Tuptuś, samotny jeżyk - ebook
Tuptuś, samotny jeżyk - ebook
Zgubione… porzucone… zaniedbane? Odtąd ich domem będzie „Cichy kąt”!
W idealnym świecie takie miejsce jak schronisko „Cichy kąt” nie byłoby potrzebne. Jednak Ewa i Karol Mareccy, których rodzice prowadzą schronisko, wiedzą, że w życiu nie zawsze jest idealnie. Codziennie zjawia się nowe zwierzę, które potrzebuje pomocy!
Ewa znajduje w stodole ślicznego jeżyka. Razem z bratem sprawdzają na stronie internetowej Pogotowia Jeżowego, jak powinni się nim właściwe opiekować. Rodzeństwo postanawia odnaleźć rodzinę jeża, aby Tuptuś mógł do niej wrócić. Ewa i jej przyjaciółka Ania odkrywają, że pozostałe jeże są w ogromnym niebezpieczeństwie. Czy uda im się je uratować?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7895-600-6 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ewo, jesteś tam? – zawołał Karol Marecki.
Ewa usłyszała dobiegający z dołu głos brata. Dzieci właśnie skończyły przygotowywać podściółkę i pokarm dla kuca Róży i osiołka Mikiego. Teraz dziewczynka leżała na plecach i spoglądała na pokryte pajęczynami belki pod stropem starej stodoły pana Tomasza Ignatowicza.
– Jestem na górze! – odpowiedziała.
Karol jej nie usłyszał i wybiegł na podwórze, cały czas nawołując siostrę.
„Ale mi się tu podoba! Mogłabym tak leniuchować w nieskończoność” – rozmarzyła się Ewa, leżąc między pachnącymi belami słomy, na stercie sięgającej niemal pod sam dach.
Na podwórzu jej tata rozmawiał z rolnikiem.
– Jestem panu winien zapłatę za sześć beli słomy i sześć siana – podsumował Marek, podliczając bele leżące w jego furgonetce.
– Nadal szuka pan domu dla tego małego kuca szetlandzkiego? – spytał pan Tomasz.
– A jest pan zainteresowany? – odparł z nadzieją w głosie Marek.
– Teraz już nie, moja córka Ela jest dorosła i się wyprowadziła. Tak tylko się zastanawiałem.
– Sami nie mamy pewności. Ewa wierzy, że to nasza sąsiadka w końcu przygarnie Różę. Póki co cały czas widnieje na naszej stronie internetowej, razem z uroczym Mikim!
Tomasz zaśmiał się.
– Ryk tego osła niesie się przez pola aż tutaj!
– Czyli pan się nie pisze? – uśmiechnął się szeroko Marek.
Ewa przewróciła się na brzuch, spoglądała na dół i nasłuchiwała.
– Raczej nie… – odrzekł pan Ignatowicz. – Zresztą mamy teraz sporo pracy przy budowie nowego domu dla Adama. Dostaliśmy już pozwolenie na budowę i zaczęliśmy przygotowywać fundamenty. Chodźmy, pokażę panu.
Ewa popatrzyła, jak obaj mężczyźni oddalili się, a po chwili westchnęła i położyła się z powrotem na plecach. „Jaka szkoda, gospodarstwo Ignatowiczów byłoby świetnym miejscem dla Mikiego” – pomyślała.
Zawiesiła wzrok na oświetlonej strumieniem światła ogromnej pajęczynie, gdy Karol ponownie zbliżył się do stodoły, nieprzerwanie wołając.
– Ewo! Gdzie jesteś? Obiecałem panu Tomaszowi, że zamieciemy podwórze. Nie mam zamiaru robić tego sam. Musisz mi pomóc!
Dziewczynka raz jeszcze westchnęła, po czym usiadła.
– No dobrze, zaraz zejdę – odpowiedziała.
– Natychmiast! – zdenerwował się Karol, kiedy dostrzegł siostrę. W ręku trzymał wielką miotłę.
Ewa zeskakiwała z piętra na piętro, ześlizgując się bela po beli.
– Jupi! – wołała przy tym.
– Bierz się za zamiatanie! – rzucił Karol z grymasem na twarzy. To mówiąc, wręczył jej miotłę i oboje zaczęli sprzątać.
– Ale ta miotła jest ciężka! – stęknęła Ewa po kilku minutach.
– Bla, bla, bla – przedrzeźniał ją brat.
– Właśnie, że jest! Hej, uważaj! Co to takiego? – dziewczynka przestała pracować, gdy pośród słomy dostrzegła jakiś ruch.
– Nic, coś ci się przywidziało – wymamrotał Karol i z powrotem chwycił za miotłę. – No dawaj, doprowadźmy to podwórko do porządku!
Pośród siana coś znowu zaszeleściło.
– Nie, naprawdę coś tam jest – rzekła stanowczo Ewa. – Poczekaj chwilę, sprawdzę to.
Ostrożnie przyklęknęła, uniosła garść słomy i nie zdziwiła się, gdy ujrzała wpatrzoną w nią parę błyszczących oczu.
– Co to? – zainteresował się Karol. – Mysz polna?