FaceTime.

– Chce mnie zabrać na wakacje. – W moim wnętrzu rodzi się jakieś nieznane uczucie i uśmiech wypełza mi na wargi. Sięgam po następną łyżkę ciasta. – Do Włoch.

– No cóż, i tak nie możesz pojechać. _Nonna_ nigdy ci na to nie pozwoli. Niech weźmie inną siostrzenicę. Może Carmellę. Na pewno nie Lucy. – Wybucha śmiechem. – Nikt o zdrowych zmysłach nie puściłby tej dziewczyny bez nadzoru za granicę.

Wylizuję szpatułkę.

– Decyzja należy do Poppy, nie do babci Rosy.

– _Nonna_ nienawidzi Poppy – oświadcza Daria, ignorując moje słowa. – Wiesz o tym.

– Ale dlaczego, Dar? Poppy jest jej siostrą.

– Ma swoje powody. Musimy to uszanować.

– Zamierzam z nią porozmawiać.

– Nie rób tego!

– Mam szansę wyjechać do Włoch, Dar. Nie zamierzam jej zmarnować tylko dlatego, że _nonna_ ma z tym jakiś problem.

– Jakiś problem? – Moja siostra podnosi głos, a ja zbieram się w sobie, bo już wiem, co za chwilę usłyszę. – _Nonna_ może nie jest idealna, ale poświęciła dla nas całe życie, Emmie. Była dla ciebie jak matka.

To jej karta atutowa, której używa zawsze, żeby mnie powstrzymać. Czuję, jak robi mi się ciężko na sercu. Odkładam telefon. Zatykam zlew korkiem i odkręcam kurek. Pocierając bliznę, czekam, aż zlew się napełni. Moja siostra potwierdziła to, co sama myślałam. Nie mogę pojechać do Włoch. Takie zachowanie byłoby niewybaczalnym wykroczeniem przeciw lojalności wobec kobiety, która mnie wychowała. Poppy będzie musiała znaleźć sobie inną towarzyszkę podróży, może kogoś z drugiej strony rodziny. Ale, przypominam sobie, przecież cioteczna babka nie ma drugiej strony rodziny. Nigdy nie miała. Nigdy nie będzie miała. Podobnie jak ja, jest singielką… i drugą córką.

Miałam siedem lat, kiedy po raz pierwszy poczułam powiew Klątwy Drugich Córek z Rodziny Fontanów. Na zajęcia z nauk społecznych mieliśmy przygotować drzewo genealogiczne. Wybrałam rodzinę ze strony mamy – Fontanów. Po przyjrzeniu się mojej pracy przez trzy sekundy siostra Regina wyrzuciła z siebie coś, czego ja wcześniej nie zauważyłam. Czego być może nie chciałam zauważyć.

– Spójrz na niezamężne kobiety w twojej rodzinie. – Nachmurzyła się i spojrzała uważniej. – To ciekawe. Wszystkie są drugimi córkami.

Poprawiłam okulary i przyjrzałam się wykonanym z filcu gałęziom i liściom, na których pracowicie wypisałam nazwiska moich przodków. Zawsze wiedziałam, że ciotka babci Rosy, Blanca, była niezamężna. To właśnie z jej powodu moi pradziadkowie nie mogli przyjechać do Ameryki. Wiedziałam także, że siostra mojej babci, cioteczna babcia Poppy, jest starą panną, jak mówiła o niej _nonna_ Rosa. Ale śledząc palcem kolejne gałęzie rodzinnego drzewa, odkryłam, że kuzynki babci – Apolonia, Silvia, Evangelina, Martina i Livia – także były samotne. I także były drugimi córkami. Moje oczy powędrowały w dół jak spadający liść. A tam, jasno i wyraźnie, odczytać można było nazwiska na mojej gałęzi drzewa genealogicznego Fontanów.

Przejechałam palcem od mojej matki, Josephiny Fontany Lucchesi Antonelli, i mojego ojca, Leonarda Phillipa Antonellego, do liścia z imieniem mojej siostry Darii. A potem przesunęłam go na prawo, gdzie widniałam ja – Emilia Josephina Fontana Lucchesi Antonelli. Druga córka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: